Wczesny wieczór 23 Brauzeit 2518 KI, grobowiec magistra Arforla
Upewniwszy się, że jego koń jest bezpieczny, Karl Peter Niers położył dłoń na rękojeści wiszącego przy pasie miecza i razem z Hansem wkroczył na dziwaczną polankę. Czuł pewne napięcie wiedząc, że grobowiec przez blisko trzysta lat ukryty był przed oczami śmiertelników pod potężną i kunsztownie uwitą iluzją, a unosząca się w prastarym miejscu aura przyprawiała Altdorfczyka o gęsią skórkę.
Na polanie nie było żadnych owadów. Ani jeden komar nie unosił się w powietrzu z jękliwym zawodzeniem miniaturowych skrzydełek, chociaż pośród kordonu drzew roiły się całe ich chmary.
Niers zerknął ponad ramieniem na wciąż siedzącą w siodle Lautermann, oglądającą z nieudawanym zainteresowaniem szczyt kamiennej kolumny. Valdemar stał przy jej strzemieniu nie potrafiąc się chyba zdecydować, czy pójść śladem Karla, Hansa i Felixa.
Asekurując się wzajemnie z Hansem, Niers podszedł do podstawy wzgórza, będącego w jego mniemaniu całkowicie wyzbytym śladów roślinności ziemnym kopcem. Rozglądając się przez cały czas wokół siebie, nie potrafił się wyzbyć wrażenia, że przekraczając granicę dziwnej polany wkroczył do zupełnie innego świata.
Gładkiej kamiennej powierzchni wieży nie zdobiły żadne dekoracje, żadne płaskoryty. Co zaskakujące, budowla nie miała też ani jednego okna. Strzelista kolumna wznosiła się na jakieś czterdzieści stóp, zwieńczona prawdopodobnie płaskim dachem. Wokół panowała kompletna cisza - tak głęboka, że Niers słyszał wyraźnie dźwięk oddechu stojącego opodal Hansa.
- Tu nie ma żadnych drzwi - mruknął zbity z tropu osiłek. Niers kiwnął mu uspokajająco głową, a potem powolnym ostrożnym krokiem obszedł wieżę wokół.
Nie znalazł żadnych drzwi, co z miejsca pogłębiło jego własną konsternację. Oszacowawszy w myślach wysokość budowli powrócił wraz z Hansem do miejsca, w którym wspiął się na szczyt pagórka i pomachał ręką w dół, w stronę zsiadającej z konia Ametystowej Czarodziejki.