Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-04-2020, 19:21   #29
kanna
 
kanna's Avatar
 
Reputacja: 1 kanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputację

Robin zamarła. Ktoś był na górze? Nie wydawało się jej, Foxy też coś słyszała. Kobieta powoli nachyliła się i dotknęła boku psa. Kiedy suczka spojrzała na nią, Robin wskazała drzwi, a potem wykonała gest oznaczający „Go!”. Pies skoczył w stronę drzwi. Robin zaczęła też wycofywać się z pomieszczenia, powoli.

Ostrożnie wyszła na zewnątrz. Znów była na pustej ulicy, tymczasem wyglądało na to, że w międzyczasie nikt nie zszedł na dół. Odczekała jeszcze trochę i znów zapukała. Odpowiedziała jej cisza.
Nie chciała naruszać czyjejś prywatności, ale nikt nie mógł zabronić jej spaceru po okolicy. Odeszła kawałek, bowiem okna na piętrze wychodziły z innej strony budynku. Jak się okazało, przysłaniały je rzędy białych rolet. Dopiero po dłuższej chwili kilka z nich rozsunęło się, następnie Robin ujrzała bladą twarz młodego mężczyzny. Miał łagodne rysy twarzy, lecz można było w nich odnaleźć podobieństwo do Blake’a. Kiedy ich spojrzenia spotkały się, chłopak natychmiast zniknął.

- Dzień dobry! - zawołała Robin do znikającego mężczyzny. - Dzień dobry, czy możemy porozmawiać? Wracam właśnie od pana Blake’a.
Po około minucie jedna z okiennic uchyliła się. Lokator miał potargane włosy oraz bardzo zdeterminowaną minę.
- Proszę stąd iść, zanim narobi pani sobie problemów - usłyszała ze środka.
- Potrzebuje chwilę porozmawiać. Bardzo proszę. Dwie minuty i już mnie nie ma.- zapewniła.
Za roletami znów pojawiła się blada twarz. Przebiegało przez nią kilka skrajnych emocji naraz.
- To wykluczone! Nie wiem co zrobiliście mojemu tacie, ale ja odkryję prawdę! - „obrońca twierdzy” próbował mówić odważnym tonem.
Okno tym razem otworzyło się na oścież. W następnej chwili wyleciała z niego puszka farby i uderzyła o chodnik pod nogami Robin. Zielony kolor rozprysnął się, tworząc na ziemi poszarpany kształt. Kolejny pojemnik leciał już w powietrzu.

Wbrew powszechnemu przekonaniu agility ćwiczy zwinność, koncentrację i sprawność fizyczną nie tylko u psa, ale też u jego właściciela. Lata zawodów zrobiły swoje, Robin odskoczyła, a potem cofnęła o dwa kroki.
- Chcę Panu w tym pomóc. - zapewniła chłopaka. - W odkryciu prawdy. - ustawiła się tak, aby mieć dobry widok na okno i móc uniknąć kolejnych "pocisków '.
Atak ustał. Syn Blake’a wychylił się co prawda i uniósł kolejną puszkę, ale na tym poprzestał.
- Powiedziałem ci już… - urwał nagle i zrobił się czerwony na twarzy. - Mówiłem, że...
Coś było nie tak. Młody mężczyzna dygotał, próbował jeszcze coś powiedzieć, lecz nie potrafił. Chwilę potem Robin ponownie straciła go z oczu, słysząc jednocześnie donośny stukot.

Ktoś tam był, czy chłopak miał jakiś atak? Raczej to drugie…
- Zostań - rzuciła Robin do Foxy, a sama na powrót wbiegła do domu. Tym razem lepiej orientowała w przestrzeni i od razu przekręciła włącznik światła, Rozejrzała się, szukając schodów , czy drabiny, prowadzącej na górę.
Chwilę potem pędziła po drewnianych stopniach, które przesadziła w mgnieniu oka. Trafiła do wąskiego przejścia, gdzie zastała dwoje drzwi. Jedne z nich były zamknięte na amen, drugie prowadziły do osnutego półmrokiem pomieszczenia. Jedynym źródłem światła był tu blask ulicznych latarni, który wlewał się przez rolety. Stały tu jedynie trzy liche komódki. Podłogę wyścielały ryzy papieru, nie były to jednak szkice obrazów. Robin wytężyła wzrok, aby ujrzeć wreszcie leżącą tuż obok okna sylwetkę.
- Panie Winston? – Robin przyklękła obok leżącego mężczyzny. – Czy pan mnie słyszy? Ujęła mężczyznę za ramię i potrząsnęła nim.
Młody mężczyzna próbował coś powiedzieć, ale nie mógł złapać tchu. Na jego czole perliły się ciężkie krople potu. Z trudem podniósł rękę i wskazał na jedną z szafek. Na odrapanym meblu stało kilka farb oraz podłużny przedmiot z dozownikiem.

Robin wzięła spray do ręki i przeczytała etykietę. Czas - oczywiście - był ważny, ale chciała mieć pewność, że podaje mężczyźnie właściwy specyfik. Tak jak mogła się spodziewać, był to tłokowy inhalator dla chorych na astmę. Silny stres musiał wywołać atak.
Wcisnęła urządzenie w dłoń mężczyzny, który z dużym trudem przyłożył je do ust i mocno się zaciągnął.

Siedzieli w zapadających ciemnościach, otoczeni bałaganem i wirującym kurzem. Robin słyszała teraz jedynie świszczący odgłos młodego Winstona. Wyglądało jednak na to, że dochodził do siebie.
- Dzięki - wykrztusił wreszcie. - Czego ty właściwie chcesz? - mimo akcji ratunkowej, nadal brzmiał na wzburzonego.
- Może usiądziemy? – zaproponowała Robin, wskazując kanapę stojąca w kącie pomieszczenia. A potem sama skorzystała ze swojego zaproszenia.
Mężczyzna wydawał się skołowany. Stał jakiś czas w bezruchu, wreszcie również usiadł, chowając swój dozownik za pazuchę.
- Nazywam się Robin Carmichell – powiedziała.
- Dany Winston - wydukał.
– Byłam dziś spotkać się z pana ojcem, w szpitalu, Dany. Udało nam się chwilę porozmawiać. Wygląda na wyczerpanego, na pewno dostaje silne leki, ale jego słowa brzmią zadziwiająco trzeźwo. Opowiadał o dwóch rzeczach: statkach, oceanie, pokazał mi tez swoje szkice, na dole też je widziałam.
Przez chwile zbierała myśli.
- Oraz o śnie, który go nawiedza. Śnie, który wydaje się przerażająco realny. Korytarz, Pana ojciec powiedział, że dociera już do końca. To wydaje się brzmieć jak szaleństwo.. gdyby nie to, że ja śnię dokładnie to samo.
Pomimo mroku Robin widziała, że Dany powoli się łamie. Jej konkretność wyraźnie go zaskoczyła, poza tym wiedziała rzeczy, których nie mogła znać przypadkowa osoba. Wyraźnie jednak ważył co powiedzieć i mamrotał pod nosem jakieś słowa.
- Tacie obrazy mylą się z rzeczywistością, ale reszta to prawda - powiedział wreszcie. - Pani również grozi niebezpieczeństwo. Zanim ojciec trafił do szpitala, interesowali się nim jacyś ludzie. Dlatego tak zareagowałem.
- Czy możesz mi powiedzieć więcej o tacie, Dany? Kiedy się to zaczęło?
Chłopak odchylił się na siedzisku i spojrzał w sufit.
- Był… to znaczy jest artystą. Ludzie się śmiali, że nie będzie z tego chleba, ale jakoś dawaliśmy radę. Kiedy się zaczęło? Trudno powiedzieć. Powiedzmy, że będzie drugi miesiąc.
- Ci ludzie, którzy się nim interesują...Masz pomysł, kim są?

Dany wstał i zaczął przechadzać się po pokoju. Przyjął kolejną dawkę leku.
- Nie wiem, ale wkurzali się na to, co gadał. Ja sam widziałem ich tylko raz i od razu stąd wykopałem. Raczej nie są z Sionn, ale tata mówił, że obserwują okolicę. Tylko, wie pani, on powtarzał różne rzeczy, często bzdury.
Pokiwała głową, powoli.
- Opowiedz o tych bzdurach. To ważne, Dany.
Syn Blake’a wykonał kolejno koło. Potem spojrzał na ulicę, jakby chciał sprawdzić czy nikt się nie zbliża.
- Wierzę, że ktoś go prześladował i że miał dziwne sny, szczególnie po tym co pani mówiła. Ale jest tego więcej. Tata mówił coś o wnętrzu góry i ludziach, z którymi musi się skontaktować. Potem wpadł w jakiś amok.
Znacząco spojrzał po stronach papieru na podłodze i podniósł kilka z nich.
- Cały czas rysował. Tworzył albo szkice obrazów albo to.
Robin wzięła kilka kartek. Rzeczywiście, część z nich wypełniały schematy statków, natomiast pozostałe pokryte były tylko jednym symbolem. Robin widziała go dzisiaj już nie pierwszy raz.
- Powtarzał, że to klucz - Dany wzruszył ramionami. - Mam za nim podążać, ale niby jak?
- Nie wiem, Dany. Ale Twój tata uważa, że ten symbol jest ważny. Narysował mi go na dłoni. Płomień w oku. Sądzi, że pozwoli uporać się z tą sytuacją. Zapamiętaj go i jak tobie przydarzy się coś.. niecodziennego, to szukaj tego symbolu. Idź za nim.

Wygrzebała komórkę o pokazała SMS od Willa.
- Mój narzeczony znalazł coś takiego… o świetle, które mamy w sobie, które nas prowadzi, czy to w życiu, czy śnie i o korytarzu, z którego można zawrócić. Twój tata też to podkreślał. Żeby nie dochodzić do końca korytarza.
Spojrzała chłopakowi w oczy.
- Nie wiem, co to wszystko znaczy. Ale postanowiłam potraktować jego słowa jako wskazówkę. I zaufać mu.
Dany patrzył to na Robin, to na wiadomość. Postukał w ekran jej telefonu.
- Tutaj chyba jest coś jeszcze. Proszę spojrzeć.
Rzeczywiście, dopiero w ciemnościach obraz na podświetlonym wyświetlaczu był dostatecznie wyraźny, aby zwrócić na to uwagę. Link zawierał więcej, niż było to widocznie na pierwszy rzut oka - na dole wyróżniał się ledwo widoczny fragment tła.

Znajdziesz nas na odległej wysokości. Tam, gdzie niknące zmysły starca zesłały na niego gniew

- Jakby o górze.. macie tutaj jakąś górę? Starzec na górze. – myślała głośno. – Bóg?
Wskazała na rysunek z symbolem.
- Czy mogę go zabrać?
Skinął głową.
- Jeśli to ma pomóc, proszę wziąć - zachęcił ją skinieniem ręki.
- A ty, Dany? - zapytała na koniec. - Co tobie się śni?
- Nic, jak na razie. I odpukać, aby tak zostało. Nie śpię dobrze, ale to dlatego, że się martwię - jego wzrok spoczął na jednej z pustych puszek farby. - Ja… przepraszam za moje zachowanie. Już nie wiem komu ufać, ale chyba jedziemy na jednym wózku, co? Powinniśmy być w kontakcie - wskazał znacząco na swoją komórkę.
- Dobry pomysł - pokiwała głową. Podala chłopakowi adres swojego pensjonatu - hmm, ciekawe, czy ja tam wpuszczą wieczorem - i numer komórki.
- Jak cokolwiek, to dzwoń. jak ci ludzie się zjawią, albo ktoś będzie pytał o korytarza… Skoro śnimy z twoim ojcem to samo, to można spokojnie założyć, ze komuś jeszcze to się przytrafia. Może tez tu dotrze. Im więcej osób tym więcej pomysłów… Jak coś ci się skojarzy z tym starcem z góry, to też.
- A aerozol zawsze przy sobie trzymaj, pamiętaj - dodała jeszcze, a potem sama siebie w myślach skarciła za ten matczyny ton.

Wyszła z domu i nagrodziła Foxy warującą tam, gdzie ją zostawiła.
- Moja dzielna dziewczynka – powiedziała. – Jutro zawody, co? – pamiętała o zawodach, ale wiedziała już, że to nie one były powodem dla którego przybyła do Sionn. Niezależnie od zawodów – pies miał swoje prawa.
- Hej, Dany! – krzyknęła w stronę okna. – Nie masz nic przeciwko temu, żebym tu poćwiczyła z Foxy?

Dany nie protestował, więc przyjęła to za zgodę. Ogród nie był jakoś szczególnie zadbany, co zauważyła, kiedy rozkładała przenośny tor do agality. Trudno jej było sobie wyobrazić, żeby właściciele jej miłego pensjonatu przyjaznego zwierzętom zgodzili się na ćwiczenia… Wbijała kolejne paliki zastanawiając się, co dalej. Chyba ta miejscowa wariatka. Musi robić coś niecodziennego, lub mieć niecodzienne umiejętności skoro awansowała do roli miejscowej atrakcji. A może po prostu była szalona. Cóż, sprawdzimy.
Foxy – podekscytowana czekająca ją aktywnością ze swoją panię – wydawała toller scream , wysokie dźwięki, na granicy pisku, charakterystyczne dla rasy.

- Zaczynamy – pies zastygł, czekając na znak.
I pobiegły.

 
__________________
A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić.

Ostatnio edytowane przez kanna : 04-04-2020 o 19:30.
kanna jest offline