Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Postapokalipsa > Archiwum sesji z działu Postapokalipsa
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Postapokalipsa Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Postapo (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 19-04-2020, 03:50   #161
 
Driada's Avatar
 
Reputacja: 1 Driada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputację
- To od czego zaczynamy? - Rude Boy objął swoje fanki przyciągając je do siebie. I zrobił to tak naturalnie, że rozbawił je i się roześmiały.

- Od zdjęcia! Poczekajcie, zaraz wam zrobię! Lamia, ty też chodź! - fotograf instynktownie wyczuła atmosferę sytuacji i sięgnęła po jeden z przygotowanych aparatów prosząc resztę by na chwilę tak zostali na swoich miejscach.

- No nie wiem, a nie pęknie wyświetlacz? - była sierżant powachlowała rzęsami na blondi, lecz ruszyła się z miejsca. Palcem wskazała stertę gruzu przy wyjątkowo malowniczo pomazanej sprayem ścianie. - Tu stańmy, tło jest świetne. RB, ty w środek. Usiądź na gruzie, a my cię obramujemy - wyszczerzyła się niewinnie - Jako ten najwierniejsze fanki.

Pomysł wspólnej fotki przypadł do gustu chyba wszystkim. Zwłaszcza jak któraś z dziewczyn rzuciła uwagę, że dobrze by było mieć chociaż jedno zdjęcie w ubraniach. Lamia wyszła z własną inicjatywą której też wszyscy posłuchali gdy tak ustawiała chwilę choreografię do tej wspólnej foty. Rude Boy klapnął sobie na wskazanym kawałku nie wiadomego pochodzenia. Lamia stanęła za nim by w końcu oprzeć brodę na jego ciemnych włosach. A reszta aktorek obramowała ich flanki wdzięcząc się do obiektywu albo robiąc różne, niezbyt mądre ale zadziorne minki. Humory wydawały się dopisywać wszystkim znakomicie.

Błysnęły flesze, małe pudełko aparatu zamroziło kawałek czasu i przestrzeni, uwieczniając go w ułożonym z pikseli obrazku. Mazzi wiedziała, że za parę miesięcy czy lat, z przyjemnością wróci do tej chwili, tego przedpołudnia, tych ludzi i tego, co właśnie zamierzali zacząć.

- Przypomnij mi, abym ci dała te zdjęcia z balkonu - wyszeptała punkowi do ucha zanim wstała, a gdy to zrobiła, zaraz zaklaskała w dłonie, przybierając ton sierżanta. - Dobra ekipa, pośmialiśmy się, walnęliśmy lufę, cyknęliśmy fotę na pamiątkę i pogadaliśmy, teraz bierzemy się do roboty! Eve, szykuj kamery. RB zjedz śniadanie, jeszcze jest moment. Val, Jaimie, Di - popatrzyła na trzy aktorki - Od was zaczynamy... widzę to mniej więcej tak - wyciągnęła dłonie, układając z kciuków i palców wskazujących prostokąt, którym obramowała dziewczyny jak ramkami zdjęcie. Zmrużyła jedno oko i przekrzywiła kark - Dwie gangerówy złapały gdzieś na odludziu samotną laskę i zaciągają ją w te ruiny aby zrobić bardzo złe rzeczy i niecnie wykorzystać. Di, Jaimie wy będziecie stroną agresywną i aktywną, Val wcieli się w stronę uciskaną. Laski trochę cię poszarpią, rzucą na ziemię. Zedrą ubrania Di usiądzie ci na twarz, Jamie zabawi się palcami. Potem na kolana, Jaimie z przodu obrobisz, Di użyje sprzętu i zajmie się twoim kuperkiem. Na wielki finał tej części proponuję abyście we dwie dopieściły Jaimie ręcznie i ustnie na obie dziury. Chcę widzieć agresję, wczujcie się w rolę i bawcie się dobrze - uśmiechnęła się czarująco, opuszczając dłonie - Druga część to pojawienie RB, chcesz rzuć tekstem… masz wolną rękę - puściła mu oko - Może być o byciu idolem, muzyce ponad podziałami i wierzę w twoją kreatywność. Ważna rzecz. Jaimie bawi się tylko z dziewczynami, bez żadnego pola do skarg. Chce kociaki i kociaków. Ty masz dwie kocice do zadowolenia, ale ta jedna jest z dala od twoich płynów ustrojowych. Di i Val padną na kolana i razem zaczną ci obciągać. Di odepnie sprzęt i ją zapniesz pierwszą, na pieska. Nad jej plecami stanie Val, abyś skorzystał z własnych rąk i języka…Jaimie zyska niezłe cycki do zabawy i ciach - klasnęła w dłonie - Zmiana układu. Oboje z Di zapniecie Val na dwa baty, a Val w tym czasie zaliczy ustnie Jaimie. Na finał skończysz Di w tyłeczku, Val będzie pod spodem w klasycznym 69… więc Jaimie i Di bedą miały cały jej dół do zabawy… i jeśli Val nie ma nic przeciwko, spije to, co z dziurki na koniec wypłynie. Koniec - rozłożyła ręce - Pytania, sugestie, zażalenia? Coś wyjaśnić?

Przez tą chwilę gdy pani reżyser przedstawiała co i jak, i z kim, i w jakiej pozycji mają robić ten scenariusz to zrobiło się całkiem cicho. Chociaż wszyscy wydawali się być pod wrażeniem pomysłu na takie układy. Dało się to poznać po ekscytacji wymalowanej na twarzach, porozumiewawczych mrugnięciach, klepnięciach w ramię czy rozradowanych chichotach. No ale gdy była pora na komentarze i pytania nastąpiła chwila chaosu gdy chyba każdy miał coś do powiedzenia i zakomunikowania innym. W końcu jedyny mężczyzna w ich grupce przykuł uwagę wszystkich.

- Wiesz co Lamia? - zaczął mówić gdy sięgnął po tą swoją wymiętoloną paczkę fajek. Ale nie tylko Lamia czekała co ma do powiedzenia odtwórca jedynej roli męskiej w tej ekipie. - Brzmi bardzo dobrze. Ale cholera sporo tego. Będziesz musiała jakoś mówić co i jak i z kim. - powiedział o swoich uwagach po czym dokończył odpalanie szluga. A jego spokój i pogoda ducha oraz pozytywne nastawienie do tego pomysłu chyba wpłynęło na resztę ekipy bo posypały się inne pytania.

- Ale poczekaj Lamia a my wiemy, że Rude Boy to Rude Boy? I w ogóle jak my mamy się do siebie zwracać? Mamy mieć jakieś imiona? Tak ty i Eve miałyście na “Das i Kitty”? - Val zapytała wskazując na punka, i pozostałe aktorki.

- Serio nie chcesz się zabawić? - lider “The Palantas” wtrącił się pytając Jamie o to co wcześniej mowiła pani reżyser.

- Ja to robię tylko z dziewczynami. - lodziara potwierdziła słowa reżyser wskazując na dwie aktorki z jakimi miała mieć w tym scenariuszu wspólne sceny.

- Ja mam jeszcze jedną uwagę. - fotograf wtrąciła się do tej rozmowy. - Ja wiem, że to może być bardzo trudne. Ale chociaż postarajcie się nie patrzeć w kamery. No wiem, że to nie jest łatwo jak ktoś chodzi zaraz obok i wsadza kamerę tak blisko. No ale skoro mamy robić film no to wypada się wczuć w rolę. No a w tym scenariuszu nie ma kamerzystek. Więc chociaż postarajcie się nie zwracać na nas uwagi. - Eve dorzuciła swoje uwagi co do samych technikaliów zachowania przed kamerą. Potem podeszła do samej reżyser i stanęła obok niej.

- E dobrze mówi - saper poparła swoją dziewczynę - skupcie się na sobie, my się postaramy aż tak nie włazić wam na plecy i spokojnie - tutaj uśmiechnęła się do gangera - Będę wam cicho podpowiadać co, jak i kiedy. Później przy montowaniu podłoży się muzykę i tak obrobi, aby nie było tego słychać… chyba - tutaj popatrzyła na fotograf, mimo że gadała dalej - Laski, do Val mówcie brzydko… typu “brudna kurwo”, “szmato” i tak dalej. Do siebie hm - zmarszczyła czoło - Na razie bezosobowo. Potem, jak już wytwórnia chwyci, wymyśli się wam pseudonimy… a tak na chwilę obecną i ten scenariusz lepiej będzie bez imion… oprócz RB - zaśmiała się wesoło, wskazując faceta jak obiekt na wystawie - Jego oczywiście znają wszyscy. Jesteście jego fankami, nie? Jak wszystkie szanujące się punkówy.

- Jej aż wam zazdroszczę. - Eve westchnęła cichutko dodatkowo wzbudzając wesołość czwórki aktorów. Role były obsadzone i widocznie przypadły całej czwórce do gustu. Znów zrobiło się głośno gdy dziewczyny rzucały sprośnymi komentarzami albo ćwiczyły rolę tego ulicznego romantyzmu. Aktor zaś podszedł do parapetu gdzie Eve zostawiła dla niego paczkę żywnościową. Korzystając z tej chwili przerwy blondynka zagadała do reżyser.

- Lamia jak my będziemy kręcić to też musimy na siebie uważać by nie ta druga nie wlazła w kadr. Ale jeśli będzie dobre ujęcie to jak tam złapiesz kawałek mnie czy kamery to nie przerywaj. Potem i tak będziemy składać z dwóch filmów jeden to się wybierze najlepsze ujęcia. - fotograf mówiła szybko i pewnie gdy chodziło o jej zawodowy temat.

- Najlepiej chodzić z kamerą z dwóch stron. No wiesz jak na będę kręciła z profilu to ty z przodu albo z tyłu. Wtedy mniejsze szanse, że wejdziemy sobie w kadr. - szybko tłumaczyła dalej biorąc za przykładowy cel punkowca który klapnął sobie na parapecie i szamał jakieś wypieki od Mario. Miały go ładnie z profilu. Więc blondyna podeszła na dwa kroki z jego frontu. Po tej krótkiej demonstracji wróciła znów do reżyser tej produkcji.

- No i też dobre są zbliżenia. Zwłaszcza miejsc strategicznych i kluczowych. - Eve klepnęła się w podołek swojego płaszcza, na pierś i twarz. - To lepiej by na raz kręciła jedna z nas. A druga obejmowała całość sceny. Potem się to zmontuje w całość tak jak w “Das i Kitty”. Tylko na takie zbliżenia no to trzeba podejść bardzo blisko. Mam nadzieję, że ich to nie speszy. - zademonstrowała jak blisko gdy stanęła z aparatem o krok od Lamii i z odległości może pół ramienia strzeliła szybką serię migawką łapiąc jej twarz.

- Aha. No jakby się coś zacięło albo ktoś miał dość to lepiej po prostu zrobić przerwę na fajkę czy by zwilżyć gardło. Byle nie przedłużać. Jak za długa przerwa to wszystko siada, trudno wrócić do przerwanej sceny. Wtedy już chyba lepiej się zawinąć i dokończyć kiedy indziej. - dodała stając znów obok brunetki i patrząc na rozgrzane i roześmiane towarzystwo. O ile aktor chwilowo był zajęty konsumpcją wypieków to trzy aktorki bawiły się jakby zaraz miała się zacząć impreza jak ostatnio w “Honolulu”. - Ale później może być trudno złożyć taki komplet. Lepiej by nagrać całość dzisiaj. - powiedziała cicho.

- A w ogóle Lamia to znów wymyśliłaś genialny scenariusz! Jesteś najlepszym reżyserem na świecie! Zobacz na nich jak wszyscy zajarani! - niespodziewanie blondyna roześmiała się radośnie, objęła swoją ulubioną reżyser i pocałowała ją w policzek.

Ta przyjęła wdzięcznie hołd, zawijając dziewczynę pod ramię i dla odmiany pocałowała ją żarliwie w usta. Gadanie o fikołach i ich planowanie działało na wszystkich. Mazzi nie była wyjątkiem.
- Mam dobre muzy, takie dwie - wymruczała z wargami przy jej wargach - Dają mi dużo natchnienia i weny. Jedna najlepiej wygląda z pyszczkiem między moimi nogami, a druga jak zdejmie mundur… i z tylnej profilu - zaśmiała się, wracając do obserwowania scenerii - Załatwmy to szybko, póki jest siła i energia. Potem, na siłę, nie ma sensu. Wyjdzie sztucznie, a nie o to chodzi. Żadnej sztampy… zresztą RB ma coś do załatwienia na mieście, więc nie będzie siedział do wieczora. Sprężymy się, póki hormony buzują. Nam, pamiętam, poszło całkiem sprawnie wtedy na tej stacji - oparła skroń o skroń blondynki i dodała cicho - Ok, postaram się ich nie spłoszyć. Dzięki Kociaczku, bez ciebie bankowo zeżarłby mnie trema.

- Oj daj spokój Lamia, wszyscy wiedzą, że ty jesteś mózgiem tego wszystkiego. - Eve machnęła dłonią którą w końcu czule pogłaskała policzek swojej dziewczyny. Chociaż komplement sprawił jej widoczną przyjemność. - I masz rację! Jakbym miała wybrać lepszy profil Steve’a to naprawdę byłoby mi trudno dokonać wyboru! - szepnęła jej na ucho jakby zdradzała wielką tajemnicę. - I nie wiem czy mówiłam ale uwielbiam być z pyszczkiem między twoimi nogami. Pod nogami. Za nogami. Właściwie to z każdej twojej strony. No dobra to idę szykować te kamery bo mi zaraz pocieknie po nogach z wrażenia. - doszeptała jeszcze trochę na ucho pani reżyser tym samym sekretnym tempem ale na koniec odkleiła się i ruszyła w stronę stołu gdzie leżały kamery i inny sprzęt.

- Weź je przygotuj. - rzekła biorąc do rąk po jednej kamerze i wskazując na trzy aktorki które miały zacząć scenę. - A! Poczekaj! - coś sobie przypomniała bo już z kamerami wróciła znów do reżysera. - Jak zaczynamy? Na zewnątrz? Dobrze by było mieć ujęcie jak wchodzą do środka. To wtedy jedna kamera tutaj, wewnątrz by mieć obraz od frontu. A druga na zewnątrz by mieć całą trójkę z profilu. No tylko Rude Boy musiałby zejść z kadru. To którą chcesz być kamerą? - blondynka przygotowała obie kamery i dała jedną z nich Lamii. Nie była wcale taka lekka. Może nie jak szturmówka ale niewiele jej brakowało. Chociaż na stole leżały też lżejsze, turystyczne wersje jakie swobodnie można było trzymać w dłoni i nie były cięższe od zwykłego aparatu.

- Wezmę ich od tyłu, ty nagraj tutaj moment wejścia - saper zdusiła sapnięcie, bydle trochę ważyło, ale czego się nie robiło dla sztuki. Za to na koniec się wyraźnie zasępiła, łypiąc w kierunku palanta - Usadźmy go gdzieś w kącie, osłonimy dyktą… albo niech przycupnie w progu, przy wejściu. Przecież mu nie zabronimy oglądać, szkoda by było. Też ma trzymać ciągłe ciśnienie, zanim nie przyjdzie do jego sceny… po prostu wyjdzie z nami, będzie stał za mną, a potem zostanie przy klapie i tyle - wzruszyła ramieniem, ważąc kamerę w drugiej łapie - Będziemy omijać filmowanie tego miejsca, aż do momentu gdy się objawi… i kurde no - przetarła twarz, ściszając głos - Nie wiem co on w sobie ma za gen palanta, ale serio ma rację. Wszystkie laski na niego lecą. Te co lubią ptaszki, a nie same dziuple - doprecyzowała.

- No tak, przecież to Rude Boy! - Eve zaśmiała się jakby ksywa punkowca tłumaczyła całkowicie reakcję wszystkich obecnych dziewczyn. I tych paru jakich tutaj dzisiaj z nimi nie było. - I tak, chyba lepiej jak wyjdzie z tobą. Potem my pewnie będziemy kręcić wnętrze to jak sobie będzie tylko patrzył z progu to powinno być w porządku. A jak się gdzieś napatoczy w kadr przed czasem to się potem go wytnie przy montażu. Byle był cicho. Bo głos i dźwięk to każda kamera nagra. - fotograf znów wróciła do swojej bardziej profesjonalnej roli. Sprawdziła swoją kamerę i najwidoczniej była w porządku. Sięgnęła też po kamerę Lamii ale ta też działała bez zarzutu.

- Tak… racja. Przecież to Rude Boy… tylko jak to wytłumaczysz Tygryskowi - brunetka parsknęła, uśmiechając się lekko. Ostatni raz ścisnęła dyndający między piersiami nieśmiertelnik i ruszyła pewnym krokiem do przodu.

- Uwaga, lecimy z koksem! Dziewczyny zaczynamy od zewnątrz, jak ciągniecie Val tutaj do środka. Val, wyrywaj się, krzycz i inne takie. Laski… złośliwa szydera, proszę. Tak jak wtedy kiedy nielubianemu sąsiadowi dzieje się krzywda. Wiecie że zaraz sobie na niej poużywacie, jesteście górą. Nikt was nie powstrzyma, jesteście teraz jej paniami życia i śmierci. - pomachała zapraszająco ręką, cofając się do wyjścia - RB, ty też idziesz z nami.Trzymaj się za moimi plecami póki nie wejdziemy. Zostaniesz w progu aż do twojej sceny, dobry widok na to co w środku. Tylko zachowaj ciszę, ok? Tak? Wszystko jasne? Dobra kompania, relokacja i zaczynamy robotę! - huknęła wesoło na sam koniec.

RB trochę się chyba zdziwił. Ale nie protestował. Grzecznie zgarnął torbę z chyba ostatnią drożdżówką i wyszedł z panią reżyser na zewnątrz. Roześmiane i podekscytowane aktorki ruszyły za nimi. Tylko Eve została w przejściu aby przygotować kamerę na odpowiednie ujęcie.

Ale gdy trzy aktorki znalazły się na zewnątrz stanęły trochę zmieszanie gdy już do nich dotarło, że “to już”. Dwie kamerzystki wzięły je w krzyżowy ogień obiektywów a punkowiec wycofał się o kilka kroków obserwując scenę i kończąc ostatnia frykas z cukierni.

- Aalee… Od czego zaczynamy? - zapytała niepewnie Val zerkając pytająco trochę na pierwszą kamerzystkę a trochę na swoje koleżanki z jakimi miała zacząć scenę.

- Chyba mamy cię wlec. - Jamie też chyba nie bardzo mogła zacząć tak z miejsca. Zrobiła trochę nieskoordynowany ruch jakby miała złapać i w końcu nie wiedziała czy za ramię, bark czy jeszcze coś innego.

- Dziewczyny! - Eve nie zdejmując kamery z ramienia zawołała do ich trójkę. - To chodzi o coś takiego jak początek “Das i Kitty”! Wiecie jak mnie Lamia wlekła do środka. - podpowiedziała blondynka i na twarzach trzech aktorek zagościło zrozumienia jak to mają się do tego zabrać.

- Już wiem! Będziesz zdzirą z wrogiego gangu! A my cię dorwałyśmy i damy ci nauczkę! - Diane pierwsza odzyskała werwę gdy chyba załapła jak to ma wyglądać i jak się do tego zabrać.

- To co mamy robić? - Jamie popatrzyła na nią tak samo pytająco jak kelnerka z “41”.

- Takie pogo. Pokażę ci. - gangerka wyszczerzyła się złośliwie i niespodziewanie złapała Val za ramiona twarzą do siebie.

- Zgubiłaś się suko?! - wydarła się do niej zaczepnie zupełnie jakby przyłapała jakąś obcą lafiryndę na terenie swojej bandy. Val chyba tak szybkiego i agresywnego startu się nie spodziewała bo otworzyła usta ale te chociaż się poruszyły to nie wydały z siebie, żadnego sensownego dźwięku. Zresztą gangerka w skórzanej kurtce nie dała jej czasu na reakcję.

- Co się tu włóczysz?! Nie wiesz, że jest opłata za wstęp?! - Indianka była tak naturalna jak by co dzień takie sprawy załatwiała właśnie tak. Potrząsnęła ramionami dredziary aż się zatrzęsły jej blade dredy.

- J-jaką opłata? - Val wreszcie wykrztusiła z siebie jakąś odpowiedź.

- Zaraz ci pokażę szmato jak tutaj traktujemy takie głupie zdziry jak ty! - gangerka z Mason City skróciła dystans tak, że wysyczała dredziarze prosto w twarz. - Zerżniemy cię jak każdą dziwkę jaka tu trafia! - syknęła łapiąc dłonią policzki kelnerki w letniej sukience i mocno ściskając aż się zrobił jej niezbyt mądry dzióbek.

- Nie! Puszczaj! Puść! - Val wreszcie chyba naprawdę się wczuła w rolę. Bo zaczęła się szarpać i wyrywać. I to chyba naprawdę chciała się wyrwać. No ale w takich przepychankach nie miała większych szans z weteranem ulicznych i barowych bójek jaką była Indianka. Poza tym ta miała wspólniczkę.

- Łap ją! Bierzemy tą dziwkę! - Di krzyknęła ponaglająco na Jamie i ta też wreszcie się ruszyła. Obie zaczęły ciągnąć zapierającą się co sił w rękach i nogach blondynkę w letniej sukience. Dredziara walczyła jak lwica, nawet w pewnym momencie upadła na kolana by się zaprzeć chociaż o ziemię i zaskoczona gangerka też upadła na swoje kolana. No ale wtedy Jamie zaszła dredziarę od tyłu łapiąc ją w pasie i podnosząc do pionu. Zaś motocyklistka podniosła się i znów we dwie wznowiły ten szarpany marsz aby zawlec ofiarę do środka.

Oko kamery dwoiło się i troiło, aby w pełni wyłapać co ciekawsze fragmenty: a to zbliżenie na przerażoną twarz blondynki, a to na wściekłą, pełną ponurej satysfakcji twarz Indianki. Dbało też aby zrobić odpowiednie ujęcia zgrabnych nóg, panicznie oddychającej piersi obleczonej letnią sukienką, a także cienkiej bielizny widocznej, gdy ofiara upadła. Zagryzając wargę Mazzi krązyła wokoło aktorek, będąc pod cichym wrażeniem Di. Jeśli ktoś znalazł się na właściwym miejscu, to własnie ona. Jej pewność siebie i buta podziałały również na Jamie, która wreszcie się przemogła, dołączając do zabawy. Saper więc skradała się za nimi, gdy wlekły wyrywającą się dziewczynę, aż do środka rozpadającego się budynku. Tam rzuciły ją na ziemię i obsiadły niczym para wygłodniałych sępów wyjątkowo smakowitą padlinę. Kamera starała się unikać drugiej kamerzystki, kręcącej już ze środka. Skupiła się na dwóch harpiach, zdzierających ubranie z dredziary, broniącej się jakby od tego zależało jej życie. Musiała się jednak poddać, gdy Diane złapała ją za nadgarstki, wyciągając ręce do tyłu, a w tym czasie lodziara brutalnie zdarła lekką kieckę.

Trzy aktorki wydawały się w ogóle nie zwracać uwagi na kamerę. Jakby to starcie i odtwarzanie roli pochłonęło je całkowicie. Naprawdę krzyczały, szarpały się wyrywały no może przy tym zdzieraniu ubrania z blondynki ta trochę odpuściła by to ubranie zeszło z niej jakoś bez kontuzji dla całej trójki. I czasem Lamia łapała w obiektywie twarz i spojrzenie którejś z nich trzech gdy odruchowo chyba zerkały w stronę stojącej czasem tuż obok kamerzystki i jakby czekały co ta powie czy zrobi. Z Eve chyba było podobnie ale to już Lamia wyłapywała słabiej. Więc chociaż nie dało się powiedzieć, że trójka aktorek jest na tyle opanowana by całkowicie ignorować kamery no to jednak same sobie dawały na tyle zaangażowania i odtwarzania roli, że wychodziło to im całkiem nieźle.

Lamia nie widziała i prawie nie słyszała punkowca ale czuła jak jest gdzieś niedaleko niej. Na razie nie dawał powodów do skarg trzymając się z tyłu, nie włażąc w kadr i nie odzywając się. A tymczasem na podłodze żeńskiej części miejskiego szaletu akcja wkroczyła w następną fazę.

- Zamknij się zdziro! - Diane zachowywała się jakby była w swoim żywiole. Właśnie zdarła z bioder kelnerki jej majtki i przesunęła je przez jej kostki machając trzymaną bielizną jak trofeum. Jamie też wczuła się w rolę młodszej gangerki. Stała tuż przy głowie z blond dredami i trzymała jej ramiona by ułatwić koleżance rozprawienie się z jej bielizną. Nawet pasowały do siebie bo obie były w obcisłych, skórzanych spodniach nadających im drapieżnego charakteru. Tylko Diane miała na sobie punkową, podartą koszulkę i skórzaną skorupę do reszty wpisując się w wizerunek motocyklisty i gangera zaś dziewczyna z lodziarni miała krótki, sznurowany top ładnie podkreślający jej płaski, wysportowany brzuszek i krągłości powyżej.

- Puszczaj! - Val krzyczała próbując jednocześnie wyrwać się uściskowi Jamie i chyba kopnąć stojącą z drugiej strony Diane. Ale ta miała zbyt wielką wprawę w takich zabawach i stała tuż poza zasięgiem bosych stóp przeciwniczki.

- Kazałam ci się zamknąć! - motocyklistka w skórzanej kurtce sprawnie ominęła powaloną kelnerkę. Bez pardonu siadła na jej brzuchu i prawie bez żadnej przerwy spoliczkowała wyrywającą się ofiarę. Jamie na chwilę trochę wyszła z roli bo zerknęła nerwowo na Indiankę i prosto w kamerę za jej głową. Val się chyba też tego nie spodziewała bo przestała się wyrywać. I przez ułamek sekundy wydawało się, że scena dosłownie zamarła. Ale zaraz potem Val wierzgnęła próbując z siebie zrzucić motocyklistkę. A tą ten opór zdawał się rozjuszać coraz bardziej.

- Stul pysk szmato! - krzyknęła pochylając się i w końcu wpychając jej jej własne majtki głęboko w usta. - Wiem jak dam ci zaraz nauczkę! - Di wstała wciąż stojąc nad powaloną kelnerką i z premedytacją patrząc prosto w jej zakneblowaną twarz zaczęła rozpinać własne spodnie. - Umiem załatwiać takie tępe dzidy jak ty! - wysyczała ze złością bez skrępowania zsuwając własne spodnie po czym dając mały krok by znaleźć się nad jej twarzą. - Dawaj ją! - warknęła rozkazująco do drugiej brunetki i ta bez wahania przekazała jej trzymane nadgarstki ofiary. Motocyklistka złapała je mocno po czym usiadła na twarzy kelnerki.

Saper udało się uchwycić jak całkiem kuse okrycie ześlizguje się po długich nogach i kończy na glebie. Zaraz też akcja nabrała tempa, trzeba było klęknąć, aby dobrze uchwycić biodra Indianki ocierajace się bez żadnego zażenowania o nos dredziary. Podchody nie trwały długo, gangerka sięgnęła między uda i jednym pewnych ruchem wyszarpała bieliznę z ust ofiary i dała im inne zajęcia, za kłaki przyciskając do własnego krocza. Za to z tyłu Jamie przemieściła się, nogą rozchylając uda Val i podziwiając razem z kamerą ich zwieńczenie, poruszające się w rytm niespokojnego oddechu i paru prób wyswobodzenia. Patrząc na to z bliska Lamia po cichu liczyła, że ich palant wytrzyma napięcie i po prostu poczeka, zamiast wziąć sprawy we własne ręce. Lub rękę… w zależności co uzna za lepsze dla całej sytuacji.

Oko kamery zarejestrowało bardzo interesujące zbliżenie. Gdy widać było jak indiańskie krocze zalicza każdy zakamarek jasnej twarzy. Najbliżej były podrygujące piersi schwytanej blondynki. Co już samo w sobie było całkiem interesującym widokiem. A kawałek dalej, z tej żabiej perspektywy, widać było gorączkowo poruszającą się szyję, podbródek i brodę. I zaraz zaczynał się pierwszorzędny widok na podbrzusze Indianki jakim ujeżdżała schwytaną twarz. Nawet kawałki złapanych ramion które trzymała oprawczyny wydawało się ledwo zauważalne gdy w centrum działy się takie ciekawe rzeczy.

A sceneria stopniowo zmieniała się. Bo schwytana dziewczyna wrogiego gabgu wyraźnie słabła i zaprzestawała oporu. Wierzgała coraz słabiej i rzadziej. Co bezwzględnie wykorzystała Diane.

- Wiedziałam! Lubisz to dziwko! Lubisz! Dalej zrób mi dobrze to może cię puścimy cało! - Indianka krzyknęła szyderczo nieco unosząc się na biodrach tak by chociaż na chwilę spojrzeć z góry na twarz ofiary. A Val leżała już nieźle umorusana. Kamera bezlitośnie wyłapywała misz masz dredów na jej twarzy, ramionach i brudnej podłodze. To jak na wargach, brodzie i policzkach ma krople i zacieki jakiejś wilgoci. Przyśpieszony oddech i zaczerwienione policzki.

- O-o-biecujesz? - wychrypiała z trudem żałosnym głosem. Chociaż na ile ją zdążyła poznać do tej pory Lamia to kelnerka zaczynała zdradzać wszelkie oznaki podniecenia.

- Rób swoje szmato i jak się spiszesz to zobaczymy! - warknęła na nią gangerka z triumfem w głosie jakby już wygrała główną nagrodę po czym znów rozgościła się na twarzy ofiary.

Kolejne ujęcie pokazywało zmianę w zachowaniu ich obu. Usta i język dredziary zaczęły współpracować gdy pieściły to najwrażliwsze miejsce kobiety siedzącej na jej twarzy. Diane była zaś tak rozpalona, że trudno było powiedzieć na ile to podniecenie a na ile agresja i potrzeba dominacji. Ściągnęła z siebie kurtkę i cisnęła ją w kąt. Lamia raczej usłyszała niż zobaczyła jak niechcący ciężka skórzana skorupa trafiła stojącego za nią punkowca i zsuwa się po nim na brudne kafelki. Ale ten chociaż zaskoczony to tylko cicho jęknął i więcej nie zdradził się, że tam jest i stoi i patrzy.

Val zaś mając już uwolnione dłonie zaczęła także ich używać aby dogodzić swojej dominującej oprawczyni. W tym czasie Jamie rozgościła się na dobre między udami kelnerki.

- Lubisz tak? Pewnie… Każda z was tak lubi! - trudno było trochę powiedzieć co z kolei bardziej kręci Jamie. Znacznie gorzej jej wychodziło bycie brutalną i agresywną. Zwłaszcza jak miała do dyspozycji swój ulubiony kawałek kobiecej anatomii. I to całkiem apetyczny. Ale gdy tak obrabiała go palcami, ustami i językiem chociaż starała się utrzymać pozę tej drugiej wrednej. A schwytana między nimi dredziara już się zaczynała bezwstydnie wić i jęczeć na podłodze zdradzając oznaki podniecenia.

- Wiedziałam! - Di nawet miała głowę do tego by pamiętać o scenariuszu. Nagle wstała z twarzy okolonej blond dredami i brutalnie złapała ją za ramię. - Wstawaj! Na kolana! Wiedziałam, że taka kłamliwa dziwka jak ty tylko zgrywa taką niedostępną paniusię! Tak naprawdę jesteś zwykłą, brudną szmatą! - wysyczała do niej znów łapiąc za jej policzki i ściskając mocno. - Pilnuj jej! - rozkazała Jamie puszczając ofiarę i odchodząc gdzieś poza pierwotny kadr.

Na scenie zostały dwie kobiety, ale sama scena nie zamarła. Ta ciemnowłosa jak na umówiony sygnał skończyła zabawy w tylnych rejonach dredziary. Wstała i w przelocie sprzedała tamtej klapsa, aż wypiętym ciałem zatrząsł dreszcz. Coś też podejrzanie chętnie wypięło się bardziej, jakby licząc na powtórkę, ale dzięki temu Mazzi zyskała kolejne świetne ujęcie z mokrymi strużkami znaczącymi wewnętrzną stronę rozchylonych zapraszająco ud. Niejeden facet który później będzie to oglądał oddałby ostatnią paczkę fajek aby z owego zaproszenia skorzystać.

Gdyby nie chodziło o profesjonalizm, saper równie chętnie skorzystałaby z niego, niestety miała inne zadanie. Puściła tylko ponad parą aktorek oczko do drugiej kamerzystki, zanim nie wróciła do oglądania świata przez obiektyw. A działo się znowu, teraz od przodu, gdzie Jamie ułożyła się na zasyfionej ziemi i szarpnięciem za dredy nakierowała twarz blondyny prosto na własne krocze. Ledwo to zrobiła przez jej twarz przeszedł skurcz, odchyliła też kark wzdychając z przyjemności, co samo w sobie wyszło świetnie. Oby tylko dobrze się nagrało… była sierżant zagryzała wargę, skacząc spojrzeniem po kopulującej parce i tym co nagrywa, to podchodząc i kręcąc z góry, do kucając aby złapać lepsze zbliżenie z boku. W tym wszystkim raz po raz obiecywała sobie, że całość roboty odbiją sobie z Eve jeszcze tej cholernej nocy.

Eve zaś chyba była tak samo rozpalona jak pierwsza kamerzystka i trójka młodych i żywiołowych aktorek pomiędzy nimi. Widząc puszczone jej oczko fotograf powachlowała sobie twarz wolną dłonią. A potem gdzieś przy podołoku swojego płaszcza. Ale zaraz wróciła do stabilniejszego kamerowania bo Diane zdążyła sobie przymocować jedną z zabaweczek jakie tak bardzo lubiła Madi i z tą bojowo sterczącą pałą wróciła na plan zdjęciowy. Eve widząc, że Lamia bierze na siebie tylną perspektywę sama powoli obeszła i kucnęła tak by mieć twarz dredziary trochę z profilu a trochę przed sobą. Nachyloną nad podbrzuszem Jamie która kurczowo wplątała palce w jej dredy. Obie były sobą tak zajęte i napalone, że w tej chwili wyglądały jak para regularnych kochanek. Chociaż o dość ostrych upodobaniach. No ale na scenę wróciła główna wredota tej produkcji.

- O tak, zerżnę cię! Zerżnę ci twoje ciasne, białasowe dupsko! - Indianka uklękła tuż za wypiętymi biodrami kelnerki. Dzięki temu, że Eve ogarnęła kamerą drugi kraniec sceny ta trzymana przez Lamię miała miejsce w pierwszym rzędzie. Nie dał się ukryć żaden szczegół gdy obły kawałek twardego plastiku. Jak sobie pomaga dłonią nakierować na właściwy cel. I jak kawałek po kawałku zanurza się w tym celu wywołując żywiołową reakcję swojej ofiary. Val przerwała na chwilę swoją robotę pomiędzy udami Jamie gdy cichutko zaczęła stękać i jęczeć. Aż Diane weszła w nią do końca. A potem wyszła prawie do końca. I znów weszła tylko szybciej. I tak w parę ruchach zwiększyła tempo do takiego jakiego i Madi by się nie powstydziła.

Scena która znów na moment jakby zwolniła w tym kluczowym momencie. Teraz w te parę ruchów znów nabrała tempa. Biodra Diane i pośladki Val klaskały w szybkim rytmie. Obie sapały a Val do tego jęczała trochę zapominając o Jamie.

- Staraj się kurwo! Staraj się jeśli chcesz stąd wyjść cało! Zrobisz nam dobrze albo tutaj zdechniesz! Przecweluję ci flaki aż do samej jadaczki! - motocyklistka w samej podartej podkoszulce darła się na swoją ofiarę z mieszaniny agresji i podniecenia. Pompowała ją od tyłu bez opamiętania a do tego najpierw szarpnęła ją za dredy aby jej to wykrzyczeć w twarz a następnie wbiła jej głowę prosto w rozchylone uda Jamie. Ta przejęła pałeczkę nad jej głową znów przytrzymując ją we właściwym miejscu dłońmi i szeroko rozchylając swoje smukłe uda. Mimo tych krzyków i pogróżek widać było czuć, że każda z tych trzech kobiet wchodzi na coraz wyższy stopień brania i dawania sobie przyjemności. Nawet w tak brutalny i gwałtowny sposób.

W ujęciu kamery Lamii pierwszorzędnie nagrywała się zdyszana i zawzięta twarz gangerki. Która czasem się zapominała i patrzyła prosto w kamerę. A raz nawet na chwilę bez ostrzeżenia wsadziła Lamii dłoń w złączenie jej krótkich, dżinsowych szortów. Chociaż akurat jak kamera nagrywała jej twarz więc na kadrze nie było tego chyba widać. Ale w tym momencie kamerą trochę wierzgnęło. A nieco niżej też była ładna panorama zapinanych pośladków Val. Mocno już pobrudzonych po wcześniejszym zetknięciu z podłogą. A gdy kamerzystka ciut cofnęła się do tyłu widać było skrawki wytatuowanych pleców Indianki jakie na razie zasłaniał kusy bezrękawnik. Zaś nieco dalej plecy kelnerki, tak samo z rozmazanym syfem z podłogi jak jej pośladki i opadające na nie blond dredy. Trzęsącą się pierś kelnerki widać było trochę z profilu. A zaraz obok smukłe, opalone golenie i uda Jamie. Nawet nagrał się trik jak lodziara chyba mając w pamięci fetysz kelnerki na chwilę popieściła stopą tą skaczącą pierś blondynki powodując jej pomruk pełny aprobaty.

Mówić za bardzo Val nie mogła bo miała w ustach gorące delicje długowłosej brunetki. Skaczący jak żywe stworzenie, płaski brzuch Jamie był nieco przysłonięty blond dredami. Ale te już nie zasłaniały kształtnych piersi Jamie i jej ładnej twarzy. Na tej twarzy właśnie też było widać pełnię, kobiecego szczęścia gdy odpowiednia osoba była na odpowiednim miejscu. Nawet leżenie nago na brudnej podłodze dawnego szaletu chyba już jej nie przeszkadzało.

Dobrze, że prócz bękarciej kamery była też druga, bo w pewnej chwili ciężko szło wybrać co kręcić najpierw, co za chwilę, bo najchętniej uwieczniałoby się wszystko jednocześnie i z każdej strony. Zostawało skupić się na dolnych rejonach, rozpychanych przez kawałek gumy i dać Eve zająć się przodem figury. Wszystkie trzy dziewczyny starały się, chyba całkiem nieźle bawiły, a Di na pewno. Wiedziała cholera co robi, wyczuwała pieprzoną kobietę i gdy jęki nasiliły się, a mięśnie zaczęły tężeć, przyspieszyła tempo, wbijając się w chętne ciało z siłą jakiej mógł się powstydzić niejeden mężczyzna. Robiła to z wprawą, będąc grubość włosa przed cienka granicą gdzie kończyło się dawanie przyjemności, a zaczynał ból. Aby złapać lepszy widok w pewnej chwili Mazzi kucnęła za Indianką, praktycznie za jej plecami, aby dobrze uwiecznić pracujący tłok i wypięte pośladki. Z tego kąta łapała równiej bujające się piersi i brodę, zagłębioną między udami Jamie.

Widowisko było niezłe. A nawet pierwszorzędne! I to zarówno na żywo i na kamerze chyba też. Patrzeć i słuchać jak te trzy nagie ślicznotki napędzają się i stymulują wzajemnie. Jak po kolei dochodzą do tego maksimum przyjemności okraszonego długą serią niekoniecznie tłumionych jęków. Granica kto tu miał być ofiarą a kto oprawcą zamazywała się przy tej gorączce.

- O tak… dobra dziwka z ciebie… - wysapała zdyszana i spocona Diane wysuwając się wreszcie na dobre z trzewi kelnerki. Chlasnęła ją w wypięty pośladek w uznaniu jej zasług i starań na co ta zareagowała stłumionym piśnięciem. Ale w końcu musiała złapać oddech więc opadła na czworaka i przy okazji pocałowała te blade pośladki na których wciąż był widoczny ślad po jej dłoni.

- To teraz ja… chodźcie do mnie… - Jamie pozwoliła sobie wtrącić się do tej dysputy. Bo dredziara też na chwilę spasowała aby złapać oddech. Lodziara zaś zachowała chyba najwięcej sił bo prowokująco rozchyliła swoje uda zapraszając je obie do siebie a do tego jeszcze zaczęła sama bawić się ze sobą. Ten widok znów zaczął nakręcać całą trójkę coraz bardziej. I oglądaną i oglądające. Jamie trochę się zapomniała i posłała kamerze przeciągłe spojrzenie jakby robiła to specjalnie dla kamerzystki albo widzów. Zapewne kobiet. Ale jeśli ktoś lubił długowłose, szczupłe brunetki o smukłych nogach które tak kusząco wyglądały zabawiając się sama ze sobą to na pewno było na co popatrzeć.

- Z ciebie też jest niezła dziwka. - zaśmiała się motocyklistka nieco chrapliwym chociaż szczerym rozbawieniem. Podpełzła na kolanach do jednego biodra lodziary a dredziara zajęła strategiczne miejsce przy drugim. Jamie wyjęła własne palce z siebie i przesunęła nimi po wargach kelnerki prowokując ją do złapania ich ustami. I znów wyszła ciekawa scenka gdy blondynka pracowicie obciągała te dwa, złączone palce.

Ale do akcji wróciła też Indianka. Sama zajęła się dziurkami Jamie. Najpierw palcami, potem ustami aż w końcu wsunęła swoje dwa palce w tylne wejście tak wulgarnie rozwalonej na podłodze szatynki. Ta zaczęła jęczeć i znów brzuch zaczął jej skakać jak mała trampolina. A i Val nie pozostała obojętna dołączając do zabawy. Teraz obie na przemian zajmowały się gorącym wnętrzem Jamie jakie ta miała między swoimi gościnnymi udami.

Cała trójka pracowała jak dobrze zgrany i naoliwiony mechanizm, mikrofon kamery musiał wyłapywać sugestywne dźwięki, szczególnie u lodziary. Dla lepszego ujęcia Mazzi klęknęła na podłodze, opierając łokcie na ziemi żeby stabilniej trzymać sprzęt i móc z perspektywy widza oglądać jak opalonym ciałem pośrodku wpierw zatrzęsło, a potem mocno odchyliło ono głowę, zaciskając mięśnie na wciąż posuwających je palcach. Nagrało się wszystko, a w miarę jak Jamie się uspokajała, saper zaczęła się rozglądać za ostatnim aktorem, aż w pewnym momencie zapomniała że jest palantem i w wojskowym żargonie zamigała mu o dwóch minutach do jego wejścia. Zaczęła się też ostrożnie wycofywać.

Ujęcie spomiędzy gościnnych ud Jamie wyszło pierwszorzędnie. W końcu jak obiektyw kamery był bliżej zwieńczenia jej ud niż jej własne kolana to nie można było niczego przegapić. A do tego jeszcze te kobiece twarze, usta, języki i dłonie jakie dopełniały obrazu kobiecego szczęścia. W momencie jak ten kluczowy moment dojrzewał, narastał, pęczniał aż wreszcie eksplodował rozlewając się po całym ciele. Które stopniowo zaczynało wiotczeć i się uspokajać. Kamerzystka wycofała się i gdzieś mimochodem zarejestrowała, że Eve skoncentrowała się na górnej połowie powalonej na tych brudnych kafelkach szatynki. To chyba tak sfilmowana z dwóch stron scena powinna dostarczyć aż nadto materiału do obróbki.

 
__________________
A God Damn Rat Pack
'Cause at 5 o'clock they take me to the Gallows Pole
The sands of time for me are running low...
Driada jest offline  
Stary 19-04-2020, 04:26   #162
 
Driada's Avatar
 
Reputacja: 1 Driada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputację
Z punkowcem było trochę gorzej. Lamia nie mogła poświęcić mu uwagi większej niż przelotne spojrzenie. Ale to wystarczyło by stwierdzić, że mężczyzna jest u kresu sił. Wytrzymałości i cierpliwości. W końcu ledwo parę kroków od niego dziewczyny odstawiały ze sobą taki show! Te mruganie może załapał o co jej chodzi a może nie. Może coś tam pamiętał z odprawy przed zdjęciami a może w końcu stracił ochotę być tylko widzem. Poczekał tylko aż kamerzystka o ciemnych włosach nieco się cofnie pod zlewy aby nagrać jego nadejście. Eve zrobiła to samo. Tylko uklękła więc powinna mieć perspektywę mniej więcej zza pleców i poziomu głów aktorek które nadal zajmowały centrum zdezelowanej podłogi.

- Punks not death! - wydarł się punkowiec bez skrupułów pakując się do damskiej części dawnego szaletu. Dziewczyny które jeszcze nie całkiem do siebie doszły po tych falach przyjemności drgnęły zaskoczone. I spojrzały na wejście. Niby wiedziały, że przecież ma w końcu dołączyć do wspólnej zabawy. Ale chyba trochę straciły kontakt z czymś poza sobą samym. Ale dzięki temu ich zaskoczenie i zdziwienie na kamerze wyszło całkiem naturalnie.

- Rude Boy! - zawołała Indianka w tym specyficznym momencie gdy zaskoczenie jego widokiem mieszało się już z radością gdy rozpoznała z kim ma do czynienia.

- A jak! Są tu jakieś prawdziwe punkówy co chcą się po punkowemu zabawić?! - muzyk jakoś nie bardzo silił się na finezję. Tylko rozłożył szeroko ramiona prezentując siebie w skórzanej kurtce i ciemnej podkoszulce. Ale to też jakoś tak wyszło całkiem naturalnie.

- Ja chcę! - Val zareagowała pierwsza, zerwała się korzystając z kolana Jamie jako podparcia i wyprzedziła Diane w tym wyścigu do swojego idola. Zdążyła go objąć ledwo ze dwa kroki wcześniej. Ale to wystarczyło, by punkowiec już zaczął się z nią całować. A ledwo skończył powtórzył operację z Diane. Teraz i Lamia i Eve mogły powoli skrócić dystans starając się obejść scenkę każda z nieco innej strony. Ale trójkąt w pionie był łatwiejszy do obejścia niż trójkąt w poziomie jak to przed chwilą odstawiały dziewczyny na podłodze.

Zza swojej kamery Mazzi musiała się ugryźc w język, aby nie rzucić czegoś kompromitującego. Bądź nie rzucić samej kamery i zapomnieć po co się tu zebrali. Ograniczała też głośne sapanie, starajac się oddychać przez uchylone usta i co parę minut mocno zagryzała wnętrze policzka, pomagając sobie tym trikiem w skupieniu na pracy.
Znowu ledwo palant wszedł na scenę, a już zaczęła się zabawa. Brunetka i blondynka prawie na wyścigi podleciały do niego, dając operatorkom akurat tyle czasu, aby znalazły dobre kąty i zdołały uchwycić te kilka pocałunków, zanim akcja nie przeniosła się piętro niżej, gdzie Val bez ceregieli rozpinała punkowi spodnie, gdy ten kończył się całować z Indianką.

- Dziewczyny… - zagaił punkowiec bo i czarnulka i blondynka tak ochoczo zabrały się za swoje zadanie, że trochę jakby nawet miały zamiar się pokotłować. Ale właśnie ten zblazowany głos z góry sprawił, że obie twarzyczki spojrzały z góry. I wyszło całkiem zgrabne ujęcie gdy jedna kamera filmowała z góry wzdłuż męskiego torsu na dół na te czekające twarzyczki i sterczącą męskość między nimi. A druga jakby przeciwnie i pozwalała spojrzeć na idola z perspektywy jego gorących fanek. Ale i Di i Val czekały co powie ten największy palant w mieście.

- Róbmy miłość a nie wojnę… - wyszczerzył się szelmowsko punkowiec. Dziewczyny po chwili wahania też się roześmiały. Wtedy on niespodziewanie złapał za głowę z blond dredami i nakierował ją od razu na samo sedno sprawy. Val wydała odgłos jakby się miała zakrztusić ale zaraz opanowała sytuację. Widocznie miała wprawę w takich zadaniach bo szybko wpadła w zgodny rytm wypracowany razem z dłońmi palanta które zaciskały się na jej głowie. Przy takim odgórnym podziale ról Indiance zostało czekać na swoją kolej. Ale chociaż widać było, że sama inaczej by obsadzała te role i wyznaczała zadania to na razie czekała grzecznie. Ale nie czekała zbyt długo.

- A teraz ty pokaż czy umiesz punkować. - wychrypiał rozgrzany na całego mężczyzna i praktycznie jednym ruchem wysunął się z jednych gościnnych ust i zapakował w drugie. Zaraz też nadał pracy ten sam rytm gdy czarne, niezbyt długie włosy trzęsły się w tym samym rytmie jak przed chwilą dredy.

Lamia dojrzała gdzieś kątem oka jak Eve też pomaga sobie gryząc własną pięść aby wytrwać w tym trudnym dziele uwiecznienia tego widowiska. A przy gwieździe punk rocka w tym mieście zabawa rozkręcała się na całego. Jak do dziewczyn dotarło, że żadna nie będzie pominięta ani zapomniana no to nagle zaczęły ze sobą współpracować bardzo chętnie ku uciesze całej trójki i niezapomnianym widokom uwiecznionym na taśmie.

Ustawiły się tak, jakby miały zamiast zacząć się całować: twarz przed twarzą, złączone usta. Pasowałoby, gdyby nie trzeci z grupy. Przeczuwając co się dzieje, albo niesiony fantazją skorzystał z okazji, chwytając pewnie obie główki i pewnie osadzając w miejscu aby przypadkiem się nie odsunęły i nie zepsuły planów, a zamierzał się zabawić i nie z jedną, a z obiema naraz. Jeden ruch bioder wystarczył mu żeby wślizgnąć się między złączone wargi swoim gryfem i korzystając z rozgrzanych, mokrych od śliny warg, posuwał je obie, to chowając się między ich ustami, to wyskakując czerwona głową prosto w kierunku oka kamery sierżant.

Znów cała trójka dawała wspaniałe widowisko. Nakręcajac się nawzajem. Zwłaszcza jak Val i Di które przy początkowych scenach tej produkcji miały być po przeciwnych stronach barykady jako dziewczyny z wrogich sobie gangów teraz wspólnie klęczały przed swoim idolem dając przyjemność i jemu i sobie nawzajem. Gdy tak obie zestawy ust, nosów, policzków stykały się ze sobą, smakując i zlizując nadmiar kleistej, spienionej wilgoci to faktycznie było co nagrywać.

- Ou yeah! Punk Rock to nie jest bułka z masłem! - zawył triumfalnie gwiazdor tego rodzaju muzyki gdy na chwilę zostawił obie dziewczyny i całkiem bez ostrzeżenia zaimprowizował własny wkład w tą produkcję. A mianowicie kopnął swoim ciężkim butem jakąś szafkę która jeszcze stała w całości aż huknęło na cały szalet. A gdy mebel mimo wszystko tylko się nieco poruszył awanturnik złapał za krawędź i przewrócił go na podłogę. Tak gwałtownie i nagle, że Eve musiała przerwać na moment nagrywanie aby odskoczyć na bezpieczną odległość.

- Pozwolisz? - zdyszany mężczyzna wystawił rękę w stronę Indianki. Ta nie wahała się ani przez chwilę podając mu własną. Ten przysunął ją do siebie i zaczął całować w usta. Chciwie, mocno i gwałtownie. A wspólnym wysiłkiem udało im się ściągnąć z niego skórzaną skorupę a z niej podarty podkoszulek. Więc jako ostatnia z trójki aktorek Diane była wreszcie całkiem naga.

Następnie punkowiec posadził ją na tym przewróconym właśnie meblu. Żadne z nich chyba nie zwracało uwagi na kurz, pajęczyny a nawet uciekającego pająka. Znów zaczęli się całować ale Rude Boy stopniowo spychał kobietę do poziomu aż ta w końcu położyła się plecami na spodzie tej zdezelowanej szafki.

- O tak, weź mnie… - wyszeptała półprzytomnie widząc na co się zanosi. Jak on szykuje się by w nią wejść a w końcu wchodzi. Tak samo jak ona niedawno postąpiła z tylnym wejściem Val. Ale i o niej Rude Boy nie zapomniał.

- O tak, ty też, chodź tutaj. - zaprosił dredziarę by dołączyła do zabawy. Też zaczął od pocałunków a kelnerka je oddawała bardzo chętnie i żarliwie sycąc się tym, że ma go wreszcie na wyłączność. A jemu nie przeszkadzało to stukać swoimi biodrami zarówno o zużyty mebel jak i o gościnne uda leżącej na nim Indianki. Zaraz jednak się przemodelowali. Kierowana męskimi dłońmi Val stanęła okrakiem tuż przed nim a on nie przerywając zabawy z penetracją Indianki zaczął buszować dłońmi i ustami po trzewiach kelnerki. Oboje chyba całkiem zapomnieli o stojących może krok dalej kamerzystkach. Nawet jak przez chwilę któreś z nich spojrzało w obiektyw to dawali sobie zbyt wiele radości, satysfakcji i zajęcia by przejmować się takimi detalami.

Kompozycja okazała się bardzo ciekawa. Naga ciemnowłosa Indianka leżała na ciemnym tle przewalonej szafy więc nawet w niezbyt dobrym świetle wewnątrz pomieszczenia jej sylwetka ładnie odcinała się na tle mebla. Dyszała i jęczała w rytm jaki nadawały jej męskie biodra które pompowały ją entuzjazmem i energią. Nad nią najpierw stała blondynka o dredach na głowie. Najpierw jedyny mężczyzna sprawdzał jej wnętrze jak należy, od przodu. Ale w końcu albo przypomniał sobie o scenariuszu albo zrozumiał niemą podpowiedź reżyser bo odwrócił ją tyłem do siebie. A blondynka kusząco wypięła swoje tylne krągłości a sama nachyliła się ku twarzy jęczącej gangerki. Cała trójka bawiła się w najlepsze na tej przewalonej szafie co skrzypiała i bujała się jakby w każdej chwili miała się rozwalić od takich gwałtowności. Gdy w kadrze znów ukazała się szczupła, długowłosa szatynka. Przywitała się z dziewczynami całując je mokrym pocałunkiem. Najpierw twarz okoloną blond dredami na swoim poziomie a potem pochyliła się aby podobnie poczęstować zdyszaną Indiankę.

Jak na tak umownie stojącą konstrukcję, improwizowany stół okazał się całkiem wytrzymały. Do tego stopnia, że utrzymał jeszcze jedną osobę, tę ostatnią z kwartetu aktorów. Pozostałe dwie dziewczyny bardziej niż chętnie powitały zgubę, nawet Val która miała być uciśniona i w opresji. Szybko wyciągnęła do Jamie ręce, po trochu pomagając, po trochu wciągając na chyboczący mebel, jęczący pod naporem masy splecionych ze sobą ciał i atakowany rytmicznie przez męskie uda. Z dolnej pozycji Diane chyba też pamiętała o scenariuszu, bo naciągnęła na swoją twarz biodra lodziary, wyżej dredziara nie przestawała się całować ze zgubą, a ta odwzajemniała pasję i werwę, dodatkowo bawiąc się i pieszcząc trzęsące się w rytm pchnięć piersi raz ciemnoskóre, raz te blade.

Wydawało się, że cały mieszany i zdyszany kwartet świetnie się uzupełnia, każdy jest we właściwym miejscu i jest po to by brać i czerpać z tych zabaw pełnię przyjemności. Tej zdyszanej, mokrej i gorącej przyjemności dzielonej z innymi. Ale jednak znów nastąpiło przemeblowanie na tym brudnym meblu w zapomnianym przez wszystkich szalecie.

- Chodź… zobaczymy jaka jesteś elastyczna… - Diane w pewnym momencie przerwała zabawy z dziewczynami. A dokładniej przyciągnęła ku sobie kelnerkę która do tej pory głównie nad nią klęczała, stała czy leżała. To na chwilę przystopowało punkowca który otarł spoconym ramieniem równie spocone czoło. Ale chyba pod wpływem endorfin nie czuł zmęczenia. Jak pewnie nikt z całej trójki chociaż wszyscy wyglądali jak po ostrej gimnastyce.

Val załapała co jest grane albo może pamiętała jak się umawiały przed kręceniem pierwszych klatek. Całkiem sprawnie nasadziła się na sterczącą zabaweczkę Indianki i już po chwili zaczęła się zabawa w damsko - damskie rodeo.

- Nieźle, nieźle… Ale punk rock to nie jest bułka z masłem… - wychrypiał Rude Boy chwilę ciesząc się samym widowiskiem na coraz bardziej rozchyboranej szafie. Gdy jedna z dziewczyn ochoczo ujeżdżała drugą a jeszcze do tego łączyła je ta trzecia.

Ale nie zostało mu zbyt wiele cierpliwości by tylko czekać albo obserwować. Znów dobrał się do tylnych wdzięków Val. I Lamia znów miała kolejną scenkę z początków penetracji gościnnego wnętrza kelnerki. Znów na chwilę cała scena zamarła a obie dziewczyny dopingowały dredziarę pieszcząc i całując jej usta i piersi. Aż Rude Boy nie zagościł się na dobre. A potem rozgościł. Cała zabawa zaczynała rozgrzewać się na nowo. Mebel znów zaczął skrzypieć w rytm miarowego pulsowania rozgrzanych ciał jakie go używały. Najgłośniej jęczała chyba Val. Krótkimi, urywanymi ale częstymi jękami gdy dwa bolce pompowały ją z każdej ze stron. I dobrze, że były dwie kamery bo każda mogła się skupić na innym detalu tej sceny.

Okrążenie dredziary stało się pełne gdy Jamie dała zajęcie jej ustom. Najpierw całując je mocno, potem podstawiając do obróbki swoje piersi aż w końcu skończyło się na tym najintymniejszych detalu kobiecej anatomii.

Elemencie rozciągniętym i katowanym podwójnie, w sprawnym rytmie i bez grama sprzeciwu z żadnej ze stron. Twarz blondynki była w tym momencie niezwykle ekspresyjna, jasno oddając jak daleko od rzeczywistości ta się właśnie znajdowała, brana przez idola i nie taką złą ganerkę. Obie operatorki uwijały się jak w ukropie, rozdwajając się, kucając, klęcząc i podjeżdżając okiem kamery praktycznie pod same ciała. Mazzi miała wrażenie, że chyba coś łyknęła z ty winem, albo łapie ją przeziębienie. Gardło jej wyschło, zrobiło się nieznośnie gorąco aż miała ochotę zdjąć kurtkę. Tylko wtedy musiałaby przerwać, więc została w skorupie i tylko czuła jak po plecach liżą ją krople potu, stawiając swoim ruchem włosy na całym ciele. Parę razy złapała się na tym, że oglądając przedstawienie ma flashbacki, tym razem nie z Frontu, a z niedzieli. Aż nadto wyraźnie pamiętała jak to jest być na miejscu dredziary…

“Jesteś w robocie, jesteś w robocie. Skup się, kurwa mać, jesteś w robocie” - powtarzała w duchu, biorąc rozochoconą świadomość w garść i robiła swoje, zamiast rzucić sprzęt w diabły i dołączyć na piątą do zabawy. Tymczasem na szafie Val przechodziło głośne, drżące apogeum przyjemności.

Kamerzystka nie była pewna czy przypadkiem któraś z dziewczyn nie przejęła pałeczkę zgodnie ze scenariuszem. Bo właściciel tej pałeczki wydawał się już bliski własnego finału.

- O nie, nie, chodź tu do mnie… - wychrypiała leżąca na szafie gangerka bez ceregieli wtrącając w tą akcję swoje trzy gamble. A dokładniej wysuwając męski penetrator z blond kuperka i wciskając go we własny. Val była tym wszystkim zbyt zaaferowana aby zaoponować a i Rude Boy miał chyba trochę spóźnione reakcje. Ale taka zamiana chyba znów nikomu nie przeszkadzała. Wręcz przeciwnie na ten zbliżający się finał każdy czekał z niecierpliwością. I to nieważne po której stronie kamery czy szafy się znajdował. Jamie chociaż akurat nie chciała pewnie mieć z tym finiszem zbyt wiele wspólnego a najlepiej nic. To jednak po koleżeńsku pomagała koleżankom w osiągnięciu przyjemności.

- Ooo taaakkk… - wychrypiał z ulgą Rude Boy gdy dało się zauważyć te kurczowo zaciśnięte szczęki, powieki i pulsujące skurcze męskich bioder. Gdy złapał w pewnym momencie za indiańskie biodra aby w pełni kontrolować ten załadunek. Oboje zajęczeli, wierzgnęło ich ciałami i wreszcie scena zaczęła się uspokajać a szafa skrzypieć.

- O tak… Niezłe jesteście w ten punk rock… Prawdziwe z was punkówy… - wychrypiał półprzytomnie idol całej żeńskiej załogi wreszcie odklejając się od gościnnych bioder gangerki i kelnerki. A wszystkie trzy aktorki roześmiały się nieco urwanymi ale szczęśliwymi śmiechami zadowolone z takiego finiszu i komplementu.

Wyszło cudownie, nagrało się idealnie. Sierżant najbardziej podobał się moment, gdy ganger odstąpił od stosu ciał, zostawiając po sobie wyrwę pełna lepkiego nasienia, które pozbawione korka, zaczęło wypływac na zewnatrz. Zza kamery dała znać ręką, a Val z uśmiechem stoczyła się na ziemię, klękając przy odpowiednim końcu Indianki, z ciemnowłosą głową saper tuż nad sobą, gdy uwieczniła moment w jaki blondyna, po przyjacielsku, pomaga gangerce dojśc do siebie. Spijała białe krople, ściągając je z ciemniejszego ciała językiem i wargami, a potem wszystko grzecznie przełknęła, pokazując oprawczyni idealnie pusty dziobek.

- O tak… grzeczna dziwka z ciebie… - wysapała zadowolona gangerka łapiąc znów za otwarte policzki blondynki. Ale tym razem był to łagodny i przyjacielski ton i dotyk. Zupełnie jakby przez ten czas od pierwszych scen zdążyła zmienić zdanie na temat blondynki.
- Możesz spadać. - pocałowała ją krótko i zdecydowanie w te otwarte usta i zanim Val zdążyła jej porządnie oddać ten pocałunek odepchnęła ją od siebie z szafy. Ruch trochę zaskoczył chyba nie tylko dredziarę. W końcu gdzieś na tym momencie kończył się omawiany przed kręceniem scenariusz. By nie upaść Val złapała się tego czego mogła w tym wypadku była to noga motocyklistki. Gdy wreszcie odzyskała równowagę stanęła jeszcze frontem przed wciąż wygodnie rozwaloną na szafie Indianką znów trochę wróciły do pierwszych scen filmu. Jamie przytuliła się do leżącej gangerki jak jej najlepsza przyjaciółka. A ta bezczelnie wykorzystała słabość kelnerki i zaczęła przesuwać nagą stopą po jej spoconym brzuchu.

- Co? Masz ochotę na jeszcze? - Diane zapytała zaczepnym tonem z wyraźną złośliwością w spojrzeniu. Dredziara nakierowała jej stopę na swoje piersi i po chwili wahania uśmiechnęła się niepewnie i potwierdziła ruchem głowy. - To jutro przyjdź! Może znajdę dla ciebie czas! A teraz spadaj! No już cię tu nie ma! - ponagliła ją ostro i kamery zarejestrowały jak Val schyla się po swoje ubrania ale poganiana przez Indiankę nawet ich nie zakłada tylko wybiega z nimi z pomieszczenia i kadru.

- Iiiiii… cięcie! - Mazzi symbolicznie klasnęła w dłonie i wyłączyła nagrywanie. Kamera delikatnie wylądowała na ziemi, a pani reżyser wydarła się wesoło - Właśnie o to chodziło! Byliście zajebiści! Chodźcie tu, wszyscy! - ze śmiechem rzuciła się do nagusów, chcąc wyściskać każdego po kolei i wycałować - Eve, dawaj wino, trzeba to oblać! Ale sztos, kurwa mać! To bedzie coś, zobaczycie! Mamy to miasto w garści!

- To już mogę wrócić?! - zawołała z zewnątrz kelnerka która chyba naprawdę wybiegła aż przed budynek.

- Tak, chodź! Już koniec! - zawołała ją Eve która odłożyła tą niezbyt lekką kamerę i poszła do toreb aby przynieść coś na wzmocnienie i do opicia. A wokół szafy nastał istny chaos i hałas. Wszyscy jeszcze nadzy i mokrzy zaczęli przeżywać dopiero co zakończoną produkcję. Każdy coś mówił, śmiał się, gestykulował, tłumaczył pytał, że trudno było się skupić na kimś konkretnym. Akurat jak fotograf wróciła z winem i jedzeniem to przy tej okazji zrobiło się trochę spokojniej jak każdy coś jadł albo pił.

- Osz w mordę! Ale dałyście czadu! Myślałem, że sobie zwalę zanim nadejdzie mój moment! I cholera jakbym nie miał gwarancji, że się do was dorwę to bym to do cholery zrobił! - znów dialog zaczął punkowiec który zaczął od tego co mu najbardziej ciążyło podczas kręcenia. Wyglądało na to, że czekanie na swoją kolej.

- Oj mnie się też strasznie podobało. Chociaż na początku w ogóle nie wiedziałam jak zacząć. - Jamie przyjęła butelkę i jak ugasiła pierwsze pragnienie to też podzieliła się wrażeniami.

- No ja trochę też. Ale no jak przypomniałam sobie ten filmik z niedzieli co go dziewczyny nakręciły to załapałam o co chodzi. I jej, Val. Nie uderzyłam cię za mocno wtedy w twarz? Trochę mnie poniosło. Przepraszam. - Indianka wciąż była naga i tylko zmieniła pozycję na szafie z leżącej na siedzącej. Mówiła z entuzjazmem i jak leci dopiero gdy przypomniało jej się ten epizod ze spoliczkowaniem dredziary to widać było, że to jej leży na sercu.

- Nic się nie stało. Po prostu nie spodziewałam się. I w pierwszej chwili nie wiedziałam co zrobić. Bo Lamia wcześniej nic takiego nie mówiła. No ale potem sobie przypomniałam o tym, że mamy być dziewczynami z innych band no to chciałam cię zrzucić. Końcówka mi się podobała. Jak mnie wszyscy braliście na raz no i potem jeszcze z tą stopą… - kelnerka nie zdążyła się ubrać więc po prostu siadła na swoich ubraniach obok swojej niedawnej “oprawczyni” i uśmiechała się do niej i do reszty przyjacielsko. A gdy mówiła o tej ostatnim epizodzie gdy gościła na sobie stopę gangerki to oczka przybrały jej rozmarzony wyraz i podobny uśmiech.

- Ale ja wam zazdroszczę. Od pierwszych scen żałowałam, że mnie z wami nie ma. - Eve razem z Lamią były najbardziej ubrane z całego towarzystwa. Bo o ile Rude Boy paradował w koszulce i dla wygody podciągnął do na miejsce niedawno opuszczone spodnie to aktorki nadal siedziały tak jak skończyły film czyli bez niczego.

- Jak wdepniecie w coś mokrego to się nie przejmujcie - sierżant przeszła z powrotem do zostawionych rzeczy, aby wyciągnąć jakieś bluzy, koszulki. Zdjęła też swoją kurtkę i wróciła do dziewczyn, szczerząc uzębienie po wariacku. - Możliwe że tam na chwilę się zatrzymałam jak was kręciłam. Idzie poznać którędy łaziłam, jest taka ładna mokra ścieżka - machnęła wesoło łapą na wnętrze toalety, a potem zarzuciła skorupę Di na ramiona, cąłujac ją w policzek. Następnie to samo uczyniła z Jamie, ściskając ją i zostawiając buziaka po tym jak okryła jej ramiona bluzą. Na koniec Val dostała koszulę, uścisk i pocałunek. Mieli jesień, kobiety ostro się zgrzały, a teraz siedziały w bezruchu, w starych murach. Łatwo dało się dorobić zapalenia oskrzeli w podobnych warunkach.

- Kurwa, ze trzy razy już prawie walnęłam tą kamerą w pizdu i chciałam do was dobić - byłą wojskowa przyznała szczerze, kończąc obchód oddaniem hołdu naczelnemu palantowi. - Na przykład gdy tam jakaś łapka się zagubiła - mrugnęła do Di, na sam koniec stając przy Eve i przygarniając ją do siebie ramieniem - Rrrany, byliście zajebiści! Wszystkie punki wasze - zaśmiała się do lasek aby na finisz powachlować rzęsami na palanta - Bo punkówy wiadomo, wszystkie zarezerwowane.

- To sobie weźcie moją dolę punków a ja mogę wziąć dwa razy te punkówy. - tym razem pierwsza zareagowała lodziara nieśmiało zgłaszając rączką swoją odpowiedź. Sama zaczęła ubierać bluzę jaką ją obdarowała saper. To z kolei rozbawiło towarzystwo. Zresztą z tego nadmiaru szczęścia i ekscytacji chyba wszyscy zachowywali się jak na luzackim haju.

- Cholera dobrze, że mi podpowiadałyście co robić. Bo w ogóle mi to wyleciało ze łba. - punk wybrał coś dla siebie z torby żywnościowej po czym odstawił ją na szafę obok żeńskiej części ekipy.

- No ja trochę pamiętałam co Lamia mówiła. - Indianka zmrużyła oczy gdy szukała wzrokiem ową reżyser. - Dobrze, że to powiedziałaś to jakoś to szło. - pokiwała z aprobatą głową naciągając na siebie pożyczoną skorupę. Ale na razie chyba nikomu nie chciało się wstawać i porządnie ubrać nawet jeśli własne ubrania leżały o krok czy dwa w różnych zakamarkach tej ubikacji.

- Ale mnie wystraszyłeś jak rozwaliłeś tą szafę! Rany w ogóle nie wiedziałam co będzie dalej! - fotograf zaśmiała się nieco nerwowo przypominając radosną improwizację przyspieszonej rozbiórki jaką zaserwował im palant gdy musiała szybko odskoczyć w bok by nie oberwać tą szafką.

- Punk rock to nie jest bułka z masłem. - lider “The Palants” wymruczał swoją ulubioną sentencję i wgryzł się w kolejny fragment bułki.

- Cholera, jak tak wygląda kręcenie tych filmów akcji to mogę wziąć tą robotę! - Diane zawołała z entuzjazmem gdy zaczęła grzebać po kieszeniach narzuconej kurtki. I chyba dopiero jak wyjęła paczkę szlugów Lamii zorientowała się, że to przecież nie jej kurtka.

- Jesteś stworzona do tej roboty - Mazzi przytaknęła Indiance, siadając na stole przy gangerze. Z rozpromieniona gębą przyglądała się pobojowisku i parsknęła do Di, widząc co tamta robi - No na co czekasz? Odpalaj nam kolejkę jak już trzymasz ramę. Też zajaram, RB raczej też nie wygląda na takiego, który odmawia.. ja pierdolę - pokręciła głową, wciąż nie mogąc uwierzyć w to, co właśnie się odstawiło - Wiedziałam, że wyjdzie zajebiście, w końcu co jak co, ale wy jesteście zajebiści, a to się przekłada - zabujała brwiami do zebranych - Nie wiem jak wy… ja już się nie mogę doczekać, aby to zobaczyć zmontowane! Jak Kociaczek to obrobi, dopiero wyjdzie petarda!

- A właśnie! A jak wyszło? - uwaga reżyser przypomniała Indiance o najważniejszym. Znaczy poza wyciąganiem i odpalaniem kolejnych szlugów.

- Co prawda na razie to wszystko jest w stanie surowym i tylko na kamerach… - Eve widocznie poczuła się zobowiązana do tej odpowiedzi bo wstała z gościnnej szafy i wróciła do stołu gdzie zostawiły kamery i resztę elektroniki do kręcenia zdjęć i filmów.

- Ale patrząc na to co się u mnie nagrało to myślę, że mamy aż za dużo materiału na świetną produkcję. Będzie prawdziwy film akcji! - blondynka wróciła z kamerą coś przy niej grzebiąc i gdy usiadła odwróciła niewielki ekranik, chyba nawet mniejszy niż w smartfonie aby pokazać miniaturkę nagranego obrazu. Trafiła na końcówkę akurat jak dłonie kelnerki troskliwie położyły sobie stopę gangerki na swoich piersiach.

- To jutro przyjdź! Może znajdę dla ciebie czas! A teraz spadaj! No już cię tu nie ma! - dał się słyszeć nagrany głos Diane.

- O rany to ja?! Ja tak mówię? - obrazek na chwilę skupił uwagę wszystkich więc nastała chwila ciszy. Ale zaraz znów wszyscy zaczęli przeżywać na nowo to nagranie.

- A kiedy będzie można obejrzeć całość? - zapytała Jamie gdy się trochę uspokoiło. Fotograf popatrzyła na panią reżyser z zastanowieniem wymalowanym na twarzy.

- Noo w tyymm tygodniu to raczej nie damy rady… Nie obiecuję, że na przyszły weekend się wyrobię ale spróbuję… - powiedziała w końcu z wyraźnym wahaniem w głosie.

- Będzie spoko. Chociaż cholera będę czekał. A jak się zgadamy? - punk też był ciekaw jakie będą dalsze losy tego nagranego właśnie materiału.
- Mamy coś do siebie, nie? - do akcji wtrąciła się saper, opierając się przedramieniem o bark punka i wyszczerzyła mu się prosto w twarz - W tym magazynie o którym mówiłeś… tam, gdzie podczas wymiany wizji artystycznych wyjebałeś drzwi. Poza tym będę jeszcze nie raz u Garry'ego, mam w końcu mu tą szafę do końca ogarnąć. Znając twój tryb życia damy radę się złapać. Jak nie w 41 to na waszych próbach i lekcjach. Ewentualnie znowu otworzymy wino, włączymy punk z boomboxa i zaczniemy pogo, a zmaterializujesz się prosto przed nami - parskając pocałowała go w policzek. - Nie dygaj, nie zapomnimy o tobie. Wszak mamy deala, nie? Pamiętamy, jak mogłybyśmy zapomnieć o naszym idolu?

W pierwszej chwili można było odnieść wrażenie, że punk w ogóle nie kojarzy o czym mówi Lamia. Jakby wcale z nim nie gadała wcześniej na parkingu. Ale jak doszła do Garry’ego, “41” i reszty na twarz wypełzło mu nieme “Aaa!” gdy widocznie w końcu zaskoczyło co trzeba pod tą czarną czupryną.

- Dobra to się dogadamy. - znów uśmiechnął się tym zblazowanym i kpiącym uśmieszkiem.

- Ale właśnie jak już o tym gadamy… - Eve zgłosiła się do odpowiedzi i poczekała aż wszyscy spojrzą na nią. - Po pierwsze to chciałam wam strasznie podziękować. Że się zgodziliście wszyscy no i znaleźliście czas by tu przyjechać i nagrać to wszystko. Po drugie chciałam podziękować Lamii która zorganizowała to wszystko. No i ten scenariusz! Boski! Mówiłam już kiedyś, że Lamia ma zawsze genialne pomysły na scenariusze to po prostu robi boskie? - blondynka obdarzyła Lamię ciepłym, promiennym spojrzeniem i uśmiechem. Reszta też wyrażała swój aplauz chociaż roześmiali się i pokiwali głowami radośniej gdy szło o genialne pomysły Lamii bo Eve powtarzała to całkiem często.

- No ale właśnie… Bo chyba wiecie, że ten film co właśnie nagraliśmy to taki publiczny? No wiecie jak będzie gotowy to będziemy starały się załatwić seanse na mieście. I jak się uda to ludzie będą chodzić i to oglądać. A nie tylko my jak to do tej pory było u Betty. - blondyna popatrzyła na te parę osób z pierwszej, publicznej produkcji ich dopiero tworzone firmy.

- Pfff! Też mi… - Rude Boy prychnął pogardliwie jakby chodziło o trzepnięcie muchy na szybie. - A niech oglądają! Prawdziwy punk rock… - dodał bezczelnie zaciągając się szlugiem.

- Ja myślałam, że wtedy u nas to mnie trochę bajerujecie z tymi filmami. Ale do cholery! Chcę robić takie filmy! Zwłaszcza z wami. Mam nadzieję, że teraz aż nie opędzę się od gorących towarków. Cholera będę gwiazdą! - Diane wręcz pławiła się w sławie i chwale jaka miała dopiero nadejść. I wydawała się być sercem, ciałem i duszą za powodzenie takiego projektu.

- Ja nie mam nic przeciwko. Może Garry da mi podwyżkę? Albo zaczną do nas przychodzić jakieś seksowne dominy? Z pięknymi stopami… - kelnerka z dredami uśmiechnęła się łagodnie ale w tym wewnętrznym gronie pozwoliła sobie na wyrażenie swoich cichych pragnień.

- Mnie też możecie wrzucić. Chociaż ja bym wolała filmy z samymi dziewczynami. Uważam, że lesbijski seks trzeba promować przy każdej okazji. Ale z Rude Boy’em też było nieźle! - na końcu wypowiedziała się dziewczyna z lodziarni. Trochę dał się znów słyszeć ten jej charakterystyczny światopogląd ale nadal starała się go kontrolować by nie urazić choćby głównego odtwórcę męskiej roli.

- Dzięki. Szkoda, że jesteś taka lewa. Poza tym jednak jesteś w porządku. - punk zrewanżował się jej zblazowaną miną i tonem więc chyba nikt się nie poobrażał na siebie.

- Cierpliwości Jamie, mam dla ciebie plan i scenariusz - saper popatrzyła ciepło na lodziarę i popukała się w skroń - Dogrywam detale, spodoba ci się, zobaczysz… i tak - rozejrzała się po zebranych - Dzięki ludzie, bez was by tego nie było. Dzięki Eve - posłała swojej dziewczynie całusa - Jak zwykle mnie przeceniasz, to dzięki tobie cały ten plan ma ręce i nogi… to co? W przyszłym tygodniu kręcimy coś nowego? - zabujała brwiami, zacierając ręce - Zobaczycie, za parę miesięcy nie odgonimy się od fanów… znaczy wy się nie odgonicie - zaśmiała się wesoło - Kurwa, sama będę za wami latać...znaczy bardziej niż teraz.

- Za tydzień?! Ja jestem za! - Diane z miejsca wydarała się pierwsza wywołując radość wszystkich. Ale i po niej nastąpiły kolejne zgłoszenia do gotowości. Zaś Jamie podobnie wydawała się zajarana obietnicą specjalnej roli w jakiejś następnej produkcji reżyser Mazzi.

- To może zrobimy sobie środę jako dzień filmowy? - Eve rzuciła luźnym pomysłem patrząc jak przyjmie to reszta towarzystwa.

- Postaram się. Ale nie obiecuję. Wiecie, próby, koncerty i punk rock. Trochę wczesna pora jak dla mnie. Ledwo wstałem. I cholera jakby mi wczoraj Val u Garry’ego nie przypomniała to chyba bym zapomniał. - Rude Boy wywalił bez żenady jak to było wczoraj, dziś i jak może być za tydzień. Odezwały się kolejne głosy, już bardziej stonowane i realniej patrzące ale nadal dominowało ochocze “tak”.

- Aha to jeszcze tylko jedna rzecz. - znów włączyła się fotograf. - Ja to zrobię ten materiał i poskładam. Ale co mam dać w napisach? Jakieś ksywy? Imiona? Co chcecie by o was napisać? Znaczy, nie musicie mówić teraz. Po prostu przyda mi się to do składania. Wiecie takie napisy przed i po filmie jak było w “Das i Kitty”. - blondynce znów odezwał się zmysł praktyczny i nawet wyjęła mały notes jakby ktoś miał coś do powiedzenia od ręki.

- Zróbmy tak… - sierżant wstała z szafy i podeszła do blondynki, stając jej za plecami. Połozyła brodę na jej ramieniu i tak patrzyła na pozostałych członków ekipy - RB wiadomo, tak przynajmniej sądzę. Dziewczyny… zróbmy tak. Ustawmy się w niedzielę o 20:30 w Honolulu, przy naszym stoliku. Pomyślcie do tego czasu pod jakimi ksywami chcecie być znane w branży. - puściła im oko - W razie czego razem usiądziemy i pomyślimy. Nie wypada też zostawiać Sonii samej na cały tydzień, nie? Na dniach zamierzam zadekować w 41, mam chyba jakieś wino do postawienia - parsknęła do punka - Fakt, punk to nie bułka z masłem, ale wlazłeś w temat jakbyś się do sprawy urodził. Kochany z ciebie palant, wiesz? Najlepszy w całym mieście.
 
__________________
A God Damn Rat Pack
'Cause at 5 o'clock they take me to the Gallows Pole
The sands of time for me are running low...
Driada jest offline  
Stary 19-04-2020, 09:01   #163
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 36 - Napad

Czas: 2054.09.23; śr; południe;
Miejsce: Sioux Falls; miejska toaleta w Ruinach
Warunki: wnętrze pustostanu, umiarkowanie, półmrok na zewnątrz umiarkowanie, um. wiatr, pogodnie, jasno


- Dobra dziewczyny było punkowo ale ja już muszę lecieć. - gadało się wesoło i lekko. Wszyscy zdawali się pałać do siebie życzliwością i czuć przekonanie i wspólnotę interesów. Tak co do dalszych losów właśnie zakończonego filmu jaki miał dopiero powstać w zaciszu “MazziXXX” jak i co do samej firmy która nadal była w trakcie powstawnia i jeszcze jej przyszłość była mocno niepewna. No ale Rude Boy, tak jak uprzedzał na samym początku, musiał się zrywać.

- Idziesz już? To nie pomożesz nam tego znosić? - Indianka wskazała na ten cały ambaras jaki wcześnie też bez niego na raty przyniosły z osobówki fotograf. Z czego właściwie większość przeniosły Lamia i Eve zanim reszta towarzysta się zaczęła zjeżdżać.

- Nie mogę. Sprawę mam. - punkowiec przepraszająco rozłożył ramiona po czym sięgnął po swoją ciężką, nabijaną ćwiekami i ozdobioną mnóstwem naszywek kurtkę i zaczął ją ubierać.

- Ano tak, te urodziny… - Val pokiwała głową jakby przypomniało jej się co to za sprawa.

- Urodziny? Masz jakieś urodziny dzisiaj? - Indianka zapytała zaintrygowana patrząc pytająco najpierw na dredziarę a potem na mężczyznę który już właściwie był gotowy go wyjścia. Ten posłał kelnerce niezbyt zadowolone spojrzenie więc ta syknęła gdy zdała sobie sprawę z własnej wtopy.

- Ja nie. Mój syn ma. Kończy dzisiaj 5 lat. W każdym razie jego matka tak mówi. - widocznie lider “The Palantas” szybko przeszedł nad tym do porządku dziennego bo machnął na to dosłownie ręką i zaczął poprawiać sobie kurtkę, podkoszulek i spodnie.

- Masz syna?! - trudno było stwierdzić która z dziewczyn wydawała się bardziej zaskoczona taką rewelacją. Może nawet były wręcz zszokowane. Może poza Val która chyba była nieco bardziej wtajemniczona w temat. I dziewczyny na nią zerknęły jakby dla sprawdzenia tych wieści ale ona potwierdziła kiwaniem głową.

- Jego matka tak twierdzi. - punkowiec posłał im ten swój kpiący uśmieszek. Dojrzał nie wykończoną jeszcze butelkę wina i ruszył ostatni raz zwilżyć gardło.

- Aa too… Twój syn? Znaczy noo… - gangerka zaczęła ale chyba nie bardzo wiedziała jak zgrabnie zapytać bo trochę zaczęła się jąkać. Ale jedyny aktor w ich gronie chyba i tak domyślił się o co jej chodzi.

- Jego matka tak twierdzi. - uśmiechnął się znowy po czym sięgnął do kieszeni po kolejnego skręta.

- No ale… No wiesz… Znasz ją? Puknąłeś? - Diane wydawała się zafascynowana tematem prywatnego życia swojego idola. I nie tylko ona i nie tylko jej idola.

- Pewnie. Przed koncertem. Po. Wiele razy. Przez jakiś gorący sezon. Wiele lasek tak puknąłem. Cholera wie ile mogę mieć dzieci. - Rude Boy mruknął tonem jakby mówił o pogodzie. I to z zeszłego sezonu. Zamilkł gdy zaciągnął się pierwszym buchem ostatniego fajka.

- No ale może laska ci wkręca? Może nie ma tego dzieciaka z tobą? - Di kontynuowała temat ale chyba spora część żeńskiej obsady też wyglądała na żywo nim zainteresowaną.

- Chuj w to. Może mój może nie. Chrzanić to. Polubiłem go. Ale same widzicie jak się prowadzę. Nie nadaję się na ojca. Lepiej mu będzie z matką. Powinna sobie znaleźć jakiegoś porządnego faceta co się nimi zajmie jak należy. No ale obiecałem mu, że przyjadę na jego urodziny. No to jadę. Serwus. - punkowiec wsadził sobie szluga w zęby, wyszczerzył się tym kpiącym, prowokującym uśmieszkiem, machnął ręką na pożegnanie i wyszedł. Jeszcze słychać było odchodzące kilka kroków jego ciężkich glanów a potem cisza.

- Ale z niego numer. - odezwała się Jamie chyba nie bardzo wiedząc jak inaczej skomentować te rewelacje.


---



Po odjeździe gwiazdora lokalnej sceny w pierwszym odruchu stał się głównym tematem dla piątki z żeńskiej części ekipy filmowej. Ale dość szybko sam film, ekipa i powstające studio a także plany na najbliższe godziny i dni stały się ważne do omówienia. Na przykład blondynka w krótkim płaszczyku zagaiła temat czy znają kogoś kto mógłby im się jakoś przydać w ekipie. Najlepiej jako aktor czy aktorka bo nie ma co hermetyzować ekipy i trzeba być otwartym na nowe twarze i talenty. Ale nie tylko bo w dłuższej perspektywie będą potrzebowali naprawdę różnorodnych specjalistów. No ale to później. Na razie metodą małych kroczków zajmą się tym co mają teraz. No ale jakby kogoś znały…

- Ja znam… Znaczy chyba… Tylko tak słyszałam… - Jamie zgłosiła się pierwsza chyba pod wpływem impulsu. Ale prawie z miejsca się zmieszała i straciła wątek.

- Jakaś fajna foczka co się lubi pukać przed kamerą? - zaśmiała się rozbawiona Diane.

- Noo niee… To facet. - westchnęła zażenowna lodziara z wyraźnym ociąganiem.

- To ty znasz jakichś facetów? - zapytała motocyklistka z ironiczną złośliwością w głosie.

- Oj Di! Daj spokój! - Eve fuknęła na koleżankę by dała drugiej powiedzieć co jej leży na wątrobie. - No a co to za jeden? Dlaczego uważasz, że mógłby nam się przydać? - z kolei do długowłosej szatynki zwróciła się miłym, zachęcającym tonem.

- Bo koleżanki mi mówiły. Znaczy gadały o nim. Mówią na niego Niagara. Bo podobno ma taki spust… No ogromny. Dużo większy niż normalnie. Mimo, że z wyglądu to podobno taki sobie. Tak mówiły ale nie wiem dokładnie bo faceci i ich wytryski mnie nie interesują wcale. - lodziara szybko zakończyła ten niewygodny i chyba trochę krępujący ją temat.

- Facet by nam się przydał w studio. Znaczy jako aktor. Co prawda z dwojga skrajności to laski zawsze lepiej się sprzedają więc branża nastawiona jest na aktorki. No wiecie jak mamy tylko trzy aktorki to bez żadnego faceta nagramy filmik i wszyscy będą chcieli go oglądać. No ale jakbyśmy miały tylko trzech facetów? - Eve tonem eksperta wyraziła swoją opinię w tym temacie. Dziewczyny roześmiały się na tą uwagę i pokiwały głowami.

- No ale jednak przydałby nam się jakiś zawodnik. Lubię Rude Boy’a i na koncertach i poza nimi a nagrywa się z nim cudnie. No ale nie wiem czy możemy na niego liczyć tak w dłuższej perspektywie. Nawet jak nie ten co mówi Jamie to jakiś inny. - fotograf i kamerzystka chciała się chyba jakoś wytłumaczyć aby nie zabrzmieć zbyt obcesowo czy wyrachowanie względem pierwszego męskiego aktora w powstającej właśnie branży.

- No jasne ale inny facet to już nie będzie Rude Boy. - westchnęła Indianka patrząc na framugę drzwi przez jakie widziały ostatnio plecy odchodzącego gwiazdora. Val też pokiwała głową, że zgadza się z nią w pełni.

- Noo… Taki palant jest tylko jeden… - kelnerka dorzuciła swoje. Chwila dyskusja toczyła się jeszcze na temat czy któraś z dziewczyn nie zna kogoś kto chciałby w jakiś sposób ich wesprzeć. Ale skończyło się bez konkretów. Bo chociaż parę kandydatur, głównie koleżanek, padło to jednak wynik był niepewny i trzeba by się spotkać i obgadać z nimi sprawę. Najwięcej kontaktów, z racji zawodu, miała Eve. W końcu od czasu do czasu zdarzało jej się kogoś namówić na bardziej odważną sesję fotograficzną. No ale jak się zastanawiała która z owych modelek mogłaby być w mieście czy okolicy obecnie, i jeszcze dodać do tego sito chęci, wyglądu, prognoz co do zgody to nawet u niej wynik był mocno wątpliwy. Val nie była pewna czy ktoś z jej znajomy by się pisał na taką przygodę. Jamie może by miała jakąś koleżankę ale też by musiała z nią pogadać. A Diane większość znajomych miała w Mason więc tutaj czuła się trochę jak turystka.

Zaczęła się rozmowa czy któraś z dziewczyn z weekendowych imprez nie miałaby ochoty. W końcu się znały, lubiły i spędzały ze sobą swój wolny czas. Eve wspomniała, że wczoraj rozmawiały z Madi i mówiła, że może dzisiaj będzie.

- Wątpie by Madi się zgodziła nagrywać takie firmy na poważnie. W takich prywatnych jak u Betty to pewnie ale tak by w świat to puścić… Nie sądzę. Chociaż… Właściwie cholera wie… - motocyklistka w pierwszej chwili mówiła jakby była pewna co do odpowiedzi ich ulubionej masażystki ale w miarę jak mówiła traciła tą pewność. W końcu stanęło na tym, że chyba po prostu trzeba by z nią pogadać na spokojnie.


---




Czas: 2054.09.23; śr; popołudnie;
Miejsce: Sioux Falls; miejska toaleta w Ruinach
Warunki: wnętrze pustostanu, chłodno, półmrok na zewnątrz chłodno, dość silny wiatr, zachmurzenie, jasno


- Cholera, trochę zaczyna pizgać. Trzeba ruszyć tyłek i się ubrać. - Diane westchnęła pstrykając niedopałek precz. Mała kometa trafiła w brudne lustro gdzie rozbłysła w małej eksplozji i spadła do zlewu. Punkowca już dość dawno nie było gdy wreszcie się nagadały, obgadały, poplanowały dalsze spotkania i posunięcia a w końcu także zaczęły odczuwać chłód. Niebo spochmurniało i wiatr stał się mocniej słyszalny i odczuwalny. Chociaż nadal nie umywał się do tego o świtaniu. Część ekipy i tak się już zdążyła ubrać w to i tamto. W końcu i rozleniwiona Indianka wstała ze swojego miejsca i ruszyła aby pozbierać swoje rzeczy.

- No tak. Trzeba się zbierać. Pomożecie nam przenieść te wszystkie rzeczy do samochodu? - reporterka oderwała się od starego zlewu o jaki się dotąd opierała i wskazała na te wszystkie torby, pudła i kartony jakie teraz trzeba było zapakować a potem przenieść przez ten wąwóz gruzu do samochodu. Na kilka par rąk to by może obróciły na dwie, może trzy tury.

- Jasne. O rany ale jestem usyfiona. - motocyklistka dopiero jak spojrzała na siebie gdy już miała ubrać swoje rzeczy zorientowała się w jakim jest stanie.

- Jak my wszystkie. - uśmiechnęła się Jamie. Ale sceneria odcisnęła swój brudny ślad na trójce półnagich aktorek które dopiero teraz zaczynały się ubierać i szykować do powrotu w cywilizowane rejony miasta.

- Chrzanić to. Wezmę kąpiel u Betty. Ktoś ma ochotę dołączyć? - gangerka wróciła do naciągania swoich skórzanych spodni ale spojrzała koso na resztę towarzystwa.

- O. To ja bym chciała. Chyba jeszcze zdążę przed swoją zmianą. - kelnerka zgłosiła się z miejsca na bycie pasażerką Indianki oraz wspólną kąpiel.

- Oj ja bym bardzo chciała. No ale my musimy wracać do nas. Ja jeszcze w biurze dzisiaj nie byłam a wczoraj to ledwo zrobiłam minimum z dwóch dni. Ale możemy kogoś podrzucić. - Anderson zrobiła przepraszajacą minę na znak, że przyro jej ale musi odmówić temu zaproszeniu. Popatrzyła pytająco na lodziarę która w takim układzie została jako jedyna bez własnego transportu.

- No to jak bym wam nie przeszkadzała to bym zabrała się z wami. Wyrzucicie mnie gdzieś w centrum to będzie dobrze. - Jamie ucieszyła się z tej propozycji. Eve jeszcze machnęła ręką, że koło jej lodziarni, ratusza i jej domu i tak będą przejeżdżać więc żadna sprawa wyrzucić ją pod same drzwi. Więc gdy już wszystkie ubrania znów były na swoich właścicielkach przyszła kolej aby zapakować bagaże.

- To ja tu popakuję a wy możecie ponosić? Dam wam klucze. Lamia, pomożesz mi? - fotograf zaproponowała grafik na jaki wszyscy się zgodzili. I dość szybko jak ostatnia z aktorek wyszła ze niczyjej toalety publicznej zagaiła swoją wspólniczkę.

- Lamia. - zaczęła pakując składając lampy i pakując je do pudła. Zerknęła czy są same. - Właściwie jak to pierwszy publiczny film a oni byli naszymi aktorami to powinnyśmy im zapłacić. - zagaiła to co jej leżało na sercu. - No wiem, że kasa niszczy przyjaźń. No ale to biznes a nie nasze prywatne filmiki dla przyjemności. - podjęła temat gaży szybko przedstawiając wstępny kosztorys. Zazwyczaj za odważne zdjęcia w swoim studio płaciła modelkom z 50 do 100 papierów za godzinę. Można było mniej. Ale zwykle namawiała na sesje dziewczyny jakie się jej podobały i wolałaby miło ją wspominały. Także pod względem finansowym. Płaciło się nie tylko za same zdjęcia ale za samą dyspozycyjność. Więc tutaj na samym filmowaniu zeszła im z jakaś godzina. I druga na ustalenia, pogaduchy przed i po. To dawało jakieś dwie godziny licząc nawet czas samego punkowca. No ale 50 do 100 papierów, x2 godziny, x4 osoby…

- No stać nas. W niedzielę jak przyjdą możemy im wypłacić. Jemu to ty możesz zapłacić jak go spotkasz. No i jeszcze można im obiecać tantiemy od zysków ze sprzedaży. Jeśli jakieś będą. No ale to trochę kasy jest. Jeszcze nas stać ale jak będziemy znów coś kręcić znów trzeba by im zapłacić. Chciałabym być w porządku. No ale też mamy jeszcze tyle wydatków. Nie wiem jak to ugryźć Lamia. - krótkowłosa blondynka niby się pakowała do tych kartonów i pudeł ale ten finansowy aspekt gaży aktorów widocznie poważnie ją martwił. Kasa. Tak samo potrzebna jak na prowadzenie wojny. Lamia wiedziała, że dostała sporą wypłatę za ten zaległy przez pół roku żołd. Ale też i zauważalną część z niego już wydała. A bieżące tygodniówki wypłacane z ratusza nie miały szans pokryć strat. Starczały na standardowe koszta, zwłaszcza jak ktoś mieszkał na koszt systemu i począwszy od miejskiej komunikacji, przez służbę zdrowia wiele usług miał za darmo. No ale na rozkręcenie własnego biznesu to jednak nie miało szans wystarczyć. Nie była pewna jak finansowo stoi Eve ale gdyby miała pod swoim materacem górę talonów to pewnie tak by się nie martwiła tymi kosztami. Nie bardzo jednak było jak pogadać we dwie bo usłyszały zbliżające się kroki i zaraz wróciła Jamie.

- Eve ta twoja puszka jest za mała na to wszystko. Weź to może sama ogarnij. Już chyba niewiele tutaj zostało do zaniesienia nie? - lodziara w skórzanych spodniach wskazała kciukiem za siebie na kierunek skąd przyszła. Eve pokiwała głową, wzięła właśnie zapakowany karton i poszła sprawdzić co tam się dzieje przy samochodzie. No i nastąpiła karuzela zmian gdy Lamia albo pakowała, albo nosiła, albo ładowała te paczki na przemian z którąś z dziewczyn.

- Lamia? A ty naprawdę byś miała dla mnie jakiś filmik? Z samymi dziewczynami? Nie wkręcałaś? - pytała Jamie gdy szły razem do samochodu dźwigając pudła i kartony. I nieśmiało sondowała sprawę gotowa się umówić w bardzo elastycznych terminach i adresach na terenie miasta.

- Hej mała! Eve mówi, że zakładacie ten swój burdel tam u niej. Ale tam trzeba posprzątać, wywalić meneli czy inne śmieci, rozwalić jakąś ściankę czy co. To daj znać kiedy. Aha mówiła coś, że nie macie talonów by zapłacić za taki remont. Kurwa! Jakie zapłacić?! Jesteśmy kumpelami nie? No dobra, możemy pogadać o zapłacie w naturze. - Di wróciła buńczuczna natura gdy mijały się po drodze w tym kanionie. Gangerka chyba zapaliła się na całego do tego biznesu i była skłonna zrobić co się da by im pomóc.

- Lamia, Eve mówiła, że dzisiaj byłyście rano u Steve’a. Naprawdę nagrały was kamery?! A w ogóle to teraz będziecie mieszkać razem u Eve? - Val wyglądała na rozbawioną i rozpromienioną wieściami od kierowcy osobówki.


---



- No to chyba wszystko. Rany jak wrócę do domu to wezmę kąpiel. Wszystko mnie swędzi, ten piach to mam chyba wszędzie. - Jamie z Lamą przeszły jeszcze raz przez damską część toalety gdzie były kręcone zdjęcia. Zaniosły już wszystkie rzeczy z powrotem do samochodu i Eve jakoś jednak je tak upchała, że się zmieściły i zostało jeszcze miejsca dla długowłosej pasażerki. No ale na wszelki wypadek jeszcze wróciły by sprawdzić czy nic nie zostało. No ale chyba poza kartonem z końcówką drożdżówek chyba już nic więcej tutaj nie zostało.

- To Madi? Odjechała? Nie poczekała na nas? - pracownica lodziarni odwróciła głowę w stronę jaśniejszych plam okien zewnętrznych. Lamia też to usłyszała. Nieco przytłumiony przez te sterty gruzu ale jednak nadal czytelny odgłos uruchamiania a potem odjeżdżającego motocykla. - Aż tak się jej spieszyło? - zdziwiła się szatynka w skórzanych spodniach mając chyba trochę za złe gangerce, że na nich nie poczekała. Więc Val pewnie też bo przecież miały razem jechać do Betty. Zwłaszcza, że jak odchodziły to Indianka kokietowała dredziarę, że pozwoli jej zrobić sobie pedicure i w ogóle zadbać o stopy jak uzna za stosowne co było jak miód na uszy blondynki.

- Dasz radę? A ty jakieś masz plany na resztę dnia? Bo słyszałam, że w weekend nie ma cię w mieście. - szatynka w pożyczonej przez Lamię bluzie zagaiła kolejny temat skoro przed powrotem do samochodu jeszcze była okazja pogadać. A kartonik z kilkoma drożdżówkami był lekki więc nie było kłopotu go dźwigać. Lodziara wyszła pierwsza przez framugę drzwi i stanęła w przedsionku czekając aż reżyser kina akcji trzymająca ten karton odpowie i się z nią zrówna. I wtedy niespodziewanie na scenę wpadła Val. Dosłownie wpadła.

Usłyszały jakiś ruch od strony kanionu ale praktycznie od razu poznały sylwetkę o blond dredach i w letniej sukience. Val musiała biec. Sprintem. Ale akurat teraz się wywaliła więc upadła na ziemię wzbijając trochę kurzu. Skrzywiłą się boleśnie jęcząc cicho ale zaraz otworzyła oczy. Przez moment ich spojrzenia spotkały się. Kobiety która właśnie gruchnęła o ziemię i jej dwóch zaskoczonych przyjaciółek stojących w wejściu do publicznej toalety ledwo parę kroków dalej. Z tak krótkiej odległości dało się dostrzec, że na twarzy kelnerki ból spowodowany upadkiem tylko na moment zdominował inne uczucia. Ale te inne uczucia szybko odzyskały kontrolę nad jej mimiką. I bezbłędnie dało się rozpoznać to uczucie bo było jednym z najbardziej pierwotnych. Strach.

- Nie! - wrzasnęła ze strachu kelnerka próbując się podnieść. Zdążyła powstać mniej więcej na czworaka kierując się ku pozostałej dwójce gdy zza tego samego załomu wypadła kolejna postać.

- Mam ją! - wrzasnął jakiś facet i faktycznie ją miał. Dopadł Val zanim zdążyła się podnieść, złapał ją w pasie i powalił z powrotem na ziemię.

- Zostaw ją! - Jamie wrzasnęła otrząsajac się z momentu zaskoczenia i bez wahania ruszyła na napastnika.

- Tam są jeszcze dwie! - wrzasnął ten który mocował się z desperacko szamoczącą się kelnerką. I jak na zamówienie z kanionu wypadło jeszcze dwóch napastników. Ci widząc, że ten pierwszy powalił swoją ofiarę praktycznie bez zatrzymywania ruszyli na pozostałe dwie ofiary. Lamia odruchowo zarejestrowała, że mieli puste ręce. Chociaż chyba w ogóle mieli przy sobie jakieś noże, łomy, może i kabury ale nie miała czasu tego sprawdzać gdy wszystko działo się w mgnieniu oka.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 22-04-2020, 04:54   #164
 
Driada's Avatar
 
Reputacja: 1 Driada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputację
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=GhMzFv_1tmU[/MEDIA]

Rude Boy potrafił nieźle zamieszać i zawsze pozostawiał po sobie zamieszanie i aurę palanta, a z drugiej strony nie dało się go nie lubić. Szczególnie gdy obserwowało się jak odchodzi do fury, w tej skórzanej skorupie i macha nonszalancką ręką do najwierniejszych fanek. Cholernik miał w sobie coś, przez co szło stracić głowę i rozsądek, Lamia była tu idealnym przykładem.
- Ciekawe jak jego syn ma na imię… - rzuciła ściszonym głosem, nie mogąc oderwać oczu od czarnowłosej sylwetki.
Dopiero po odejściu punka zyskała panowanie nad sobą na tyle, aby móc dyskretnie odetchnąć dyskretnie. Nie rozumiała jakim cudem zachowywała się niczym tracąca głowę małolata… a przecież miała kogoś, na kim jej zależało i jeszcze widzieli się parę godzin wcześniej. Tęskniła za nim, bała się o niego i wyczekiwała niecierpliwie do piątku… a tu przyszedł jeden palant przez co sierżant musiała co rusz przypominać sobie czyją suką aktualnie jest.
- Spoko, coś wymyślimy - mruknęła, gdy Eve zapytała ją o opłaty dla aktorów.

Patrząc jak mężczyzna wsiada do fury, wnętrzności Mazzi przez krótką chwilę ścięły się w bryły lodu. A co jeśli ona też byłaby w ciąży? Przecież ostatnie dwa tygodnie nie dało się znaleźć dnia, aby nie miała w sobie resztek tego, czy tamtego faceta od Daniela zaczynając, na kapitanie Boltów kończąc. Po drodze znalazł się też oczywiście RB…

Niespełniona, dziwna tęsknota szarpnęła sercem wojennej kaleki, zmuszając aby zamilkła na parę minut. Jak zareagowałby Steve, gdy pewnego dnia przyjechała do jego jednostki z podobnie wesołą nowiną? Przypomniała też sobie radość w głosie dziecka podporucznika z jednostki Willy. Potrząsnęła głową ostro, sięgając po papierosa.

- Tak skarbie, mam dla ciebie scenariusz - zaśmiała się do Jamie, puszczając jej zalotne oczko i zerknęła resztę dziewczyn - Tak… jakoś tak wyszło, że będziemy mieszkać u Eve… i fakt, trzeba będzie tam najpierw posprzątać. Talonów nie zaproponujemy - łypnęła na Di - Za to tanie wino i żarcie będą zawsze. A także gdzie siadać - niby przypadkiem potrała swój policzek palcem wskazującym, aby na koniec zaśmiać się do Val. - Chciałyśmy złapać Tygryska zanim go gdzieś wywalą w teren… dlatego tak rano musiałyśmy jechać. Z tego niedospania zapomnieliśmy o kamerach - parsknęła, przewracając oczami - Oj mieli w cieciówce co oglądać.

- No i mnie to urządza. To na kiedy się umawiamy? - Diane odpowiedziała pół żartem pół serio ale odpowiedź Lamii widocznie ją satysfakcjonowała.

- Ojej to cudownie! Tak bym chciała z wami zagrać jeszcze coś! I tylko z dziewczynami?Cudownie! - Jamie też wyglądała na ucieszoną, że pani reżyser jednak nie żartowała i ma dla niej rolę w nowej produkcji. No to nieśmiało tylko jeszcze zapraszała do siebie do domu, do lodziarni na darmowe lody i czekała z niecierpliwością na początek tej nowej produkcji.

- A na wizytowanie waszego zaplecza też zapraszasz? - Eve zapytała niewinnie patrząc filuternie na lodziarę skoro wydawała się taka przystępna i chętna do współpracy.

- Naturalnie! - Jamie roześmiała się rozbawiona tak samo jak reszta towarzystwa.

- Ojej ale z was aparatki. - Val też była rozbawiona tą rozmową tak samo jak o niesamowitych przygodach reżyserskiej trójki w koszarach dzisiejszego poranka. A nieco wcześniej zdradziła imię syna RB o którym mówił Tim. Timmy. Chudy Timmy albo jak go często ojciec nazywał, Chudy. Bo faktycznie był drobniutkim chłopcem. Kelnerka kilka razy go widziała w “41” ale niezbyt często.

- Ciekawe czy Steve ma jakieś nieoznakowane, tajne dzieci gdzieś na boku - Mazzi patrzyła w niebo, robiąc zamyśloną minę. - Trzeba będzie spić Dona w niedzielę i powyciągać z niego potrzebne info. Pewnie przy okazji sprzeda nam masę bzdur, bo wiadomo - zerknęła rozbawiona na fotograf - Tak naprawde lecimy na niego, nie na Tygryska. Poza tym w niedzielę ustalimy co i jak, ok? - powiedziała do reszty dziewczyn - Standardowo, w Honolulu.

- No tak. Przecież wszystkie lecimy na niego. - Eve ironicznie pokiwała głową gdy zacytowała to co Don sam często powtarzał przy ostatnich spotkaniach.

- O tak, zwłaszcza jakby jego o to zapytać. - Diane zrobiła podobną minę i też pokiwała głową widocznie podobnie widzą sprawę.

- Ale nie gadajcie. Jest całkiem niezły. Mi się z nim podobało. - Val pozwoliła sobie na nieśmiałe wyrażenie nieco innej opini o paramedyku specjalsów.

- Wiesz co Lamia? Ja przyjedzie Karen musimy ją zapytać o Dona. Zobaczymy czy ona na niego leci. - zaśmiała się fotograf gdy wpadła na pomysł jak zweryfikować słowa bruneta z paczki Krótkiego.

Saper zaśmiała się, pociągając fajka i rechocząc w najlepsze. O tak, w kwestii medyka Boltów, istniało jedno jedyne rozwiązanie, odnośnie pociągu kobiet do niego. Coś jak aura RB, tylko punk akurat rzeczywiście tak działał na kobiety.

- Mam lepszy pomysł - zabujała brwiami do blondi - Spytamy Denise co o nim sądzi, będzie neutralnym arbitrem. - w tym momencie wyglądała niczym wcielenie szczęścia - Dobrze pójdzie Willy też go zobaczy i oceni. Pewnie też przeleci, i dobrze. No zna się chłopak na robocie. Pierdolony Cherubinek. - parsknęła, popierając Val - Zdolny, czuły, zabawny, świetnie wygląda, dobrze się rucha i nie trzeba mu prać skarpetek. Czego chcieć więcej? - pstryknęła dopalonym papierosem gdzieś w bok - Cholera, weźcie… was przedymał RB, macie łatwiej. Tak gadacie o tym cwaniaczku, że narobiłyście mi ochoty na kanapkę z Boltów!

- A kto to jest Denise? - zapytała zaciekawiona Val gdy już wszystkie uspokoiły się po wybuchu śmiechu na żartobliwą uwagę pani reżyser.

- A na taką kanapkę też bym miała ochotę. - Jamie zgodziła się, że preferencje Lamii są jej dobrze znane i zrozumiałe. Ale gdy dziewczyny obdarzyły ją nieco zaskoczonymi spojrzeniami na to danie serwowane z męską przewagą liczebną w jak najbardziej bezpośrednich kontaktach lodziara szybko się zmitygował. - Znaczy z dziewczynami oczywiście! - dorzuciła tak szybko co wesoło.

- Wiemy Jamie, wiemy - Mazzi uśmiechnęła się i parsknęła, zanim nie odwróciła się do dredziary - Wyrwałam taka jedną laskę w jednostce mojej znajomej kiedy polazłam tam jej szukać. Taka mała, urocza Azjatka, zobaczycie w niedzielę. Dała się zaprosić na drina do Honolulu. Muszę wziąć jej skołowac kostium - zadumała się, zakładając ramiona na piersi i spojrzała na popękany sufit - Chyba że jej oddam swój, ale wtedy chyba nie mogłabym wychodzić z wody. Wiecie, żeby nie gorszyć ludzi - posłała reszcie niewinny uśmiech.

- Jaki kostium? I Azjatka? Taka prawdziwa? Lubię Azjatki. - Val zaciekawiła się nową znajomą ciemnowłosej saper.

- To ona też będzie w niedzielę? To też jej jestem ciekawa. Właściwie to kto ma być w tą niedzielę? My, ta Denise i ktoś jeszcze? - Jamie zapytała trochę z taką miną jakby była nadzieja, że zorganizują sobie tylko dziewczyńskie spotkanie bez żadnych facetów którzy przecież byli zbędni i tylko przeszkadzali w zabawie. Przynajmniej jej zdaniem.

- Tygrysek, chłopaki, my, Denise, kumpela Tygryska Karen… z jednostki - Saper nie myślała długo, wyrzucając od razu domniemanych uczestników tej imprezy - Jak dobrze pójdzie będzie też Willy, moja przyjaciółka z woja… iii zobaczymy, co tam jeszcze się nawinie po drodze - zaśmiała się wesoło - Tydzień jeszcze młody, nie? Kostium kąpielowy, chyba tym razem rozstawimy się nad basenem… i tak. Prawdziwa Azjatka, no sama zobaczysz.

- O! Ja mam kostium kąpielowy! Nawet chyba kilka. Znaczy u nas na zapleczu, wiesz tam co żeśmy się poznały. Mogę przynieść. Tylko nie znam rozmiarów ale to mogę wziąć je w torbę. Tylko będę musiała poszukać. - Val błysnęła pomysłem gdy myślała na gorąco o tych wszystkich kostiumach, basenach i kąpielach.

- A ta Karen to kto? - Diane zapytała o kolejne nowe imię jakie pojawiło się w relacji reżyser tego i niedzielnego spotkania.

- To koleżanka Steve’a. Zaprosił ją do nas na weekend. No ale my jej jeszcze nie znamy. A impreza z kostiumami mi się podoba. Też chyba mam jakieś kostiumy w zapasie. - Eve dorzuciła swoje wyjaśnienie i ofertę wsparcia garderoby na niedzielne spotkanie.

- Jej to znów gruba impreza w “Honolulu” się szykuje. - Jamie uśmiechnęła się rozbawiona jak te imprezy ostatnio miały tendencje do kumulacji jedna za drugą. Mazzi rozłożyła na to ręce w uniwersalnym geście mówiącym jasno "co na to poradzę? Życie".


Czar pięknej chwili prysł, złość i strach momentalnie wyparły radość. Los, jak widać, przypomniał sobie o Mazzi… a co gorsza postanowił wrzucić do tygla również jej przyjaciółki. Wystarczyła jedna chwila, jeden cholerny rzut oka na to, co dzieje się w kanionie, aby szampański nastrój zmienił się we wściekłość. Jeden napastnik, następnie jeszcze dwóch… a przecież nie mieli pewności, ile jednostek wroga czai się między ruinami… lecz nie to najbardziej ściskało Mazzi serce. Czuła przez skórę, że całą chryja źle się skończy, w myślach wyzywała się od idiotek, bo kto widział, aby prawie całkowicie się rozbrajać?!
Nie chciała zrobić komuś przypadkowo krzywdy - mogło się to okazać jej największym błędem w życiu.

Złość, poczucie winy i dziki lęk, dławiący gardło i mącący myśli - nigdzie nie było Eve, dlaczego motor Di odjechał? Zostały napadnięte, okradzione? Ktoś zrobił im krzywdę i teraz zabierał się za resztę… podczas gdy Mazzi miała przy sobie rewolwer na krótki dystans i tyle pestek co w bębenku.

Przetrawienie sceny zajęło saper chwilę, gdzieś z tyłu czaszki poczuła znajome drapanie czarnej ściany paniki. Kanion gruzów, obcy, nieznany teren i wróg naprzeciwko. Tak jak nieznany był los jej dziewczyny. Tyle dobrego, że wróg był ludzki.
Jamie ruszyła do Val, a Mazzi szarpnęła łapami za plecy, gdzie za pasek od spodni wetknęła śmieszną klameczkę.

- Stać kurwa! - huknęła jak na musztrze, mając lichą nadzieję, że coś jej jeszcze z dawnej charyzmy zostało. - A ty wstawaj z niej!

W ciągu kilku chaotycznych sekund scenografia przed zapomnianą, cichą, zdezelowaną i niczyją toaletą zmieniła się diametralnie. Mężczyźni i kobiety biegali, krzyczeli i walczyli ze sobą. Zanim Lamia puściła karton i sięgnęła po mały rewolwerek Eve ci dwaj co wbiegli pokonali kilka kroków. Podobnie jak Jamie która z początku biegła pomóc Val przy okazji nieco wchodząc Lamii w ewentualną linię strzału ale widząc dwóch nowych przeciwników szatynka w skórzanych spodniach zawahała się. Z tego wahania wybawił ją jeden z mężczyzn pędząc na nią kursem kolizyjnym. Zaraz potem lodziara uniosła pięść i zamachnęła się na niego ale chociaż trafiła go w ramię nie wywołało to większego efektu a ich pojedynek zaczął się na dobre. Kolega jej napastnika zaś obrał za cel wciąż stojącą w drzwiach kobietę mijając tą parę walczących ale ledwo zrobił krok i następny pani reżyser zdołała wydobyć rewolwer i prawie od razu strzelić w ziemię przed sowim napastnikiem.

Wystrzał z sześciostrzałowca wydał się w tym chaosie zaskakująco głośny. I zaskakujący właśnie. Chyba wszyscy chociaż na chwilę spojrzeli na strzelca. Ten co biegł jak się teraz okazało przeciwko lufie jednak zmienił zdanie. Zatrzymał się ale z tego rozpędu zrobił to dopiero ze trzy ostatnie kroki przed Lamią. Prawie ją dopadł. Był w sile wieku i też miał przy pasie kaburę i nóż. Ale w tej krytycznej chwili dłonie miał puste. Ale był już na tyle blisko, że mógłby skoczyć na nią w każdej chwili zdążyłaby strzelić może z raz gdyby się zdecydował na atak.

Ale to nie przerwało dwóch pozostałych walk. Ten pierwszy który dopadł Val szybko zdobył nad nią przewagę. Dziewczyna nie zdążyła się obrócić i leżała na brzuchu a on siedział na jej plecach. Złapał ją już za nadgarstek i próbował wykręcić jej rękę do tyłu. Sytuacja kelnerki była więc dość kiepska. Co innego Jamie. Chociaż brakowało jej bokserskiego fachu to nadrabiała te braki gwałtownością próbując walić przeciwnika jak popadło i nawet chwilowo udało jej się zepchnąć go do defensywy bo zasłaniał się ramionami przed jej ciosami ale nie wyglądało na to by miał zamiar zrezygnować z walki.

- Rzuć to szmato! Rzuć to albo rozwalimy te suki! - w odpowiedzi ten który siedział na szamoczącej się kelnerce krzyknął do Lamii swoje warunki.

Trzech walczących na trzech walczących… pozornie wyrównane szanse, statystycznie. Wszyscy wiedzieli gdzie można sobie schować statystykę. Stojąc tuż przed agresorem Mazzi aż zbyt dobitnie czuła, jak mają przerypane. Już nie chodziło o paru nawalonych gostków gdzieś w barze, a trzech facetów mających jednoznacznie nieprzyjazne zamiary. Wszyscy wprawieni w bojach co najmniej ulicznych, silni, młodzi… po drugiej stronie sierżant-kaleka, kelnerka i laska z lodziarni. Dwójka cywili za których ta trzecia powinna być odpowiedzialna. W końcu, do cholery, najpierw zdychał pies, a na końcu jego pan.
- Najpierw ty skarbie zarobisz kulkę - brunetka z rewolwerem syknęła, patrząc kolesiowi prosto w oczy. Palec na spuście świerzbiły, niby nic wielkiego. Pociągnąć za spust, wczesniej wycelować w głowę… miała jednak przed sobą człowieka, nie maszynę. Mogła walczyć i zabijać. Kiedyś, w innym życiu. robiła to jednak w wyjątkowych warunkach. Widziała co było na północy, wciąż słyszała krzyki przyjaciół z oddziału gdy umierali w tamtej kamienicy. Za dużo śmierci, zbyt często to widziała, podczas gdy wroga było… tak potworna ilość.
- Dlatego powiedz kumplom aby dali im odejść - dołożyła własne warunki, nie myśląc co będzie dalej. Działała, bojąc się przede wszystkim o bezpieczeństwo dziewczyn. Zmusiła się nawet do uśmiechu - Ja wam wystarczę, zrobię co chcecie. Jak je puścicie i dacie im odejść - powtórzyła, obserwując ruchy przeciwnika tuż obok.

Sytuacja wydawała się pogarszać z kazdą chwilą. Val krzyknęła boleśnie gdy ten co na niej siedział przełamał opór jej ramienia i boleśnie wykręcił jej ręke na plecy. W tej pozycji miał ją w garści. Jamie chociaż broniła się zażarcie miała ewidentnie mniejszą wprawę od przeciwnika. Ten wyczekał na moment i złapał jej nadgarstek zanim zdążyła go cofnąć po ciosie a gdy dziewczyna wierzgnęła popchnął ją. Ta nagła zmiana wektorów sił sprawiła, że szatynka straciła równwagę i upadła na tyłek lądując w zbitej ziemi przed budynkiem.

- Głupia! Będziemy mieć was wszystkie! Rzuć to to nic wam nie zrobimy! - ten co był na kelnerce zaśmiał się chrapliwie mimo, że był już trochę zdyszany z wysiłku. Ten trzeci złapany w lufę rewolweru chyba połapał się, że kobieta nie ma szans zastrzelić ich wszystkich na raz a jego koledzy zdobywają przewagę. Jego dłoń zaczęła powoli sunąć ku własnej kaburze.

Pięć kul, jedna na raz. Jeśli by miała farta Mazzi mogła zdjąć najpierw tego który stał naprzeciwko, potem jeszcze jednego zanim ten trzeci nie sięgnie po broń i nie zacznie się kontratak… ale durne nakazy wbite gdzieś w pokiereszowany mózg zabraniały tego robić.

- Łapy na widoku! - warknęła do najbliższego, a lufa wycelowała w sam środek jego głowy. Postrzał klatki i kończyn z pewnością by przeżył, najlepiej od razu uszkodzić czaszkę i mózg. Kobieta sapnęła i przez zaciśnięte szczęki dodała - Każ im je puścić. Wtedy rzucę broń. Przez pięć cholernych lat tłukłam się na Froncie za takich jak wy, nie licz że jeśli coś im zrobicie, będę się wahać. Każ im je puścić.

- Ha, ha! Weteranka! Weteranki dawno nie mieliśmy! - zarechotał ten co obrabiał Val. Sięgnął po kajdanki jakie miał przy pasie i z widoczną wprawą zatrzasnął jej na schwytanym nadgarstku kelnerki a potem zaczął sięgać po jej drugie ramię.

- Au! Cholerna dziwka! - ten który mierzył się z Jamie miał więcej kłopotów. Chciał skorzystać z przewagi wysokości by spaść na nią jak drapieżnik na ofiarę ale musiał się pochylić. Wtedy jakoś dziewczynie w skórzanych spodniach udało się go kopnąć w twarz co dodatkowo go wkurzyło. Ale mimo to zaczęła rakiem cofać się przed jego naporem więc zaczynali się trochę oddalać od głównej sceny.

- Zrób coś mi. To my zrobimy to samo im. Albo tej blond suce przy samochodzie. Może znasz? Krótkie włosy. Krótki płaszczyk. Zgrabna. Mamy ją. Jak będziecie odwalać to ona za to zapłaci. Nie rób problemów i rzuć ten złom. - ten trzeci co miał zamiar pochwycić ramię uległ wymowie wycelowanej z paru kroków lufy i bez wahania podniósł ręce do góry. Ale mimo to chyba uważał, że to tylko chwilowe trudności i mimo wszystko razem z kolegami będą górą w tym starciu.

- A może inaczej. - była sierżant skrzypnęła odsuwanym kurkiem, patrząc oponentowi prosto w oczy. Wzmianka o Eve sprawiła, że mięśnie jej twarzy drgnęły. Ściszyła głos, przechodząc na zimny ton. Patrzyła tak samo, jakby nagle cała ta scena przestała ją interesować. Kto tu umrze, kto przeżyje. Oprócz gada tuż przed nią dla którego już miała odpowiedni scenariusz

- Zastrzelę ciebie, potem tego chujka który siedzi na Val. Temu od Jami przestrzelę kolana i dowiem się gdzie jest tamta blondi. Ale ty już tego nie zobaczysz. Będziesz równie martwy co wasza szansa na dobrą zabawę w tych Ruinach. Twoja ostatnia szansa: mów gdzie ta blondi i każ kumplom zejść z moich kumpeli? Liczę do trzech. Raz.

Facet od Val zdołał złapać i wykręcić jej drugie ramię. A ten od Jamie wreszcie dopadł ją siadając jej na brzuchu i przyciskając do ziemi. Lodziara zaczęła krzyczeć wręcz histerycznie i okładać go wściekle pięściami gdzie popadło próbując jednocześnie zrzucić go z siebie. Ten z uniesionymi rękoma trochę się chyba zmartwił zachowaniem kobiety z rewolwerem bo jakoś nie kwapił się by coś odpowiedzieć.

- Mają ją nasi ludzie idiotko! Jak nie rzucisz tego złomu to się odwdzięczymy tamtej szmacie! Rzuć to! - facet który właśnie zaczynał skuwać drugi nadgarstek kelnerki przejął za to pałeczkę tych nerwowych negocjacji.

- Chcemy was w całości. Nic wam nie zrobimy. No chyba, że będziecie robić problemy. - pod wpływem słów kumpla ten z uniesionymi rękami dorzucił coś jednak od siebie wskazując wzrokiem na niewielki rewolwerek w rękach przeciwniczki.

Oczy Mazzi zwięzły się, słuchała uważnie i powstrzymała ochotę aby jednak strzelić.
- Niech zgadnę. Odjebaliście coś, albo planujecie odjebać - stwierdziła głośno z niesmakiem na twarzy - Potrzebujecie zakładników. Zostawcie je, dajcie im odejść. Rzucę broń, pójdę z wami i będę współpracować, ale one idą stąd same. Inaczej ten tutaj zaraz dostanie w gratisie trzecie oko, a wy zaraz po nim. Dwa!

- Ale z ciebie tępa dzida! - prychnął ten od schwytanej kelnerki. Sięgnął po coś i nachylił się nad wierzgającą dredziarą. Lamia dostrzegła jak przykłada jej do twarzy jakąś chustkę. Odgłosy blondynki stawały się słabsze przez tej chustki i próbowała uciec głową ale facet siadł okrakiem tuż za jej karkiem i miał do dyspozycji obie dłonie więc dredziara mogła tylko próbować odwlekać to co nieuniknione.

A niespodziewanie desperacki opór Jamie przyniósł efekt. Udało jej się zrzucić z siebie swojego przeciwnika i teraz ona starała się odczworaczyć w tył a on ze złością chciał powstać i do niej wrócić.

- Nic nie łapiesz. Odłóż to to pogadamy. - ten trzeci mówił trochę zdenerwowanym głosem gdy pewnie w przeciwieństwie do kolegów widział wycelowany w twarz wylot lufy. Nawet niewielki kaliber i rozmiar broni nabierał w takich sytuacjach mocy rozstrzygającego argumentu.

- Kurwa kto tu strzelał?! - zza załomy wybiegł zdyszany czwarty z przeciwników starając się ogarnąć całą chaotyczną scenę.

Było ich więcej, musieli mieć Eve, skoro nadciągali od parkingu. Nie wiadomo ilu jeszcze ich się tam chowa i co zrobią blondynce, jeśli któryś z nich padnie na ziemię z dziurą w czaszce. Mazzi miała ochotę drzeć się ile sił w płucach, złość przysłaniała jej obraz czerwoną poświatą. Były w mniejszości, jedynie cień szansy wskazywał, że Di udało się zwiać, ale tylko cień. Palec na spuście świerzbił, całe ciało chciało działać. Rozsądek utrzymywał je na miejscu. Nie tylko saper miała broń, życie nie było aż tak proste.
Dłoń z rewolwerem powoli opadła żeby zawisnąć luźno wzdłuż ciała.
- Mów - warknęła.

Zachowanie Lamii chyba skonsternowało tego jej przeciwnika. Zerkał na dłoń która przestaje w niego celować ale jednak nie puszcza gnata. I trochę jakby stracił rezon jak ma się teraz zachować albo co zrobić.

- O cholera ona ma broń! - ten nowy chyba właśnie zorientował się co jest co w tym chaosie i wyjął swój pistolet celując w Lamię.

- Rzuć to! Rzuć to i poddaj się! Będziesz dla nas miła to my będziemy mili dla ciebie. I twoich koleżanek. - ten pierwszy chyba był najbardziej wygadany. I sądząc po reakcji kelnerki chyba dusił ją chloroformem czy czymś podobnym bo blondynka wiotczała w oczach.

U Jamie znów sytuacja się odmieniła gdy facet który próbował ją dopaść znów przygwoździł ją do ziemi i próbował spacyfikować. Ale dziewczyna wydawała się bliska histerii a może już w nią wpadła. Darła się najgłośniej ze wszystkich.

- No. Lepiej posłuchaj. Oddaj mi to. - ten z uniesionymi rękami trochę je opuścił i jedną nieco wyciągnął przed siebie jakby chciał przyjąć od saper jej rewolwer.

- Pozwólcie tej czarnej odejść. Wtedy oddam broń - padła zdecydowana odpowiedź - Dla niej to za dużo. Powiedzcie tamtemu żeby ją zostawił w spokoju. Macie nas dwie i tę blondi z parkingu. Mam wyjebane czy mnie zastrzelicie. Czarna odejdzie, a ja pójdę z wami. Bez klamki.

Ten co stał najbliżej Lamii patrzył na nią z niepewną miną. Opuścił ramiona jeszcze niżej tak, że miał dłonie gdzieś na wysokości swojej piersi. Odwrócił na chwilę głowę do dwóch kolegów stojących za nim jakby prosił ich niemo o radę.

W tym czasie facet z chustką już prawie spacyfikował skutą kajdanami kelnerkę. Dredziara już ledwo poruszała głową i kończynami będąc na granicy utraty świadomości. Ten z pistoletem podszedł nieco bliżej drzwi w jakich stała kobieta z rewolwerem ale zatrzymał się niedaleko swojego kolegi którego pierwszego wzięła na celownik. Teraz on do niej celował ale nie zdecydował się jeszcze na strzał.

- Cholera ale wierzga ta kobyła! - sapał ten który natrafił na Jamie. Zdobył przewagę gdy złapał ją za nadgarstki unieruchamiając je ale chwilowo był pas. Bo dziewczyna zbyt wierzgała aby mógł zrobić coś jeszcze.

- Rzuć broń! Mam jej rozwalić twarz?! Pociąć?! Chcesz ją mieć na sumieniu?! A mamy tą w samochodzie w zapasie! - krzyknął ten co zajmował się słabnącą kelnerką. Aby przekonać, że nie żartuje złapał za blond dredy i zrobił ruch jakby zamierzał uderzyć jej głową o ziemię. Ale nie dokończył tego ruchu.

- Jak chcesz zbierać mózg kumpla ze ścian - saper odpowiedziała zirytowana tego od Val, po czym wróciła do pary przed sobą - Pierdolicie o współpracy, więc się wykażcie. Opuściłam broń, dałam coś od siebie. Puśćcie czarną i skończymy te farse. Albo zaraz któreś z nas umrze. Ja i pewnie ty - wskazała tego z którym gadała najdłużej - Lub zostawię ci pamiątkę do końca życia. Może byś sikał jak laska, na siedząco. Każdy facet lubi swojego ptaka, a tak wysoko nie trzeba unosić spluwy.

Ten od Val w końcu wstał. Kelnerka leżała prawie nieruchomo pewnie zamroczona oparami. Jej oprawca wstał i nonszalancko położył sobie ręce na biodrach. Popatrzył na kanion którym w ten czy inny sposób przyszli tu wszyscy, popatrzył w drugą stronę na stojącą kobietę z rewolwerem i w końcu na trzecią gdzie jego kumpel wreszcie sięgnął po zwój, mocnej, szarej taśmy ale miał z lodziarą ciężką przeprawę. Ci dwaj pomiędzy nim i Lamią stali i czekali na rozwój wypadków. Jeden celował w nią, drugi stał z tymi zawieszonymi w połowie swojego torsu rękami.

- Nie zdążysz, laska, nie zdążysz. - pokręcił głową ten co miał ją na muszce. W czasie reakcji teraz on miał nad nią przewagę. A dwaj następni w każdej chwili mogli sięgnąć po broń. Ale czekali na tego pierwszego który widocznie był tu od podejmowania decyzji.

- Miki puść tą zdzirę. - rzucił ten z chustą.

- Co?! Już prawie ją mam! - ten co się szamotał z lodziarą chyba niezbyt mógł oglądać co się dzieje za jego plecami bo podczas tych zmagań odsunęli się dobre kilkanaście kroków od głównej grupy.

- Słyszałeś co pani powiedziała? Mamy tu dwie. Jak puścimy tą durną sukę to pani odda nam ten swój ładny pistolecik. No Miki. Wszyscy bądźmy rozsądni. Przecież jesteśmy biznesmenami prawda? - chlorofolmista przybrał niby przyjazny i rozsądny ton ale ociekający kpiną i szyderą.

- Co?! - ten od Jamie aż się odwrócił na chwilę aby sprawdzić co jest grane. Ale chyba zorientował się co. W końcu odskoczył od lodziary a ta czym prędzej zerwała się na nogi. Tylko jedyne wyjście z tej gruzowej kotliny było po stronie tamtych czterech. Musieliby ją jakoś przepuścić między sobą.

- Dajcie jej stąd wyjść. - Mazzi wskazała drogę za ich plecami - Bez cyrków i nagłych zwrotów akcji. Niech odejdzie. Wolna - doprecyzowała, starając się nie zgrzytać zębami - Szkoda psuć tak świetnie rozpoczynającą się współpracę.

- Lamia nie gadaj z nimi! Zastrzel ich! - Jamie była cała zakurzona, rozstrzepana i zdyszana z wysiłku. Ale oczy ciskały błyskawice i gdyby mogły zabijać to pewnie ci czterej już by byli trupami.

- Stul pysk suko. - warknął nie mniej zdyszany Miki. W przeciwieństwie do niej on też sięgnął po swój pistolet. I celował do Jamie.

- Spokojnie moi drodzy. Dogadajmy się. Po co nam taka pyskata suka? Niech zjeżdża. My zostaniemy z tymi fajniejszymi dziewczynami. - ten wygadany uśmiechnął się fałszywym uśmiechem gdy chyba sytuacja nie poszła po jego myśli ale nadal mieli przewagę. Cofnął się trochę stawiając but na plecach powalonej dredziary w triumfalnej pozie. Ci dwaj bliżej frontowej ściany publicznej toalety nie poruszyli się za bardzo. Bardziej ich absorbowała kobieta z rewolwerem. Ale przez to mieli mniejsze pole manewru gdyby chcieli przeszkodzić Jamie w odejściu.

- No to spieprzaj suko. - Miki nieco cofnął się w stronę ściany z pustymi oknami i zachęcił lodziarę ruchem pistoletu do odejścia.

- Lamia! - szatynka w skórzanych spodniach krzyknęła rozpaczliwie patrząc na jedyną przytomną sojuszniczkę.

- Leć Jamie, spadaj stąd - saper powiedziała spokojnie, nie spuszczając oka z mężczyzn przed sobą. Jeśli lodziara umiała dodać dwa do dwóch powinna łatwo zorientować się w rozkładzie sił. Bardziej wkopywać się nie należało, wspominając przykładowo że tamci wciąż mają Eve i nie wiadomo ilu ich tam do cholery jest.

Jamie miała minę jakby z tej desperacji miała się zaraz rozpłakać. I chyba nawet mogło coś jej pociec z oczu. Ale chyba nie straciła aż tak świadomości sytuacji by nie umieć zliczyć jak się może skończyć walka dwóch kobiet z czterema mężczyznami. Przez moment miotała się pod wyrzutami sumienia. Facet co powalił kelnerkę obserwował to wszystko jak najlepsze show. Ale ani on ani pozostali na razie nie ingerowali.

- Wrócę! Wrócę po ciebie i sprowadzę pomoc! - szatynka otarła rękawem bluzy twarz i w końcu się zdecydowała. Posłała Lami coś co chyba miało być pokrzepiającym uśmiechem ale wyszło jej jakby z trudem się powstrzymywała aby się nie rozpłakać. Ruszyła jednak ostrzeżenie przez sam pusty środek sceny przed wejściem. Krok, po kroku. Miki śledził jej ruchy pistoletem a ten z chustą bezczelnie nic nie robił poza złośliwym uśmiechaniem się. Ci dwaj co pilnowali Lamii odwracali chwilę głowy aby sprawdzić czy długowłosa czegoś im nie odwali ale jakoś nic się nie stało. Jamie przeszła ostrożnie te kilkanaście kroków i zatrzymała się jeszcze przez wyjściowym załomem. Posłała ciężkie spojrzenie Lamii jakby chciała coś powiedzieć. Ale w końcu chyba znów oczy zaszły jej łzami bo odwróciła się i znikła z widoku.

- No to zdzira poszła. Teraz ty. Dawaj broń jest nas czterech a ty sama. - ten wygadany zwrócił się szybko do kobiety z rewolwerem i wykonał przyzywający gest dłonią. Rzeczywiście teraz Lamia została sama i celowały w nią już dwie lufy. A dwie dalsze w każdej chwili mogły zacząć.

Jedna wolna, pozostały jeszcze dwie, w tym ta najważniejsza, ukryta gdzieś za gruzem i powyginanymi prętami zbrojeniowymi. Saper odczekała jeszcze chwilę, zanim zakręciła rewolwerem na palcu, łapiąc go za krótką lufę. Równie powoli podniosła rękę.
- Deal jest deal - z trudem, ale wydobyła z siebie neutralny ton, wyciągając broń kolbą do tego wygadanego.

- No i pięknie. - zaśmiał się ten od Val z triumfalnym rechotem. Ale nie podszedł po broń, zrobił ten co miał zająć się Lamią na początku. Podszedł te dotąd zamrożone trzy kroki i zabrał jej broń. Wtedy cofnął się zaraz a Miki schował swój pistolet za to znów wyjął z kieszeni taśmę.

- Nie rób głupot. - ostrzegł ją odklejając pierwszy zwój taśmy by zakleić jej nadgarstki. Poczuła jak na nadgarstku zaczyna zaciskać się klejąca taśma gdy gdzieś zza gruzów usłyszała kobiece krzyki. To chyba była Jamie.

Tyle jeśli chodziło o wartość danego słowa, ale czego innego mogła sie spodziewać? Gorzka myśl zakołatała jej pod czaszką. To dla takiego ścierwa rzygała w okopach i krwawiła tam na północy? Naprawdę? Następna myśl przyszła już, gdy ciało zaczęło działać. Ręce wyrwały się w dół, głowa wychyliła do przodu, aby trzasnąć w twarz tego, który ją wiązał.

Takiego ataku facet co miał właśnie zaklajstrować nadgarstki ofiary chyba się nie spodziewał. Bo gdy trzasnęła go czołem w twarz zatoczył się i upadł na plecy. Zanim jednak zdążyła to wykorzystać dopadł ją ten którego do tej pory cały czas trzymała na muszce. Wpadł w nią łapiąc ją w pasie i razem runęli na posadzkę dawnego szaletu.

Zderzenie z podłogą wyrwało z piersi brunetki zduszone steknięcie, zabolały plecy gdy kawałki żwiru wbiły się w miękkie tkanki. Kolory zaczynały blednąć, świat saper robił się czarno-biały, mocno przekontrastowany i powoli, z każdym płytkim oddechem, z kątów zaczęła wypływać zdradliwa, czarna mgła. Nie zatrzymała się jednak, a korzystając z tego, że przeciwnik jest niżej z całej siły trzasnęła go łokciem w głowę, chcąc go jednocześnie złapać nogami w pasie aby utrudnić manewry i możliwość wstania, lub zmiany pozycji.

- Po co ci to? Wszystko utrudniasz. Po co robisz problemy? Przecież wiesz jak to się skończy. - gdzieś dalej doszedł ją głos tego od Val. Ale Lamia miała coś znacznie bardziej ją angażującego. Co prawda objęła nogami tors tamtego i trzasnęła go łokciem. Ale zdążył się zasłonić więc jej łokieć trafił w jego ramię. Zaś zdyszany facet skorzystał z okazji i złapał swoją ręką jej ramię. Drugi zaś dopadł ją z drugiej strony. I przycisnął jej drugie ramię do podłogi.

- Mieliście ją puścić! Miała odejść! - wydyszała, szarpiąc się, ale trzymali mocno. Zrobiła jęc użytek z głowy, nogami dla odmiany odpychając tego, który na niej leżał.

- No i przecież odeszła! Sama widziałaś jak sobie poszła. - zaśmiał się ten wygadany gdy przeszedł ponad walczącymi ze sobą ludźmi i staną o krok od głowy ciemnowłosej kobiety walczącej z dwoma jego kolegami.

A ten co był na niej niby dał się odepchnąć nogami. Ale nie do końca. Chociaż zepchnęła go ze swojego torsu to ten złapał ją w udach i kolanach zamykając jej nogi w mocnym uścisku co dodatkowo ją unieruchamiało i ułatwiało robotę kolegom. Ten drugi za to zdołał wyjąć taśmę i chyba miał zamiar użyć na jej nadgarstkach. W końcu ten z chustą przytknął ją do jej twarzy i saper poczuła chemiczny odór chloroformu. Świat zaczął rozmazywać się i ciemnieć a głosy rozmywały się jak spod wody.

 
__________________
A God Damn Rat Pack
'Cause at 5 o'clock they take me to the Gallows Pole
The sands of time for me are running low...
Driada jest offline  
Stary 22-04-2020, 05:03   #165
 
Driada's Avatar
 
Reputacja: 1 Driada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputację
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=FFDYuO53BUk[/MEDIA]

Obudziła się na leżąco. Czuła wilgotny, piwniczny zapach. Przed sobą widziała brudne kafelki. I było trochę zbyt jasno jak na standardową piwnicę. To był ten miejski szalet. Tu gdzie kręcili zdjęcia iii…

Usłyszała głosy. Męskie, zdenerwowane głosy. Gdy podniosła głowę dostrzegła, że obok niej siedzi Val. Ze śladami łez na policzkach i też z zaklajstrowanymi taśmą kostkami i nadgarstkami. A z drugiej strony podobnie unieruchomiona Eve. Siedziały pod ścianą, w głębi pomieszczenia gdzie niedawno kręciły film. Skrępowany komplet uzupełniała Jamie. Z całej piątki brakowało tylko Diane.

- Żyjesz? - Eve szepnęła ciche pytanie. Zerkała ostrożnie przed siebie. Ale za tą przewaloną przez Rude Boy’a szafą stało albo chodziło nerwowo trzech facetów. Wyglądali jakby coś poszło nie tak. Mimo, że udało im się widocznie pojmać całą czwórkę kobiet.

- Kurwa Keith i co teraz!? - ten którego Lamia tak długo trzymała na muszce teraz z wyraźną pretensją dopytywał się tego wygadanego.

- Spokojnie, panuję nad sytuacją. Nic nam nie zrobią póki mamy te zdziry. - ten co wyglądał na szefa próbował przyjąć dobroduszny wygląd i zbagatelizować sprawę ale nie do końca mu to wyszło.

- Panujesz?! Cholera strzelali do nas! - krzyknął jego rozmówca nie ukrywając złości i strachu. Pokazywał pewnie nie brudną ścianę tylko coś co było za nią.

- To tylko głupie krawężniki! Spanikowali to zaczęli strzelać. Banda debili. A widzisz jak poskutkowało, jak im pokazaliśmy te suki? I co? Strzelali potem? - zapytał zirytowanego rozmówcę. A ten niechętnie przyznał miną, że widocznie nie strzelali.

Pierwszy przytomny rzut oka po zebranych twarz była dla Mazzi gorszy niż policzek. Zawiodła je, wszystkie po kolei. Gdyby durne skrupuły może historia potoczyłaby się inaczej, ale nie. Do ludzi nie wolno było strzelać… pierdolenie naiwniaka, z którego nic dobrego nie wychodziło.
- Nic ci nie zrobili?- odszeptała blondynce, wzrokiem próbując wybadać jej obrażenia. Dławiło ją, kręciło się w głowie i ćmiło bólem czaszki przez kręgosłup, aż do zdrętwiałych kończyn.
- Przepraszam - chrypnęła, zamykając oczy. Otworzyła je dość szybko, szukając na powierzchni gdzie leżała czegokolwiek o ostrej krawędzi do rozcięcia taśmy. - To moja wina… przepraszam was. Co z Di? Co z wami? Co… co się działo?

- Zaskoczyli nas. Jak poszłyście z Jamie. Mnie złapali od razu. Val też. Ale Di im przywaliła. Wyrwała się i uciekła. Zrobiło się zamieszanie. To kopnęłam tego co trzymał Val. No i Val też uciekła. Ale mnie zaraz zamroczyli chloroformem i obudziłam się tutaj. I nic mi nie jest. Głowa mnie boli od tego chloroformu. Ale nie bój się nic mi nie jest. - Eve przytuliła twarz do ucha i ramienia swojej dziewczyny i szybko wyszeptała jej streszczenie najważniejszych wydarzeń chcąc ją uspokoić.

- Tylko, że ja spanikowałam i uciekłam tutaj. A stąd przecież nie ma innego wyjścia. Jamie chyba najgorzej dostała. - dredziara mówiła z żalem do samej siebie, że w gorączce adrenaliny wybrała tak kiepską drogę ucieczki. Ale ściszyła trochę głos i oczami dała wzrok na sąsiadkę. Wszystkie były brudne, zakurzone i zapłakane. Ale chyba mniej więcej całe. Żadnej krwi nie było widać. Oprócz lodziary. Podbite oko zdążyło jej spuchnąć i nabrać barw. Krwi na boku twarzy miała sporo ale zdążyła już zaschnąć. Musiała płynąć z rozcięcia na łuku brwiowym. Nie zagrażające życiu i zdrowiu ale zawsze mocno krwawiło nawet z błahego draśnięcia przez co było dość kłopotliwe. Miała też rozciętą wargę która też nienaturalnie jej spuchła.

- Pozabijam ich. Pozabijam ich wszystkich! - wysyczała brunetka w skórzanych spodniach która chyba usłyszała, że o niej rozmawiają.

- Zostaw tego wygadanego dla mnie - Mazzi prychnęła do niej cicho, przekręcając się aby móc pocałować fotograf w skroń. Nic jej nie zrobili, dobra wiadomość. Cholernie dobra wiadomość. Przez gardło nie chciały przejść banały o tym, że bała się ledwo usłyszała od agresorów że mają jedną krótkościętą blond za zakładnika. Równie pełne goryczy stwierdzenie, że gdyby akurat ta jedna blond dusza uciekła, byłoby w pełni akceptowalne co do strat w oddziale i rozkładu kto się uratował, a kto wpadł w tarapaty.

- Co tam się dzieje? - spytała, przekręcając się jeszcze odrobinę, aby zatrzymać się, kiedy jej dłonie wymacały coś na zasyfionej podłodze. Drętwiejęce palce chwyciły drobny przedniom, kręcając go. Chyba szkło… kawałek stłuczonego szkła.
- Ilu ich jest? - dodała drugie pytanie, nieruchomiejąc całkowicie aby nie zwracać nie siebie uwagi. I tylko dłonie za plecami rozpoczęły ostrożne cięcie taśmy.

- Chcieli nas gdzieś wywieźć. Ale przyjechali gliniarze. Chyba dalej tam są. No to wrócili z nami tutaj. I teraz tak to wygląda. - Val wyjaśniła szeptem co się działo podczas utraty nieświadomości.

- Nie wiem dokładnie. Z pięciu, sześciu, może siedmiu. Coś takiego. - Eve odpowiedziała na kolejne pytanie siedzącej obok brunetki. A panom na drugiej stronie sali też nie było wesoło.

- To przez ciebie! Z jedną babą nie umiesz sobie poradzić?! - ten co go Lamia miała na muszce chyba musiał znaleźć winnego tej chryi bo wskazał kolegę oskarżycielskim tonem i gestem.

- Spadaj! Ona chyba ćwiczyła jakieś MMA czy inne karate! To Tommy jej nie dogonił! - zaatakowany tym oskarżeniem faktycznie miał rozbitą twarz więc wyglądał podobnie jak twarz Jamie. Mówił ze złością i pretensją.

- Ja?! Co ja?! Sam sobie goń motor na piechotę! - ktoś odpowiedział mu z pretnesją z przedsionka toalety.

- Spokojnie chłopcy, spokojnie, bez nerwów. - ten wygadany uniósł dłonie w pokojowym geście przerywając kłótnię. - Spójrzcie co tu mamy. - wskazał na skulone pod ścianą skrepowane kobiety jakby prezentował okazy na wystawie. Teraz uwaga mężczyzn skierowała się właśnie na nich.

- O tak mamy dzisiaj farta. - odpowiedział ten z irokezem jaki początkowo zmagał się z Jamie przed wejściem.

- O tak Miki, mamy fart. Co za łup! - zachwycił się ich lider. Przeszedł przez przewaloną szafę i staną przed tym łupem. - Aż cztery! I to jaki towar! Spójrzcie na te nóżki, buzie, cycuszki! - mruczał z obleśnym zachwytem na twarzy. Czterech pozostałych też stanęło obok przyglądając się z góry skrępowanym ofiarom.

- Świniak się ucieszy. Zwłaszcza z tych blondynek. Wiecie jak on uwielbia blondynki. - zaśmiał się ten z irokezem wskazując szlugiem na Eve i Val.

- Ale one jego niekoniecznie! - zarechotał ten co miał nie dogonić uciekającej Di.

- Mylisz się Tommy. Wszystkie go kochają. Chociaż zazwyczaj nie są to zbyt długie związki. - ten wygadany opowiedział chyba jakiś dowcip bo wszyscy się roześmiali rozbawieni.

Leżącym na ziemi kobietom za to nie było do śmiechu. Wyglądało, że mają trafić jako zabawki do jakiegoś zboka, który zabawi się nimi, a potem zutylizuje. Mazzi nie umiała pojąć jakim cudem takie rzeczy mogą mieć w ogóle miejsce. Czy nie wystarczająco oberwali przez wojnę, aby jeszcze wycinać sobie podobne obrzydlistwa w obrębie grupy tych, którzy wciąż oddychali?
- Szkoda że na razie utknęliście na zadupiu i nie zanosi się żebyście stąd szybko wypełzli. Zwłaszcza z towarem- odezwała się, ignorując wstawki o burdelu i wykorzystywaniu. Chciała odwrócić ich uwagę, wprawić w złość, albo zdenerwowanie. Zanik któryś wpadnie na pomysł, aby przetestować towar przed dostarczeniem - Nie pykło wam, cokolwiek sobie nie wmawiacie. Daliście się zamknąć w starym kiblu na zadupiu… paczkę jeszcze trzeba przewieźć, a się nie zanosi aby wam pozwolili przejść przez kanion bez problemów, nie? - popatrzyła symbolicznie w stronę drzwi. Czekali, nie wychodzili… dobrze. Im więcej czasu tu spędzali, tym większa szansa że tych paru gliniarzy zorganizuje wsparcie. Jakiekolwiek - I na cholere wam to było, co?

- Zamknij się! I nie pyskuj! - panowie nie przyjęli z zachwytem słów skrępowanej ofiary. Jeden z nich pochylił się nad Lamią i pogroził jej gestem i słowem.

- No ale Keith, ona trochę ma racji. Jak je przewieziemy do fortu jeśli ci gliniarze blokują nam drogę? - ten co pierwszy miał zaatakować Lamię znów dał się ponieść wątpliwościom wskazując gdzieś na świat zewnętrzny.

- Spokojnie chłopcy. Te dupki w mundurach nic nam nie zrobią. Jeszcze dzisiaj będziemy świętować a co zostanie po Świniaku to te dziwki nas zabawią. Czy chcą czy nie. I wtedy żadna szmata nie będzie nam pyskować. - szef uspokoił swoich ludzi i roztoczył ciekawa wizję. Jego kamraci roześmiali się. Nieco nerwowo, nieco sztucznie ale pomysł, że wieczorem będą mieli do dyspozycji chociaż niektóre kobiety na które teraz patrzyli chyba bardzo im przypadł do gustu. Lamia czuła jak dla odmiany Eve mocniej do niej przylgnęła a i reszta dziewczyn się bała. Nawet chyba Jamie mimo, że jej idealizm pomagał jej przekuć strach na agresywną maskę.

- Masz rację Keith. Świniak nas nagrodzi. Aż cztery sztuki! I to jakie! No zobaczcie na nie! - jeden z oprawców podjął wątek i chyba wszyscy byli zaskoczeni jakością i ilością połowy.

- Keth. Nie chcę ci psuć tych radosnych wizji. Ale właściwie już jest wieczór. Jak mamy być na wieczór w bazie to lepiej coś wymyśl zanim te buce z odznakami coś wymyślą. - od strony wejścia wychylił się jakiś typ co chyba nieco bardziej był dporny na te wizje szefa.

- Już się robi przyjacielu, już się robi! - szef uniósł palec do góry jakby sprawa była na jeden telefon czy coś. PRzypatrzył się jeszcze raz czwórce kobiet po czym wskazał na Lamię. - Tą weźcie. Pogadamy sobie z panami oficerami. Trzeba im przypomnieć kto tu rządzi. - rzekł z ponurym uśmiechem i dwaj jego pomocnicy ruszyli z każdej strony aby złapać Lamię za ramiona.

Widząc co się święci Mazzi ukryła w dłoni szklany odprysk, zaciskając mocno pięść. Modliła się w duchu, aby trafiło na kogoś ogarniętego po stronie gliniarzy. Takiego Ramseya, kogokolwiek kto wie co robi odznaka na jego piersi i nie przepada za kompromisami w postaci słuchania porywaczy, a potem puszczania ich wolno.

- Będzie stroszyć piórka, chłopcy? - saper zmrużyła lekko oczy, a na jej usta wypełzł uśmiech - Potrząsali kijaszkami i udawali że panujecie nad sytuacją?

- Ależ my panujemy nad sytuacją. Zaraz sama zobaczysz. - Keith wydawał się znów w świetnym humorze. Tak samo jak szydził wcześniej podczas negocjacji.

Dwaj jego kompani podeszli by złapać Lamię i wyłuskać ją z reszty kobiet. Ale zrobił się harmider i zamieszanie. Najpierw Lamia kopnęła skrępowanymi nogami jednego a zaraz potem Jamie tego co podszedł z jej strony. - Zostawcie ją! Puszczajcie! - Eve uniosła się na ile dała radę jakby chciała samą sobą zasłonić przed nimi Lamię. Val też dołączyła się do tych zamieszek. Ale te zostały dość szybko stłumione. Co prawda ten którego kopnęła lodziara odskoczył i prawie upadł a ten od Lamii wyrżnął na tyłek i plecy jak długi. Ale pozostali dopadli do kobiet a i ci dwaj się podnieśli.

- Siadaj szmato! - wrzasnął jeden z nich bez większego trudu osadzając Eve na miejsca a potem spychając ją w bok tak, że ona poleciała na Val a zaraz potem one obie na podłogę. To oczyściło jeden bok Lamii z jej wsparcia. Keith złapał ją za ramię i próbował podnieść do pionu. Ci dwaj na chwilę odepchnięci zajęli się albo jej drugim bokiem albo Jamie.

- Au! Ugryzła mnie! Ty dziwko! - ten z irokezem zawył i zaraz potem bez zastanowienia chlasnął szatynkę w twarz. Tak mocno, że siła uderzenia przewaliła ją na miejsce jakie właśnie zwolniła Lamia.

- Nie w twarz! Kretyn! Ile razy mam powtarzać: nie w twarz! - wydarł się na niego szef. Ale wspólnie wywlekli skrępowaną Lamię za szafę bliżej wejścia. Tam zorientowała się, że faktycznie na zewnątrz panował już półmrok i niedługo zrobi się ciemno.

- Wiem co trzeba zrobić. Ona musi wyglądać jak zakładnik. - jeszcze zasapny Keith pozwolił by trzymana przez kolegę saper stała przed nim w pionie a sam wyjął taśmę klejącą.

Długo jednak nie postała, zaczynając się wyrywać, aż w końcu spróbowała opaść na kolana, przewrócić się jakby jej nogi naglestały się bezwładne. Przedstawienie trwało w najlepsze, dziewczyny chwilowo były bezpieczne.

Facet jaki ją trzymał nie dał jej upaść. W porę złapał ją mocniej aby ją podtrzymać. - Ooo… Nóżki ci się rozjeżdżają z wrażenia? - szydził szef po czym gestem kazał drugiemu pomóc. Ten podszedł i teraz we dwóch już trzymali swoją ofiarę. - Poza tym jesteś zbyt pyskata. - dorzucił wisienkę na torcie zaklejając jej usta. Zadowolony ze swojego dzieła spojrzał na nią gdy cofnął się o krok. - I jeszcze ten worek. Załóżcie go jej na głowę. - rozkazał wskazując na leżącą gdzieś zapomnianą reklamówkę. Polecenie zostało szybko wykonane i po zapachu i okruszkach Lamia rozpoznała torbę z cukierni Mario. Tą samą w jaką zapakowane miały ostatnie drożdżówki. Przez to obraz stał się zamazany, widziała tylko jakieś plamy. A każdy ruch wywoływał szelest torebki. Ale mniej więcej zdawała sobie sprawę co się dzieje dookoła.

- A po co to? - zapytał któryś z oprawców.

- Widziałem to na filmie. Zobaczycie teraz już mamy z górki. Te głupki w mundurach będą trzymać się swojej roli a my swojej. Puszczą nas z tymi sukami jak im obiecamy, że nic im nie zrobimy. - Keithowi wrócił dobry humor i mówił jakby czekało ich trochę formalności i zaraz będą na kolację w domu.

A potem ruszyli. Lamia była wleczona za każde ramię przez jednego z porywaczy. Czuła ziemię pod swoimi butami gdy wyszli na zewnątrz. Było już dość chłodno i zmierzchało. Zatrzymali się gdzieś niedaleko.

- Hej! Gliniarze! - zawołał Keith stojąc gdzieś tuż obok pozostałej trójki. Przez chwilę panowała cisza przerywana tylko szelestem reklamówki. - Słyszycie mnie! Mamy tu jedną sukę! Chcecie zobaczyć jak ją rozwalamy!? Mamy ich jeszcze w zapasie więc jedna w tę czy we w tę nie robi nam większej różnicy! - krzyczał dalej jakby bawił się w najlepsze.

- Czego chcesz?! - odpowiedział mu męski głos wzmocniony przez megafon. Ale jednak z pewnej odległości. Nigdzie się nie wspinali po drodze więc pewnie byli gdzieś w kanionie gruzu. Ale Lamia nie miała pojęcia w którym dokładnie miejscu. Pewnie bliżej toalet niż parkingu bo nie szli chyba zbyt daleko.

- Sprowadźcie nam negocjatora! Będziemy negocjować ale tylko z negocjatorem! Chcemy profesjonalisty co wysłucha naszych żądań! - szef porywaczy wykrzyczał swoje warunki.

- Negocjatora?! Keith po chuj nam jakiś cholerny negocjator!? - zapytał cicho któryś z jego kompanów.

- Widziałem to na filmie. To da nam czas. Jak będą myśleć, że jesteśmy skłonni do ustępstw to nie będą robić głupot tylko będą szukać tego negocjatora. - równie cicho wyjaśnił im swój plan.

- A oni mają tego negocjatora? - zapytał po chwili zwłoki ten sam głos. Nadal z pewną dozą słyszalnej wątpliwości.

- A chuj mnie to obchodzi? Ale to ich zajmie. - wyszeptał szef ale przerwał bo znów gruchnął głos megafonu.

- Negocjuj ze mną! Jestem do tego uprawniony! - odpowiedział męski głos po tej krótkiej przerwie.

- Nie będę gadał z glinami! Chcę negocjatora! Jak mi nie przyślecie prawdziwego negocjatora to zacznę zabijać te suki! Mogę już teraz! Chcecie zobaczyć jak rozwalam jej łeb!? - porywacz wrzasnął rozjuszony i Lamia poczuła jak popchął ją w plecy by się nachyliła a następnie przystawił jej coś twardego do głowy.

- Dobrze! Sprowadzimy ci negocjatora! Musisz dać nam trochę czasu! - głos po drugiej stronie pośpiesznie zgodził się na te ustępstwa pewnie nie chcąc mieć na sumieniu życia zakładniczki.

- No! I bez głupich numerów! - Keith warknął jeszcze z satysfakcją po czym cała czwórka zaczęła drogę powrotną. Ziemia, potem znów kafelki podłogi i zakręt jak przechodzili przez futrynę drzwi.

- Lamia! - przestraszony głos Eve z drugiego krańca pomieszczenia. Ręce ustawiły ją do pionu opierając o coś i w końcu ściągnęły jej torbę z głowy. Stała pod tą dłuższą ścianą oparta o jeden ze zlewów.

- Widzisz? Mówiłem wam, że panujemy nad sytuacją. Te durne krawężniki zatańczą jak im zagramy. Chcemy negocjatora to nam sprowadzą negocjatora. - szef wyjaśnił i swoim ludziom i zakładniczkom dlaczego muszą wygrać tą bitwę. Gestem dał znać, że można już zakładniczce zdjąć ten knebel z taśmy.

Mazzi splunęła pod nogi ledwo mało delikatna dłoń zerwała knebel z jej ust. Na języku pozostał chemiczny posmak kleju, nie musiała też już martwić się o golenie wąsików. Posłała Eve uspokajający uśmiech, mimo, że całe ciało zesztywniało w nagłym przebłysku.
"... lubi blondynki…" - echo słów szefa porywaczy zadźwięczalo w saperskich uszach i jeszcze raz i znowu usłyszała te samo stwierdzenie, zapętlone zdartą płytą.
Ten do którego mieli je zawieźć lubił blondynki, padł też zakaz uszkadzania towaru, szczególnie twarzy.

Przed oczami byłej sierżant stanęła inna blondynka, siedząca obok niej na szpitalnym łóżku całe wieki temu. Wróciły jej smutek, rezygnacja i strach.
"To nie jest dobry świat dla ładnych dziewczyn" - w drugim uchu zaszeptał cichy, zgorzkniały głosik, a Lamia wstrzymała powietrze. Od dłuższego czasu wiedziała, że Amy sama się okaleczyła, nie znała tylko powodu. Czyżby chodziło o strach przed trafieniem do pracodawcy łowców głów którzy teraz ją otaczali?

- Od kiedy świniaki mieszkają w fortach? - spojrzała na Keitha, unosząc jedną brew - Miałeś rację, zwracam honor. Panujecie nad sytuacją...tańczą jak im zagracie. - Niepewność i złość wyparowały, została determinacja i upór. Teraz chętnie sama poznałaby tego skurwysyna po to aby mu przegryźć gardło, choćby miałaby to być ostatnia rzecz jaką w życiu zrobi.

- Skoro i tak tam trafimy, powiedzcie do kogo nas wieziecie. Kim on jest? - przywołała zdychającego basseta - Dajcie się nam przygotować psychicznie... proszę.

- Nie bój się. - Keith uśmiechnął się z wyraźną z satysfakcją chociaż uśmiechem jaki trudno by wzbudzał wesołość czy zaufanie. Zwłaszcza jak bym skierowany do skrępowanej ofiary. - Wszyscy się nie bójcie! - podniósł głos aby spojrzeć na pozostałą trójkę skuloną pod drugą ścianą.

- Czeka was rajskie życie! Nie będziecie musiały ciężko pracować i będziecie miały mnóstwo czasu dla siebie. Od was chcemy tylko jednego. Abyście były dla nas miłe. - mężczyna podszedł do wciąż przewróconego mebla, postawił na niej stopę i tak oparł swoje ramię na kolanie aby pochylić się i popatrzeć na skrępowaną trójkę kobiet jakby roztaczał przed nimi wizję wspaniałości. Jego koledzy zareagowali złośliwymi uśmieszkami gdy jako część tej wizji mieli w niej pewnie swoją rolę. Chociaż inną od tej przewidzianej dla kobiet.

- Pierdol się. - wychrypiała przez obite wargi Jamie z nienawiścią w oczach.

- Oj ty ciągle robisz kłopoty. Spójrz na koleżankę. - szef bandy z niezadowoleniem pokręcił głową patrząc na lodziarę i jej bezkompromisowy wyraz na opuchniętej twarzy. Wskazał za to na Lamię wciąż opartą o jeden ze zlewów i podszedł znów do tej wybranej przez siebie zakładniczki.

- Koleżanka już załapała jak się sprawy mają. Jest mądrzejsza od ciebie. - wrócił znów na poprzednie miejsce stając tuż przy skrępowanej reżyser.

- Od ciebie też. - odgryzła się fotograf. Widać było, że się bała ale jednak zdobyła się na tą kąśliwą uwagę. Teraz ona zasłużyła sobie na nieprzychylne spojrzenie szefa. Ale zaraz potem i jego ludzie bo ze dwóch cicho parsknęło rozbawionych adresowaną do niego złośliwością.

- Może ty wytłumaczysz koleżankom, że sytuacja się zmieniła. I lepiej by się do niej dostosowały. Tak będzie lepiej dla nas wszystkich. - szefowi Lamia miała okazję się przyjrzeć z bliska. Musiał być starszy od niej. Może o dekadę może trochę więcej. I właściwie wydawał się przeciętniakiem. Można go było minąć na ulicy i raczej nie zwrócić na niego uwagę. Ani przystojny ani szpetny, ani gruby ani chudy, no trochę wyższy od niej ale jak na mężczyznę no to też raczej przeciętniak. Nawet ubiorem ani on ani jego ludzie się za bardzo nie wyróżniali. Koszule z długimi rękawami, podkoszulki, dżinsy, jakieś buty. Nie nosili się w krzykliwe barwy czy emblematy obwieszczające, że należą do jakiejś bandy, gangu czy organizacji. Większość to byli młodzi, w pełni sił mężczyźni. Raczej po samym wyglądzie nie było łatwo domyślić się czym się zajmowali. Każdy albo większość z nich miał po komplecie broni krótkiej. Palną i jakieś ostrze. Ale na mieście co prawda nie każdy miał jakąś broń przy sobie jak wychodził na targ czy do urzędu bo jakichś wielkich burd czy strzelanin Lamia nie była świadkiem odkąd odzyskała przytomność pół miesiąca temu. Jak na obecny świat w mieście można było czuć się dość bezpiecznie więc całkiem sporo ludzi chodziło bez broni. Ale jeśli ktoś jakąś miał przy sobie to jednak nie rzucało się za bardzo w oczy póki nią nie machał czy używał.

- A ty… - Keith przesunął palcami przez ciemne włosy Lamii. - Ty mi się podobasz. - spojrzał w dół na jej czarny, koronkowy komplet bielizny jaki od rana wciąż miała na sobie. Pogłaskał jej piersi przez ten komplet. - One trafią do Świniaka albo reszty. Ale tobą zajmę się osobiście. Czeka nas wiele ciekawych chwil. - facet zaśmiał się chrapliwie już pewnie sobie wyobrażając te wspólne, ciekawe chwile z Lamią. Stojący obok koledzy zareagowali podobnie.

Saper widziała to kompletnie inaczej, jako krótką relację i nie tak przyjemną jak koleś się spodziewał… ale po potem. Klęcząc na podłodze obiecała sobie, że jeśli trafi gdzieś do piwnicy jako dziwka, ten który stał przed nią tego pożałuje. Na razie zrobiła to, co umiała najlepiej. Gdy łapa dotknęła jej włosów zaczynając zjazd w dół, wygięła kark, aby połasić się do niej. Zamruczała, przymykając lekko oczy i uchylając usta, gdy patrzyła do góry, prosto w oczy oprawcy.

- Ciekawych powiadasz... - wymruczała niskim, ochrypłym głosem, napierając torsem na szwendającą się po jej torsie dłoń. Powolnym ruchem oblizała pełne usta, skrzywione w psotny uśmieszek.

- Chciałbyś mnie już wziąć na warsztat? Zedrzeć ciuchy, zobaczyć co mam pod nimi? Wylizać moją mokrą, ciasną cipkę zanim w nią wejdziesz aż po same kule? - szeptała kolejne pytania, prostując się powoli na kolanach, aby lepiej się prezentować.

- O tak, właśnie tak. Wiedziałem, że jesteś mądrzejsza niż tamte głupie cipy. - zachowanie zakładniczki musiało zaskoczyć nie tylko jego. Jego koledzy też wyglądali na zdziwionych jakby węszyli jakiś podstęp. Ale najbardziej zdziwione były trzy skrępowane kobiety siedzące pod sąsiednią ścianą.

- Zobaczysz, spodoba ci się. Pokochasz swoją nową rolę! - zaśmiał się chrapliwie i sam stanął obok niej poddając się jej dotykowi. Ale w ten sposób mógł spojrzeć na resztę skrępowanego taśmą towarzystwa.

- Widzicie? Wasza koleżanka już załapała jak się sprawy mają. Bierzcie z niej przykład a wszystkim nam się będzie żyło lepiej i przyjemniej! - zawołał do trójki zniewolonych kobiet. Te zaś chyba były mocno skonsternowane całą sytuacją. Val wodziła spojrzeniem od Eve która siedziała obok niej to na Lamię i tego gościa co stał przy niej. Fotograf miała zmarszczone brwi jakby próbowała odgadnąć co jest grane. Jamie jednak wcale nie ukrywała swojej niechęci do tego wszystkiego.

- Pierdol się. - burknęła zawzięcie lodziara najwidoczniej nie mając zamiaru iść na żadne ustępstwa. Eve jednak trąciła ją kolanem i posłała krótkie spojrzenie.

- Oj ty lepiej popracuj nad sobą. Bo będziesz mieć kłopoty. I twoje koleżanki przez to też. - Keith wskazał na upartą lodziarę w brudnych, skórzanych spodniach i pogroził jej palcem oraz nieprzyjemnym spojrzeniem.

- A przecież może być tak pięknie! - zawołał unosząc w górę to ramię jakim nie obejmował Lamii. - Lubicie plażę? Mamy piękną plażę u nas. Będziecie grzeczne to będziemy chodzić na plażę. A las? Lubicie las? Lasu też mamy pod dostatkiem. I mnóstwo rozrywek. - szefowi wrócił chyba dobry humor gdy znów wrócił do roztaczania widoków na świetlaną przyszłość.

- Jaka plaża dupku? Jesień idzie. Nie widzisz jak pizga? - Jamie prychnęła znowu tonem ociekającym jadem i nienawiścią. Keith zaciął ze złości usta w wąską linię i spojrzał na nią jakby porównywał rachunek zysków i kosztów z tak upartą branką.

- Ty mi wyglądasz na rozsądną. Przetłumacz tej zdzirze i reszcie, że lepiej by się dostosowały. Albo będę musiał to kazać zrobić moim chłopcom. A wierz mi na razie byli dla was bardzo uprzejmi. - szef ściszył głos by dziewczyny go nie słyszały gdy zwrócił się do kobiety jaką obejmował. Poprawił jej włosy, starł jakiś brud z twarzy i zachowywał się jak troskliwy opiekun wobec liderki nowego stada.

- A może zamiast kija, najpierw marchewka? Mała, niewielka… też chcę coś mieć z tego układu. - przygryzła dolną wargę, wciąż wabiąc go do siebie uśmiechem - Pocałuj mnie. Tak na dobry początek. Chcę wiedzieć jak smakujesz… Keith - jego imię powiedziała miękko, z czułością.

Można było odnieść wrażenie, że Keith pozostał nieufny co do nagłej zmiany w zachowaniu schwytanej kobiety. Ale jednak nie aż tak by nie dać się jej dotykać i całować. Z początku biernie dawał się całować ale sądząc po minach jego kolegów ci byli zdziwieni jeszcze bardziej niż przed chwilą. Ale też dało się wyczuć zazdrość, że nie są na jego miejscu. W końcu i szef miał chyba ochotę na coś więcej bo rzeczywiście pocałował skrępowaną taśmą Lamię. I zaczął okazywać coraz większe zaangażowanie w jej manewrach. Uśmiechał się gdy szeptała mu sprośności do ucha.

- Mądra jesteś, wiesz, kto tu rządzi… Kto jest najważniejszy... Ze mną będziesz bezpieczna… Moich cip nikt nie rusza… Nawet Świniak… Będziesz dobrą dupą to… - mruczał z zadowoleniem przyjmując ten uległy hołd gdy nagle wrzasnął jak opętany zaskakując ponownie. Też chyba wszystkich prócz Lamii która właśnie wgryzła się w delikatną małżowinę uszną. Jego pomocnicy zerwali się z miejsc nie bardzo wiedząc co się dzieje i jak mają zareagować.

- Ty dziwko! - wrzasnął rozwścieczony Keith odrywając od siebie napastniczkę i powalając ją na brudną podłogę. Co gdy ofiara miała skrępowane kostki i nadgarstki nie było takie trudne. - Ty żmijo! - wydarł się szef trzymając się za zakrwawiony bok głowy i kopnął powaloną kobietę w żebra.

- A mogłaś być wielka! Miałaś szansę być u mojego boku! - rozwścieczony facet pochylił się nad powaloną Lamią drąc się jej wprost do ucha. A ją trochę zamroczyło na chwilę od tego kopnięcia. Ledwo rejestrowała jak dziewczyny spod ściany zaczęły krzyczeć w jej obronie.

- Zamknąć się głupie pizdy! - wydarł się groźnie któryś z jego ludzi. A Keith złapał za bezwładną kobietę i bez większych trudności podniósł ją do pionu.

- Sama wybrałaś! W takim razie idź gnij jak każda inna głupia dziwka! - wrzasnął i popchnął ją przed siebie w kierunku pozostałej trójki zakładniczek. Ale ponieważ ze skrępowanymi kostkami nie mogła chodzić to wywaliła się upadając na wciąż leżącą na podłodze szafę. Ta wreszcie nie wytrzymała i rozpadła się z łomotem. Ale Keithowi to nie wystarczyło. Złapał ją ponownie i cisnął tak, że poleciała na ścianę w którą trafiła bokiem. I tam wreszcie osunęła się na podłogę wśród swoich dziewczyn.

- Co za suka! Ma ktoś chustkę czy coś? - szef wreszcie zajął się sobą pytając o pomoc swoich ludzi zostawiając chwilowo branki na dalszym planie.

- Lamia?! Lamia?! Nic ci nie jest? - Eve zwróciła się do swojej dziewczyny która trochę była jeszcze oszołomiona po tych razach. Ale już wszystko zaczynało jej się klarować.

Coś kuło saper w boku, w głowie dzwoniło od uderzenia o ścianę. W ustach czuła mdlący, słodki smak juchy. Przy skroniach jej trzeszczało, w nozdrzach pojawił się znajomy smród napalmu, a gdzieś zza kanionu doleciała odległa salwa artylerii. Potrząsnęła głową raz i drugi, chcąc odgonić mroczną ścianę z powrotem w kąt. Uniosła nie do końca trzeźwy wzrok na fotograf i puściła jej oczko. Następnie z kpiącym uśmiechem niewiniątka popatrzyła na tych co skakali wokół szefa. Zarechotała głucho przez zamknięte usta, a gdy paru spojrzało w jej stronę, malowniczo wypluła w ich kierunku kawałek odgryzionego ucha i zaraz wyszczerzyła się upiornie czerwonymi od krwi zębami.

- Nic mi nie będzie, nie wychylajcie się - wróciła głową do dziewczyn - Zwłaszcza ty Jamie. Teraz skakanie do nich nic nie da, trzeba wyczekać okazji. Znajdziemy ją, obiecuję - do przyjaciółek uśmiechnęła się normalnie, mniej obłąkańczo, chcąc w nie wlać odrobinę nadziei. Jeszcze ich nie złamali, wciąż trzymały się razem i razem je stąd wywiozą… albo coś się wymyśli po drodze.
- Szkoda że nie ma tu Steve’a - prychnęła dość ironicznie, aby splunąć jeszcze raz w piach aby oczyścić usta.

- Oj tak… Steve na pewno by nas uratował. I jego chłopaki. - Eve przytuliła się na ile dała radę do Lamii. Zaraz potem jak ją czule pocałowała w usta. Zdawała się nie zwracać uwagi na ślinę i krew wokół saperskich ust.

- Pozabijam ich. Albo oni mnie. Nie dam się drugi raz wziąć żywcem do takiego syfu. - Jamie popatrzyła twardo i na mężczyzn po drugiej stronie pomieszczenia i na kobiety skupione wokół siebie.

- Jamie ale Lamia ma rację. Na razie oni są górą. Musimy to przeczekać. - fotograf nieco przekręciła głowę opartą na ramieniu saper by spojrzeć na długowłosą szatynkę obok. Ta jednak milczała wciąż z upartym spojrzeniem. - Spróbujmy o tym nie myśleć. Tylko o czymś przyjemnym. Zająć się czymś. - krótkowłosa obróciła głowę w drugą stronę by popatrzeć na Lamię i Val chcąc chociaż tak im jakoś pomóc.

- Jeśli w piatek nas nie zastanie u ciebie, będzie węszył. Pojedzie do Betty, myślę że Di jej powie co jest grane - Mazzi też uderzyła w weselszy ton, próbując jakoś roztoczyć optymistyczny scenariusz. Raz jeszcze potrząsnęła głową, nim nie pocałowała blondynki w skroń. A potem to samo zrobiła z Val i Jamie, choć wymagało to przejścia paru centymetrów na kolanach - Na razie się sklejamy, zobaczymy co za negocjatora im przyprowadzą. - ściszyła głos - Im więcej czasu mija, tym lepiej dla nas, bo nawet jak ich puszczą to po mieście rozstawią kontrole. Na spokojnie, nic nam nie będzie. Trzymamy się razem, cokolwiek by się nie działo.

- No właśnie. Przecież dlatego tu siedzimy bo policja obstawiła wyjazd. I nie mogą stąd z nami odjechać. Z nami czy bez nas. - fotograf wciąż w tym kusym płaszczyku poparła słowa saper aby dodać otuchy reszcie.

- Pewnie Di ich sprowadziła. Albo ktoś usłyszał ten strzał Lamii. - Val rzuciła swoimi domysłami w tym temacie.

- I co z tego? Tam by się przydała jakaś ostra, twarda babka z jajami. A te gnojki tylko smyrają się nawzajem po jajach. - prychnęła pogardliwie lodziara.

- Jamie a co byś zrobiła z taką twardą babką z jajami? - Val nieco się wychyliła by popatrzeć na siedzącą najdalej od niej długowłosą.

- Co? - Jamie chwilę trawiła pytanie ale było tak zaskakujące i nie pasujące do tematów o jakich rozmawiały, że nachyliła się by zrewanżować się kelnerce spojrzeniem. Tylko dla odmiany było w nim mniej zrozumienia tego pytania.

- No jakby była taka babka co ma wszystko jak każda inna babka. Tylko z byndolem. To by dla ciebie była bardziej jak babka czy jak facet? - kelnerka rozwinęła swoje zdawałoby się całkiem abstrakcyjne pytanie.

- O cholera, zagięłaś mnie… - po chwili zastanowienia Jamie prychnęła cicho z zaskoczonego rozbawienia nad tym dylematem.

- Jak ma cycki i pachnie jak kobieta… to chyba kobieta, nie? - była sierżant uśmiechnęła się pod nosem, udając że słucha. Bardziej jednak skupiała się na mężczyznach pod drugą ścianą. Czas uciekał, chociaż nie do końca działał na korzyść porwanych. Wreszcie komuś mogły puścić nerwy, z drugiej strony cztery kobiety były teraz jedyną tarczą jaką mieli porywacze. Równie dobrze sprawdzą się trzy, albo dwie. Nikt nie dawał gwarancji, że wyjdą stąd w komplecie. Ciemnowłosa głowa przekrzywiła się nasłuchując odgłosów spoza budynku. Co, do cholery, tam się działo? Sekundy mijały, zmieniajac się w minuty. Robiło się coraz ciemniej… a po ciemku wszystkie koty były czarne.

- No tak, no cycki rulez, lubię cycki… I cipki też… Ale nie byndole… - temat chyba na serio odciągnął uwagę Jamie od tego co się działo parę kroków dalej. Zakładniczkom zrobiło się jakby lżej no i nie było zapewne nie przyjemnie patrzeć jak ich porywacze miotają się aby zaimprowizować jakiś opatrunek dla swojego szefa. W końcu znaleźli jakąś chustę i jakoś ją obwiązali dookoła jego głowy. Trochę się uspokoiło gdy z zewnątrz dobiegł ich głos megafonu.

- Tu policja! Mamy negocjatora! Chcemy rozmawiać! - odezwał się trochę zniekształcony ale nadal czytelny głos wdzierając się w chwilowo spokojną scenerię dawnej toalety.

- Ha! Widzicie! Mówiłem wam! Wszystko idzie zgodnie z planem! Będą tańczyć jak im zagramy! Te durne krawężniki nie umieją wyjść poza swoją durną rolę! - Keith nagle odżył, odtrącił tego co mu kończył wiązać chustę na głowie i znów promieniał energią i radością.

- Pójdziesz z nim gadać? - zapytał ten z irokezem wskazując gestem na świat zewnętrzny. Wydawało się, że w nich też wstąpiła nadzieja, że jakoś się jednak wykaraskają z matni i będzie jak szef mówił.

- Po co? Tu dobrze słychać. Powiedzcie mu by się produkował. Przemyślę jego ofertę. - szef zdobył się na nonszalancję jakby miał zaraz wysłuchać i spławić jakiegoś nieistotnego podwładnego. Jeden z nich przekazał polecenie komuś na zewnątrz i po chwili słychać było jego okrzyk ale bez megafonu to już nie był wewnątrz budynku tak wyraźny.

- Tylko niech mu głośno krzyczą, bo biednemu Keithowi padło coś na uszy - Mazzi dorzuciła swoje trzy gamble, aby choć odrobinę podkopać świetny nastrój porywaczy. Uśmiechnęła się czarujaco do herszta - A przynajmniej na jedno. Kiepsko by było, gdyby przez niedyspozycję wrzucił was głębiej w szambo, niż już siedzicie.

- Mam jej przywalić? - zapytał jeden z porywaczy widząc jak szef bandy spojrzał na tą co mu psuła scenę.

- Nie trzeba. W domu się nią zajmę. Zasłużyła sobie na specjalne traktowanie. - prychnął pogardliwie jakby to też było do zrealizowania w najbliższym czasie. Ale odgłosy z zewnątrz przykuły jego uwagę bo megafon zaskrzeczał jakby ktoś go stawiał czy podawał komuś innemu.

- Tu Thunderbolts! - głośnik przywitał się pewnym, krótkim stwierdzeniem. I był na tyle uprzejmy, że dał chwilę by ta informacja dotarła do adresatów. Zdecydowany, męski, spokojny głos który był jednak pewny siebie i tego co mówi. Wywołał w dawnym szalecie dwie, skrajne odmienne reakcję. Trzy skute obok Lamii kobiety zesztywniały a potem poruszyły się gwałtownie patrząc z niedowierzaniem na siebie nawzajem jakby sprawdzając czy usłyszały to samo. Już nawet nie chodziło o to, że głos mówił o Thunderbolts. Ten głos należał do TEGO Thunderbolta. Reakcja porywaczy była jednak skrajnie odmienna.

- Kurwa! Thunderbolts! O kurwa! O kurwa, o kurwa! Ja pierdolę, ściągnęli Thunderbolts! - jeden z nich zaczął jawnie panikować. Bladł i czerwieniał na przemian.

- O kurwa Keith, jak tam są Thunderbolt to co my teraz zrobimy? Kurwa z nimi nie ma żartów. To pieprzeni psychole. Ich się ściąga by sprzątnęli kogoś. Kurwa przyjechali nas sprzątnąć! - jego kolega też chyba podobnie widział sprawę. Szef chwilę też zaniemówił nie bardzo wiedząc jak i co zrobić.

- Zamknij się durniu! Ty też! Skąd wiesz, że to Thunderbolt? Jakiś facet gada do megafonu a ty już srasz w gacie jeden z drugim! Zresztą jeśli nawet to sam kazałem im przywieźć kogoś kto nie jest gliną no to przywieźli. Będzie negocjował. Mamy przecież te głupie pizdy. Nic nam nie zrobią póki je mamy. Musimy tylko trzymać się planu. Ten chujek z mikrofonem też będzie się trzymał swojej roli. Jak kurwa każdy. - szefowi udało się jakoś opanować i mówił szybko i trochę nerwowo ale za to podziałało na tyle by chociaż chwilowo opanować sypiące się morale grupy.

- Przedstawiamy nasze żądania! - głośnik po chwili czekania wznowił swój monolog.

- Jakie kurwa żądania? - wybąkał zmieszany Keith. - Co on pierdoli? W ogóle nie trzyma się roli. Ej! Ej ty! To my mamy żądania! - zirytowany herszt bandy w końcu krzyknął gdzieś w stronę okna. Chociaż nie było wcale pewne czy przez te wszystkie gruzy i zakręty głos dotrze gdzie trzeba.

- Puśćcie wolno wszystkich zakładników! Cztery kobiety! Wyrzućcie przez okno całą broń! Zbierzcie się w jednym pomieszczeniu! Połóżcie się na podłodze z rękami na karku! Dajemy wam 60 minut! Potem możecie przygotować broń! Więcej negocjacji nie będzie! - głos stanowczo przedstawił listę żądań. Do reszty kołując porywaczy. A potem po prostu się rozłączył i nastała głucha cisza.

- Pojebał tekst… To jakiś przygłup… Wyszedł z roli… - Keith mamrotał i już nie bardzo było wiadomo czy chce uspokoić siebie czy swoich ludzi.

- Trzeba było jednak gadać z gliniarzami. - jęknął żałośnie jeden z jego ludzi.
 
__________________
A God Damn Rat Pack
'Cause at 5 o'clock they take me to the Gallows Pole
The sands of time for me are running low...
Driada jest offline  
Stary 22-04-2020, 05:06   #166
 
Driada's Avatar
 
Reputacja: 1 Driada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputację
Wystarczyło jedno słowo, pierwsze parę dźwięków posłanych megafonem w eter, aby na głowę Mazzi wylało się wiadro ciepłej wody, a część niepokoju zniknęła niczym przekłuta mydlana bańka. Pokręciła głową biorąc ów głos za wytwór wyobraźni, równie realny co odgłosy frontowej kanonady gdzieś w pobliżu. Na twarzach pozostałych dziewczyn wyczytała jednak, że to nie sen. Tym razem nie chodziło o urojenia.Gdzieś tam za kanionem, ledwie kilkaset metrów od niej i od Eve stał ich cholerny, boltowy rycerz w zbroi koloru moro.
- Tygrysek… - wyszeptała do dziewczyn, chociaż patrzyła na swoją blondi, powstrzymując ochotę, aby nie roześmiać się w głos.

Nie, to było niemożliwe. Ściągnęły go myślami, albo skurczybyk miał detektor księżniczek w opresji gdzieś za paskiem… byle tego nie spieprzyć.
- Ani słowa że ich znamy - dodała szybkim szeptem, a na jej twarz wróciła powaga - Dajmy im pracować. Nie mogą się dowiedzieć że go znamy, bo to wykorzystają. Teraz tylko spokojnie… jeśli zacznie się dym, padajcie płasko na glebę i chrońcie głowy. Ja pierdole… to on - dodała ledwo powstrzymując się od radosnego uśmiechu. Kurwa mać, w ostatniej chwili… ratunek z opresji. O ile nie stanie się po drode nic niespodziewanego. Ani nikt go nie rani.

- Ja bym tam z nimi nie dyskutowała - zwróciła się do porywaczy - Jeśli zrobicie co każą, wyjdziecie z tego z życiem. To już nie krawężniki… oni nie będą się pierdolić w tańcu. Jeszcze macie szansę, skorzystajcie.

- Zamknij ryj! - wrzasnął na nią jeden z mężczyzn. Chociaż mimo agresywnego tonu nie dał rady ukryć czającego się pod spodem strachu.

- Lamia! Cicho! Nie prowokuj ich. Nie wychylaj się proszę. - Eve szepnęła cichutko wprost do ucha swojej dziewczyny. Val i Jamie też miały sprzeczne emocje wyczytane na twarzy. Z jednej strony jakby zaraz miały być wolne ale z drugiej jeszcze nie były. W końcu nastąpił ten etap który najczęściej występuje we wszelkich konfliktach. Czekanie.

- Jest trochę po 21-ej. Jak z godzinę to jakoś o 22-giej. - szepnęła fotograf pokazując trochę widoczny spod taśmy zegarek. I chyba właśnie była taka godzina jak mówiła. Ale o ile kobiety przycichły to teraz mężczyźni zrobili się głośniejsze. Od razu widać było, że się boją. Takiego zakończenia wieczoru widocznie nie spodziewali się kompletnie. Albo podnosili głos gdy oskarżali się nawzajem albo panikowali co teraz będzie albo mówili cicho, prawie szeptem bojąc się głośniej odezwać.

- Uspokójcie się do cholery! - krzyknął na nich Keith który zdołał chociaż siebie doprowadzić do porządku. I teraz zabrał się za swoich ludzi. Ci popatrzyli na niego krytycznie ale komunikat z megafonu widocznie sporo ujął mu autorytetu w ich oczach.

- Blefuje. To pewnie jakiś gliniarz z megafonem. Tylko inny niż ten co gadał wcześniej. Taka sztuczka. - rzekł z przekonaniem i machnął do tego ręką jakby nie było o czym rozmawiać.

- Skąd wiesz? - jeden z jego ludzi miał mocno sceptyczną minę i głos.

- A widziałeś go? Ktoś z nas go widział? - szef odzyskiwał werwę przechodząc od jednego człowieka do drugiego i zaglądając im w oczy. Ale sądząc po ich minach nikt ani tego ani żadnego komandosa jak dotąd nie widział.

- Ruszcie mózgiem! Co oni mają a co my! Słyszeliście tego gnojka? “Puśćcie głupie zdziry, połóżcie się na podłodze… “ - przedrzeźniał słyszany wcześniej komunikat. - I co wtedy? Zgarnął nas jak raki! - prychnął pogardliwie na taką opcję.

- Ale będziemy żyć. - mruknął cicho jeden z jego podwładnych.

- Tak? A jak długo? Wiecie jaka jest kara za porwanie? I całą resztę? Chcecie trafić do obozu? Albo na stryczek? A może któryś się czuje na siłach służyć w karnej jednostce na Froncie? - szef znów odzyskał rezon gdy tak lustrował swoich rozsypanych po pomieszczeniach ludzi. I chyba udało mu się przemówić im do rozsądku bo chociaż nadal patrzyli niepewnie to chyba zaczynało docierać do nich, że nawet poddanie się nie wróży im zbyt dobrego zakończenia.

- Ten facet to gliniarz a nie żaden Thunderbolt. Jakiś cwany detektyw co sobie wymyślił zarobić belkę do awansu tanim kosztem. Naszym. Nic nam nie zrobią. Mamy te dziwki jak tamci coś będą fikać to zaczniemy je wykańczać. Jedną po drugiej. Wtedy zobaczą, że z nami nie ma kurwa żartów i nas puszczą. Te suki to nasza tarcza. Tamten cwaniaczek blefował. Poczekamy tą godzinę i sami się przekonacie. Przyjdzie skamleć o kolejną godzinę albo zaoferuje porządne warunki. Chciał nas tylko nastraszyć ale my jesteśmy zbyt cwani by się nabrać na te jego tanie sztuczki. - wiara jaką okazywał Keith stopniowo rozlewała się po reszcie jego ludzi. Nawet któryś się słabo bo słabo ale uśmiechnął, któryś pokiwał głową no i taki scenariusz i podział ról znacznie lepiej dodawał im otuchy i pozwalał z nadzieją wytrwać tą najdłuższą, godzinę wieczoru.

- Nie łudziłabym się że to glina. To trep, stuprocentowy wojskowy. Do tego coś więcej niż zwykły podoficer - saper machnęła głową na wyjście z łaźni, tam gdzie schowany był właściciel głosu - Nasłuchałam się takich, tam na północy. - wzruszyła ramionami, patrząc na tych nie od gadania - Poza tym jeśli zaczniecie nas wykańczać to wliczą nas w straty i po prostu walną tu granat. Dla jednej albo dwóch żywych nie będą sobie zawalać głowy. Tym bardziej powinniście go posłuchać - uśmiechnęła się, szczerząc czerwone zęby - Przecież spotkaliśmy się tu przypadkiem, wyskoczyliście z bajerą. Było nawet miło… a ten wasz mózg w pewnej chwili was sterroryzował i wydumał całe to porwanie. Nic nam przecież nie zrobiliście przez cały ten czas, no nie? Dlatego jeśli posłuchacie tamtego z megafonem i będziecie współpracować, a zakładnicy potwierdzą że wasza rola w całej chryi była marginalna, nikt was nie powiesi, ani nie wyśle na Front. Co najwyżej przekiblujecie miesiąc w pierdlu. Zastanówcie się. Warto umierać za zwykłe nieporozumienie?

Słowa Lamii męska część imprezy powitała z mieszanymi uczuciami. Tym razem nikt nie kazał jej się zamknąć a na paru twarzach pojawiło się zrozumienie. Jakby jednak było jeszcze jakieś inne wyjście z sytuacji. No ale był ten który w tym scenariuszy miał odpokutować za wszystkich i za wszystko.

- Zamknij się! - wrzasnął rozwścieczony herszt. - Zakneblujcie tą dziwkę! - zawył ze złości patrząc na swoich ludzi. Ci jednak wahali się i żaden nie ruszył się z miejsca. - Co jest z wami do cholery?! To żmija! Zapomnieliście jak ona umie kłamać?! - wskazał na swoją obwiązaną głowę i wciąż widoczne krwawe zacieki z boku głowy i szyi. - Chce nas skłócić! Byśmy rzucili się sobie do gardeł! Nigdzie nie idziemy! Zostaniemy tutaj i jak tamten patafian wróci będziemy negocjować! No dalej! Zakneblujcie tą jej kłamliwą jadaczkę! Ruchy kurwa ruchy! - szef wrzeszczał tak głośno i przekonująco, że w końcu któryś się ruszył. Chociaż już bez wcześniej okazywanej werwy i buty. Podszedł do czwórki kobiet, wyjął taśmę i zaczął szykować knebel.

- Mam nadzieję, że go posłuchacie. I bolci wpadną i zabiją was wszystkich! - Jamie skorzystała z okazji i wysyczała do niego jadowicie.

- Tą też zaknebluj! Cholera wszystkie je zaknebluj! Za dużo pyskują! Suki powinny wiedzieć kiedy mogą dać głos! - wyglądało na to, że szef poleciał serią po wszystkich zakładniczkach mając dość słuchania ich krnąbrnych wypowiedzi.

- Dacie się zabić za tego idiotę? - Mazzi podniosła głos, mówiąc szybko gdy taśma się zbliżała - On już jest martwy! Poświęciłby was gdyby mógł! Jeszcze możecie z tego wyjść i żyć! Poddajcie się!

Krzyk Lamii urwał się gdy szara taśma budowlana zakleiła jej usta. Potem porywacz chciał się zająć Jamie ale ta znów stawiła opór. Kopnęła go a raczej odepchnęła nogami przewalając go na podłogę.

- Szmata! - wrzasnął zaskoczony facet podnosząc się i doskakując do lodziary. Złapał ją za długie włosy, odchylił głowę do tyły i z premedytacją zdzielił ją na odlew w twarz aż jej głowa opadła na ramię Eve. Zanim zdążyła coś zrobić znów ją złapał i zakneblował. Potem to samo zrobił z blondynkami ale te nie stawiały oporu. Eve starała się coś mruczeć chyba pocieszająco do obolałej lodziary ale, że nie wychodziło przez tą taśmę nic zrozumiałego to w końcu pocieszająco potarła czołem o jej czoło.

I zaczęło się czekanie. Porywacze byli kłębkiem nerwów. Chodzili, stali, wyglądali co się dzieje na zewnątrz, warczeli na siebie i dla uspokojenia palili szlugi. Atmosfera była tak napięta, że każda iskra mogła wywołać pożar albo i eksplozję. Czas dłużył się niemiłosiernie. Nie wiadomo było jak to się skończy. Fotograf co jakiś czas zerkała na zegarek. Teraz nie bardzo mogła mówić więc pokazywała na ile mogła czas Lamii i Jamie między którymi siedziała. W końcu wskazówka na zegarku minęła 10-tą. I nic się nie działo. Minuty uciekały a one mogły oglądać nerwowy spektakl pełen testosteronowego stresu widoczny ledwo kilka kroków dalej. Wszyscy na coś czekali. Z nadzieją lub niepewnością. Ale musieli czekać. I porywacze i porwane. W końcu się doczekali. Rozległ się ten szelest uruchamianego megafonu. Wszystkie widoczne w starej ubikacji głowy jak na komendę spojrzały w stronę wyjścia. Na tyle na ile kto mógł. Rozległ się ten sam męski głos co poprzednio.

- 60 minut minęło. Przygotujcie broń. - rozległ się bardzo krótkim ostateczny komunikat. I znów odgłos odkładanego megafonu. Przez jakieś dwie sekundy wewnątrz budynku nastał kompletny bezruch i cisza. A potem wszystko wybuchło.

- Keith! Keith! Kurwa mówiłeś, że blefował! Mówiłeś, że będą negocjować! Kurwa idą po nas! Zrób coś! - jeden z porywaczy był na skraju histerii. Podbiegł do herszta i wskazywał pistoletem na puste wejście i świat zewnętrzny skąd właśnie dobiegał komunikat.

- Poddajmy się! Ja pierdolę nie chcę tutaj zginąć! - jego kompan widocznie podobnie widział sprawę. Też krzyczał z bliska szefowi w twarz.

- Zamknąć się durnie! Na pozycje! Ale migiem! Mamy tu mur a oni muszą wybiec przez tamtą dziurę! Wystrzelamy ich jednego po drugim zanim się zorientują! - Keit też krzyczał. Złapał najbliższego za chabety i wypchnął w stronę wyjścia. Potem to samo zrobił z drugim.

- Przez ciebie wszyscy zginiemy! Ona miała rację! Ty masz przesrane ale my jeszcze możemy się wywinąć! - trzeci nie dał się złapać bo i był trochę dalej od szefa i miał więcej czasu na reakcję. Zaczął się cofać w kierunku zakładniczek aż w połowie pomieszczenia odwrócił się, wyjął nóż i zaczął biec w ich stronę.

- Zostaw je! - Keith wrzasnął do niego i wycelował w niego pistolet chociaż ten już był do niego plecami i nie mógł tego widzieć. I w tym momencie wszystko jeszcze bardziej przyśpieszyło i się pogmatwało.

Lamia widziała jak ten spanikowany biegnie do nich wyciągając nóż z pochwy. Jego przestraszoną minę i to jak już nachylał się nad nimi. W tym momencie kawałek boku jego głowy jakby mu odpadł. A on sam padł jak podcięte drzewo. Keith zdążył zmrużyć oczy gdy na czole pojawił się jakiś czerwony wyprysk a z boku jego głowy jakby wybuchł balonik z czerwoną farbą. Dziewczyny przy niej zamarły zaskoczone nie wiedząc co się dzieje.

Dwa ciała ich oprawców upadły na brudną podłogę. Rozległ się odgłos upadających ciał. Jednego tuż przy nogach czterech zakładniczek drugie kilka kroków dalej przy wejściu. I jeszcze gdzieś za rogiem jakby coś upadło.

- Ej!? Co jest?! - krzyknął ktoś z zewnątrz mieszaniną strachu i zaskoczenia. Wtedy coś wybuchło. Dosłownie. Ściana kilka kroków dalej eksplodowała w jednej ze ścian. Lamia słyszała jak trzy jej towarzyszki piszczą i krzyczą ze strachu a podłogę, zlewy, lustra i ściany zasypują odłamki ze ścian zasnuwając wszystko dymem i pyłem. Podmuch eksplozji zalał je ścianą tego dymu i poczuły tą falę gorącego powietrza. I jeszcze coś. Coś metalicznego. Toczącego się po brudnych kafelkach. A potem huk. Tym razem cichy. I coś tam zaraz przy tej eksplozji eksplodowało dymem.

- Ruchy, ruchy ruchy! - w ten chaos wdarł się męski, zdecydowany głos. Tupot kroków. Ciemne sylwetki w dymie. Gaz. To był gaz łzawiący. Oczy zaczeły jej łzawić i zaczęła kaszleć. W usta zaklejone taśmą. Sylwetki rozmazały się przez te szkliste oczy, dym, pył i całą resztę. Dwie z nich zatrzymały się tuż przed nimi z wycelowaną w nich bronią. Cali na czarno. Gdzieś dalej słychać było krótkie wystrzały. Chyba gdzieś na zewnątrz.

- Jedynka do Dwójki! Mamy zakładników! Kurwa nie uwierzysz kto to jest! - Lamia nie widziała już prawie nic przez te łzy, gaz i całą resztę. Ale słyszała jeszcze na tyle dobrze, by rozpoznać zdziwiony głos wojskowego paramedyka.

- Zabezpiecz zakładników! - z radia popłynął rozkazujący głos.

- Ale to są… - druga sylwetka była większa. I masywniejsza. Dingo zawsze się pod tym względem wyróżniał.

- Bez dyskusji! - Steve z irytacją ponaglił ich przez radio.

- Sam tego chciał burak jeden. Chodźcie dziewczyny, spadamy z tego lokalu. - Don chyba machnął ręką i pochylił się aby rozciąć im nożem więzy z taśmy. Dingo zrobił to samo.

- Możecie iść? - zapytał paramedyk pomagając całej grupce powstać na nogi. We dwóch i z zakładniczkami ruszyli do wyjścia. Co prawda zdjęli im kneble ale gaz już zdążył zrobić swoje więc mogły tylko łzawić, kaszleć i pluć. Prowadzili je prawie po omacku. Pochylone sylwetki, ręka na plecach, w kilku do obstawy boków. Podłoga, potem ziemia, jeszcze jakieś hałasy na zewnątrz, ktoś gdzieś jeszcze strzelał ale komandosi byli zajęci tylko wyprowadzeniem zakładniczek w bezpieczne miejsce. Szalony ruch gdy prawie można było pogubić nogi, zwłaszcza na tym cholernym gruzie w kanionie.

Wreszcie usiadły. W jakimś samochodzie. Było tu więcej ludzi ale też i gwar licznych głosów. Słyszała jak Donnie gdzieś stoi obok i tłumaczyć coś komuś. W końcu usiadł obok.

- Spokojnie, to tylko gaz. Poczekaj, przemyję ci oczy i twarz. To zaraz przejdzie. - mówił zaskakująco troskliwie i miał równie delikatne ruchy gdy jakimś wacikiem i szmatką czyścił twarz Lamii. A potem tak każdej z byłych zakładniczek. Pomogło na tyle, że stopniowo zaczeły widzieć i mniej kasłać.

- Ale się Krótki zdziwi kogo uratowaliśmy. - mruknął stojący w otwartym tyle furgonetki Dingo. Były w jakiejś furgonetce. Chyba wojskowej bo pełno było różnych skrzynek i regałów. No i ławka na tyle pojemna by pomieścić ich czwórkę. Na zewnątrz stały radiowozy i kręcili się policjanci ale jakoś na razie nikt nie ingerował w operację Thunderbolts i właśnie odbite zakładniczki.

Ulga ścinała z nóg i gdyby nie pokłosie gazu, można by było uznać całą historię za zakończoną lekko, chociaż nie do końca przyjemnie. Woda pomagała, gaz w końcu przestał piec tak, aby uniemożliwić otworzenie oczu, głębszy oddech czy wydobycie z siebie czegoś więcej poza wizgi kaszel. Mazzi mrużąc oczy i często mrugając rozejrzała się po wnętrzu, patrząc na pozostałe dziewczyny. Wyglądały jakby się przeczołgały po poligonie, ale żyły i miały się całkiem nieźle jak na stres i niepewność ostatnich godzin. Widziała też Dona, ubranego na czarno. W całym bojowym oprzyrządowaniu. Chciała coś powiedzieć, podziękować. Otworzyła usta, jednak wydobyło się z nich tylko chrypienie. Przecierała twarz rękawem kurtki, albo wodziła nieprzytomnym wzrokiem po wnętrzu furgonetki. Przez napierający hałas kanonady przebijała się jedna, najważniejsza myśl: reszta była bezpieczna. W końcu były bezpieczne, bez niebezpieczeństwa, że coś im się stanie. Przecież chłopaki by na to nie pozwolili. Była sierżant pociągnęła nosem, topiąc się powoli w smrodzie prochu, smaru i napalmu. Kurzu i popiołu z palonych ciał. Szczurza panika wychyliła łeb zza bariery rozsądku, poruszając paskudnymi wąsami nad wyraz ochoczo.
Zaczęła się dusić, tym razem nie przez gaz, brakowało powietrza, ściany furgonu napierały, zmieniając okresowo fakturę na sterty gruzu, pociągniętego krwawymi rozbryzgami. Do tego resztki obcej krwi w ustach, ból obitych żeber. Potrzebowała wódki.
Wódki, powietrza… i Steve’a. Spokoju, ciszy… wreszcie pieprzonego spokoju.
Na wpół po omacku, na wpół na czuja przetoczyła się poza zasięg rąk, głosów i przyspieszonych oddechów, ciągnąc do wyjścia, jakby miało to cokolwiek zmienić. Mijała czarno-białe sylwetki, uparcie dążąc aby wywlec się na zewnątrz, tam gdzie czarno-białe niebo i ciemne sylwetki snujące się gdzieś w światłach reflektorów.

- Hej, hej, hej a ty dokąd to? - zaraz za nią rozległ się zdziwiony głos Dona i odgłos szybkich kroków. Dogonił ją akurat przed dwoma gliniarzami którzy patrzyli na nich niepewnie jakby nie wiedząc czy mają reagować czy nie i jak tak to jak. Przy nich objęły ją silne i pewne ramiona faceta w czarnej kominiarce stopując ją w miejscu.

- Wszystko w porządku, pani chciała tylko rozprostować nogi. To ze stresu. Zazwyczaj jej mięknął na mój widok. - Don w swoim stylu uspokoił i załagodził sytuację. A sam pociągnął Lamię z powrotem w stronę czekającej furgonetki.

- Nie bój się, już wszystko dobrze. Zaraz wróci Krótki i reszta. Ale się zdziwią! - zaśmiał się na koniec po tym gdy mówił uspokajającym słowem i zbliżali się do znajomych twarzy wewnątrz i przy furgonetce.

- Mam cel. 30 m przed wami. - w tą rozmowę wdarł się nieco zniekształcony, spokojny kobiecy głos.

- Zdejmij. - krótkie polecenie dowódcy. Chwila ciszy tak na dwa kroki i jakiś cichy skrzek.

- Zdjęty. - zameldowała kobieta.

Mazzi zrobiła krok do przodu, a potem jeden do tyłu. chwila przerwy i kolejny krok oddalił ją od tych, co zostali wewnatrz fury. Stanęła na sztywnych nogach, spuszczajac głowę i to zaciskała, to rozluźniała pięści,walcząc z ochotą aby w coś przywalić. Czarna ściana drapała ją po plecach, wybuchy i to co działo się przed paroma minutami nie pomagało opanować zwichrowanej głowy.
- Jamie - chrypnęła przez zaciśnięte zęby- Jest. Ranna. - zrobiła przerwę na serię szybkich, płytkich oddechów - Dzięki Donnie… idź. Do nich. Proszę. - wydukała, a potem osunęła się w dół, aż usiadła tyłkiem na betonie. Podwinęła kolana pod twarz, garbiąc plecy, aby oprzeć o nie czoło.
Już dobrze. Zaraz przyjdzie Steve. Już dobrze.
Echo eksplozji przewalało się jej po głowie, dołączając do znanej symfonii z północy. Tej barwionej cuchnącą metalicznie czerwienią. Nie chciała tego słyszeć, podniosła ręce i przyłożyła je do boków głowy, zatykając uszy. Już w porządku, po wszystkim. Teraz, do cholery, mogło być już tylko dobrze.

- No dobrze. Ale zostań tu dobra? Ciebie też jeszcze całej nie sprawdziłem. - Don jeszcze chwilę się wahał ale w końcu puścił dziewczynę swojego szefa i wrócił do środka furgonetki aby dokładniej się zająć swoimi pacjentkami. Poczuła jak ktoś okrywa ją kocem. A potem Dingo postawił obok niej nakrętkę od termosu pełną czegoś parującego. Ale nie odzywał się. Chociaż stał gdzieś w pobliżu. Trochę nie była pewna ile czasu minęło. Ale wreszcie usłyszała znajomy głos. I tym razem na żywo a nie przez radio.

- Lamia? Eve? Dziewczyny? A co wy tu robicie? - mimo bojowego rynsztunku, całego na czarno i kominiarki, gogli nad głową i gazmaski pod, rozpoznała jego głos od razu. Szedł w stronę furgonetki szybko, dziarsko i pewnie gdy nagle jakby się zachwiał gdy widocznie ją dostrzegł i rozpoznał. I resztę dziewczyn.

- To one były zakładniczkami bystrzaku! - Don poinformował go ze złośliwą uciechą.

- Coo?! - Mayers wyglądał wręcz na zszokowanego taką informacją.

- Próbowaliśmy ci powiedzieć. Ale kazałeś nam się zamknąć. - Dingo nie omieszkał dodać coś od siebie obrażonym tonem, że tak z sercem na dłoni a tu kolega go tak…

- Lamia? Nic ci nie jest? - Krótki podbiegł te parę kroków i przyklęknął przy siedzącej kobiecie. Schylił się aby dojrzeć jej twarz i pytał zaniepokojonym głosem.

Dziewczyna zamrugała, marszcząc czoło a przez jej twarz przeszedł skurcz. Zewnętrzny kącik prawego oka drgał niekontrolowanie, gdy skupiała uwagę na czarnej sylwetce. Kolejny cień, tyle że on nie wywoływał strachu. Przebijaj się przez maszynowy harmider i zgrzyt metalu.
- Znam cię… pamiętam twój głos - powiedziała cicho, potrząsając głową chociaż dłonie wciąż trzymała przy uszach, wbijając paznokcie w skórę pod włosami. Zastój trwał przez dłuższy moment, aż wreszcie ciemna mgła cofnęła się odrobinę.
- Steve? - spytała zdezorientowana, a puste do tej pory oczy drgnęły śladem życia. Zamrugała szybko parę razy, ale obraz nie znikał. Był, tuż obok. Pamiętała go. I były to cholernie dobre wspomnienia.
- S-Steve - powtórzyła, opuszczając odrobinę dłonie. Zastygła tak w pół ruchu, zagubione dziecko pośrodku mgły, które wreszcie zobaczyło promień światła i chwyciło się go. Pełne usta zadrżały, ciałem pod kocem zatrzęsło. Saper wydała z siebie zduszony jęk, sięgając do czarnej plamy w mundurze maskującym. Wtuliła się w nią ufnie, koc spadł na mokrą ziemię.
- To ty? To naprawdę ty... przyszedłeś po nas… jesteś. Jesteś tu… tutaj. N-nic ci… nic ci nie zrobili? - zdołała wydusić, wczepiając się w żołnierza jakby chciała się w niego wkleić na stałe. Wcisnąć pod kamizelkę taktyczną, wślizgnąć pod skórę i zostać tam. Najlepiej na zawsze.

- Tak, tak, już wszystko dobrze, nic mi nie jest. Już po wszystkim. - objął ją, przytulił do tego swojego twardego pancerza i całego złomu jaki na sobie nosił i bił od tego zapach smaru od broni, kurzu i dworu. Całował ją przy tym po włosach i głaskał po nich w rodzicielskim, uspokajającym geście.

- Oh Steve! - jakoś dosiadła się do nich Eve też kucając przy nich więc drugim ramieniem objął także ją. Z tego wrażenia gardło ścisnęło się blondynce i zaczęła chlipać.

- Jesteście całe? Czegoś wam trzeba? - zapytał cichym, łagodnym tonem pytając ich obu jednocześnie.

- Zostań z nami… nie znikaj, proszę - pierwsza odezwała się brunetka, odczepiając jedno ramię od munduru, aby móc jeszcze objąć blondynkę. Siedzieli we trójkę, szczepieni jak grupką pąkli. Zrobiło się ciszej, strach schował się do szczurzej nowy i tylko drapał pazurami gdzieś za ścianą. - Tylko chwilę, jeszcze chwilę. Nie idź, jeszcze nie teraz - dodała, zanim i ona się nie rozkleiła, mając w głębokim poważaniu czy ktoś patrzy, co sądzi i jak bardzo słaba i żałosna będzie się wydawać.

- Jasne. Nie ma sprawy. Nigdzie się nie wybieram. - uspokoił jedną i drugą tak słowem jak i gestem. Trochę przemodelował ten ich układ i sam oparł się o tylne koło furgonetki siadając na asfalcie i miał po jednym boku i ramieniu dla każdej ze swoich partnerek tak samo je przytulając, głaszcząc i uspokajając pocałunkiem tam lub tu.

- Jak żeście się w to wpakowały? - zapytał po dłuższej chwili gdy spazmy i łkania przeszły w ciche pochlipywanie od czasu do czasu. Ktoś znów dał im koce by się mogły okryć i coś ciepłego do picia z termosu. A stojący niedaleko komandosi w bojowym rynsztunku i kominiarkach pilnowali aby nikt nie zakłócał tej strefy prywatności.

Troska, bliskość, spokój i herbata sączona z metalowego kubeczka czyniły cuda. Tak samo jak ciepło, zapach, dotyk i głos oficera. Czułość, tak inna od razów, poniżeń i stresu ostatnich godzin. Oddychało się Lamii lżej, przymknęła oczy, opierając policzek o płytę na piersi pancerza, przez co czołem przytulała się do czoła Eve. Obecność rodziny działała terapeutycznie, pozwalała do końca zebrać się i wreszcie przestać trząść.
- Dziś środa, kręciłyśmy film - odpowiedziała po chwili zwłoki, mówiąc z trudem. Gdy nerwy opadły pojawiło się rozbrajające zmęczenie i tępo ćmiący ból gdzieś w okolicach potylicy - Dopadli nas kiedy pakowałyśmy sprzęt. Di zdążyła uciec, Eve dorwali na parkingu. Ja i Jamie usłyszałyśmy jak Val krzyczy. Biegli za nią do tych łaźni… - podkuliła nogi, zwijając się w kulkę pod boltowym ramieniem i trwała tak przez moment, zanim nie westchnęła, przełykając gorzki wstyd - To moja wina, mogłam ich zastrzelić. Miałam tego wygadanego na muszce i pięć naboi. - nabrała powietrza, walcząc z drżącą szczęką, zanim nie dokończyła zduszonym głosem - Nie mogłam… nie mogłam do niego strzelić. Powinnam, tylko… nie… nie dałam rady. Nie… nie chcę zabijać, już dość. Mam… mam dość. Dość śmierci, pamięt… pamiętam tylko ją. - na siłę wyciskała z siebie słowa, ignorując dwie gorące strugi przetaczajace sie po umorusanych policzkach - Przepraszam Eve, gdyb… gdybym nie była tak… tak beznadziejna i słaba, może… poszłoby inaczej. - po omacku wyciągnęła z kurtki papierosa i po paru rozpaczliwych próbach, w końcu go odpaliła - Złapali nas, myślałam że chociaż puścili Jamie… blef, złapali ją gdy uciekała. Zamknęli nas tam… a potem - pokręciła głową i zaciągnęła się, milcząc.

- Oj, Lamia daj spokój. Beznadziejna to ja byłam. Na nic się nie przydałam. Tylko dałam się złapać i tyle. A ty byłaś taka dzielna. Wiesz jaka dzielna była Lamia Steve? Zagadała tego ich szefa i odgryzła mu ucho! - Eve zrobiła wielkie oczy i trochę się nawet zaśmiała gdy teraz wspominała tamten epizod.

- Oo… Tak? No to ładnie. - Steve uniósł brwi co było widać nawet poprzez kominiarkę.

- No! I w ogóle nas broniła i tak była dla nas jak tarcza. A na koniec jaki numer zrobiła! - blondynka nawet się trochę wyprostowała gdy od tej herbaty, koców, czułości zaczynała jej wracać energia gdy łapała te lepsze okruchy tych ostatnich kilku godzin.

- Jaki? - oficer komandosów spoglądał z zaciekawieniem to na jedną to na drugą swoją dziewczynę gdy jedna opowiadała o wyczynach drugiej z taką werwą nawet w tak ciężkiej sytuacji w jakiej się znalazły.

- Tak im nagadała, namieszała w głowach, że jeszcze trochę i sami by nas puścili! - roześmiała się na koniec blondynka.

Mazzi zaśmiała się cicho, pociągając nosem od czasu do czasu. Mocniej ścisnęła przedramię blondynki, całując ją z wdzięczności w czoło. W tej wersji relacji nie wyszła aż tak źle, jak sama siebie widziała… budujące. Pozwalało przez moment uwierzyć, że do czegoś się jeszcze kaleki pies nadawał.
- Nic by z tego nie wyszło, gdyby Steve się nie odezwał przez szczekaczkę - parsknęła, wtulajac się mocniej w Bolta - Myślałam, że zwariowałam… wszystkie tak myślałyśmy, kiedy cię usłyszałyśmy. Jesteś naszym bohaterem, wszyscy jesteście - wychyliła głowę do góry, aby pocałowac go przez kominiarkę - Już drugi raz wybawiasz damy z opresji… mamy farta, że chcesz się z nami bujać. Bez ciebie naprawdę skończyłybyśmy marnie. Jak my ci sie odwdzięczymy? - w jej głos powróciło echo wesołego świergotu z rana, choć jeszcze przetykane siąpieniem z nosa i dreszczami.

- Myślę, że w weekend o tym pogadamy. - spod kominiarki promieniował ciepły uśmiech mężczyzny którym można byłoby ładować baterie. Pocałował delikatnie w jedne i drugie usta po czym czule potrząsnął trzymanymi przez siebie kobietami. - Dobrze, że nic wam nie jest i jesteśmy razem. - powiedział z zadowoleniem.

- Oj tak! Rany jak cię usłyszałam to myślałam, że mi się przesłyszało! A potem, że zemdleję! I dziewczyny też! Dokładnie było tak jak Lamia mówi! - Eve też się roześmiała gdy tak chyba do każdego docierało, że już po wszystkim i jednak wspólnymi siłami się z tego wykaraskali. Zwabione tymi krzykami i śmiechami pojawiły się głowy a potem reszta pozostałej dwójki dziewczyn. Przystanęły obok siedzącej trójki i też zaczęły się uśmiechać do tych pozytywnych wspomnień. Obie miały na sobie narzucone koce i jakieś kubki do picia. No i twarze już miały prawie czyste. Chociaż teraz jeszcze bardziej widać było opuchlizny i rozcięcia na twarzy lodziary. Ale mimo to uśmiechała się jak słuchała tych całkiem wesołych i szczerych opowieści.

- Dobra to potem Lamię zapraszam na romans. Jeszcze ją muszę zbadać. - za nimi zeskoczył Don wskazując spojrzeniem na tą ostatnią byłą zakładniczkę której jeszcze nie zdążył dokładnie przebadać.

- Chcesz się bawić w doktora, Donnie? - w głos i spojrzenie saper wróciła dawna kokieteria, gdy ostatni raz przytuliła mocno Mayersa, pocałowała fotograf i chwiejnie, ale wstała na nogi, łypiąc na sani zatroskanym spojrzeniem - Słyszałeś Eve, jednemu tam odgryzłam ucho. Kto wie co tobie odgryzę? - zrobiła niewielką pauzę zanim dodała tonem zabiedzonego basseta.

- Bawić w doktora? Z tobą? Zawsze! - spod czarnej kominarki dało się rozpoznać bezczelny i beztroski głos wojskowego paramedyka. Brzmiał tak zadziornie, że całe towarzystwo się roześmiało. Steve i Eve też wstali i dołączyli do reszty tego kółeczka.

- Taaak? - zatrzepotała na niego rzęsami, podchodząc powolnym, kocim krokiem aż stanęła o te dwa kroki przed celem, poprawiając mu coś w oprzyrządowaniu - Miód na moje uszy… nawet nie masz pojęcia jak miło mi słyszeć… że dobrze wspominasz nasze ostatnie medyczne zabawy - wymruczała, mrużąc jedno oko - Też mi się podobało, chętnie powtórzę… to co, znowu chcesz być pacjentem, a ja panią proktolog? Nie ma sprawy. Zdejmuj spodnie i wypnij się - ściągnęła usta w niewinny dziobek. Podniosła rękę i palcem wskazujacym zaczęła pukać w zamaskowana brodę - To nie będzie bolało.

- Taakk? Doprawdy? Tak to widzisz? - zamaskowany bolt trochę spuścił głowę by popatrzeć na tą kobiecą dłoń co go stukała w brodę. Jej jasna skóra była świetnie widoczna na tle czarnego materiału czapki.

- No ja to widzę trochę inaczej ale zapraszam do gabinetu zabiegowego na konsultację medyczną. - płynnie wziął jej dłoń, pocałował po czym ujął we własną i zaprosił gestem do otwartych drzwi furgonetki.

- Minutka Donnie, dobrze? - ścisnęła łapę w rękawicy, posyłając mu ciepły, czuły uśmiech, zanim nie wycofała się, podchodząc do Dingo. Zamaskowany jak reszta, cichy i ponury, z nierozłączną maczetą za pasem sprawiał, że od razu robiło się bezpieczniej. Lubił też chyba saper, skoro postawił jej kubek przy nogach, gdy zbierała łeb do kupy. Pamiętała ruch i srebrna nakrętkę termosu w gruzie… albo chodniku. Grunt, że była tam. Tak jak on.
- Dziękuję Dingo… - popatrzyła do góry, na czarną kominiarkę i zaraz zarzuciła mu ramiona na szyję, ściskając mocno - Jesteś kochany, dziękuję ci… za wszystko - powiedziała szczerze, całujac go w oba policzki. Pościskała go jeszcze moment, zanim nie odczepiła się, idąc do następnego zamaskowanego komandosa bez twarzy. Jemu też zarzuciłą ramiona na szyję, całując i dziękując za pomoc, ratunek i to, że po prostu są. Powtórzyła rytuał z każdym Boltem, dorzucając parę ciepłych słów i uśmiechów.

- To nic. - Dingo mruknął krótko ale dał się uściskać i ucałować. Chociaż z bliska jak tak go czuła całą sobą to i czuła, że sprawiła mu przyjemność. Mimo, że był taki oszczędny w ruchach i słowach.

Z pozostałych komandosów rozpoznała tylko Cichego. - Dobrze, że jesteś cała. Znaczy, że wszystkie jesteście całe. - uśmiechnął się spod kominiarki. I tak on jak i inni zamaskowany mężczyźni wydawali się całkiem przyjacielscy i trochę zaskoczeni tym podziękowaniem. Zwłaszcza, że trójka pozostałych zakładniczek wzięła przykład z Lamii i też zaczęła wdzięczyć się do swoich oswobodzicieli. Dopiero z ostatnim z komandosów było trochę inaczej. Ten miał zamiast wytłumionego automatu karabin wyborowy z tłumikiem. A dopiero gdy go Lamia uściskała rozpoznała, że to kobieta.

- Dobrze, że wyszłaś z tego cało. - uśmiechnęła się kobieta w kominiarce gdy siłą rzeczy objęła byłą zakładniczkę.

Mazzi zaśmiała się cicho, przy tej konkretnej wybawicielce zatrzymując się na dłużej i coś nie puszczała. Zamiast tego zbliżyła twarz do jej twarzy.
- Dzięki Karen - parsknęła, a potem bez ostrzeżenia pocałowała ją w usta zakryte kominiarką.

- Oh. - kobiecie w cywilnych ciuchach udało się chyba zaskoczyć kobietę w kominiarce. Tak imieniem jak i pocałunkiem. W pierwszej chwili jakby nie wiedziała jak zareagować. Ale w końcu roześmiała się wesoło i jakoś tak mocniej i pewniej uściskała trzymaną kobietę.

- To mówił o mnie? - zapytała raczej retorycznie zerkając ponad ramieniem Lamii gdzieś gdzie przy furgonetce stał Steve. - Też się cieszę, że cię poznałam. Wyglądasz jeszcze ładniej niż na zdjęciu. Chociaż trochę inaczej wyobrażałam sobie nasze spotkanie. - Karen mówiła cicho i łagodnie trochę jakby nie chciała urazić czy obrazić niedawnej zakładniczki i jednej z dziewczyn swojego dowódcy.

- Oh… widziałaś zdjęcie? A które? - teraz to Lamia zrobiła zaskoczoną minę, aby szybko się rozpromienić - Też się cieszę, Tygrysek nie mógł się ciebie nachwalić… aż przez chwilę byłam zazdrosna - zmrużyła wesoło oczy - Że cię wcześniej nie poznałam. I że cię chowa przed nami, taki właśnie z niego zaborczy typ. Strzelec wyborowy, w stopniu specjalisty. Bujałaś się z nimi na akcjach i po nich. Jestem tylko ciekawa czy rzeczywiście jesteś taka śliczna jak mówił - mocniej objęła szyję kobiety, aby nagle odchylić głowę i roześmiać się głośno.
- Ej misiaki! - zwróciła się do zamaskowanej części otoczenia - Jesteśmy wam winne co najmniej dobrego drina i odpowiednie podziękowania za ratunek. Tutaj tak trochę lipa, gruzy, pręty zbrojeniowe… a w tych gliniarskich mundurach nie widziałam nikogo, kogo by się dało pojaberować dla wspólnego dobra. Może więc wy się dacie wyrwać? - posłała im najbardziej czarujacy z zestawu uśmiechów - W tę niedzielę, o 21. Robimy imprezę przy basenach w Honolulu. Nie dajcie się prosić. Chciałybyśmy się wam odwdzięczyć, co nie laski? - zwróciła się do pozostałych zakładniczek - Reszta naszych kumpeli też będzie przebierać nóżkami byle was poznać!

Pomysł Lamii, wciąż trzymanej przez Karen wywołał żywą reakcję wśród zamaskowanych typków. Ktoś się roześmiał, ktoś zagwizdał, ktoś coś zawołał a do tego jeszcze dziewczyny ze swojej strony, znów wesołe i roześmiane energicznie potwierdziły pomysł Lamii swoim udziałem i różnymi zapewnieniami. Z oczywistych względów najbardziej wstrzemięźliwa w tym była Jamie ale i ona się uśmiechała i kiwała twierdząco głową.

- Słuchajcie jak Lamia i Eve organizują imprezę, i to w “Honolulu” w weekend… - Don zabrał się ze swojej strony za bajerowanie reszty co już do reszty zdawało się przesądzać sprawę.

- I ja też jestem zaproszona? - Karen też się uśmiechała tak samo jak jej koledzy. Powiedziała to chyba jakoś, żeby wrócić do ich wcześniejszej rozmowy. - No bo chyba byłyśmy umówione na piątek… Ale jeśli potrzebujecie więcej czasu by się pozbierać to niedziela też mi pasuje. - dorzuciła szybko strzelec wyborowa jakby nie chciała się narzucać po tym co przeszły niedawno uwolnione zakładniczki.

- Ty jesteś zaproszona przede wszystkim, kochanie - saper wyszczerzyła się zębato, wachlując rzęsami - Obrazimy się śmiertelnie, jeśli nie wpadniesz w piątek i nie zostaniesz do poniedziałku - do jej głosu wróciła powaga, choć w kosmatym wydaniu - Chciałam ci też podziękować, że zgodziłaś się potowarzyszyć Eve, gdy ja i Stevie będziemy za miastem. Było mi okropnie głupio, że Kociaczek zostanie sam… taki samotny, nieużyty. Ale teraz wiem, że będzie w dobrych rękach - pokiwała głową - Będę też miała do ciebie sprawę… spokojnie. Nic groźnego, ot… powiedzmy że mam parę pytań technicznych odnośnie waszego sprzętu - wskazała brodą w dół, na oporządzenie snajper - Mów lepiej co lubisz, na razie w kwestii kulinarnej. Zrobimy z Eve kolację dla nas wszystkich. Kurde, gdybym wiedziała, tobie też kupiłybyśmy dziś ciastka rano. - nagle pacnęła się w czoło - Fau pax.

- Krótki nas poczęstował tymi bułkami i ciastem co mu przywiozłyście. Było pyszne! I jakie śliczne! Jeszcze takiego nie jadłam ani nawet nie wiedziałam, że takie robią. - strzelec wyborowa roześmiała się z ulgą widząc, że jest mile widziana w ten weekend i w ogóle.

- I słyszałam, że nieźle daliście czadu dziś rano. - uśmiechnęła się ironicznie co ją chyba bardzo bawiło. - Krótkiego potem wezwali na dywanik. Ale nic mu nie zrobili. Zwłaszcza, że dostaliśmy wezwanie tutaj. Nawet nie wiedzieliśmy, że to o was chodzi. - kobieta w czarnym uniformie i w pełnym uzbrojeniu zaśmiała się cicho trochę delikatniej gdy mówiła o tym co się działo już tutaj.

- Cześć. Co się tak długo ściskacie? - w końcu Eve dotarła w tej długiej i roześmianej kolejce do końca czyli do Lamii i Karen. Stanęła obok witając się uśmiechem i wesołym machaniem raczką.

- Kociaczku, przywitaj się ładnie z Karen - Mazzi zawinęła blondynkę pod jedno ramię, aby we dwie mogły uwiesić się na tej trzeciej i wdzięcznie do niej przykleić. Pocałowała przy tym jasnowłosą skroń - Właśnie rozmawiamy o cieście, tym od Mario. Jest taka piekarnia… nigdy nie pamiętam adresu, ale Eve go zna - nadawała wesoło - Poprosiłyśmy jej właściciela czy byłaby możliwość przerobienia jednego z ciast które mają w ofercie, aby bardziej pasowało do Steve'ego. Na szczęście dał się uprosić… było warto. Widzieć jak się cieszy - rzuciła maślanym spojrzeniem w krzątającego się przy reszcie oddziału Mayersa - Dobrze, że się podzielił. Jeśli zaś chodzi o to, co działo się rano. Tak jakoś wyszło. - wróciła do wachlowania rzęsami na komandoskę - I gadaj które zdjęcie ci pokazał… cholera, mówisz że nic mu nie zrobili za to? - na jej twarz wróciła powaga. Odetchnęła - Super, trochę nas poniosło i bałam się, że może któryś z jełopów z Góry się na niego uwziął i spróbuje za to udupić - westchnęła - Nie mów że u was w koszarach też te chłopy plotkują… i to gorzej niż baby…

- To ty jesteś Karen?! - Eve chętnie i wdzięcznie przylgnęła tak do jednej jak i drugiej kobiety. - O rany ale wiesz jak świetnie wyglądasz w tym wszystkim? Widok zwala z nóg. A słyszałam, że jesteś do nas zaproszona na weekend a najlepiej to nawet w piątek podobno Steve ma cię do nas przywieźć. - fotograf trochę cofnęła się by obrzucić spojrzeniem sylwetkę kobiecego specjalsa i trajkotała trochę chaotycznie jak to miała w zwyczaju gdy miotał nią nadmiar emocji.

- No tak, Lamia mi właśnie mówiła. To jesteśmy na ten piątek umówione? - Karen popatrzyła na obie gospodynie które ją tak ciepło i miło zapraszały do siebie.

- Pewnie! Słyszałam nawet, że mamy się lepiej poznać. Tak dogłębnie nawet. Zwłaszcza ci co zostają w mieście. - Anderson kiwała swoją blond główką gdy humor jej wrócił w najlepsze.

- Też tak słyszałam. - zamaskowana kobieta skinęła twierdząco głową uśmiechając się z zadowoleniem. Ale w pewnym momencie przygryzła nieco wargę w geście zastanowienia i popatrzyła na Lamię. - Steve pokazał nam wasze zdjęcia. W poniedziałek przy śniadaniu. - zawahała się mówiąc nieco wolniej.

- Które? - Eve też zbystrzała gdy pojawił się wątek fotek z ostatniego weekendu.

- No te we trójkę co macie. Te jak on jest w galowym mundurze a wy w takich ładnych sukienkach. Ty w takiej morskiej a ty… No też jakąś jasną. - strzelec komandosów zmrużyła oczy jakby starała się przypomnieć co było na tym zdjęciu.

- A! No to dobrze. - fotograf pokiwała główką jakby nie stało się nic strasznego. Karen zerknęła na nią, na Lamię i nie widząc gwałtownej reakcji mówiła dalej.

- No ale mnie potem to pokazał jeszcze jedno. - wyznała po tej chwili wahania.

- Jakie? - fotograf znów zbystrzała i szybko posłała Lamii kose spojrzenie i chytry uśmieszek.

- Noo… - usta strzelec zacisnęły się jakby miała kłopot sobie przypomnieć co było na tym zdjęciu. - Więc na nim właściwie też jesteście we trójkę… Znaczy Krótki to tak gdzieś do połowy. Tej dolnej. A wy to tak raczej widać waszą górną połowę. I chyba on robił to zdjęcie. - bolt w końcu mniej więcej ujęła w słowne ramy co było na rzeczonym obrazku.

 
__________________
A God Damn Rat Pack
'Cause at 5 o'clock they take me to the Gallows Pole
The sands of time for me are running low...
Driada jest offline  
Stary 22-04-2020, 05:12   #167
 
Driada's Avatar
 
Reputacja: 1 Driada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputację
Brunetka popatrzyła na blondynkę. Wymieniały tak chwilę spojrzenia, aż ta pierwsza się zaśmiała.
- A, to! - przed oczami stanęła jej scena z zeszłego tygodnia i moment robienia tej konkretnej sesji - Tak, to jego dzieło. Jara go jak diabli kiedy obie przed nim klękamy, więc dlaczego miałby sobie o tym nie przypominać kiedy jest daleko? - wzruszyła ramionami - Też lubię to zdjęcie… chcesz to w piątek ci pokażemy parę naszych filmów. Mamy takie hobby z Eve, sama zobaczysz - wyszczerzyła się pogodnie - Zresztą z dzisiejszego poranka też jest parę fotek, niestety tylko w duecie - wykrzywiła usta w smutną podkówkę, aby rozweselić się chwilę później - Jak nas nie będzie też przecież możecie sobie porobić zdjęcia. Będzie pamiątka.

- O tak! Świetny pomysł! Lamia ma zawsze genialne pomysły. Jak chcesz to też możesz mi zrobić takie zdjęcie jakie ma Steve. - fotograf jak zwykle zapewniła o genialności pomysłów swojej dziewczyny i dołączyła się do zachęt i zaproszeń kobiety z jaką rozmawiały.

- To macie więcej takich zdjęć? No dobrze to jak zapraszacie to bardzo chętnie je obejrzę. - wydawało się, że mimo kominiarki strzelec wydawało się patrzeć na to weekendowe zaproszenie tak samo ciepło jak zapraszające.

- Jasne, pokażemy ci wszystko co tylko zechcesz! - obiecała rozweselona blondynka. Ale zaraz trochę się uspokoiła i zrobiła proszącą minę. - A mogłabyś nam się pokazać? Tak chociaż troszkę i na chwilkę? - poprosiła nieśmiało wskazując na czarną kominiarkę. Kobieta w tej czapce rozejrzała się dookoła i chwilę się zastanawiała.

- Tutaj nie bardzo. Ale chodźcie do samochodu. - uśmiechnęła się, puściła je obie i zaczęła torować drogę do vana. - Naprawdę Krótki mówił, że jestem ładna? - w pewnym momencie odwróciła się w stronę Lamii gdy ta wcześniej mówiła coś takiego.

Mazzi przytaknęła, kiwając krótko głową i chichocząc pod nosem.
- O tak, podobasz mu się - puściła jej oko - Twierdzi że jesteś ładna, a ja mu w pełni ufam pod tym kątem. Ma świetny gust, jeśli chodzi o kobiety. Wystarczy spojrzeć na Eve - ruchem głowy wskazała na blondynkę obok. Odruchowo i całkowicie naturalnie trzepnęła ją przy tym w tyłek - Towar pierwsza klasa i górna półka. Sama najwyższa… wie co dobre, ba!, najlepsze.

Blondynka pisnęła ucieszona z tej radochy gdy tak jak dawniej dłoń Lamii klepnęła ją w tyłek. Jak tak szły ten kawałek jaki ich dzielił od zapraszających drzwi furgonetki to chyba załapały sporo zdziwionych i zaciekawionych spojrzeń.

- Chyba nie będziecie mnie tam obgadywać co? - zapytał Steve gdy go mijały po drodze.

- A co? Boisz się? - zapytała bezczelnie strzelec wyborowa i akurat jak wpuściła Eve pierwszą do środka to też ją trzepnęła w tyłek. Tego fotograf się chyba nie spodziewała ale też pisnęła rozbawiona.

- Ja chyba powinnam mieć na tym tyłku jakiś ślad gdzie trzeba uderzać. - zaśmiała się Eve sadowiąc się na ławeczce. Karen też to rozbawiło ale poczekała aż wejdzie Lamia i zamknęła za nimi drzwi. Na chwilę chociaż zostały same w wojskowej budzie. Karen siadła na ławce naprzeciwko nich i chwilę się wahała.

- No to… Jak i tak mamy się lepiej poznać… - powiedziała cicho i trochę chyba była stremowana mimo wszystko. Ale ściągnęła w końcu tą firmową, czarną kominiarkę.


Ukazała się głowa młodej kobiety, z ciemnymi, krótkimi włosami i całkiem przyjemnych rysach twarzy. Patrzyła z nieco nerwowym uśmiechem na reakcję dwóch kobiet siedzących naprzeciwko.

Na więcej nie miała za bardzo czasu, ani okazji, bo nie minęły dwie sekundy, a już wokół jej szyi splotły się bękarcie ramiona.
- O tak, ma świetny gust - wymruczała, nachylając się i raz jeszcze witając czarnulkę metodą usta-usta. Tym razem na spokojnie, sumiennie i dokładnie. Cofnęła jedną z dłoni, wodząc delikatnie opuszkami palców po jej policzku i skroni. Piątek zapowiadał się bajecznie, aż zazdrościła Eve zostania z żołnierką przez całą sobotę.

Sytuacja z zewnątrz trochę się powtórzyła. Czyli znów Lamii udało się zaskoczyć żołnierkę i ta w pierwszej chwili była dość bierna. Ale szybko opanowała sytuację i chyba żywiołowość dziewczyny Steve’a pobudziła ją by zrewanżować się tym samym. Szybko złapała właściwy rytm i zaczęła oddawać pocałunek. Złapała Lamię za ramiona, głowę, wsunęła palce w obciętych rękawiczkach w jej włosy całując ją mocno, chciwie i zachłannie. W końcu trochę zdyszana oderwała się od niej i roześmiała się krótko.

- To teraz ja! - Eve nie mogła się doczekać swojej kolejki ale gdy się doczekała Lamia miała okazję oglądać to co pewnie przed chwilą widziała fotograf. Aż przyjemnie było popatrzeć na tą całującą drugą kobietę komandos. Jak chciwie wpiła się w usta Eve tak samo jak przed chwilą w usta Lamii. Anderson też oderwała się wreszcie od niej i z zarumienionymi policzkami, roześmianymi oczami popatrzyła na swoją dziewczynę.

- Ojej, szkoda, że już nie jest piątek! - zajęczała żałośnie na tą niedogodność losu i kalendarza.

- Też żałuję. - westchnęła Karen wzdychając podobnie.

- Ja do nas przyjedziesz to tylko przyjedź a my zajmiemy się resztą. Będzie jak zechcesz tylko przyjedź. - Eve jeszcze raz zaprosiła serdecznie i żarliwie siedzącą obok komandos na ten zbliżający się weekend.

- Obrazimy się jeśli tego nie zrobisz. Śmiertelnie - saper poparła swoja dziewczynę, przybierając poważną minę - O nic się nie martw i niczym nie przejmuj. Po prostu ładuj się z Tygryskiem w furę i daj się do nas zawieźć… powiedz też czy wolisz kurczaka czy steka - posłała jej delikatny uśmiech - A teraz chodźcie laski, zanim panowie zaczną plotkować i domniemywać co my tu robimy… i dlaczego Donnie nie może na to popatrzeć.

- Jestem z wojska. Jak coś nie ucieka samo z talerza to może być. - uśmiechnęła się snajperka biorąc głębszy wdech dla odzyskania równowagi i wreszcie dając znać, że jest gotowa do wyjścia. Ruszyła za nimi i gdy Eve nachylała się aby otworzyć tylne drzwi dłoń Karen znów wylądowała na jej pośladkach. Tym razem wolniej ale na dłużej. Zresztą Lamia poczuła na sobie dokładnie to samo.

- Zawsze lubiłam imprezować z chłopakami. - mruknęła do nich cicho już gdy Eve z przyjemnym dla ucha, wdzięcznym jękiem wreszcie otwarła drzwi na świat zewnętrzny. A ten przywitał ich podobnie rozsypanym zbiorowiskiem sylwetek jak poprzednio. Przywitał ich Steve który widocznie rozmawiał właśnie z dredziarą.

- O, jesteście. - skinął im głową obrzucając krótkim spojrzeniem wszystkie trzy sylwetki wyskakujące z auta. - Słuchajcie dziewczyny jak to było z Di? Bo Val mi właśnie mówi, że poza początkiem napadu to nie było jej z wami. - szef specjalsów pytał jakby starał się wyjaśnić jakąś niezgodność.

- No właśnie. A Steve mówi, że ich wezwała policja. A ja myślałam, że to Di. - Val też wydawała się nieco zdezorientowana.

- Nie widziałem Di od weekendu. Tutaj też nie jak już przyjechaliśmy. - komandos pokręcił głową na znak, że nie wie gdzie jest Indianka.

Niepokój przetoczył się przez głowę saper, gdy odruchowo rozejrzała się po okolicy. Możliwe że Indianka była ranna? Do tej pory Mazzi myślała, że to ona zawiadomiła gliniarzy.
- Tamci mówili, że im uciekła na motorze - objęła się ramionami, bo naraz zrobiło się jej zimno. Zrobiła te parę kroków, aby wejść w atmosferę dawaną przez Mayersa. Postała tak dość krótko, zanim jej ręce nie zaczęły żyć własnym życiem, odruchowo już wyciągając się w jedynym, słusznym kierunku.
- Spytaj policji kto ich zawiadomił - dodała cicho, tuląc większe ciało i wzdychajac cicho - To zadupie, koniec świata. Ktoś im musiał dac cynk co tu się wyprawia. Jeśłi działali zbyt opieszale a nuż trzasnęła któregoś pączkojada w łeb i teraz siebie na dołku?

- No tak, była z nami, z Val i ze mną bo dziewczyny, znaczy Lamia i Jamie, poszły ostatni raz sprawdzić czy nic nie zostało O matko, gdzie jest mój samochód!? - Eve pokiwała głową na znak, że potwierdza słowa towarzyszek niedawnej niedolo, patrzyła na nie, na Steve’a, na Karen i w końcu wskazała na miejsce gdzie stało zaparkowane auto o którym mówiła i przy którym wszystko się zaczęło. I wtedy zorientowała się, że to miejsce jest puste.

- O rany… tutaj stało… - sapnęła Val patrząc w to samo miejsce a potem dookoła.

- Tutaj? - Steve wskazał na puste obecnie miejsce parkingowa. Dwie blond głowy skinęły twierdząco głową. - Spokojnie zanim jeszcze przyjechaliśmy prosiłem by policja oczyściła i zabezpieczyła teren. Może to oni je gdzieś przestawili. Zaraz zapytam, dajcie mi chwilę. - Mayers mówił spokojnym i uspokajającym tonem, do tego tłumaczył gestem dłoni, że może nie stało się nic strasznego.

- Oh… Lamia… Tam był nasz film… - Eve bardzo starała się nie rozklejać i nie panikować ale zacisnęła mocno pięści i usta aby sobie pomóc w tym opanowaniu.

- No tak… Przecież wszystko zapakowałyśmy na samochód… - do Val też dotarły skutki uboczne tego zniknięcia.

- Spokojnie dziewczyny. Może się zaraz wszystko wyjaśni. Poczekajcie chwilę zaraz wrócę. - powiedział wyślizgując się z objęć Lamii i ruszył w stronę policyjnych radiowozów.

- Słyszałyście - Mazzi przywołała na twarz uspokajajacy grymas, obejmując obie blondynki i pocierała ich ramiona w pocieszającym geście, choć w środku jęknęła głośno. Jeśli fura zniknie, zrobi się syf i to spory. Jakby nie miały wystarczająco problemów na jeden dzień. Zachowywała pogodę ducha, patrząc jak Krótki odchodzi - Pewnie go gdzieś przestawili. Jak nie gliny to tamte patafiany. Nie odjechali, koczowali tutaj, czyli fura nie jest nigdzie daleko. Di też się znajdzie. Bez nerwów, zaraz wszystko się wyjaśni.

- Spokojnie Krótki to załatwi. On jest dobry w takie klocki. - Karen z kolei stanęła tuż za Lamią i pokrzepiająco położyła jej dłoń na ramieniu.

- Co się stało? - do grupki prawie jednocześnie podeszła Jamie i Don widząc pewnie, że coś zrobiło się nie tak.

- Nie ma mojego auta. I nie wiadomo co się stało z Di. Steve poszedł się dowiedzieć. - westchnęła Eve na razie jakoś trzymając się w kupie. Przez chwilę tak trwali rzucając pocieszające komentarze, że wszystko będzie dobrze aż ujrzeli powracającą ku nim sylwetkę w czarnej kominiarce. Musiał mieć dobre wieści bo nie chciał się drzeć ale trzymał kciuk w górze.

- Jest twoje auto. Gliniarze je trochę przestawili tak jak ich prosiłem. Mówią, że nic nie ruszali. Zaraz kogoś przyślą to podjedziemy tam. Trochę szkoda. Jakbym widział samochód to bym wiedział, że jesteście w to zamieszane. - obwieścił im dobre wieści na koniec trochę się nawet uśmiechając. Eve i dziewczynom wyraźnie ciężar spadł z serca na takie wiadomości.

- A Di? - zapytała Jamie i znów wszyscy spojrzeli na dowódcę komandosów.

- Jeszcze nie wiem. Ale mają przysłać kogoś kto nam wysłał zgłoszenie. Powinien coś wiedzieć. - wyjaśnił szybko jakby prowadził jakąś odprawę przed lub po akcji. Długo nie czekali.

- Kapitan Mayers? - podszedł do nich jakiś policjant ale widząc taką kumulację czarnych uniformów i kominiarek pewnie nie bardzo wiedział do kogo ma mówić.

- To ja. - Steve zrobił krok w jego stronę aby się wyróżnić z tej grupki.

- Nazywam się porucznik Delgado. Chciał pan ze mną rozmawiać? - zapytał dość młodo wyglądający oficer.

- A to ty wezwałeś nas przez radio? - komandos zapytał go i uzyskał odpowiedź twierdzącą. - Możesz mi powiedzieć kto was powiadomił o tym zdarzeniu? - padło kolejne krótkie pytanie.

- Nasz patrol który był w pobliżu miejsca zdarzenia. Znaczy tutaj. - policjant wskazał gestem na ten parking i okolicę.

- A ten patrol tak po prostu trafił dokładnie tutaj? - oficer wskazał gestem na tą normalnie raczej bezludną okolicę.

- Usłyszeli strzały to przyjechali. No i jeszcze była jakaś wariatka na motorze. - porucznik widocznie chciał być pomocny więc mówił bardzo chętnie. Przerwał gdy zza pleców Mayersa rozległy się kobiece jęki i sapnięcia. Ale Steve uciszył je ruchem ręki by dały mu rozmawiać dalej.

- A co się stało z tą wariatką na motorze? - komandos w kominiarce ciągnął dalej to śledztwo.

- Chłopcy ją zgarnęli. - wyjaśnił niepewnie gliniarz zerkając to na kapitana to na grupkę która stała trochę dalej.

- Na jakiej podstawie? - Mayers nie tracił spokoju zupełnie jakby pytał o kogoś obcego.

- Była agresywna. Stawiała opór przy aresztowaniu. To chłopcy jak już sprawdzili to wezwanie to w końcu ktoś ją odwiózł do nas. Znaczy na komisariat. - policjant znów miał jakby rozdwojenie jaźni gdy nie wiedział na kogo powinien bardziej patrzeć.

- A czy ona nadal jest na tym komisariacie? - Steve pytał dalej zbliżając się do finału.

- Raczej tak. Normalnie powinno się ją przesłuchać no ale była taka gruba akcja, że wszyscy no prawie wszyscy, przyjechali tutaj. - wyjaśnił gliniarz dając się nawet trochę ponieść ekscytacji, że był częścią tej grubej akcji.

- Dobrze poruczniku, bardzo mi pan pomógł. Dziękuję za pomoc. - oficer sił specjalnych zakończył rozmowę i podziękował skinieniem swojej kominiarki.

- Oczywiście panie kapitanie, gdyby coś jeszcze pan potrzebował to proszę mnie wezwać. - porucznik chyba był pod wrażeniem, że rozmawia z kimś tak ważnym ale nie chciał się narzucać więc zaczął odchodzić.

Dopiero gdy koleś się odwrócił saper zorientowała się, że wstrzymuje oddech. Wypuściła go ze świstem, mając wrażenie że obudziła się z dusznego, klaustrofobicznego snu. Znalazła się fura, znalazła się Di… z nadszarpniętą godnością, ale cała i zdrowa, do tego bezpieczna.
- Eve, Val, Jamie - zwróciła się do kumpeli, puszczając te blond i na moment przytulając mocno lodziarę. - Zobaczcie czy w furze jest wszystko… tak na wszelki wypadek. Potem wyprostujemy sprawę z Di. Nic jej nie jest - powiedziała dość wesoło, zostawiając na skroni drugiej brunetki krótki pocałunek i zwróciła się do fotograf - Jakbyś przy okazji znalazła ten aparat… wiesz który. - naraz przybrała minę czystej niewinności, oczami pokazując Karen - Gadałyśmy o tym.

- A gdzie jest to auto? - Eve i dziewczyny pokiwały głową zgadzajac się na sugestie Lamii no ale fotograf zareagowła dość przytomnie.

- Ano tak. - Steve skinął głową i krzyknął za odchodzącym policjantem. - Poruczniku Delgado! Mogę pana prosić jeszcze na słówko? - zawołany odwrócił się i sprawa znów została załatwiona całkiem sprawnie.

- Ah to twój samochód? Tak myśleliśmy, że to nie przypadek, jak tutaj stoi. Ale nie wiedzieliśmy czyj. To chodźcie za mną zaprowadzę was. - porucznik chyba ucieszył się, że może być taki pomocny i niezbędny a do tego jeszcze dostał eskortę z trzech długonogich ślicznotek. Cała czwórka raźno zaczęła oddalać się w stronę kordonu policyjnego.

Mazzi odprowadziła ich wzrokiem, póki nie zniknęli za pierwszą linią mundurowego szpaleru.
- Palisz? - spytała Karen, a ta pokręciła głowę, więc wyciągnąwszy z pogniecionej paczki dwa fajki, wetknęła je do ust i podpaliła. Następnie zaciągnęła się aby na pewno się rozpaliły i jednego podała saniemu bezpośrednio na wargę.

- Ogarniacie to miasto… z pewnością bardziej niż ja. Romans mam, tym razem w pełni zawodowy - zaczęła dość autoironicznym tonem, ale humor szybko jej sposępniał - Jest tu gdzieś w okolicach koleś, którego wołają Świniak. Typki podobnych do tamtych zjebów z szaletu łowią mu dziewczyny i opylają żeby były je skurwysyn zamęczył. Mają bazę gdzieś… - zmarszczyła brwi - W czymś, co nazywali fortem. Wydaje mi się, że już… - skrzywiła się, nie za bardzo wiedząc jak ubrać problem w dyplomatyczne słowa. Zaciągnęła się i jeszcze raz, a potem dała sobie siana - Tam nas mieli zamiar wywieźć. Do burdelu dla zwyrodniałych perwersów. Wszystkie cztery… i tu dochodzimy do szczegółu, przez który nie chciałam gadać przy laskach. Ciebie jestem pewna, że nie odjebiesz niczego niestosownego, ani się nie wysypiesz że wiesz, gdy następnym razem znajdziemy się na babskim spotkaniu, albo wpadniemy do Betty na obiad - popatrzyła na Steve’a, uśmiechając się ciepło. Następnie spojrzała na Dona - Ty jesteś cholernym lekarzem, obowiązuje cię tajemnica lekarska… a ciebie proszę, o dyskrecję. - na koniec popatrzyła na Karen i do niej też się uśmiechnęła - Kredyt zaufania, w ludzi trzeba wierzyć, poza tym Steve mówi, że jesteś w porządku… i jak już mówiłam: wierzę mu i ufam. - zacięgnęła się jeszcze dwa razy - Ten cały Świniak lubi blondynki. Amy wolała sobie spalić połowę twarzy do kości niż mu wpaść w ręce. To nie był wypadek, robiła to sama, w desperacji. Nie wiadomo ile dziewczyn on i te jego kurwie syny zamęczyły. Was tu szanują, macie dojścia. Dacie radę namierzyć tę melinę… albo jeśli ja ją namierzę, pomożecie to załatwić tak, aby już nigdy więcej żadnej kobiety nie porwano i nie zakatowano tam? Nam się udało, bo się pojawiliście - zaciągnęła się po raz ostatni. Kiep spadł na chodnik, gdzie przydeptała go przybrudzona noga w letnim sandałku - Nie wszyscy mieli takie szczęście. Odwdzięczę się, coś wymyślę. Nie będziecie stratni.

- Poczekaj, poczekaj… - gdy trójka komandosów zrozumiała o czym rozmawiają to też spoważnieli. Ale jak zwykle pozwolili rozmowę prowadzić dowódcy. - To ich jest więcej? - Mayers wskazał gdzieś w stronę wąwozu prowadzącego do znów bezpańskiej toalety.

- Cholera. Jakbym wiedziała to bym chociaż jednemu strzeliła w nogi. - westchnęła z żalem Karen.

- Może któryś jeszcze dycha? Poczekajcię, pogadam z łapiduchami. - zaoferował się Don i szybko odszedł gdzieś w stronę kordonu.

- Świniak, fort… A wiesz coś jeszcze o tej ich kryjówce? Albo tym Świniaku? - zapytał Steve znów zerkając na stojącą obok brunetkę w sandałach.

- Próbowałam się dowiedzieć, ale nie byli za bardzo rozmowni w tym temacie - saper pokręciła głową, ściskając palcami nasadę nosa. Wzięła też głęboki wdech, wstrzymała powietrze przez ćwierć minuty i sypnęła świszcząco.

- Od momentu porwania… dobra, początek chryi zaczął się między 12:30, a 13 - opuściła rękę, a twarz jej skamieniała. Patrzyła gdzieś przed siebie niewidzącym wzrokiem - Zakładając, że łowili w tym składzie, było ich minimalnie siedmiu. Tylu widziałam, niestety na dość dłuugo mnie wyłączyli, powstaje luka. Dlatego załóżmy czysto teoretycznie że było ich siedmiu. Jeżeli nie stoi tu gdzieś zamaskowana furgonetka, poruszali się pieszo. Może policja coś znajdzie, choćby przez psy tropiące. Jeżeli nie, wedy zostaje opcja że poruszali się na pieszo. Przeciętny człowiek maszeruje tempem ok 6 km/h. Do wieczora mieli zameldować się w bazie.. licząc od 13 do 19 to 6 godzin. Na czysto 36 km, jednak ciężej idzie się z jeńcami, należy też unikać patroli, gęściej zaludnionych terenów i tych miejsc, gdzie znajdują się świadkowie. Liczyłabym obszar o promieniu do 20 km maksymalnie. Jeśli kryjówka w mieście, albo fura…i...- drgnęła, a na jej twarz powrócił uśmiech - Ale to tam takie babskie pierdololo. Fura może stać gdzieś dalej, a wtedy to już loteria i jak rzucimy kamieniem wyjdzie przybliżony, prawdopodobny wynik w jakim kiernku zmierzali. Znam kogoś, kto może powęszyć - tutaj skrzywiła się tak bardzo niechętnie, aż sama się wzdrygnęła. Mieliła coś w ustach, aż to wypluła.- Poproszę. Go o pomoc.

- Pogadam z gliniarzami czy coś znaleźli. Do tej pory myśleliśmy, że to pojedyncza akcja. - kapitan skinął głową po czym znów ruszył w stronę policyjnego kordonu. Lamia została z Karen która chwilę patrzyła za odchodzącym dowódcą.

- To dobrze, że zdążyliśmy przyjechać. - pokiwała głową domyślając się jak niewiele brakowało by porywaczom akcja udała się całkowicie. - Rany zajebałabym takich gnoi jeszcze z dziesięć razy. - pokręciła głową i splunęła na asfalt.

- No ale wiesz, mu jak mamy namiar to działamy. No ale najpierw musimy mieć ten namiar. - bezradnie wzruszyła ramionami na znak, że chętnie by wzięła udział w takiej akcji no ale muszą wiedzieć gdzie ma być ta akcja.

- A co to za jeden co może w tym pomóc? - zagaiła z ciekawością w spojrzeniu.

- Taki jeden chujek. Trochę… powymienialiśmy poglądy przy wizji lokalnej Amy. - burknęła, rozsmarowując kiepa po asfalcie. - Ja go uważam za zjebanego służbistę, który po trupach chce rozwiązywać sprawy bez kompromisu i spoko, ale nie gdy tym trupem jest moja przyjaciółka.. która juz wystarczajaco wycierpiała. Cisnął ją, za bardzo - skrzywiła się - Więc mu się kulturalnie wcięłam w robotę i kazałam się odpierdolić od mojego maleństwa. On nie uważa za pojebuskę, niebezpieczną dla siebie i otoczenia. Dla niego każdy weteran to problem i tylko mu śmiecimy w jego idealnym mieście. - zamilkła na parę długich ciężkich chwil, podnosząc głowę i patrząc w ciemne, zasnute chmurami niebo. Westchnęła ciężko. - W tym swoim osądzie ma od cholery racji. Czasem mi odpierdala - zjechała wzrokiem niżej, prosto na twarz snajper - Wracam na Front i nie umiem się stamtąd wydostać. Próbuję, za wszelką cenę… to takie chwile kiedy nie wiem… co jest prawdą, a co koszmarem. - parsknęła zrezygnowana, wracając do obserwacji nieba - Albo pięknym snem, który śnię… że już jest dobrze. Złudne marzenia każdego psa chowajacego się w okopie. Pojawia się ściana i nie ma nic… dobrego. Tylko strach, Ruiny. Śmierć, dużo śmierci… za dużo tego gówna mam w głowie. Wyłącza mi bezpieczniki. Raz wyłączyło mi w szpitalu wojskowym, wyleciałam z nożem prosto na wartowników. Ten… durny fiut… - zmieliła coś ustach ponownie - Uratował mi życie. Obezwładnił i wyniósł do radiowozu. Ten typ nazywa się Ramsay, jest tu detektywem i ma swoją zardzewiałą sukę. Obudziłam się na tylnej kanapie, Amy opowiedziała co się działo. Ja pamiętam tylko że szłam korytarzem i pstryk - strzeliła palcami - Wylądowałam pod Fargo, a dookoła Żuki paliły moich chłopców. Następna była ta pieprzona kanapa… więc jeśli zdarzy mi się zrobić coś głupiego, nagle zacznę zwiewać albo się na kogoś rzucę - splunęła na ziemię - Po prostu daj mi w ryj i przytrzymaj. Skoro masz się z nami bujać, powinnaś wiedzieć. Krótki tego nie powie, po chuj się przyznawać że ma kalekiego parcha w ekwipunku, a ja jutro rano uderzę na komendę do Ramsaya i zamienię z nim parę zdań. Jakoś przełknę urażoną dumę, i tak nic nie znaczy. To tylko durna duma, a on jest dobry, zacięty. Będzie wiedział co robić i u kogo szukać.

Karen milczała chwilę. Nawet dłuższą. W międzyczasie położyła dłoń na ramieniu zwierzającej się jej kobiety i tak trzymała ją dla dodania jej otuchy czasem poklepując. W końcu jednak chyba przemyślała co i jak powiedzieć.

- Krótki rzeczywiście nic nie mówił o takich napadach paniki. Ale jak o was mówi to zawsze pozytywnie. Uśmiecha się jak o was mówi. Nie da na was nic powiedzieć. Nawet teraz. Znaczy dzisiaj rano. Nie wiem co było u starego. No a potem zaczął się ten syf tutaj. Ale nawet się o was nie zająknął, że to wasza wina czy coś takiego. A jak przyniósł te ciasto i bułki od was to wszyscy się ucieszyli. Zwłaszcza Don. Jak usłyszał, że go wcale nie pozdrawiacie. - Karen zaczęła mówić poważnie, powoli i ostrożnie. Ale w miarę jak wracała myślami do bardziej zabawnych elementów dzisiejszego poranka to twarz rozjaśnił jej uśmiech.

- A ten Ramsey. No ja go nie znam. Ale jak uważasz, że może pomóc to może warto z nim jednak pogadać. My często współpracujemy z policją albo innymi władzami. No ale zazwyczaj tak to wygląda. - gestem wskazała na kordon policjantów i wąwóz prowadzący do miejskiej toalety. - W sprawie odbijania zakładników to praktycznie zawsze nas wzywają. Oni dają nam namiar i mówią o co chodzi a my załatwiamy sprawę. - strzelec wyjaśniła jak widzi sprawę udziału policji w tym właśnie zaczętym śledztwie.

- Skutecznie załatwiacie. Jeśli cokolwiek uda się ustalić, powiem wam. Albo najlepiej powiem Ramsayowi żeby to pchnął dalej, pójdzie wedle procedur i regulaminów - saper mruknęła całkiem przyjaźnie. Stała uśmiechając się nieobecnie od chwili, gdy czarnula wygadała zachowanie swojego przełożonego. Objęła się ramionami, odwracając głowę w bok i patrzyła, próbując w morzu konturów wyłuskać tę najważniejszą sylwetkę. Nawet gadał o nich i się nie wstydził… ani nie wkurzał.

- Mam prośbę - mrugnęła parę razy, a potem założyła na twarz uroczy uśmiech, skutecznie zasłaniający blizny i szramy. Zwróciła się z nim do Karen - Chcę mu zrobić niespodziankę, prezent. Gdyby chodziło o starą jednostkę, wiedziałabym co trzeba, ale waszego stanu magazynowego nie znam. Nie wiem co wam dają. Co macie, co on ma… a czego potrzebujecie. Czego on potrzebuje, co mu się przyda. Pomożesz mi z tym? Ciężko coś dać członkowi oddziału specjalnego, czego jeszcze nie ma.

- A już miałam cichą nadzieję, że póki jestesmy same to chcesz mnie zaciągnąć na szybki numerek. - snajper też uśmiechnęła się ciepło i z lekką ironią w głosie. Gdzieś w międzyczasie objęła ją aby nie była taka samotna i zmarznięta pod tym pogodnym i rozgwieżdżonym niebem.

- Wiesz że chętnie skarbie… tylko jestem cholernie głodna - saper zrobiła tragicznego basseta na skraju śmierci z głodu, chłodu i depresji - Mam potworną ochotę na kanapkę z boltów… a strapon został w innych spodniach - pociągnęła nosem.

- No patrz, ja też swojego nie wzięłam. - zamaskowana komandos znów westchnęła z żalem tak samo jak wówczas gdy mówiła, że nie będzie się mogła doczekać piątkowego spotkania. - Ale skoro już o tym mówimy. - przygryzła wargę i rozejrzała się dookoła. Ale na razie chociaż w samym epicentrum tego kordonu to na razie były zostawione samym sobie.

- Właściwie też chciałam cię o coś zapytać. Ale przy Eve nie wiedziałam jak. - wyznała z krótkim wahaniem i znów chyba szukała odpowiednich słów jak i co powiedzieć. - No więc chodzi mi właśnie o nią. Bo Krótki mówił… Znaczy w poniedziałek… I chodzi mi o ten weekend jak wy pojedziecie a my zostaniemy same. Too… No wiesz… Ona… No co ona lubi? Bo tak no… - strzelec miała widoczne trudności ze sprecyzowaniem swoich myśli bo cięła jej się ta wypowiedź i w końcu zacięła się. Więc popatrzyła przez szpary swojej kominiarki licząc, że Lamia chyba domyśli się o co jej chodzi.

- Ahh… - Mazzi zabujała brwiami. Rzeczywiście Mayers wspominał coś w trepowej poczekalni. O chwaleniu się umiejętnościami blondi i jej zapałem. Oraz chęcią dzielenia z taką jedną kumpelą z wojska.

- Eve lubi brudno, ostro się bawić. Mów do niej brzydko, złap za włosy i zaciągnij do łóżka. Przeleć szyjką od butelki, potem daj żeby ci zrobiła minetę… a najlepiej nagraj jak to robi. Po wszystkim ja mocno przytul, albo zanieś do wanny i weźcie razem kąpiel. Wtedy będzie najszczęśliwszą blondynką na świecie. Daj się jej sfotografować w wyuzdanej sesji, sama zrób jej zdjęcia. Bawcie się, bez spiny - oparła głowę o ramię żołnierki - Na luzie i… po prostu dajcie sobie trochę radochy i przyjemności. Pomyślisz do piątku o tym o co prosiłam?

- Naprawdę? O rany to chyba będzie lepiej niż myślałam, że będzie. - krótkowłosej czarnulce chyba ulżyło gdy usłyszała taką odpowiedź. Uspokoiła się i obrzuciła chytrym spojrzeniem stojącą przed nią kobietę. - A ty? Jak lubisz? Jak jakaś kobieta może cię można zrobić najszczęśliwszą czarnulką na świecie? - zapytała z żywym zainteresowaniem na twarzy.

Mazzi zrobiła minę, jakby się nad tym problemem głęboko zastanawiała, rozważając wiele zmiennych i opcji dostępnych albo próbowanych.
- Jak mnie razem ze Stevem zerżniesz tak, abym nie mogła chodzić - wyszczerzyła się wesoło, ale to nie był koniec, a dopiero początek - Poza tym lubię się pieprzyć w dziwnych miejscach, być na górze. Mieć jakiś śliczny pyszczek między nogami, albo kogoś kto wie jak używać sztuczniaka za plecami… najlepiej gdy jestem skuta. W dybach, albo wystarczą kajdanki od biedy. Przyduszanie też jest całkiem, całkiem wysoko na liście. Tak jak zabawy szpicrutą… lubię czasem coś wychłostać - rozłożyła bezradnie ręce - Jarają mnie trójkąty i konstelacje wzwyż. Kanapki, zabawki… a po wszystkim lubię zapalić. Pójść spać kiedy ktoś mnie obejmuje. Spanie samemu jest do dupy… a jak z tobą? - odbiła piłeczkę - W którym kierunku kombinować?

- Jej. Z tobą widzę też bym się nie nudziła. - Karen chyba była pod wrażeniem tych praktyk jakie lubiła uskuteczniać nowo poznana znajoma. - A ja… - parsknęła cicho po czym zamyśliła się patrząc gdzieś w bok. - Ja to lubię jak teraz było na pace. Jakby była okazja to zrobiłabym to z wami dwiema od razu. - wskazała spojrzeniem na burtę furgonetki w jakiej niedawno gościły we trzy. - Też lubię różne gadżety do zabawy. Zwłaszcza z dziewczynami. Więc ten komplet z Krótkim o jakim mówiłaś no byłabym zainteresowana. - zaśmiała się cicho nawiązując do punktu na liście który rozmówczyni wymieniła jako jeden z pierwszych.

- A poza tym myślę, że w tym też byśmy mogły się dogadać. - powiedziała przesuwając dłonią po włosach drugiej kobiety. Dłoń przesunęła się po jej policzku, boku szyi i tak nieco palce z kciukiem rozjechały się jakby chciała objąć tą szyję. A potem lekko naparły na tą szyję tak, że Lamia poczuła ten nacisk. Delikatny i niegroźny. Jak zwiastun czegoś pełnokalibrowego w takich zabawach. Twarz w kominiarce z fascynacją obserwowała twarz naprzeciwko.

- Ale czasem lubię jak się ktoś mną zajmuje. Tak ciepło, delikatnie i troskliwie. Tak od samego dołu aż po samą górę. - przesunęła palcem po swojej sylwetce od butów po głowę i z powrotem. - Zwykle jak jestem z tym kimś sama. Bo na imprezach z chłopakami to zwykle nie ma na to miejsca. Ale trójkąty też lubię. Z dwoma facetami, dwoma kobietami, mieszane. Jak jest fajnie to czemu nie? - pokiwała głową na znak, że tutaj mają z Lamią punkt wspólny w tych upodobaniach.

- No i lubię znaczyć teren. Swoją własność. - uśmiechnęła się delikatnie a tym razem dłoń spoczęła jej na pasku spodni. I zsunęła się nieco niżej, gdzieś w okolice rozporka.

- A z tym sprzętem dla Krótkiego pomyślę. Nie wiem na razie co to by mogło być. Jak widzisz trochę tego szpeja mamy. - wskazała na swoją sylwetkę i rynsztunek bojowy jaki pewnie byłby obiektem zazdrości nawet w regularnych, frontowych oddziałach.

- Pomyśl proszę, będę bardzo zobowiązana - Zainteresowanie i fascynacja były definitywnie obustronne, dłonie same błądziły po ciele w bojowym uniformie, tak jak reszta Mazzi lgnęła do niego w całokształcie. Znów stanęły wtulone, gdy cywilna brunetka przyjęła na siebie rolę wdzięcznej i wdzięczącej się do zbawcy ozdoby. Mrużyła oczy, ocierając się policzkiem o dłoń w rękawicy, gdy ta dotknęła jej twarzy. W rewanżu bękarcia ręka gładziłą czule tył karku, masując delikatnie mięśnie.

- Powiem Eve, aby na początku pokazała ci jeden film, który ci się spodoba. Kto wie? Nie ma przeciwwskazań abyśmy nagrały nowy... - wyszczerzyła klawiaturę, aby parsknąć i kiwnąć krótko głową - O tak, Tygrysek ma solidną krechę, że wcześniej cię nie zabrał na balety… i właśnie! - zbystrzała, łypiąc uważnie na twarz w kominiarce - Dingo, Cichego i Donniego znamy, a ci pozostali? - machnęła broda na zamaskowanych specjalsów - Rzuć o nich parę zdań, orientacyjnych. Krótki opis, abyśmy z Eve wiedziały w którą stronę iść przy organizacji imprezy. Nie wiem czy Tygrysek wam opowiadał o niedzieli. Próbowałśmy im zająć wieczór… chyba nawet się udało. Co nie znaczy że chciało im się o tym gadać. To było takie małe, kameralne przyjęcie integracyjno-rodzinne - uśmiechnęła się odrobinę przepraszająco - Tym razem Tasha ma zawalony grafik, więc jej nie będzie… ale coś tam dla was wydumamy. Tylko potrzebne są zaczepki. Jak u chłopaków. Ich mniej więcej wiedziałyśmy co jara, poszło łatwiej. W końcu o to chodzi, abyście się dobrze bawili, nie? Jesteśmy wam to winne za ratunek - puściła jej oko - Daj mi coś, na czym dam radę pracować… dla naszego wspólnego dobra.

- Tygrysek? Znaczy Krótki? Tak do siebie mówicie? A on na was jak mówi? - podwładna kapitana Mayersa wydawała się wręcz zafascynowana jego prywatną stroną jaka chyba nie była jej zbyt dobrze znana. To korzystała z okazji, że kobieta lepiej zaznajomiona w temacie o tym sama zaczęła mówić zwłaszcza póki facet jednej i jednocześnie dowódca drugiej nie wrócił.

- A nasze chłopaki to… - strzelec z bronią wyborową odwróciła się to widocznych tam i tu postaciach ubranych na czarno i w czarnych kominiarkach. Wyciągnęła rękę jakby chciała wskazać kto jest kto. Ale po chwili zrezygnowała.

- No wiem, z tymi kominiarkami i resztą wszyscy wyglądają tak samo. - westchnęła gdy zdała sobie sprawę jak trudne jest opowiedzenie komuś nowemu o ich stałym zespole. - Jak ich zaprosicie na coś takiego jak w ostatnią niedzielę to na pewno się ucieszą. Przecież jak Krótki nawijał w poniedziałek rano… - zaczęła mówić jakby wreszcie znalazła pomysł jak przybliżyć nowej koleżance temat ale znów urwała.

- Chociaż właściwie Krótki to coś zamieszał z tym “Honolulu”. Znaczy to, że była impreza, dużo kociaków, wódy i reszta to tak, pewnie coś takiego to wszyscy u nas lubią. Ja też. - zaśmiała się na koniec gdy z początku mówiła z lekką konsternacją o tym poniedziałkowym zamieszaniu.

- No i była Tasha Love! Chłopaki ją uwielbiają. Ja też. - roześmiała się gdy przypomniała sobie o niedzielnej gwieździe estrady na prywatnych występach.

- No najwięcej to chyba miał do powiedzenia Don. Jak on sprzedawał bajerę to wszyscy wam zazdrościli takiej imprezy. Więc jak teraz powiecie, że znów, niedziela, “Honolulu” i impreza w podobnym składzie to chłopaki na pewno będą walić drzwiami i oknami. - w końcu jakoś wyszła na prostą gdy widocznie impreza z ostatniego weekenda odbiła się w jednostce Steve’a całkiem pozytywnym wrażeniem.

- A co? Macie coś konkretnego w planie na tą niedzielę? - zapytała licząc chyba, że jak rozmówczyni poda jakiś konkret to będzie jej łatwiej coś o nim powiedzieć.

Pierwsze pytanie, wywołało moment niepewności w saper. Jak niby miała wyjaśnić zawiłe meandry nazewnictwa własnego jasno i w miarę przejrzyście?

- Tak, Tygrysek… bryka w końcu konkretnie, nie? Poza tym jest dzielny, odważny… sama wiesz - zarzuciła rzęsami - Problem w tym, że ja już mam przezwisko, po nim zresztą mnie najpierw poznał. Jako Księżczniczkę - wachlowanie rzęsami zintensyfikowało się - W opresji, ale kto by dbał o szczegóły? Ja mówię na Eve Kociaczek… on musi się oswoić z sytuacją, zresztą faceci są zwykle w tym kiepscy. Chyba tylko jeden Claudio, ten z Hecy, ma w tym polot. Dlatego Tygryska nie poganiamy - rozłożyła ręce w geście “no co ja mogę, jak nic nie mogę?”.

Reszta sprawiła, że nos się bękaricy troszkę zmarszczył.
- Co tak konkretnie pomieszał? - popatrzyła uważniej na drugą dziewczynę - Zorganizowałyśmy im niespodziankę… i akurat wierzę, że to Donnie był tym, który miał najwięcej do powiedzenia. Jak zwykle - zachichotała - Dobra, w ten weekend Tashy nie będzie, coś jednak pomyślimy może na następny weekend. Albo za dwa tygodnie. Chujowo, że was puszczają tylko w weekendy, bo Tash wpada do nas w poniedziałek wieczorem, na drina i zabawy w dybach… ale to w poniedziałek - machnęła zrezygnowana ręką - Na niedzielę wstępnie byłyśmy umówione z chłopakami żeby się porozbijac przy basenie i zjeżdżalni… ale teraz skoro tylu misiakom należy podziękować… jeszcze nie wiem - wzruszyła ramionami - Ale nie dygaj. Coś wymyślę i ogarnę, jak zwykle.

- O, basen. - brwi za kominiarką podskoczyły do góry jakby temat był jej znajomy. - To jak was stać to weźcie mały basen. Oni chyba mówią, że to błękitny czy jakoś tak. Jak zapytasz to będą wiedzieć. On jest w piwnicach, ma ogrzewanie, jest kryty, obok jest jacuzzi my czasem tam imprezujemy i chłopcy lubią tą miejscówę. Ja też. Można się zamknąć od reszty. No ale… No trochę to może kosztować. My zwykle robiliśmy zrzutkę albo mieliśmy jakiegoś sponsora. Wiesz, pogadam z nimi to może coś się zrzucą bo szkoda byście za wszystko płaciły same. - Karen ożywiła się gdy zaczęła mówić o całkiem sobie dobrze znanej i lubianej miejscówce w trzewiach modnego miejskiego klubu.

- A z tym co Krótki mówił w poniedziałek… - zaraz zawahała się gdy zaczęła wątek o jakim wcześniej pytała Lamia. - No właściwie to głównie chodziło o Eve. - powiedziała powoli i z wyraźnym namysłem. Widząc spojrzenie rozmówczyni zaraz rozwinęła ta myśl.

- Bo właściwie kim jest Eve? Znaczy czym się zajmuje? Bo Krótki to tak opowiadał, że właściwie nie było wiadomo kim ona właściwie jest. Bo z tobą to było jasne, jesteś weteranem frontowym. Ale ona? Bo raz mówił, że jest dziwką, potem, że jest ale nie jest, w końcu, że jest fotografem, jak kumpel mówił, że jest dziwką to Krótki się zjeżył no a podobno występowała w niedzielę razem z Tashą. No potem Krótki się spiął i nie chciał gadać, Don to tylko bajerę sprzedawał więc w końcu już nie wiem kim ona jest. Chłopaki też nie. - kobieta z jednostki specjalnej w końcu wyłuszczyła o co chodziło z tym zamieszaniem u nich w jednostce na początku tygodnia.
 
__________________
A God Damn Rat Pack
'Cause at 5 o'clock they take me to the Gallows Pole
The sands of time for me are running low...

Ostatnio edytowane przez Driada : 22-04-2020 o 20:58.
Driada jest offline  
Stary 22-04-2020, 05:22   #168
 
Driada's Avatar
 
Reputacja: 1 Driada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputację
Jeśli z początku sierżant wydawała się rozluźniona i wesoła, to w miarę jak Karen mówiła, jej mina tężała. Przestała się uśmiechać, a w spojrzenie wróciły zimno i wściekłość. Zacisnęła szczęki i słuchała, mrużąc oczy z miną mówiącą że ma ochotę coś rozwalić. Albo kogoś.
- Który zjeb nazwał mojego Kociaczka dziwką? - spytała spokojnym, lodowatym tonem, obracając głowę aby omieść spojrzeniem rozsiane po asfalcie sylwetki komandosów. Sapnęła, biorąc głęboki oddech i nagle znowu się uśmiechnęła, choć nie był to dobry uśmiech.

- Pokażesz mi go, już ja sobie z nim porozmawiam… o ile to ktoś z tych - prychnęła - A jak nie, to w końcu i tak go złapię. Ustalmy jedno. Eve jest fotografem, pracuje dla ratusza i tamtejszej gazety. Występowała z Tash, bo to lubi. Jarają ją uległe zabawy, te ostre… więc się tak bawi. Przy swoich - dodała dobitnie - Jeśli ma ochotę, jest naszą zabaweczką. Małą, brudną i bardzo oddaną. W niedzielę, mieliśmy samą rodzinę i przyjaciół. Tych, którzy sobie ufają, więc mogą przy sobie… być po prostu sobą - wzruszyła ramionami - W niedzielę niech misiaki nie liczą na podobne atrakcje. - jej gębę ozdobił zębaty uśmiech - Chyba że podpasują E, polubi ich. Wtedy może i im się walnie mały pokaz, kto wie? - znowu wzruszyła ramionami - Co do opłat… jeszcze coś tam mam. Żołd dostaję co tydzień. Mam gdzie mieszkać, głodna nie chodzę… a to tylko gamble - prychnęła - Na chuj mi one, jeśli nie mogę ich wydać w taki sposób, aby sprawić przyjemność ludziom których lubię? Na rozkręcenie biznesu też powinno zostać, przynajmniej na początek. No ale jak chcecie się poczuć, spoko. Większa pula w ściepie, więcej da radę zorganizować.

- No wiesz nie gniewaj się proszę na Krótkiego i chłopaków za tą Evę. Teraz jak poznałam was obie to chyba wiem o co wtedy Krótkiemu chodziło jak o tym opowiadał. No ale przed weekendem nic nie mówił, że ma jakieś laski a wrócił i całą czwórką bajerowali nas o tej imprezie. I tak chyba mogło trochę krzywo wyjść jak w pierwszej chwili chyba wszyscy myśleli, że on to wszystko wymyślił i nam wkręca. No bo nawet jak Don o tym opowiadał to wyglądało jakby się zgadali, że będą nam kit wciskać o ostatnim weekendzie. A wszyscy wiedzą jaki z Dona bajerant. No i tak to wyszło w tym zamieszaniu wtedy. Zresztą oni wszyscy dość niewyraźnie wyglądali wtedy przy śniadaniu. Potem odsypiali pół dnia na “sprzątaniu sypialni”. - mimo kominiarki Karen chyba nie chciała aby nowa koleżanka coś źle sobie pomyślała o niej, Krótkim, i reszcie oddziału. Mówiła nieco wolno i z przepraszającym tonem chcąc chyba załagodzić sytuację.

- No i zresztą, Krótki już wtedy chyba załapał jak krzywo to zabrzmiało bo już wtedy powiedział, że spuści łomot każdemu kto coś będzie na was gadał. No więc nikt już o was potem nic złego nie gadał. No te zdjęcia, te drugie, no to też chyba tylko mnie pokazał. W każdym razie nie widziałam go by latał z nim po jednostce i chwalił się wszystkim dookoła. Tylko to w pełnej gali pokazał wszystkim a tam bardzo ładnie wszyscy wyszliście. I chyba chłopaki trochę mu zazdrościli. - kobieta w kominiarce dorzuciła trochę weselszym tonem niczym wisienkę na tym torcie.

- A z niedzielą to ja popytam chłopaków, pogadam z Krótkim i coś się wymyśli. Myślę, że jak do was przyjedziemy w piątek to coś już będziemy wiedzieć. - w końcu nawet się uśmiechnęła gdy rozmowa wróciła na temat niedzielnej imprezy.

- Spoko, my też postaramy się do tego czasu coś załatwić - Mazzi wygładała na odrobinę udobruchaną. Przestała się spinać, znowu wyglądała na wyluzowaną. Na koniec brew jej poszła do góry. Zazdrościć Krótkiemu? Chociaż faktycznie, Eve wyglądała jak aniołek, bardzo lubiący pokazywać różki. Potrząsnęła głową - Tygrysek jest biedny. Gdzie się nie obróci jakaś baba się kręci po domu. Czasem całymi stadami i robią różne, dziwne rzeczy - parsknęła - Zero spokoju, mówię ci. Poza tym sama zobaczysz jak poznasz nasze kociaki. Polubicie się, czuję to w kościach… ale i tak z nim pogadam, aby następnym razem ogarniał język. Jak za dużo chlapie nim na boki, to mu wymyślę zajęcie - wyszczerzyła się wesoło - Tylko wicie, rozumicie. Każda sala ma pewną pojemność. Żeby potem w niedzielę nie zespawniła się połowa jednostki. Wszystkich was nie ogarniemy… i wazna rzecz. Jedna z nas, ta długowłosa szatynka która z nami tu była, woli dziewczyn. Tylko dziewczyny. Kto sie tam pojawi ma być poinformowany i nie lecieć z łapami… i nie dziwię się, że chłopcy w poniedziałek wyglądali niewyraźnie. My też zdychałyśmy przez cały dzień. - wydęła usta w dzióbek - Było warto.

- Tamta? - Karen wzrokiem wskazała na siedzącą na progu furgonetki Jamie która chyba coś gadła z Val. Obie wydawały się już trochę zmęczone jakby po tym akoku adrenaliny i stresie przez większość dnia wreszcie nadchodziła fala odpływu. Zresztą Lamia też to zaczynała czuć. Nawet ciało zaczynało dopominać się o swoje zaniedbywane dotąd potrzeby. Jedzenie, picie, ciepło, sen i odpoczynek. Jeszcze trzymała się na nogach ale zdawała sobie sprawę, że ta fala to w końcu ją zaleje.

- Dobrze, przekażę chłopakom. - skinęła głową na znak, że rozumie sprawę i nie ma w tej materii żadnych zastrzeżeń.

- A nas, z jednostki to chyba by było to co tutaj widać. Dwa fireateam plus sekcja wsparcia. Tuzin osób. Ale nie wiem czy wszyscy przyjdą, może mają własne plany. Ale to też popytam i myślę, że w piątek będę już coś wiedzieć. - kobieta w kominiarce mniej więcej chociaż nakreśliła ramy liczebne gości jakich z ich strony mogą się spodziewać w najbliższy, niedzielny wieczór. Odwróciła się słysząc energiczne kroki i rzeczywiście dowódca boltów wracał na scenę.

- Chyba coś mają. Poza tą furą Eve stały tu jakieś inne samochody. Tak podejrzewali, że mogą należeć do porywaczy. No ale to już chłopcy z policji niech zrobią po swojemu. Jak coś ustalą to mają nam wysłać raport. - Steve stanął obok Lamii obejmując ją ramieniem gdy tak na szybko streścił to czego się dowiedział.

- A jak u was? Trzymacie się jeszcze? Zorganizować wam jakiś transport do domu? - zapytał zaglądając nieco niżej na twarz bez kominiarki.

- Trzymamy… i staramy nie puszczać - odklejona od jednego “czarnucha” saper, szybko wkleiła się w tego drugiego, gapiąc się ufni do góry. Kłuło ją gdzieś pod sercem, że nie może zobaczyć jego twarzy, niestety niektórych procedur bezpieczeństwa lepiej było nie naginać.
- Niby bryka jest, tylko niewiem czy Eve da radę prowadzić… ogarniam, że ty nas nie odwieziesz, nie dygaj. Rób swoje i po prostu do nas w piątek wróć - dodała poważniejszym tonem, łypiąc na moment w bok, gdzie reszta dziewczyn - Chyba najlepiej będzie jak wszystkie pojedziemy do nas, aby żadna dziś nie siedziała sama… i pogadałyśmy trochę z Karen - wróciła rozbawionym spojrzeniem do Mayersa, stając na palcach aby móc potrzeć nosem o jego nos - Chwaliłeś się naszymi zdjęciami… to takie miłe! Myślałam że schowasz je gdzieś głęboko i nie wyjmiesz aby nie mieć koszmarów, bo Eve to jeszcze rozumiem, ale moją gębą da się straszyć niegrzeczne dzieci - parsknęła lekko, przygryzając usta - Zrobisz coś dla mnie, Tygrysku? Pokażesz Karen te, które ci dziś przywiozłyśmy? Myślimy o wspólnej sesji, może to ją naprowadzi w jakich klimatach by chciała… w końcu coś muszą z E robić jak nas nie będzie, nie?

Dowódca elitarnych komandosów, mimo czarnej kominiarki na twarzę chyba musiał chwilę przestawić się w myśleniu z jednych torów na kolejne bo chwilę mrużył oczy gdy tak słuchał i pewnie zastanawiał się o czym we dwie gadały jak go nie było.

- Nnoo tak… - powiedział w końcu opiekuńczo stając za swoją dziewczyną by zamknąć ją w bezpiecznym uścisku swoich ramion przyciskając jej plecy do siebie. W końcu jednak rozluźnił się i uśmiechnął.

- Jasne. Ale to jak wrócimy do jednostki. To jak rozumiem dogadałyście się na piątek? - pokiwał głową i spojrzał raz w dół na trzymaną w objęciach czarnulkę to na tą stojącą przed nimi kobietę w wojskowej czerni.

- Tak, przyjedziemy w piątek po robocie do dziewczyn razem. No a poza tym właśnie obgadałam z Lamią parę spraw na ten weekend no to potem pogadamy. - specjalistka od broni wyborowej machnęła dłonią na znak, że teraz trochę nie ma sensu mówić drugi raz to samo.

- Dobrze to spróbuję wam załatwić kierowcę albo samochód. - szef pokiwał głową już widocznie obmyślając jak bezpiecznie odstawić dziewczyny do domu gdy on sam nie mógł się tym zająć.

- Jeszcze coś? - zapytał jakby chciał sprawdzić czy coś jeszcze się urodziło zanim nie zacznie realizować nie tylko swojego powrotu do bezpiecznej bazy.

- Mam ochotę na kanapkę… z Boltów. Taką jak ostatnio - grzejąca się w uścisku saper, zerknęła do góry, przyjmując minę samej, nieskalanej niewinności. Zatrzepotała rzęsami, drapiąc mężczyznę po dłoni - Jakoś wytrzymam do weekendu, bez obaw. Mam nadzieję że tobie również się uda ta sztuka. Dzięki Tygrysku, jesteś najlepszy - doćwierkała wesoło, zanim nie trzeba było się wyplątywać z kończyn i wracać tam, gdzie reszta odbitych zakładników i zgrupowana wokół nich mała chmara kruków z karabinami na plecach.

- Ah, taką kanapkę? - brwi Mayersa powędrowały w górę gdy domyślił się o co chodzi. I zrobił zadowoloną minę.

- Tak, porozmawiałam z Lamią i widzę, że mamy ze sobą wiele wspólnego. Mogłabym wam pomóc z tą kanapką. Kto z jakiej strony to już się chyba dogadamy na miejscu. - Karen dorzuciła swoje do tej swobodnej dyskusji.

- Taakk? - kapitan zmrużył oczy widząc co nieco o jakich tematach sobie tutaj rozmawiały jak jego nie było. A głowa w drugiej czarnej kominiarce potakująco skinęła dorzucając nieco kpiący i zadowolony z siebie uśmieszek. - Czemu nie. Ale to chyba pogadamy o tym przy następnym spotkaniu. - kapitan też się uśmiechnął tym swoim spokojnym, stonowanym uśmiechem.

- A, właśnie! - nagle saper przystanęła, stopując też w miejscu Mayersa. Uwieszona mu na ramieniu łypnęła do góry przejętym, zatroskanym spojrzeniem - Tygrysku… co z tą kamerą? Stary bardzo wściekły, zrobią ci coś? Przepraszam… - ścisnęła go mocniej.

- A to… - machnął ręką jakby wspominał odległy ból zęba co już zdążył o nim zapomnieć. - Nie przejmuj się. Miałem pogadankę i musiałem obiecać, że to się więcej nie powtórzy i takie tam. - Mayers uśmiechnął się jakby nie było o czym mówić.

- To gdzie wy to będziecie robić przy następnej wizycie? - zaciekawiła się strzelec wyborowa.

- Jakiej następnej wizycie? Co tak sterczycie jak banda smutasów a żaden nie wchodzi co? - powracającego Dona rozpoznali po głosie bo w uniformie i kominiarce zlewał się detalami z innymi komandosami z ich oddziału.

- Dowiedziałeś się czegoś? - Steve przywitał go własnym pytaniem.

- Tak. Jesteśmy bardzo skuteczni. 100%. Jeden jeszcze dychał no ale już nie. 100% KIA. - paramedyk stanął przy ich grupce i oznajmił swoje wieści. Które akurat pod względem zdobywania informacji od świadków akurat nie były zbyt pomyślne.

- Szkoda. Ale gliniarze mają jakieś samochody, jak coś znajdą to nas powiadomią. - dowódca nie wyglądał na zbyt zadowolonego z takich wieści. Ale też chyba przesadnie nie będą mu one spędzać snu z powiek.

- Pojadę jutro do Ramsaya - Mazzi westchnęła cicho, pocierając pulsujacą tępym bólem skroń. Starzała się, dziadziała. Parę godzin nerwów i już lądowała obolała, wypluta… do niczego. Promieniała jednak pogodą ducha, patrząc na saniego spod przymrużonych powiek - A tak się zastanawiamy gdzie następnym razem robić Tygryskowi poranną niespodziankę, żeby później nie lądował na dywaniku u Starego. Zapomnieliśmy dziś o kamerze w sali widzeń… trochę się nagrało - wyjaśniła bez ogródek, aby naraz zmarszczyć czoło - Żeby zagłuszyć nagrywanie trzeba kombinować przy dysku w stróżówce. Chyba że po prostu się narzuci koszulkę na bombę…

- Pfff! - Don prychnął pogardliwie jakby takie problemy załatwiał od ręki i na poczekaniu. - Wystarczy pogadać z chłopakami z monitoringu by w odpowiedniej porze akurat patrzyli co innego. - sani podsunął całkiem proste jego zdaniem rozwiązanie co Karen przywitała enigmatycznym spojrzeniem a jak Steve to Lamia nie bardzo wiedziała bo miał głowę trochę nad nią i za nią.

- No a ty mała zwijaj się i już nie ściemniaj. Wszyscy i tak wiedzą, że aż nóżkami przebierasz by zostać sam na sam z takim przystojniakiem jak ja. - paramedyk nie przejmował się co sobie reszta pomyśli o jego rozwiązaniu tylko przypomniał im, że ma ostatnią pacjentkę do zbadania. Wskazał brodą na wciąż czekającą furgonetkę.

- Naprawdę aż tak stęskniłeś się za zabawą w proktologa? - saper westchnęła ciężko, przewracając teatralnie oczami - Daj spokój Donnie, po co sobie dupę zawracać? Nic mi nie jest, najwyżej pęknięte żebro i parę siniaków… przecież wiesz, że się na tym trochę znam - zrobiła smutna minę, patrząc na medyka wzrokiem śmiertelnie rannego basseta w listopadowym, marznącym deszczu - poza tym w tej masce i tak nie ma na czym oka zawiesić, a z moją pamięcią krucho. Za tego przystojniaka ręki sobie obciąć nie dam.

- Takie procedury maleńka. Każda ofiara wypadku czy porwania musi zostać zbadana przez kogoś ze służb medycznych. Ja tam przeżyję bez ciebie kolejną noc ale nie wiem jak ty przeżyjesz beze mnie. Ale jak chcesz mogę zawołać tych brzydali z ambulansu z męskimi, owłosionymi ramionami i oni cię mogą zbadać. Ale nie odjedziesz stąd póki cię ktoś nie zbada. - Don zripostował szybko i jakby mu wcale na tym nie zależało. Wskazał kciukiem gdzieś w stronę kordonu i widocznego tam ambulansu. Lamia zauważyła jak Karen delikatnie kiwa głową jako niemy komentarz do słów kolegi.

- Jak przeżyję? - saper uniosła pytająco brew, a potem parsknęła, odwracajac się do tyłu. Krótkim pocałunkiem oznaczyła teren poniżej nosa, a powyżej brody jednego byle tam ledwo kapitana, po czym wyjątkowo niechętnie wyplątałą się z jego objęć. Poszło prawie bezboleśnie aż do momentu, gdy musiała puścić ściskaną dłoń. Zasięg ramienia trep miał ograniczony, wystarczyło na trzy niewielkie kroki, zanim nie nadszedł punkt krytyczny. Wtedy też dziewczyna popatrzyła za plecy po raz drugi, ściskając usta w kreskę, a trzymaną łapę dość rozpaczliwym chwytem. Buta i zblazowanie zniknęły z jej twarzy, powróciło zagubienie i niepewność, gdy stała jak ta sierota z drżącymi pod skórą szczękami.

Wreszcie przełknęła ślinę i zwolniła uchwyt, wracając kończynami do tułowia. Objęła się ramionami, podchodząc do saniego.
- To nie oczywiste? - skrzywiła się w czymś co miało być uśmiechem, choć wyszło sztywno i sztucznie - Pewnie zasnę z głową na piersiach Jamie. Albo Eve. Albo Val. Mamy naprawdę duże łóżko.

- Pójdę z tobą. - rzekł Mayers i widząc co się dzieje znów objął Lamię i razem ruszyli w stronę otwartej furgonetki.

- Cholera Krótki, nie rozumiesz definicji “sam na sam”? Rany no czy ja to muszę za każdym razem tłumaczyć? - Don dał wyraz swojemu rozczarowaniu chociaż w ten swój zblazowany sposób, że zza ich pleców doszedł ich śmiech rozbawionej Karen.

- A chętnie bym obejrzał taki filmik. - Steve szepnął cicho do jej włosów gdy mimo swojego marudzenia paramedyk torował im drogę przez barierę z dziewczyn.

- Puścicie nas dziewczyny? - poprosił Jamie i Val które siedziały na tylnym progu wozu, opatulone kocami chroniącymi przed wieczornym chłodem. Bo chociaż wieczór okazał się spokojny a niebo przepiękne no to uwolnione zakładniczki były ubrane trochę za lekko na takie warunki i te koce były bardzo pomocne. Dziewczyny odsunęły się aby mogli przejść między nimi. Eve która stała oparta o framugę pomachała do nich wesoło.

- Kiedy będziemy mogły wracać do domu? - zapytała przechodzącego obok Mayersa.

- Myślę, że jak Don zbada Lamię to chyba już. Dasz radę prowadzić czy ma ktoś was odwieźć? - Steve odpowiedział i zapytał stojącą w progu blondynkę.

- Chyba dam radę. - odparła fotograf z niepewnym uśmiechem.

- Usiądź i pokaż no się. - Don wrócił do swojej służbowej roboty siadając naprzeciwko Lamii i zakładając lateksowe rękawiczki.

Nie zostało nic innego jak grzecznie władować się do fury, tym razem bez inwencji własnej, ani wesołej improwizacji. Z Mayersem za plecami i Donem z przodu dało się wyzbyć wszelkich lęków: pierwszy zabijał je siłą spokoju i ciepła; drugi dowcipem i troską. Zresztą, obaj się o problem saperski troszczyli.

- Lubię mieć was w tym zestawieniu - mruknęła progodniej, gdy pod czaszką zadzwoniło inne skojarzenie, te bardziej kosmate. Przysiadła przed medykiem, zdejmując kurtkę - Dobrze cię widzieć Donnie, wybacz to wcześniej - lekkim ruchem głowy wskazała do tyłu, gdzie w półprzytomnym amoku ewakuowała się poza boltowy kontener z zamiarem ucieczki… gdzieś. Teraz sama już nie wiedziała gdzie i po co. Chciała coś dodać, otworzyła usta i po chwili je zamknęła, wydychając powoli powietrze. Cudowna rzecz: nie musieć tłumaczyć i wyjaśniać. Na szczęście medyk na własne oczy widział poziom zrycia jej beretu. Słowa nie były potrzebne.

- No właśnie. Widzisz jak on wszystko psuje? - Don machnął tylko ręką na znak, że nie ma o czym mówić z tymi przeprosinami. A sam zaczął badanie zaczynając od sprawdzenia małą latarką reakcji źrenic na światło. Ale nie przeszkadzało mu to sprzedawać swojej bajery. Skinął na siedzącego obok zwierzchnika jakby go wcale tu nie było. Albo przynajmniej miało nie być. Za to dziewczyny w progu odwróciły się bardziej do środka wozu aby lepiej widzieć i słyszeć te bajerowanie. Tylko Steve uniósł brwi w niemej wersji “Taa??”.

- No tak. - z oczami chyba było w porządku bo teraz medyk sprawdzał reakcję jak oczy reagują gdy wodził przed nimi palcem. - Wiem, że tak naprawdę kombinujesz jak rzucić się na mnie, zedrzeć ubranie i uprawiać wyuzdany, zwierzęcy seks. - informował ją spokojnie gdy palcami zaczął przesuwać po jej palcach, dłoni, nadgarstku i tak w górę ramienia sprawdzając czy nie ma czegoś złamane czy przestawione. Dziewczyny w progu zaczęły chichotać jak się okazało jakie bajery tutaj paramedyk sprzedaje.

- Nie przejmujcie się nim jak był mały rodzice upuścili go na podłogę czy coś takiego. - Steve machnął ręką na znak by nie brać tych wygłupów kolegi na poważnie.

- Nie przejmuj się. To normalna reakcja zdrowej, inteligentnej kobiety na mój widok. I jest was bardzo wiele. - Don popatrzył na Lamię prosto w jej oczy zupełnie jak prawdziwy lekarz obwieszczający pacjentce, że wcale nie jest tak źle jak na początku wyglądało. Dziewczyny roześmiały się już na całego a Mayers zwrócił teraz twarz na kolegę. Z tym krytycznym spojrzeniem dla tych jego wygłupów. Ale ten zdawał się być na takie subtelne aluzje kompletnie odporny.

- Tak. Upuścili go na głowę. - Steve dorzucił drugą cześć swojej ekspertyzy co też rozbawiło dziewczęcą część widowni. Za nimi zwabiona tymi śmiechami pojawiła się czarna sylwetka w czarnej kominiarce z czarnym karabinem wyborowym.

- Pamiętaj, możesz ufać mi jak lekarzowi. Nie wahaj się wyznać co ci leży na sercu. Wyrzuć to z siebie to oczyszcza umysł. To jest ta scena gdy rzucasz się przede mną na kolana i błagasz o kolejne spotkanie. - Donnie Darko bawił się chyba w najlepsze zupełnie jakby był w swoim żywiole gdy tak sprawdzał drugą kończynę górną swojej pacjentki. Więc miał okazję się do niej zbliżyć i ściszyć głos tonem zawodowego suflera. Chociaż i tak sądząc po śmiechach kobiet nawet stojąca najdalej Karen usłyszała co trzeba.

- Tak. Wiele razy upuszczali go na tą głowę. - Steve pokiwał głową zupełnie jakby kumpel sam właśnie potwierdzał jego wcześniejsze opinie na swój temat.

Zachowanie pokerowej twarzy w podobnych warunkach zakrawało o cud. Sierżant parę razy drgnęły kaciki ust, albo zmrużyła rozbawione ślepia, chociaż starała się pozostać poważna, poruszona i przejęta.
- Paść na kolana… przed tobą? A wiesz słyszałam już, że najlepiej wyglądam na kolanach… i bez niczego? - spytała niskim pomrukiem, korzystając z pozycji medyka tuż przed sobą i wychyliła się odrobinę, aby zawisnąć twarzą przed jego twarzą, a że był wyższy, patrzyła pod odpowiednim kątem, skubiąc zębami dolną wargę. Jeśli bajerant nie był do końca zaćpany w niedzielę, musiał kojarzyć do czego badana pije.

- Słyszałeś go, Tygrysku? - odchyliła się to tyłu, aby złapać drugiego Bolta w pole widzenia do góry nogami. Posłała mu rozbawiony uśmiech - Macie tam u siebie jakieś badania okresowe? Przydałyby mu się parę sesji terapeutycznej. Na kanapie albo innej kozetce. - Ściągnęła usta - Nie wiem czy w niedzielę powinien iść z nami balować… a jak mu się uraz pogorszy? To taki miły chłopak, szkoda by było aby mu odwaliło do końca.

- Być może. Ale słyszałem, że poranna przebieżka w gazmasce po małpim gaju pomaga na takie schorzenia. - Steve pokiwał głową jakby teraz on się wcielał w rolę zawodowego lekarza i diagnozował standardowy przypadek na jaki się standardowa recepta.

- I widzicie co ja z nim mam? Wszystko za niego robię a on jak mi się odwdzięcza? - dla odmiany ofiara ucisku skierowała się do żeńskiej części widowni skoncentrowanej przy drugim krańcu furgonetki. Dziewczyny zaś oglądały ten spektakl jak całkiem udany show.

- Tak. A co do ciebie maleńka no wreszcie się doczekałaś. To o czym skrycie marzyłaś przez cały wieczór. Rozbieraj się. - paramedyk znów zwrócił się do pacjentki wskazując jej skąpy, koronkowy komplecik jaki miała na sobie od rana.

- Ekhm! - Steve odchrząknął i znów obdarzył podwładnego spojrzeniem sugerującym dość wyraźnie, że powinien skorygować swoje zachowanie.

- Ale ostatecznie możesz to tylko podwinąć. - brunetowi w czarnej kominiarce nie drgnęła ani głos ani powieka gdy skorygował nieco swoje zapoptrzebowanie na współpracę ze strony pacjentki.

Parskając i kręcąc głową Mazzi wykonała polecenie, rolując przybrudzoną koronkę i odsłaniając żebra oraz brzuch. W końcu Don był lekarzem, pozornie wiedział co robi. Oczywiście dla dobra pacjentki.

- Jak to leciało? Spokojnie, erekcja podczas badania jest normalna - powiedziała, siląc się na spokój. Oparła dłonie saniemu o kolana. Zmieniła głos na niższy - Doktorze, ale ja nie mam erekcji - powachlowała rzęsami, wracając do pierwszego głosu - Mówiłem do siebie…

- Masz erekcję? - Donnie zapytał niby jak zwykle gdy tak wodził palcami po obojczykach i jakoś tak dziwnie szybko przesunął się niżej na brzuch i boki pacjentki. Tam zatrzymał się i chwilę ostrożnie badał kopnięte miejsce na którym wykwitła fioletowa plama wielkości otwartej dłoni. Lamia czuła boleśnie każdy ruch jego palców jakby coś ją tam rozdzierało od środka.

- Obstrukcję - Stęknęła przez zaciśnięte zęby.

- Nie przejmuj się, przecież ci tłumaczę, że na mój widok to standard. Znaczy wszystko z tobą w porządku. - rzucil po chwili odrywając się od jej boku i sięgając do jakiejś szufladki w ścianie pojazdu. Wyjął z niej jakieś buteleczki, pakunki i znów usiadł na swoje miejsce.

- Żebra masz raczej całe. Ale te stłuczenie mi się nie podoba. Przemyję ci je ale dobrze by ktoś tego doglądał. Może Betty? Chyba jest dobra w te klocki. - sani zwrócił się bezpośrednio do pacjentki ale chociaż brzmiało to jak przyjacielska pogawędka podczas wymiany plot co się działo od ostatniego spotkania sprzed paru dni to sądząc po spojrzeniu jednak mówił z tym poważnie. Otworzył buteleczkę, nasączył zawartością jakiś wacik i zaczął przemywać to sine miejsce. Znów pacjentce zapierało dech w piersiach od każdego ruchu tego wacika.

- No właśnie to na czym żeśmy skończyli? A no tak! Że lecisz na mnie. Ale to znaczy, że wszystko z tobą w porządku. - paramedyk wrócił do poprzedniego, bajeranckiego tony gdy zagadywał tak pacjentkę jak i widzów by odwrócić ich uwagę od swoich zabiegów.

- Oczywiście, że wszystko ze mną w porządku, przecież mówiłam. Poproszę łaskawą panią, żeby rzuciła okiem raz drugi - pozując na znudzoną i absolutnie niecierpiącą żadnych boleści, brunetka puściła Mayersowi oczko, aby wrócić na poprzednią pozycję - Zawiąż mi żebra bandażem elastycznym i puść do domu. Masz już materiału do pamięciówek do niedzieli wytrzymasz, nie? - pokazała mu język - Kto wie czy przypadkiem nie uda ci się wzbudzić w dziewczynach litości i któraś cię przygarnie. Tylko nie licz na Karen, my już ją z Tygryskiem adoptowaliśmy - wyszczerzyła się niewinnie - Na zestaw kanapowy.

- Co?! - świadomie czy nie Don zareagował prawie identycznie jak ostatniej niedzieli gdy się dowiedział, że Lamia z Eve zwyobracały tak mu niechętną Jamie. Teraz spojrzał przez długość tyłu furgonetki na stojącą na zewnątrz koleżankę. Ale ta uśmiechnęła się przez tą kominiarkę, pokiwała twierdząco głową i zrobiła oburącz gest jakbyłapała jakąś niewidzialną piłkę przed sobą. I stanowczo docisnęła ją do swoich bioder.

- Jeszcze tylko musimy z Krótkim ustalić jak się dzielimy przód i tył. - Karen bez problemu wczuła się w rolę i wskazała na siebie i dowódcę, że jeszcze tylko parę formalności ale deal już mają załatwiony. Teraz Mayers łaskawie zgodził się i pokiwał głową na zgodę.

- Aahh taakk? - Don też skinął głową ale takim złowróżbnym tonem jakby zapowiadał jakąś krwawą zemstę. Zwłaszcza, że wstał chociaż musiał się trochę pochylić bo sufit furgonetki był dość niski dla każdego dorosłego. No i wstał by zdjąć z siebie te rekawiczki.

- Eve? Masz ochotę na niedzielną kanapkę? - sani z nonszalancją w głosie zapytał jakby z premedytacją i fochem nie dostrzegając siedzących znacznie bliżej partnerów blondynki.

- Bardzo chętnie! A możemy wziąć jeszcze Madi? Tylko ona pewnie by wolała wziąć tył. - fotograf zgodziła się bez wahania i w ogóle wydawała się być w dobrym humorze z tego małego, improwizowanego kabaretu.

- Dogadamy się. A teraz mili państwo proszę z łaski swojej wziąć swoje zgrabne dupki w troczki i zabierać mi się z gabinetu. - paramedyk wrzucił zużyte rękawiczki do kosza a sam też dał ruchami dłoni znak, że czas oczyścić to pomieszczenie ze zbędnego tłoku.

- To prawda. Czas na nas. - Steve ruszył się pierwszy idąc ku tyłowi wozu i dziewczyny dotąd siedzące w progu też wstały z miejsc.

Mazzi zrobiło się zimno i nie chodziło o temperaturę. Przez dobre parę kwadransów znalazła się w małym, prywatnym raju, gdzie da się spędzić czas z tymi najbliższymi i to w komplecie. Narzekać nie było sensu, przecież wyrwali nadprogramowy czas łapiąc się jeszcze przed piątkiem. Podniesienie się z ławeczki stało się trudnym manewrem, dziewczyna apatycznie zabrała się za poprawianie koronkowego topu, patrząc jak cała wesoła gromadka powoli wychodzi na asfalt. Wtedy wstała i ona, choć zamiast wyjść, zwróciła się frontem do saniego.

- Zapomniałam… - mruknęła cicho, wyciągając ręce i obejmujac go, a potem ucałowała oba czarne policzki - Dzięki Donnie Darko, znowu mnie uratowałeś i poskładałeś do kupy. Widzimy się w niedzielę, nie wiem jak to ze Stevem załatwicie… ale chcę powtórki. Jeśli liczyłeś na kosza to muszę rozczaruje. Nie tak łatwo uwolnić się od Franka - dokończyła, przyciskając czoło do jego czoła gdy dodawała - Dbaj o tych leszczy, ok? Pilnuj ich i nie pozwól żeby sobie zrobili krzywdę. Wiem, że na ciebie można liczyć, jako tego rozsądnego. Wróćcie do nas w komplecie, będziemy czekać - odsuwajac się, musnęła wargami jego wargi. Schyliła się po kurtkę i jak gdyby nigdy nic również zaczęła desant na powierzchnię.

- Jasne. Przecież od początku wiedziałem, że na mnie lecisz. A te leszcze no pewnie. Przecież muszą mieć kogoś kto będzie za nich myślał i mówił co mają robić i mówić. - Don objął ją w pasie przysuwając do siebie gdy pacjentka go obejmowała na pożegnanie. Potem gdy ruszyła skorzystał z okazji i klepnął ją w tyłek gdy Steve miał szansę tego nie dostrzec. A zaraz potem nastąpiła ostatnia, pstrokata zbiórka przed pożegnaniem.

Wyglądali jakby byli z dwóch różnych światów. Zamaskowany, w pełni uzbrojeni i ubrani na czarno komandosi wśród których jedyna kobieta gubiła się w ich zamaskowanym tłumie. I czwórka ubranych różnorodnie, młodych kobiet jeszcze do tego przykryte kocami. Jeszcze ostatnie podziękowania, obietnice, uściski, pocałunki i czas było się rozstać. Steve odprowadził całą czwórkę do małej osobówki fotograf.

- Poprosiłem gliniarzy by zrobili co trzeba tam u siebie. Mam nadzieję, że posłuchają i wypuszczą Di z dołka. To chyba powinna do was dołączyć już na miejscu. Jak nie no trudno, najwyżej wypuszczą ją jutro rano. No na to już niestety nie mam wpływu mogę im tylko sugerować i prosić. - rzekł obserwując jak cała czwórka zamierza się zapakować do środka wozu.

Pierwsza wsiadła Jamie, po niej Val. Dwie ostatnie coś marudziły, obsiadając oficera jakby były dwoma, kolorowymi ptakami. Wieszały mu się na szyję, przytulały, ćwierkały i całowały na zmianę, przeciągając moment rozstania jak tylko się dało. Uśmiechały się, kokietowały go, dziękowały, obiecywały i tylko po oczach dało się poznać smutek. Niestety wreszcie nadszedł czas aby ruszać.

Niewielkie autko skierowało się przez parking ku wyjazdowi na drogę zewnętrzną, za nimi podążał cień radiowozu eskorty. Na wszelki wypadek.
Siedząca z przodu na miejscu pasażera pierwszego toczydełka saper przyklejała twarz do szyby, patrząc jak postawna sylwetka w czarnym mundurze robi się coraz mniejsza, aż znika za zakrętem. Dopiero wtedy dziewczyna przestała machać, chociaż do pozostałych odwróciła się po kilku długim minutach, udając że absolutnie nie ma nawet cienia szansy, że ma łzy w oczach.

 
__________________
A God Damn Rat Pack
'Cause at 5 o'clock they take me to the Gallows Pole
The sands of time for me are running low...
Driada jest offline  
Stary 22-04-2020, 21:40   #169
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 37 - Echa przeszłości, plany przyszłości

Czas: 2054.09.24; cz; przedpołudnie;
Miejsce: Sioux Falls; mieszkanie Eve
Warunki: wnętrze mieszkania, jasno, ciepło, sucho, cisza na zewnątrz jasno, umiarkowanie, zachmurzenie, powiew


- Eve będziesz miała jakieś ubrania? Przez to wczoraj nie mam nic na zmianę. - Val zapytała wychodząc z łazienki. Zaraz za nią wyszła Jamie. Obie na razie były ubrane tylko w owinięte wokół ciała ręczniki których pożyczyła im gospodyni. Drugim ręcznikiem pracowicie wycierała swoje włosy. Idąca za nią lodziara robiła zresztą to samo.

- Tak, pewnie, coś wam znajdziemy. Ale teraz chodźcie na śniadanie. - Val i Jamie były ostatnią parą jaka skorzystała z łazienki. Bo tak na raty i zmiany jakoś trzeba było pójść na kompromisy by się pomieścić w sypialni, łazience a teraz tym aneksie kuchennym i gościnnej sofie. Więc gdy już rano cała piątka zmieniła pozycję horyzontalną na bardziej cywilizowaną można było pomyśleć o wspólnym śniadaniu i doprowadzeniu się do stanu używalności. Zaczęły się całkiem prozaiczne dyskusje i czynności jak każdego poranka. Kto pójdzie po coś do jedzenia? Kto się pierwszy kąpie? Kto co kroi i układa do tego śniadania? Kto chce się w co ubrać? I tak jakoś w parach, trójkach i pojedynczo wirowały po różnych zakamarkach mieszkania fotograf a ostatnio także i Lamii. Albo po okolicy. I tak właśnie dopiero teraz przy tym późnym śniadaniu prawie w samo południe mogły się wreszcie zebrać przy jednym stole w jednym miejscu.

- Myślicie, że będzie padać? - Jamie zapytała siadając na sofie obok Lamii. Przy niej usiadła kelnerka zawiązując sobie drugi ręcznik na głowie. Lodziara czysta i pachnąca mydłem i szamponem wyglądała o wiele lepiej niż wczoraj wieczorem. Chociaż jasne plamy plastrów i opatrunków na twarzy rzucały się w oczy tak samo jak siniaki i opuchlizny jakie przykrywały. A pytanie miało sens bo o ile poranek był słoneczny i z delikatnym powiewem i trochę chłodny. Chociaż to nie przeszkadzało jeśli się wzięło długie spodnie i jakąś bluzę. Ale teraz niebo jakby zaczęło się chmurzyć no i nie było pewne czy tak zostanie, rozpogodzi się czy coś zacznie padać.

- Cholera wie. Zwisa mi to. - burknęła Di która wciąż była wściekła na gliniarzy za ten dołek na jaki ją zwinęli przez drugą połowę dnia. Dopiero wieczorem ją wypuścili więc może któryś z gliniarzy dodał dwa do dwóch. Motocyklistka zajechała pod studio fotograficzne akurat jak dziewczyny wysiadały z samochodu w garażu magazynu. Więc gangerka wjechała do środka tuż obok.

- Di! - wykrzyknęły prawie wszystkie jednocześnie i przywitały się z nią równie gorąco jak ona z nimi. W końcu nie widziały się od początku tego cholernego napadu. Ona widziała jak te palanty powaliły Eve i gonią za Val a blondynki jak ona ucieka w stronę swojego motocykla. Lamia i Jamie widziały jeszcze mniej bo wówczas były rzucić okiem na plan filmowy gdy to wszystko się zaczęło. Gangerka ledwo się uściskała i przekonała, że dziewczyny są mniej więcej wszystkie i całe gdy zaczęła swoją litanię.

- Te jebane psy mnie zawinęły! A przecież im kurwa mówiłam co jest grane! Kurwa! Jakby to było u nas to bym skrzynęła moich chłopaków i sami byśmy zrobili porządek z tymi cwelami! I żaden jebany pies nie byłby nam potrzebny a jakby się wpiedralał to też by zarobił kulkę! - kilkugodzinna bezczynność, złość i frustracja znalazła wreszcie ujście i Indianka prawie dosłownie dostała piany na tych gliniarzy, porywaczy i całą resztę. No ale to było wczoraj wieczorem. Dzisiaj też jeszcze kąsała jak osa owych porywaczy i gliniarzy gdy coś jej o tym przypomniało no ale już mniej więcej była taka jak zwykle. Zwłaszcza, że Eve starała się nakierować rozmowy na coś pozytywnego. Czyli na ich pierwszy wspólny film z MaziXXX, bohaterską akcję komandosów i to ich komandosów no i plany na dzisiaj, weekend i w ogóle. O wczorajszym popołudniu w roli zakładniczek lub aresztantek starała się nie wspominać.

- Jej, nie wiem czy jechać do pracy. Przecież tam pewnie nic nie wiedzą a wczoraj miałam się pojawić. To dzisiaj chociaż zwolnienie musiałabym im przywieźć. Chociaż nie wiem. Może jakbym pojechała to bym zajęła się czymś konkretnym. Ehh… A miałyśmy wczoraj z Lamią jechać na romantyczny wieczór do kina. - fotograf na głos zastanawiała się co powinna zrobić po śniadaniu. To cholerne porwanie pomieszało szyki nie tylko jej.

- Oh, no tak. U mnie Garry też nic nie wie. No ale dzisiaj to chyba pojadę do domu a potem do pracy. Pokazać się, że żyje i w ogóle… - kelnerka cmoknęła krótko gdy też uświadomiła sobie jakie konsekwencje przyniósł wczorajszy dzień. - A na co chciałyście iść? - zapytała wgryzając się w grzankę i zerkając na parę gospodyń.

- No nie wiem na co. Miałyśmy pojechać, zobaczyć co grają i wtedy zdecydować. Ale dzisiaj chyba jesteśmy umówione do “Krakena” co Lamia? - krótkowłosa blondynka pomasowała po przyjacielsku kolano siedzącej obok brunetki zwracając się do niej z uśmiechem i pytaniem.

- Ja mam spokój. Ale ciekawe czy mi to gówno do soboty zejdzie. - Jamie nie miała takich codziennych problemów z chodzeniem lub nie do pracy ale czy te opuchlizny i siniaki jej zejdą do weekendu gdy powinna się stawić w lodziarni to nie było takie pewne. Powinny się zmniejszyć ale czy znikną zupełnie?

- A co z filmem? Zostało coś z niego? - Indianka zaczepiła inny temat. No tak, wczoraj z nadmiaru emocji i zmęczenia dały radę tylko skorzystać z łazienki, zjeść cokolwiek i pójść spać. Co prawda Eve nie miała tak pojemnego łóżka jak Betty w swojej sypialni. Ale za to miała w sypialni zapasowy materac. Miała też i pościel ale już żadnej z nich nie chciało się czekać aby ją ubrać i przygotować. Więc złączyły ze sobą oba materace, skorzystały z pościeli jaka już była i zapasowych śpiworów i tak wtulone w siebie zasnęły całkiem szybko. Sen pomógł bo gdy po kolei budziły się dzisiejszego poranka czuły się dużo lepiej. I miały zdrowe odruchy i potrzeby. Zjeść coś, ugasić pragnienie, wykąpać się porządnie, ubrać w coś czystego.

- Cholera nie sprawdziłam wczoraj… - fotograf zmarszczyła brwi i zerknęła na solidne drzwi wyjściowe jakie prowadziły na klatkę schodową i wejście do garażu. - Wszystko nadal jest w samochodzie. Już nie miałam wczoraj siły by znosić tutaj te wszystkie pudła. Ale jak wczoraj poszłyśmy z tym miłym policjantem po samochód to sprawdziłam kamery i zabrałam kasety. - blondynka uprzedziła swoje wspólniczki, że nie mają do czynienia z gotowym materiałem filmowym i zrobiła się mała sprzeczka głównie między nią a Di. Di chciała obejrzeć to co się nagrało a Eve prosiła by poczekać aż obrobi chociaż do wersji bety by obejrzeć złożoną całość. Jamie też chyba wolałaby obejrzeć teraz chociaż nie nagabywała o to tak bezpośrednio jak motocyklistka a Val stwierdziła, że jej to raczej obojętne.

Lamia tak samo jak dziewczyny spała z nimi w nocy, kąpała się w wannie, krzątała się przy śniadaniu a teraz siedziała z nimi przy tym śniadaniu uczestnicząc w toczonej dyskusji. Nie bardzo mogła wczuć się w ciała dziewczyn jak choćby twarz Jamie. Ale ją samą, tak na trzeźwo to jednak dokuczało to stłuczenie w boku. Musiała poruszać się trochę sztywno by oszczędzać to zranione miejsce. Więc może jedna Don znał się coś na swojej robocie jak uprzedzał wczoraj wieczorem by uważała na to miejsce. Chociaż z drugiej strony nie było to obezwładniające uczucie by ją wyłączyło z codziennych aktywności.

Ale miała też coś jeszcze. Sen. O poranku. Sen z poprzedniego życia. Serię chaotycznych obrazów. Aż się obudziła wśród czwórki wciąż śpiących dziewczyn. Za oknem sypialni panowała szarówka świtu. Wstawał kolejny pogodny poranek. Ale zmęczenie znów wzięło górę i ponownie złożyła głowę na poduszkę i zasnęła. Wstała kilka godzin później, razem z innymi dziewczynami, zaczęła się z nimi kąpać, rozmawiać, przeżywać wczorajszy i planować dzisiejszy dzień przed i w trakcie śniadania. No ale ten sen…


---



Obrazy mieszały się ze sobą. Jakby ktoś chaotycznie puszczał fragmenty różnych filmów bez ładu i składu. Do tego widziała świat jakby to ona nagrywała ten film. Jakby widziała tamten świat własnymi oczami. Ale te obrazy i dźwięki nie były najlepszej jakości. Obrazy często się rozmazywały i mieszały z innymi a sporo dźwięków pochodziło jak spod wody.

Jeden z obrazów zaczął się od sufitu. Z brezentu. Ciemny, nijaki brąz. Namiot. Duży wojskowy namiot. Trochę się poruszał więc pewnie był lekki wiatr na zewnątrz. Dobrze. Bo było bardzo gorąco. Panował zaduch i ta charakterystyczna woń leków, ran, dezynfektantów. I wyschnięty, letni step. No i ten żołnierz. Bo był jakiś żołnierz. Podszedł do niej. Jak leżała na łóżku. Polowe, składane łóżka, jedno z wielu jakie stały w tym namiocie. Podszedł i nachylił się nad nią. Jakiś facet. W mundurze. Młody. Pewnie w wieku podobnym do niej. Ciemne, krótkie włosy. Też był ranny. Bo miał rękę na temblaku i twarz zabandażowaną na czole i gruby opatrunek na jednym oku. Był jednak czysty więc pewnie trochę czasu minęło odkąd oberwał.

I właśnie on się nad nią pochylał. Przyglądał się jej z wyraźną konsternacją. I… Zawodem? No w każdym razie nie skakał z radości, że ją widzi. Wydawał się… Zmieszany?

- Ale jesteście podobne… - rzekł w końcu może do siebie a może do niej gdy poczuł, że tak nieładnie się w kogoś tak intensywnie wgapiać i nic nie mówić. Westchnął, wyprostował się i wrócił do nóg jej łóżka gdzie jeszcze raz spojrzał na kartę pacjenta. Znów westchnął i wrócił do jej twarzy. Trochę kuśtykał.

- Tylko zobaczę. - uprzedził gdy wolną ręką sięgnął do jej szyi. Poczuła jego palce na sobie i ruch nieśmiertelnika. - Lamia Mazzi. - przeczytał znów z tym rozczarowaniem w głosie i spojrzeniu. Odłożył blaszki na miejsce i chyba zastanawiał się co zrobić czy powiedzieć.Pomogła mu jakaś pielęgniarka która akurat przechodziła między łóżkami.

- Siostro, siostro! - zawołał do niej i podszedł znów trochę kulejąc na niezbyt sprawną nogę. Siostra ofuknęła go by nie krzyczał ale rozmawiali chwilę. Widocznie o niej bo często zerkali w jej stronę. On coś chyba tłumaczył a ona jemu. Chwilę tak rozmawiali gdy w końcu siostra wznowiła swój marsz. Siostra też była wojskowa. Miała na sobie mundur polowy. Zmieszany żołnierz powoli wrócił do jej łóżka i stał wodząc wzrokiem po niej, innych łóżkach i namiocie. Chyba nie bardzo wiedział co powiedzieć czy zrobić.

- Ale jesteście podobne. - westchnął w końcu z żalem. Znów chwilę się zastnawiał w końcu by wspomóc sobie proces myślenia wyjął papierośnicę. A, że miał do dyspozycji tylko jedną sprawną rękę to trochę mu to zajęło i wyglądało dość niezgrabnie. Zapalił szluga i podał jej. Ale już nie była pewna czy sam się jej zapytał czy poprosiła go o to. W końcu on zaczął oglądać tą swoją papierośnicę. Kawałek lakierowanej blaszki w jakieś wzorki. I chyba pod wpływem impulsu się zdecydował.

- Masz. Przyda ci się. Chciałem to dać jej. Ale nie wiem czy ją znajdę. A jak palisz to chociaż tobie się przyda. - wyznał wreszcie i położył tą emaliowaną papierośnicę przy jej szafce tak by mogła potem sobie do niej sięgnąć. Potem widziała jego odchodzące plecy. Obraz zafalował to nawet nie była pewna czy od razu odszedł czy coś jeszcze gadali wcześniej. Wyłapała tylko emblemat jednostki wyszyty na rękawie. Coś pancernego z gąsienicami. W żółto-, czerwono - niebieskim trójkącie.

Obrazów było więcej. Ale po przebudzyniu szybko umykały z trzeźwiejącego umysło tak samo jak to z wszystkimi snami bywało. Nawet nie umiałaby ustawić ich w kolejności śnienia nie mówiąc o odtworzeniu w realnej osi czasu. Tak samo jak ten fragment z ziemianki jaki wyłapała.

Właściwie to chyba była piwnica. Zwykła piwnica jakiegoś domu. Kilka zmęczonych, zabrudzonych sylwetek siedziało w mrocznym pomieszczeniu. Czuli się dokładnie tak jak wyglądali. Brudni, zmęczeni, głodni, obolali. Gryzieni na zmianę przez wszy, pchły, komary i wysysacze. Ktoś spał albo przynajmniej miał zamknięte oczy. Na siedząco. Oparty o piwniczną ścianę. Kolega rozkładał i czyścił karabin. Inny szykował sobie coś z czajnika. Ktoś bez zapału otwierał bagnetem konserwę albo czytał jakiś list przy kopcącym ogarku. Gorący, przepocony zaduch i ten prawie niewidzialny stepowy pył który dopadał wszystko i wszystkich. Osiadał w nozdrzach, ustach, gardle powodując ciągłe uczucie pragnienia. Tak samo morale ludzi w tym improwizowanym schronia osiadało. Mieli przechlapane. Tylko jeszcze nie było pewne jak bardzo. Niespodziewanie z krótkolówki podłączonej do ładowarki rozległ się skrzek eteru oznajmiający kolejny komunikat dla kogoś podpiętego pod wojskową sieć. Też trudno było już zwracać na to uwagę. Wymowa tych meldunków tylko dodatkowo dobijała. Jasno mówiła, że tak jak tutaj jest wszędzie. Przegrali. Nie było dokąd się wycofać ani gdzie się ukryć. Ich los miał się rozstrzygnąć w najbliższych dniach, może nawet godzinach.

- Do wszystkich jednostek. Mówi kapitan Gerber. - głośnik odezwał się głosem ich dowódcy. Niektóre głowy spojrzały na krótkofalówkę ale mało kto przerwał swoją czynność. Już raczej stłumione eksplozje w pobliżu były bardziej wymowne. Jedna, druga, trzecia, czwarta. Blisko siebie. Każda coraz bliżej. Budynek drgnął i ze ścian i sufitu poleciał tynk i pył powodując otrzepywanie się i kasłanie żołnierzy wewnątrz. Często blaszaki dawały takie niespodziewane napady ogniowe waląc z czegoś o mocy regularnej artylerii. Jak kogoś dorwały na zewnątrz no to miał pecha. Ale w takich schronach jak ten byli względnie bezpieczni. Musiałoby pieprznąć bezpośrednio w dom lub jego pobliże by ich rozwalić i pogrzebać żywcem. Tak. Nawet blaszaki miały swoje ograniczenia.

- DJ rytm zapodaje. - parsknął któryś z chłopaków. Nawet nie bardzo było wiadomo czy chodzi mu o komunikat z radia czy te detonacje na zewnątrz. Im na szczęście nic nie zrobiły. Czy komuś innemu to w tej chwili nie wiedzieli.

- Mówię w imieniu sztabu. Sytuacja jest poważna. - kapitan który może też przerwał nadawanie ze względu na ten ostrzał wznowił teraz to co miał do obwieszczenia.

- No co ty nie powiesz? Rany patrz, połapali się w tym sztabie, że chyba dostajemy w dupę. Może jakąś nagrodę powinniśmy im dać? - parsknął złośliwie ten co czytał list. Ten pod ścianą chyba nie spał albo już nie spał. Nie otwierał oczu ale uśmiechnął się smutno i pokręcił głową. I bez tych komunikatów wiedzieli, że jest źle. Maszynki zorganizowały ofensywę. Taką prawdziwą, w dawnym stylu. Z artylerią, ciężkim sprzętem i robocią fala jakiej standardowe linie obronne ludzi mogły zatrzymać tylko na chwilę. Na szczęście dla nich główny impet uderzenia poszedł bokiem. Na nieszczęście zostali coraz bardziej z tyłu i mieli nawet względny spokój jak na standard robociej ofensywy. Ale to znaczyło, że grozi im odcięcie. Kocioł. A zezwolenia na wycofanie się nie było. Mieli utrzymać pozycję by była podstawa do kontrofensywy. Ponieważ walki toczyły się już całe kilometry za ich obecnymi liniami to nie mieli bezpośrednich wieści co tam się dzieje. Czy już dostali się w okrążenie czy nie. Ale od jakiegoś czasu nie przybywało zaopatrzenie z zewnątrz więc nie mogło być dobrze.

- Zostaliśmy odcięci od sił głównych. Oni teraz mają własne problemy i nie są w stanie nam pomóc. - oficer po drugiej stronie eteru bez ogródek przedstawił zwykłym żołnierzom jak wygląda sytuacja. Zresztą plotki i tak chodził wzdłuż okopów i posterunków. A brak oficjalnego komunikatu tylko powiększał nieufność szeregowców do wyższych szarż.

- Widziałem! Wiedziałem! Mówiłem, że trzeba było się stąd zrywać póki był czas! - krzyknął ze złością ten z parującym kubkiem. Pod wpływem emocji cisnął go ze złością o podłogę.

- Zamknij się! - Chudy wskazał na niego swoim pulchnym palcem bo zagłuszał komunikat. Chociaż zapewne nie tylko on uważał, że przegapili moment na odwrót gdy jeszcze miał on realne szanse powodzenia.

- Teraz będą nam kazać wytrwać i dzielnie umierać do ostatniego żołnierza. - rzucił z goryczą ten co dobierał się do swojej konserwy. Splunął na zabrudzoną podłogę z wyraźną pogardą. Ale umilkł bo pulchny zaopatrzeniowiec pogroził mu pięścią a oficer mówił dalej swje przez radio.

- Ponieważ nie możemy liczyć na wsparcie z zewnątrz zorganizujemy atak samodzielnie. - kapitan i dowódca samodzielnej kompani inżynierskiej kontynuował przedstawianie decyzji dowództwa. Co prawda nie był tam najwyższy szarżą ale jednak na tym odcinku jego jednostka stanowiła istotny komponent sił defensywy.

- Atak? Będziemy się przebijać? Bez rozkazu? Czy przyszły jakieś rozkazy? - zapytał zaskoczony żołnierz który siedział przy stole nad rozłożonym karabinem. Inni też byli zdziwieni. Ale też takie rozkazy niosły nadzieję. Gdyby się przebijali to była szansa, że chociaż części z nich uda się przebić. Bo gdy takie kotły zostawiano samym sobie to zwykle kończyły marnie. Rzadko udawało się odtworzyć z nimi połączenie z siłami głównymi. Chociaż zdarzało się. Ale tutaj, w tej piwnicy, zbyt mało wiedzieli o ogólnej sytuacji by to oszacować. Dlatego przebijanie się dawało jakąś nadzieję. A właśnie tego potrzebowali. Nadziei. Że jednak się wyrwą z tej matni.

- Będziemy się przebijać! Będziemy atakować! Skoro nikt nam nie może dać naszej wolności sami ją sobie wywalczymy! Nie damy się tutaj zgnieść jak karaluchy! Mamy broń! Mamy amunicję! Mamy żołnierzy! I do cholery będziemy z tego korzystać! Wyrwiemy się stąd! Przygotujcie się! O 21-ej dowódcy plutonów zgłoszą się do swoich dowódców! Bez odbioru. - głos kapitana przybrał na sile. Biła z niego siła i energia jakiej chyba wszystkim ostatnio brakowało. Dawał nadzieję. Przypominał kim są i jak wiele osiągnęli do tej pory. Ile razy z różnych tarapatów udało im się wykaraskać. I to wszystko sprawiło, że na tych zarośniętych, brudnych, zmęczonych twarzach znów zawitały uśmiechy. Jakby przez ostatnie dni tej cholernej ofensywy wszyscy zapomnieli jak się można uśmiechać. A w oczach rozpaliła się nadzieja. Nadzieja jaka pobudzała i mobilizowała do działania. I ledwo ucichł klik eteru oznaczający, że ktoś po drugiej stronie skończył nadawanie a w tej brudnej, zapylonej piwnicy rozbrzmiały śmiechy i głosy. Jakby już byli znów wśród swoich albo ci czekali na nich zaraz za rogiem.

I kolejny obraz. Albo poprzedni. Cholera wie. Tym razem krótki. I dość niemy. Ruch. Bieg. Jakieś rozwalone domy na bezimiennej ulicy. Obejrzała się za ramię. Teraz nie była pewna dlaczego. Usłyszała coś za sobą? Ktoś ją gonił? Wołał? Czy to ona kogoś goniła? Nie była pewna. Ale wybiegła za róg i wiedziała, że jest źle. Ogarnęła to jednym spojrzeniem. Kupa gruzów. Cholera! Choleracholeracholera! Rozpaczliwie rzuciła się ku tym ruinom. Ale z bliska wyglądało to jeszcze gorzej. Gruz, runy, wystające pręty zbrojeniowe…

Zaczęła przez to biec. Właściwie to iść bo biec się nie dało. Po hałdzie gruzu to nawet szła na czworakach bo łatwiej. Zostawiała krwawe ślady na tym gruzie, kamieniach i piachu. Chyba się skaleczyła o coś w rekę. Nieważne! Drobnostka! Zsunęła się po częściowo zawalonej ścianie albo podłodze co runęła ale nie do końca. Była po drugiej stronie. Tutaj na szczęście wewnątrz było tego gruzu mniej. Ale było też ciemniej. Gdzie to jest?! Cholera gdzie to jest?! Rozejrzała się desperacko dookoła czując, że czas jej się kończy! Szybko! Cholera szybciej! Ale gdzie… Jest!

Namierzyła to czego szukała. Ruszyła biegiem przez zagruzowaną podłogę. Potknęła się o coś i wywaliła na tą podłogę i gruz. Rozcięła sobie nos albo wargę. W każdym razie poczuła własną krew na twarzy. O bolesne uderzenie w żołądek gdy upadła na jakiś fragment gruzu który zadziałał jak pięść wbijająca się w brzuch. Ale już blisko! Podczołgała się po tym gruzie i zaczęła rozgarniać ten gruz na bok. To gdzieś tutaj! Cholera czy zdąży?! Czy to dokładnie tutaj?! Cholera wszystko na rozwalane! Kaleczyła dłonie, łamała paznokcie i zdzierała palce o ten gruz rosząc go swoimi czerwonymi kroplami. Kawałki gruzu spadały za nią i wokół niej, toczyły się kawałek nim nie znieruchomiały podobnie.

Au! Odruchowo cofnęła rękę gdy poczuła pieczące rozcięcie. Kolejna ranka. Ale nie groźna. Małe rozcięcie. Co tym razem? Blacha. Jakaś blacha którą przywalił ten gruz. Ale to była ta blacha! Jeszcze szybciej odgarniała ten gruz. Jak się dało rękami i butami. Blachy stopniowo było widać coraz więcej i próbowała ją podnieść. Kilka razy. Ale wciąż leżało na niej zbyt wiele gruzu. Ale w końcu gdy pokaleczonymi dłońmi złapała za krawędź ta wreszcie uniosła się. Tak! Da radę! Czuła, że teraz ją już może odwalić gdy tak resztki gruzu zsuwały się w dół w miarę jak podnosiła ten kawałek pogiętego metalu. Ostanie co wyłapywała z tego obrazu to własne myśli. Mętniejące echo obaw, że straciła wiele czasu i jest już tak blisko ale nadal nie miała pewności czy…

---


Ale to było rano. O świcie. We śnie. A teraz była tutaj. W południe. Nawet trochę przed. Z dziewczynami. Przy śniadaniu. Rozmawiając o tym co było, jest i będzie.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić

Ostatnio edytowane przez Pipboy79 : 22-04-2020 o 22:13.
Pipboy79 jest offline  
Stary 24-04-2020, 02:40   #170
 
Driada's Avatar
 
Reputacja: 1 Driada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputację
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=rAOjyp7V030[/MEDIA]

Nowy poranek w domu Eve nie odbiegał od zwyczajowej normy. Pobudka, kapiel, śniadanie - wszystko przebiegało wedle prawidłowych procedur, samego szkieletu zachowania bo stado poruszające się pod dachem dawnych magazynów płynnie zmieniało skład, w zależności od dnia tygodnia, fazy księżyca i czynników niezależnych, bądź losowych. Mieszając kawę Mazzi wolała nie myśleć jak niewiele brakowało, aby zamiast przy starym stole w jasnej, przestronnej kuchni, siedziały zamknięte gdzieś w piwnicy; aby zamiast wygodnego wyra i spokoju, zafundowano im zbiorowy gwałt będący preludium do reszty ich pozostałego życia.

Tak się jednak nie stało - uratowała ich Di, a wraz z nią poznana kiedyś przypadkowo grupa żołnierzy. Zbieg okoliczności, nieludzkie szczęście - te dwa czynniki poprzedniego dnia sprawiły, że teraz cała piątka obsiadała okragły mebel we wspólnej reportersko-bękarciej kuchni. Ich kuchni… nowy, niezwykle ciekawy i zaskakujący szczegół. Spijając pierwsze łyki gorzkiego napoju saper wodziła wzrokiem po półkach i meblach, oczyma wyobraźni widząc już na nich stojące w karnym rzędzie słoje jabłkowego przecieru… kiedyś, za niedługo. Może w przyszłym tygodniu, wszak mieli późną jesień, sam środek sezonu na ulubione owoce…

- Kurwa mać… - odezwała się wreszcie, kończąc przysłuchiwanie dyskusji toczonej obok jednym uchem. Sięgnęła po rzuconą na stół paczkę papierosów, wyłuskując jednego, a przed oczami ujrzała błysk kolorowej, emaliowanej papierośnicy ze snu. Czym była, od kogo ją dostała? Co tak usilnie próbowała odkopać tam w Ruinach?

- Kurwa mać… - burknęła po raz drugi, wtykając fajka między wargi. Odpaliła go jedna ręką, bo drugą stukała zawzięcie ołówkiem o kartkę z notesu rozłożonego na blacie obok talerza z tostami. - Nie ogarniam, serio i z ręką na sercu… jak to się, kurwa mać, dzieje? Ten weekend mieliśmy spędzić mało publicznie, kameralnie. Wrócić z Tygryskiem tutaj do Kociaczka po wypadzie do Mason… może wyskoczyć na godzinę do klubu, żeby spić drina z chłopakami… i kurwa mać - prychnęła zaciągając się, na poły rozbawiona, na poły zrezygnowana - Wychodzi że w niedzielę trzeba ogarnąć bibę na dwunastu specjalsów i nasze kociaki… kurwa mać, nie mam pojęcia jak to się urodziło, ale skoro już jest, to się ogarnie. - popatrzyła na towarzyszki - Macie ochotę na coś konkretnego? Zamówienia, pomysły? Lista życzeń została otwarta - parsknęła, pukając zabazgraną po myślnikach kartkę - Na razie wychodzi mi, że bierzemy ten błękitny basen, domawiamy Sonię i jakieś jej dwie koleżanki… bo przy tylu ludziach kelnerki to już mus - mruczała, łypiąc w notatki - Catering, alko, balony, muzyka… atrakcje dodatkowe - tutaj się skrzywiła, mrużąc lewe oko i dmuchając dymem do góry - Musimy odwalić epicki balet, aby tym gnojkom poszło w pięty. Będą gadać, a jak będą gadać to dla nas świetna reklama jako firmy. Kiedy wyjdzie na jaw cała heca ze studiem, łatwiej skojarzą - dodała zadumanym tonem, kreśląc małe kółeczka na marginesie - Karen powiedziała, że dorzucą się, abyśmy nie buliły za wszystko, do tego nie wynajmujemy tym razem Tash… aby nie umrzeć z nudów wymyślmy alternatywę. Dobra… - mruknęła i zaczęła czytać - Lap dance… tak. Zrobimy sobie konkurs, a co. Będzie zabawnie. Dalej… walki w kisielu… o ile chcecie się pościskać i spocić wspólnie w jednej balii ciepłego gluta… pokaz masażu erotycznego… to trzeba zagadać z Madi…. tresura pejczem… o ile się znajdzie jakaś chętna foczka… - zaciągnęła się, prostując plecy - To tak na początek. Myślałam też o logo, jest koncepcja. Ogarnę i wam przedstawię, ale do tego potrzebuję kawałek kompa. Myślałam też o motywie przewodnim całej imprezy: samej scenerii, stylizacji. Co powiecie na pociągnięcie wątku kosmicznych kociaków? Znam patent aby przerobić lampki na projektory nieba. Jebnie się niebieskie światło, trochę mgły z suchego lodu gdzieś na glebie… - wzruszyła ramionami - Taka tam koncepcja wstępna. Jak się wam podoba?

Pierwsze słowa Mazzi trochę chyba zaskoczyły resztę towarzystwa bo zamilkły i spoglądały na nią słuchając co mówi i o co jej chodzi. Ale w miarę jak rozwijała myśl i pomysły wyraz konsternacji zastępowała aprobata i dobry humor.

- Ja się mogę zgłosić na to ćwiczenie pejczem! - Eve wyrwała się pierwsza zaklepując szybko sobie miejsce we wspomnianej rozrywce.

- Jak to takie coś chodzi jak z tobą i Betty w “Honolulu” to ja też mogę wziąć udział. - Jamie była tylko ciut wolniejsza od swojej krótkowłosej sąsiadki.

- Ja mogę pójść na ten masaż do Madi. Świetna jest w te klocki. Zwłaszcza jak używa tych swoich cycuszków i usteczek. - Diane interesowało za to coś innego spośród pomysłów jakie wymieniła pani reżyser.

- Chociaż ten kisiel też mnie kręci. To takie brudne… Myślę, że żadna szanująca się kobieta nie powinna tarzać się w takich glutach dla satysfakcji tłumów… - Eve przyznała się do swoich dylematów jakie miała co do tych wspomnianych zapasów w kisielu.

- Ale Di też będzie startować? Przecież ona skasuje każdą z nas i nawet się nie spoci. - Val wskazała na siedzącą naprzeciwko niej Indiankę.

- Dam wam fory. Mogę wziąć was dwie na raz. - motocyklistka prychnęła rozbawiona i posłała dredziarze kosmate spojrzenie. To i uwaga wywołała falę wesołości.

- Ale jak jakieś konkursy to nie powinny być jakieś nagrody? No chociaż taki order ziemniaka czy coś. By był pretekst o co walczyć. - Jamie zwróciła uwagę na inny aspekt tych pomysłów na niedzielny wieczór.

- A możemy zrobić tak, że ta co wygra wskazuje którąś z uczestniczek albo widowni i ma z nią parę minut zabawy w jaki sposób chce? - saper zmrużyła lekko oczy, zastanawiajac się na tą kwestią. Mruknęła coś pod nosem, potem się rozweseliła - Możemy też symbolicznie walczyć o diamentową obrożę… ale nie oszukujmy się, chodzi aby rozgrzać towarzystwo. Nie wyobrażam sobie, aby którykolwiek z tych żołnierzyków odmówił małego sparingu w takiej mazi z takimi gorącymi foczkami. Zajmiemy się nimi, a Jamie zajmie się nami… potem my nią - powachlowała rzęsami na lodziarę i wróciła do reszty dziewczyn - Tak jak taniec na kolanach… chłopakom też możemy zrobić konkurs. Który wygra będzie sędzią… a jak się już rozgrzeją, napatrzą to bierzemy ich w obroty - zaśmiała się wesoło. Gdy minęła radość, pojawiły się wielkie oczy.

- Eeej, słuchajcie. Kojarzycie klimat burleski? - spytała unosząc brew - Zeszły wiek, zdobione gorsety, pończochy, swing, Moulin Rouge. Kabarety, pokazy… bardzo kobiece, sensualne… erotyczne - im więcej mówiła, tym szybciej to robiła, bazgrząc w kajecie trójkąt na długiej nóżce - Cholera, Tash dziś pracuje? Musza z nia pilnie pogadać.

- Tasha? Pewnie pracuje. Ale pewnie wieczorem. W dzień może mieć wolne. - Eve nie do końca była pewna jaki grafik ma gwiazda estrady więc pewnie sondowała jak to może wyglądać. W końcu do wieczora gdy zwykle w “Neo” i innych lokalach zaczynały się wszelkie show to było jeszcze z pół dnia.

- No a chodzi ci o taki kabaret? No to chyba mniej więcej wiem jakie to klimaty. Robiłam nawet parę sesji. Ale dlaczego o tym mówisz? - fotograf chyba była jedyną z całej grupki dziewczyn która cokolwiek kojarzyła z klimatów o jakich na koniec mówiła jej dziewczyna. Reszta więc czekała na jakieś wprowadzenie czy rozwinięcie tego tematu.

- A jeśli chodzi o ten kisiel to ja bardzo chętnie. Mogę was czyścić i nawet być waszą łaziebną. Ale bez facetów. - skoro zrobiła się chwila przerwy lodziara wróciła do rozmowy o atrakcjach na niedzielny wieczór. Pomysł z obsługą reszty dziewczyn przypadł jej do gustu.

- O to może inaczej? Jak będą się tarzać dwie foczki to potem ta co wygra mówi tej co przegra co ta ma zrobić. - motocyklistka zaś doczepiła się do innego detalu z tych zapasów. I zrobił się trochę rwetes o jakie polecenia może chodzić i czy to przegrana ma robić wygranej czy komuś jeszcze. A poprzewalać się z chłopakami w tym kiślu też mogło być w porządku.

- Ciekawe czy dałabyś radę załatwić Karen. - Val popatrzyła chytrze na Indiankę. Właściwie w ich gronie gdy chodziło o bezpośrednie starcie to gangerka wydawała się być naturalnym championem którego trudno byłoby pokonać kelnerce czy fotograf. No ale Karen przecież była komandosem.

- Ta nowa foczka? No ciekawa jestem na co ją stać. - Di nie wyglądała jakby obawiała się zmierzyć z tą której nie miała okazji wczoraj poznać. I wydawała się być nawet ciekawa nowej dziewczyny w ich bandzie.

Pomysły chwyciły, dochodziły nowe detale, zaś saper spisywała je wszystkie, szczerząc się nad kubkiem kawy.

- Jamie, jesteś genialna. Di, ty też…. wszystkie jesteście genialne - zaśmiała się pogodnie - rozkazy, czyszczenie… i tak, zobaczymy na co stać naszą Karen. Jest w porządku, niezła sztuka… i nie martw się - odłożyła kawę żeby podnieść dłoń lodziary i ją delikatnie ucałować - Ty się bawisz z foczkami, inni mają zakaz zbliżania i robienia durnych wypadów, to już ustalone. Będziesz miała chęć, zrobimy powtórkę z niedzieli. Co prawda nie mam takiej wprawy jak Betty, ale zrobię co z mojej mocy abyś była zadowolona - odłożyła łapkę z powrotem na blat i wreszcie popatrzyła na Eve, pokazując nabazgrany w kajecie wysoki kieliszek - Pewnie znowu przez większość imprezy będę latać i pilnować czy wszyscy dobrze się bawią, czegoś im nie potrzeba… więc na początku tym razem ja odwalę małe przedstawienie. Dlatego muszę pogadać z Tash, aby mi dała parę wskazówek… może pożyczyła ze dwie szmatki - zdusiła papierosa w popielniczce - Dobra kociaki, potrzebuję waszej pomocy. Ogarnę lokal i żarcie, poinformujecie resztę lasek o czasie i miejscu imprezy? Jeśli mają fajne koleżanki, niech je ściągną ze sobą. - łypnęła na Indiankę - Masz plany na dziś? Trochę latania do wieczora, a nie ukrywam, że szybciej będzie na motorze i przy twoim wsparciu. Do wieczora trzeba się wyrobić z najważniejszym… i kurwa pogadać z jednym psem - skrzywiła się kwaśno - Gdybyś mi pomogła, udałoby się jeszcze odwiedzić chłopaków w szpitalu… kurwa mać - parsknęła - W Krakenie sobie odbijemy.

- Miałam zamiar wrócić do Betty. Chociaż o tej porze to i tak pewnie jest tylko Amy albo i nie. - zagadnięta motocyklistka zaczęła się zastanawiać nad zadanym pytaniem. - Dobra ale ty płacisz za paliwo. Może być na kolankach albo na czworakach. - popatrzyła w końcu na siedzącą niedaleko gospodynię by sprawdzić czy przyjmuje takie warunki współpracy. - A! I nie gadam z psami! Zwłaszcza po wczorajszym. Chujki jedne. Mogę cię zawieźć ale sama z nimi gadaj. - w ostatniej chwili dorzuciła jeszcze jeden warunek.

- Ooo… Ciekawe… - fotograf w tym czasie obejrzała szkic w notatniku Lamii i ugryzła kawałek pieczonej kiełbasy jaką wzięła sobie do tego śniadania. - Tak, masz rację. Tasha jest chyba najlepsza w mieście w te klocki no i całkiem sympatyczna to myślę, że ci pomoże. - pokiwała głową ale sama wzięła ołówek, notes a odłożyła sztućce. Spojrzała na zegarek, zastanowiła się chwilę ale coś zaczęła pisać w tym notesie.

- Ona nie mieszka w “Neo”... Tylko gdzieś na mieście… A w klubie nie wiem czy dadzą ci namiar do niej… Ale masz tutaj adres… - fotograf mówiła trochę wolno gdy dla odmiany szybko skrobała coś ołówkiem po papierze. W końcu przesunęła go po stole w kierunku swojej dziewczyny. - To jest sala baletowa. Szkoła tańca i takie tam. Jak z nią robiłam wywiad mówiła, że tam chodzi trenować. No i dla przyjemności. Naprawdę lubi tańczyć. No to może w dzień tam będzie ci ją łatwiej złapać niż w klubie czy gdzieś. Jak nie może ci powiedzą gdzie ją łapać no albo już sama będziesz musiała coś poszukać. - Eve wyjaśniła pewien detal z życiorysu gwiazdy estrady i erotycznego show w tym mieście. Adres nic Lamii jednak nie mówił. Zresztą Diane też go nie znała. Ale Eve zaczęła tłumaczyć przy wsparciu tutejszych dziewczyn no i w końcu motocyklistka stwierdziła, że wie o jaką ulicę i okolicę chodzi na tyle by detale już ogarniać na miejscu.

- Dobra to możemy tam pojechać. Myślicie, że jak ją dorwiemy tak prywatnie da się namówić na szybki numerek w szatni? - Diane wróciła do jedzenia gdy zapytała towarzystwo całkiem niewinnym głosem co przywitała fala nieskrępowanej wesołości. - No co się śmiejecie? W niedzielę było kozacko. Ona też. No ale wzięła za to hajs. Myśle, że jak nas naprawdę lubi to mogłaby się z nami bzyknąć tak za darmo i prywatnie nie? - gangerka przedstawiła swoją filozofię na ten temat. - A Kosmiczne Kociaki rulez! Już wcześniej wam mówiłam, że to najlepsza nazwa na gang! - niejako z zaskoczenia wróciła do nazwy o jakiej niedawno wspomniała pani reżyser.

Śmiech Mazzi przedarł się przez hałas przy stole, gdy odchyliła głowę, rechocząc na całego. Kociaki z kosmosu… lepsze niż Plan 9 i to milion razy.

- Di… przecież Tash wpada do nas prywatnie w poniedziałek, zapomniałaś? - powachlowała rzęsami na Indiankę, wstając od stołu - Całkowicie prywatnie i za darmo będziemy się rypać jak tylko sobie wymyślimy… a właśnie! - przeszła przez kuchnię do rzuconej na parapet ramony. Przegrzebała wewnętrzne kieszenie, wyjmując wreszcie wizytówkę detektywa i podała ją fotograf, przy okazji całując ją w czubek głowy - Kojarzysz gdzie ten pierdolnik?

- Tak?! O tak, czyli lubi! No to szanse na bzykanko z Tashą za darmola rosną! - Indianka zacisnęła pięść w triumfalnym geście jakby sprawa była do załatwienia w pięć minut. Cieszyła się jak dziecko przed wejściem do cukierni i to znów rozbawiło resztę dziewczyn. Fotograf zaś zerknęła na podaną wizytówkę i od razu pokiwała głową.

- Tak, wiem gdzie to jest. To 3-ka. Na południe od głónej estakady. Wiesz co? Ja gdzieś mam mapę miasta. Po śniadaniu zaznaczę ci gdzie to jest. Mogłam pomyśleć wcześniej. - blondynka pokręciła swoją krótkowłosą głową na znak, że strzeliła taką gafę z tą mapą. Ale mówiła jakby miała gdzieś tą mapę u siebie.

- A właściwie to kto ma być w tą niedzielę? No my, ci specjalsi, chyba Madi i ktoś jeszcze? Może jakąś listę zróbmy? - Jamie zgłosiła swoje pytanie i propozycję.

Jedna sprawa się wyjaśniła, mapa brzmiała jak dobry plan. Saper podziękowała blondynie czułym buziakiem, po czym wróciła na miejsce, łypiąc rozbawiona na Indiankę. Leczenie kontuzji po niedzielnej imprezie zapowiadało się równie ciekawe, co sama impreza.

- Racja, spiszmy nasze stado. Łatwiej się połapiemy - chwyciła za ołówek - Ewentualnie potem się wykreśli tych co nie mogą, albo dopisze tych, co mogą… dobra. - zaczęła pisać - Dwunastka Boltów, Eve, Jamie, Val, Di, Lamia… Madi, Laura, Crys, Betty? - łypnęła na kumpele i westchnęła - Oddałabym ostatnie kamasze, aby mnie tak załatwiła jak w niedzielę pod ścianą, ehh… Sonia, dwie kelnerki od Sonii, Denise… ta Azjatka z jednostki Willy, Willy… mam nadzieję że będzie już przy sobocie - mruknęła, pukając tępym końcem ołówka w dolną wargę - Postaramy się dziś wyrwać jeszcze dwa kociaki. Jeden ma różowe włosy, drugi to następna czarnulka… poza tym chuj wie - wyszczerzyła się do Diane - Co nam sie nawinie dziś na warsztat przy okazji, na razie mamy - wróciła do kartki - Dwadzieścia cztery osoby plus dwie kelnerki. Val… a ty nie masz tam u siebie kogoś, kogo chcesz zaprosić na balet taki jak ostatnio? Cycków nigdy za wiele, nie? - puściła lodziarze oko.

- Ja? - Val chyba trochę zdziwiła się, że ją pytają o takie rzeczy. Ale zastanowiła się chwilę gdy sięgała po szklankę z kompotem. - Może… Nie wiem… Nie jestem pewna… Ale popytam, jeszcze parę dni jest. - powiedziała w końcu z pewnym wahaniem.

- Crys to chyba może być trudno jak ma robotę w weekendy. Ale zapytać można. W końcu stare kino parę minut stąd. - Eve przypomniała sobie o pewnych ograniczeniach jeśli ktoś pracował w branży rozrywkowo - usługowej to weekendy zazwyczaj miał pracujące.

- A Laura… Ktoś wie jak ją ściągnąć? - Jamie zapytała towarzystwo. Dziewczyny chwilę patrzyły na siebie zmieszane. Prawie każda zapamiętała, że Laura pracuje za biurkiem w jakimś magazynie. Ale detale umykały gdy się chciałoby z nią skontaktować.

- Mówiła, że nas odwiedzi. No ale nie mówiła kiedy. Jakby wpadła jutro czy w sobotę to by można jej powiedzieć o tej niedzielnej imprezie. - fotograf dorzuciła swoje luźne domysły na temat sympatycznej, mlecznej czekoladki.

- Ja mogę pojechać w sobotę do starego kina. Jak by tam była jak tydzień temu to mogę jej powiedzieć. I zerżnąć. - Diane dorzuciła swój pomysł jak można ściągnąć dziewczynę z drobnymi warkoczykami na głowie.

- No i Betty to podstawa! No ale ją najłatwiej powiadomić. Jej, żeby mnie tak chciała wziąć pod ścianą jak ostatnio ciebie… - Jamie znów zainteresowała się ich wspólną Królową i jak to miała w zwyczaju mówiła o niej jak o jakiejś żywej bogini która raczyła zstąpić na tej paskudny padół.

- A to dzisiaj wieczór jedziecie do “Krakena” na focze łowy? No to się chętnie przejadę z wami. - gangerka jeszcze upewniła się co do planów na dzisiejszy wieczór. I widocznie też leżały w sferze jej zainteresowań.

- Zobaczymy co da się załatwić - saper posłała Jamie całusa i odłożyła notatnik. Prawie trzydzieści osób… jak niby miała ogarnąć ten burdel? Popatrzyła po zebranych wokoło twarzach i doszło do niej, że wcale nie musi wszystkiego robić sama. Miała swój oddział, a z takim oddziałem nie mogło się nie udać!

- Dobra kociaki, Eve skocz po robocie do Kina i postaraj się złapać Crys. - zwróciła się do blondi - To niedaleko, a i u niej da się zostawić info dla Laury, gdyby się tam pojawiła chociaż na drinka. Val… skołuj nam na niedzielę fajną koleżankę… i przeproś Garry’ego. Po weekendzie wpadnę do tej szafy. Narzędzia mam, gorzej z czasem - westchnęła, krzywiac się odrobinę - Zresztą sama widzisz. Jamie… do ciebie będę miała ogromną prośbę - łypnęła na czarnulę - Udałoby ci się skołować dwie albo trzy tubki tych sosów czekoladowych do lodów? Czekoladowe, owocowe… w razie czego zrzucimy się talonami. - na koniec popatrzyła na gangerkę - Wkurwiłabym się, gdybyś nie chciała iść. Przyda się nam obstawa, a będzie i Madi - posłała jej całusa - Dlatego dupki w troki i lecimy w miasto! Ten balet sam się nie ogarnie!

Fotograf zamaszyście skinęła głową i zasalutowała na takie rozkazy. Co prawda zapewne żaden instruktor musztry nie byłby zadowolony z takiego salutu no ale za to zapału dziewczynie nie można było odmówić. - Dobrze, zostawię jej info. - skinęła głową.

- Garrym siię nie przejmuj z tą szafą. Mówiłam ci, że to nic pilnego. Ale dobrze jak dzsiaj tam pojadę to mu przekażę. I też będę musiała go przeprosić za wczoraj. Chociaż chyba nie powinien robić mi wyrzutów. Mam nadzieję. Zazwyczaj jest w porządku jak ktoś jest dla niego w porządku. Ciekawe czy dzisiaj będzie Rude Boy… - dredziara za to też miała swoje problemy i punkt widzenia na poruszone sprawy. Ale też zgodziła się dorzucić swoją cegiełkę do wspólnego wysiłku przygotowania tej imprezy.

- Chodzi ci o te polewy do lodów? - pracownica lodziarni zmrużyła tą nie zapuchniętą powiekę upewniając się czy mówią o tym samym. - No z gotowymi polewami to byłoby trudno. Ale sami je robimy. Mogę kupić składniki i zrobić na miejscu. Właściwie dowolną ilość. Tylko to z kwadrans albo dwa zajmie. No i musiałabym mieć jakiś kącik aby to zrobić. - długowłosa brunetka przedstawiła własną alternatywę dla pomysłu z polewami.
Pomysł się przyjął, śniadanie dobiegło końca i nie minął kwadrans, gdy kobiece stado rozeszło się po mieście. Mazzi wylądowała z Di przy motorze. Chwilę studiowały mape, ustalając trasę, a potem gangerka dała po garach i już mknęły sennymi, południowymi ulicami Sioux.


Przebywanie z Diane zaczynało wpływać i na światopogląd byłej sierżant, albo może chodziło o symboliczną, atawistyczną niechęć, jaką darzyła jednego, konkretnego gliniarza - tego, przed komendą którego zaparkował zakurzony motor dziewczyny z Mason City. Z mapą Eve dotarcie do celu nie było aż tak skomplikowane, szczególnie jednośladem. Nagle miasto robiło się małe, przytulne wręcz. Zupełnie inne, niż gdy wszędzie łaziło się z buta, lub jeździło komunikacją miejską.
- Poczekaj tutaj, po chuj masz się denerwować - shodząc z motor Mazzi posłała szybki uśmiech towarzyszce - Załatwię to jak najszybciej… ja pierodlę - westchnęła na koniec, zarzucajac włosy na plecy i szybko ruszyła do głównych drzwi starego, piętrowego budynku z wiele mówiącą tabliczką “3 Komenda Policji Sioux Falls”.

Budynek był trochę obdrapany i przydałby mu się remont elewacji. Ale sprawiał solidne wrażenie. Mury wyglądały na grube, do tego solidne okiennice które można było zamknąć i kraty w oknach parteru. Do tego budynek stał za równie solidnym ogrodzeniem. Wprawne oko saper potrafiła docenić walory obronne takiego budynku. “W razie czego” mógł się szybko przekształcić w solidny punkt oporu. Zwłaszcza jakby zamontować broń ciężką, na przedpolu wkopać miny, przed ogrodzeniem zamontować jeszcze zasieki a…

Rozmyślania przerwała jej klamka. Ktoś akurat wychodził z budynku i ją minął. Więc ona mogła wejść do środka. W środku był hol a naprzeciw wejścia recepcja z jakimś starszym mężczyzną w granatowym, policyjnym mundurze. Sprawiał wrażenie emeryta lub kogoś kto dawniej by był bliski tego wieku. Zapewne lata świetności miał już za sobą. Dość dawno temu. Poza tym panował ruch i gwar jak to w urzędzie publicznym w środku godzin urzędowania. Tam szło dwóch gliniarzy, tam jakaś policjantka, ktoś kogoś spisywał czy może zeznania.

- Dzień dobry - saper zagadała pogodnie do starego gliniarza, podchodząc pod okienko i nachyliła się żeby lepiej gościa widzieć i aby on ją lepiej słyszał - Nazywam się Lamia Mazzi, chciałabym zobaczyć się z detektywem Ramsayem, numer odznaki 65410. Mam dla niego ważne informacje odnośnie sprawy, którą prowadzi - uśmiechnęła się ciepło - Powiedział, że w razie czego znajdę go tutaj. Jest dziś na służbie?

- Ramsey? Tak jest u nas taki. Ale czy teraz jest to zaraz sprawdzę. Straszna z niego powsinoga. - starszy, siwowłosy mężczyzna miał brzuszek, że jakby jeszcze dać mu białą brodę i czerwony kubrak mógłby robić za św. Mikołaja. Pokiwał łysiejącą od czubka głową i zaczął coś sprawdzać chociaż stojąca po drugiej stronie okienka petentka właściwie nie widziała co. Chwilę to trwało ale w końcu starszy pan znów spojrzał na nią.

- Masz szczęście. Powinien być. Pójdź do działu kryminalnego. To tamtym korytarzem i dalej będą schody na piętro. Jak się zgubisz to zapytaj kogoś to ci wskaże drogę. - wstał nawet i pokazał jedno z wejść na jeden z korytarzy. Nawet były tam namalowane jakieś strzałki drogowskazu co jest co.

Bez problemu trafiła na ten korytarz i schody. Piętro wyżej trafiła na strzałkę w lewo która kierowała do działu kryminalnego. A tam był bliźniaczy korytarz jak na parterze. I dość mroczny bo tylko na końcu korytarza było jakieś okno. Zauważyła za to, że przy klatce schodowej też są kraty więc można było w razie potrzeby odciąć dany korytarz od klatki czy na odwrót. Zależy z jakiej strony na to spojrzeć.

Idąc korytarzem mijała nazwiska różnych detektywów. I przy trzecich drzwiach znalazła dwa w tym jedno którego szukała. Det. Clint Ramsey. Gdy weszła do środka wewnątrz był niezbyt duży pokój. Jak sypialnia Eve albo Betty. Tylko zamiast łóżek królowały tutaj biurka i regały. Bliższe biurko było puste ale na tym dalszym zastała twarz znajomego gliniarza. Tak samo “sympatyczną” jak ją zapamiętała.

- Ah to ty. - widocznie rozpoznał ją bez trudu. - Siadaj. Zabawne właśnie o tobie myślałem. - wskazał na jedno z dwóch krzeseł dla gości przed swoim biurkiem a mówił jakby rozmawiali ze sobą wczoraj i właśnie mieli wrócić do tamtej rozmowy.

- Lubisz się umartwiać, co? Wrodzony masochizm, pesymizm… werteryzm pełną gębą. Powiedz że po godzinach odziewasz się w czarny kir i sypiasz w trumnie. Gdzieś w starym, zmurszałym mauzoleum pełnym duchów - odpowiedziała z krzywym uśmiechem, zamykając za sobą drzwi. Szybko przeszła przez niewielką klitkę, dekujac kuper na wskazanym krześle. Wtedy też postawiła na biurku papierową torbę zalatujacą zapachem jabłek i ciasta.

- Wiem chyba dlaczego o mnie myślałeś. Jak to cię pocieszy, ja tez o tobie myślałam cały ranek - zatrzepotała rzęsami, wyjmując z paczki drożdżówkę z jabłkiem i wgryzła się w nią z werwą. Przeżuła, przełknęła, potem ruchem brody zachęciła go do powtórzenia tego samego - Bierz, to dla ciebie. Miałam ci kupić pączki, ale ciastka od Mario są o niebo lepsze… spróbuj, nie naplułam tam, ani niczego nie dodałam. Pewnie słyszałeś co się wczoraj odwaliło, ja w tej sprawie… częstuj się, no. Naprawdę są zajebiste. Próbuję podziękować, także ten. Smacznego - dodała, wgryzajac się ponownie w ciastko.

Policyjny detektyw zmarszczył brwi i oczy. Aż było dziwne, że ludzka twarz jest w stanie tak mrużyć i mrużyć te już zmrużone oczy a mimo to wciąż ich nie zamknąć do końca. Gliniarz tak powitał żarty o czarnej pelerynie, paczkę jakby tam miała być bomba a nie pączki czy inne łakocie ale najbardziej gdy padła wzmianka o wczorajszej akcji. Nie wykonał żadnego ruchu by sięgnąć po drożdżówki za to skoncentrował swoją uwagę na gościu.

- Ta przy Howards Field? Co przybyli Thunderbolts by odbić zakładników? Zakładniczki. Cztery. Wszystkie uratowane. Żadnych strat. Wszyscy przestępcy zabici. - o ile chyba na początku Ramsey jeszcze miał wątpliwości o jaką akcję może chodzić to w miarę jak sypał detalami chyba upewniał się, że właśnie chodzi o to.

- Co masz z tym wspólnego? I dlaczego przychodzisz z tym do mnie? - w końcu wrócił do swojej zwyczajowej formy zadawania pytań i prowadzenia rozmowy.

Wolna od drożdżówki ręka sięgnęła ku dolnej krawędzi kobiecej koszulki i podwinęła ją aż do piersi, ukazując sino-czerwono-czarny, solidny krwiak na żebrach. Po barwach, stopniu opuchnięcia i przekrwienia wyglądał, jakby powstał kilkanaście godzin temu. Tak jakoś wczoraj późnym wieczorem.

- Stare miejskie łaźnie, te zasypane i zasyfione. Idzie się do nich od parkingu przez kanion gruzu - opuściła ubranie, biorąc nowego gryza - Te cztery zakładniczki to ja, moja dziewczyna i dwie kumpele. Była jeszcze piąta, ale udało się jej uciec na motorze i zawiadomić twoich ziomków. Na dobrą sprawę jest tu w okolicy, ale wchodzić nie zamierza. Ma uraz po tym jak ją potraktowaliście, ale nieważne - machnęła uzbrojoną w produkt spożywczy łapą - Chłopcy byli tacy kochani, że nas odbili. Niestety są zbyt skuteczni, zajebali wszystkich napastników. Absolutnie nie mam im tego za złe, wręcz się cieszę. Takie ścierwa nie powinny oddychać tym samym powietrzem co normalni ludzie. - dokończyła ciastko i oblizała palce. Wtedy też popatrzyła na gliniarza z pełną powagą - Chcieli nas wywieźć do jakiegoś burdelu i tam gwałcić póki by nas nie zajebali. Niewolnice, handel ludźmi. Wieźli nas do jakiegoś Świniaka gdzieś za miastem. Nazywali to “fort”, w pobliżu jest plaża i dużo lasu. Sprzedają mu porwane dziewczyny… jednego wołali Keith… z twarzy podobny zupełnie do nikogo, taki szary, średniak… byłby idealnym szpiegiem. Ale umarł. Drugi był Miki? Chyba Miki. Też umarł - dorzuciła pointę i nawijała dalej - Byli nieźle zorganizowani, mieli fury, broń, taśmy, struli nas chloroformem… nie robili tego pierwszy raz, rutyna. Jednak jednej rzeczy się dowiedziałam. Świniak lubi blondynki - wzrok jej stwardniał, oczy się zwięzły, choć nie tak malowniczo jak u gliniarza - Robili też wszystko, aby dziewczynom nie uszkodzić twarzy… bo Świniak lubi blondynki, a były tam dwie. Śliczne blondyneczki bez skazy na pyszczkach. - warknęła, w ostatniej chwili powstrzymując się by splunąć zamiast tego wyjęła papierosy - Gdyby miały skazę, nie byłby zainteresowany. Dlatego Amy spaliła sobie twarz. Aby być bezpieczna. Wolała się trwale oszpecić niż być zaruchana na śmierć przez bandę obleśnych zwyroli i skurwysynów. Dlatego tu jestem - zapaliła, lejąc na to że gliniarz zobaczy jak trzęsą się jej ręce - Z tej całej bandy tutaj wydajesz się najsensowniejszy. Masz też imię po największym twardzielu w dziejach kina. To nie może być przypadek - uśmiechnęła się krótko i dość kwaśno - A kurwa na serio widziałam cię jak napadłeś na moje maleństwo. Jeżeli zawsze jesteś taki upierdliwy i leziesz jak osioł do celu, będzie zajebiście. Tych chujów trzeba znaleźć. Namierzyć ich melinę, gadałam z Tygryskiem i jego ekipą. Pójdą tam posprzątać bardziej niż chętnie, ale muszą mieć adres. To twoje miasto, znasz je i wiesz co gdzie piszczy - wydmuchnęła dym, rozkładając ręce - a ja jestem tylko kalekim turystą. Problematycznym. Ruszyłam więc dupę do jedynego kolesia, który ma szansę poskładać klocki i to rozwikłać - wycelowała w niego fajkiem. - A teraz ty się pucuj w jakim kontekście o mnie myślałeś przed chwilą. Zaznaczę że mam już dziewczynę… i chłopaka. Czwartego nie szukamy.

- Ani ja. - burknął Ramsey gdy akurat znów wrócił mu na twarz wyraz wiecznego zatwardzenia. Ale gdy petentka relacjonowała zdarzenia z dnia wczorajszego na twarzy pojawiło się nieme ożywienie. Gdyby Ramsey był prawdziwym psem to w tym momencie pewnie postawiłby uszy. I zaczął węszyć. A tak to tylko szybko sięgnął po jakiś ołówek i równie szybko zaczął coś zapisywać. Ale nie odzywał się póki świadek i uczestnik wczorajszej akcji nie skończył zeznawać. Wtedy właśnie patrzył bardziej w swój notatnik gdzie coś zapisał a na nią ledwo co. W końcu chyba przemyślał sprawę jak tak stukał ołówkiem w ten notes bo położył go przed sobą na biurku i jeszcze chwilę intensywnie się w niego wpatrywał. Aż wreszcie znów spojrzał na gościa po drugiej stronie stołu.

- Świniak. Fort. Las. Plaża. Keith. - mówił jakby czytał to co zapisał. Przygryzł wargę i zastanawiał się chwilę. - Ciekawe rzeczy opowiadasz. - rzekł po chwili po czym podniósł się i podszedł do ściany gdzie była spora mapa Sioux Falls i okolic. Chyba posklejana z jakiegoś atlasu samochodowego no ale i tak robiła swoją robotę.

- Plaża i las… I fort… - mruczał detektyw wpatrzony w tą mapę. Wiódł palcami po niebieskich, kręconych nitkach rzek na mapie jakie przepływały przez kleks miasta albo w pobliżu.

- Widzisz, ta akcja z wczoraj trafiła do chłopaków z 1-ki. Ich teren. Sprawa raczej do zamknięcia. Ale gdy bolci wpadają na interwencję niestety tak to wygląda. Jak są potrzebni świadkowie ta ich skuteczność jednak działa trochę przeciwko nam. - zaczął mówić wciąż wpatrzony w tą mapę. I mówił trochę wolniej jakby mimo wszystko było coś jeszcze.

- Ale Świniak. I porwania. Kobiet. Młodych. Zwykle ładnych. Tak. To już się zdarzało. W mieście też ale raczej w okolicy. Zwykle przyjeżdżaliśmy do zaginięcia. Ktoś zgłaszał zaginiecie. Zazwyczaj samotnej kobiety lub dwóch które zniknęły w drodze skądś dokądś. Więc czasem dostawaliśmy zgłoszenie na drugi dzień, trzeci, po tygodniu. No już trudno było coś złapać za konkret. - detektyw odwrócił się do swojego gościa i świadka. Gdy nieco wyjaśnił jej tło swojego zainteresowania sprawą.

- Trudno było to połączyć w całość. Zniknięcia były rozproszone w czasie i terenie. Ale jednak udało się je zebrać do kupy. I podejrzewaliśmy, że to jakiś zboczeniec. Albo cała szajka. Ale nie mieliśmy dowodów. Ale coś jednak mieliśmy. Aż do teraz. Widzę, że jeśli to byli oni to w końcu zrobili się zbyt zuchwali. I powinęła im się noga. - na twarzy pojawił mu się coś jakby cień uśmiechu. Samym półgębkiem. Wrócił za swoje biurko, oparł się na łokciach i w dłoń znów wziął swój notes.

- Chłopcy z 1-ki zatrzymali podejrzane samochody. Furgonetkę i pickupa. Mamy ciała. Siedem. I teraz mamy to co mówisz. Świniak. Keith. Fort. Plaża. Rzeka. - podniósł wzrok na Lamię i znów chyba czytał z notatnika. Ale wyglądał jak pies myśliwski jaki wyczuł woń krwawiącej zwierzyny. Jeszcze uciekała, jeszcze krwawiła ale myśliwy już szedł jej tropem.

- A teraz Amy. Właśnie o niej chciałem porozmawiać. Właśnie z tobą. Wydaje mi się, że jesteś bardziej podobna do mnie niż do niej. Dlatego mam nadzieję, że się dogadamy. - rzucił swój notes na biurko a sam złożył ręce na blacie i chwilę przypatrywał się Mazzi.

- Utknąłem. - przyznał się bez ogródek. - Myślałem, że to sprawka jej byłego. Cholera tak mi pasował! - rzucił ze złością jakby zdobycz co otarła mu się o zęby i pazury jedna mu się w ostatniej chwili wymknęła. - Bezczelny zadufany w sobie gnojek co myśli, że jest panem całego świata. A życzliwe dziewczyny traktuje jak odskocznie w kareirze. Użyteczne narzędzie. Nie trawię takich gnojków. Chętnie bym go przyskrzynił. Ale nie mam dowodów. A on ma alibi. Niestety. - westchnął z żalem i pokręcił głową.

- To nie on. Co więcej. Zaczynam jej wierzyć. Zaczynam wierzyć, że mogła sama to sobie zrobić. - mówił jakby jakaś niechciana teoria jaką rozważał wcześniej stopniowo przesunęła się w hierarchii na pierwsze miejsce gdy inne, niby bardziej obiecujące okazały się fałszywe.

- Ale to nic nie zmienia. - rzekł dobitnie i znów spojrzał wprost na Lamię. - Nawet jeśli nikt nie trzymał jej głowy w tej gofrownicy. To ktoś ją do tego w ten czy inny sposób sprowokował. I ten ktoś musi za to zapłacić. W ten czy inny sposób. Musi być na tym cholernym świecie jakaś sprawiedliwość. Kara za zbrodnie. - prychnął zaciskając szczęki w zaciętym grymasie. Popatrzył gdzieś w bok jakby nagle zainteresował go grzejnik pod oknem. Milczał chwilę i twarz mu wróciła do standardowego ponurego grypasu.

- I tu widzę twoją pomoc. Mówisz, że nie umiem rozmawiać z Amy? - zapytał nieco unosząc w górę brwi. - Może masz rację. Mam nadzieję, że ty umiesz z nią rozmawiać. Wyciągnij to z niej. Kto jej to zrobił. Albo przez kogo sobie to zrobiła. Jak to uważasz za stosowne. I jak się dowiesz to przyjdź do mnie. Jak dasz mi człowieka ja już się resztą zajmę. - przedstawił swoją propozycję jaką widocznie miał już obmyślaną względem Lamii.

- No a teraz ty. Dlaczego uważasz, że Amy miała coś wspólnego z tamtą szajką. Jak rozumiem nie było jej wczoraj z wami? - wrócił pytaniem do wątku o jakim mówiła wcześniej świadek.
 
__________________
A God Damn Rat Pack
'Cause at 5 o'clock they take me to the Gallows Pole
The sands of time for me are running low...
Driada jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 08:33.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172