Czuła się dziwnie na sercu i duszy, widząc Alaina Gascoigne nad ciałem małżonki. Nie chciała się wtrącać ani w jakikolwiek sposób spróbować go pocieszać, bo wiedziała, że to i tak nic nie da, a słowa otuchy były w tej sytuacji nieważne. Ten człowiek musiał zostać teraz sam ze swoją stratą i tragedią, przynajmniej przez jakiś czas, aż się uspokoi na tyle, by mogli z nim normalnie porozmawiać. Tylu dobrych ludzi zginęło dzisiaj z rąk tego pieprzonego nekromanty...
Opat nie miał czasu, żeby ich obecnie przyjąć, więc Sophie poprosiła jednego z młodych mnichów, by zaprowadził ją do jakiejś jednoosobowej izby, gdzie mogła by odpocząć. Czuła, jak adrenalina z niej schodziła, przez co stała się ospała i mocno zmęczona. Poprosiła jednocześnie, by ją obudzić, jeśli opat będzie mógł ich przyjąć, albo zacznie dziać się coś złego.
Pozostawiona sama sobie w skromnym pokoiku zamknęła drzwi na skobel, a potem położyła przy nich swój plecak i kuszę. Odpięła pas z mieczem, zdjęła buty po czym legła niczym kłoda na łóżko. Czuła się tak wymemłana psychicznie i fizycznie, że nie minęła nawet minuta, jak odpłynęła w sen.