Grimm wciągnięty w szeregi towarzyszy z ostatniej linii obrońców, zdołał łyknąć trochę powietrza, sapiąc niczym krasnoludzki miech parowy. Wspierał się na wysłużonym toporze i lustrował pole bitwy.
- Co za przygoda, każdej chwili szkoda - wycharczał, spluwając gdzieś w bok. - Końca nie widać. No dobra, bratkowie, trzeba pomóc naszemu czarodziejowi, bo sam nie zdzierży.
Nie zamierzał zostawiać Caspara na pastwę szkieletów. Podejrzewał, że po rzucaniu zaklęć, mężczyzna będzie ledwo żywy i będzie trzeba go wesprzeć mocnym ramieniem. Niederlitz wyglądał jakby sam zaraz miał zmienić się w kościotrupa. |