- Idi!
Rusłan nie był do końca pewny, czy szamanka kazała mu iść czy też przedstawiła się. Na wszelki wypadek zapamiętał to słowo i ruszył, razem z pozostałymi. Za nimi zostały drzewa obwieszone trupami Ungołów, górskie plemię, krypta i podziemia. Jedynie Furgil wyglądał na nieporuszonego ostatnimi wydarzeniami. Może był bardziej odporny psychicznie na takie obrazy, może zbyt mało czasu spędził w Goromadnych, żeby wywarły na niego taki wpływ, jak na innych. Może nie widział jeszcze dzieci zostawianych w mrocznym lesie zwierzętom na pożarcie, znikających jeźdźców i pasterzy, drzew, które odchodzą z miejsc, gdzie rosły. Może miał to wszystko gdzieś.
Tropiciele rozpoczęli zatem poszukiwania doliny, w której zostawili wierzchowce. Obserwowali położenie słońca, a krasnoludowie pomogli w określeniu dystansu przebytego pod ziemią. Góry jakby odpuściły, bo drogę znaleźli bez żadnych problemów, a konie i muł stały spokojnie tam, gdzie zostały uwiązane. Odpoczęli troszkę, pożywili się i wyruszyli do Medvednyj, z ostrzeżeniem i pytaniami.
Góry nie odpuściły. Las też nie.
Usłyszeli gdzieś za plecami szum liści i skrzypienie gałęzi. Korony drzew, których nie widzieli gięły się i chwiały, choć nie wiał wiatr. Yarislav zaklął, nie po raz pierwszy w ostatnich dniach, i nie ostatni. Dobrze wiedział, co się zbliża do nich. Normalnie spiąłby konia ostrogami i popędził na złamanie karku, ale był z krasnoludami. Tylko jeden z nich miał wierzchowca, ale był to powolny i uparty muł. Drugi przemieszczał się na własnych nogach.
Trzeba też było podjąć decyzję. Uciekać w miarę równą ścieżką, która prowadziła między znane im skały czy okrążać je przez nierówny teren.