Całe życie, krótkie, spędzone w luksusie i wygodach jakich dostąpić może jedynie szlachetnie urodzony obywatel Imperium stanęło Machavellianowi przed oczami. Próbował panować nad strachem, lecz ogarniała go zwierzęca panika. Choć oddawał cześć Sigmarowi, modlił do Shallyai i Vereny miał przerażające przeczucie, że po drugiej stronie, za bramą Morra nie ma nic prócz nicości, że jego istnienie zakończy się wraz z ostatnim haustem powietrza.
Wyciągnął sztylet a potem zaczął dźgać na oślep robaków którzy go stratowali i zniweczyli starania by wydostać z tej przeklętej jaskini. Próbował przebić się do drzwi a potem nie zważając na strażnika odsunąć belkę. |