Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-04-2020, 17:06   #422
Avitto
Dział Fantasy
 
Reputacja: 1 Avitto ma wyłączoną reputację
- Dziękuję, Dobromirze. Oddal się powoli, zaraz wyjdę na dziedziniec - odpowiedział Bogumysł głośno przełykając.
Zdawał sobie sprawę z powagi sytuacji i nie czuł się w niej komfortowo.
- Wy nie możecie iść, Tosławo, Dalegorze. Siadajcie z powrotem. Pójdę do moich ludzi i załatwimy sprawy w mieście. Przeliczcie się tylko, czy aby to jednego z waszych nie zabito.
- Wszyscy… -
Warknął Dalegor po czym cisnęł jednym z krzeseł o ścianę z takę siłą, że mebel rozleciał się w drobny mak.
- Uspokój się - sapnęła Tosława.
- Mój wnuk... Cóż... Ma pewną tendencję…
Jej wypowiedź przerwał głośny ryk Dalegora, a ślepa na jedno oko wilkołaczka położyła uszy po sobie niczym pies. Dobromir przestąpił z nogi na nogę wyraźnie obawiając się reakcji rozzłoszczonego wilkołaka.
- Mój wnuk zostawia swe nasienie we wszystkim co nie zdąży uciec - parsknęła w końcu na szybko i na jednym wdechu.
- Połowa dzieci w sierocińcu ma - potężną szczęka wyposażona w kły długie niczym mały palec zdecydowanie utrudniała mowę seniorce rodu - ma gęste, czarne czupryny.

Dobromir ocenił Bogumysła spojrzeniem. Na podwórzu trzy kolejne wilkołaki patrzyły na nich z zaciekawieniem. Musieli przemaszerować kilkaset metrów, gdyż konie czujące woń wilkołaków nie pozwoliły się uwiązać bliżej.

- To teraz bronimy wilkołaków? Tak? Przed wieśniakami? - Dobromir powiedział bardziej do siebie niż do Bogumysła. Gdy już się znaleźli w siodle kontynuował.
- Bestia, którą zatłukli w mieście po śmierci przyjęła ciało młodej dziewczyny. Wiosen mogła mieć ze dwanaście albo trzynaście. Jej ojciec był szewcem. Matka praczką.
Dobromir westchnął ciężko.
- On rudy. Ona o włosach koloru zboża.
Wyszczerzył się jakby właśnie doszedł do najciekawszej informacji.
- Matka młodej kilkanaście lat temu pracowała w posiadłości Czarneckich. A młoda miała włosy czarne jak niebo w nocy.

Po kwadransie spotkali się z resztą wojów i ruszyli do miasta. W samym miasteczku zebrał się tłum około piętnastu mężczyzn i siedmiu czy ośmiu kobiet. Mieli kosy, pałki, widły i pochodnie. Jeden chudy jegomość z blizną nad okiem nawoływał do ruszenia na sierociniec.
Sam sierociniec był starym i zaniedbanym budynkiem z murkiem ułożonym z kamieni, za którym wyraźnie widać było próchniejąca konstrukcję budynku. W lekko uchylonych drzwiach było widać czyjeś przerażone oczy, ale z tej odległości Bogumysł nie mógł nawet ocenić czy należą do kobiety, czy mężczyzny.

- Gdzie, na wszystkie doczesne dobra, ciało zabitej - zapytał donośnym głosem Bogumysł, który wśród ludzi odzyskał właściwą sobie pewność siebie.
Nie zsiadał z końskiego grzbietu. Czerwona szata i srebrny oręż stanowiły o randze jego osoby. Rozejrzał się po twarzach wojowników zatrzymując na każdym z nich wzrok na krótką chwilę. Stali przed nim w komplecie.

Tłumek spojrzał z przestrachem na zbrojnych i na ich przywódcę noszacego tak rzadko widywane na okolicznych ziemiach czerwone barwy. Instynkt samozachowawczy grupy zadziałał niezawodnie. Niczym stado baranów stłoczyli się razem ze sobą wysuwajac na czoło chudzielca z blizną.
- Ciało zabrali rodzice przeklętej dziewki - powiedział.
Widać było, że wewnątrz toczył bitwę. Oto chciał wyjść na hardego, godnego przywódcę, podczas gdy naprzeciw stał dostojnik w towarzystwie zbrojnych. Lepiej wyszkolonych i lepiej uzbrojonych niż zebrane wokół ciury.

- Wskażecie dom. Acan Gratkowski, proszę powieść tu tych rodziców. Reszta precz do domów, ludzie, nie wychodzić. Baczcie jednak. Kogo na nieszporach dziś nie zobaczę ten do końca życia świątyni nie ujrzy - oznajmił Bogumysł, a na jego twarzy nie drgnął żaden mięsień.

Po krótkiej, acz bogatej w treść przemowie Bogumysła kilka osób oderwało się od tłumu, lecz wiele osób nadal tłoczyło się przy podżegaczu. Po kilku chwilach Bogumysł pozostawił przy grupie trzech konnych na czele z Hochburgiem. Zastraszyć może i się nie dali, ale nawet mieszczanie nie byli na tyle głupi, żeby rzucać się na uzbrojonych żołnierzy.
 
Avitto jest offline