Drogi od momentu rzucenia czaru do spotkania z resztą uchodźców Caspar nie pamiętał. Miał niejasne przebłyski bycia podtrzymywanym przez Grimma, pamiętał uśmiech Bretonki, która chyba go za coś chwaliła, fragmenty potrzaskanych kości przy wodospadzie. Powidoki z wiatrami eteru kłębiącymi się w wirach. Nagle zorientował się, że osób w okolicy zrobiło się jakby więcej. Ale nie o tylu więcej o ilu powinno. Nigdzie nie dostrzegł Gwen. Krasnoludów też było mniej. Za to Albiończyk jeszcze urósł. I miał nadzwyczaj ciekawy sztylet. Z czaszką.
- Piękna broń - skomentował - Pokażecie, lordzie Warminghton? - zapytał. I przyjrzał się, naprawdę się przyjrzał podającemu się za szlachcica człowiekowi i jego broni.