Żyła szedł przodem. Przy jego nodze dreptał napakowany, niczym Ronnie Coleman w szczycie formy, Wieprz. Pies węszył czujnie wokół, jednocześnie prężąc potężne mięśnie upakowane ciasno pod cienką skórą.
- Uszanowanie panom - rzucił Żyła na powitanie - Ekipa ratunkowa przybyła - oznajmił i oparł się ścianę obserwując szykującego się do roboty Dicka..
- A pan Lao zaszczyci nas swoją obecnością? - zapytał Vadim.