- Podejdźcie, Ojcze, do Alaina Gascoigne. Boję się o niego. Stracił żonę, a mnich który do niego ostatnio podszedł niezbyt się postarał. Lub nazbyt - powiedział Caspar a potem westchnął.
- Magiczne zabezpieczenia, magiczna straż... Zło zwalczy zło... Ciekawe kto musi się znaleźć w grupie idącej do krypty... - marudził. Wstał z jękiem, nadal zmęczony.
- Tyle wznoszenia modłów, tyle żądań ofiar i danin, tyle zadęcia i boskich tajemnic... A jak trwoga to nie do boga, tylko do najemników i czarowników po prośbie. "Pomóżcie, pomóżcie". I jeszcze, kurwa, za darmo. A jak coś pójdzie nie tak to się najwyżej czarownika spali i po problemie - dodał już poza zasięgiem słuchu "braci". Zamierzał zrobić co trzeba. Ale nie dla opata. Dla ludzi i krasnoludów zamkniętych w klasztorze. Bo nie było nikogo innego. A on nie zamierzał tracić już nikogo.