Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-04-2020, 17:47   #60
Lechu
 
Lechu's Avatar
 
Reputacja: 1 Lechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputację
Młody mężczyzna okazał się ochotnikiem do roli strażnika. Artur nie starał się grać kogoś kim nie był. Niewysoki, przy kości i z widłami w rękach był prawdziwy do szpiku kości. Wspomnianego przez Gretę kapłana dobrze znał jednak wspomniał, że ostatnimi czasy nie widział. Można było śmiało mówić o zaginięciu, bo ojciec Weiss nie pojawiał się w Munkenhof od dobrego miesiąca. Ponoć wioskowi byli na cmentarzu, ale nic ciekawego nie znaleźli. Winckler podejrzewał, że chłopi szukali w sposób uniemożliwiający znalezienie czegoś podejrzanego. W końcu gdyby na coś natrafili musieliby się bardziej przyłożyć. Z resztą prosty człowiek nie był niczemu winny. No może poza brakiem wysłania gońca do Bechafen. Chociaż nie wykluczone też było, że wieśniacy posłali kogoś kto obecnie znajdował się kilka stóp pod ziemią za sprawą Herr Matthiasa…

Za zagadką zamkniętej bramy stał sołtys, który podejrzewając złe moce o zabicie kapłana zdecydował odgrodzić wieś od świata zewnętrznego. Było to całkiem mądre posunięcie. Bastian musiał pamiętać aby wraz z pozostałymi odwiedzić wspomnianego sołtysa. Póki co jednak zapowiadało się na wizytę w karczmie. Podróżni byli wycieńczeni, a Artur tak zachwalał tamtejsze trunki, że aż serce rosło.

Droga do karczmy nie należała do przesadnie długich. Można było się rozeznać w topologii wsi i nacieszyć oko widokiem cywilizacji nie upchanej tak gęsto jak w miastach. Zgiełk miast miał co prawda swój klimat, ale każdy ceniący sobie spokój wybrałby za ojczyznę wieś. Z rozmyślań łowcę wampirów wyrwało dziecko. Mała kilkuletnia blondynka w niebieskiej sukience podbiegła do niego i Grety. Jej sen o parze podróżników mógł być wymysłem, ale Winckler zdecydował się jej pomóc. Może zgubiła psa i nie miała kogo poprosić o pomoc?


Greta jako pierwsza zadała jej dwa pytania. Wiedzieli już jak wyglądał i nazywał się pies. Szczeniak był podarkiem od ojca Pietera. Być może zwierzak wyczuł trop kapłana i pobiegł chcąc sprawdzić co u niego. W końcu to duchowny odebrał psiaka od wędrownego kramarza. Zaciekawienie łowcy wzbudziła kobieta której głos słyszała Klara. Nie był pewien co oznaczało stwierdzenie „czułam, że powinnam tam iść” jednak niewykluczone było, że jakaś zmora chciała zwabić w swe sidła bezbronne dziecko.

- Co to była za Pani? Słyszałaś już kiedyś jej głos? – zapytał tym razem łowca wampirów.

- Nie... nigdy wcześniej go nie słyszałam. I nie wiem, kto to był, ale mama zabroniła mi chodzić do lasu, gdy jej o tym opowiedziałam.

Winckler chciał wyeliminować z kręgu podejrzanych kobiety zamieszkujące wioskę. Statystyka wskazywała, że za większością porwań, zabójstw i kradzieży stały osoby znające ofiary.

- Jak daleko od wsi uciekł ci piesek? Było tam coś charakterystycznego? Jakiś głaz albo wielkie złamane drzewo? – Winckler chciał dowiedzieć się w jakim miejscu musiałby podjąć trop szczeniaka. Niestety tego wieczoru powietrze było tak wilgotne i mroźne, że łowca wampirów podejrzewał, że spadnie deszcz, po którym nie będzie w stanie złapać tropu małego pieska.


- Tosiek uciekł w krzaki niedaleko wąskiej ścieżki przy palisadzie. To będzie tam. - Wskazała palcem północną stronę wioski, dokładnie między dwoma chatami. - Proszę, znajdźcie Toś...

Nagle do uszu Bastiana doszedł skowyt bardziej pasujący do hipogryfa aniżeli grubej, obdarzonej rudą grzywą kobiety. Jej wzrok kiedy spotkał się ze spojrzeniem łowcy wampirów był wyzywający i nachalny. Winckler wytrzymał spojrzenie nieznacznie się uśmiechając. Wydawało mu się, że również z tego powodu kobieta trzasnęła drzwiami tak mocno jakby miała nimi przeciąć świniaka na pół.

Winckler dostrzegł wielkie ptaszysko na dachu chatki jednak nie dopatrywał się w tym drugiego dna. Miał pojęcie co symbolizował kruk i co mogło oznaczać jego przyglądanie się w całkowitej ciszy. Mógł to być znak od Boga Snów, ale równie dobrze mógł to być przypadek…


Karczma „Przy promie” była niemal całkowitą przeciwnością lokalu, który prowadził Herr Matthias. Przyjemna dla oka, stabilna konstrukcja była akurat w remoncie co dobrze świadczyło o jej gospodarzu. Po otwarciu drzwi okazało się, że gospoda była przepełniona. Po woni Bastian szacował, że większości gości przyszła ucztować od razu po ciężkiej, fizycznej pracy. Szybki rzut oka łowcy wampirów wystarczył aby wyłapać schody na piętro, szynkwas, wędzarnie ryb i gospodarza, którym był krępy, uśmiechnięty krasnolud. Jak to Khazad karczmarz od razu przeszedł do rzeczy.

Greta, która jako pierwsza zajęła głos przedstawiła wszystkich. Słysząc swoje imię Bastian skinął lekko głową. Hansen zasypała brodacza pytaniami jednak nie było to bezcelowe. Winckler również uważał, że tawerna była dobrym miejscem na pozyskanie informacji. Kto jak kto, ale prości farmerzy lubili plotkować. Barug mógł zatem wiedzieć coś wartościowego o zaginięciu ojca Pietera. Manfred jak zwykle nie zapominał o obowiązkach wspominając o spotkaniu z sołtysem. Kto jak nie główny zarządca wsi miał wiedzieć co się w niej działo…

- Czy słyszałeś gospodarzu o jakichś incydentach z nieumarłymi, kultami chaosu albo bezczeszczeniem zwłok w tle? – zapytał basowym tonem Winckler. – Może zaginął ktoś jeszcze, nie tylko ojciec Weiss?

Bastian chciał dowiedzieć się jak najwięcej, a po krótkim wypoczynku udać się na spotkanie z sołtysem. Gdyby było już za późno mogli go też odwiedzić dnia następnego. Winckler podejrzewał, że lada chwila lunie, a trop zostawiony przez Tośka przepadnie. Co prawda pies stanowił dość niski priorytet, ale mogli się tym zająć skoro i tak mieli w planach opuszczać granice wsi.
 
Lechu jest offline