Smartgunner lufą skinął na androida. - Podaj swój stan i uszkodzenia.
W obecnej sytuacji marine interesowało na ile sztuczniak może im się jeszcze przydać. - Masz nową wytyczną. Ochrona pani da Silva - powiedział marine usłyszawszy w jakim stanie znajduje się syntetyk. Nie miał pojęcia o programowaniu, ale liczył że polecenie głosowe wystarczy - Ruszamy do centrum dowodzenia.
- Tu i tak nie mamy czego szukać - Veronica wtrąciła się. - Zupełnie niczego- dodała już cicho zabierając z barku butelkę.
- Jakkkie sąąoom terraz mojee wytyczczne? - Spytał nagle da Silvę android.
- Pan Evanson już ci to wyjaśnił.- opowiedziała pani dyrektor.
- Nie ppposiada oon auuutoryzzacji - Odparł bezczelnie Marcus… a w tym czasie Deluca zwinął z barku i flaszkę dla siebie.
- Pan da Silva nie żyje. Twoim obowiązkiem jest teraz ochrona mojej osoby - opowiedziała spokojnie Veronica. - A pan, panie Deluca, niech weźmie więcej, dla kolegów. Im też się należy - zwróciła się żołnierza. - Wezwać posiłki Deluca? - zapytał poważnie Evanson. Zawsze uważał, że najgorszym na stypach jest nastrój, którego nikt nie ośmiela się ruszać - Czy sam dasz radę?
- Porucznik i tak nie pozwoli, sierżant też nie… - Grenadier odkręcił whiskacza, wzruszając ramionami, po czym porządnie golnął alkoholu. W końcu wyciągnął butelkę do Arca - Pieprz się - Dodał szczerząc zęby.
Evanson przejął flaszkę i również łyknął. A następnie przekazał ją dalej… pani dyrektor.
Veronica wzniosła niemy toast i pociągnęła z niej.
- To drinka chyba mamy już za sobą- powiedziała do Arca podając butelkę szeregowemu.
- Przykro mi psze pani… - odparł smartgunner spoglądając na panią dyrektor w oczekiwaniu na swoją kolejkę - Ale mam szczerą nadzieję, że nie.
- Po jeszcze jednym i starczy, bo potem nam tu pani dyrektor jeszcze spłynie, a to raczej w tej chwili niewskazane? - Deluca z perfidnym uśmieszkiem mrugnął do Veronici.
- Wzruszający jest ten wyraz troski z pańskiej strony - da Silva spojrzała znudzonym wzrokiem na szeregowego. - Naprawdę wzruszający - mówiąc to wzięła kolejny łyk i nie oddała już butelki. Zachęcając ją zwróciła się do kaprala - Jeżeli przeżyjemy, to może być nawet nie jeden.
Evanson uśmiechnął się słysząc warunek. - Ja zajmę się więc częścią “jeżeli”. A pani dopilnuje, by nie zabrakło tych “nie jeden”. To pewnie podchodzi pod jakąś umową konsorcjum.
Veronica pokiwała głową, nawet rozbawiona uporem żołnierza.
- Idziemy - zarządziła głosem nie znoszący sprzeciwu, ni pozostawiającym pola do dyskusji . - Do reaktora. Pan, panie Evansona poinformuje swoją przełożoną o tym. Niech ona powie Agnes. I niech Agnes spróbuje ustalić co się dzieje.
Smargunner spojrzał na nią jakby upewniając się, że się nie przesłyszał. - Pani chyba jednak na te drinki nie ma ochoty. Ja rozumiem, że mamy 2 setki pocisków do M56, z 15 granatów, drugie tyle do broni małego kalibru, zepsutego androida i dwie flaszki whiskey, ale coś jednak może pójść nie tak - Evanson zaśmiał się krótko, ale zaraz spoważniał i stuknął w komunikator łącząc się z Winters- Potwierdzam?
To zdaje się było pytanie do Weroniki.
- Mam cholerną ochotę na tego drinka. I żadnej, żeby to była kolejna stypa - Veronica powiedziała to z pełnym zacięciem w głosie. Wyraz determinacji widoczny był i na jej twarzy. - Proszę zrobić, to co powiedziałam.
Mężczyzna skinął głową i poinformował załogę Centrum o nowym planie...i dostał odpowiedź jakiej się nie spodziewał. Albo w sumie tak?
Pani dyrektor słuchała przez dłuższą chwilę tego co mówi kapral. A im dłużej słuchała, tym mniej jej się to podobało.
W końcu zaczepiła Evansona stukając w jego ramię.
- Pan to da- powiedziała wyciągając rękę w jego kierunku.
Marine spojrzał na nią zatrzymując się w pół wypowiedzi. Na jego twarzy mieszała się mieszanina zdziwienia i zniecierpliwienia. Ostatecznie zdjął z hełmu komunikator i podał go Veronice.
Pani dyrektor nawet nie założyła hełmu. Kilka razy dmuchnęła w mikrofon.
-Nic nie słyszę.- Zaczęła mówić do mikrofonu patrząc się z niewinną miną na kaprala - Odezwę się gdy będziemy na miejscu - jeszcze ze dwa razy stuknęła palcem w mikrofon.
- Zarobiłby pan to?- Zapytała oddając hełm żołnierzowi.
Evanson patrzył na nią przez chwilę poważnie po czym przejął komunikator. - Nie - odparł pokręciwszy głową - Winters po prostu stara się robić swoje. Tylko nie ma racji. Ale cieszę się, że się z nią pani nie kłóciła.
Da Silva pokiwała głową, a na jej twarzy pojawił się lekki uśmiech.
- Pan też stara się robić swoje. Nawet jeżeli nie zgadza się pan z tym. To bardzo pożądana cecha u pracownika.
Smartgunner spojrzał na nią jakoś dziwnie. Zaśmiał się i pokręcił głową. - I kto tu mówi sloganami? Nie pani dyrektor. Tu nie ma niczego z czym bym się nie zgadzał. Bezpieczniej dla plutonu jest by do reaktora poszedł mały zwiad niż ładować tam wszystkich od razu. Bezpieczniej i...-
Wzruszył ramionami nie dokańczając, że i mniejsza strata.
- Nie? - Popatrzyła rozbawiona i zaintrygowana na kaprala. - Zresztą nie ważne. co panu grozi za niewykonanie polecenia przełożonego? - Porucznik kazał panią ochraniać. - odparł smartgunner - Jakoś się wyłgam. Albo będę sprawdzał, czy pani korporacja nie prowadzi rekrutacji.
- Jak już mówiłam, stara się pan robić swoje. Nawet jeżeli nie zgadza się pan z tym. Cenimy takich ludzi - powiedziała. - Dziękuję - kapral stanął przy drzwiach wyjściowych i sięgnął po dźwignię do manualnego otwierania - Choć mam nadzieję, że do tego nie dojdzie. Jak już mówiłem, lubię to co robię.
- Trudno - da Silva zrobiła przesadnie zmartwioną minę. - Jednak i ja mam nadzieję, że jak najwięcej pracowników kolonii przeżyje i wróci do swoich zajęć.
__________________ - I jak tam sprawy w Chaosie? - zapytała.
- W tej chwili dość chaotycznie - odpowiedział Mandor.
"Rycerz cieni" Roger Zelazny
Ostatnio edytowane przez Efcia : 24-04-2020 o 19:52.
|