Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 03-04-2020, 12:47   #421
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Cytat:
I zgromadził ich na miejsce, zwane po hebrajsku Har-Magedon.
Apokalipsa św. Jana. Rozdział 16. Wers 16.
Płock, kaplica przy katedrze. Późne popołudnie, piątek 5 sierpnia AD 1250

Na plac katedralny weszła cała gromada ludzi. Co ciekawe najwyraźniej odcinały się wniej Anna i Francisca. Obie kobiety jako jedyne nie dzierżyły żadnej broni. Z kaplicy właśnie wyszedł ksiądz Janusz. Potulny rudowłosy grubasek najpierw wybałuszył oczy ze zdziwienia, a później uczynił gest krzyża.
- Czego tyle wojów na raz chce się modlić? Kaplica mała, nie wejdą.
- Zejdź z drogi inkwizycji. Walterze, rozpalaj pochodnie -
rzekł Eberhard.
- Zwariowaliście? Pochodnie? W środku kości wielu pokoleń kapłanów suche na wiór. Z dymem kaplice puścicie! - zaoponował ksiądz Janusz.
- Ano. Jak będzie trzeba! - rzek Eberhard.

Po chwili na miejsce dotarło dwóch konnych jeźdźców. Poza Sroką na koniu przyjechał Jakub. Francisca nawet nie odnotowała gdy młody łucznik się oddalił. Gdy zeszli z koni i podprowadzili je inkwizytorce Jakub rzekł:
- Dama nie powinna jeździć sama. Chciałbym pani potowarzyszyć. - Rozejrzał się konspiracyjnie i szeptem dodał - chcę pomówić o Żelaznych Wilkach.

Annę czekał kolejny sprawdzian. Ksiądz Janusz własnym ciałem usiłował zablokować wejście do kapliczki, podczas gdy jakiś chłopak biegł na plebanię. Najwyraźniej po biskupa.

Słońce było wyraźnie na zachodzie. Czas nie działał po ich stronie.
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.

Ostatnio edytowane przez Mi Raaz : 07-04-2020 o 08:34.
Mi Raaz jest offline  
Stary 17-04-2020, 17:06   #422
Dział Fantasy
 
Avitto's Avatar
 
Reputacja: 1 Avitto ma wyłączoną reputację
- Dziękuję, Dobromirze. Oddal się powoli, zaraz wyjdę na dziedziniec - odpowiedział Bogumysł głośno przełykając.
Zdawał sobie sprawę z powagi sytuacji i nie czuł się w niej komfortowo.
- Wy nie możecie iść, Tosławo, Dalegorze. Siadajcie z powrotem. Pójdę do moich ludzi i załatwimy sprawy w mieście. Przeliczcie się tylko, czy aby to jednego z waszych nie zabito.
- Wszyscy… -
Warknął Dalegor po czym cisnęł jednym z krzeseł o ścianę z takę siłą, że mebel rozleciał się w drobny mak.
- Uspokój się - sapnęła Tosława.
- Mój wnuk... Cóż... Ma pewną tendencję…
Jej wypowiedź przerwał głośny ryk Dalegora, a ślepa na jedno oko wilkołaczka położyła uszy po sobie niczym pies. Dobromir przestąpił z nogi na nogę wyraźnie obawiając się reakcji rozzłoszczonego wilkołaka.
- Mój wnuk zostawia swe nasienie we wszystkim co nie zdąży uciec - parsknęła w końcu na szybko i na jednym wdechu.
- Połowa dzieci w sierocińcu ma - potężną szczęka wyposażona w kły długie niczym mały palec zdecydowanie utrudniała mowę seniorce rodu - ma gęste, czarne czupryny.

Dobromir ocenił Bogumysła spojrzeniem. Na podwórzu trzy kolejne wilkołaki patrzyły na nich z zaciekawieniem. Musieli przemaszerować kilkaset metrów, gdyż konie czujące woń wilkołaków nie pozwoliły się uwiązać bliżej.

- To teraz bronimy wilkołaków? Tak? Przed wieśniakami? - Dobromir powiedział bardziej do siebie niż do Bogumysła. Gdy już się znaleźli w siodle kontynuował.
- Bestia, którą zatłukli w mieście po śmierci przyjęła ciało młodej dziewczyny. Wiosen mogła mieć ze dwanaście albo trzynaście. Jej ojciec był szewcem. Matka praczką.
Dobromir westchnął ciężko.
- On rudy. Ona o włosach koloru zboża.
Wyszczerzył się jakby właśnie doszedł do najciekawszej informacji.
- Matka młodej kilkanaście lat temu pracowała w posiadłości Czarneckich. A młoda miała włosy czarne jak niebo w nocy.

Po kwadransie spotkali się z resztą wojów i ruszyli do miasta. W samym miasteczku zebrał się tłum około piętnastu mężczyzn i siedmiu czy ośmiu kobiet. Mieli kosy, pałki, widły i pochodnie. Jeden chudy jegomość z blizną nad okiem nawoływał do ruszenia na sierociniec.
Sam sierociniec był starym i zaniedbanym budynkiem z murkiem ułożonym z kamieni, za którym wyraźnie widać było próchniejąca konstrukcję budynku. W lekko uchylonych drzwiach było widać czyjeś przerażone oczy, ale z tej odległości Bogumysł nie mógł nawet ocenić czy należą do kobiety, czy mężczyzny.

- Gdzie, na wszystkie doczesne dobra, ciało zabitej - zapytał donośnym głosem Bogumysł, który wśród ludzi odzyskał właściwą sobie pewność siebie.
Nie zsiadał z końskiego grzbietu. Czerwona szata i srebrny oręż stanowiły o randze jego osoby. Rozejrzał się po twarzach wojowników zatrzymując na każdym z nich wzrok na krótką chwilę. Stali przed nim w komplecie.

Tłumek spojrzał z przestrachem na zbrojnych i na ich przywódcę noszacego tak rzadko widywane na okolicznych ziemiach czerwone barwy. Instynkt samozachowawczy grupy zadziałał niezawodnie. Niczym stado baranów stłoczyli się razem ze sobą wysuwajac na czoło chudzielca z blizną.
- Ciało zabrali rodzice przeklętej dziewki - powiedział.
Widać było, że wewnątrz toczył bitwę. Oto chciał wyjść na hardego, godnego przywódcę, podczas gdy naprzeciw stał dostojnik w towarzystwie zbrojnych. Lepiej wyszkolonych i lepiej uzbrojonych niż zebrane wokół ciury.

- Wskażecie dom. Acan Gratkowski, proszę powieść tu tych rodziców. Reszta precz do domów, ludzie, nie wychodzić. Baczcie jednak. Kogo na nieszporach dziś nie zobaczę ten do końca życia świątyni nie ujrzy - oznajmił Bogumysł, a na jego twarzy nie drgnął żaden mięsień.

Po krótkiej, acz bogatej w treść przemowie Bogumysła kilka osób oderwało się od tłumu, lecz wiele osób nadal tłoczyło się przy podżegaczu. Po kilku chwilach Bogumysł pozostawił przy grupie trzech konnych na czele z Hochburgiem. Zastraszyć może i się nie dali, ale nawet mieszczanie nie byli na tyle głupi, żeby rzucać się na uzbrojonych żołnierzy.
 
Avitto jest offline  
Stary 26-04-2020, 00:53   #423
 
druidh's Avatar
 
Reputacja: 1 druidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputację
Anna podeszła do księdza i niepewnie położyła dłoń na jego przedramieniu, prosząc pana o łaskę spokoju dla tego człowieka.
- Niech… niech ojciec zrozumie my nie mamy czasu. - Powiedziała cichutko

Ksiądz poczuł delikatny dotyk zakonnicy na swojej dłoni. Tymczasem druga kobieta przypadkiem popchnięta przez tłoczących się mężczyzn nieomal wpadła na księdza wydając przy tym delikatne westnienie. Kapłana owiał odległy zapach róż.
- Ja… ja przepraszam najmocniej wielebnego księdza. Ksiądz zapewne nie wie dlaczego tu przybyliśmy…
Kapłan spojrzał na nią obojętnie. Zdać się mogło, że wcześniejszy dotyk siostry Anny wygasił w nim wszelkie uczucia. Patrzył obojętnie na Franciscę.
- Nie. Nie wiem.
Francisca złapała delikatnie księdza za ramię odciągając go od przejścia.
- W kaplicy spoczywają zwłoki naszego brata i siostry. Byliśmy tu dzisiaj pomodlić się w intencji ich rychłego zbawienia. To byli dobrzy ludzie. Wspaniali słudzy Pana…
Kapłan nadal mierzył wzrokiem Wenecjankę. Kobieta zrobiła zatroskaną minę.
- Wydaje mi się że ktoś właśnie chce wykraść ich ciała. Był w podziemiach. Tam nikogo nie powinno być, prawda? - jej głos nagle stał się stanowczy.
- Czy tak?
- Tam nikogo być nie może. Zapewniam was - odpowiedział obojętnie kapłan.
- Musi to ocenić inkwizycja. - Anna wtrąciła się w rozmowę i zwróciła do swoich towarzyszy. - Wchodźcie.
Gdy ponownie spojrzała na księdza z jej oczy popłynęły łzy, a na ustach pojawiła modlitwa do Pana by też utorował im drogę.
Ksiądz Janusz chciał zaprotestować. Chciał wrócić do przejścia, które chciał zasłonić własnym ciałem. Z drugiej strony chciał biec na plebanię prosić o pomoc. Tymczasem nie mógł oderwać stopy od błota przy kapliczce.
- Co jest? - spojrzał na swoje stopy.
- Idziemy - zakomenderował Walter i ruszyli w głąb.
Anna czuła łzy spływające po policzkach. W ciszy obserwowała księdza, pozwalając swym towarzyszom wejść do środka.
Francisca ukłoniła się uprzejmie księdzu i podążyła za Walterem.
Kolejni zbrojni wchodzili do kaplicy ignorując kapłana. Tylko Anna cały czas spoglądała na niego. Wewnątrz ewidentnie brakowało dla nich miejsca. Opłacone wcześniej płaczki były w trakcie wylewania łez za dusze Fyodora i Klary.
W ścisku Francisca dotarła do kotary i poczuła zimny dreszcz.

'Uważajcie. Przygotował się na wasze przybycie. Cienie. Dużo cieni. Korytarz ciasny. Jego sługa głęboko.'

Eberhard zatrzymał się przy Franciszce.
- Wszystko dobrze? Gdzie on?
Wenecjanka spojrzała na Eberharda.
- Wie, że tu jesteśmy. Jest przygotowany.

'Co znaczy, że się przygotował?' zapytała ducha. 'Jest groźny. Pomóż nam. Co nas czeka?'
'Cienie… cienie ostre jak brzytwy.'

- Cóż, do broni zatem! - rzekł Eberhard.
- Pójdę przodem - powiedział Walter.
Francisca jęknęła. Czym innym jest przygotowywanie, a czym innym nadciągająca wielkimi krokami walka.
- Cienie ostre jak brzytwy - szepnęła mężczyznom - Co to może oznaczać? Walczyliście z czymś takim? - chciała odwlec moment spotkania i niemal bezwiednie zaczęła się modlić.
Eberhard, który wcześniej zdał się ignorować wzmianki o duchy teraz się uaktywnił.
- Jest pewna moc piekielna, którą władają niektóre wampiry. Moc ta jest wypaczeniem tego co boskie. Wampiry te zdają się kształtować cienie jak tylko zechcą.
Przełknął głośno ślinę.
- Mogą uczynić je materialnym. Więc to zapewne stanie przeciw nam. Dajcie więcej pochodni!

Walter wszedł za kotarę jako pierwszy.

Francisca czuła jak modlitwa wlewa odwagę w jej serce. Odwagę i mądrość Pańską. Już wiedziała kogo widziała w ciemności. Sługę. Szlachcica. Kogoś, kto w życiu stracił bardzo wiele. Kogoś, kto szedł do kościoła by wyznać grzechy, a znalazł potęgę. Znalazł młodość i siłę. Jej przeciwnik był człowiekiem. Człowiekiem, który został związany przez coś większego. Przez coś, co teraz chronił. Tam, niżej był ktoś, komu służył. Ktoś, dla czyjego dobra nie zawaha się poświęcić życia.Czekał na nich człowiek, którego jedynym pragnieniem było jak najlepiej służyć. Służyć i spijać krew z lodowatych i martwych nadgarstków. Krew i posłuszeństwo. Dwa pragnienia, które napędzały tę potępioną duszę. Strażnik na drodze do prawdziwego przeciwnika. Tego, którego wilkołaki nazywały Żmijem. On spoczywał w tej krypcie. Jak głęboko? Jak głęboka była krypta? Z zamyślenia Franciscę wyrwał fakt, że oto za kotarą zniknął własnie Walter ze swym młotem i szedł na spotkanie z owym strażnikiem.
Kobieta westchnęła i szybkim krokiem dobiegła do Waltera jednocześnie pociągając za ramię brata Eberharda.
- To człowiek… szlachcic... - szepnęła - chyba ghul. To powiedział mi Pan. Głębiej w krypcie jest sam Żmij, który karmi go krwią. - Wyglądała na przerażoną - Żmij krwawi, chociaż jest martwy. Co to znaczy? - pytanie skierowała do Eberharda.

Walter zamarł w pół kroku. Eberhard zaś rzekł:
- To dowodzi mych podejrzeń. Wampir ma w sobie krew. Krew niewinnych. Krew, którą wypił ludziom. Nosi ją w swym ciele i wypacza piekielną mocą. A później ofiaruje takim ludziom jak człek o którym mówisz. Zyskując kontrolę nad ich umysłem ofiarując w zamian iluzję siły.
Francisca zauważyła, że wszelkie niepokoje opuściły Eberharda a teraz fanatyzm napędzał jego działania.

- Ghul, czy nie ghul młotem zmiażdżę jego łeb. Tak jak było ze sługami Germańskiego szlachciury - wtrącił do rozmowy Walter.

Wenecjanka złapała potężnego mężczyznę za ramię i ścisnęła je najmocniej jak mogła. Trudno było stwierdzić, czy Walter w ogóle to poczuł.
- Musimy być czujni i uważni. Niebezpieczeństwo przyjdzie ze strony, której się nie spodziewamy. Cienie oraz potężna siła to może nie być wszystko. Żmij jest mocny, mocniejszy niż wampir, którego zabiliśmy, a i tamten prawie przyprawił nas o śmierć. Pamiętaj o tym bracie. Ty też - spojrzała na Eberharda - Roztropność i pokora, to cnoty u Pana - przygryzła wargę i spuściła oczy - To mówi mi Pan.
Kiwnął głową na znak, że zrozumiał słowa kobiety. Powiedział też:
- Pani, racz poczekać tu z niewiastami. Na dół wejdziemy my.

Kobieta kiwnęła głową.
- Bądźcie ostrożni. Przygotuję się i dołączymy do was.

Walter ruszył pierwszy. Eberhard szedł zaraz za nim. Potem kolejni ludzie kanonika schodzili i znikali w cieniu.
 
__________________
by dru'
druidh jest offline  
Stary 27-04-2020, 08:57   #424
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Trwało zanim wszyscy weszli do wnętrza pomieszczenia. Ostatni wchodził Marek z wielką siekierą i o posturze niedźwiedzia. Było ich wielu, w ciasej kaplicy. Topór czy włócznia nie miały szans znaleźć zastosowania i wiedziała o tym Anna, która o wojowaniu nie miała zbytniego pojęcia. A jednak każdy z nich kierowany strachem brał to z czym czuł się najlepiej. Gerge spojrzał w jej kierunku tuż przed wejściem. Jego twarz wyrażała troskę. Łzy musiały go zaniepokoić. Jednak nie zatrzymał się. Wszedł do ciemnej kaplicy tuż przed Markiem. Anna wiedziała, że on będzie walczyć swoimi nożami. Jednak nie mogła otrząsnąć się ze złych przeczuć. Ciasne pomieszczenie i pochodnie przywodziły na myśl podziemia klasztoru w Mogilnie.

- Co teraz będzie? - zapytał ksiądz Janusz stojący bez ruchu.

- Nic… nie uczyniłeś nic złego… choć wykonujesz nieświadomie polecenia diabelskiej istoty. - Anna spoglądała smutno na stojącego przed nią księdza, czując spływające po policzkach łzy.
- Diabelskiej istoty? Jakiej diabelskiej istoty? Czy te ciała… - spochmurniał
- Czy czerwony brat i niewidoma zakonnica zostali wypaczeni? Czy ich ciała są przeklęte?
- Nie… Zło niestety… jest tutaj w Płocku… i było nim przybyliśmy.
- Zakonnica zbliżyła się nieco do księdza. - Po kogo wysłałeś tamtego służącego?
- Po biskupa oczywiscie!
- Niemal wzburzył się ksiądz Janusz. - Jego ekscelencja powinien wiedzieć, że zbrojni wchodzą do kaplicy i być może podziemnymi tunelami do katedry!
- Tego się obawiałam.
- Anna zasmuciła się szczerze. - Niech Bóg wybaczy ci, bo nie wiesz co uczyniłeś.
Nie rozumiejący Janusz zamrugał oczami.
 
Aiko jest offline  
Stary 27-04-2020, 09:29   #425
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Anna stała zasmucona. Wszystko wokół wskazywało na to, że Zły skaził dusze najznamienitszych osób. Jak potężny mógł być? Czy to za jego sprawą cierpiała nieśmiertelna dusza Gergego? Z rozmyślań wyrwał ją nadchodzący biskup.

Gunther przedzierał się przez błoto. Jedna dłonią ściskającą mocno swoje powłóczyste szaty, po to tylko, żeby jak najmniej je ubrudzić. W drugiej zaś dzierżył pastorał.

- Na Boga, co wy tutaj wyprawiacie? Wszak wkraczecie z orszakiem zbrojnych na świętą ziemię! Cóż to za bluźnierstwo się wyrabia?


Anna nie zdążyła odpowiedzieć. Z wnętrza kaplicy dobiegły krzyki.

***

Francisca wyczekała momentu gdy ostani z mężczyn znikał za kotarą i z wprawą teatralnego sztukmistrza przybrała kolejny kostium. Dwa zręczne ruchy i jej włosy były upięte pod typowym dla żaków beretem. Zrobiła szybki krok w stronę zejścia i wtedy się zaczęło.

Jęk jakby ktoś ich torturował. Szczęk broni. Odgłosy walki?

Niczym strzała wybiegł zza kotary Jorg. Swój długi łuk zastąpił drewnianą pałką, ale teraz biegł z pustymi rękoma. Darł się wniebogłosy.

- To przeklęło nasze dusze! Wszyscy przypadliśmy!

Upadł na kolana między zakonnicami i płaczkami. Był niespełna półtorej metra od żaka Przemysława, który nagle pojawił się w kaplicy.

- Pater noster qui est in celis…

Rozpoczął gorliwą modlitwę sięgając dłońmi do swoich oczu. W ułamku sekundy zatopił w nich swoje palce, a słowa modlitwy przepadły w skowycie bólu.

Jedna z zakonnic zemdlała.
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.
Mi Raaz jest offline  
Stary 30-04-2020, 08:51   #426
 
druidh's Avatar
 
Reputacja: 1 druidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputację
Niepewność przed nadciągającą walką paraliżowały żaka Przemysława. Gdy jednak nie było już odwrotu, gdy to co najstraszniejsze zaczęło się, również sam młodzieniec przeżył błyskawiczną przemianę. Zakończył pracę ze strojem i poczuł jakby ktoś rozwiązał mu nogi. Jego zejście do podziemi przerwał wynurzający się Jorg z okrzykiem przerażenia na ustach. Cokolwiek go pokonało, nie była to stal brzęcząca w podziemiach.

Żak powstrzymał mdłości silnym wdechem i nieomal przeskoczył nad Jorgiem by sięgnąć drzwi. Otworzył je energicznie.

- Siostro Anno. Pomocy. Ten człowiek stracił zmysły - jego wzrok napotkał jednak nie tylko Annę, ale i biskupa.

- Przewielebny Ksiądz Biskup! - odezwał się nieco głośniej niż nakazywała etykieta. Warunki jednak dalece odbiegały od spotkania na dworze - W samą porę! Cóż za łaska! Bracia Inkwizytorzy już zaczęli oczyszczanie siedziby zła w tym zacnym mieście - coś w słowie “zacnym” sugerowało, że żak coś innego miał na myśli.
- Czy biskup przybył dołączyć? Dary, którymi obdarzył biskupa Pan mogą pomóc pokonać tego sługę złego. Modlitwa wiernego sługi Pana ma wielką moc.

- Szybko Anno! - Żak zaś wyszedł z przejścia zapraszając biskupa gestem do środka. Jorg wył.
 
__________________
by dru'
druidh jest offline  
Stary 06-05-2020, 19:10   #427
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Anna skłoniła się nadchodzącemu biskupowi, przerywając utrzymywanie księdza w miejscu.
- Witam ojcze. - Powiedziała uprzejmie przyglądając się Gunterowi. Czy wiedział, co może teraz dziać się w kaplicy? Nie miała co do tego wątpliwości, choć tak bardzo miała nadzieję, że uda się do niego przemówić.. Odnaleźć tego dobrego człowieka.. biskupa, która w nim musi jeszcze gdzieś tkwić.
Gunter był wyraźnie zdenerwowany.
- Cóż się dzieje? Dlaczego zakłócacie spokój zmarłych?

I wtedy rozmowę przerwał jakiś gołowąs. Z dołu dobiegały jęki.

- Gdzie teraz Inkwizytorzy rekrutują? Ten jest gładki, jakby dopiero od matczynej piersi go oderwali - Biskup zwrócił się do Anny.
- Co to za krzyki? Torturujecie kogoś? W kaplicy
Zakonnica podeszła do mężczyzny i odezwała się cicho
- Ojcze… Pan pokazał mi, że oddałeś się w ręce złego. - Niepokoiła się tym co działo się na dole… chciała pomóc… teraz jednak czuła, że Gunter nie powinien schodzić na dół.
- Wszyscy zbrojni bez wyjątku powinni opuścić kaplicę. Zajmijcie się czymś ważnym, a nie rzucacie puste oskarżenia! Co zrobiliście do tej pory? Niemal spaliliście klasztor w Mogilnie! Sprowadziliście trucicielkę do miasta! A teraz z bronią wchodzicie do grobowca w którym spoczywają wszyscy płoccy księża i kogoś tam torturujecie! Mieliście pomóc naszemu małemu miastu! Mieliście zająć się sprawą
Żak Przemysław cofnął się w kierunku wejścia i spojrzał uważnie na Biskupa. Wykonał przy tym usłużny ukłon w kierunku pleców siostry Anny ignorując zupełnie jęk mężczyzny dochodzący zza drzwi. Po chwili ukłonił się jeszcze raz ruszył do środka, ominął Jorga i odsłonił kotarę prowadzącą do katakumb.
- Niestety ojcze mamy już wiedzę, która sprawia, że to nie są to jedynie puste oskarżenia. - Anna spróbowała położyć dłoń na ramieniu Guntera. Nie miała teraz czasu na rozmowy z obcym chłopakiem wolała by biskup nie zszedł do podziemi. - Proszę… wierzę, że w głębi ojca zachował się człowiek, który złożył śluby Panu. To co wiem… wystarczy by przybyli tu moi przełożeni i jeśli to konieczne… wyrządzili wielu ludziom wiele krzywdy. Niech ojciec pozwoli zająć się nam tym.
- Siostro, proszę mnie przepuścić
- Gunter był już spokojniejszy, ale nadal stanowczy. - Siostra grozi mi życiem niewinnych? Naprawdę? Chyba walka ze Złym odbiła się na waszej duszy.
- Według mojej wiedzy… nie jest ojciec niewinny. A pijąc z tej istoty skaził ojciec swą duszę.
- Anna zrobiła krok w tył cały czas jednak blokując przejście do kaplicy. - Nie widzi ojciec swojego błędu?
Gunter poczerwieniał na twarzy.
- Odsuń się kobieto - w jego słowach była moc. Anna czuła, że jest to moc zła i zepsucia. Moc nie mająca nic wspólnego z Panem.

Zakonnica spróbowała ze wszystkich sił odeprzeć się mocy złego i zatrzymać Guntnera.

Biskup nagle stanął, tak jakby mokra ziemia nagle stała się częścią jego ciała. Zaklął po germańsku, a Anna była niemal pewna, że na moment jego oczy zaszły cieniem.
 
Aiko jest offline  
Stary 11-05-2020, 00:13   #428
 
druidh's Avatar
 
Reputacja: 1 druidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputację
Tymczasem żak Przemysław był już za kotarą gdzie zobaczył ścisnę z cienia. Ciemność, której natura była bez wątpienia magiczna. Dłoń żaka zniknęła w niej całkowicie, choć była kilka centymetrów przed jego twarzą. Z dołu dochodziły krzyki i odgłosy walki.

Przemysław, czy też inkwizytorka chcąca za Przemysława uchodzić wypowiedziała niemal niesłyszalnie kilka słów modlitwy i otrzymała dar od Pana. Dar widzenia w tej nieprzeniknionej ciemności. Oto na schodach zobaczyła jednego z braci Zagórskich szarpiącego się z Tryplem, a gdzieś w głębi Jakub tłukł po twarzy Srokę. Jedynym prawdziwym przeciwnikiem były cienie, które pęłzły po ścianach muskając ciała wojowników. Nie robiły im jednak krzywdy, a jedynie potęgowały chaos.

Do inkwizytorki dotarło co się dzieje. Ciemność wzbudziła strach, a ludzie w strachu zaczęli walczyć ze sobą w ciasnym pomieszczeniu. Sami byli dla siebie zagrożeniem, a jedyna osoba która miała tego świadomość stała na szczycie schodów.

W ciemnościach Francisca mogła być w zasadzie kimkolwiek, ponieważ składała się jedynie z własnego głosu. Przynajmniej dla tych, którzy nie widzieli nic.
- Przestańcie - krzyknęła - Trypl, Zagórski, Jakub, Sroka. Przestańcie. Okładacie się nawzajem. Niech każdy wypowie swoje imię. Otaczają was cienie, ale żaden na razie nie robi wam krzywdy. Jesteście tu tylko we czterech.
- Gdzie jest mistrz Eberhard oraz brat Walter?

Pierwsze słowa zdawały się nie docierać do zebranych. Jednak po chwili przestali się szarpać i posłusznie wymieniali swoje imiona. Piotr Zagórski powiedział jeszcze:
- Inkwizytorzy szli przodem. Muszą być niżej.

- Dobrze - Francisca mówiła na tyle władczym głosem na ile było ją stać.
- Mogę was prowadzić, ale żaden wojownik nie da rady zmagać się z przeciwnikiem, którego nie widzi. Jeśli nie jesteście w stanie walczyć, pomóżcie siostrze Annie na górze.

Zagórski skinął głową wpatrując się w ścianę na prawo od twarzy Francisci. Najpewniej myślał, że patrzy na nią, ale bez światła był kompletnie ślepy.
- Wycofujemy się! - Krzyknął, a stojący tuż obok niego Sroka aż się skulił. Grupa wojowników była niczym dzieci, gdy zaczęła się wycofywać i mijać Franciscę.

U podstawy stopni leżała pochodnia. Nadal się tliła, chociaż otulona magią nie dawała kompletnie żadnego światła.

Zanurzona w ciemności powiedziała tylko głośno, gdy mężczyźni wyszli.
- Pomóżcie siostrze Annie i opatrzcie Jorga. Oszalał - po czym zeszła powoli schodami w dół obserwując uważnie otoczenie.

Francisca zagryzła wargi, a przez jej twarz przemknęła cała seria emocji na które mogła sobie pozwolić przebywając w ciemności. Na chwilę zastygła w bezruchu zastanawiając się czy schodzić niżej, czy jednak wrócić na powierzchnię. W końcu westchnęła głęboko i ruszyła cicho niczym cienie wgłąb katakumb.
 
__________________
by dru'
druidh jest offline  
Stary 19-05-2020, 10:18   #429
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Cytat:
Drogą niegodziwych jest jak mrok;
Księga Przysłów rozdział 4 werset 19
Gunter stał naprzeciw Anny. Jego twarz czerwieniała ze złości. Siła modlitwy kobiety trzymała go w miejscu. Co więcej potrafiła ona oprzeć się jego rozkazom. Zdawać się mogło biskup przegrał. Co więcej jego atak na zakonnicę był dobitnym przyznaniem się do winy. Wystarczyło teraz wyegzekwować na nim sprawiedliwość. Anna była pewna, że nie byłoby z tym problemu. Wystarczy którykolwiek z wojów, którzy zeszli do podziemi. Tyle tylko, że Anna nie mogła spuścić wzroku z Guntera.

- Księże Januszu, proszę ją związać - powiedział biskup przez zęby.

Anna wiedziała, że drugi ksiądz jest tuż obok niej. Tuż poza obszarem jej widzenia.

***


Francisca schodziła w głąb krypty. Rzeczywiście inkwizytorów dojrzała już za pierwszym zakrętem. Eberhard szedł powoli z zamkniętymi oczami. Szedł jednak tak pewnie, jakby słyszał przeszkody.

Zaś oczy Witolda zdały się świecić złotym, anielskim światłem. Ta dwójka na swój sposób podobnie jak Francisca ignorowała ciemność. Ich ramiona trzymali odpowiednio Hugin Eberharda i Gerge Witolda. Przed pozostałymi szedł Walter. W wąskim korytarzu zdawał się wypełniać całą przestrzeń swymi szerokimi ramionami i wielkim młotem. I nagle coś rzuciło jego ciałem o ścianę wąskiego korytarza. Francisca nie była pewna co nim rzuciło o ścianę, ale wdał się w jakąś walkę. Walke z przeciwnikiem, którego nie widziała.

- Ramiona ciemności, można je zranić jedynie ogniem! -
Krzyknął Eberhard.

Ramiona ciemności… odbiło się echem w głowie Francisci. Dlatego nie widziała przeciwnika… jej wzrok przebijał całą magiczną ciemność. A inni? Jak mieli zmierzyć się z przeciwnikiem którego nie widzieli? W wąskim korytarzu?

- Wycofajmy się - powiedział Gerge, który zdawał się nie dysponować w swym arsenale żadną modlitwą pozwalającą zobaczyć wroga.

Tymczasem Walter zdawał się zapłonąć gniewem. Jego młot uderzał o ściany. Dużo słabiej niż mógłby na otwartej przestrzeni. Tutaj nie miał miejsca, żeby wziąć porządny wymach.

- Nie zranisz ich Weismuth! - wrzasnął Eberhard - tak, jak nie zranisz cienia!

Hugin przyklęknął na jedno kolano. Zdało się, że odprawia modlitwę nad swoją włócznią. I wtedy coś uniosło go nad ziemię ściskając go za szyję. I wtedy Eberhard Czerwony zrobił wymach swoim mieczem. Dla Franki wyglądało to jak dziecko bawiące się mieczem i atakujące powietrze. Ale chyba skutecznie, bo wiszące w powietrzu ciało Hugina opadło na podłogę łapiąc oddech. Wokół ostrza Czerwonego brata falował płomień i rozgrzane nim powietrze.

Mieli więc niewidocznego wroga, jedną płonąca broń, miotającego się Weismutha z wielkim młotem i dwójkę ślepców. Należało zdecydować zatem czy idą za ciosem w głąb katakumb, czy zamiast tego wycofują się.
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.
Mi Raaz jest offline  
Stary 20-05-2020, 00:37   #430
 
druidh's Avatar
 
Reputacja: 1 druidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputację
Francisca z każdym krokiem traciła pewność siebie. Nie była nawykła do walki, a wypełniony przez ciemność wąski korytarz był doskonały do zadania ciosu z każdej strony. Nogi uwolnione od ciężkiej spódnicy stawiały kroki szybko i lekko i tylko dzięki nim Francisca nie odpuściła swojej wyprawy. Jednak jej myśli przygnębiały ją coraz bardziej. Niebezpieczeństwo rosło z każdej strony.

Gdy usłyszała głos Gerge wiedziała, że to koniec jej wysiłku. Nie było rolą kobiet wydawać polecenia mężczyznom. Wenecjanka wiedziała jednak, że pierwszym wrogiem każdego wojownika jest niepewność. Bracia musieli zadziałać szybko i bez wahania. Inaczej cień wykorzysta to przeciwko nim.

Krzyknęła nieomal w korytarz przed siebie.
- Bracia! Błagam was! Wracajcie. Biskup to ghul, równie potężny jak ten tutaj. Idzie tu odciąć wam drogę. To wskazał mi właśnie Pan. Szybko! Zanim tu wejdzie! Wracajcie!

Jeśli tylko mężczyźni zaczęli by się wycofywać Francisca była gotowa złapać Gergego za rękę i wyciągnąć go na powierzchnię. To był jej najpewniejszy sojusznik. Na razie jednak jedyne co przyszło jej do głowy to Pieśń Dawida, którą zaczęła recytować. Ghul to tylko człowiek, a żaden nie ma nazbyt podzielnej uwagi. Jej ręka odruchowo dotknęła miejsca gdzie pod ubraniem wisiał medalion.

Bo Ty, o Panie, jesteś moim światłem:
Pan rozjaśnia moje ciemności.
Bo z Tobą zdobywam wały,
mur przeskakuję dzięki mojemu Bogu.
Bóg - Jego droga nieskalana,
słowo Pana w ogniu wypróbowane,
On tarczą dla wszystkich, którzy doń się chronią.
Bo któż jest bogiem, prócz Pana
lub któż jest skałą, prócz Boga naszego?
Bóg, co mocą mnie przepasuje4
i nienaganną czyni moją drogę,
On daje moim nogom rączość nóg łani
i stawia mnie na wyżynach.
On ćwiczy moje ręce do bitwy,
a ramiona - do napinania spiżowego łuku.

 
__________________
by dru'
druidh jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 15:13.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172