Wczesny wieczór 23 Brauzeit 2518 KI, grobowiec magistra Arforla
Karl Peter Niers wszedł pierwszy do pogrążonej w mroku i ciszy wieży, znikając pod łukiem niewielkiego przejścia na podobieństwo pobrzękującej metalem zjawy. Śniący oderwał niejednoznaczne spojrzenie od Kateriny, machnął dłonią ku swym przybocznym. Krok za krokiem, z wielką ostrożnością i nieufnością wyrysowaną na twarzach, morryci weszli do środka w ślad za Niersem.
Przyglądająca się czarodziejce z ukosa Olivia dostrzegła jak rysy twarzy kruczowłosej zmieniają się na ułamek chwili, jak maska opanowania znika odsłaniając wyraz szczerej ulgi, a potem wraca, w mgnieniu oka przywracając adeptce kamienny wyraz twarzy. Panna Hochberg nie musiała uchodzić za mistrzynię w postrzeganiu ludzkich emocji, aby zrozumieć, że Lautermann grała przed Leto pewną rolę, nie do końca prawdziwą.
Ametystowa Czarodziejka najwyraźniej się Śniącego obawiała, chociaż jak dotąd tylko na moment to okazała. I tylko Olivia ten moment słabości dostrzegła.
Katerina podeszła do wejścia, osunęła się na jedno kolano studiując coś z wyraźnym zainteresowaniem. Przysuwając się bliżej krewniaczka sędziego ujrzała obiekt zaciekawienia Lautermann. Był nim gładko obrobiony kamień, płytko zagrzebany w ziemi niczym próbujący się ukryć żółw. Na jego ledwie widocznym grzbiecie wyryty został runiczny znak.
- Runa uległa niemal całkowitej erozji - mruknęła w zadumie Katerina - Jest tak mocno zniszczona, że bardziej przypomina znak Ulgu niż Shyish. Są do siebie bardzo podobne.
Czarodziejka odsunęła się od kamienia, wstała z kolan spoglądając najpierw w dół na pilnującego koni Franza, później zaś na szczyt wieży rysujący się ostrymi krawędziami na tle ciemniejącego nieba. Dzierżony w dłoni Kateriny magiczny kostur zaczął pulsować nieziemskim światłem, rozświetlił gęstniejący szybko półmrok fioletową poświatą.
- Chodźmy do środka - powiedziała przestępując zagrzebany w ziemi runiczny kamień.