Całkowicie zgadzała się z Casparem i Dietmarem. Gdyby braciszkowie nie ukrywali tak ważnych informacji, wiele rzeczy dałoby się zaplanować wcześniej i aż tak wielu ludzi nie zginęłoby w drodze do klasztoru.
- Macie krew tych ludzi na rękach, czy wam się to podoba, czy nie - powiedziała jeszcze do Jean-Louisa, nim wyszła z komnaty.
Wyruszyła wraz z pozostałymi w chłodne mroki krypty, rozświetlając drogę niesioną w lewej dłoni latarni. Nie podobały jej się takie miejsca, zdecydowanie bardziej wolała otwarte tereny niż ciasne, zimne krypty. No ale trzeba było znaleźć ten "magiczny przedmiot"...
- Zastanawia mnie jedno - powiedziała do kompanów, gdy przemierzali kolejne metry. - Wiedząc, co może się zdarzyć, braciszkowie czekali tak długo, żebyście ewentualnie wrócili i poszli do krypty po ten ich magiczny oręż? Nie mogli wysłać kogoś wcześniej? Albo znów nie powiedzieli nam wszystkiego i coś tu się będzie na nas czaiło...
Rozglądała się uważnie, na tyle, na ile pozwalało światło latarni. Nawet w takim miejscu trzeba było pozostać czujnym.