14-04-2020, 15:34
|
#37 |
| Wykrycie magii w okolicy nie przyniosło żadnych rezultatów, zatem ruszyliście w kierunku drzwi. Na przodzie szedł Amos, dotykając tyczką podaną mu przez Williego gruzowiska przed sobą, za nim trzymał się Archie, Elora, Bran, Willie i zamykający pochód Draug. Pomysł gnoma ze sprawdzaniem podłoża przyniósł pierwsze rezultaty już po kilku krokach, gdyż dotknięta przez Amosa powierzchnia najpierw zadygotała, a potem kawałki gruzu wpadły do czarnej, bezkresnej dziury. Barbarzyńca upewnił się tyczką, że za wyłomem jest bezpiecznie i przeskoczyliście dziurę, przemieszczając się dalej powoli, zygzakiem w stronę drzwi. Podłoga pod klepnięciem tyczką załamała się jeszcze dwa razy i trzeba było przyznać, że Willie miał dobry pomysł z tą prostą, ale jakże skuteczną metodą.
W końcu znaleźliście się przy solidnie wyglądających, drewnianych drzwiach z klamką. Archie najpierw obejrzał je dokładnie ze wszystkich stron, tak samo jak futrynę, popukał też ściany. Gdy upewnił się, że wszystko jest w porządku, nacisnął klamkę i pchnął drzwi do środka. Te zaskrzypiały przeraźliwie, a moment później do środka wpadła sowa Williego, dzięki której czarodziej mógł się rozejrzeć po pomieszczeniu. Gdy dał znać, że jest czysto, wszyscy weszliście do środka.
Znaleźliście się w okrągłej, dość sporej komnacie wybrukowanej strzaskanym granitem, na którym leżały cztery gobliny, wszystkie najwyraźniej zabite w walce. Jeden stał oparty plecami o zachodnią ścianę, zatknięty na włóczni, która utrzymywała go wyprostowanym. Ich ciała wciąż były całkiem nieźle zachowane, co mogło oznaczać, że mogli zginąć co najwyżej kilka tygodni temu. Z pomieszczenia wychodziło dwoje drewnianych drzwi (z czego te po waszej prawej były nieco uchylone), znajdujących się naprzeciw wejścia, którym tu trafiliście, a pusta wieża z wyszczerbionymi murami sięgała piętnaście metrów nad waszymi głowami, lecz zamiast pięter i schodów, ostało się jedynie kilka strzaskanych półek.
Wciąż było nienaturalnie wręcz cicho. |
| |