Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-04-2020, 00:25   #153
Driada
 
Driada's Avatar
 
Reputacja: 1 Driada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputację
- Wymyślił jakąś bajeczkę, tak? - saper mruczała mu uspokajająco do ucha, jednocześnie ugniatając spięte barki póki nie zaczną się rozluźniać. Nie protestowała też na wycieczkę obcej dłoni po własnych nogach. Jeszcze było bezpiecznie, żadnych barier nie przekroczono.
- No już Ross, jak to z siebie wyplujesz, zrobi ci się lepiej… i powiedz. Te laski lubią zabawy z innymi laskami, hm? - spytała, tchnąc mu gorącym oddechem prosto do ucha.

- Noo… Znaczy tak… Gorące kociaki… Mag i Kim… Znaczy Maggie i Kimberly… No tak bardzo gorące… Tak czasem spotykamy je w barze… Lubią się dobrze zabawić… Znaczy ze mną oczywiście a nie z jakimiś sztywniakami jak Daryl… Ten palant z radia… No ale ten palant coś pieprzy, że robił im laskę! No jak do cholery!? Coś pomieszał! - stojący przy blacie mężczyzna stopniowo oddawał się przyjemnemu dotykowi kobiety. I w miarę jak stres znikał zastępowany przez przyjemne otępienie wyrzucał też z siebie wątpliwości. Zwłaszcza te jakie żywił do niedawno zakończonej rozmowy z kolegą. Który przecież nie był jego kolegą tylko ledwo znajomym z jakichś kursów.

- W którym barze… jak wyglądają te gorące kociaki? - kolejne pytania, przerwane przez drobną zmianę pozycji. Dziewczyna przytuliła się do pleców łącznościowca, kładąc brodę na jego ramieniu, a jej dłonie przeszły pod jego pachami aby dało się rozpiąć guziki mundurowej bluzy.
- Kiepsko się robi masaż przez te łachy - dorzuciła, pocierając policzkiem o policzek adwersarza.

- W “Krakenie”... Mag ma krótkie, różowe włosy… A Kim czarne… Jak zobaczysz dwa gorące kociaki w tym barze to pewnie bedą one… - wymamrotał Ross pozwalając się rozdziewać i poddając palcom kobiety za jego plecami. Otarł się policzkiem o jej policzek a dłoń zaczęła penetrować zewnętrzną stronę jej uda i łydek gdy za ich plecami rozległ się dźwięk otwieranych drzwi. Ross zerwał się jak oparzony wyrywając się z objęć gościa i z refleksem sprintera odskoczył jakiś krok od niej. Ale jego rozchełstany wygląd i tak zdradzał, że cokolwiek tu się działo raczej nie miało wiele wspólnego z regulaminem. Lamia zdążyła się tylko odwrócić. Akurat by zobaczyć stojącą w progu postać.
Postać należała do młodej Azjatki w mundurze. Który wydawał się tak przepisowy jak teraz przepisowo rozchełstany mundur na sobie miał specjalista Waters. Właśnie gorączkowo próbował ogarnąć ten mundur tak samo jak Azjatka zdążyła już ogarnąć całą scenę gdy tą chwilę stała w progu.

- Denise! Co tu robisz?! Nie umiesz pukać?! - Waters dzielnie próbował przyjąć służbowy i władczy ton chociaż wyszło mu tak kiepsko jak porządkowanie swojego munduru.

- Pracuję tutaj Ross. A ty co robisz? - zapytała z ironicznym uśmieszkiem gdy wreszcie zamknęła drzwi i ruszyła w stronę klapy. W dłoniach trzymała jakąś teczkę.

- Bo ten… Eee… Miałem kleszcza. Tak mi się właśnie wydawało. I jak przyszła tutaj ta pani to poprosiłem ją by sprawdziła. No ale chyba nic nie było. - Ross już doprowadził się do względnego porządku i chociaż cały czerwony na twarzy to próbował uszyć cokolwiek jako usprawiedliwienie. Azjatka podniosła klapę by przejść na drugą stronę i popatrzyła ironicznie na nich oboje.

Klęcząca na stole dziewczyna przypominała za to wcielenie niewinności, wachlujące firanami długich rzęs to na jedno to na drugie wojskowe życie. Jak gdyby nie działo się absolutnie nic zdrożnego, poprawiła włosy, posyłając Azjatce wesoły wyszczerz, zanim nie wróciła uwagą do technika.
- Jesteście czyści żołnierzu… macie szczęście w nieszczęściu. Taki paskudny kleszcz o tak późnej porze roku… chociaż gdybym wiedziała że da sie tu liczyć na takie wsparcie - zmrużyła oczy, skacząc nimi do Azjatki - Cholera, poczekałabym… bo może panuje u was jakaś epidemia kleszczy? - ściągnęła usta w dzióbek, zmieniając pozycję na siedzącą, z założonymi nogami dyndającymi po stronie petentów - Jestem Lamia, miło cię poznać.

- No cześć Lamia. Tak, nie uwierzysz jaka tutaj panuje epidemia kleszczy. Właściwie dziwię się, że Rossowi nie wpadł ten kleszcz do spodni. - Denise mówiła jakby za cholerę nie dała się nabrać na tego kleszcza no ale z ironią ciągnęła ten temat dalej. Radiowiec zaś spojrzał na swoje spodnie jakby ten pomysł z szukaniem kleszcza w tym miejscu przypadł mu do gustu.

- Oj no Denise, nie rób scen. Przecież już się wszystko wyjaśniło. A w ogóle po co przyszłaś? - na razie wojskowy łącznościowiec zajął się udobruchaniem swojej koleżanki. Ta zatrzymała się i rzuciła teczkę jaką przyniosła na blat obok siedzącej na nim kobiety.

- Rozpiska stanów osobowych. Dla bardzo ważnej osoby co ci żyć nie daje. - wojskowa miała ten sam stopień co jej kolega. Ale chyba coś miała mu za złe takie zachowanie.

- No dzięki. To wiesz, my już tu sobie poradzimy. - Waters mowił jakby chciał się pozbyć koleżanki jak najszybciej.

- Nie wątpię. Ale wzywają cię do administracji. Czemu nie odbierasz połączenia? - Denise zajrzała do sali radiowej i wprawne oko widocznie wyłapało jakąś niezgodność. Zaniepokojony Ross zajrzał jej szybko przez ramię.

- A nie! To tylko Daryl. Znów pewnie z jakimiś głupotami. Ale kazałem mu spadać! I daj spokój to ja tu szybko panią obsłużę i potem polecę do administracji. Jak z administracji to nic ważnego. - kolega machnął ręką na znak, że ma całkiem odmienną hierarchię ważności załatwiania spraw niż administracja.

Saper za to zrobiło się głupio, choć tego nie pokazała. Wychodziło że przez jej bajerowanie i chęć wykazania się Watersa, drugi łącznościowiec miał temu pierwszemu za złe obcesowe zachowanie. Niby dało się olać, machnąć ręką na problem który jej na dłuższą metę nie dotyczył…

- Mam jeszcze z godzinę jak nie godzinę i kwadrans aby tu grasować u was - powiedziała do Rossa, opierając się dłonią o blat przy biodrach, przez co front uniformu sam się eksponował - Leć zobacz co tam od ciebie chcą, żeby ci nie cofnęli przepustki, albo gorszej fuchy nie dowalili… a ja tu poczekam. Twoje spodnie wyglądają na solidnie zabezpieczone, ale dla pewności jeszcze raz bym sprawdziła górę. Mogłam przegapić jakiś rumień... wybacz, to z wrażenia - dodała z kocim uśmiechem, machając do kompletu stopą. Głowa Mazzi obróciła się do Azjatki - Przez chwilę myślałam że to Yukie Nakama… jesteście praktycznie identyczne, ale pewnie co rusz o tym słyszysz.

- No dobra… To ja tam ich szybko spławię i zaraz wracam. Aha, Denise to tutaj Lamia by chciała połączyć się ze swoją koleżanką. No to już teraz wiesz w jakim jest konwoju. - Ross dał się przekonać chociaż wyraźnie wolałby zostać na miejscu.

- Chciałabym to zobaczyć. - Denise uśmiechnęła się do niego tyleż słodko co zagadkowo.

- Co takiego? - kolega zmrużył oczy jakby rodził się za nimi cień jakiegoś podejrzenia.

- Jak szybko spławiasz sierżanta Irisha. - Azjatka odpowiedziała równie słodko co kontrastowało z twarzą Rossa.

- Eee… Sierżant Irish? Dobra to ja… eee… zobaczę o co mu chodzi…. - łącznościowiec trochę się zająknął jakby świetnie wiedział o jakiego sierżanta chodzi. I raczej nie zapowiadało się na lekkie i szybkie spławienie sprawy. No więc nie zwlekał i wyszedł na korytarz. Całkiem szybko.

- Yukie Nakama co? - Azjatka uśmiechnęła się tym razem sympatyczniej. - Też ją lubię. No to chodź jak masz się łączyć z… Zielonym Gekonem. - komplement chyba ułagodził albo rozbawił wojskowego łącznościowca. Przywołała do siebie gościa gestem biorąc z blatu teczkę jaką przyniosła i czytając z niej tego gekona gdy przechodziła do drugiej sali. Zajęła sąsiednie miejsce niż te na którym urzędował jej kolega.

- Na zachodzie bez zmian - saper mruknęła pod nosem, obserwując jak Waters szybko tupta przez pokój i jeszcze szybciej leci się prężyć przed sierżantem. Sama za to ruszyła za Denise, zgarniając z blatu torebkę i zastanawiając się czy na nią kiedykolwiek ktokolwiek reagował strachem albo niechęcią kiedy miała ten swój mundur, żołd i inne wojskowe atrybuty przed stanu spoczynku.

- Nie miej Rossowi za złe, że się chciał popisać, jeśli coś to wściekaj się na mnie - powiedziała, opierając plecy o ścianę z metr od krzesła drugiej kobiety. I to nie cały. - Przyszłam mu płacząc że pilne, podobnie ważne i najwyższej wagi. Jak napłakałam chłopakom w stróżówce to mi nawet dali herbatę i płaszcz - pokiwała głową po czym zabujała brwiami - Moja wina, przyznaję bez bicia. Powinnam się jakoś zreflektować, więc co powiesz na drinka? Ja stawiam, dodatkowo mogę również deklamować poezję, robić portrety węglem albo śpiewać. Gotowania nie proponuję, bo jedyne co mi wychodzi to nitrogliceryna i metamfetamina - rozłożyła bezradnie ręce - Wiem za to gdzie mają naprawdę zajebiste drinki.

- Proponujesz mi drinka? - tym razem Denise była tak zdziwione, że chociaż już trzymała tą teczkę z kodami i wyglądało, że lada chwila zacznie nadawanie to jednak odwróciła się na obrotowym krześle w stronę stojącej niedaleko kobiety. Wcześniejsze jej tłumaczenia może by przyjęła a może zbyła trudno było stwierdzić. No ale propozycji drinka widocznie w ogóle się nie spodziewała.

- Czy proponuję? Nie-ee… - saper ściągnęła usta w zamyślony dziobek, mrużąc nieznacznie lewe oko i pokręciła głowa na boki, wyraźnie się z teorią nie zgadzając.
- Ustalam termin tego drinka - dorzuciła z najbardziej czarującym uśmiechem ze swojego repertuaru, jakoś tak robiąc krok do przodu, potem następny, aż kucnęła w iście słowiańskim przykucu tuż obok kolan radiowiec - Dadzą ci na niedzielę wychodne wieczorem? Koło 21? - zadawała kolejne pytania aż dała te najważniejsze - Przy głównym barze Honolulu? - zaakcentowała to pytanie uniesieniem lewej brwi, a potem zasuwała dalej - Normalnie zaproponowałabym jakieś Neo czy coś, ale z kociakiem takiej rangi chyba zostaje jeden lokal, aby w ogóle ją zainteresować, co? - nawijała, gapiąc się ofierze prosto w oczy, ściszała też głos, zmuszając aby się do siebie nachyliły - Lokal trochę nadęty… ale ma swoje miejsca, momenty. Chętnie ci pokażę co ciekawsze zakątki i te najbardziej malownicze. Chociaż wiem że urodą nie dorosną ci nawet do połowy kamasza - kończąc monolog wzięła rękę dziewczyny, składając na niej szarmancki pocałunek.

- Zapraszasz mnie do “Honolulu”? Na drinka? - jeśli wcześniej Denise wyglądała na zaskoczoną to teraz miała minę na skołowaną do reszty. Chyba już kompletnie nie wiedziała co powiedzieć. Patrzyła jak Lamia przed nią kuca i całuje dłoń podczas tego zaproszenia. No i chyba kompletnie zapomniała o tym radiu i służbowych sprawach zaaferowana tą niespodzianką.

- W tą niedzielę? Na 21? - zapytała jakby chciała się upewnić albo zyskać na czasie.

- Tak, dokładnie. Widzisz jaką masz dobrą pamięć? - była sierżant puściła jej oko, choć nie wstała z miejsca, łapiąc ją w wymianę spojrzeń, z czego te jej z pewnością paliło skórę. Nachyliła się jeszcze odrobinę, unosząc twarz do góry aby nie musieć przerywać gapienia. - Gdybym wiedziała, że spotkam tu takiego aniołka od razu wbijałabym z kwiatami a tak… zostaje mi jedynie pokornie ugiąć kark i czekać w umówionym miejscu, o umówionym czasie - puściła jej oczko, dorzucając szeptem - To ten moment, gdy można powiedzieć “jasne Lamia, wpadnę z chęcią. Lubię drinki z palemką, a pod kieckę założę kostium kąpielowy”... bo mają tam zjeżdżalnie i baseny - Mazzi zachichotała, choć akurat nie pomyślała o atrakcji wodnej, lecz boltowej - Polecam, pełna dycha.

Wyglądało, że Denise zatkało zupełnie. I tak wpatrywała się w kucając przed nią kobietę siedząc na swoim obrotowym krześle i chyba w ogóle nie wiedziała co powiedzieć i co zrobić. No ale w końcu gdy Lamia zabawiła się w suflera to w końcu brunetka się roześmiała gdy ten korek wreszcie z niej wypadł.

- O rany Lamia no takiemu zaproszeniu to nie sposób odmówić. - powiedziała roześmiana specjalistka od łączności. - Przepraszam ale po prostu mnie zamurowało. Nie spodziewałam się. Ale tak, skoro tak mnie ślicznie zapraszasz no to przyjdę. Tylko obawiam się, że nie mam kostiumu kąpielowego. Ale drinki z palemką lubię. - powiedziała z uśmiechem który skutecznie przegnał resztki chmur, zaskoczenia i wątpliwości.

Sympatycznie uśmiechnięta brunetka wyszczerzyła cała dobrobyt uzębienia, podnosząc się i niby przypadkiem zderzając się ustami z ustami Azjatki w krótkim pocałunku.
- Super… to widzimy się o 21 przy głównym barze Honolulu… i nie martw się. Wezmę swój kostium i w razie czego ci go pożyczę - odsunęła się odrobinę, wskazując spojrzeniem na maszynerię - Tam pogadamy na spokojnie… a teraz pomożesz mi ślicznotko z tymi gekonami i Wilmą?

- No dobrze. - Denise zarumieniła się jak pensjonarka i w tym momencie wydawała się bardziej przypominać nieśmiałą dziewczynę z sąsiedztwa niż tą ironiczną profesjonalistkę jaką była gdy rozmawiała z kolegą. Pokiwała głową i odwróciła się twarzą do aparatury. Coś zaczęła sprawdzać w tej teczce ale zaczęła coś ustawiać, przerwała, znów coś poprawiła w końcu jednak podniosła głowę na stojącą obok kobietę.

- Jej w “Honolulu” to byłam może ze dwa razy. Z czego raz na oblewaniu dyplomu. - wyznała chyba wciąż bardziej myśląc o niedzieli niż o tym radiu przed sobą. Przesunęła brązowy kosmyk z twarzy za ucho i ciągnęła ten wątek. - Jeszcze nigdy nie zapraszała mnie na drinka inna dziewczyna. - wyznała po chwili. - A ten drink… To randka? - zapytała niepewnie.

- Jeśli tylko chcesz, może być randką… albo hołdem dla uzdolnionej pani technik o nieprzeciętnej urodzie - Mazzi stanęła za krzesłem, kładąc dziewczynie dłonie na ramionach - Może być przyjacielskim wypadem, poznasz pewnie paru moich znajomych z którymi tam balujemy systematycznie, ale bez obaw… - nachyliła się żeby doszeptać jej do ucha - Ty tam będziesz dla mnie pierwszą muzą.

- Oh… - Azjatka szepnęła cicho. Trochę nachyliła głowę w bok także znalazła się prawie twarzą w twarz z drugą kobietą. Przesunęła palcami po jej policzku. I jeszcze raz ostrożnie zetknęła usta z jej ustami. Przerwała po chwili i w końcu uśmiechnęła się ciepło.

- Dobrze to jesteśmy umówione na niedzielę. I sprawdźmy to radio bo głupio się będzie komuś tłumaczyć, że znów szukasz jakiegoś kleszcza. - uśmiechnęła się jeszcze raz, machnęła dłonią i znów wróciła do radia i pozostawionej teczki.

Jej dłonie zaczęły przesuwać się po różnych kontrolkach. Tym razem już płynnie i sprawnie. Ale zanim się odezwała sięgnęła do szafki i napiła się czegoś z kubka termoizolacyjnego z jakąś mangową naklejką. A potem wróciła do swojego zadania.

- Gniazdo do Zielonego Gekona. Gniazdo do Zielonego Gekona. Zgłoś się. Over. - Denise złapała za mikrofon tak samo jak niedawno jej kolega gdy gawędził sobie z nie-kolegą. Przez chwilę słychać było trzaski eteru ale dość szybko dał się słyszeć męski, zdecydowany głos.

- Zielony Gekon zgłasza się. Co się stało Gniazdo? Over. - zapytał jakiś mężczyzna po drugiej stronie.

- Chciałam upewnić się, że wszystko u was w porządku. Tęsknie za wami. - Denise mówiła już całkiem płynnie a jej przyjemny głos pewnie było przyjemnie usłyszeć gdzieś tam w trasie. Zwłaszcza jak tak przyjemnie mówiła, że tęskni.

- My za tobą też Kasztanku. Już się bałem, że znów coś nam dowalili. A u nas nudna sztampa. Oby tak dalej. Over. - facet po drugiej stronie chyba się uśmiechnął i Azjatka po tej stronie również.

- Mam taką jedną sprawę. Over. - radiooperatorka wyrzuciła z siebie co brzmiało jakby miała jakieś “ale”. Przez eter doszło ich rozbawione parsknięcie rozmówcy.

- Tak czułem, że to nie tylko z miłości i tęsknoty. Over. - mężczyzna chyba faktycznie nie był zaskoczony tym “ale”.

- Oh ty mnie za dobrze znasz Smoku. Ale mam coś. Tym razem sprawa prywatna. Over. - łącznościowiec bawiła się chyba w najlepsze tą rozmową podobnie jak jej rozmówca.

- O. Sprawa prywatna? Jak chcesz mi wyznać miłość w eterze to biorę cały eter na świadków, że nie rozwiodę się dla ciebie z Ethel. No chyba, że będziesz naprawdę przekonywująca. Over. - tym razem facet się trochę zdziwił ale brzmiało jakby podobne gadki urządzali sobie regularnie.

- Oj może później. Nie chcę by Ethel przerobiła mnie na befsztyki. Ale tym razem chodzi o kogoś z twojego konwoju. Over. - Azjatka zachichotała jak nastolatka słysząc co i jak mówi rozmówca. Ale powoli wciągała go w tą sprawę w jakiej dzwoniła do niego.

- Ktoś z mojego konwoju mi cię sprzątnął? Powiedz który. Zaraz myślę, że możemy mieć jakiś nieszczęśliwy wypadek po drodze. Over. - facet po drugiej stronie eteru zaśmiał się wesoło i udał groźny ton.

- Ale tym razem to ona. Wilma Wilson. Macie ją na pokładzie? Over. - Denise w końcu wyjawiła o co chodzi.

- Przerzuciłaś się na dziewczyny Kasztanku? Wiesz ile męskich serc tutaj teraz pęknie? Ale tak, jest z nami Wilma. Co masz dla niej? Over. - zapytał męski głos trochę chyba zaintrygowany tą całą sprawą. Zaś łącznościowiec spojrzała w górę na Lamię takim pytającym spojrzeniem.

- Niech nas da na kanał z Wilmą - Mazzi mruknęła, kucając ponownie przy Azjatce. Tym razem jednak była spięta, zacierając nerwowym gestem dłonie. - Masz dla niej niespodziankę.

- Możesz dać ją do telefonu? Mam tu kogoś kto chciałby z nią porozmawiać. Over. - Azjatka pokiwała głową do Lamii i wróciła rozmową do tego chyba szefa konwoju z jakim rozmawiała.

- Jasna sprawa. Zaraz ją wrzucę. Over. - dało się prawie wyczuć jak Smok kiwa potakująco głową i słychać było jakieś pstrykanie.

- Smok do Gryfa 3, Smok do Gryfa 3. Zgłoście się. Over. - wyglądało na to, że powtarza procedurę zgłoszeniową tym razem z inną załogą.

- Gryf 3 do Smoka, zgłaszam się. Over. - w eterze zabrzmiał spokojny, kobiecy głos. I chociaż trochę trzeszczała Lamia od razu poznała, że zna ten głos.

- Mam tu kogoś na linii do ciebie. Over. - Smok odezwał się z cichym oczekiwaniem, znów coś pstryknęło i po chwili odezwał się ponownie. - No to dajesz Gniazdo. Over. - odezwał się a w bazie Denise przekazała mikrofon swojemu gościowi.

Jakże Mazzi żałowała, że nie ma nic do picia. Wzięła nadajnik w spocone dłonie czując pustynię wewnątrz gardła. Przełknęła z trudem ślinę, robiąc dwa szybkie wdechy, zanim nie otworzyła ust aby się przywitać, powiedzieć Wilmie, że cieszy się mogąc ją słyszeć. Że żyje, ma się dobrze…
- Wędkarz złowił złotą rybkę, a ta przemówiła ludzkim głosem - zaczęła naraz zupełnie od czapy, a uśmiech na jej gębie robił się szeroki i coraz bardziej radosny. Zachowała jednak ton profesjonalnego opowiadacza dowcipów, czując że już kiedyś musiała głosowi po drugiej stronie radia dokładnie ten sam wkręt - Jestem zaklętą księżniczką, pocałuj mnie a spełnię 3 twoje życzenia. Wędkarz pocałował rybkę i po chwili stanęła przed nim piękna księżniczka: Jakie są twoje 3 życzenia? A rybak na to: Mam jedno życzenie, ale trzy razy! - westchnęła ciężko na linii, dodając już mrucząco-szepczącym tonem Wilson prosto do uszu - Myślałam że będziesz moim rybakiem, a ty mi wypłynęłaś poza akwarium… over.

Przez chwilę było słychać śmiech Smoka. Widać dowcip mu się spodobał. Denise też się uśmiechnęła chociaż dyskretniej. - Hej, Gniazdo, macie tam teraz kabaret? - zawołał jakiś inny męski głos też chyba ubawiony taką niespodzianką. Ktoś jeszcze odezwał się w podobnym stylu. I głos Wilmy dał się słyszeć dopiero po dłuższej chwili.

- Lamia? Lamia Mazzi? To ty? Cholera to ty żyjesz?! - kobiecy głos emanował przede wszystkim zaskoczeniem. Tak kompletnym, że przysłoniło wszystkie inne. I tak szczerym, że wszystkie inne głosy w eterze momentalnie ucichły jak nożem uciął.

Po stronie Gniazda zapanowała chwila ciszy, gdy saper zbierała się w sobie, aby odpowiedzieć normalnie, bez krzyków ani płaczów.
- Jestem jak łupież… zawsze wracam. Poza tym weź, dostałam w głowę, żadna strata - wydusiła przez ściśnięta gardło, udajac przez Azjatką że coś jej wpadło do oka, może nawet jakiś kleszcz.
- Siema stara, dobrze… cię słyszeć - musiała zrobić przerwę, gdy głos się jej załamał. Głęboki oddech i nadawała dalej, siadając na podłodze tyłkiem i podkulając kolana pod brodę.
- Się pozmieniało… jakieś dwa tygodnie temu wyszłam ze śpiączki i… nie… - zacięła się, a mruganie się wzmogło. Parsknęła, zakładając ironiczną maskę - Szukałam was. Trochę nie wierzyłam chłopakom jak mi powiedzieli że zostałaś tirówką. Byłam u nich, w Mason. Dali cynk gdzie cię szukać. Przepraszam… nie… - znowu się zacięła, a następnie znowu parsknęła - Nie wiem co się działo, ale balet musiał być gruby. Prawie nic nie pamiętam, tylko strzępki. Kiedy zjeżdżasz? Wpadnę z flachą i wypytam o najnowsze plotki. Over.

- O tak! Koniecznie! My wracamy… - Wilma podjęła temat dziwnie szybko. Jakby bała się o panowanie nad swoim głosem. Urwała zresztą zaraz potem i nastąpiła chwila przerwy. - No właściwie zapytaj Gniazda. Nie mogę o tym mówić. Ale do cholery liczę, że się spotkamy i urżniemy jak za dawnych czasów! - zawołała po tej chwili zwłoki gdy pewnie przepisy nie pozwalały jej na całkiem swobodną rozmowę.

- Dawno nie byłam u tych gogusiów. Przyjadę to zrobimy sobie imprezę. Tylko dla Bękartów! No dobra mogą być jakieś fajne dupy i osoby towarzyszące byle bez głupich cip obu płci! - zawołała Wilma starając się chyba trochę na siłę ale zamaskować wzruszenie tymi buńczucznymi okrzykami. Wreszcie też się roześmiała.

A Gniazdo czyli w tym wypadku Denise faktycznie postukała w jakieś tabelki palcem. Wyglądały jak jakiś grafik. I zakreśliła termin powrotu od najbliższego piątku po poniedziałek. Tyle trwało okienko powrotne dla Zielonego Gekona.

- Dzięki Gniazdo - saper cmoknęła azjatycką skroń, zanim nie odkaszlnęła, ponownie włączając komunikator. - Widzę już, słuchaj stara… jest ogólnie opcja taka że jakbyście się sprężyli do soboty wczesny świt… znaczy tak koło 9, no nie czarujmy się, to tak się składa że jadę do Mason z Tygryskiem odwiedzić tych leszczy. Da radę to chętnie cię zawijamy i upierdolimy się jak szpadle. Tylko tym razem obawiam się że żadnego chłopa nie będę mogła wyrwać. Tygrysek bywa nerwowy… polubisz go, jest spoko. Aaa jaką ma dupę, o stara - w głosie pojawiła się stara, zwyrolska Mazzi - Wypierdala skalę z papci aż pod sufit. Wiem co mówię, zresztą sama zobaczysz. W galówkę go pewno nie wcisnę, ale i tak… no zobaczysz - trajkotała wesoło, ostrożnie wycierając oczy aby nie rozmazać makijażu.
- Tak czy siak zostawię u Kasztanka namiary. Najłatwiej zapytać o mnie w “41” barmana albo kelnerki… Val. Takiej blondi z dredami. Weź tam tego smoka pospiesz, niech nie siedzi na jajach tylko zepnie dupeczkę. Odwdzięczę się, myślą, mową uczynkiem i zachowaniem.. i Wilma? - podjęła po krótkim zacięciu - Nie masz żadnych info o Andy… o Starym? Over.

Przez chwilę panowała cisza w eterze. - Nie. Nie wrócił. Nie słyszałam nic aby wrócił. W jakiejkolwiek formie. Chudy trzyma tam rękę na pulsie. Coś by dał cynk gdyby były jakieś wieści. - głos drugiej kobiety odezwał się po tej chwili przerwy i brzmiał poważnie. Nawet chyba nie chciała mówić publicznie o takich tematach.

- No a to u ciebie też wielkie zmiany. Masz jakiegoś Tygryska powiadasz? No to jak się spotkamy musisz go nam pokazać. I na mieście mówisz “41”? I Val - dredziara? No dobrze. Nie bardzo miałam czas zwiedzać miasto. Ale jak będę to znajdę. Ale z tą sobotą to nie wiem czy wyjdzie. Mamy opóźnienie. I nie wiadomo jak będzie u celu. Dopiero jedziemy a jeszcze powrót. Ale postaram się. Może się uda. Jak nie to cię znajdę na mieście po powrocie. Zwykle mam parę dni wolnego przed następną trasą. Over. - Wilma szybko podjęła wcześniejsze wątki o jakich trajkotała druga bękarcica. Nawijała wesoło przeskakując z jednego na drugi i wracając do radosnego, niefrasobliwego tonu.

- Spoko Willy, nie teraz to w tygodniu się złapiemy i pójdziemy w balet… chociaż wtedy ciężko złapać Tygryska… też mu dają wolne tylko w weekendy. - wzruszyła ramionami, z torebki wyjmując zdjęcie i pokazała Azjatce wysoką, dumną postać w zielonym, galowym mundurze. Kciukiem puknęła go w sam środek piersi, a potem puknęła w swoją pierś, robiąc minę wyjątkową wymowną pod tytułem “to moje!”.

- Też trep w końcu… z Boltów. Taki tam, ledwo kapitan - wyszczerzyła się w eter - Nie ma się co podniecać. Ale jak będziesz chciała to go razem we dwie napadniemy. Ma krzepy od cholery, uwierz mi da radę… już dawał - parsknęła wyjątkowo kosmato - A jak z tobą, znalazł się wreszcie ktoś komu nie chcesz wyrwać tchawicy przez nos i przepchać jej gardłem aż do jelit? Poza tym musisz poznać moje kumpele! - radość wróciła do bękarciego głosu i ruchów. Tym razem puknęła blondynkę ze zdjęcia w pierś, powtarzając gest - Teraz już mi się nie wywiniesz stara! Jeśli nie będziesz spędzać ze mną przepustek to się wkurwię! Nudzi mi się w tym cywilu tak bardzo, że aż tyłek boli od… no dobra, tyłek to mnie akurat nie boli akurat od leżenia - zarechotała wesoło - Kurde, ale gdybym wiedziała że macie takie śliczne Gniazdo to chyba bym odjebała jakąś lewiznę aby też zacząć tu robić! Over!

Denise siedząca na swoim obrotowym krześle miała minę jakby trochę się pogubiła kto jest kto w tych opowieściach i zdjęciach Lamii. Kiwnęła głową z uznaniem i uniosła dwukrotnie kciuk najpierw gdy ta wskazała na fotkę oficera w galowym mundurze a potem na krótkowłosą blondynkę w zgrabnej kiecce gdy we trójkę pozowali do zdjęcia. Ca to Wilma zdawała się bawić w najlepsze. Rechotała w eter na całego.

- Bolta? Jakiego bolta? Jakiegoś bolcowego kapitana? - Lamia nie była pewna czy kumpela nie wie o jaką jednostkę chodzi czy tylko się droczy, że nie wie.

- To kapitan Thunderbolt. Bardzo przystojny. - do rozmowy wtrąciła się radiooperatorka przyciskając twarz do mikrofonu trzymanego przez gościa. W głosie dało się słyszeć uznanie i może lekką nutkę zazdrości.

- Fiju fju! Lamia! Wyrwałaś kapitana specjalsów? Oficera? I to z tych cholernych boltów? No Rybka! Zawsze był z ciebie niezły numer! - przez eter doszło ich gwizdnięcie uznania i wesoły śmiech drugiej bękarcicy.

- A ja no znasz mnie. Coś się trafi to się nawinie. I mówisz, że taki przystojniak i do podziału ten twój Tygrysek? No cholera to mam nadzieję, że Smok i jego smoczki się sprężą i uwiniemy się przed końcem weekendu. Słyszałeś Smok? - Wilma zaśmiała się po raz kolejny jakby tym bardziej nie mogła się doczekać spotkania.

- Słyszę, słyszę. Całą rozmowę słyszę. Jesteście na ogólnym. Zobaczymy co da się zrobić. Ale sama wiesz, że to nie zależy tylko ode mnie. Over. - Smok tym razem był troszkę cierpki. Ale też mówił jak kogucik pozwalający na drobne harce swoim kurczaczkom.

- No wiem, wiem Smok. Ale pomyśl coś. Użyj tego swojego łebskiego mózgu i wymyśl coś by się dało. Ja się potem odwdzięczę. Over. - Wilma tym razem zwróciła się do szefa konwoju z prośbą.

- Zobaczymy co da się zrobić. Over. - Smok powtórzył z uporem ale nie chciał widocznie rzucać pustych obietnic.

- Noooo weeeź, Smok - Mazzi zrobiła smutną minkę, posyłając całe wiadro pluszu, miłości, podziwu i słodyczy przez kabel i eter do dowódcy konwoju - Skoro Willy mówi, żeś łebski facet, na pewno coś wymyślisz! Ona ma nosa do ludzi, zawsze miała. Cycki tak samo, prawilne. Chyba je parę razy widziałam - dorzuciła, puszczając łącznościowej Azjatce oczko. Zaczęła też bawić się jej włosami odgarniając je za ucho.

- Jak każdy łebski facet masz swoje sposoby, nie mów że nie. Też będę zobowiązana, w końcu nie na co dzień się wraca zza grobu i jedzie chlać z tymi którym udało się przetrwać, nie? Pomyśl w ten sposób… niejedna przepustka przed wami, przed tobą, a ja mam parę lubujących mundury koleżanek, które chętnie posłuchają historii o dzielnym dowódcy transportu i na wyścigi będą lecieć, aby się na nim uwiesić chociaż na jeden taniec, jednego drinka czy jeden wieczór gdzieś w sprzyjających warunkach… no i przydałby się ktoś kto będzie pacyfikował chłopaków zawczasu, zanim zaczną chlapać jęzorami co robiłam w kantynie Chudego, na zapleczu - zaśmiała się, drapiąc po nosie - Ej Willy, chcesz żeby ci coś ogarnać na mieście? Skoro i tak latam po wolności, przydam się na coś, nie? Over.

- Dziewczyny. Mówię po raz kolejny. To nie zależy tylko ode mnie. Ale będe miał to na uwadze. I zrobię co będę mógł. Over. - Smok powtórzył spokojniej ale też jakoś tak dobitniej. Jakby coś go zaczęło drażnić.

- Okey, okey, Smoku, nie denerwuj się. My tylko tak po babsku chlapiemy ozorami z babskiej radochy. - Wilma włączyła się prawie od razu ledwo ten skończył mówić jakby chciała go uspokoić. - Hej Lamia, Smok jest spoko. Jak mówi, że coś pomysli to pomyśli. A jak się nie uda to znaczy, że się nie dało. Smok jest spoko dlatego z nim jeżdżę. - zaraz też dorzuciła wyjaśnienie swojej kumpeli po tej stronie eteru. A mundurowa Azjatka pokiwała twierdząco głową zgadzając się z tą opinią.

- Dobra Rybka widzimy się za parę dni. Tu czy tam. Złapiemy się. Ogarnij mi dobrego whiskacza do wyrżnięcia i coś fajnego do zerżnięcia ale tak naprawdę to po prostu bądź. Nie przejmuj się resztą. Over. - była bękarcica rzuciła do byłej bękarcicy kosmatym tonem podszytym niefrasobliwością oraz ciepłymi uczuciami. Jakby samo spotkanie z żywą Lamią było najważniejsze a reszta to nie istotne detale.
 
__________________
A God Damn Rat Pack
'Cause at 5 o'clock they take me to the Gallows Pole
The sands of time for me are running low...
Driada jest offline