Ulice Lucatore, 1 lipca 2595
Abdel Sanguine chętnie pociągnąłby dalej interesującą konwersację - tym bardziej, że Carmino Ferro wydawał mu się obecnie jedynym człowiekiem o zbliżonym poziomie intelektualnym w całym mieście, jeśli nawet nie prowincji. Lecz przyjemność płynąca z rozmowy musiała zostać przynajmniej chwilowo odsunięta na bok, ponieważ uwagę cudzoziemców zaprzątnął pewien kłopot.
Wieże wodne oraz usytuowane pod nimi baseny z wodą otoczone były wysokim murem nie tylko od strony pól i lasów, ale również od reszty miasta, co czyniło je miniaturową warownią samą w sobie. Szeroka brama po wewnętrznej stronie rezerwuaru była otwarta na oścież, ale mimo to tłum trzymających rozliczne naczynia i pojemniki mieszczan korkował jej przestrzeń niczym zbyt duża barka wąski kanał w porcie Montpellier.
- Zbyt długo baseny z pitną wodą pozostawały zamknięte dla populacji miasta - Szpitalnik ściągnął w wyrazie dezaprobaty usta - Ludzie korzystali z zapasów deszczówki i kilku ujęć na farmach, ale to mocno ich rozdrażniło. Nic dziwnego, że ta frustracja i żądza zemsty na mordercy tak dalece wzburzyły całe Lucatore.
Uzbrojeni anabaptyści w czarnych skórzniach próbowali zapanować nad rozkrzyczanym i przepychającym się tłumem, ale w opinii Abdela nie wychodziło im to szczególnie dobrze. Dziedzic odniósł wręcz wrażenie, że niektórzy miejscowi ubliżali strażnikom wodnych wież, a przynajmniej nie okazywali im większego szacunku.
- Wasza miłość, tłum jest dość gęsty - wtrącił z ledwie wyczuwalną nutą zawodowego zatroskania Nathan Barthez - W takim ścisku trudno będzie zapewnić waszej miłości bezpieczeństwo. Może powinniśmy zaczekać, aż ten zator zelżeje?