W imię Panienki, w imię klasztoru, w imię życia.
Najwyraźniej dla przeora zawsze znajdowało się wytłumaczenie, czemu zatajaniem wiedzy przed innymi skazał nieświadomych niczego ludzi na śmierć, albo - co najgorsze - na służbę w szeregach nieumarłej armii Kemmlera. Wiara zawsze wszystko tłumaczyła zasłanianiem się wyższymi siłami, ale nie ponosiła konsekwencji tych czynów. A te były obecnie bardzo jasne i jakże ta sama wiara potrzebowała działania śmiertelników. Kemmler miał zamiar najechać klasztor i na pewno to zrobi, skoro siedziała w nim zadra - tego byli pewni jak jutrzejszego świtu.
Sophie trochę się zagotowała w sobie, że nie usłyszała odpowiedzi na swoje pytanie, ale już nie chciała dolewać oliwy do ognia. I tak mieli co robić. Nie było czasu do stracenia i czasu na jałowe gadki. Mieli kolejne zadanie na głowie, które miało przynieść sukces w tej walce.
- Pójdziemy i zrobimy, co trzeba - powiedziała, a jej zmarszczone brwi i ściągnięte usta zdradzały determinację.