Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-04-2020, 21:42   #302
xeper
 
xeper's Avatar
 
Reputacja: 1 xeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputację
Caspar zamiast położyć się spać i zregenerować mocno nadwątlone podczas ucieczki siły, błąkał się po klasztorze w poszukiwaniu Albiończyka. Wypytywał wymęczonych wieśniaków, rozmawiał z mnichami, którzy mimo późnej pory nieśli pomoc poszkodowanym mieszkańcom Farigoule. Gdzieś mignął mu rozmawiający z krasnoludami Grimm. Nie widział za to ani Sophie, ani Dietmara. Za to w końcu spotkał Cecila.

Kiedy go zobaczył, Albiońnczyk stał na murze okalającym klasztor i wpatrywał się w ciemność. Patrzył w dół doliny, w kierunku znajdującego się dwa dni drogi od klasztoru miasta Grunere. Wyglądał tak, jakby się wahał. Oparty o cegły, wychylał się i cofał na przemian. Podnosił nogę, jakby wspinając na blanki, to ją opuszczał. Do pasa przytroczony miał swój magiczny sztylet, a przez ramię przerzuconą podróżną sakwę. Wypchaną.

- Ach – wyraźnie się zmieszał, gdy zobaczył zbliżającego się Caspara, a na jego czerstwą twarz wypełzł widoczny mimo ciemności rumieniec. Zamachał nerwowo rękami, pociągnął za wąs. – Wypatruję, czy aby nie nadciągają te przeklęte umrzyki. Trzeba mieć oczy szeroko otwarte. A atak może nadejść z każdej strony…

*

Grimm wraz z krasnoludami zajęli się przygotowaniami do obrony. Górników, poza Grimbinem pozostało ich przy życiu pięciu. W tym Bardak, który ranny aktualnie przebywał w przygotowanym przez mnichów lazarecie. Krasnolud niezwłocznie się tam udał, aby otrzymać odpowiedzi na nurtujące go pytania. Mędrzec był słaby. Ciężko oddychał i nawet jego zwykle czerwony od alkoholu nos był całkiem blady. Niestety nie wiele mógł pomóc Grimmowi, gdyż o żadnym czarodzieju w okolicach kopalni nie słyszał. A potem Grimma grzecznie wyproszono, żeby nie przeszkadzał w pracy mnichom i nie zakłócał spokoju rannym.

*

W końcu przeor na tyle opanował sytuację w klasztorze, że znalazł chwilę czasu aby zobaczyć się z ekipą, którą przed kilkoma dniami wynajął do sporządzenia map okolicy Farigoule. Zostali zaprowadzeni do jego gabinetu, a kiedy weszli nerwowo, z rękami splecionymi za plecami spacerował po pokoju. Spojrzał na każdego z kolei, nieco dłużej zatrzymując wzrok na Sophie. Uniósł brew.

- A panienki nie poznaję. Była w towarzystwie kobieta, milczek i gbur, więc częśćfaktów się zgadza, ale to nie pani, prawda? – na twarzy przeora pojawił się smutek. – Tamta zginęła, tak? Podczas walk z ożywieńcami?

- Sprawy wymagają wyjaśnienia – oznajmił po chwili. Usiadł ciężko na krześle, wskazał pozostałym miejsca, by również usiedli. Zaproponował rozwodnionego wina. – Jestem niemal pewien, co się dzieje. A to oznacza, że niemal na pewno ożywieńcy przyjdą do klasztoru. Ich przywódca ma tu do załatwienia pewne porachunki…

Zabrzmiało to wyjątkowo złowieszczo. Brakowało tylko aby w tym momencie, na zewnątrz uderzył grom, bądź trzasnęła okiennica. Nic takiego jednak się nie stało. Moment minął.

- Niemal sto lat temu żył pewien człowiek. Nazywał się Heinrich Kemmler i studiował nauki magiczne na Uniwersytecie w Nuln. Był z natury samotnikiem, a to sprzyjało jego zainteresowaniom, które w ludnych miastach Imperium raczej powinny być praktykowane w odosobnieniu: zakazanej nekromacji, magicznej transmutacji kształtu i właściwości istot żywych, demonologii i innych krwawych i występnych dziedzin mrocznej sztuki. Przez lata i dziesięciolecia umiejętności i moce Kemmlera rosły, a on sam z każdym dniem coraz bardziej pogrążał się w deprawacji. Trwało to do momentu, kiedy władze odkryły w jego domu tajne laboratorium.

- Kemmler z łatwością pokonał oddział milicji, który wysłano by go aresztował. Większość milicjantów uciekła w popłochu, gdy ich martwi towarzysze powstali by walczyć po stronie nekromanty. On sam uciekł z miasta zanim wezwano potężnych magistrów, którzy mogli mierzyć się z nim swoją mocą. Zbiegł w dół wielkiej rzeki Reik, mając pogoń czarodziejów i łowców czarownic nie dalej jak godzinę drogi za plecami. Ponieważ wiadomość o jego ucieczce rozniosła się wzdłuż Reiku przy pomocy wież semaforowych łączących Nuln i Altdorf, Heinrich Kemmler stwierdził, że pułapka się zamyka. Zawrócił na zachód i umknął w Góry Szare, kierując się ku Przełęczy Helmgardzkiej i Bretonii.

- Kemmler odnalazł w górach oddalony od cywilizacji klasztor… ten klasztor – przeor powiódł ręką naokoło siebie. Znów napił się wina. – Mnisi przyjęli go uprzejmie, więc myślał, że odnalazł chwilowo bezpieczne schronienie. Mylił się. Przeor Rene de Muscadet był biegłym w sztukach magicznych uczonym, a wiadomości o poczynaniach Kemmlera zdążyły dotrzeć do niego, jeszcze przed pojawieniem się obcego. Atak przeora zaskoczył nekromantę. Ku przerażeniu Liczmistrza, de Muscadet potraktował go Różdżką Eterycznego Rozgrzeszenia – potężnym magicznym artefaktem, który na dobre pozbawia nekromantów mocy. Wręcz ją z nich wyrywa. Oszalały z gniewu, okaleczony fizycznie i psychicznie Kemmler zdołał uciec przy pomocy Pierścienia Lotu. Odleciał w góry, a de Muscadet myślał, że skończył z nim raz na zawsze; chociaż Kemmler żył, to jego moc została złamana, a on sam miał wkrótce stanąć przed obliczem sprawiedliwości.

- W góry wysłano grupy poszukiwawcze, ale nie odnalazły one nekromanty ani martwego ani żywego. Po kilku miesiącach poszukiwania zakończono; przyjęto, że Kemmler z pewnością zginął w górach, a jego ciało zostało zjedzone przez wilki bądź inne zwierzęta.

- Mylono się! Kemmler w jakiś sposób przeżył. De Muscadet miał wizję. Na łożu śmierci zobaczył swojego dawnego wroga. Widział też Frugelhorn i kurhan. Jeden z wielu kurhanów rozsianych po okolicy. Usłyszał też miano tego, kto spoczywał w owym kurhanie. Usłyszał o Zwemmerze, przywódcy Błękitnokrwistych Bandytów. Niedługo potem przekazał mi swą wizję i zmarł. A w chwili jego śmierci jeden z nowicjuszy widział kruka albinosa lecącego w kierunku gór.

- Aby odnaleźć ten kurhan i wyjaśnić tajemnicę Zwemmera i Kemmlera zacząłem pisać książkę. Wynająłem poszukiwaczy, w tym Was. Ale chyba to wszystko stało się zbyt późno. Ale zawsze jest nadzieja… Może to zbieg okoliczności… Opowiedzcie dokładnie o tych ożywieńcach. Czy mają przywódcę? Co się dzieje, gdy się pojawiają? Jakie zjawiska im towarzyszą?
 
xeper jest offline