Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-04-2020, 22:24   #181
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Karl nie był medykiem. Ale te rany, brzydkie, krwawiące rany szarpane uczynione kłami i pazurami bestii wyglądały mu na poważne. Znalazł w izbie jakieś chyba ręczniki wyglądające na mniej brudne w tym całym galimatiasie splądrowanego domu. Nie mając wyjścia po prostu obwiązał rannemu jego rany tak jak się to dało i mógł prosić dobrych bogów, zwłaszcza Shalyę aby ulitowała się nad losem ciężko rannego Ostlandczyka. Na razie Morr się jeszcze po niego nie zgłosił. Ani nikogo z ich pół tuzina walczących w tym domu. Ale widać było, że dla tego wojaka ta bitwa się raczej skończyła. Na szczęście trójka pozostałych ochotników wyszła z tego zaskakującego starcia ledwo draśnięta lub wcale.

Opatrywanie rannego jednak zajęło trochę czasu. Gdy wyszli z domu na ulicę wydawało się, że sytuacja resztek ich kompanii jest w miarę opanowana. Po okolicznych domach i ulicach leżało kilka ciał w różnorakich ubraniach w jakich chodzili ochotnicy z nieregularnych oddziałów. Ale i wilcze bestie wyzionęły ducha. Kilka ostatnich jednak wciąż stawiało zażarty opór po różnych domach i izbach gdzie na raz mogły walczyć tylko niewielkie grupki lub pojedyncze duety walczących. Więc milicjanci nie bardzo mogli wykorzystać swoją przewagę liczebną jaką już w tej chwili widać było, że zdobyli nad zębatymi czworonogami.

- Na razie nie mamy pola do popisu - powiedział Karl, wsłuchując się w odgłosy walki.
Równocześnie spojrzał w stronę, z której przeszli by sprawdzić, jak sobie z przeciwnikiem poradziły Furie. Zdecydowanie nie chciał zostać zaskoczony przez powracającego, zwycięskiego lub nie, przeciwnika.

Tladin rozejrzał się za setnikiem, który powinien wydać rozkaz, co dalej.

Setnik nie był trudny do zlokalizowania. Mimo całej wrzawy czynionej przez walczących było go słychać jak wykrzykiwał rozkazy. Kierował swoimi ludźmi aby ci cali zastępowali w tych zmaganiach tych poranionych. Wreszcie walka dobiegła końca. Ostatni z czworonogów czmychnął przez wypalone okno zostawiając za sobą krwawą smugę. Nawet nie wiadomo czyja to była krew. Reszta jego stada została wycięta w pień. Ale to nie był koniec walki na tej ulicy.

Ledwo kilka domów dalej trwało starcie o większej skali. Te czworonożne bestie przed jakimi umknęli na rozkaz setnika zwarły się już na całego z kompanią wyznawczyń Ulryka. Dochodziły stamtąd niezrozumiałe krzyki, wrzaski, ryki oraz niezmienny szczęk broni. Te stwory widać było od ich zadów ale praktycznie zasłaniały sobą walczące z nimi urlykanki więc nie szło się zorientować jak przebiega walka i czy któraś ze stron zdobyła przewagę czy nie.

- Kompania do mnie! Zbiórka! Zbiórka Nucci! - Gwizdek i krzyki jednookiego setnika wezwały niedobitki lekkiej kompani ostlandzkich ochotników z okolicznych kryjówek, domów i ulic. Wyłazili brudni, zakrwawieni i zdyszani. Łącznie wokół setnika zebrało się niecałe dwie dziesiątki ochotników. Kto miał to próbował opatrzyć rany koledze, zwilżyć gardło z bukłaka i złapać oddech. Walka z myśliwskimi ogarami zwierzoludzi była krótka ale zacięta. Uszczupliła szeregi Nucci na oko o 1 na 3.

Oficer nie bawił się w subtelności. Gdy zebrał wokół siebie wszystkich ocalałych ochotników swojej kompani wydał szybkie i proste rozkazy.
- Kompania! Ustawić się w szyk! Musimy pomóc ta dzielne kobiety! Wejdziemy w zad tych poczwar i go ostro skopiemy! - Jednooki wykrzyczał swój rozkaz. Mówił z obcym akcentem i niezbyt poprawnie. Chyba najlepiej wychodziły mu typowe komendy i zwrotu używane w kompanii te bardziej potoczne już mniej. Ale nikt się nie śmiał, milicjanci pokiwali głowami i ustawili się w dość wąski szereg. Zostało ich niepełne dwa szeregi. Ale mieli atakować przeciwnika zaangażowanego już w walkę i była okazja zaatakować go od tyłu.

Najlepszym wyjściem, zdaniem Karla, byłoby ostrzelanie przeciwnika, a potem zaatakowanie, ale strzelanie byłoby jednoznaczne z ostrzeżeniem przeciwnika.
- Musimy iść cicho - zasugerował.

Tladin popatrzył na swego ludzkiego towarzysza, potem na swój pancerny ekwipunek i gębę rozjaśnił mu uśmiech od ucha do ucha. Najchętniej posłałby te bełty, ale rozkaz był ustawić się w szereg. Stanął więc na środku pierwszego szeregu gotowy do działania.
Karl zajął miejsce tuż za nim.
 
Kerm jest offline