Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-08-2007, 17:27   #30
Chrapek
 
Chrapek's Avatar
 
Reputacja: 1 Chrapek ma wspaniałą przyszłośćChrapek ma wspaniałą przyszłośćChrapek ma wspaniałą przyszłośćChrapek ma wspaniałą przyszłośćChrapek ma wspaniałą przyszłośćChrapek ma wspaniałą przyszłośćChrapek ma wspaniałą przyszłośćChrapek ma wspaniałą przyszłośćChrapek ma wspaniałą przyszłośćChrapek ma wspaniałą przyszłośćChrapek ma wspaniałą przyszłość
Gdybym ja była słoneczkiem na niebie,
Nie świeciłabym, jak tylko dla Ciebie.
Ani na wody, ani na lasy:
Ale przez wszystkie czasy
Pod twym okienkiem i tylko dla ciebie
Gdybym w słoneczko mogła zmienić siebie...
- Koteckowi wkręciła się nutka śpiewana przez Cygankę Pandomiłę.
- Byś skończył z tymi wiejskimi smętami - skrzywił się Bartłomiej dłubiąc w zębie. Tęsknił za peją, lirojem, dodą i innymi ziomami zamieszkującymi jego wybajerzone mp3. Niestety - sam odtwarzacz pozostał w innym wymiarze i innej gęstości, toteż Chomik skazany był na słuchanie muzycznych popisów Kotecka.
- Pff! Zero szacunku dla sztuki! - ofuknął go Solembub.
- Tam sztuki - żachnął się Bartłomiej i poprawił dresik:
Słuchaj kudłaty spedalony sierściuchu
Joł, joł, zaraz skopię Cię po tłustym brzuchu
Bejcel wyrwę Ci ze śmierdzących bebechów
Będzie przy tym w ch[olerę] dużo śmiechu, a-ha!
To jest sztuka! To jest ekspresja! - Chomik ekstatycznie zaciągnął się świeżym "Startem" którego trzymał w łapie. Raz jeszcze poprawiając dresik zauważył zszokowane spojrzenia towarzyszy.
- Jak sto lat żyje... - Klex zaczął swoje przemyślenia.
- Klex, ty się już przymknij! - warknął Chomik - Sto lat to dużo, i może już chwatit! - popisał się słówkiem zasłyszanym na kwadracie.
Przez chwilę jechali w milczeniu.
- Paliwo się kończy - ekonomiczny umysł Żółwia zarejestrował błyskającą kontrolkę na głównym panelu cygańskiego konia którym podróżowali - Na czym to w ogóle jeździ? Etylina, ropa, gaz?
- Obawiam się, że zboże... - rzekł filozoficznie Klex.
- Ku[rde] - Chomik podsumował spostrzeżenia.
- No i co teraz? - skrzywił się Kotecek. W tym momencie zza pagórka wyjrzał daszek małego, skromnego, acz bardzo przytulnego sklepu monopolowego.
- Mam pomysł - uśmiechnął się Filonek i skierował się w stronę świeżo spostrzeżonego przybytku rozpusty.

-... Do nieba nie choodzęęęę bo jest mi nie po drodzeee!.. - Jezus stawał się właśnie bohaterem wieczoru. To znaczy, stał się już wcześniej kiedy brakło jabola, a Jezus wyszedł na zewnątrz gdzie płynął leśny strumyczek i w całości przemienił go w złocistą pachnącą nalewkę "Keleris". Toteż i dlatego impreza prawie w całości przeniosła się nad wspomniany strumyk, ażeby czerpać ambrozję prosto ze źródełka z którego płynęła. Tymczasem Zbawiciel stoczył się ze sceny żegnany burzą oklasków.
- To było świetne, Jezusicku! - krzyknęła do niego roznegliżowana blondynka. Jezus oblizał się i sprawdził kieszenie na okoliczność posiadania gumek.
- A, bo widzisz, trzeba śpiewać od serca, o tym co myślisz i co czujesz - wybełkotał, starając się skoncentrować swój wzrok na jej dekolcie. Przypominał mu dwa dojrzałe meloniki; nic tylko wgryźć się w nie i ssać krew... Ciepłą, przyjemną krew, spływającą przez gardło...
- Przyswoisz piwo? - jakiś nieogolony hipis pociągnął go za rękaw. Jezus zwykle nie przyjmował podarków i hołdów lennych od jegomości wyglądających gorzej niż święty Piotr po balandze ze ślepotką i kurtyzanami w wieczerniku, ale dziś okazja była specjalna, a jego zwykle silna i niewzruszona wola zmiękczona była przez ilość krążących w jego krwioobiegu wściekle zajadłych i agresywnych zwierzątek zwanych promilami.
- No ba - rzekł więc, i haftnął obok, ażeby miejsce sobie zrobić dla dodatkowego trunku, po czym w ciągu dwóch sekund wygulgał cały kufel. Świat nagle zakołysał się, tu i ówdzie wyrosły, kusząc podwawelską, pokryte słodkim mchem drzewa kiełbasiane; przed nim pachnącym kwieciem pokrył się ślicznie zielony krzew ogórka kiszonego... A potem zaległa ciemność.

- No i? Jak sobie to teraz kochany wyobrażasz? - Kotecek patrzył na Żółwika który wytaszczył właśnie ze sklepu kratę półlitrówek.
- Ty nie pleć, tylko wlotu baku szukaj - mruknął i cisnął kratą o ziemię.
- Ale..? Jak ty to sobie w ogóle wyobrażasz?! - Kotecek wyraził swoją wątpliwości.Żółwik zaś oparł się o konia w geście tryumfu:
- No sam żeś mówił że to - wskazał na konia - Na zboże jeździ. A to - pokazał płetwą kratę wódki - To jest przecież zboże, tylko w płynie. No to co za różnica?!
- Chleba naszego powszedniego daj nam w płynie - oczy Bartusia mieniły się wszystkimi kolorami tęczy - Ty, Filonek, wszystko będzie im potrzebne?..
- Zobaczymy. Jak coś zostanie, to se golniemy, w końcu my też nie jesteśmy perpetuum mobile - Żółwik zarechotał obleśnie - Dobra, my tu gadu gadu a tu się silnik z braku paliwa zatrze. Łapaj go za mordę.
Złapali we dwóch konia za łeb, po czym zaczęli wlewać we wlot gębowy flaszkę za flaszką.

- Budzi się - Agent K przyglądał się badawczo przywiązanemu do stołu operacyjnego Jezusowi - Można podłączyć inhibitor pamięci.
- Się robi - mruknął Agent J.
Jezus patrzył na nich badawczo, ale się nie bał. Gorsze miał delirki w swoim życiu: raz mu się wydawało, że jest kibicem ŁKSu, innym to razem był komórką jajową podczas owulacji... Więc takie lajtowe haluny, jak ten były mu niestraszne; nie bojąc się więc niczego, uśmiechnął się od ucha do ucha do obu stojących nad nim postaci.
- Agencie J, on się do nas uśmiecha... - rzekł zaskoczony Agent K.
- To najprawdopodbniej skutek uboczny pierwiastka chrzanu, oraz dwugumianu durexu - naukowo odparł Agent J - Mów, jakie są Twoje rozkazy Kasjopejaninie! - warknął do Jezusa.
Chrystus patrząc na fikuśne garniturki Agentów, oraz ich srogie miny zrobił to, co pierwsze przyszło mu do głowy. Uśmiechnął się jeszcze szerzej po czym zarechotał od serca.
- Kpi sobie z nas! - wydarł się Agent K - Kpi sobie w żywe oczy! - złapał Jezusa za szmaty i począł nim trząść - Mów co miałeś tu zrobić, cholerny szaraku!
- Zostaw go K! - J złapał go za ramię - Spokojnie. Trzeba będzie to się wytnie mózg i włoży pod mikroskop, to się dowiemy o czym myślał - wyraził swoją naukową teorię - Wiemy że jesteś z Kasjopei - zwrócił się teraz do Jezusa - Twoim agentem operacyjnym był Roman Parzydełko; zaś twój pseudonim to "TW Wielki Sajanin" - ostatnie słowo jąkając się, przeczytał z kartki - Wiemy, że szaraki zrzuciły Cię z desantem, w okolicach północnego biegunu; że brałeś udział w wyprawie Eryka Wikinga, i że jesteś odpowiedzialny za takie zarazy jak: Tyfus, Dżuma i Harry Potter. Co masz na swoje usprawiedliwienie?
Jezus zamilkł, a uśmiech spełzł z jego twarzy. Miał paskudne wrażenie, że tym razem nie ma do czynienia z delirką...
- Nie chcesz gadać? - warknął J - Agencie K, skocz po szlifierkę kątową! Tylko tą z małym ostrzem, nie chce żeby odłamki czaszki się w mózg powbijały, bo potem chrupią nieprzyjemnie w zębach... - mlasnął patrząc na główkę Chrystusa. Jezus zaś widząc co się święci począł wierzgać nóżkami na stole operacyjnym. J nawet nie próbował na to reagować - pasy dobrze trzymały. Drzwi zaś otworzyły się z hukiem i wszedł przez nie Agent K dzierżąc w swych dłoniach elektryczną szlifierkę kątową, której działanie pokazowo zobrazował na Bogu ducha winnych drzwiach. Jezus zobaczył przed oczami całe swoje życie: imprezy w Betlejem, Maryśkę i Madzię (dwie cudne bliźniaczki, chętne i obdarzone jak mało które), afterparty na górze Synaj, wyprawę z Erykiem Wikingiem...
A potem huknęło. Błysnęło.
I znowu stała się ciemność.

Konie zataczały się to w lewo, to w prawo, i tylko silna wola Filonka trzymała je pomiędzy dwoma krańcami jezdni.
- Żeby tylko... - zaczął Żółwik, gdy nagle zza krzaków, niczym diabeł z pudełka, wyskoczył psi radiowóz - Noszupasolembuba, wykrakałem - zaklął.
- Wypraszam sobie! - Kotecek zastrzygł uchem. W tym czasie gliniarz wytoczył się z radiowozu i wolnym krokiem skierował się w stronę Żółwika i spółki.
- Dzień dobry - zasalutował - Dokumenciki poproszę.
- Eee... Zostały w innej koszuli - Filonek uśmiechnął się rozbrajająco.
- A co, ja pana pytam?! - ofuknął go gliniarz - Nie odzywać się! Dokumenciki! - wystawił rękę w stronę końskiego kopyta.
- *Hyyyp*...noszurwa...Koleha dopsz mufj...f koszuli sostały - wybełkotał koń, mierząc gliniarza wzrokiem naćpanej wiewiórki.
- Oj, czuję żeś pan sobie pociągnął. Na alkomacik poproszę.
- Alsz pańje włatssho... Togataś sie moszna... - wybełkotał drugi koń.
- Jakie dogadać?! Toż to przekupstwo!
- Jakje pszksptwo - oburzył się koń niosący Filonka - Doprowolna sapomoka na psy...
- To jezzdtt.. na polisję - poprawił go szybko drugi koń.
- Żadnych zapomóg! - warknął glina - Kopyta na glebę! O! Widzę że numerki przebite, no ładnie, ładnie, skradł ktoś pana i pan nie łaskaw był nas powiadomić - mruknął policjant - Dobra, do radiowozu!
- A my?! - żałośnie zapytał Żółwik.
- Na was nie mam tym razem haka. Zostajecie - pies mylnie zinterpretował głębie pytania Filonka. Glina w tym czasie zapakował oba konie do radiowozu (zajęło mu to trochę czasu, i musiał w pewnym momencie użyć siekierki) po czym odjechał z piskiem opon.
- Nosz kur[de] - podsumował sytuację Chomik.

Jezus otworzył oko. Żył. Nad jego głową stały dwa Szaraki. W turbanach...



- Jesteśmy Hassan i Mustafa ze Zjednoczonych Emiratów Kasjopejańskich - wyjaśnił jeden z Szaraków - Wybacz porwanie, Proroku, ale musieliśmy uratować Cię z rąk niewiernych za wszelką cenę.
- Dzięki Twojemu poświęceniu imię Allaha przetrwa na Ziemi, a nasza sprawa zwycięży - swoją opinię wypowiedział drugi turban.
- Osz kuuur... - zaczął Jezus, którego poczęła boleć główka. Dopiero po chwili zauważył że jeden z Szaraków dłubie mu w uchu - Co do ch[olery] wyprawiasz?!
- Nic się nie martw Proroku. Ścieżki Allaha nie zawsze są proste - Szarak pogłaskał go po główce.
- No dobrze, ku chwale Allaha. Ładujemy sondę analną klasy drugiej. Hassanie, ustaw zapalnik na pięć tysięcy osób. Widzisz Proroku, kiedy znajdziesz się w pobliżu co najmniej pięciu tysięcy osób, Twoja sonda wyczuje je i eksploduje posyłając wszystkich mugoli w czeluście piekielne!
- Co?! Chcecie wysadzić swojego Proroka?! - Jezus nie był pewien czy bardziej jest przerażony wizją wywalenia się w powietrze, czy bycia ofiarą gwałtu analnego wykonanego przez dwóch zislamizowanych kosmitów.
- Wszyscy muszą się poświęcać dla Allaha Proroku. Nawet Ty. Poza tym zginiesz jako bohater, mudżahedin. Trafisz prosto do Raju, gdzie czekać będą na Ciebie czarnookie hurysy... - Mustafa rozmarzył się i zasmakował w tej wizji.
- Wymażemy Ci teraz pamięć - powiedział do Chrystusa Hassan - I zrzucimy na dół.
- Zrzucimy?!
- Paliwko nam się kończy, a mamy cięcia budżetowe. To porządny spadochron, wytrzyma z Tobą Proroku.
- Ale, zaczekaj ja mam lęk wyso...
Hassan wbił Jezusowi strzykawkę w szyję i znowu zaległa ciemność...

Po raz trzeci tego dnia Jezus obudził się z potwornym bólem głowy. W krzakach. Zarzygany. Patrząc na swoje przedramie odkrył, że połowa remizy w której była dyskoteka wytatuowała mu na nim swoje ksywki. Poza tym coś było nie tak ze spodniami.
- Cholera - rzekł był gdy spostrzegł że spodnie są odwrócone tyłem na przód, a jego popisowe stringi gdzieś zniknęły - Cholera - rzekł raz jeszcze - Ale się na[waliłem] ... - spróbował wstać ale ilość C2H5OH nie pozwoliła mu wykonać tak ryzykownego dla jego życia manewru. Położył się więc na spadochronie i zaczął kontemplować złożoność życia.
- Ciekawe skąd mam ten spadochron - mruknął - A, wiem, przecież dlatego Romanowi kosę plecy sprzedałem, bo tak mi się podobał - uśmiechnął się do swoich myśli i pogładził materiał. Różowy.
Jego ulubiony.
 
__________________
There was a time when I liked a good riot. Put on some heavy old street clothes that could stand a bit of sidewalk-scraping, infect myself with something good and contageous, then go out and stamp on some cops. It was great, being nine years old.

Ostatnio edytowane przez Chrapek : 11-08-2007 o 17:38.
Chrapek jest offline