To była zwykła krypta. Rzędy sarkofagów i nisz, miejsce pochówku mnichów. Czemu więc serce Rachego waliło jak młot? Dietmar przeciągnął dłoń po siwiejących włosach. Do głowy wpadła mu absurdalna w tej sytuacji myśl, że powinien się ogolić i uporządkować fryzurę. Uniósł wyżej latarnię wziętą od przeora, oświetlając lepiej pomieszczenie.
- Gwen chyba dobrze by się tu czuła. Szkoda, że...
Nie dokończył. Ruszył dalej, do korytarza prowadzącego w głąb klasztornej nekropolii. Trochę żałował, że nie zwracał zbytnio uwagi na słowa Jean-Louisa o pułapkach, ale nie był jedynym, których słuchał opowieści wędrownych bajarzy o podziemnych grobowcach Arabii, skarbach w nich złożonych i zabezpieczeniach, które czekały na nieostrożnych śmiałków.
- Rozdzielmy się i szukajmy zatem. Póki nie znajdziemy ukrytych drzwi, nic nam chyba nie grozi. Jesteśmy ciągle w używanej części krypty, a nie tajnej pracowni.
Wybrał najbliższe mu drzwi i ruszył w ich stronę. W legendach nigdy nie wspominano jak wyglądają takie ukryte przejścia, więc Dietmar nie bardzo wiedział czego ma szukać. Może jakichś szpar w ścianach czy podłodze, może luźnych płyt albo kamieni, może dziurek od klucza czy przycisków schowanych sprytnie w płaskorzeźbach?