Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-04-2020, 07:27   #103
Joer
 
Reputacja: 1 Joer ma wspaniałą reputacjęJoer ma wspaniałą reputacjęJoer ma wspaniałą reputacjęJoer ma wspaniałą reputacjęJoer ma wspaniałą reputacjęJoer ma wspaniałą reputacjęJoer ma wspaniałą reputacjęJoer ma wspaniałą reputacjęJoer ma wspaniałą reputacjęJoer ma wspaniałą reputacjęJoer ma wspaniałą reputację
14 Martius 816.M31, sekcja maszynowni Błysku Cieni

Tytus pomógł usiąść dziewczynie w poszarpanym mundurze na przewalonej beczce. Miała dużo szczęścia. Waląca się rozgrzana do czerwoności belka stropowa tylko pozbawiła ją części nogawek oraz rozpuściła podeszwy. Nie mógł jednak o takim farcie wspomnieć jej towarzysz obecnie przywalony tonami rozgrzanych prętów, którego groteskowo powyginane kończyny wciąż dygotały pośmiertnie.

- Tutaj! Mamy kolejnego! - wykrzyczał zdejmując maskę Tytus, następnie spojrzał na dziewczynę - Masz niesamowite szczęście, jak ci na imię i jaki masz przydział?
- Tarla Berrifolt... zaopatrzenie mesy, poziom 14... - mówiła powoli, ciężko dysząc - ...Gdzie Gottel? Był ze mną... - rozejrzała się oszołomiona.

Tytus tylko przez chwilę się zastanawiał się co obsługa kuchenna robiła w sekcji maszynowni, ale szybko poskładał brakujące części z tonu jej głosu i rozpaczy w oczach. Głupie dzieciaki musiały sobie znaleźć miejsce na schadzki akurat tutaj. I akurat dzisiaj.

To prawda, że podróż przez osnowę jest przerażająca. To fakt, że dyscyplina oraz profesjonalizm są kluczem do odpowiedniego działania jednostki. Ale sternik wiedział, że ludzie, którzy urodzili się w przestrzeni, dla których życie w żelaznych trzewiach kolosalnych statków jest wszystkim co znają, ludzie tacy jak on, budują swoje życie mimo tego. Nadal mają swoje rodziny, przyjaciół, miłości. I wypełniona parą oraz niesamowitą przestrzenią komora głównego napędu może wydawać się najromantyczniejszym dostępnym widokiem.

- Wszystko będzie dobrze, znajdziemy go. - odpowiedział jej pewnie i oddał ją zbliżającym się medykom, którzy zaczęli szybko dokonywać jej triage'u. Tytus odwrócił się gdy odeszli i uderzył pięścią w jeszcze ostały fragment ściany - Psiakrew! - Dyszał ciężko, a kropelki potu spływały mu po nosie. Na jego tak pięknym i dystyngowanym mundurze unosiło się pare tlących się płomyczków, ale był zbyt zmęczony by się nimi teraz zajmował. Napiłby się, bardzo.

Nawet nie zauważył dwóch postaci, które wyrosły nad nim. Ich sylwetki przysłoniły mu całe światło płomieni z którymi walczono rozpaczliwie.
- Nadsternik Tytus Garlik? - zapytał odziany we wspomaganą zbroję mężczyzna. Człowiek Amelii.
- Tak mnie ostatnio nazywają, tak. - odwarknął Tytus, nie miał czasu na formalności i z jakiegoś powodu czyste pancerzyki dwóch puszek przed nim, nieskalane akcją ratunkową tylko go zdenerwowały.
- Mamy rozkaz zapewnić Panu bezpieczeństwo i wsparcie, Sir. - zasalutował drugi z nich - Proszę się nie martwić, akcja ratunkowa przebiega regulaminowo. Zważywszy na Pańskie obrażenia sugerujemy odpoczynek oraz przerwanie Pańskiego udziału. Znaleźliśmy odpowiedni schron dla Pana rangii.

Tytusa na początku zatkało. On miałby stąd teraz uciekać? Teraz? W tak krytycznym momencie? Spojrzał z furią w oczach na obydwu.
- Wiecie, co tam jest? - wskazał palcem w stronę rozszalałych płomieni, z którymi bezskutecznie walczyła teraz ekipa ratunkowa - Tam jest zbiornik paliwa tak wielki, że spokojnie można na nim ugotować ze 4 sekcje. A wiecie co tam jest? - tym razem pokazał nad pożar, na sufit - 4 odcięte sekcje z których dostajemy sygnały o żyjącym personelu. Chyba was do reszty powaliło jeśli myślicie, że stąd teraz po prostu odejdę.

Oba kolosy spojrzały się po sobie niepewnie. Nie były przyzwyczajone do takich interakcji z oficerami.
- Sir, mamy rozkazy, jesteśmy do pańskiej dyspozycji i chodzi nam tylko... - zaczął niepewnie pierwszy z nich.
-Pieprzyć was i pieprzyć wasze rozkazy. Jeśli macie kogoś chronić to chrońcie tych ludzi, którzy zaraz spalą się żywcem. Już! Ta ekipa potrzebują pomocy! - warknął Tytus wstając powoli. Odetchnął dość długo. I przemyślał wszystko. W tym tempie nie zdążą w porę. Gaszenie nie ma już sensu. Jedyna możliwość to spuszczenie paliwa. Zatrze to część z pomp, ale silnik i tak był do remontu. Ramirez go nie polubi za to.

Większy problem jednak stanowił zawór bezpieczeństwa. Systemy sterowania sfajczyło jako pierwsze. Został mechaniczny. Niestety znajdował się on przy zbiorniku. Czyli za jakimiś 50 tysiącami ton labiryntu złożonego z mieszanki rozgrzanej do czerwoności stali oraz wirujących i pękających od ciepła mechanizmów. Piekło. Ale on widział już trasę lotu. Wektor podejścia. Odpowiednie manewry unikowe. Gorzej, że nie miał pod ręką żadnego myśliwca. Tylko siebie.

- Powaleni to jesteśmy my wszyscy. - powiedział pod nosem i puścił się biegiem zaskakując obu żołnierzy. Nim dokładnie zrozumieli jego polecenie już przeskoczył nad płonącą sekcją zniszczonego wózka i zanurkował pod spadającym blokiem napędowym. Wyskoczył i podciągnął się za drabinkę i poczuł jak mimo rękawic rozgrzany metal pali go w dłonie. Dysząc przystanął i nałożył maskę tlenową.

Każda ze spadających części, każdy z ruchomych płomieni, każda nie ogarnięta pożarem platforma była dla niego matematyką, którą trzeba tylko i wyłącznie wyczuć, skorelować i odpowiednio rozplanować. Nic nadzwyczajnego, zwykły lot szkoleniowy na symulatorze, banał - powtarzał sobie. Wszystko porusza się praktycznie w zwolnionym tempie tutaj. Pobiegł wciąż unikając i lawirując między żywym piekłem. Zawór powinien być niedaleko.

 

Ostatnio edytowane przez Joer : 14-04-2020 o 09:49. Powód: oddanie słuszności gwardzistom Amelii
Joer jest offline