Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-04-2020, 03:45   #160
Driada
 
Driada's Avatar
 
Reputacja: 1 Driada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputację
- To ta sama droga co jechałyśmy do Mason. Chociaż od południa też można dojechać. Jak będziecie jechać w weekend w tamtą stronę to może pogadaj ze Steve’m to cię zawiezie. To sama zobaczysz jak to wygląda. Tam kiedyś było sporo środków wodnych dla turystów i prywatne domki. No wiesz, tutaj to raczej trudno o jeziora więc no tam chyba najbliżej. No ale tak słyszałam sama tam nie byłam. - Eve zakończyła swoje tłumaczenia i oddała Lamii atlas aby sama mogła wszystko zobaczyć. No rzeczywiście jak się miało samochód to nie było tak strasznie daleko. Może ze dwie czy trzy godziny niczym nie zakłóconej jazdy. Mniej więcej w połowie dystansu do albo z Mason.

Wyglądało legitnie, obiecująco. Jeśli zachowało się tam cokolwiek wartego uwagi, istniała szansa na wykonanie szalonego planu całkiem sprawnie.
- Wygląda na to, że będzie trzeba przekonać Tygryska aby nadrobił trochę trasy w ten weekend - Lamia wyszczerzyła się szeroko, patrząc na mapę i starając się zapamiętać jak najwięcej szczegółów trasy. Wydawała się prosta, dodatkowo po w miarę bezpiecznym terenie… przynajmniej bez maszynek co dwa rowy.
- Właśnie o tym mówiłam -podniosła wdzięczny wzrok na blondynkę, a potem przytuliła czoło do jej czoła - Co ja bym, kurwa, bez ciebie zrobiła… mój doradco do spraw rzeczywistości. Jesteś najlepsza - przymknęła oczy, a potem westchnęła ciężko - Chodź kochanie, zbieramy się. Wieczorem nadrobimy… - niechętnie wyprostowała się, łypiąc za okno i przygryzła wargę - W przyszłym tygodniu będzie trzeba znaleźć parę godzin i pojeździć po mieście. Zima idzie, a Steve tam ma trepowy szpej. Skoro już ma dwie baby, wypada aby dbały o coś więcej niż jego libido i żołądek. Cokolwiek by nie mówił i jakiego twardziela nie zgrywał… ciepły sweter, koc i skarpety przydadzą się zawsze. Coś miękkiego i o przyjemniejszej fakturze niż to żołnierskie pierdololo.

- Świetny pomysł. To mam nadzieję, że ja będę miała trochę luzu to może pojeździmy razem coś mu poszukać. A jak nie to powiem ci gdzie można uderzyć. - fotograf uśmiechnęła się promiennie i też zatarła ramiona bo mimo płaszcza trochę jednak ciągnęło chłodem po nagiej skórze.

Trzeba było odbębnić standardowy już po takich karesach pt. “Widziałaś mój… “ i jeszcze się w to ubrać. Ale z ubieraniem poszło im prawie tak samo sprawnie jak z rozbieraniem bo w końcu poza bielizną i płaszczami zbyt wiele na sobie nie miały. Znów obsadziły niewielką osobówkę i kierowca uruchomiła silnik po czym ostrożnie wykręciła na główną drogę wracając na kierunek prowadzący do miasta.



[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=l7yfEcWwink[/MEDIA]

- To tutaj. Cholera zapomniałam, że tam się nie da dojechać samochodem. Znaczy trzeba przejść kawałek. To tam za tymi gruzami. - kierowca w kusym płaszczyku zatrzymała swoją małą osobówkę na zaniedbanym i opuszczonym parkingu. Dawniej coś tu chyba było. Coś dużego. Może stadion czy coś w tym stylu. Ale teraz coś musiało dopomóc w tym jak to się spektakularnie zawaliło. Na saperskie oko jakaś niezłej mocy bombka. Ale teraz już raczej broń tej mocy nie była używana zbyt często nawet na Froncie. I właśnie część tego gruzu zawalała nawet parking gdzie się zatrzymały.

- Tam jest ścieżka. Na piechotę się da no ale samochodem nie. Ściana tak runęła, że jakoś te szalety nie przywaliło no i zostały w miarę całe. Odkryłam to miejsce całkiem przypadkiem jak robiłam fotki z ciekawych miejsc w mieście. Ale dawno tu nie byłam. Aha, tam jest trochę ciemno w środku to weźmy latarki. - mówiła swoje a na sam koniec wskazała na schowek po stronie pasażera. W nim rzeczywiście były dwie latarki i nawet przyzwoicie świeciły. Były trochę przed czasem bo było ledwo parę minut po 9-ej według zegarka fotograf.

- Nie ma sprawy, poradzimy sobie - odpowiedź Mazzi poprzedzał zblazowany uśmiech. Poklepała partnerkę po kolanie zanim wysiadła na spękany asfalt i chwilę kontemplowała widoki. Sioux kryło w sobie wiele niespodzianek, ta szczególna intrygowała tym mocniej, że zaraz miała się zmienić w część scenografii do ich prywatnego filmu.

- Poświecisz mi? Wezmę sprzęt, tylko najpierw zmienię buty - dodała, z torby z ciuchami wyjmując sandałki na prawie płaskim obcasie. Na koronowy zestaw założyła krótkie szorty i tak przygotowana zaczęła wyciągać pudła z lampami.

- Ej Eve - zatrzymała się w pół ruchu - Masz klamkę? Tak profilaktycznie. Nie wiadomo co tu się nie zalęgło, lepiej mieć pod ręką argument w dyskusji. Albo żeby pogonić zwierzaki. Chuj wie co tu siedzi teraz - raz jeszcze łypnęła na ruiny, tym razem podejrzliwie.

- No tak, mam coś. Może faktycznie lepiej ty to weź. Ja mam jeszcze gaz w torebce. - blondynka pokiwała i chyba nawet ulżyło jej, że Lamia się zajmie takimi sprawami. Zaczęła szukać czegoś w swojej torebce i po chwili wyjęła niewielki, kieszonkowy rewolwerek na 6 naboi. Jak głosił napis .38 Special. Niestety zaczęta paczka naboi jaką kierowca wyjęła z zakamarków auta była właśnie w paczce a zapasowego ładownika nie było. Co oznaczało żmudne wydłubywanie luźnych naboi a następnie ładowanie ich do każdej komory bębna.

[media]http://www.gunmann.com/wp-content/uploads/2019/10/best-revolver.jpg[/media]

- Poczekaj to ja też się przebiorę. Chociaż buty. - wysapała blondynka gdy musiała usiąść na fotelu by zmienić buty na wygodniejsze, zwłaszcza do łażenia po gruzie. Potem zamknęła wóz i wzięła na siebie rolę przewodniczki chowając pojemnik z gazem do jednej kieszeni płaszcza a latarkę do drugiej.

Trasa z początku była dość prosta. Póki szły asfaltem dawnego parkingu i omijały dość luźno leżące bryły gruzu. Ale im były bliżej tym tego gruzu było więcej i były coraz większe bryły. Aż wreszcie trzeba było chyba wejść na dawny trawnik oraz lawirować między przewalonymi dźwigarami i całymi elementami potężnej niegdyś ściany. Co przypominało marsz mrówki między palcami olbrzyma czy wędrówkę jakimś labiryntem.

- No patrz trochę dalej niż mi się wydawało… - mruknęła w pewnym momencie trochę zafrapowana fotograf gdy momentami trzeba było oprzeć się o jakiś dźwigar. Te gruzy oddzielały ich od reszty świata. Reszty miasta i ludzkości. Już ten parking wydawał się bezludny na jakichś peryferiach miasta. A tutaj jak tak przemykały we dwie wśród tych ruin stadionu to wydawało się jakby były ostatnimi ludźmi na tej planecie.

- Jest! To tam! - gdy wyszły zza kolejnego załomu jaki wydawał się podobny do każdego swojego sąsiada jaki minęły wcześniej Eve radośnie wskazała miejsce przed sobą. No rzeczywiście stał tam dość płaski budynek. Przynajmniej ściana frontowa. Faktycznie zakrawało na cud, że żaden z większych elementów nie zgniótł tej łupiny podczas upadki. Zupełnie jakby jakiś okruch nie został zmiażdżony przez przez padającego olbrzyma dlatego, że akurat trafił na szczelinę pomiędzy jego palcami. Okalający ich gruz miał kilka ludzkich wysokości. Więc szło się jak dnem niezbyt wysokiego kanionu z błękitem nieba nas sobą. A wewnątrz tylko częściowo teren był oświetlony przez światło dnia.

Gdy znalazły się przed głównym wejściem dało się dostrzec jeszcze napisy oznajmiające, że to łaźnia publiczna. Zachowały się nawet tabliczki informujące, że wewnątrz są toalety dla pań, panów, niepełnosprawnych, prysznice, szatnie i cała tego typu aparatura jaka kiedyś była codziennością. Wadą było to, że nie było zbyt wiele okien. A część pewnie blokował okoliczny gruz. Tutaj już mogły przydać latarki o jakich mówiła wcześniej fotograf.

- Trochę ciemno. Ale wzięłam lampy. Jak się rozstawi to będzie coś widać. No i mam przesłony to można regulować poziom oświetlenia. Bo jak tak bez niczego to dość mocno wali po oczach. No zależy jaki ci efekt potrzebny. Cholera fajnie, jakby reszta przyjechała bo trochę się nanosimy tych rzeczy przez te wertepy. - westchnęła na myśl o tych wszystkich pudłach i kartonach jakimi o świcie wyładowały niewielki bagażnik samochodziku. No faktycznie znieść z piętra na dół to jeszcze nie tak strasznie ale tutaj ten samochód został kawałek gruzowego kanionu dalej.

Eve weszła w głąb pomieszczenia oprowadzając Lamię po wnętrzu. Budynek zaś nosił ewidentne ślady wieloletniego pustostanu z jakiego każdy korzystał jak chciał i zabierał lub zostawiał co chciał. Przy samym wejściu gdzie przez rozbite okna sięgało światło dnia jeszcze było znośnie. Tam były krótkie korytarze jakie rozdzielały się na część dla obu płci. Dalej było ciemniej. Chociaż w pewnym momencie był jakby świetlik. Przez wybitą gruzem dziurę wpadał do ciemnego wnętrza snop światła. Były też kafelkowane ściany, podłogi, toalety, prysznice, szatnie i mniej więcej to wszystko co obiecywały tabliczki przed głównym wejściem. Tylko w wersji po końcu świata i kilku dekadach później.

Chociaż dało się rozpoznać sprzęty i pomieszczenia to wszędzie panował kurz, brud i wilgoć. W powietrzu unosił się piwniczny, wilgotny zapach. Tam gdzie przedarła się woda były kałuże i błoto albo ślady po nich gdy wyschły. Oczywiście były też ślady ognisk a w jednym miejscu nawet chyba mógł być jakiś lokalny pożar. I do tego różne graffiti. Nawet dzisiaj można było dostrzec jakieś zabrudzone resztki ręczników, butów, ubrań, plastikowych i szklanych pojemników po kosmetykach czy środkach czyszczących. Ale widocznie dawno tu nikogo nie było. Wydawało się jakby świat, miasto i ludzie zapomnieli o tym miejscu.

- I co sądzisz? Może być? Mnie to kręci, mogłabym tu nawet nago latać. Ale nie wiem jak ty i inni. - zapytała niepewnie blondynka gdy już mniej więcej obeszły cały budynek. Chociaż miał on pewnie wielkość niezbyt dużego sklepu nawet w latach świetności. Do tego był zbudowany na zasadzie lustra gdy jedno skrzydło było bliźniaczym odbiciem drugiego. Albo bardzo podobnym więc łatwo było się połapać. Część z szatniami i prysznicami miała pecha i została zgnieciona opadającą budowlą. Ale ta z toaletami zachowała się mniej więcej cało.

Ani blondi, ani RB nie żartowali. Syf panował konkretny, taki z najwyższej półki degeneracji publicznej. Zapewne gdyby dobrze poszukać, znalazłoby się rozbryzgi krwi i ślady po kulach, a do tego puste strzykawki i inny syf. Mazzi z fajkiem w gębie kontemplowała okolicę, przechadzając się powoli, aż stanęła przed wejściem do niegdyś damskiej części przybytku.

- Brakuje aby ktoś nasrał na środku - mruknęła, odganiając stopą resztki kości czegoś, co było chyba kiedyś psem, a teraz stanowiło parę luźnych kostek z czaszką pozbawioną żuchwy. - Jest idealnie - dodała, kiwając powoli głową, a pod ciemnowłosą kopułą trybiki pracowały jak wściekłe - Niczego nie zmieniamy, prócz jednego. Zanim kogokolwiek tam wpuścimy, przeszukamy teren i usuniemy fanty po ćpunach. Żadnych igieł i tym podobnych. Reszta pasuje - parsknęła, uśmiechając się krzywo - Jak cholera pasuje.

- Myślisz, że może być? Ale co ja się pytam, przecież to ty jesteś reżyserem! - twarz blondyny zdradzała, że kamień spadł jej z serca gdy usłyszała opinię pani reżyser tego show jaki miały tutaj nagrywać. - To chodź do samochodu, mam tam rękawice no i może coś zaczniemy nosić. - westchnęła fotograf znów wychodząc na nieco jaśniejsze zewnętrze.

Zdołały wrócić do niewielkiej osobówki, wziąć te rękawice i pierwsze fanty a następnie znów wrócić na ten plan filmowy i trochę go ogarnąć. W międzyczasie fotograf pozwoliła sobie na filozoficzną uwagę, że jakby się zabierały za ten interes na serio to właśnie taka ekipa pomocników do tych pomocniczych spraw też by się przydała. Pierwsi aktorzy zjawili się z kwadrans przed 10-tą. Obok osobówki zaparkowała Diane przywożąc ze sobą Val. Widocznie jakoś się dogadały ze sobą by przyjechać razem. Bo jak mówiła dredziara trochę niewygodnie by tu jej było przyjechać autobusem. Znaczy musiałaby spory kawałek przejść od najbliższego przystanku.

Widząc je saper pomachała na przywitanie, podchodząc pod auto i poczekała aż gangerka zaparkuje motor obok niego. Rozglądała sie też po okolicy, zastanawiajac się kiedy to miejsce widziało tylu gości na raz, a przecież jeszcze nie wszyscy dotarli. Gdzieś w głębi duszy cieszyła się, że pomysł chwycił… a tu jednak.
- Siema laski - kiwnęła im głową kiedy silnik zamilkł. Zatarła też ręce w ogóle nie z uciechy - Jak tam, zwarte, gotowe, nastawione pozytywnie? Wino przywiozłyście?

- Dziewczyno… Jak punk to punk! - Di popatrzyła na Lamię z takim politowaniem jakby pytała o kolor nieba czy coś tak równie banalnego i oczywistego. Po czym triumfalnym ruchem wyjęła z wewnętrznej kieszni kurtki dwie butelki. I chyba naprawdę było to jakieś wino. Cała scena wprawiła uczestniczki w dobry humor. Przez spojrzenia i uśmiechy wyzierała pełzająca atmosfera oczekiwania i ekscytacji. Zwłaszcza jak chyba wszystkie wiedziały po co się tutaj zjechali.

- Miałam nadzieję, że obalę je z wami i Rude Boy’em. I podobno mam zostać dzisiaj gwiazdą filmową co będzie zaliczać seksowne kociaki! - Indianka roześmiała się i naparła swoimi skórzanymi biodrami na letnią i dziewczęcą sukienkę blond dredziary. Ta roześmiała się i niby ją odepchnęła. Ale niezbyt przekonywająco.

- No właśnie a Rude Boy już jest? - zapytała kelnerka rozglądając się po parkingu. No ale tego jego zdezelowanego pickupa nigdzie nie było widać.

Ciemna brew Mazzi uniosła się gdzieś na środek czoła.
- Przecież to palant - powiedziała jakby to wszystko wyjaśniało. Westchnęła jednak i dokończyła - Musi się spóźnić, nie? Zegarki to wymysł systemu, próbujący narzucić wolnym ludziom konkretne normy… choćby czasowe. Mówcie lepiej co tam w domu słychać, jak wam minął wczorajszy dzień?

- A on w ogóle ma zegarek? - zapytała Indianka chowając z powrotem butelki do wewnętrznych kieszeni. Wydawały się tam znikać tak skutecznie, że jedynie dziwne ruchy poły skórzanej kurtki wskazywały, że jest dziwnie ciężka.

- Chyba nie ma. - Val chyba nie dostrzegła ironii w pytaniu bo odpowiedziała jak na serio. - Ale spotkałam go wczoraj bo przyjechał do nas. I mu mówiłam. Obiecał, że przyjedzie. No ale był trochę wstawiony… - wyznała z zakłopotaniem kelnerka z “41”.

- No to może przyjedzie. - Eve nie traciła nadziei ale na razie jeszcze było trochę czasu do wyznaczonego spotkania.

- Oby. Chciałabym go zaliczyć. - gangerka przyznała bez skrępowania uśmiechając się równie szelmowsko.

- Ja bym wolała aby on zaliczył mnie. - dredziara roześmiała sie wesoło z tym akurat się zgadzając.

- No tak, jest całkiem niezły. - fotoreporterka też dołączyła się do tego obgadywania nieobecnego.

- Dobra dupa, z twarzy też… i te łapy. Co on kurwa nimi potrafi wyprawiać powinno podpadać pod konkretny paragraf - Mazzi westchnęła, parskając pod nosem gdy wyjmowała papierosy. Wyciągnęła jednego i rzuciła paczkę Indiance - Poza tym naprawdę jest dobry w te klocki, aż ciary przechodzą na samo wspomnienie… i to nie z obrzydzenia - pokręciła głową, śmiejąc się cicho - Jebałabym jak pułkownik karną kompanię. No ale wiecie jak jest - wzruszyła ramionami i zrobiła smutną minę - Będzie mi teraz musiało wystarczyć patrzenie jak wam tasuje wnętrzności i uwiecznianie tego na taśmie dla przyszłych pokoleń. Nie żebym narzekała, patrzeć też lubię - dodała, podpalając fajka, a wolną łapą maltretowała niewielką blaszkę zawieszoną na szyi. Przetaczała ją między palcami, gładząc wybite w metalu litery.

- O tak, jest dobry w te klocki. - gangerka sprawnie złapała szluga i dla odmiany wyjęła z kieszeni zapalniczkę rewanżując się Lamii poczęstunkiem ognia. - A wiecie co w nim jest najlepsze? - zapytała i na chwilę umilkła aby samej zaciągnąć się swoim szlugiem. - To jest cholerny Rude Boy! Ten do którego tyle razy kiślowałam pod sceną! - zaśmiała się jak z dobrego dowcipu gdy wymieniała jej zdaniem najlepszy atut mężczyzny o jakim tak beztrosko wymieniały opinie.

- I nosa nie zadziera - saper dorzuciła własne spostrzeżenie, paląc w zadumie rakotwórczą pałeczkę - Dziwne. Zwykle faceci jak złapią trochę sławy albo władzy to im odpierdala… a tu nie. Pamiętam za pierwszym razem jak go spotkałam. Byłam naćpana prochami, potem się najebałam jak nieboskie stworzenie… a on zamiast wykorzystać okazję, odwiózł mnie do szpitala. - parsknęła, wciąż nie mogąc w to uwierzyć, a powróciwszy do owego wydarzenia nie szło się rozczulić - Poza tym cudownie gra. Uwielbiam jego muzykę. Jego też... durny palant.

- O tak, największy palant w mieście. - zachichotała kelnerka. Ale był to śmiech zabarwiony pozytywnymi emocjami jakie wywoływał u niej nieobecny.

- Jest taki naturalny. Prawdziwy. Na scenie i poza nią. I w tekstach. Tym mnie kupił. - gangerka przyznała się jak to było z jej fascynacją idolem który chyba łączył je wszystkie.

- To prawda. Jak do nas przyjeżdża to zawsze się zgrywa na zwykłego kolesia w kurtce. Chociaż i tak sporo osób u nas wie kim on jest. A czasami jak go ktoś po prostu poprosi by coś zagrał to on bierze gitarę i gra. Tak po prostu. - dredziara też miała pozytywne wspomnienia związane z liderem “The Palantas”.

- Jej to może ja powinnam zrobić z nim wywiad? Taki do gazety. Myślicie, że by się zgodził? - fotograf natchniona wyznaniami koleżanek rzuciła pomysłem od siebie.

- Jak mu dasz za ten wywiad parę jaboli, najlepiej tych co ostatnio piliśmy u Betty… - saper zadumała się, choć oczy się jej śmiały - Możesz uderzyć w ton, że oto ma okazję puścić swój antysystemowy przekaz dalej w świat, do ludzi wciąż omotanych normami reżimu.

Dziewczyny poparły słowa Księżniczki. I Eve wzięła to wszystko za dobrą monetę. Więc pomysł wywiadu chyba się przyjął.


Jamie przyjechała prawie o czasie. Ktoś ją podwiózł samochodem ale ona wysiadła na parkingu a samochód pojechał dalej. - Cześć. - przywitała się z dziewczynami które już były na miejscu.

- No to brakuje nam naszą obsadę na główną rolę męską. I może Madi jak się jej by udało wyrwać. - fotograf podsumowała skład liczebny obsady. Właściwie większość już była na miejscu.

- Oby - Mazzi rzuciła nostalgiczne spojrzenie na horyzont w stronę miasta i cywilizacji - Dobrze jakby się jej udało. Nasz pierwszy film w końcu, nie? A szarpidrutem się nie przejmuj - machnęła zbywająco ręką, chociaż denerwowała się, że palant zapomniał, albo zmienił w ostatniej chwili plany i nie raczył nikogo poinformować - W końcu punk, nie? Żaden szanujący się punk nie przytoczy się o czasie. Proponuję walnąć po kielichu na dobry początek i dać mu jeszcze z kwadrans.

- Jakby nie przyjechał to przecież możemy nakręcić coś same. Prawda? - lodziara chyba była jedyną aktorką w ich ekipie która raczej by się nie zmartwiła jakby obyło się bez męskiej roli.

- Dokładnie, kij mu w oko! - Di poparła pomysł dziewczyn gdy sięgnęła po jedną z butelek, multitoola i chwilę mocowała się z korkiem. Ale widać było, że to dla niej nie pierwszyzna.

- No ale ja bym wolała jakby przyjechał. - rzekła cicho i nieśmiało dredowata fanka punk rocka.

- To damy mu jeszcze czas? Ile na niego czekamy? Jest kwadrans po. - Eve podeszła do dziewczyn jakie obsiadły maskę jej osobówki i okolicę. Ale chyba głównie pytała panią reżyser która miała plan w głowie.

Ona popukała palcem wskazującym po dolnej wardze, patrząc gdzieś w chmury jakby mogły one dać odpowiedź. O tak, spokojnie dadzą radę i bez palanta z gitarą, chociaż to by wymagało przemodelowania planu, ale do cholery! Kto ma dać radę jak nie one?
- Damy mu czas do wpół do parzystej. Starczy żeby zrobić jedną flachę na dobry początek i rozruch - zaśmiała się, klepiąc stojącą obok blondynkę w tyłek - Eve, włączaj radio. Na chuja tu stoimy jak te smętne prącia?! Dawaj, rób hałas!

- Dobrze! - Eve wygramoliła kluczyki z kieszeni przy wtórze aplauzu zachęty na ten pomysł ich reżyser. A w tym czasie Diane puściła butelkę pitą z gwinta w obieg.

- Za nasz pierwszy film! - zawołała upijając pierwsza a potem podając ją koleżankom. Kierowca zaś dobrała się do wnętrza samochodu i uklękła na siedzeniu kierowcy aby pogrzebać w niewielkim pudełku kaset jakie ze sobą woziła w samochodzie.

- Ona sama się prosi. Normalnie prowokuje. - motocyklistka pokręciła swoją czarną głową widząc idealnie wyeksponowane tylne walory krótkowłosej blondynki. Val spojrzała za jej spojrzeniem i roześmiała się wesoło.

- Jest wino, kobiety i śpiew. Czego nam więcej potrzeba? - Jamie która akurat przejęła butelkę wcale nie była niechętna dokładania kogoś jeszcze do tej wesołej brygady.

- O! Już mam! To będzie w sam raz! - zawołała z wnętrza wozu blondyna rozpakowując jakąś kasetę z pudełka i wkładając ją do samochodowego kaseciaka.

Nastała chwila ciszy, po niej cichy trzask rozbiegówki, a potem głośniki zachrypiały czterema słowami, rozpoznawalnymi chyba w każdej części Zasranych Stanów: Gunter glieben glauten globen!

Ledwo padły zaraz pojawiła się perka i damskie głosy zaczęły jeden z największych przebojów przedwojennej kapeli, nazywanej The Offspring.

- Give it to me, baby! - Lamia wydarła się razem z nimi, rycząc z czystej radochy. Złapała butelkę i złapała solidnego łyka, a potem od razu oddała Val szkło. Krew żywiej zaczęła krążyć po ciele, morda sama wykrzywiła się w szerokim uśmiechu. Endorfiny wystrzeliły w górę, tak samo jak wystrzeliła była sierżant, skacząc w miejscu i mocno tupiąc w rytm muzyki przez pierwsze parę sekund, zanim nie skoczyła na gangerkę, obijając się o nią z impetem. Na dnie pamięci widziała podobną scenę, choć w innym miejscu i czasie. Tam, daleko na północy też mieli odrapanego kaseciaka i też tak tańczyli drąc mordy pod same chmury… chyba nawet do tego samego.

Diane, zawodowa punkówa i gangerka od razu złapała ten sam rytm. Naskoczyła odbijając się swoją piersią od piersi Lamii a i reszta dziewczyn też bywała na koncertach Rude Boy’a. Dołączyły się do zabawy skacząc, wrzeszcząc i śpiewając jakieś fragmenty jakie akurat znały z płynącego kaseciaka albo podawały sobie zaczętą butelkę. Indianka w którymś momencie złapała za kelnerkę i przyciągnęła ją do siebie kusząco ocierając się podkoszulkiem o jej plecy. Jamie podobnie przykleiła się do Lamii.

- Jak on zaraz nie przyjedzie to chyba rzeczywiście zaczniemy bez niego. - zawołała Eve i upiła łyk z butelki którą w tym momencie akurat ona trzymała. Radość, endorfiny, agresja, poczucie własnej siły i wspólnoty zdawały się przepełniać rozgrzane ciała podobnie jak promile taniego alkoholu. Nawet początek dnia i pogodne niebo czy otwarta przestrzeń zagruzowanego parkingu nikomu chyba nie przeszkadzały. Ani czy ktoś się gapi czy nie.

- Jak nie przyjedzie to wieczorem same go znajdziemy i wyruchamy! Di, pomożesz mi z tym, co? Sprzęt masz! - Mazzi dołączyła do wesołego rechotu, gdzieś między jednym a piętnastym skokiem. Papieros upadł gdzieś na ziemię, ale nie zarejestrowała tego, pławiąc się w szczęściu i chcąc się w nim utopić. W którejś chwili porwała butelkę i chwyciła nowy haust, aż zagulgotało w przełyku.

- O tak! Wyruchamy go! Ruchać Rude Boy’a! - co prawda rozochocona gangerka objęła Lamię aby wyrazić w pełni swoje poparcie dla jej idei. Ale reszcie dziewczyn też pomysł się spodobał. Może poza jedną.

- A nie możemy poruchać siebie nawzajem? - zaproponowała Jamie trochę niezadowolona tokiem rozumowania koleżanek. Ale od weekendowej reprymendy jaką w hotelu udzieliła jej Betty pilnowała się aby nie wyrażać otwarcie swojej negacji dla brzydszej połowy ludzkości. Spontaniczna impreza na tym zapomnianym parkingu rozkręciła się na całego gdy zza zakrętu wyłonił się znajomy, zdezelowany pickup.

- Jest! Przyjechał! - dziewczyny przywitały nadjeżdżający samochód radosnymi okrzykami i machaniem rączek. A ten zwolnił, wjechał na parking i zatrzymał się obok osobówki blondynki.

- Cześć. - przywitał się niedogolony brunet wysiadający z samochodu. Jak zwykle był w swojej skórzanej kurtce z całą kolekcją znaczków, przypinek i naszywek i swoim firmowy, zblazowanym spojrzeniu.

Jaśnie pan hrabia raczył się zjawić, zajeżdżając na włości modnie i po punkowemu spóźniony. Sam jego widok przyprawił saper radosny grymas na gębie, kąciki ust automatycznie wygięły się do góry.
- Co jest RB, masz tam zamontowany radar? - spytała wesoło, machając do niego butelką wina. Darła się, żeby przekrzyczeć ryczącego kaseciaka i kobiece pokrzykiwania - Wystarczy że otworzy się wina i zacznie pogo, a zjawiasz się jak duch zeszłych świąt?

- Coś w tym guście. - punk wyszedł zza samochodu i jakoś tak samoistnie zgarnął ze sobą Lamię łapiąc ją w talii. Drugą ręką przyjął wino od Indianki która skorzystała z okazji i wpakowała się pod jego drugi bok.

- Ale z ciebie palant. - mruknęła gangerka i trochę nie bardzo wiadomo czy z wyrzutem, podziwem czy zachwytem.

- Nie ma jak dobre wino o poranku. - mruknął z uznaniem gwiazdor punka gdy wreszcie mógł zakosztować tej promilowej ambrozji o owocowym smaku.

Mazzi chętnie zakotwiczyła pod ramieniem gangera, obejmując go własnym ramieniem w pasie i na przywitanie pocałowała zarośnięty policzek.
- Pij, pij… i tak wiemy że ci staje po alkoholu. Zdążyłeś coś zjeść, czy przyjechałeś na głodniaka? - spytała, trącając czubkiem nosa szczecinę pod kością policzkową - Dobrze cię widzieć, wyglądasz wywrotowo jak zawsze.

- Zjeść? Co ty, dopiero wstałem. - punk skorzystał z zaproszenia i z leniwym uśmiechem na zarośniętej gębie pławił się w tej kobiecej adoracji swoich fanek. Te zaś Lamii znów udało się rozbawić żartobliwą uwagą. Wyglądało jakby wszyscy przyjechali tutaj na imprezę i właśnie wkroczyła ona w nowy, jeszcze ciekawszy etap.

- Ej Kociaczku, mamy coś jeszcze do żarcia? - saper rzuciła pytaniem w fotograf, gryząc się w język że skoro czeka ich parę godzin filmowania, wypadałoby aby główny, męski aktor nie padł po paru kwadransach napruty i wypluty.
- Ach… właśnie. Di wyłączysz boomboksa? - łypnęła wymownie na Indiankę, aby przejść wzrokiem do palanta - A ty chodź na chwilę, mam sprawę. O ile znajdziesz czas na prośby fanek - dokończyła, robiąc smutny dziobek.

- Chyba coś mamy. - blondynka pokiwała głową i ruszyła na tyły osobówki by znaleźć coś w tych bagażach jakie tak pracowicie pakowały jeszcze przed świtem.

- Szkoda, dobra nuta leci. - Indianka też weszła do samochodu chociaż po to by ściszyć muzę.

- Jasne. Co jest? - punk przekazał dziewczynom zaczętą butelkę a sam zaczął spacer obok pani reżyser sięgając przy okazji po zmiętoloną paczkę ledwo co skręconych szlugów bez filtra. Gestem poczęstował rozmówczynię nim sam wziął jednego.

Mazzi, jako kobieta z zasadami, szluga i pacierza nigdy nie odmawiała. Kiwając w podzięce głową, wyłuskała jednego i wetknęła między wargi, czekając na ogień. Szybko jednak się zreflektowała i sama wyjęła zapalniczkę, podpalając fajka wpierw punkowi, a potem sobie.
- Romans mam, dość wywrotowy. Dlatego pomyślałam że uderzę z nim do ciebie, bo w tym zakichanym mieście nie ma nikogo, kto by się bardziej nadawał niż taki jeden palant - zaciągnęła się, zerkając na zarośniętą gębę ciepłym spojrzeniem - Widzisz… jakby tu zacząć, abyś w pełni pojął powagę tej prośby - wydęła lekko wargi - Potrzebuję pomocy RB, tylko ty możesz mi w tym pomóc. Masz do mnie cierpliwość, jeszcze nie dostałam od ciebie z liścia, a zdaję sobie sprawę jak czasem wkurwiam. Pomyślałam że pomógłbyś mi i podszkolił w grze na gitarze. W ogóle powiedział na początku skąd gitarę mogę skołować. Nie mam pojęcia, ciągle nie ogarniam tu kurwa co gdzie stoi, a co dopiero jak się łapie za te gryfy aby poleciały dokładnie te dźwięki które chcę - westchnęła, odwracając się twarzą prosto do oponenta i wzięła go za rękę - RB, nauczyłbyś mnie grać? Na początek jedną piosenkę… taką jaką chciałabym zagrać jednej bardzo ważnej dla mnie lasce. Rozumiem że to nie są tanie rzeczy, uwaga bożyszcza i palanta w jednym. Co powiesz na cztery jabole zaliczki i jednego na każdą godzinę ćwiczeń?

- Jasne. - Rude Boy chociaż miał ten bezczelny, zblazowany uśmieszek który nadawał mu prowokujący wygląd jakby non stop kpił ze wszystkich i wszystkiego. Ale spojrzenie miał pełne ciepła i sympatii. Przynajmniej tak się Lamii wydawało gdy z nią rozmawiał.

- Przyjedź do nas na próbę. Tam koło szpitala. Albo zostawię dla ciebie w “41”. Cholera tam właściwie być nawet jakaś gitara… Albo znów coś napruty byłem i coś mi się pojebało… Garry’ego trzeba by zapytać… - zaciągnął się tym byle jak skręconym szlugiem i zaczął mówić jakby chodziło o jakąś drobnostkę dla kumpeli. Dopiero gdy chyba zaczął mówić o tej gitarze co może już jest albo nie u Garry’ego to trochę się pogubił w zeznaniach i spojrzeniu.

- A granie na gitarze jest banalnie proste. Chodzi by złapać rytm. Swój rytm. Tak jak to czujesz. A potem po prostu drzesz mordę. Nic prostszego. - rzekł znów jakby w graniu na tym instrumencie nie było nic tajemniczego czy prostego. Nawet położył przy tym swoją dłoń najpierw na swoim sercu a potem na sercu rozmówczyni gdy bajerował o tym poczuciu rytmu.

Dla niego było to takie proste, naturalne. Jak poruszanie, oddychanie. Przepijanie kolejnych łyków taniego wina i bicie serca. Ciepło dłoni na piersi przykuwało uwagę, podsuwając z pamięci sceny o jakich saper powinna zapomnieć, skoro na szyi nosiła tabliczkę z danymi właściciela… jak na porządną sukę przystało.
- Jeśli zaczęłabym grać to co mi siedzi w duszy, obawiam się, że wyszedłby z tego deathcore, albo co najmniej trash metal - uśmiechnęła się, mrużąc oczy i trwała tak przez chwilę, zanim nie zaśmiała się głośno, wyciągając ręce.
- Dziękuję! - zarzuciła mu je na szyję, obejmując mocno i całując w podzięce po twarzy. Przerywała czynność przy nagłych wybuchasz szczerego, radosnego do bólu śmiechu. Zgodził się! Tak po prostu, jakby to był pryszcz… cholerny, punkowy Romeo. Z gitarą.
- Dzięki RB - dodała już ciszej, stając na palcach aby położyć mu brodę na ramieniu i przytulić ile sił w ramionach - Ratujesz mi życie.

- Nie ma sprawy. - dłonie mężczyzny zsunęły się niżej na plecy, biodra i w końcu pośladki wtulonej w niego kobiety. Pochylał brode na dół z tym swoim swobodnym, naturalnym uśmieszkiem by móc na nią patrzeć z bliska.

- Powiem ci coś jeszcze na ten temat. - rzekł na chwilę unosząc jedną z dłoni aby móc swobodniej zaciągnąć się szlugiem. - Jeśli się odważysz to zrobić. - zaczął wydmuchując chmurę dymu gdzieś w bok. - To już wygrałaś. Będzie pisk radości i mokre kolanka. - zaśmiał się krótko i cicho jakby świetnie znał ten temat z doświadczenia. - Bo tak naprawdę nie chodzi o to co i jak drzesz ryja. - zaciągnął się jeszcze zanim zaczął zdradzać tajemnice tego punkowania na pełny etat. - Tylko dla kogo i dlaczego. Jak jesteś naturalny. To ta magia, ta chemia… - dłoń znów klepnęła jego własną i tą drugą pierś jaka do niego tak wdzięcznie przylegała. - Działa. Coś was zaczyna łączyć. Zwłaszcza jak ten ktoś wie, że robisz to tylko dla niego. Albo dla niej. I wtedy to nieważne tak naprawdę co ci wyjdzie. Może jakimś krytykom czy innym chujkom się nie podobać. Ale osoba dla jakiej wywiniesz taki numer będzie naćpana z radochy. A jak nie to olej zimną, zakłamaną sukę i nie zawracaj sobie gitary kajdaniarską systemiarą. - dłoń znów wróciła na swoje miejsce gdzieś tam na tylnym dole Lamii gdy gwiazda lokalnej, punkowej sceny artystycznej skończył tłumaczyć swoją filozofię na ten temat.

Oczy Mazzi robiły się coraz większe, aż zaczęły przypominać pięciodolarówki lśniące czystym zachwytem. Tym razem nie zgrywała się, ani nie udawała - zamiast tego dała się porwać przekazowi i przewrotnej prostocie. Miało sens, albo chodzio o to, kto mówił. Ten cholerny drań przez którego grę pewnej chłodnej wrześniowej nocy uciekła ze szpitala i pokonała zasieki, aby móc jeszcze raz usłyszeć cudowną melodię.
- Chciałabym mieć tyle pewności siebie co ty - mruknęła nagle, przykładając dłoń do kłującego policzka. To że ganger ją obmacywał jakoś wcale saper nie przeszkadzało. Wzięła głębszy oddech i zaśpiewała cicho parę pierwszych linijek utworu, który chodził jej po głowie. Zamknęła przy tym oczy, próbując iść za radą i wyrzucić kawałek serca razem ze słowami. Nie były one wesołe, ani pogodne, wręcz przeciwnie… ale tak było lepiej. Pasowały, szczerze i do bólu. Współgrały z wojennym chaosem i powybuchowym lejem siedzącymi Mazzi w głowie.

W końcu dziewczyna złapała się na tym, że stoją oboje w ciszy, a ona ściska mocno poły skórzanej kurtki punka, aby ukryć jak mocno trzęsą się jej ręce.
- Kojarzysz ten kawałek? - spytała sztywno, otwierając odrobinę oczy i patrząc gdzieś w bok, zamiast na twarz rozmówcy.

- Tak, chyba tak. Nie dygaj, to bułka z masłem. Zwłaszcza, że już teraz ci świetnie poszło. To co dopiero z gitarą. - uśmiechnął się i pocałował ją w usta. Jeszcze klepnął jej trzymane pośladki chcąc się nacieszyć tymi krągłościami.

- To się jakoś ugadamy na tą gitarę. W “41” albo u nas w garażu. - mruknął jakby to już było postanowione. - Ale też mam sprawę. - zagaił nowy wątek patrząc z góry na twarz tuż przed swoją twarzą. - Nie mogę dzisiaj zostać zbyt długo. Sprawę mam na mieście do załatwienia. - uśmiechnął się tym rozbrajającym uśmiechem jakby sądził, że to wystarczy.

W pierwszym odruchu saper chciała odsunąć głowę, gdy poczuła usta na swoich ustach. Zanim to jednak zrobiła, zdradliwe ciało oddało pocałunek i to całkiem chętnie. Rozsądek wrócił na szczęście przed językiem - ten dziewczyna w porę cofnęła.
- Godzina. Do półtorej - tutaj postawiła twarde warunki, idąc jego śladem i mocno ścisnęła pośladki pod wytartymi spodniami. Nie były tak elastyczne jak te pewnego oficera wojsk specjalnych, ale pod tym względem nie było mężczyzny mogącego się mierzyć z Krótkim pod tym kątem… i nie tylko tym. Obraz uśmiechniętej łagodnie góry mięśni przywrócił Mazzi rozsądek. Pokręciła głową, przypatrując się gangerowi z uwagą.

- Jeśli będziecie współpracować to przelecimy scenariusz bez dubli i na żywiole. Pójdzie szybko, jak włoży się w sprawę serce - wyszczerzyła się zębato - I jeszcze może jedną interesującą rzecz.

- Zainteresowałaś mnie tym wkładaniem. - odpowiedział nie tracąc swojego kpiącego spojrzenia ale wziął Lamię za ramię i tak z nią documował do reszty filmowego towarzystwa.

- To zaczynamy? - zapytała Eve i widząc potwierdzenie nastąpiła radosna fala hałasu i chaosu. A grupka pod wodzą dwóch przewodniczek ruszyła dnem gruzowego kanionu w kierunku miejskich szaletów jakie cudem ocalały z tego pogromu jaki nastąpił nie wiadomo jak dawno temu. Roześmiana, pstrokato ubrana grupka zawędrowała na plan filmowy. Na jakim wcześniej reżyser i jej asystentce udało się mniej więcej przygotować scenerię pod przygotowany scenariusz. Lamia wyłapała nieco zaniepokojone spojrzenie krótkowłosej blondyny gdy towarzystwo mijając ją wchodziło do środka.

- Ale punkowo. - stwierdził punk okiem znawcy jakby nie pierwszy raz znalazł się w takim otoczeniu. I bynajmniej go to nie raziło.

- No. - Diane zgodziła się rozgniatając ciężkim butem jakąś zapomnianą puszkę. A potem kopnęła ją w głąb mroków pomieszczenia. Val i Jamie miały trochę nieswoje miny. Ale na razie nie wyrażały swoich obaw i protestów werbalnie.
 
__________________
A God Damn Rat Pack
'Cause at 5 o'clock they take me to the Gallows Pole
The sands of time for me are running low...
Driada jest offline