Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-04-2020, 15:30   #43
Pan Elf
 
Pan Elf's Avatar
 
Reputacja: 1 Pan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputację
Jane stanęła przed drzwiami mieszkania Daniela Colemana, a przynajmniej pod adresem, który otrzymała od zaprzyjaźnionego konstabla. Dopiero teraz naszły ją silniejsze wątpliwości. Co jeśli faceta nie było w domu? Może wciąż gościł u młodej Gattisówny? Tam na pewno się nie wybierze, bo w jej towarzystwie nie uda jej się uzyskać żadnych cennych informacji. Czy Jane miała jakiś awaryjny plan, gdyby jednak Colemana nie było w domu? Nie. Działała spontanicznie, kierując się intuicją. Zanim więc zapukała, przyłożyła ucho do drzwi i przez chwilę nasłuchiwała. Niewiele jednak to dało, więc wzruszyła jedynie ramionami i zastukała trzykrotnie. Zaraz później dobiegł ją przytłumiony dzielącą ich ścianą, męski głos - czyli jednak był w domu!

- Jane Price - odpowiedziała dziennikarka na zapytanie. W pierwszym odruchu miała ochotę na jakiś niewyszukany żart, typu: policja! albo rymujące się: hipopotam, jednak szybko zrezygnowała z tych pomysłów. To nie był dobry czas na takie żarty.

Gdy Daniel otworzył drzwi, Jane z miejsca zaczęła. - Jestem dziennikarką, która pana znalazła wczoraj na pokładzie jachtu Gattisa - wytłumaczyła, w razie gdyby Daniel nie miał pamięci do imion.

- A tak, pamiętam. Oczywiście - Daniel uśmiechnął się na powitanie. - Co panią sprowadza? - Zrobił dziennikarce przejście, zapraszając ją do środka. - Czytała pani, że stary Dwayne zniknął? Znaczy nasz latarnik. Dziwne. Dziwne… -

Jane odwzajemniła uśmiech i skorzystała z zaproszenia, wymijając Daniela i z zaciekawieniem przyglądając się skromnemu wnętrzu mieszkania. Z miłym zaskoczeniem zauważyła, że w pomieszczeniu panował porządek - zupełnie inaczej, niż w jej własnym mieszkaniu. To dobrze świadczyło o Danielu. No i fakt, że nie zamknął jej drzwi przed nosem, jakby zapewne zrobiła to młoda Gattisówna lub jej ponury wuj Samuel.

- Będzie łatwiej, kiedy nie będziemy sobie paniować i panować. - Jane zwróciła się do Daniela, kiedy ten zamknął za sobą drzwi. Wyciągnęła w jego stronę rękę. - Jane. No i żadna ze mnie pani, nie jestem mężatką - dodała wesoło.
- Daniel - Marynarz odwzajemnił uścisk ręki.

- Wracając do twojego pytania, czy to nie oczywiste? Sprowadza mnie tutaj między innymi twoja historia, Danielu - powiedziała, po czym przeszła się po mieszkaniu, przyglądając się różnym przedmiotom i na dłuższą chwilę zatrzymując się przy oknie. - Chcę rozwikłać zagadkę opuszczonego jachtu Gattisa i jego załogi, a ty wydajesz się być kluczem do tego. Masz może kawę? - spytała, odwracając się znowu do mężczyzny.

- No tak... - Daniel podrapał się po głowie zmieszany. - Może kawy? - Zreflektował się po chwili zerkając w stronę aneksu kuchennego. - Cukru nie mam, ale powinienem gdzieś znaleźć trochę wanilii. No i mam mleko. Dzisiejsze. - Zaproponował nastawiając czajnik. Jane gestem podziękowała za mleko. Piła czarną kawę, słodzoną zazwyczaj dwiema łyżeczkami cukru. Wanilia tym razem musiała jej wystarczyć.

- Pewnie Jacqueline by się to nie widziało. Rozmowa znaczy. Wiesz… trudny temat. Szczególnie dla niej. Ale powiem to co wszystkim. Zupełnie nic nie pamiętam. Pustka. Ciemność. Lekarz twierdzi, że to niby normalne i pamięć wróci z czasem, ale nie wiem… Wszystko wydaje się takie mętne. - Rozłożył bezradnie ręce.

- Zwracając aż taką uwagę na jej widzimisię, to równie dobrze możemy uznać, że nie ma żadnej sprawy do rozwiązania - Jane odparła obojętnym tonem. - W policji również nie pokładałabym zbyt wielkich nadziei. Tutaj potrzeba kogoś upartego i nieograniczonego procedurami. Kogoś dociekliwego i z kontaktami. Kogoś takiego jak ja.

- Cóż, jeśli natomiast chodzi o twoją pamięć, to nie liczyłam na jakieś zmiany względem wczorajszego poranka. Powiedz mi jednak, co znajdowało się w dzienniku kapitana? Widziałam przed wyjściem z kajuty, że po niego sięgałeś.

- Sprawa do rozwiązania z pewnością jest i nie ma bardziej zmotywowanej osoby od Jacqueline. Po prostu nie musi o każdym, najmniejszym szczególe zaraz wiedzieć całe miasto. Każdy ma prawo do prywatności. - Marynarz powiedział głosem twardszym niż dotychczas, ale szybko złagodniał.
- W dzienniku nie było wiele więcej. Gdzieś dopłynęliśmy. Po dwudziestu? Trzydziestu dniach? Nie pamiętam dokładnie, a nie było wspomniane gdzie. No i po tym zaczynał się jakiś nonsens. Że niby zaczęli szaleć i na pokładzie było coś jeszcze. Jakieś drapieżne zwierze? Może policja znalazła jakieś ślady na Eonie.

Jane zignorowała kwestię Jacqueline, miała co do tego zupełnie inne zdanie, ale kłócenie się z potencjalnym kochankiem młodej bogaczki mijało się z sensem. Ciekawa była jednak, co takiego w niej widział. Czy była to kwestia majątku? A może wątpliwej urody? Nie zamierzała pytać, nie przyszła tutaj w sprawie plotek.

- Nonsens? Zdecydowanie chciałabym coś więcej o tym usłyszeć. Co dla jednych może być bełkotem, dla innych okazuje się cenną poszlaką. - Panna Price widocznie się zainteresowała, podejmując temat. - Policja nie była w stanie znaleźć ciebie, Danielu, na pokładzie jachtu, więc liczysz, że znaleźli jakieś ślady? Nie wydaje mi się. Jednak zanim weszłam do kajuty, w której smacznie sobie drzemałeś, natrafiłam na ślady zadrapań na deskach pokładu. I słyszałam coś… Jakby coś ciężko pełzającego.

- Dziwna sprawa z tym pełzaniem… Ale łodzie i morze potrafią wydawać najdziwniejsze dźwięki, szczególnie dla kogoś nieobytego. - Danielowi nagle przerwał gwizd gotującej się wody. Zalał kubek niedawno zmielonej kawy dla Jane i po chwili dodał kawałek laski wanilii wyciągniętej z małego słoiczka schowanego w głębi szafki.

Gotową kawę postawił na blacie, obok otwartej butelki mleka. Miskę po swoim śniadaniu szybko wstawił do zlewu. - Jak już mówiłem, nie mam cukru. Prosze siadać. - Wskazał na fotele pod biblioteczką. Sam po chwili rozsiadł się na swoim i wrócił do nieco już przestygniętej kawy. Jane dołączyła na drugim fotelu.

- Wracając do dziennika to słyszała pani już wszystko. Wiele dni nawet nie było zaznaczonych choćby datą. We wcześniejsze wpisy nie zaglądałem. W końcu to nie mój dziennik i nie mój jacht.. - Daniel wzruszył ramionami i zamilkł na chwilę.

- Wystarczy Jane, naprawdę - przypomniała uprzejmie dziennikarka.

- Ale ale… wspomniałaś o znajomościach. Myślisz, że mogłabyś się dowiedzieć czy wiadomo coś więcej w sprawie latarnika? Starego Dwayna? Czasem z nim piłem pod jego latarnią i nawet polubiłem dziwaka. - Na twarzy Colemana pojawił się lekki uśmiech.

Jane sięgnęła po kubek gorącej kawy i dmuchnęła dwa razy, po czym upiła łyk. Przymknęła wtedy na moment powieki, delektując się smakiem pobudzającego napoju. Kiedy odstawiła naczynie z powrotem na stolik, uniosła spojrzenie niebieskich oczu na Daniela i westchnęła.
- Właśnie, odnośnie pana Burnetta… - zaczęła, wodząc palcem po brzegach kubka. - Rozmawiałam z nim wczoraj i być może jestem ostatnią osobą, która go widziała. Nie sądzę, bym trafiła na listę podejrzanych, ale z pewnością ułatwi mi to zdobycie interesujących informacji. W rozmowie ze mną wspominał coś o poszukiwaniach tajemniczej wyspy… Coś ci to mówi? Pamiętasz, co było celem waszej wyprawy?- spytała, po czym znowu upiła solidny łyk kawy.

- Chyba nie? - Daniel odpowiedział niepewnie. - Ale mogła być to równie dobrze wyspa, co którykolwiek z portów. - Dokończył już bardziej zdecydowanym tonem. - Dwayne opowiadał mase historii, ale tej nie słyszałem. Podawał jakieś szczegóły? - Wyraźnie się zaciekawił.

Jane sięgnęła do swojej torebki i wyciągnęła z niej swój notatnik dziennikarski. Przekartkowała go pośpiesznie, szukając zapisków z rozmowy z latarnikiem. Pamiętała co prawda całą rozmowę, ale zawsze wolała się upewnić.
- Obawiam się, że rozmowa była skąpa w szczegóły - powiedziała w końcu, odkładając notatnik z powrotem do torebki. - Przypominała bardziej morskie legendy o poszukiwaniu skarbów i tejże zaginionej wyspy. Podróżnicy mieli ponoć wracać niestety z pustymi rękoma. Burnett wspominał także o tym, że widywał jacht Gattisa, jak wiele razy opuszczał port i zawsze w tym samym kierunku. Może i tym razem mieliście wypłynąć w tę samą stronę?

- Kierunek wypłynięcia to już coś. Można by wyznaczyć azymut, określić jakąś średnią prędkość. Coś oszacować. - Zadumał się Daniel.

Panna Price westchnęła, opierając się ciężko o oparcie fotela. Kubek kawy był już prawie pusty.
- Coraz więcej pytań i jak do tej pory żadnej odpowiedzi. Frustrujące - stwierdziła, po czym podniosła się i zaczęła zbierać się do wyjścia. - Dziękuję, Danielu, za kawę i rozmowę. Na mnie już czas. Jeśli mam dowiedzieć się czegoś o starym Burnettcie, to powinnam teraz być na komisariacie, a nie na kawie w mieszkaniu obcego mężczyzny. - Uśmiechnęła się i puściła oczko do Colemana, wskazując, że nieszczególnie jej to przeszkadzało. - Będziemy w kontakcie, mam twój numer.

- Więc podaj mi jeszcze swój. Może się przydać. - Zaproponował marynarz szybko znajdując ołówek na regale z książkami i zapisując numer w niewielkim kalendarzu leżącym na jednej z półek.

Jane narzuciła na siebie swój płaszcz, wzięła torebkę i kiedy stała już przy drzwiach, odwróciła się jeszcze do Daniela.
- Chyba że chcesz się wybrać ze mną na komisariat?

- W sumie czemu nie? I tak nie mam nic zaplanowanego na rano. - Przytaknął. - Tylko daj mi chwile, narzuce na siebie coś więcej. - Szybkim krokiem ruszył do małej sypialni. Na podkoszulek założył prostą, białą koszulę i zrezygnował z marynarki bo jedyna jaką miał, okazała się być przyozdobiona dość sporej wielkości plamą. Na szczęście było ciepło, a z każdą godziną słońce coraz bardziej rozgrzewało Santa Cruz. Banknoty z kieszeni przełożył do starego portfela, notatnik umieścił w kieszonce koszuli i był już gotów.
Gdy po chwili wyszedł z sypialni, uśmiechnął się przepraszająco do Jane jakby kazał czekać na siebie niewiadomo ile. Butów miał dwie pary, więc wyborowi nie poświęcił ani chwili. Założył te bardziej wyjściowe w odróżnieniu od tych bardziej roboczych w których został znaleziony, a na głowę zatknął letni, lekki kapelusz.

- Piechota, czy łapiemy taksówkę? - zapytał reporterki.

- Taksówka - odparła Jane i razem opuścili mieszkanie Colemana.
 
Pan Elf jest offline