Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-04-2020, 05:12   #167
Driada
 
Driada's Avatar
 
Reputacja: 1 Driada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputację
Brunetka popatrzyła na blondynkę. Wymieniały tak chwilę spojrzenia, aż ta pierwsza się zaśmiała.
- A, to! - przed oczami stanęła jej scena z zeszłego tygodnia i moment robienia tej konkretnej sesji - Tak, to jego dzieło. Jara go jak diabli kiedy obie przed nim klękamy, więc dlaczego miałby sobie o tym nie przypominać kiedy jest daleko? - wzruszyła ramionami - Też lubię to zdjęcie… chcesz to w piątek ci pokażemy parę naszych filmów. Mamy takie hobby z Eve, sama zobaczysz - wyszczerzyła się pogodnie - Zresztą z dzisiejszego poranka też jest parę fotek, niestety tylko w duecie - wykrzywiła usta w smutną podkówkę, aby rozweselić się chwilę później - Jak nas nie będzie też przecież możecie sobie porobić zdjęcia. Będzie pamiątka.

- O tak! Świetny pomysł! Lamia ma zawsze genialne pomysły. Jak chcesz to też możesz mi zrobić takie zdjęcie jakie ma Steve. - fotograf jak zwykle zapewniła o genialności pomysłów swojej dziewczyny i dołączyła się do zachęt i zaproszeń kobiety z jaką rozmawiały.

- To macie więcej takich zdjęć? No dobrze to jak zapraszacie to bardzo chętnie je obejrzę. - wydawało się, że mimo kominiarki strzelec wydawało się patrzeć na to weekendowe zaproszenie tak samo ciepło jak zapraszające.

- Jasne, pokażemy ci wszystko co tylko zechcesz! - obiecała rozweselona blondynka. Ale zaraz trochę się uspokoiła i zrobiła proszącą minę. - A mogłabyś nam się pokazać? Tak chociaż troszkę i na chwilkę? - poprosiła nieśmiało wskazując na czarną kominiarkę. Kobieta w tej czapce rozejrzała się dookoła i chwilę się zastanawiała.

- Tutaj nie bardzo. Ale chodźcie do samochodu. - uśmiechnęła się, puściła je obie i zaczęła torować drogę do vana. - Naprawdę Krótki mówił, że jestem ładna? - w pewnym momencie odwróciła się w stronę Lamii gdy ta wcześniej mówiła coś takiego.

Mazzi przytaknęła, kiwając krótko głową i chichocząc pod nosem.
- O tak, podobasz mu się - puściła jej oko - Twierdzi że jesteś ładna, a ja mu w pełni ufam pod tym kątem. Ma świetny gust, jeśli chodzi o kobiety. Wystarczy spojrzeć na Eve - ruchem głowy wskazała na blondynkę obok. Odruchowo i całkowicie naturalnie trzepnęła ją przy tym w tyłek - Towar pierwsza klasa i górna półka. Sama najwyższa… wie co dobre, ba!, najlepsze.

Blondynka pisnęła ucieszona z tej radochy gdy tak jak dawniej dłoń Lamii klepnęła ją w tyłek. Jak tak szły ten kawałek jaki ich dzielił od zapraszających drzwi furgonetki to chyba załapały sporo zdziwionych i zaciekawionych spojrzeń.

- Chyba nie będziecie mnie tam obgadywać co? - zapytał Steve gdy go mijały po drodze.

- A co? Boisz się? - zapytała bezczelnie strzelec wyborowa i akurat jak wpuściła Eve pierwszą do środka to też ją trzepnęła w tyłek. Tego fotograf się chyba nie spodziewała ale też pisnęła rozbawiona.

- Ja chyba powinnam mieć na tym tyłku jakiś ślad gdzie trzeba uderzać. - zaśmiała się Eve sadowiąc się na ławeczce. Karen też to rozbawiło ale poczekała aż wejdzie Lamia i zamknęła za nimi drzwi. Na chwilę chociaż zostały same w wojskowej budzie. Karen siadła na ławce naprzeciwko nich i chwilę się wahała.

- No to… Jak i tak mamy się lepiej poznać… - powiedziała cicho i trochę chyba była stremowana mimo wszystko. Ale ściągnęła w końcu tą firmową, czarną kominiarkę.


Ukazała się głowa młodej kobiety, z ciemnymi, krótkimi włosami i całkiem przyjemnych rysach twarzy. Patrzyła z nieco nerwowym uśmiechem na reakcję dwóch kobiet siedzących naprzeciwko.

Na więcej nie miała za bardzo czasu, ani okazji, bo nie minęły dwie sekundy, a już wokół jej szyi splotły się bękarcie ramiona.
- O tak, ma świetny gust - wymruczała, nachylając się i raz jeszcze witając czarnulkę metodą usta-usta. Tym razem na spokojnie, sumiennie i dokładnie. Cofnęła jedną z dłoni, wodząc delikatnie opuszkami palców po jej policzku i skroni. Piątek zapowiadał się bajecznie, aż zazdrościła Eve zostania z żołnierką przez całą sobotę.

Sytuacja z zewnątrz trochę się powtórzyła. Czyli znów Lamii udało się zaskoczyć żołnierkę i ta w pierwszej chwili była dość bierna. Ale szybko opanowała sytuację i chyba żywiołowość dziewczyny Steve’a pobudziła ją by zrewanżować się tym samym. Szybko złapała właściwy rytm i zaczęła oddawać pocałunek. Złapała Lamię za ramiona, głowę, wsunęła palce w obciętych rękawiczkach w jej włosy całując ją mocno, chciwie i zachłannie. W końcu trochę zdyszana oderwała się od niej i roześmiała się krótko.

- To teraz ja! - Eve nie mogła się doczekać swojej kolejki ale gdy się doczekała Lamia miała okazję oglądać to co pewnie przed chwilą widziała fotograf. Aż przyjemnie było popatrzeć na tą całującą drugą kobietę komandos. Jak chciwie wpiła się w usta Eve tak samo jak przed chwilą w usta Lamii. Anderson też oderwała się wreszcie od niej i z zarumienionymi policzkami, roześmianymi oczami popatrzyła na swoją dziewczynę.

- Ojej, szkoda, że już nie jest piątek! - zajęczała żałośnie na tą niedogodność losu i kalendarza.

- Też żałuję. - westchnęła Karen wzdychając podobnie.

- Ja do nas przyjedziesz to tylko przyjedź a my zajmiemy się resztą. Będzie jak zechcesz tylko przyjedź. - Eve jeszcze raz zaprosiła serdecznie i żarliwie siedzącą obok komandos na ten zbliżający się weekend.

- Obrazimy się jeśli tego nie zrobisz. Śmiertelnie - saper poparła swoja dziewczynę, przybierając poważną minę - O nic się nie martw i niczym nie przejmuj. Po prostu ładuj się z Tygryskiem w furę i daj się do nas zawieźć… powiedz też czy wolisz kurczaka czy steka - posłała jej delikatny uśmiech - A teraz chodźcie laski, zanim panowie zaczną plotkować i domniemywać co my tu robimy… i dlaczego Donnie nie może na to popatrzeć.

- Jestem z wojska. Jak coś nie ucieka samo z talerza to może być. - uśmiechnęła się snajperka biorąc głębszy wdech dla odzyskania równowagi i wreszcie dając znać, że jest gotowa do wyjścia. Ruszyła za nimi i gdy Eve nachylała się aby otworzyć tylne drzwi dłoń Karen znów wylądowała na jej pośladkach. Tym razem wolniej ale na dłużej. Zresztą Lamia poczuła na sobie dokładnie to samo.

- Zawsze lubiłam imprezować z chłopakami. - mruknęła do nich cicho już gdy Eve z przyjemnym dla ucha, wdzięcznym jękiem wreszcie otwarła drzwi na świat zewnętrzny. A ten przywitał ich podobnie rozsypanym zbiorowiskiem sylwetek jak poprzednio. Przywitał ich Steve który widocznie rozmawiał właśnie z dredziarą.

- O, jesteście. - skinął im głową obrzucając krótkim spojrzeniem wszystkie trzy sylwetki wyskakujące z auta. - Słuchajcie dziewczyny jak to było z Di? Bo Val mi właśnie mówi, że poza początkiem napadu to nie było jej z wami. - szef specjalsów pytał jakby starał się wyjaśnić jakąś niezgodność.

- No właśnie. A Steve mówi, że ich wezwała policja. A ja myślałam, że to Di. - Val też wydawała się nieco zdezorientowana.

- Nie widziałem Di od weekendu. Tutaj też nie jak już przyjechaliśmy. - komandos pokręcił głową na znak, że nie wie gdzie jest Indianka.

Niepokój przetoczył się przez głowę saper, gdy odruchowo rozejrzała się po okolicy. Możliwe że Indianka była ranna? Do tej pory Mazzi myślała, że to ona zawiadomiła gliniarzy.
- Tamci mówili, że im uciekła na motorze - objęła się ramionami, bo naraz zrobiło się jej zimno. Zrobiła te parę kroków, aby wejść w atmosferę dawaną przez Mayersa. Postała tak dość krótko, zanim jej ręce nie zaczęły żyć własnym życiem, odruchowo już wyciągając się w jedynym, słusznym kierunku.
- Spytaj policji kto ich zawiadomił - dodała cicho, tuląc większe ciało i wzdychajac cicho - To zadupie, koniec świata. Ktoś im musiał dac cynk co tu się wyprawia. Jeśłi działali zbyt opieszale a nuż trzasnęła któregoś pączkojada w łeb i teraz siebie na dołku?

- No tak, była z nami, z Val i ze mną bo dziewczyny, znaczy Lamia i Jamie, poszły ostatni raz sprawdzić czy nic nie zostało O matko, gdzie jest mój samochód!? - Eve pokiwała głową na znak, że potwierdza słowa towarzyszek niedawnej niedolo, patrzyła na nie, na Steve’a, na Karen i w końcu wskazała na miejsce gdzie stało zaparkowane auto o którym mówiła i przy którym wszystko się zaczęło. I wtedy zorientowała się, że to miejsce jest puste.

- O rany… tutaj stało… - sapnęła Val patrząc w to samo miejsce a potem dookoła.

- Tutaj? - Steve wskazał na puste obecnie miejsce parkingowa. Dwie blond głowy skinęły twierdząco głową. - Spokojnie zanim jeszcze przyjechaliśmy prosiłem by policja oczyściła i zabezpieczyła teren. Może to oni je gdzieś przestawili. Zaraz zapytam, dajcie mi chwilę. - Mayers mówił spokojnym i uspokajającym tonem, do tego tłumaczył gestem dłoni, że może nie stało się nic strasznego.

- Oh… Lamia… Tam był nasz film… - Eve bardzo starała się nie rozklejać i nie panikować ale zacisnęła mocno pięści i usta aby sobie pomóc w tym opanowaniu.

- No tak… Przecież wszystko zapakowałyśmy na samochód… - do Val też dotarły skutki uboczne tego zniknięcia.

- Spokojnie dziewczyny. Może się zaraz wszystko wyjaśni. Poczekajcie chwilę zaraz wrócę. - powiedział wyślizgując się z objęć Lamii i ruszył w stronę policyjnych radiowozów.

- Słyszałyście - Mazzi przywołała na twarz uspokajajacy grymas, obejmując obie blondynki i pocierała ich ramiona w pocieszającym geście, choć w środku jęknęła głośno. Jeśli fura zniknie, zrobi się syf i to spory. Jakby nie miały wystarczająco problemów na jeden dzień. Zachowywała pogodę ducha, patrząc jak Krótki odchodzi - Pewnie go gdzieś przestawili. Jak nie gliny to tamte patafiany. Nie odjechali, koczowali tutaj, czyli fura nie jest nigdzie daleko. Di też się znajdzie. Bez nerwów, zaraz wszystko się wyjaśni.

- Spokojnie Krótki to załatwi. On jest dobry w takie klocki. - Karen z kolei stanęła tuż za Lamią i pokrzepiająco położyła jej dłoń na ramieniu.

- Co się stało? - do grupki prawie jednocześnie podeszła Jamie i Don widząc pewnie, że coś zrobiło się nie tak.

- Nie ma mojego auta. I nie wiadomo co się stało z Di. Steve poszedł się dowiedzieć. - westchnęła Eve na razie jakoś trzymając się w kupie. Przez chwilę tak trwali rzucając pocieszające komentarze, że wszystko będzie dobrze aż ujrzeli powracającą ku nim sylwetkę w czarnej kominiarce. Musiał mieć dobre wieści bo nie chciał się drzeć ale trzymał kciuk w górze.

- Jest twoje auto. Gliniarze je trochę przestawili tak jak ich prosiłem. Mówią, że nic nie ruszali. Zaraz kogoś przyślą to podjedziemy tam. Trochę szkoda. Jakbym widział samochód to bym wiedział, że jesteście w to zamieszane. - obwieścił im dobre wieści na koniec trochę się nawet uśmiechając. Eve i dziewczynom wyraźnie ciężar spadł z serca na takie wiadomości.

- A Di? - zapytała Jamie i znów wszyscy spojrzeli na dowódcę komandosów.

- Jeszcze nie wiem. Ale mają przysłać kogoś kto nam wysłał zgłoszenie. Powinien coś wiedzieć. - wyjaśnił szybko jakby prowadził jakąś odprawę przed lub po akcji. Długo nie czekali.

- Kapitan Mayers? - podszedł do nich jakiś policjant ale widząc taką kumulację czarnych uniformów i kominiarek pewnie nie bardzo wiedział do kogo ma mówić.

- To ja. - Steve zrobił krok w jego stronę aby się wyróżnić z tej grupki.

- Nazywam się porucznik Delgado. Chciał pan ze mną rozmawiać? - zapytał dość młodo wyglądający oficer.

- A to ty wezwałeś nas przez radio? - komandos zapytał go i uzyskał odpowiedź twierdzącą. - Możesz mi powiedzieć kto was powiadomił o tym zdarzeniu? - padło kolejne krótkie pytanie.

- Nasz patrol który był w pobliżu miejsca zdarzenia. Znaczy tutaj. - policjant wskazał gestem na ten parking i okolicę.

- A ten patrol tak po prostu trafił dokładnie tutaj? - oficer wskazał gestem na tą normalnie raczej bezludną okolicę.

- Usłyszeli strzały to przyjechali. No i jeszcze była jakaś wariatka na motorze. - porucznik widocznie chciał być pomocny więc mówił bardzo chętnie. Przerwał gdy zza pleców Mayersa rozległy się kobiece jęki i sapnięcia. Ale Steve uciszył je ruchem ręki by dały mu rozmawiać dalej.

- A co się stało z tą wariatką na motorze? - komandos w kominiarce ciągnął dalej to śledztwo.

- Chłopcy ją zgarnęli. - wyjaśnił niepewnie gliniarz zerkając to na kapitana to na grupkę która stała trochę dalej.

- Na jakiej podstawie? - Mayers nie tracił spokoju zupełnie jakby pytał o kogoś obcego.

- Była agresywna. Stawiała opór przy aresztowaniu. To chłopcy jak już sprawdzili to wezwanie to w końcu ktoś ją odwiózł do nas. Znaczy na komisariat. - policjant znów miał jakby rozdwojenie jaźni gdy nie wiedział na kogo powinien bardziej patrzeć.

- A czy ona nadal jest na tym komisariacie? - Steve pytał dalej zbliżając się do finału.

- Raczej tak. Normalnie powinno się ją przesłuchać no ale była taka gruba akcja, że wszyscy no prawie wszyscy, przyjechali tutaj. - wyjaśnił gliniarz dając się nawet trochę ponieść ekscytacji, że był częścią tej grubej akcji.

- Dobrze poruczniku, bardzo mi pan pomógł. Dziękuję za pomoc. - oficer sił specjalnych zakończył rozmowę i podziękował skinieniem swojej kominiarki.

- Oczywiście panie kapitanie, gdyby coś jeszcze pan potrzebował to proszę mnie wezwać. - porucznik chyba był pod wrażeniem, że rozmawia z kimś tak ważnym ale nie chciał się narzucać więc zaczął odchodzić.

Dopiero gdy koleś się odwrócił saper zorientowała się, że wstrzymuje oddech. Wypuściła go ze świstem, mając wrażenie że obudziła się z dusznego, klaustrofobicznego snu. Znalazła się fura, znalazła się Di… z nadszarpniętą godnością, ale cała i zdrowa, do tego bezpieczna.
- Eve, Val, Jamie - zwróciła się do kumpeli, puszczając te blond i na moment przytulając mocno lodziarę. - Zobaczcie czy w furze jest wszystko… tak na wszelki wypadek. Potem wyprostujemy sprawę z Di. Nic jej nie jest - powiedziała dość wesoło, zostawiając na skroni drugiej brunetki krótki pocałunek i zwróciła się do fotograf - Jakbyś przy okazji znalazła ten aparat… wiesz który. - naraz przybrała minę czystej niewinności, oczami pokazując Karen - Gadałyśmy o tym.

- A gdzie jest to auto? - Eve i dziewczyny pokiwały głową zgadzajac się na sugestie Lamii no ale fotograf zareagowła dość przytomnie.

- Ano tak. - Steve skinął głową i krzyknął za odchodzącym policjantem. - Poruczniku Delgado! Mogę pana prosić jeszcze na słówko? - zawołany odwrócił się i sprawa znów została załatwiona całkiem sprawnie.

- Ah to twój samochód? Tak myśleliśmy, że to nie przypadek, jak tutaj stoi. Ale nie wiedzieliśmy czyj. To chodźcie za mną zaprowadzę was. - porucznik chyba ucieszył się, że może być taki pomocny i niezbędny a do tego jeszcze dostał eskortę z trzech długonogich ślicznotek. Cała czwórka raźno zaczęła oddalać się w stronę kordonu policyjnego.

Mazzi odprowadziła ich wzrokiem, póki nie zniknęli za pierwszą linią mundurowego szpaleru.
- Palisz? - spytała Karen, a ta pokręciła głowę, więc wyciągnąwszy z pogniecionej paczki dwa fajki, wetknęła je do ust i podpaliła. Następnie zaciągnęła się aby na pewno się rozpaliły i jednego podała saniemu bezpośrednio na wargę.

- Ogarniacie to miasto… z pewnością bardziej niż ja. Romans mam, tym razem w pełni zawodowy - zaczęła dość autoironicznym tonem, ale humor szybko jej sposępniał - Jest tu gdzieś w okolicach koleś, którego wołają Świniak. Typki podobnych do tamtych zjebów z szaletu łowią mu dziewczyny i opylają żeby były je skurwysyn zamęczył. Mają bazę gdzieś… - zmarszczyła brwi - W czymś, co nazywali fortem. Wydaje mi się, że już… - skrzywiła się, nie za bardzo wiedząc jak ubrać problem w dyplomatyczne słowa. Zaciągnęła się i jeszcze raz, a potem dała sobie siana - Tam nas mieli zamiar wywieźć. Do burdelu dla zwyrodniałych perwersów. Wszystkie cztery… i tu dochodzimy do szczegółu, przez który nie chciałam gadać przy laskach. Ciebie jestem pewna, że nie odjebiesz niczego niestosownego, ani się nie wysypiesz że wiesz, gdy następnym razem znajdziemy się na babskim spotkaniu, albo wpadniemy do Betty na obiad - popatrzyła na Steve’a, uśmiechając się ciepło. Następnie spojrzała na Dona - Ty jesteś cholernym lekarzem, obowiązuje cię tajemnica lekarska… a ciebie proszę, o dyskrecję. - na koniec popatrzyła na Karen i do niej też się uśmiechnęła - Kredyt zaufania, w ludzi trzeba wierzyć, poza tym Steve mówi, że jesteś w porządku… i jak już mówiłam: wierzę mu i ufam. - zacięgnęła się jeszcze dwa razy - Ten cały Świniak lubi blondynki. Amy wolała sobie spalić połowę twarzy do kości niż mu wpaść w ręce. To nie był wypadek, robiła to sama, w desperacji. Nie wiadomo ile dziewczyn on i te jego kurwie syny zamęczyły. Was tu szanują, macie dojścia. Dacie radę namierzyć tę melinę… albo jeśli ja ją namierzę, pomożecie to załatwić tak, aby już nigdy więcej żadnej kobiety nie porwano i nie zakatowano tam? Nam się udało, bo się pojawiliście - zaciągnęła się po raz ostatni. Kiep spadł na chodnik, gdzie przydeptała go przybrudzona noga w letnim sandałku - Nie wszyscy mieli takie szczęście. Odwdzięczę się, coś wymyślę. Nie będziecie stratni.

- Poczekaj, poczekaj… - gdy trójka komandosów zrozumiała o czym rozmawiają to też spoważnieli. Ale jak zwykle pozwolili rozmowę prowadzić dowódcy. - To ich jest więcej? - Mayers wskazał gdzieś w stronę wąwozu prowadzącego do znów bezpańskiej toalety.

- Cholera. Jakbym wiedziała to bym chociaż jednemu strzeliła w nogi. - westchnęła z żalem Karen.

- Może któryś jeszcze dycha? Poczekajcię, pogadam z łapiduchami. - zaoferował się Don i szybko odszedł gdzieś w stronę kordonu.

- Świniak, fort… A wiesz coś jeszcze o tej ich kryjówce? Albo tym Świniaku? - zapytał Steve znów zerkając na stojącą obok brunetkę w sandałach.

- Próbowałam się dowiedzieć, ale nie byli za bardzo rozmowni w tym temacie - saper pokręciła głową, ściskając palcami nasadę nosa. Wzięła też głęboki wdech, wstrzymała powietrze przez ćwierć minuty i sypnęła świszcząco.

- Od momentu porwania… dobra, początek chryi zaczął się między 12:30, a 13 - opuściła rękę, a twarz jej skamieniała. Patrzyła gdzieś przed siebie niewidzącym wzrokiem - Zakładając, że łowili w tym składzie, było ich minimalnie siedmiu. Tylu widziałam, niestety na dość dłuugo mnie wyłączyli, powstaje luka. Dlatego załóżmy czysto teoretycznie że było ich siedmiu. Jeżeli nie stoi tu gdzieś zamaskowana furgonetka, poruszali się pieszo. Może policja coś znajdzie, choćby przez psy tropiące. Jeżeli nie, wedy zostaje opcja że poruszali się na pieszo. Przeciętny człowiek maszeruje tempem ok 6 km/h. Do wieczora mieli zameldować się w bazie.. licząc od 13 do 19 to 6 godzin. Na czysto 36 km, jednak ciężej idzie się z jeńcami, należy też unikać patroli, gęściej zaludnionych terenów i tych miejsc, gdzie znajdują się świadkowie. Liczyłabym obszar o promieniu do 20 km maksymalnie. Jeśli kryjówka w mieście, albo fura…i...- drgnęła, a na jej twarz powrócił uśmiech - Ale to tam takie babskie pierdololo. Fura może stać gdzieś dalej, a wtedy to już loteria i jak rzucimy kamieniem wyjdzie przybliżony, prawdopodobny wynik w jakim kiernku zmierzali. Znam kogoś, kto może powęszyć - tutaj skrzywiła się tak bardzo niechętnie, aż sama się wzdrygnęła. Mieliła coś w ustach, aż to wypluła.- Poproszę. Go o pomoc.

- Pogadam z gliniarzami czy coś znaleźli. Do tej pory myśleliśmy, że to pojedyncza akcja. - kapitan skinął głową po czym znów ruszył w stronę policyjnego kordonu. Lamia została z Karen która chwilę patrzyła za odchodzącym dowódcą.

- To dobrze, że zdążyliśmy przyjechać. - pokiwała głową domyślając się jak niewiele brakowało by porywaczom akcja udała się całkowicie. - Rany zajebałabym takich gnoi jeszcze z dziesięć razy. - pokręciła głową i splunęła na asfalt.

- No ale wiesz, mu jak mamy namiar to działamy. No ale najpierw musimy mieć ten namiar. - bezradnie wzruszyła ramionami na znak, że chętnie by wzięła udział w takiej akcji no ale muszą wiedzieć gdzie ma być ta akcja.

- A co to za jeden co może w tym pomóc? - zagaiła z ciekawością w spojrzeniu.

- Taki jeden chujek. Trochę… powymienialiśmy poglądy przy wizji lokalnej Amy. - burknęła, rozsmarowując kiepa po asfalcie. - Ja go uważam za zjebanego służbistę, który po trupach chce rozwiązywać sprawy bez kompromisu i spoko, ale nie gdy tym trupem jest moja przyjaciółka.. która juz wystarczajaco wycierpiała. Cisnął ją, za bardzo - skrzywiła się - Więc mu się kulturalnie wcięłam w robotę i kazałam się odpierdolić od mojego maleństwa. On nie uważa za pojebuskę, niebezpieczną dla siebie i otoczenia. Dla niego każdy weteran to problem i tylko mu śmiecimy w jego idealnym mieście. - zamilkła na parę długich ciężkich chwil, podnosząc głowę i patrząc w ciemne, zasnute chmurami niebo. Westchnęła ciężko. - W tym swoim osądzie ma od cholery racji. Czasem mi odpierdala - zjechała wzrokiem niżej, prosto na twarz snajper - Wracam na Front i nie umiem się stamtąd wydostać. Próbuję, za wszelką cenę… to takie chwile kiedy nie wiem… co jest prawdą, a co koszmarem. - parsknęła zrezygnowana, wracając do obserwacji nieba - Albo pięknym snem, który śnię… że już jest dobrze. Złudne marzenia każdego psa chowajacego się w okopie. Pojawia się ściana i nie ma nic… dobrego. Tylko strach, Ruiny. Śmierć, dużo śmierci… za dużo tego gówna mam w głowie. Wyłącza mi bezpieczniki. Raz wyłączyło mi w szpitalu wojskowym, wyleciałam z nożem prosto na wartowników. Ten… durny fiut… - zmieliła coś ustach ponownie - Uratował mi życie. Obezwładnił i wyniósł do radiowozu. Ten typ nazywa się Ramsay, jest tu detektywem i ma swoją zardzewiałą sukę. Obudziłam się na tylnej kanapie, Amy opowiedziała co się działo. Ja pamiętam tylko że szłam korytarzem i pstryk - strzeliła palcami - Wylądowałam pod Fargo, a dookoła Żuki paliły moich chłopców. Następna była ta pieprzona kanapa… więc jeśli zdarzy mi się zrobić coś głupiego, nagle zacznę zwiewać albo się na kogoś rzucę - splunęła na ziemię - Po prostu daj mi w ryj i przytrzymaj. Skoro masz się z nami bujać, powinnaś wiedzieć. Krótki tego nie powie, po chuj się przyznawać że ma kalekiego parcha w ekwipunku, a ja jutro rano uderzę na komendę do Ramsaya i zamienię z nim parę zdań. Jakoś przełknę urażoną dumę, i tak nic nie znaczy. To tylko durna duma, a on jest dobry, zacięty. Będzie wiedział co robić i u kogo szukać.

Karen milczała chwilę. Nawet dłuższą. W międzyczasie położyła dłoń na ramieniu zwierzającej się jej kobiety i tak trzymała ją dla dodania jej otuchy czasem poklepując. W końcu jednak chyba przemyślała co i jak powiedzieć.

- Krótki rzeczywiście nic nie mówił o takich napadach paniki. Ale jak o was mówi to zawsze pozytywnie. Uśmiecha się jak o was mówi. Nie da na was nic powiedzieć. Nawet teraz. Znaczy dzisiaj rano. Nie wiem co było u starego. No a potem zaczął się ten syf tutaj. Ale nawet się o was nie zająknął, że to wasza wina czy coś takiego. A jak przyniósł te ciasto i bułki od was to wszyscy się ucieszyli. Zwłaszcza Don. Jak usłyszał, że go wcale nie pozdrawiacie. - Karen zaczęła mówić poważnie, powoli i ostrożnie. Ale w miarę jak wracała myślami do bardziej zabawnych elementów dzisiejszego poranka to twarz rozjaśnił jej uśmiech.

- A ten Ramsey. No ja go nie znam. Ale jak uważasz, że może pomóc to może warto z nim jednak pogadać. My często współpracujemy z policją albo innymi władzami. No ale zazwyczaj tak to wygląda. - gestem wskazała na kordon policjantów i wąwóz prowadzący do miejskiej toalety. - W sprawie odbijania zakładników to praktycznie zawsze nas wzywają. Oni dają nam namiar i mówią o co chodzi a my załatwiamy sprawę. - strzelec wyjaśniła jak widzi sprawę udziału policji w tym właśnie zaczętym śledztwie.

- Skutecznie załatwiacie. Jeśli cokolwiek uda się ustalić, powiem wam. Albo najlepiej powiem Ramsayowi żeby to pchnął dalej, pójdzie wedle procedur i regulaminów - saper mruknęła całkiem przyjaźnie. Stała uśmiechając się nieobecnie od chwili, gdy czarnula wygadała zachowanie swojego przełożonego. Objęła się ramionami, odwracając głowę w bok i patrzyła, próbując w morzu konturów wyłuskać tę najważniejszą sylwetkę. Nawet gadał o nich i się nie wstydził… ani nie wkurzał.

- Mam prośbę - mrugnęła parę razy, a potem założyła na twarz uroczy uśmiech, skutecznie zasłaniający blizny i szramy. Zwróciła się z nim do Karen - Chcę mu zrobić niespodziankę, prezent. Gdyby chodziło o starą jednostkę, wiedziałabym co trzeba, ale waszego stanu magazynowego nie znam. Nie wiem co wam dają. Co macie, co on ma… a czego potrzebujecie. Czego on potrzebuje, co mu się przyda. Pomożesz mi z tym? Ciężko coś dać członkowi oddziału specjalnego, czego jeszcze nie ma.

- A już miałam cichą nadzieję, że póki jestesmy same to chcesz mnie zaciągnąć na szybki numerek. - snajper też uśmiechnęła się ciepło i z lekką ironią w głosie. Gdzieś w międzyczasie objęła ją aby nie była taka samotna i zmarznięta pod tym pogodnym i rozgwieżdżonym niebem.

- Wiesz że chętnie skarbie… tylko jestem cholernie głodna - saper zrobiła tragicznego basseta na skraju śmierci z głodu, chłodu i depresji - Mam potworną ochotę na kanapkę z boltów… a strapon został w innych spodniach - pociągnęła nosem.

- No patrz, ja też swojego nie wzięłam. - zamaskowana komandos znów westchnęła z żalem tak samo jak wówczas gdy mówiła, że nie będzie się mogła doczekać piątkowego spotkania. - Ale skoro już o tym mówimy. - przygryzła wargę i rozejrzała się dookoła. Ale na razie chociaż w samym epicentrum tego kordonu to na razie były zostawione samym sobie.

- Właściwie też chciałam cię o coś zapytać. Ale przy Eve nie wiedziałam jak. - wyznała z krótkim wahaniem i znów chyba szukała odpowiednich słów jak i co powiedzieć. - No więc chodzi mi właśnie o nią. Bo Krótki mówił… Znaczy w poniedziałek… I chodzi mi o ten weekend jak wy pojedziecie a my zostaniemy same. Too… No wiesz… Ona… No co ona lubi? Bo tak no… - strzelec miała widoczne trudności ze sprecyzowaniem swoich myśli bo cięła jej się ta wypowiedź i w końcu zacięła się. Więc popatrzyła przez szpary swojej kominiarki licząc, że Lamia chyba domyśli się o co jej chodzi.

- Ahh… - Mazzi zabujała brwiami. Rzeczywiście Mayers wspominał coś w trepowej poczekalni. O chwaleniu się umiejętnościami blondi i jej zapałem. Oraz chęcią dzielenia z taką jedną kumpelą z wojska.

- Eve lubi brudno, ostro się bawić. Mów do niej brzydko, złap za włosy i zaciągnij do łóżka. Przeleć szyjką od butelki, potem daj żeby ci zrobiła minetę… a najlepiej nagraj jak to robi. Po wszystkim ja mocno przytul, albo zanieś do wanny i weźcie razem kąpiel. Wtedy będzie najszczęśliwszą blondynką na świecie. Daj się jej sfotografować w wyuzdanej sesji, sama zrób jej zdjęcia. Bawcie się, bez spiny - oparła głowę o ramię żołnierki - Na luzie i… po prostu dajcie sobie trochę radochy i przyjemności. Pomyślisz do piątku o tym o co prosiłam?

- Naprawdę? O rany to chyba będzie lepiej niż myślałam, że będzie. - krótkowłosej czarnulce chyba ulżyło gdy usłyszała taką odpowiedź. Uspokoiła się i obrzuciła chytrym spojrzeniem stojącą przed nią kobietę. - A ty? Jak lubisz? Jak jakaś kobieta może cię można zrobić najszczęśliwszą czarnulką na świecie? - zapytała z żywym zainteresowaniem na twarzy.

Mazzi zrobiła minę, jakby się nad tym problemem głęboko zastanawiała, rozważając wiele zmiennych i opcji dostępnych albo próbowanych.
- Jak mnie razem ze Stevem zerżniesz tak, abym nie mogła chodzić - wyszczerzyła się wesoło, ale to nie był koniec, a dopiero początek - Poza tym lubię się pieprzyć w dziwnych miejscach, być na górze. Mieć jakiś śliczny pyszczek między nogami, albo kogoś kto wie jak używać sztuczniaka za plecami… najlepiej gdy jestem skuta. W dybach, albo wystarczą kajdanki od biedy. Przyduszanie też jest całkiem, całkiem wysoko na liście. Tak jak zabawy szpicrutą… lubię czasem coś wychłostać - rozłożyła bezradnie ręce - Jarają mnie trójkąty i konstelacje wzwyż. Kanapki, zabawki… a po wszystkim lubię zapalić. Pójść spać kiedy ktoś mnie obejmuje. Spanie samemu jest do dupy… a jak z tobą? - odbiła piłeczkę - W którym kierunku kombinować?

- Jej. Z tobą widzę też bym się nie nudziła. - Karen chyba była pod wrażeniem tych praktyk jakie lubiła uskuteczniać nowo poznana znajoma. - A ja… - parsknęła cicho po czym zamyśliła się patrząc gdzieś w bok. - Ja to lubię jak teraz było na pace. Jakby była okazja to zrobiłabym to z wami dwiema od razu. - wskazała spojrzeniem na burtę furgonetki w jakiej niedawno gościły we trzy. - Też lubię różne gadżety do zabawy. Zwłaszcza z dziewczynami. Więc ten komplet z Krótkim o jakim mówiłaś no byłabym zainteresowana. - zaśmiała się cicho nawiązując do punktu na liście który rozmówczyni wymieniła jako jeden z pierwszych.

- A poza tym myślę, że w tym też byśmy mogły się dogadać. - powiedziała przesuwając dłonią po włosach drugiej kobiety. Dłoń przesunęła się po jej policzku, boku szyi i tak nieco palce z kciukiem rozjechały się jakby chciała objąć tą szyję. A potem lekko naparły na tą szyję tak, że Lamia poczuła ten nacisk. Delikatny i niegroźny. Jak zwiastun czegoś pełnokalibrowego w takich zabawach. Twarz w kominiarce z fascynacją obserwowała twarz naprzeciwko.

- Ale czasem lubię jak się ktoś mną zajmuje. Tak ciepło, delikatnie i troskliwie. Tak od samego dołu aż po samą górę. - przesunęła palcem po swojej sylwetce od butów po głowę i z powrotem. - Zwykle jak jestem z tym kimś sama. Bo na imprezach z chłopakami to zwykle nie ma na to miejsca. Ale trójkąty też lubię. Z dwoma facetami, dwoma kobietami, mieszane. Jak jest fajnie to czemu nie? - pokiwała głową na znak, że tutaj mają z Lamią punkt wspólny w tych upodobaniach.

- No i lubię znaczyć teren. Swoją własność. - uśmiechnęła się delikatnie a tym razem dłoń spoczęła jej na pasku spodni. I zsunęła się nieco niżej, gdzieś w okolice rozporka.

- A z tym sprzętem dla Krótkiego pomyślę. Nie wiem na razie co to by mogło być. Jak widzisz trochę tego szpeja mamy. - wskazała na swoją sylwetkę i rynsztunek bojowy jaki pewnie byłby obiektem zazdrości nawet w regularnych, frontowych oddziałach.

- Pomyśl proszę, będę bardzo zobowiązana - Zainteresowanie i fascynacja były definitywnie obustronne, dłonie same błądziły po ciele w bojowym uniformie, tak jak reszta Mazzi lgnęła do niego w całokształcie. Znów stanęły wtulone, gdy cywilna brunetka przyjęła na siebie rolę wdzięcznej i wdzięczącej się do zbawcy ozdoby. Mrużyła oczy, ocierając się policzkiem o dłoń w rękawicy, gdy ta dotknęła jej twarzy. W rewanżu bękarcia ręka gładziłą czule tył karku, masując delikatnie mięśnie.

- Powiem Eve, aby na początku pokazała ci jeden film, który ci się spodoba. Kto wie? Nie ma przeciwwskazań abyśmy nagrały nowy... - wyszczerzyła klawiaturę, aby parsknąć i kiwnąć krótko głową - O tak, Tygrysek ma solidną krechę, że wcześniej cię nie zabrał na balety… i właśnie! - zbystrzała, łypiąc uważnie na twarz w kominiarce - Dingo, Cichego i Donniego znamy, a ci pozostali? - machnęła broda na zamaskowanych specjalsów - Rzuć o nich parę zdań, orientacyjnych. Krótki opis, abyśmy z Eve wiedziały w którą stronę iść przy organizacji imprezy. Nie wiem czy Tygrysek wam opowiadał o niedzieli. Próbowałśmy im zająć wieczór… chyba nawet się udało. Co nie znaczy że chciało im się o tym gadać. To było takie małe, kameralne przyjęcie integracyjno-rodzinne - uśmiechnęła się odrobinę przepraszająco - Tym razem Tasha ma zawalony grafik, więc jej nie będzie… ale coś tam dla was wydumamy. Tylko potrzebne są zaczepki. Jak u chłopaków. Ich mniej więcej wiedziałyśmy co jara, poszło łatwiej. W końcu o to chodzi, abyście się dobrze bawili, nie? Jesteśmy wam to winne za ratunek - puściła jej oko - Daj mi coś, na czym dam radę pracować… dla naszego wspólnego dobra.

- Tygrysek? Znaczy Krótki? Tak do siebie mówicie? A on na was jak mówi? - podwładna kapitana Mayersa wydawała się wręcz zafascynowana jego prywatną stroną jaka chyba nie była jej zbyt dobrze znana. To korzystała z okazji, że kobieta lepiej zaznajomiona w temacie o tym sama zaczęła mówić zwłaszcza póki facet jednej i jednocześnie dowódca drugiej nie wrócił.

- A nasze chłopaki to… - strzelec z bronią wyborową odwróciła się to widocznych tam i tu postaciach ubranych na czarno i w czarnych kominiarkach. Wyciągnęła rękę jakby chciała wskazać kto jest kto. Ale po chwili zrezygnowała.

- No wiem, z tymi kominiarkami i resztą wszyscy wyglądają tak samo. - westchnęła gdy zdała sobie sprawę jak trudne jest opowiedzenie komuś nowemu o ich stałym zespole. - Jak ich zaprosicie na coś takiego jak w ostatnią niedzielę to na pewno się ucieszą. Przecież jak Krótki nawijał w poniedziałek rano… - zaczęła mówić jakby wreszcie znalazła pomysł jak przybliżyć nowej koleżance temat ale znów urwała.

- Chociaż właściwie Krótki to coś zamieszał z tym “Honolulu”. Znaczy to, że była impreza, dużo kociaków, wódy i reszta to tak, pewnie coś takiego to wszyscy u nas lubią. Ja też. - zaśmiała się na koniec gdy z początku mówiła z lekką konsternacją o tym poniedziałkowym zamieszaniu.

- No i była Tasha Love! Chłopaki ją uwielbiają. Ja też. - roześmiała się gdy przypomniała sobie o niedzielnej gwieździe estrady na prywatnych występach.

- No najwięcej to chyba miał do powiedzenia Don. Jak on sprzedawał bajerę to wszyscy wam zazdrościli takiej imprezy. Więc jak teraz powiecie, że znów, niedziela, “Honolulu” i impreza w podobnym składzie to chłopaki na pewno będą walić drzwiami i oknami. - w końcu jakoś wyszła na prostą gdy widocznie impreza z ostatniego weekenda odbiła się w jednostce Steve’a całkiem pozytywnym wrażeniem.

- A co? Macie coś konkretnego w planie na tą niedzielę? - zapytała licząc chyba, że jak rozmówczyni poda jakiś konkret to będzie jej łatwiej coś o nim powiedzieć.

Pierwsze pytanie, wywołało moment niepewności w saper. Jak niby miała wyjaśnić zawiłe meandry nazewnictwa własnego jasno i w miarę przejrzyście?

- Tak, Tygrysek… bryka w końcu konkretnie, nie? Poza tym jest dzielny, odważny… sama wiesz - zarzuciła rzęsami - Problem w tym, że ja już mam przezwisko, po nim zresztą mnie najpierw poznał. Jako Księżczniczkę - wachlowanie rzęsami zintensyfikowało się - W opresji, ale kto by dbał o szczegóły? Ja mówię na Eve Kociaczek… on musi się oswoić z sytuacją, zresztą faceci są zwykle w tym kiepscy. Chyba tylko jeden Claudio, ten z Hecy, ma w tym polot. Dlatego Tygryska nie poganiamy - rozłożyła ręce w geście “no co ja mogę, jak nic nie mogę?”.

Reszta sprawiła, że nos się bękaricy troszkę zmarszczył.
- Co tak konkretnie pomieszał? - popatrzyła uważniej na drugą dziewczynę - Zorganizowałyśmy im niespodziankę… i akurat wierzę, że to Donnie był tym, który miał najwięcej do powiedzenia. Jak zwykle - zachichotała - Dobra, w ten weekend Tashy nie będzie, coś jednak pomyślimy może na następny weekend. Albo za dwa tygodnie. Chujowo, że was puszczają tylko w weekendy, bo Tash wpada do nas w poniedziałek wieczorem, na drina i zabawy w dybach… ale to w poniedziałek - machnęła zrezygnowana ręką - Na niedzielę wstępnie byłyśmy umówione z chłopakami żeby się porozbijac przy basenie i zjeżdżalni… ale teraz skoro tylu misiakom należy podziękować… jeszcze nie wiem - wzruszyła ramionami - Ale nie dygaj. Coś wymyślę i ogarnę, jak zwykle.

- O, basen. - brwi za kominiarką podskoczyły do góry jakby temat był jej znajomy. - To jak was stać to weźcie mały basen. Oni chyba mówią, że to błękitny czy jakoś tak. Jak zapytasz to będą wiedzieć. On jest w piwnicach, ma ogrzewanie, jest kryty, obok jest jacuzzi my czasem tam imprezujemy i chłopcy lubią tą miejscówę. Ja też. Można się zamknąć od reszty. No ale… No trochę to może kosztować. My zwykle robiliśmy zrzutkę albo mieliśmy jakiegoś sponsora. Wiesz, pogadam z nimi to może coś się zrzucą bo szkoda byście za wszystko płaciły same. - Karen ożywiła się gdy zaczęła mówić o całkiem sobie dobrze znanej i lubianej miejscówce w trzewiach modnego miejskiego klubu.

- A z tym co Krótki mówił w poniedziałek… - zaraz zawahała się gdy zaczęła wątek o jakim wcześniej pytała Lamia. - No właściwie to głównie chodziło o Eve. - powiedziała powoli i z wyraźnym namysłem. Widząc spojrzenie rozmówczyni zaraz rozwinęła ta myśl.

- Bo właściwie kim jest Eve? Znaczy czym się zajmuje? Bo Krótki to tak opowiadał, że właściwie nie było wiadomo kim ona właściwie jest. Bo z tobą to było jasne, jesteś weteranem frontowym. Ale ona? Bo raz mówił, że jest dziwką, potem, że jest ale nie jest, w końcu, że jest fotografem, jak kumpel mówił, że jest dziwką to Krótki się zjeżył no a podobno występowała w niedzielę razem z Tashą. No potem Krótki się spiął i nie chciał gadać, Don to tylko bajerę sprzedawał więc w końcu już nie wiem kim ona jest. Chłopaki też nie. - kobieta z jednostki specjalnej w końcu wyłuszczyła o co chodziło z tym zamieszaniem u nich w jednostce na początku tygodnia.
 
__________________
A God Damn Rat Pack
'Cause at 5 o'clock they take me to the Gallows Pole
The sands of time for me are running low...

Ostatnio edytowane przez Driada : 22-04-2020 o 20:58.
Driada jest offline