Gustav i Katja czym prędzej ruszyli do przewężenia i ustawili się w pozycji obronnej. Ludzie uciekli do bramy, a obok bohaterów zostało dwóch mężczyzn, lecz gdy tylko zorientowali się co się świeci jeden z nich wykonał taktyczny odwrót i spierdzielił do tłumu. Na szczęście drugi z nich był na tyle przytomny lub szalony, jeden pies, że został i chwytając w locie dwa wiadra stanął obok nich. Nastąpiła chwila ciszy, po której z ciemności wyleciały skaczące punkty w ilości niemożliwej do policzenia. Futrzasta masa mknęła wprost na nich a jedynym ratunkiem było nie ulec.
Uderzenie, a właściwie %#^@#^@ o tarcze było bardzo mocne i gdyby nie twarde podłoże zostaliby przesunięci o kilka stop dalej. Szpony ze wściekłością wbijały się w szpary pomiędzy tarczami, lecz żaden z obrońców nie oberwał, głównie dlatego że obrońcy skupili się na obronie a nie na ataku. Nawet mężczyzna z wiadrami przetrwał natarcie co zdziwiło całą trójkę. Wnet, ponad ich głowami przekoziołkował jeden z atakujących potworów, przygrzmocił w skalne sklepienie i leciał dość nieskładnie stąd można było przyjąć że nie miał zamiaru przeskakiwać obrońców, tylko został przez swoich pobratyńców wyrzucony. Stwór wstawał powoli oszołomiony uderzeniem i upadkiem, lecz widać że swe kroki miał zamiar kierować w stronę obrońców, gdyż stali najbliżej.
Słowa Machavelliana przemówiły strażnikowi do rozsądku, rzucił w jego kierunku jakieś słowo którego szlachic nie rozumiał z uwagi na gwar i zaczął odryglowywać bramę, co w pojedynkę było trudniejsze, zdejmował jakieś zabezpieczenia jeden po drugim aż w końcu stanął na środku aby podnieść bele blokującą oba skrzydła. W tym samym momencie do jaskini wpadł nieproszony gość, w świetle dnia wyglądał jak diabeł wcielony, tylko rogów mu brakowało. Ludzie zareagowali błyskawicznie, naparli na bramę tak mocno że Machavellian powinien uskoczyć aby nie zostać stratowanym, i tak też próbował uczynić, lecz niezbyt dobrze mu to wyszło i teraz czuł na klatce piersiowej ukłucie prawdopodobnie wystającego gwoździa. Aczkolwiek nie to było najgorsze, tłum po chwili popuścił na tyle że szlachcic mógł się poruszyć i zauważył, a chyba bardziej usłyszał wrzask zablokowanego strażnika. Jego dłonie utknęły pomiędzy belką a wieszakami. Biedak próbował je wyciągnąć, lecz siła nacisku była zbyt duża. Problemem było to że nieszczęśnik ciągnął do góry, gdyby tak jego ręce były poziomie albo opadały w dół ... możłiwe ze belka zsunęłaby się z wieszaków, mieląc palce strażnika, otwierając tym samym brame i ratując więźniów z opresji.
Gladin szedł w dół zbocza, powoli kończyła się łąką a zaczynały krzewy i dalej drzewa. Niziołek zauważył na swojej drodze małą drewnianą chatę, wokoło której znajdowało się niskie ogrodzenie, okalające mały ogródek warzywny i pasącą się kozę. Z wątłego budyneczku wystawał wysoki na dwa sążnie maszt do którego przymocowana była naprężona lina której koniec ginął gdzieś w lesie. Nachylenie zbocza było od tego miejsca większe, ale dalej dało się chodzić w górę w i w dół, z tym że o wiele wolniej.
__________________ ORDNUNG MUSS SEIN Odpowiadam w czasie: PW 24h, disco: 6h (Dekline#9103) |