Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-04-2020, 03:20   #158
Driada
 
Driada's Avatar
 
Reputacja: 1 Driada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputację
Zamieszanie z zamianą miejsc na chwilę przerwało zabawę. Ale tylko na chwilę. Eve sprawnie zastąpiła Lamię a Lamia sprawnie wylądowała o poziom niżej, tuż przy tych zderzających się ze sobą bioder jej kochanków. Teraz ona mogła urzędować do woli i słyszała ich naprzemienne jęki gdzieś tam nad sobą. Zabawa zaczęła się w najlepsze ku wspólnej uciesze i satysfakcji. W końcu jednak nieuchronnie zbliżał się jej finał.

- Chodźcie, szybko! - Steve popędził je obie ruchem ręki i słowem wstając i niejako spychając z siebie obydwie swoje kochanki. Przez te wciąż skrępowane kostki nie wyszło mu to zbyt ładnie ani zgrabnie a nawet obie musiały mu nieco pomóc ciągnąć go do pionu. Ale w końcu stanął nad nimi gdy one już czekały na dole z radośnie gotowymi pyszczkami. I długo tak ich wspólny mężczyzna nie kazał na siebie czekać. Zaraz opróżnił zbiorniczki zalewając ich twarze kroplami gęstego lukru przy jękach spełnionej, męskiej przyjemności. Wreszcie z ulgą z powrotem opadł na sofę z miną szczęśliwego spełnienia tej wspólnej przygody.

Obok niego, pomiędzy nogami przykucnęły obie jego kobiety, śmiejąc się i chichocząc rozpromienione. Każda opierała się o jedną z jego nóg, przypatrując się czule to Mayresowi, to sobie nawzajem.
- Och… trochę się ubrudziłaś - saper wychyliła się do Eve, pocierając czubkiem nosa lepki od nasienia policzek i zaśmiała się kosmato, zanim nie wystawiła języka, zlizując białą, kleistą masę z twarzy blondynki, a co zebrała, dzieliły między siebie, całując się namiętnie tuż przed dochodzącym do siebie mężczyzną. Przy okazji pamiętały, aby dłońmi sprawdzić czy przypadkiem czegoś nie pogubiły, więc długie, wąskie palce ściskały piersi, głaskały po ramionach i biodrach.

Trudno było powiedzieć komu te dziewczyńskie zabawy sprawiały więcej przyjemności. Brunetce, blondynce czy mężczyźnie który to obserwował na wyciągnięcie ręki. Blondynka z zaangażowaniem zabrała się za zabiegi higieniczne mające na celu oczyścić usta, twarz, szyję i piersi brunetki. Pracowicie pracowała tak palcami jak i ustami i językiem. A brunetka rewanżowała jej się tym samym. Sądząc więc po reakcji mężczyzny było na co popatrzyć.

- Ale Lamia, zobacz. Chyba trochę też pobrudziłyśmy Steve’a. - fotograf zwróciła uwagę na uświnione kleistą masą fragment męskiej anatomii. I teraz razem z zapałem przystąpiły by posprzątać to co nabrudziły doprowadzając swojego mężczyznę do granic męskiego szczęścia.

- To ja pójdę po karton. - blond główka skinęła na znak dany przez brunetkę. Wstała całując ją jeszcze na pożegnanie i sama podeszła do stołu i zdawałoby się zapomniany przez całą trójkę prezent z cukierni. Wracając jednak zrobiła minę skalaną zastanowieniem.

- Steve? A ta kamera działa? - zapytała wracając do sofy z pudełkiem.

- Jaka kamera? - mruknął niekoniecznie przytomnie Steve z głową leniwie wspartą o wezgłowie sofy.

- No tamta. - blondynka wskazała brodą gdzieś na róg pod sufitem. I rzeczywiście tam była zamontowana kamera przemysłowa.

- Oo kurwa! W ogóle o tym zapomniałem! - Steve podążył spojrzeniem za wzrokiem blondyny i nagle jęknął ze złością. Pacnął się w czoło i zaraz zsunął dłoń na oczy.

- Ohh… Czyli działa? Oj... - domyśliła się blondynka patrząc niepewnie to na swojego chłopaka to na swoją dziewczynę.

Mazzi wyobraziła sobie, jak właśnie gdzieś w trepowej cieciówce na terenie jednostki siedzi dwóch, albo więcej szpejów i gapi się na darmowe widowisko z jednym z nich w roli głównej. Też zwróciła główkę w stronę kamery, przygryzając pełną, dolna wargę i przekrzywiając kark po ptasiemu… a potem parsknęła śmiechem, wracając do obejmowania kapitana, symbolicznie machając ręką.
- Przy kolejnej wizycie musimy pamiętać aby czymś ją zakryć - parsknęła, spoglądając żołnierzowi w twarzy, delikatnie chwytając za rekę zasłaniającą oczy.

- Czy będziesz miał kłopoty za to, że wypieprzyłeś porządnie dwie swoje laski w zamkniętej przestrzeni, z dala od możliwości gorszenia kogokolwiek… i to całkiem porządnie wypieprzyłeś? - jej głos stał się niski, zadowolony i mruczący, kiedy układała się ufnie z boku napakowanego cielska, wodząc dłonią po szerokiej piersi. Pocałowała go czule - Masz je wpisane w listę gości, widzenie też nie jest jakoś wyjątkowo lewe ani nielegalne… - na bękarcie usta wszedł zębaty uśmiech, gdy wyciągnęła łapkę do Eve - Mam gdzieś kto to zobaczy, byle ty byś nie miał z tego powodu kłopotów… jak ich nie będzie, to co? - zaśmiała się cicho - Paru w koszarach chyba będzie ci zazdrościć.

- No ja też. I tak zgodziłam się grać w naszych filmach jakby Lamia widziała mnie w jakiejś roli. - blondynka zajęła drugi bok ich mężczyzny aby także dołączyć do tych zapewnień o wsparciu i troski o niego. On zaś jeszcze chwilę przykrywał sobie oczy dłonią ale w końcu machnął ręką i pocałował najpierw jedną a potem drugą. A potem objął każdą z nich i przysunął do siebie w opiekuńczym geście.

- Niee. Nic mi nie zrobią. Nic poważnego. W końcu trochę trudno by im było znaleźć kapitana specjalsów co by im poprowadził odprawę… - zerknął na zegarek - Za 30 minut. Nic mi nie zrobią. Wezwą mnie na dyscyplinarkę, będe miał pogadankę, że to nie przystoi oficerowi i będę musiał przeprosić i obiecać, że to się nie powtórzy. Nie dygajcie to nic poważnego. Nie takie numery tutaj odchodziły. W końcu to koszary specjalsów. - kapitan chyba przełknął tą pierwszą gulę z kamerą i wrócił mu dość lekki i pogodny ton jakby nic wielkiego się nie stało i raczej nic mu nie groziło. Eve zerknęła na drugą osobę o wojskowych korzeniach chyba chcąc sprawdzić czy jest jak mówi kapitan. Ale mogło tak być. Jak zasłużony oficer liniowy nie miał zaszarganego konta w papierach to raczej taki numer mógł przejść jako wybryk bez większych konsekwencji.

Mazzi przemilczała pytanie, czy przypadkiem nie ma już na koncie podobnych numerów i sraczek w papierach, albo czy ktoś wyżej się nie uwziął na niego, czekając okazji aby udupić. Pozostało zaufać Mayersowi i jego osądowi.
- Przepraszamy… chciałyśmy ci zrobić niespodziankę, a wyszedł problem - saper westchnęła, wstając do siadu. Czułym gestem poprawiła żołnierzowi włosy, zanim nie wzruszyła ramionami, pozbywając sie pesymizmu - A skoro już i tak zaczęliśmy jak u Alfreda Hitchcocka… Eve, pokaż Trygryskowi co tam mu przywiozłyśmy. - Uśmiechnęła się ciepło do blondi - I chyba to ten moment żeby zapytać czy ciężko się im przeżywało poniedziałek…

- Nic się nie stało. Małe piwo. To moja wina bo tak mnie poniosło, że w ogole zapomniałem o tej kamerze. Powinienem pamiętać. No Eve pokaż co tam jeszcze macie. - nagi kapitan uspokoił swoje panny gestem i słowem na znak, że nie ma się czym martwić. Uspokojna ich słowami fotograf skinęła główką i sięgnęła po przyniesioną paczkę. Otworzyła ją i wyjęła z niej tackę pełną dwukolorowego ciasta.

- Poczekaj, ustawię dobrze… - wymruczała przekręcając blachę tak by była napisami dla dzisiejszego solenizanta.

Mazzi za to zakryła dłonią żołnierzowi oczy, łaskocząc oddechem w bok szyi przy uchu. Wcale nie udawała, że bawi się przednie, dodatkowo sama wyglądała jak zaaferowana dziewczynka… w pończochach, podwiniętej koronkowej koszulce ze stanikiem i w wysokich szpilach, rozłożona przy prawie nagim mężczyźnie i przed inną prawie nagą kobietą, niosącą prezent: zero skrępowania, zero niepotrzebnego wstydu. Raczej spokój, odprężenie i radość z wycinanego numeru.
- Nie podglądaj Tygrysku, bo nie będzie niespodzianki - zrugała Krótkiego łagodnie i zaraz zapytała - Jak się podobała paczka żywnościowa w poniedziałek? Jak wam minął dzień i drugi dzień? Dużo roboty czy wam dają troszkę odetchnąć… ja ledwo siedzę na tyłku, dlatego wolałam żebyś mnie brał tak jak brałeś teraz - dodała żartobliwie, przyklejając czoło do jego skroni.

- Spoko. Ja ustalam grafiki dla całego oddziału to wpisałem nam czyszczenie pomieszczenia. Przespaliśmy na legalu do obiadu. - Krótki wyjawił sekret przetrwania swojego poniedziałku przyznając się do tego bez najmniejszego skrępowania.

- To dobrze bo tak się martwiłyśmy o ciebie jak sobie poradziłeś. Ja to ledwo żywo byłam ledwo wstałam. Dobra już, otwórz oczy. - fotograf ostrożnie ustawiła tacę przed ich kapitanem i dała znać Lamii by odsłoniła mu oczy. A Mayers mógł wreszcie popatrzeć na przygotowaną tacę wypieków.


- O cholera! To dla mnie? O i z dedykacją jeszcze. “Coś słodkiego przed weekendem. Zachowaj siły dla nas. Eve i Lamia”. - Przeczytał na głos próbując odczytać te lukrowe litery. - A i tu jeszcze jest. - dojrzał, że z boku też jest jeszcze jakiś napis. - “Tęsknimy i czekamy” - też go przeczytał na głos.

- Dziewczyny... jesteście po prostu niesamowite. Dosłownie najlepsze na świecie! - Steve roześmiał się i chyba chciał coś powiedzieć. Coś odpowiedniego i stosownego. Ale po chwili memłania słów w ustach w końcu pocałował jedną i drugą mocno i dosadnie.

- To czekajcie, trzeba spróbować tych słodkości! Zresztą jeszcze nie jadłem śniadania. Eve połóż tą tacę na stole co? - Krótki zachowywał się jakby miał dzisiaj urodziny. Blondyna pokiwała głową i ostrożnie wstała do pionu zanosząc ciasto na stół z jakiego niedawno korzystali w całkiem inny sposób. Mayers zaś schylił się aby naciągnąć z powrotem spodnie i tak je dopinając podszedł do stołu. Fotoreporter położyła ciasto na stole i z kartonu podała mu nóż do krojenia.

- A paczka, hej! Mówiłaś o kanapkach. A tam były nie tylko kanapki. - zaśmiał się bolt dopinając spodnie i biorąc podany nóż do ręki. - Dzięki Lamia jeszcze w życiu nikt mi nie zrobił takich apetycznych kanapek. - odwdzięczył się czułym pocałunkiem. I bez wahania zaczął kroić ciasto.

- A właśnie a wam jak zleciał poniedziałek? No i reszta tygodnia? Też się zastanawiałem z chłopakami jak to przeżyłyście. I reszta dziewczyn. - zapytał gdy odkroił pierwszy kawałek podając go swoim partnerkom.

Znalezienie bielizny zabrało saper dobre dwie minuty, zanim w końcu udało się odnaleźć zagubioną część garderoby i nałożyć na właściwe miejsce. Górna część uniformu też wróciła na odpowiednią pozycję. W końcu parsknęła, przy apetycznych kanapkach. O tak, udało się wtedy również.
- Było ciężko… - saper nie ukrywała niczego, ani nie zatajała - Wstałyśmy jakoś chyba po południu już tak oficjalnie. A nie że się przetoczyć do łazienki i wrócić do łóżka. - westchnęła, biorąc kawałek ciasta i podała je Eve - Poza tym zanim dałyśmy radę jako tako chodzić, spędziliśmy z pół godziny w wannie z zimną wodą - parsknęła naraz wesoło - Chyba powinnam ci zrobić burę… ale pfi tam. Raczej będe pytać o powtórkę - zaśmiała się, pokazując chłopakowi język - U nas powoli, do przodu. Bardziej się martwiłyśmy o ciebie i chłopaków… no bardziej o ciebie. Poniedziałek przewegetowałyśmy, wczoraj Kociaczek był w pracy w ratuszu, ja odwiedziłam jednostkę Willy, a potem postanowiłyśmy zrobić ci małą niespodziankę i o - rozłożyła ręce, szczerząc się pogodnie - Chyba się udało… ach, racja! - nagle zwróciła głowę do Eve, nim nie zerwała się od stołu. Wróciła do rzuconych toreb i wróciła z nimi, a także ze swoją torebką. Z wymowną miną wyjęła papierową kopertę wielkości średniej książki i podsunęła Mayersowi.

- Tak! A to ciasto to był pomysł Lamii! Specjalnie wczoraj pojechałyśmy do Mario, wiesz tego naprzeciwko Betty, no i Lamia wpadła na pomysł, żeby zamówić ci specjalne ciasto bo oni tam mieli taką zebrę tylko no wiesz czarno - białą ale Lamia poprosiła Mario by przerobił na tygrysie barwy bo jesteś naszym Tygryskiem no i Mario był taki kochany, że się zgodził no i na dzisiaj rano wystarczyło pojechać i wszystko już było gotowe! - Eve wyrzuciła z siebie potok streszczający jak to było z tym ciastem. A Steve poczuł się chyba trochę zdezorientowany tak słuchając tego ćwierkotu, krojąc kolejny kawałek tego specjalnego ciasta i patrząc na podaną kopertę.

- Bo wiesz jaka jest Lamia, ma same genialne pomysły. Tylko strasznie się bałyśmy, że wyjedziesz wcześniej i cię nie złapiemy no ale jak już się udało to dobrze. - Eve dorzuciła jeszcze szybką końcówkę nim wgryzła się w ciasto. - O rany ale pycha! - rzekła trochę niewyraźnie.

- Poczekajcie dziewczyny, chodźcie tam. Tam powinno być cieplej. - tym razem Steve wziął blachę na razie zostawiając kopertę w dłoniach Lamii i tak przeszli w pobliże stołu bliższego metalowego piecyka. Bo po tych zabawach znów chłód na odkryte ciała zaczynał już być nieprzyjemnie odczuwalny. A przy piecyku faktycznie zdążyła się już wytworzyć ciepła aura.

- Tak, no Lamia to faktycznie ma łeb nie od parady z tymi pomysłami. A co tutaj macie? - Mayers usiadł przy stole odkroił ostatni kawałek dla siebie ale ostatecznie żeby mieć jeszcze czyste dłonie to jednak wziął kopertę od Lamii zamiast kawałek ciasta. Zajrzał ciekawie do środka próbując dojrzeć co tam jest. - Co to? Jakieś zdjęcia? - zapytał zerkając to jedną to na drugą. Eve zaśmiała się ale nic więcej nie powiedziała. Więc wysypał zdjęcia na swoją dłoń.

- Ooo… Udało wam się? - spojrzał zaskoczony sponad zdjęć ale te szybko znów przykuły jego uwagę. - Ooo… To tutaj z “Honolulu”... Jej jak my się pomieściliśmy na tej sofie? - przez chwilę obracał zdjęcia z przyjemnym zafascynowaniem wymalowanym na twarzy jak próbował wzrokiem ogarnąć ten trójkąt swój, Dona i Lamii pośrodku. - O a te sam robiłem! To u Betty w dzień… - zaśmiał się gdy rozpoznał swoje własne ujęcie swoich foczek podczas królewskiej audiencji. - Ooo… A tego nie pamiętam… Jakieś nowe? - zapytał przyjemnie zaskoczony gdy doszedł do dwóch ostatnich zdjęć z wczorajszej, prywatnej sesji.

- Ja też się dziwię jak wyście się tam pomieścili - Mazzi prychnęła ironicznie, przy focie kanapki z boltów i jednej saper w środku. Z torebki wyciągnęła papierosa, odpalając go i skubiąc ciasto łypała na Mayersa, uśmiechając się pod nosem. Wydawał się zadowolony - dobrze. O to właśnie chodziło, nieprawdaż?

- A tak, te są wczorajsze - wydmuchnęła dym do góry, spoglądając na fotkę klęczącej na łóżku brunetki w znanym już zestawie bieliźnianym. Wyginała się do tyłu, trzymając smycz i blondynkę na smyczy, tuż przy swoich piersiach, chociaż oba pyszczki zwracały się w stronę kamery i bezpośrednio na oglądającego zdjęcia.

- Będą ci przypominać co czeka na ciebie w domu - powiedziała, skubiąc w najlepsze ciasto, mrucząc co chwilę bo było przepyszne i tylko ze względu na moralne wytyczne, nie chciała zżerać całości swojemu chłopakowi. - Taaa… czasem tam coś mi się krzywym fartem uda - wzruszyła ramionami, a jej uśmiech stał się krzywy - Fart głupca, nic więc. Jedz ciasto. W torbach są jeszcze ciastka i drożdżówki na drugie śniadanie dla ciebie i tych twoich darmozjadów. Aby ci nie marudzili że nic nie dostają.

- O nich też pamiętałyście? Będą zachwyceni. - Steve nie mógł wyjść z podziwu i zachwytu nad tymi różnorodnymi talentami swoich dziewczyn. - Oj będzie mi się dłużyć do tego weekendu. Ale po cichu mam nadzieję, że nic nam nie wypadnie to może uda mi się wyrwać w piątek na noc. - powiedział znad oglądanych zdjęć. Rozłożył je na stole a sam siegnął w końcu po swój kawałek ciasta. - Kurde naprawdę dobre. - rzekł z pełnymi ustami. I zaraz się prawie zachłysnął jak Eve nagle na niego naskoczyła.

- Steve! Bo znów zapomnę. Słuchaj jak już tak gadamy to możesz zapytać się chłopaków czy by chcieli z nami zagrać “Mary Sue 2”? Bo Lamia ma świetny scenariusz no ale tym razem przydałaby nam się męska pomoc a myślę, że po tym co chłopaki pokazali klasę w “Honolulu” to by się nadawali w sam raz. - fotograf wypaliła bez ostrzeżenia jakby naprawdę bała się, że znów zapomni zapytać.

- Aa… Ten filmik? No tak… Dobra to zapytam. Myślę, że nie powinni być przeciwni. Ale zapytam. Aha to jeszcze coś… - Krótki przełknął gryza ciasta i zaczął mówić dalej. - Boo… Hmm… - zaczął i urwał jakby nie bardzo wiedział jak ugryźć temat. - Mam tutaj taką koleżankę. Całkiem miłą. I ten, no… - znów się zawahał gdy tak spojrzał najpierw na jedną, potem drugą dziewczynę a potem na swój kawałek ciasta. Eve popatrzyła na Lamię zaintrygowana taką zmianą tematu. - No i tak jej opowiadałem trochę o tym weekendzie i w ogóle. No i strasznie się napaliła. Znaczy, żeby was poznać. To jej tak zaproponowałem, że może ze mną do was przyjechać w ten piątek. No i potem rano ja z Lamią pojedziemy do Mason. No a wy z Karen już sobie chyba dacie radę ułożyć grafik same. Co wy na to? - zapytał przedstawiając swój pomysł na początek nadchodzącego weekendu.

- Wojskowa koleżanka, tak? - Mazzi zaakcentowała pytanie uniesieniem brwi, dojadając swoje ciasto. Siedziała na blacie stołu, z nogą założoną na nogę i słuchała, aż wreszcie pokiwała głową. - I chcesz ją nam przedstawić? Och Stevie… jasne że tak! - zaśmiała się pogodnie, chociaż w jej ruchach pojawiła się sztywność. Ale raczej spowodowania chłodem.

- Chętnie zobaczymy jakie tam za płotem masz ciekawe koleżanki… wiesz że bardzo lubimy poznawać nowe foczki - zabujała brwiami, popalając na spokojnie papierosa. - Jest też szansa, że w sobotę nie pojedziemy we dwójke do Mason, ale w trójkę… jeśli moja koleżanka się wyrobi z patrolu. Jak nie, to w niedzielę po powrocie jesteśmy umówieni na piwko i drinka...a zobaczysz - machnęła ręką, a potem wstała, krzywiąc się lekko. Stukając obcasami przeszła przez pomieszczenie, rzucając niedopałek do pieca. Sięgnęła od razu po nowego papierosa - Poza tym to urocze… - mruknęła, bawiąc się zapalniczką zanim tytoniowy rulonik nie zajął się równomiernie -... że pamiętałeś o Eve, aby nie czuła się samotna.

- Właściwie to tak właśnie myślałem, że jak my pojedziemy razem to ty zostaniesz tutaj sama. No a jak tak Karen mi się napatoczyła… - Krótki skinął głową na znak, że wykorzystał sprzyjające okoliczności. - Właściwie to nawet wspomniałem, że może jest szansa, że zostaniesz jej dziwką na ten weekend. - wyznał po chwili wahania patrząc uważnie na blondynkę.

- Ooo… Naprawdę? - fotoreporterka siedząca w samych figach i szpilkach grzała się przy piecyku ale to wyznanie ją zaskoczyło. Sprawdziła spojrzeniem twarz swojego chłopaka sprawdzając chyba jak bardzo poważna.

- No tak jakoś samo wyszło z rozmowy. - Steve przepraszajaco rozłożył ramiona trochę chyba zażenowany.

- A jakaś fajna ta Karen? No wiesz, jakiś kaszalot? - blondynka wydawała się badać temat jeszcze nie wiedząc jak zareagować.

- Fajna! Szczupła, ciemne, krótkie włosy. Trochę jak twoje tylko ciemne. No i fajna no. Chodzi z nami na akcje i imprezy. Ale no ostatnio jakoś się umawiałem z wami to ona gdzieś mi zginęła. - mężczyzna w wojskowych, polowych spodniach zaczął szybko tłumaczyć kim jest jego koleżanka z pracy.

- No dobrze jak mówisz, że fajna no to w porządku. Zobaczymy w piątek, przywieź ją. - Eve w końcu machnęła ręką i zgodziła się na ten przyjazd owej koleżanki.

- To świetnie, tak jej powiem. - Steve się uśmiechnął z ulgą i teraz wrócił do rozmowy z Lamią. - To mówisz, że nas też może być więcej? No nie ma sprawy. Myślę, że bez problemu zmieścimy dodatkową osobę. Więc tym się nie przejmuj. A w ogóle kto to jest? Ta Wilma? - teraz on z kolei pytał się kogoś o nową dla siebie osobę z zewnątrz.

- Może być, nic pewnego - saper wzruszyła ramionami, patrząc w ogień już bez uśmiechu. Poważnie zgromiła wzrokiem płomienie, jakby je to cokolwiek obchodziło - Mają okienko powrotu piątek-poniedziałek - prychnęła, dopalając papierosa i ze złością cisnęła go w płomienie. Nie było sensu opowiadać ostatniego dnia, całej niepewności, pustki, nadziei i radości, gdy po wszystkim wyszła z Hammond Park z kopią zdjęcia. Niepotrzebne matowanie czasu i sentymenty.

- Moja przyjaciółka, będę chciała wziąć ją w obroty. - powiedziała, wracając pod pozycję bolta i korzystając z okazji że jeszcze jest, klapnęła mu na kolanach, opierając skroń o szerokie ramię - Jest w porządku… tylko nie chcę o tym teraz gadać, ok? Jest zbyt dobrze, nie psujmy tego - pocałowała go w szczękę - Mnie też komuś chcesz wcisnąć, czy zostało mi darowane?

- Właściwie to musiałem od ciebie, właściwie od was obu, kijem odganiać takich trzech zwyroli co z miejsca chcieli następną imprezę i wymłócić was dokładnie z każdej strony i pozycji. - bolt przyznał z namysłem jakby musiał przypomnieć sobie przez kacowe opary jak to właściwie było.

- Ja jestem za! No i można by przy okazji ten filmik dokończyć… - blondyna zgłosiła się na ochotnika potwierdzając swój udział w takim projekcie. I przypominając troszkę ciszej o planie filmowym. Co z kolei rozbawiło Mayersa.

- A wy? Jakie macie plany do weekendu? - zapytał komandos znów zerkając na zegarek. Jeśli dobrze saper widziała godzinę to mieli jeszcze może z 10 min, góra kwadrans.

Czas uciekał, Mazzi nie miała pojęcia jakim cudem zrobiło się tak późno. Starała się nie spinać, wrócić w rolę wdzięcznej foczki, tylko poza rwała się na szwach, gdy coraz mocniej i bardziej rozpaczliwie wtulała się kapitana, jakby to miało uchronić go od konieczności powrotu do jednostki.
- Trzech zwyroli… może by wreszcie wymyślili coś ciekawego, a nie że zawsze tylko ja robię komuś niespodzianki - uśmiechnęła się niewinnie, wachlując rzęsami na Mayersa - Będziemy dziś kręcić film, wiesz… brud, stare łaźnie...tak punkowo. Zejdzie do popołudnia, potem powrót do domu. Mamy dziś iść z Kociaczkiem do kina i na kolację… i tak nam minie dzień. Za to w czwartek… u mnie kolejne próby bez ładu i składu w ratowaniu świata. Ten Azyl dla ćpunów, mówiłam ci. Te byłe sierżanciny zawsze mają nie po kolei pod kopułą- rozłożyła ręce rozbrajająco się uśmiechając - Po południu z Madi jedziemy do “Krakena” wyrywać lachony… tak jakoś wyszło, że dostałam namiar na całkiem zabawowe foczki, lecimy obadać temat. Jak dobrze pójdzie obudzimy się w piątek, ogarniemy… a potem ty do nas przyjedziesz i znowu będziemy mogli być razem i się dobrze razem bawić - dokończyła wesołym pytaniem - Chcesz coś na ten piątek? Specjalne życzenia?

- Nnnieee… - Steve skrzywił się trochę gdy próbował chyba wymyślić co mógłby sobie życzyć ale widocznie nic mu mądrego nie przyszło do głowy. - Po prostu bądźcie obie w domu, ja przywiozę Karen i wspólnie się sobą zajmiemy. - wzruszył w końcu ramionami stawiając na prostotę rozwiązań. Eve pokiwała głową na znak zgody, że taki plan jej jak najbardziej pasuje.

- A “Kraken” jest w porządku. Byliśmy tam parę razy. No ale jakoś się tak utarło, że balujemy głównie w “Honolulu”. Przy “Honolulu” każdy lokal w tym mieście wygląda biednie. No jeszcze chyba tylko “Neo” i “Madame Kitty” mogłyby iść w konkury. To w takim razie powodzenia wam życzę w tych foczych łowach w “Krakenie”. - zaśmiał się Steve tym swoim łagodnym, ciepłym śmiechem. Siedzieli tak półnadzy grzejąc się od siebie nawzajem i piecyka stojącego o krok dalej.

Mięśnie twarzy saper drgnęły, gdy spoglądała w tę żołnierską gębę tuż obok. Widziała ten przyjemny grymas i czuła ciepło nie tylko fizyczne, którym emanował, a które działało kojąco, sprawiając że sztywność puszczała. Mieli za mało czasu, aby zajmować się durnotami, zresztą znając życie w weekend Mayers nasłucha się wystarczającej liczby smętów, aby mu zawracać dupę żywymi i martwymi kumplami z byłego oddziału. Ani strachami mieszkającymi pod skórą. Niepewnościami… nie potrzebował ich. Jego robota była wystarczająco stresująca, żeby nie musieć dokładać rozterek kalek wojennych.
- Szkoda że pójdziemy same. Gdybyś szedł z nami, każda foczka by była od razu rozmoczona. Gotowa do konsumpcji - mruknęła, a oczy zabłysły ponownie głodem gdy patrzyła na Steve’a z bliskiej odległości. Łapiąc go znienacka za bary, przemalowała pozycję, siadając mu na kolanach. Dłoń o pomalowanych paznokciach szybko znalazła się między ich ciałami, ponownie rozpinając guziki spodni.

- Skoro i tak już tu jesteśmy… dziesięć minut wystarczy... - wychrypiała z zacięciem, manewrując dłonią przy trzonie interesu kapitana, stawiając go do pionu i ocierając się o niego swoimi biodrami z bielizną odsuniętą strategicznie w bok, pod pachwinę. Nie dała mu też zaoponować, skutecznie zatykając jego usta swoimi, zwłaszcza językiem wciskającym się do jego ust. Tak jak przyjęła go w siebie, ledwo był w stanie się w nią wsunąć. Tym razem dziewczyna nie czekała, ani nie bawiła się w uprzejmości. Z ochrypłym westchnieniem dobiła się do męskich bioder, od razu ruszając do galopu o tempie dorównującym ich zwyczajowym zapasom. Mało w tym zostało czułości, bardziej żądza, wymieszana rozpaczą. Branie na zapas, mocniej, silniej. Na później i żeby pamiętać. Niczego nie żałować, choćby świat miał się zaraz skończyć.

Bolt chyba nie spodziewał się takiego manewru. Ale gdy już Lamia wznowiła działania zaczepne, podjął to wyzwanie. W parę chwil udało im się zaczać trzecią rundę sportów siłowych po poligonie na stole i sofie teraz przyszła kolej na krzesło. Lamia odbijała się w górę i w dół na udach i kolanach Steve’a. Zaś on przytrzymywał ją w talii pomagając utrzymać rytm albo dłonie zjeżdżały na jej podrygujące piersi. Ledwo rejestrowali Eve która przyjęła na siebie obowiązek i przyjemność uwiecznienia tych harców na migawce własnego aparatu. Wśród trzasków migawki i buzującego w piecyku ognia dwa pół nagie ciała wpadły w płynny rytm sprawiając sobie nawzajem masę spoconej i zdyszanej przyjemności. Steve nic właściwie nie mówił. Chociaż sapał i zrobil się czerwony. Czasem zachłannie buszował dłońmi i ustami po twarzy i piersiach kochanki ale głównie pomagał jej kontynuować tą zabawę w rodeo.

Ona za to nie wyglądała, jakby miała zamiar przerywać, ani zastopować choć na sekundę. Wspierana przez dłonie kochanka raz po raz wybijała się do góry, aby z impetem wypaść prosto w dół, aż ich ciała nie zlały się w jedno na ułamek sekundy, zanim ponownie nie poderwała się do galopu wyciskającego z ust ostatnie hausty tlenu. Z długich, ciemnych włosów skapywały kropelki potu, tak samo jak z piersi i pleców. Saper czuła jak powoli, ospale suną jej po skórze, bądź dla odmiany odrywają się nagle, lecąc gdzieś w przestrzeń równie istotne co cena galonu ropy przed wojną. Gdzieś zaginęła sala odwiedzin, pora dnia i miejsce w czasie oraz przestrzeni. Szaleństwo do końca wyprało rozsądek, włączając tryb pracy “obłęd”... którego powód siedział trochę przed, w, i odrobinę pod Mazzi, gnając na złamanie karku w tym samym kierunku. W skupieniu, ciszy. Bez zbędnego pieprzenia niepotrzebnych bzdur. Jedyne dźwięki jakie dziewczyna z siebie wydawała były wyjątkowo mało artykułowane: jęki, westchnienia i zduszone sapnięcie, gdy partner dobijał ją, nabijając na siebie aż pod sam gwizdek, a później znów wyrzucał w górę, gdzie partnerka wracała z impetem w dół, jak pocisk relacji powietrze-ziemia, prosto do celu.

W pewnym momencie Lamia zarejestrowała, że naprawdę leci w dół. Gdzieś obok Eve chyba krzyknęła krótko, Steve chyba też, właściwie to chyba wszyscy krzyknęli. Ale krzyk i upadek urwał się prawie w tym samym momencie. Coś jeszcze łupnęło zdrowo i jakoś dziwnie zamiast widzieć blat stołu i ciasto nad sobą to nie wiadomo dlaczego zaczęła widzieć ten blat od stołu. Ale na tym etapie to było jak drobnostki i chwilowe trudności. Steve skorzystał z okazji by nieco przemodelować ich partnerski układ. Wziął ją na siebie tak, że teraz już w ogóle sufitowała pod tym blatem stołu. Jedne elementy wydawała się widzieć przesadnie wyraźnie inne się rozmazywały. Ale głównie czuła jak leżą oboje pod tym stołem, poruszający się za jej plecami męski tors i tą esencję męskości co porusza się w niej z mocą młota pneumatycznego. I to jak w końcu eksploduje w niej ku wzajemnej satysfakcji. Jak jeszcze jej ciało wygina się w długi łuk by po chwili satysfakcji wreszcie opaść plecami na ten gorący, żywy, zasapany materac pod sobą.

Kątem oka dostrzegła kawałek nogi od krzesła, podejrzanie samowolnie poruszającej się poza macierzystą konstrukcją. obok leżała chyba druga noga… coś wybuchło? Nie… stół ciągle stał, a przecież fala wybuchu skutecznie zmiotłaby wszystkie meble…
Skupienie przychodziło saper ciężko, chociaż oddychało się dziwnie lekko. Musiała przeczekać aż miną dreszcze i da radę zebrać się z wygodnego leżyska… nie mieli czasu, ale przecież to tylko chwilka, no. Jeszcze chwilę, symboliczne “5 minut, mamo” - każdy miał swoje.
- Kapitanie obawiam się, że wydany wam sprzęt uległ awarii. I to nie ten, co nadal trzymacie we mnie - stęknęła, odwracając głowę tak aby móc go pocałować w podzięce. - Nic ci nie jest?

- Co? Nie, nic mi nie jest. - Mayers też musiał złapać oddech. I miał trochę opóźnione reakcję. Ale jakoś podniósł głowę, spojrzał w dół siebie i dół Lamii. I dostrzegł gdzieś między swoimi łydkami a butami resztki rozbitego krzesła. - Cholera… Co za szajs teraz robią… - stęknął i szurnął nogą posyłając kawałek mebla gdzieś dalej. - Cholera… Muszę się już zbierać… - westchnął ponownie. Tym razem gdy spojrzał na zegarek. Rzeczywiście zbliżała się już 8 rano gdy miał być jna odprawie.

- No dziewczyny, naprawdę się nie spodziewałem. I niespodzianka nieziemska! Niestety już muszę się zbierać… cholera - sapnął ocierając ramieniem pot z czoła. I zacząć razem z Lamią na sobie wyczołgiwać się spod stołu. Trochę jakby czołgał się pod drutami. Tylko wówczas zwykle czołgało się głową do przodu. Wreszcie wydostali się na wolną przestrzeń operacyjną obok stołu i wrócili do bardziej pionowej pozycji chociaż Lamia jeszcze siedziała mu na kolanach.

- Eve? Znajdziesz moją koszulkę? Gdzieś tu powinna być. - poprosił blondynkę o wsparcie. Ta pokiwała głową i zaczęła się rozglądać w poszukiwaniu zaginionej w toku walk brązowej koszulki.

- Nie tłumacz się kochanie, wiemy że musisz iść - korzystając z ostatniej okazji, saper zamarudziła jeszcze na krześle z Bolta te parę sekund, obejmując go mocno, z całych sił jakie jeszcze jej pozostały. Przełknęła też głośno ślinę, zazgrzytała zębami, wtulona w jego pierś i ramię, aby w końcu wypuścić powoli powietrze.

- Dobrze, że chociaż trochę trafiłyśmy w twój gust, jeśli chodzi o niespodzianki… i jakbyś się spodziewał to by nie było niespodzianki! - gdy odezwała się ponownie jej głos był pogodny, tak samo jak uśmiech i tylko gdzieś ze środka źrenic wyglądał przemarzniętym basset, chociaż starała się go pacyfikować. Aby nie sprawiać smutku - tego szajsu mieli wszyscy po dziurki w nosie.

- No już Tygrysku, chodź, wstawaj… zanim znowu się o ciebie potknę. Nie mogę tak patrzeć jak leżysz nieużywany… albo jak siedzisz. Prowokujesz, wiesz? Swoją egzystencją - dodała, ciągnąc go do góry aby wstał. Sama kucnęła, na szybko przeczyszczając mu sprzęt zanim naciągnęła na jego biodra spodnie i nie zapięła paska i guzików.

- Jeszcze bluza kochanie… gdzieś przy stole - też popatrzyła krytycznie na oficera, podnosząc się do pionu. Przegryzła kawałkiem ciasta, zabierając się za pakowanie gambli aby dało się je łatwo przenieść przez bramę - Bądź grzeczny, uważaj na siebie i wracaj do nas szybko… bo będziemy czekać i się niecierpliwić… na cieście pisało samą prawdę. - dodała konfidencjonalnym szeptem.

- Jasne. Dzięki. Za wszystko. Naprawdę jesteście najlepsze na świecie. - Steve uśmiechnął się ciepło do nich obydwu. Bo Eve akurat wróciła wręczając mu jego podkoszulkę. No i komandos zaczął się ubierać i doprowadzać do porządku w iście komandoskim tempie. W parę chwil stał przed nimi umundurowany oficer jednostki specjalnej a nie jakiś golas z portkami spuszczonymi do kostek.

- No i pozdrów tam chłopaków od nas. No i zapytaj o film. Z tą Karen to się nie przejmuj, przywieź ją i zobaczymy. No ale najważniejsze to tak jak mówi Lamia, po prostu wróć do nas. - Eve też zaczęła mówić dziwnie szybko i chyba też nie było jej tak lekko po prostu ubrać się i wyjść. Może dlatego rozglądała się po pomieszczeniu aż namierzyła swój koronowy biustonosz i wreszcie go założyła.

- Zawsze Lamię proszę i Lamia nigdy mi nie odmawia. No ale skoro jeszcze jesteś… - blondynka uśmiechnęła się łobuzersko do czarnulki po czym ustawiła się tyłem do Krótkiego nadstawiając mu tył rozpiętej jeszcze bielizny. - Zapniesz mnie? - zapytała prosząco przy okazji puszczając oczko do Lamii. Steve’a rozbawiła ta prośba no i w paru ruchach zapiął tą bieliznę. No i nadszedł czas się pakować i zbierać.

- Eeeej, to moja fucha! - Mazzi pogroziła im obojgu palcem, wręczając żołnierzowi paczkę z resztą ciasta i torbę słodyczy oraz zdjęć. W pewnej chwili cmoknęła zniesmaczona.
- Już wiem o czym zapomniałyśmy Kociaczku - popatrzyła na blondi, marszcząc nos - Kawa… nie przywiozłyśmy kawy, cóż za niedopatrzenie - pokręciła głową, bolejąc nad stanem pamięci, aż przeszła do finału, robiąc minę wcielenia niewinności - To oznacza, że musimy przyjechać jeszcze raz, z pełnym zamówieniem - podeszła do rzuconych na ziemię płaszczy, chwilę miętoląc je w dłoniach, gdy maska luzu na sekundę opadła jej z twarzy. Szybko jednak wzięła się w garść, przynajmniej od zewnątrz.
- Łap prowiant… i jeśli chodzi o pozdrawianie chłopaków - dorzuciła ze słodką minką, zakładając swój płaszcz, a ten drugi dając blondi, po czym zaparkowała pod boltowym bokiem - Powiedz Donowi że w żadnym przypadku nie pozdrawiamy go jakoś specjalnie.

- Na pewno Don się ucieszy. - Steve uśmiechnął się ciepło gdy spojrzał z namysłem gdzieś ponad czarną głową jakby już sobie wyobrażał tą scenę przekazywania tej informacji wojskowemu paramedykowi z oddziału.

- Na pewno. - Eve też rozbawiła ta uwaga gdy zakładała na siebie swój płaszcz. - Czekajcie! Zróbmy sobie jeszcze zdjęcie we trójkę! Zaraz ustawie aparat! Ustawcie się tutaj przy piecyku! - blondyna nagle wpadła na pomysł i bez wahania zaczęła wskazywać dłonią gdzie mają się ustawić a sama gmerała przy swoim aparacie. W końcu postawiła go na sąsiednim stole, sprawdziła chyba co i jak widać, trochę poprawiła i wreszcie kliknęła coś a sama szybko postukała obcasami aby przebiec do wolnej strony Steve’a. Moment czekania na pstryknięcie migawki aby ująć trójkę przy piecyku. Umundurowanego mężczyznę w centrum i dwie ślicznotki w kusych, rozpiętych płaszczach i tylko koronkowej bieliźnie po jego bokach.
 
__________________
A God Damn Rat Pack
'Cause at 5 o'clock they take me to the Gallows Pole
The sands of time for me are running low...
Driada jest offline