Retrospekcja 19 Martius 816.M41, korytarze w okolicy maszynowni
zaadaptowane na tymczasowy magazyn zwłok
9 213 816 M41. Taką datę wedle Imperialnej miary czasu wpisał Ramirez w data slate dzierżonym w lewej dłoni. Nienawidził wprost dat zaczynających się od liczby kontrolnej 9. Liczba kontrolna zwiastująca utratę kontroli. Liczba 8 oznaczała zakres błędu powyżej 11 lat. 9 znaczyła ni mniej ni więcej, że nie wiedzą jaki jest czas. Ale i tak większość załogi mówiła, że jest dziewiętnasty Martius. Miesiąc poświęcony chwale Marsa. Jakże trywialna była idea miesięcy w świecie rozciągającym się na miliony systemów słonecznych. Techprezbiter odegnał od siebie te myśli. Ostatnio zbyt wiele uwagi poświęcał kwestii czasu.
Zamienił eleganckie kapłańskie szaty na strój z czarnego tworzywa przeplatany czerwonymi wzorami i białymi symbolami pieczęci Mechanicusa. Robocze szaty stworzone z myślą o pracy z ludzką materią. Ułatwiały usuwanie krwi i ekskrementów ze swojej powierzchni. Stał tak między rzędami równo ułożonych czarnych worków z tworzywa sztucznego. Ułożone jeden przy drugim z pozostawionymi wąskimi ścieżkami biegnącymi wzdłuż dłuższej ściany pomieszczenia. Wokół unosił się zapach trupów i spalonych ciał. Mieszał się z zapachem oleju. Wielu zabitych było Adeptami Mechanicusa. Blisko połowa z nich przeszła rytuał autosanguinacji, który zastąpił w ich żyłach tak słabą krew uświęconym olejem Omnisjasza. Teraz to było bez znaczenia. Olej mieszał się z krwią na podłodze placówki. Pracowano w systemie trzech zmian żeby tylko przygotować możliwie dużą ilość servitorów.
Straty niestety były ogromne. Wprawdzie setki ludzi zabitych przez odcięcie powietrza była w niemal idealnym stanie, wystarczyło połączyć ich mózgi z przygotowanymi wcześniej implantami korteksowymi. Ale większa część wykazywała uszkodzenia ciała na poziomie ponad 50%. Zostawała więc dla nich przyszłość serwoczaszek i manipulatorów. W najgorszym wypadku uchwytów do sprzętu w segmencie medycznym lub technicznym.
Pięciu Adeptów Mechanicus będzie teraz dzień i noc wszczepiać implanty. Do czasu aż implanty się skończą. Aż dobiją do jakiejś stacji i uzupełnią zapasy.
Ciała, z których nic nie da się odzyskać trafią do spalenia. Niech ich poświęcenie zasili Ducha Maszyny ich Tempesta. Ramirez Przechadzał się powoli, a jego medyczny mechadendryt skanował kolejne ciała. Tak naprawdę przyszedł tu tylko po jedną rzecz. Po Xan, która czekała na niego ułożona na szkarłatnej poduszce. Zabrał ją wraz z litanią inicjującą iskrę życia. Rytuał przeprowadzi w samotności już po wyjściu z Osnowy. Tutaj zaś było zbyt wiele innych serwoczaszek. Niepotrzebny zamęt.
Ramirez przekalkulował wszystkie wydarzenia ostatnich dni. Przeprowadził stosowne symulacje. Czekało go bardzo dużo pracy w najbliższych dniach. Cieszył go ten fakt. Praca z maszynami odciągała uwagę od ludzi i interakcji z nimi. A w tym Szaman Cyberdusz nie był nigdy dobry.
__________________ Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe. ”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej. |