Vadim kompletnie zignorował powrót Sida i jego pierdolenie o jakiś przygodach w kiblu. Solos zajarał się jakąś przypadkową rozmową, jakby miał kurwa piętnaście lat. Dragi faktycznie lasują ludziom mózgi. W przypadku Sida postępowało, to jednak zatrważająco szybko. Jak tak dalej pójdzie, to za miesiąc, czy dwa ekipa będzie musiała szukać nowego cyngla.
-
Jebać to! - pomyślał Vadim.
Ważniejszy w tej chwili był fakt, że interesy kręciły się same. Sms od Czarnych Królowych stanowił tego wyraźne potwierdzenie. Arczi się ucieszy, że będzie mógł podłubać sobie lutownicą, czy co on tam ma w tym swoim warsztacie.
Vadim nie namyślał się długo nad odpowiedzią. Palce przemknęły szybko po ekranie telefonu.
Spotkanie za dwie godziny na parkingu przy Walmarcie. Mój człowiek sprawdzi sprzęt i poda cenę. Pasi? |
Stres związany z wizytą u starego żółtka powoli mijał. Zimna wódka sprawiła, że mięśnie Vadima rozluźniły się. Fixer z leniwym uśmiechem opadł na kanapę i zaczął kolejno obdzwaniać znajomków.
- Ema, Bill….. U mnie gra gitara… No jasna, jak tylko znajdę chwilę, to na pewno się spikniemy. Na razie to mam urwanie głowy, ale nie narzekam, bo interes się kręci…. Wiadomo… Słuchaj mam pytanie doszły mnie plotki, że żółte chujki od starego Lao, poprztykali się z batatami, znaczy sie z tym...no Los Patatos. Znasz jakieś szczegóły o co poszło?... Jak po co? Trzeba wiedzieć, co się na dzielni dzieje, nie?
Podobnych rozmów fizer przeprowadził jeszcze kilka. Mimo lekkiej bani, umysł Vadima cały czas pracował na wysokich obrotach. W takim wirze pracy i masy załatwień czuł się on, jak ryba w wodzie. To było jego życie.