"Wygląda jak jakaś psiarnia" pomyślał Willie patrząc na klatki i odchody jakichś istot. Tych istot.
Gnom patrzył przez chwilę zdziwiony, kiedy obudzony ze snu kobold zaczął błagać o łaskę, a chwilę potem bardzo powoli, marszcząc groźnie brew zaczął repetować swoją kuszę.
- Dobre sobie, nie zabijać. Nie... - wysunął lekko język, wkładając bełt na swoje miejsce i zręcznie operując lewarem naciągnął cięciwę, aż dało się słyszeć ciche kliknięcie mechanizmu spustowego - ...nie od razu. Wpierw powiesz nam, gdzie są twoi kamraci i ilu ich jest w okolicy. I radzę Ci, kłamliwy pokurczu odpowiadać prędko, bo na Garla Złotopołyskiwego, właduję ci bełt prosto w ten gadzi łeb - gnom wymierzył w kobolda, i już na pierwszy rzut oka widać było jego mordercze zamiary.
Reakcja spokojnego dotąd gnoma mogła zdziwić każdego, kto nie zetknął się bliżej ani z gnomami, ani tym bardziej z koboldami. Nie było jednak tajemnicy dla każdego ze znawców tych ras, że nienawidziły się wzajemnie i zwalczały z ogromną zajadłością. Źródła tej nienawiści ginęły w pomrokach dziejów obu ras, ale pewne było tylko to, że dawało się to porównać do nienawiści, z jaką orkowie rozprawiali się z krasnoludami, lub drowy z własnymi krewniakami z powierzchni.
W każdym razie patrząc na Willego, nie wydawało się możliwe, by Willie był skłonny spełnić prośbę Meepo.
__________________
Iustum enim est bellum quibus necessarium, et pia arma, ubi nulla nisi in armis spes est