Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-04-2020, 20:26   #44
Marrrt
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
Biblioteka jest budynkiem przestronnym, dwupiętrowym. Na wejściu odwiedzającym rzuca się w oczy jej wystrój – regały ustawione w taki sposób, aby spokojnie zmieściły się między nimi trzy osoby. Na parterze znajdują się działy: historyczny, językowy i naukowy, zaś na pierwszym piętrze można dostrzec dużą różnorodność literatury rozrywkowej, ale też podróżniczej. W centrum znajduje się okrągła lada wypożyczalni.
Klimat i poczucie wielkości buduje atrium zwieńczone szklaną kopułą, przez którą do środka wlewa się dzienne światło.

Samuel zaczął swoje poszukiwania w dziale historycznym trochę to potrwało, ale w końcu trafił na książkę o historii regionu. Dowiedział się tam o „Misji Niepowodzeń”, która zapisała się na kartach historii Santa Cruz jako misja, której towarzyszyła niezliczona ilość nieszczęść i katastrof takich jak powodzie, trzęsienia ziemi, kradzieże i bunty Indian.
Dowiedział się również, że ostatni oryginalny budynek Misji jest teraz budynkiem Muzeum w centrum miasta, przy School Street.

Już miał przeprowadzić analizę zdobytych informacji, a może zastanowić się gdzie jeszcze mógłby szukać informacji gdy wtedy w bibliotece pojawiła się Jacqueline.

Samuel uniósł brew na widok bratanicy chyba nie spodziewając się jej o tej porze w bibliotece zobaczyć. I musiał przyznać, że nie wyglądała najlepiej. Mimo roześmianego towarzystwa w postaci dwóch kolegów i koleżanki dorównywała im wyłącznie szerokością udawanego uśmiechu. Poza tym zdawała się bledsza i szczuplejsza niż zawsze. Nie poświęcił tej grupce więcej uwagi niż zwykle zajęty przenoszeniem naręcza książek. Czyli właściwie w ogóle poza wspomnianym uniesieniem brwi. Przynajmniej póki Nathalie nie odprawiły świty i została sama. Zdawała się po ojcu we wrodzony sposób roztaczać aurę przywództwa. Aurę, na którą Samuel szczęśliwie był odporny.
- Dzień dobry Nathalie - przywitał się układając książki w kolejności w jakiej zamierzał się im przyjrzeć. Bratanica mogła bez trudu przeczytać tytuły na grzbietach woluminów - Planowałem zacząć pracę od razu - Wyciągnął kieszonkowy zegarek i przyjrzał się godzinie - Ale być może nie będzie to zła pora na lunch.
- Witaj stryju -
młoda kobieta uśmiechnęła się nawet, choć był to bardzo wymuszony uśmiech. - Wracam wlasnie ze spotkania z panem… ,adwokatem papy. Lunch to doskonały pomysł. Konam z głodu.

Samuel nie wydawał się roztrzęsiony. Ale to niewiele o nim świadczyło, bo nawet trudno go było sobie wyobrazić roztrzęsionego. Skinął głową, zabrał kapelusz, płaszcz i… kartkę podobna do tej, którą znaleźli na jachcie. Bez słowa ruszył ku wyjściu z biblioteki.

Stołówka uniwersytecka cieszyła się dużym powodzeniem zarówno wśród studentów jak i pracowników. Niestety dla tych co nie lubili i tłumów. Znaleźli jednak miejsca i po paru chwilach zasiedli do posiłku. Samuel założył serwetkę pod szyję i podawszy Nathalie kartkę zaczął jeść. A w przerwach między kęsami opowiadać.
- Richard interesował się jakąś wyspą. Natknął się na wzmiankę o niej w Muzeum Misji. To z niej pochodziła ta kartka. Jak słusznie zauważyłaś. Brawo. Wyspa w jakiś sposób związana miałaby być z Indianami Ohlone, którzy zamieszkiwali te tereny. Ale te znaki… To raczej nie ich język. Ani alfabet.
- Może to jakiś szyfr? -
Panna Gattis przejrzała się kartce. Niestety i jej znaczki niewiele mówiły. - Może w gabinecie papy coś się znajdzie. Chociaż dokładnie go przeżywaliśmy. A o wyspę zapytamy Daniela. Wszak był, to znaczy jest, członkiem załogi jachtu papy. Spotkamy się z nim przed muzeum.
- Czyli pan Coleman -
spytał stryj - ma się już dobrze? Przypomniał sobie może coś więcej?
- Fizycznie nic mu nie dolega. Tak orzełka doktor Donavann. Niestety z pamięcią nie jest wcale lepiej. Musimy chyba poczekać kilka dni -
w głosie kobiety dał się wyczuć skutek. - Kilka dni, których nie mamy.
- To dobrze, że nic mu nie dolega. Wspominałaś też, że udało ci się porozmawiać z prawnikiem. Czy Richard zostawił mu jakieś informacje?
- Nic co mogłoby nam pomóc -
odparła szczerze, a następnie straciła Samuelowi rozmowę z adwokatem.
Kustosz milczał czas jakiś pogrążony w konsumpcji i swoich rozmyślaniach i zdawać by się mogło, że wymieniwszy informacje, przestał zwracać na bratanicę uwagę. Nagle jednak widelec zawisł w połowie drogi do jego ust, a on spojrzał na swoją rozmówczynię z wyraźną irytacją.
- Ależ ze mnie głupiec… - powiedział cicho i wstał zbierając swój i jej talerz - Musimy natychmiast iść.

Słowa wyjaśnienia usłyszała dopiero w taksówce, której stryj właściwie nigdy wcześniej nie zamawiał do pracy, a która teraz wiozła ich do Muzeum Misji.
- Wspomniałaś, że to szyfr… To mi dało do myślenia. Przecież tekst nie był wskazówkami dotarcia do wyimaginowanej wyspy jak wcześniej myślałem zaślepiony chęcią rozszyfrowania nieznanego języka. Takie wskazówki by sobie Richard zapisał w dzienniku wraz z tłumaczeniem nie zniżając się do wyrwania kartki ze starej książki. I wtedy dotarło do mnie, że w ogóle powodu do wyrywania kartki nie mógł żadnego mieć, chyba że… - tu spojrzał znacząco na bratanicę wyraźnie oczekując od niej skończenia myśli.
Jacqueline spojrzała pytająco na stryja. Nie nadążała za jego logiką.
Zapewne gdyby nie fakt, że Samuel zły teraz był na siebie i swój brak pomyślunku, dałby upust swojego rozczarowania jakąś uwagą zaadresowaną do córki Richarda. Tym razem jednak po prostu dokończył myśl.
- Chyba że nie sam tekst miał dla niego znaczenie, a właśnie kartka. I to co jeszcze może skrywać. Książki mogą skrywać również ukryte informacje skierowane tylko dla tych, którzy wiedzą jak ich szukać. Ten zwyczaj ma stare tradycje jeszcze ze starego kontynentu. A obawiam się, że możemy mówić o książce jeszcze z czasów misyjnych. Niestety… gdy tylko przepisałem tekst, oddałem oryginalną kartkę panu Abreu.
Co rzekłszy Samuel westchnął niechętnie dając tym znać, że tę niefrasobliwość właśnie sobie zarzuca.
- Jak jeszcze dodam, że Abreu to stare portugalskie nazwisko zapewne z czasów jeszcze misyjnych, a budynek muzeum misji to wszystko co z nich przetrwało, to całość nabiera niepokojących dla losów oryginalnej kartki barw.
- Chcesz powiedzieć, że ten cały Abreu może być zamieszany w zniknięcie papy i jego załogi? -
W głowie Jacqueline pojawiły się niepokojące myśli. Przecież jej rodzic był hojnym darczyńcą muzeum. - Że mógł tak to zorganizować, żeby papa zginął po wcześniejszym przepisaniu na muzeum czy Abreu swojego majątku?
Samuel poruszył się nerwowo na tę wzmiankę.
- A teraz ma w rękach jedyny dowód na to.
- I co zamierzamy z tym zrobić? - Jacqueline musiała postawić to pytanie.
- Upewnić się, że to tylko czcze domysły dwójki przewrażliwionych Gattisów, a kartkę nadal można odzyskać. A potem wrócić na uczelnię.
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline