Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-04-2020, 03:10   #172
Driada
 
Driada's Avatar
 
Reputacja: 1 Driada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputację
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=m2Yhn6-jJPE[/MEDIA]

Park koło szpitala powitał motocyklistki zapachem nagrzanej ziemi i liści, oraz nikłą wonią zasadzonych przy samym budynku chryzantem. Czuło się w powietrzu nadchodzącą zimę, lecz jeszcze świeciło słońce, dając odrobinę ciepła i tak potrzebną żywym organizmom witaminę D. Powrót tutaj był jak powrót do domu: znane alejki, znane zakątki w krzakach. Znane schody i długi korytarz, zakończony schodami po których Diane i Lamia wspięły się, aby wylądować na odpowiednim piętrze urazówki. Z torbą racji żywnościowych dreptały korytarzem, zbliżając się do sali numer trzy, zaś Mazzi zaciskała mocno szczęki. Wątpiła, że za ścianą znajdzie Daniela, pewnie wciąż siedział w izolatce, sufitując bez cienia ogarnięcia, trawiony głodem nałogu.

- Mam nadzieję że ich wypiszą niedługo - mruknęła do Indianki o trzy kroki przed właściwymi drzwiami - Chcę już ich zabrać na balety i w miasto. Poznać z dziewczynami. Zasłużyli... jak jasny chuj zasłużyli na trochę radości.

- W porządku. - gangerka chyba nie bardzo była pewna czego ma się spodziewać po tej wizycie. Ale sądząc po minie ostatnią swoją wizytę nie wspominała tak źle. Więc na razie przyjęła pozę pełną rezerwy i wyczekującą. Ale zaraz przeszły przez drzwi 3-ki i zastały Davida i Ray’a przy tym co zwykle. Jak siedzieli na najbliższych ściany drzwiach i grali w karty. W pierwszej chwili po prostu podnieśli głowy by sprawdzić kto przyszedł i dopiero moment później ich twarze rozbłysły najpierw zaskoczeniem a potem radością.

- Lamia! No cześć, dawno cię nie było! - zawołał “Rambo” radośnie. Rozwarł ramiona w szpitalnej piżamie aby przywitać się z byłą pacjentką.

- Cześć Diane. - Ray który z powodu utraty połowy jednej nogi nie był tak mobilny ograniczył się do uśmiechu i pomachania ręką im obu. W takim razie i Indianka się do nich uśmiechnęła.

- Czołem chłopaki! - Mazzi ze śmiechem przebiegła te parę ostatnich metrów, łapiąc jednorękiego w objęcia. Wyściskała go i wycałowała, szczerząc się jak mała dziewczynka. to samo zrobiła z drugim pacjentem, czochrając go dodatkowo po włosach, a gdy skończyła, klapnęła na łóżku i pokazała im pokaźną torbę - Dostawa racji żywnościowych! Myśleliście że o was zapomniałyśmy, co? - zaczęła odwijać papier - Nie ma opcji! Oddział, do wydania prowiantu wystąp! I mówcie jak tam u was? Kiedy wychodzicie? Sprężcie się, do jasnej cholery, bo jak wylecicie stąd to was zabieram do Honolulu na balet!

- O! Macie prowiant?! - Ray się ucieszył co niemiara widząc torby pełne łakoci jakie przyniosły te kochane dziewczyny.

- Po weekendzie! Wreszcie mnie wypuszczają! Gadałem z doktorkiem i mówię mu, że nic tu po mnie tylko miejsce komuś zawalam. No i wreszcie się zgodził! Więc jeszcze nie wiem kiedy, raczej nie w poniedziałek bo coś by już powiedział. Ale w przyszłym tygodniu. - David za to z miejsca podzielił się dobrymi wieściami. Diane z kolei bez wahania zanurkowała za parawan i wróciła by przynieść dla siebie stołek a ten tutaj odstąpić kumpeli.

Słysząc to Mazzi aż klasnęła w ręce z uciechy. Jeden łoś na wolności, zbada teren i przygotuje go dla Raya. Idealnie!

- Nawet nie masz pojęcia jak się cieszę! - wyrzuciła z uczuciem, przygarniając jednorękiego do siebie ramieniem i ucałowała go w policzek - Zostawię ci namiary gdzie mnie szukać, jak wpadniesz to zrobisz mi dzień! A w weekend wylecimy na taki balet, że ci papcie wywali w kosmos! - ze śmiechem poczochrała mu włosy i wróciła do jednonogiego - A to znaczy, że wreszcie odetchniesz i będziesz miał spokój! No i będzie więcej okazji aby cię odwiedzać - puściła mu psotne oczko - Tobie też zostawię adres… kurde. Może ci tu dokoptują jakąś fajną foczkę? - zamyśliła się na głos, pocierając czubek brody - Chociaż i tak się nią długo nie nacieszysz bo pewno niedługo i ty wylecisz na wolność… cholera, musicie poznać naszą ekipę! - zaśmiała się wesoło, grzebiąc w torebce. Wyjęła z niej zdjęcie i z dumną miną pokazała je chłopakom, a pierś urosła jej przy tym o trzy rozmiary - Eve znacie, a to Steve, nasz Tygrysek. - dodała, szczerząc się rownie radośnie, co szczerze. Zaraz też dorzuciła drugie zdjęcie, gdzie stała gromada ludzi z wielkim neonem za plecami - A to nasza ekipa… .czujecie? - zbystrzała nagle, mruząc oczy. Po krótkiej przerwie dodała - Już niedługo też tam będziecie i pójdziemy w tango! Kurwa mać, wreszcie się napierdolimy jak szpadle! Razem!

Chłopcy śmiali się i kiwali głowami, zażerali się drożdżówkami i nawet poczęstowali nimi swoich gości. Mimo, że to one im właśnie przyniosły ten poczęstunek. Cieszyli się jakby zaraz dziewczyny miały ich wyciągnąć na te balety i wreszcie mogliby pozbyć się tych cholernych piżam. No dopiero jak Lamia pokazała im fotki to trochę ich to przystopowało.

- Oh… Too… Masz chłopaka tak? Aha. - Rambo chyba bardzo się starał ukryć rozczarowanie ale był w tym bardzo dzielny jednak aktorem był raczej kiepskim.

- To jest twój chłopak? Przecież to kapitan. I to cholera z jakiej on jest jednostki? - Ray też był zaskoczony jakby od trójkie na zdjęciu a zwłaszcza od galowego munduru bił jakiś nieiwdzialny blask.

- Z Thunderbolts. - Diane wystrzeliła od razu nie bawiąc się w podchody i subtelności.

- Z Thunderbolts? Tych naszych? Spod miasta? - David pytał jakby miał jeszcze może cień nadziei, że może jednak chodzić o jakąś inną jednostkę o podobnej nazwie. No ale tutaj Indianka też bezlitośnie zrujnowała tą nadzieję twierdzącym skinieniem głowy.

- Znaczy ten… Ładnie razem wyglądacie. Gratuluję. Farciara z ciebie. Tak wyhaczyć taką szarżę. - David wziął się w garść i w końcu przełknął gulę na tyle by zmusić się do złożenia gratulacji. - Ale wiesz… Jakby ci się ten kapitan znudził… I szukałabyś prawdziwego twardziela… - dorzucił nieco wyblakłym ale jednak już bardziej swoim tonem tak jak zwykle zaczepiał Lamię podczas wcześniejszych wizyt.

- No! I opowiadajcie co u was dziewczyny! Bo my tu jak w więzieniu nic nie wiemy co się poza tym cholernym szpitalem dzieje na mieście. - Ray teraz przejął inicjatywę i wesoło zmienił temat pytając o wieści spoza szpitala.

Mazzi zarechotała, klepiąc Davida po ramieniu, zanim znów go nie objęła.
- Dzięki chłopaki, głupi ma zawsze szczęście, widać po mnie… a ty Rambo uszy do góry. Mamy z Di całkiem sporo naprawdę świetnych koleżanek, które chętnie poznają takich dzielnych, zabawnych chłopaków jak wy… tylko kurwa musicie stąd wyjść! - też wróciła do weselszego tematu - Na dobrą sprawę to latamy po baletach, klubach i załatwiamy swoje małe, drobne sprawy, starając się trzymać z dala od wielkich wydarzeń. - parsknęła krótko - Rozkręcamy swój biznes, ale na razie bez szczegółów aby nie zapeszyć. Latamy też dziś trochę z Di po mieście, żeby dograć parę detali na niedzielę. Robimy imprezę, a że w sobotę uderzam do moich chłopaków ze starego oddziału, do Mason, czasu mało. W ogóle ostatnio mi się czas prasuje, dlatego wpadam dopiero dzisiaj… sorry mordki - wychyliła się, aby pocałować żołnierzy w policzki - Pamiętam o was, próbowałam wczoraj wpaść wieczorem… aaale coś mi kurwa wypadło. - mruknęła, szybko wracając do pogody ducha - Dlatego jesteśmy dzisiaj! Iiii… teraz zjebie nastrój ponownie - wskazała brodą na puste łóżko za parawanem - Co z Danielem?

- No, normalnie jak Lamia mówi, mówię wam, taki kołowrót, że już nie wiadomo w którą foczkę trzeba się załadować. - Indianka płynnie zastąpiła Lamię potwierdzając jej słowa na temat tego kołowrotu w grafiku. Chłopakom zaś znów wrócił dobry humor i cieszyli się z tych wieści i opowieści jakby sami brali w nich udział. Albo niedługo mieli zacząć. Aż nie padł temat trzeciego łóżka w ich sali. Obaj zamilkli i popatrzyli na siebie w kłopotliwym milczeniu. W końcu David zdecydował się pociągnąć ten nieprzyjemny wątek.

- Chujowo. Ma tą fazę, że cały syf z niego wyszedł. I jest przytomny. Wiec dostaje pierdolca. - Rambo streścił to co najważniejsze o ich byłym koledze z sali. Ray pokiwał smutno głową i dorzucił swoje.

- Teraz jak mu dają posiłki to właściwie już w standardzie wchodzi dwóch pielęgniarzy aby go przytrzymać a pielęgniarka zajmuje się jedzeniem albo nocnikiem. Chujowa sprawa. - jednonogi dorzucił to co wiedział o Danielu.

- Wczoraj czy przedwczoraj… - David zerknął na kumpla a ten mu dopowiedział gestem, że jednak dwa dni temu. - No to przedwczoraj. Szliśmy i gadaliśmy. Chyba nas poznał i zawołał. - zaczął opowiadać tamten epizod.

- Mówiłem aby do niego nie iść. - mruknął z lekką pretensją jednonogi.

- No tak. Ale jednak trochę leżał z nami. Żal mi się go zrobiło. No to poszliśmy pod drzwi. Gadaliśmy przez wizjer. Strata czasu. Jemu chodzi tylko by znów się naćpać. Nosi go. - pokręcił smutno głową gdy mówił o smutnym losie byłego rangera.

- Gdyby się dało to pewnie laskę by nam zrobił za działkę. Albo nawet obietnicę, że mu ją załatwimy. - Ray dorzucił swoje spostrzeżenie. David pokiwał głową, że się zgadza z takim wnioskiem.

- Dobre te bułki. Zawsze takie dobre bułki przynosisz. - Rambo spróbował trochę niezręcznie zmienić temat rozmowy machając nową drożdżówką i wgryzając się w nią z apetytem.

- O swoich się dba, jesteśmy jednym oddziałem - odpowiedziała, chowając smutek za uśmiechem. Tylko jej oczy zrobiły się szkliste. Głos też stał się głośniejszy, gdy klepała oby wojskowych po barkach - Dzięki że do niego poszliście, sprawdzić… dzięki chłopaki. Mnie nic nie musicie obiecywać - wychyliła się, cmokając ich w policzki. Trzymała ich też za łapy, skaczac spojrzeniem od jednego do drugiego - Zrobienie mi laski też… technicznie słabo wykonalne. Potrzeba wam czegoś z miasta? Ray, szczególnie do ciebie pytanie.

- Mnie? - kuternoga chyba trochę się zdziwił takim pytaniem. Spojrzał na kumpla i chwilę się zastanawiał. - Nie, chyba nie. Jak przyjedziesz i to jeszcze z takimi dobrymi bułkami to będzie super. - odparł w końcu z uśmiechem samozadowolenia.

- A te robienie laski… - “Rambo” jednak spróbował poruszyć ten interesujący go temat. - To wiesz… Niekoniecznie ja muszę ci robić… Znaczy mógłbym oczywiście sprawdzić co tam masz no ale jak byś wolała tak bardziej klasycznie… No to możemy się dogadać. Nikt się nie dowie. - jednoręki pacjent zaczął mówić jakby chodziło tylko o jakieś luźne dywagacje. Co chyba rozbawiło Diane w najlepsze bo teraz szczerzyła się na całego i ze złośliwą radochą czekała na reakcję Lamii na tak wspaniałomyślną ofertę jednorękiego.

Ta zrobiła mądrą minę, kiwając powoli głową na znak całkowitej zgody. Położyła też Dave’owi dłoń na ramieniu.

- Dziękuję, wiedziałam że na ciebię mogę liczyć w każdej sytuacji. Na twoje zrozumienie, empatię i chęć niesienia pomocy wszelakiej, bez względu na sytuację - rzuciła mu powłóczyste spojrzenie spod firany długich, ciemnych rzęs i skrzywiła kąciki ust ku dołowi - Niestety za bardzo cię lubię, aby narażać na niebezpieczeństwo. Wiesz, że jestem psychiczna, nie? Daleko nie szukając… wczoraj poznałam takiego jednego sympatycznego gościa. Było coś o robieniu dobrze, testowaniu i próbowaniu smaków… - zrobiła dramatyczną przerwę, przywołując na twarz zabiedzonego basseta - Zamiast zrobić mu dobrze, uchlastałam mu kawał ucha. Zębami. Strach pomyśleć co by się stało, gdybym mu robiła loda. Dlatego będziesz musiał wziąć wieczorem sprawę we własną rękę… a o prowiant się nie martw - dla odmiany do Roya zaszczebiotała wesoło - Nie zapowiada się na przerwanie dostaw do tej jednostki… a może jakieś książki chcesz?

David patrzył na Lamię takim wzrokiem jakby podejrzewał, że go bajeruje aby go zniechęcić. Ale w sukurs przyszła jej gangerka.

- Ja tego nie widziałam ale dziewczyny coś mi opowiadały w ten deseń. Eve i reszta. Podobno krwawa jatka z tego wyszła. - motocyklistka mądrze pokiwała swoją czarną głową dając znać, że może nie była świadkiem ale relacje ją przekonały, że Lamia nie ściemnia. No i chyba Ray wolał mówić o czymś innym niż odgryzanie komuś jakiś detali anatomii.

- Książki… Pewnie na komiksy nie mam co liczyć? No to pewnie nie. Ale z gazet też bym się ucieszył. Coś wiedzieć co się dzieje na świecie. - Ray chyba nie dowierzał w dostarczenie komiksów no ale kupienie lokalnego dziennika w jakim pracowała Eve nie zapowiadało się zbyt trudne.

- Tak. Zwłaszcza takie gazety z rozkładówkami. - zaśmiał się jednoręki klepiąc kumpla w ramię i śmiejąc się wesoło. Po chwili kuternoga też mu zawtórował.

- Dobra… to prasa, komiksy i coś z gołą babą na rozkładówce… - Mazzi za to mruczała, skrobiąc w kajecie. Parę komiksów miała przecież Amy, gdyby ją poprosić, powinno dać się ogarnąć. Przy gołych babach zaśmiała się pod nosem, po raz drugi sięgajac do torebki.

- Miałam nikomu nie pokazywać, bo to prywatne zdjęcia. Myślę jednak że Oli się nie obrazi, jeśli rzucicie na szybko okiem. Potraktujcie to jako zachętę do wzięcia za siebie i jak najszybszego wydostania się stąd na wolność. Mniej więcej to was czeka kiedy traficie do nas w obroty - podała Rayowi kopertę z szarego papieru - Są z domu weterana, chociaż już tam nie mieszkam. - wyszczerzyła się - Wspominam jednak całkiem nieźle przynajmniej tamtejszego technika.

Obaj pacjenci szpitala miejskiego pokiwali głowami. Chyba sami już traktowali odwiedziny i obietnice Lamii na tyle poważnie, że była szansa, że znów tutaj przyjedzie z obiecanymi prezentami. No ale gdy dostali do rąk szarą kopertę to oglądali ją, potem popatrzyli na Lamię, na Diane a ta szczerzyła się jakby zaraz miało nastąpić coś zabawnego.

- Tylko nic nie pogniećcie bo jeszcze je musimy potem zawieźć Olemu. - uprzedziła zamiast zabraniać otworzyć im paczuszkę. No więc chłopcy dłużej nie zwlekali. Starali się ostrożnie otworzyć papier i Rambo zajrzał do środka.

- Zdjęcia? - zapytał zaintrygowany dając zajrzeć kumplowi.

- Nie takie zwykłe zdjęcia. - roześmiała się podekscytowana gengerka w skórzanej kurtce.

W końcu Dave wysunął zdjęcia na kołdrę i zaczął je oglądać. A część z nich wziął dla siebie Ray.

- To ty! I ty! - trudno było powiedzieć czy Dave jest bardziej zaskoczony czy rozradowany gdy oczywiście rozpoznał na zdjęciach dwójkę ich gości.

- Eve. Tej drugiej blondynki nie znam. - Ray też pokiwał głową i obaj na chwilę zostali pochłonięci zdjęciami. Na zdjęciach były sceny z Domu Weterana. Gdzie w centrum była Lamia w roli dominy. Obok nie wdzięczyły się Eve i Diane. A na smyczy wiernie czekała Val. Ujęcia były nieco różne ale układ i wydźwięk ich był podobny. I obaj pacjenci z ekscytacją oglądali te fotografie.

Widząc ich gęby nie szło samemu się nie szczerzyć. Motywacyjna marchewka podziałała idealnie, Mazzi posłała konspiracyjne, pełne psotnej radości spojrzenie Indiance i pokiwała dyskretnie głową.
- To Val, nasza kumpela. Poznacie ją i całą resztę towarzystwa - kusiła dalej w najlepsze - Od was zależy kiedy. Będziecie słuchać doktora Brenna i wylecicie z pasiaków, a wtedy was zgarniamy i już zadbamy, abyście odbili sobie ten szpitalny post na kromce chlebka i kubeczku wody.

- O cholera… No to jasne! Jasne, że będziemy! No nie Ray? Tylko stąd wyjdziemy i pokażemy wam co to znaczy prawdziwy twardziel! - Dave pokiwał głową i oddał już obejrzane zdjęcia koledze który zaczął je składać i wkładać do koperty. Za to “Rambo” znów promieniał swoją bajerą o twardzielowaniu z oczywistym założeniem kto tu jest największym Rambo w okolicy.

- Trzymamy was za słowo - saper wstała, obejmując ich mocno i położyła Rayowi głowę na ramieniu - Trzymajcie się chłopcy, łapiemy się niedługo. Wpadnę w przyszłym tygodniu... rzućcie okiem na Daniela, proszę. Wiem że to bez sensu... ale zróbcie to. Dla mnie. Odwdzięczę się. Swoich się przecież nie zostawia.



Jeśli jakiegoś adresu w tym zaplutym mieście Mazzi była pewna, prócz tego Betty i Eve oczywiście, był to hawajski kompleks imprezowy, nazywany po kątach kasynem oficerskim i miejscem, gdzie zwykły plebs nie ma prawa wzjadu. Tym dziwniej czuła się ledwo podoficer, przekraczając po raz nie wiadomo który gościnne progi lokalu. Za dnia i w środku tygodnia Honolulu wydawało się na swój sposób wymarłe. Puste oczywiście nie było, lecz do weekendowego ścisku wiele mu brakowało. Z Diane pod ramieniem przekopytkowały prędko do części barowej, wyszukując znanej, rudej czupryny krzątajacej sie gdzieś w okolicy.

Goście owszem byli. Obsługa też. Ale w środku dnia, w środku roboczego tygodnia ruch i zgiełk nie umywał się do tego z weekendowych wieczorów. I wśród obsługi zastały za barem swoją ulubioną kelnerkę. Prawie się rozminęły bo Sonia właśnie zaczynała wieczorną zmianę.

- Dziewczyny?! No cześć! - rudzielec przywitała się z nimi bardzo ciepło, nachylając się nad barem by je uściskać i pocałować w policzki.

Saper chętnie odbiła powitanie, a na jej gębie pojawiła się autentyczna radość.
- Hej kochana, świetnie wyglądasz - mruknęła niskim głosem, gdy jej usta znalazły się koło ucha rudej - Pamiętasz jak mówiłam, że nie wyobrażam sobie następnego baletu bez ciebie? - rzuciła pytanie-haczyk, odsuwając się na swoja strone kontuaru. - Reflektujesz na powtórkę z rozrywki? Tylko tym razem w większym gronie? Będziemy my, chłopaki… i reszta ich fireteam, dwunastu trepów. Wczoraj nam pomogli… w sumie to nam dupy uratowali, długa historia - w spojrzenie brunetki wdarł się smutek i błąkał się tam do chwili, gdy znów się nie odezwała - Chcemy im podziękować, a jak lepiej to zrobić, niż im wyprawić porządny balecik w klimatach z niedzieli? - zabujała brwiami - Macie tu podobno jakiś… błekitny basen czy coś. Taki kryty… ale zanim pójdziemy gadać z managerem, mamy romans do ciebie. Trzeba jeszcze skołować ze dwie twoje koleżanki. Wiem że nie będa tak słodkie i zdolne jak ty, ale może masz kogoś kogo byś nam poleciła?

- Oh… Oj… Ojej… Chwila, poczekaj, zwolnij… - Sonia zamrugała trochę oczami od tego natłoku informacji ale mimo wszystko uśmiechała się na to co słyszała. No i komplementy jakimi obdarowała ją Lamia też odniosły skutek bo dziewczyna uśmiechnęła się promiennie.

- Robicie następną imprezę? Taką jak ostatnio w niedzielę? Tamta była super! O rany dawno się tak nie wybawiłam! - kelnerka o mlecznej cerze i miedzianych włosach zaczęła zadawać kolejne pytania i gdy uzyskiwała twierdzące odpowiedzi ciągnęła je dalej. No aż nie pozwoliła sobie na wyrażenie swojej opinii na temat ostatniej imprezy.

- Było cudnie! Ale tak się sprawy ułożyły, że chcemy powtórkę. W podobnym gronie. Tylko większym. No ale tym razem w tym basenie co Lamia mówi. Macie tu coś takiego? - gangerka pomogła koleżance ogarnąć ten natłok pytań bez skrępowania bawiąc się kosmykiem jej ciemnorudych włosów. Na co ta nie reagowała w żaden sposób.

- Aahaa… - Sonia w końcu skinęła głową gdy już zaczynała łapać o co chodzi. - To chcecie zobaczyć ten basen? - zapytała obie swoje koleżanki i tym razem Di skinęła głową. - Dobrze, to chodźcie, zaprowadzę was i pogadamy po drodze. - kelnerka uśmiechnęła się i ruszyła wzdłuż baru aby wyjść na salę i poprowadzić swoje kumpele gdzieś w trzewia tego hotelu.

Nie uszła daleko, gdy saper ją dopadła, obejmując ramieniem w pasie i przyciagając do siebie. To samo zrobiła z Indianką, więc szły ławą we trzy, uśmiechając się do siebie.
- Słyszałam że miejscówka jest spoko… i skoro już gadamy. Macie tu takie duże kieliszki? - popatrzyła na Sonię z miną jakby nie pytała o nic niezwykłego - Takie aby dało się w nich posadzić człowieka? Poza tym gadaj jak się trzymasz? Nastepnym razem dostaniemy od Madi po tubce maści. Przydaje się dzień po - parsknęła - Oj bardzo się przydaje.

- Oj tak! - Sonia bez wahania się roześmiała i pokiwała głową na wzmiankę o owej maści. Sama zaś chętnie zajęła swoją pozycję u flanki Lamii i tak szły sobie wesoło przez wiraże i korytarze hotelu. - Ale dla takiej imprezy było warto! - zaśmiała się jeszcze weselej zezując na swoje dwie kumpele. - I teraz chcecie jeszcze raz coś takiego? No i ja też mam być? Oj no to będzie się działo! Tak się cieszę, że o mnie pamiętałyście! No i mam nadzieję, że manger się zgodzi bym to ja was obsługiwała. - rudzielec była cała w skowronkach tak do poprzedniej imprezy jak i ta która właśnie się szykowała.

- A takie duże kieliszki by ktoś mógł wejść do środka… - gdy szły jakimś korytarzem Sonia spoważniała na tyle by pomyśleć nad pytaniem klientki i kumpeli. - Oj wiesz co? Nie jestem pewna. Wydaje mi się, że coś mogłoby być. Ale nie jestem pewna. Musiałabym zapytać mangera on na pewno będzie wiedział. - przyznała po chwili wahania gdy zastnawiała się nad tą kwestią.

- No a ten basen to tutaj. - machnęła ręką gdy zmieniła temat i lokację. Otwarła jakieś dwuskrzydłowe drzwi i znalazły się w basenie. Dało się dostrzec po chwili ciemności gdy światła pewnie zareagowały na otwarcie drzwi lub ruch i zapaliły się automatycznie.

Nazwa błękitny basen wydawała się jak najbardziej trafna. Bo wewnątrz był kryty basen. Musiał być w jakiejś przybudówce bo właściwie był poza główną bryłą kompleksu a zamiast dachu miał duże tafle szkła. Więc nawet o zmierzchu było względnie widno chociaż bez świateł to już raczej był półmrok. A ze światłami woda w basenie wydawała się błękitna zupełnie jak na dawnych filmach i folderach reklamowych luksusowych hoteli. No ale akurat to miejsce rzeczywiście mogło być kiedyś luksusowym hotelem. I chociaż nie wszystko tu działało jak kiedyś to jednak sporo rzeczy udało się zachować chociaż w podobnym standarcie. Jak choćby właśnie ten basen.

Basen był na tyle długi, szeroki i głęboki, że dało się w nim pływać. Chociaż nie na całej długości bo od strony wejścia był dość głęboko. Ale im bliżej przeciwnej sali to było coraz płycej aż na przeciwległym brzegu pewnie dałoby się usiąść jak w normalnej wannie pełnej wody do piersi. Sonia dała im się napatrzeć w spokoju i zdobyć pierwsze wrażenie gdy podjęła się roli przewodniczki.

- No to jest właśnie błękitny basen. Chociaż tam mówimy na całą tą salę. - zaczęła tłumaczyć co jest co. - Zobaczcie czy wam pasuje temperatura wody. Możemy ją trochę ochłodzić lub podgrzać. Ale trochę. No i to zajmuje kilka godzin więc musicie powiedzieć z góry. I dopłacić. Ale większość gości bierze go o tak. - rudzielec kucnęła przy brzegu basenu i zanurzyła w nim czubki palców. Na spokojnym lustrze wody pojawiły się małe falki.

- Tu zaś mamy jacuzzi. Teraz jest wyłączone no ale działa. Też bardzo popularne i bo woda z bąbelkami! - zaśmiała się cicho wskazując na mniejszy zbiornik wodny. Dużo mniejszy. Ale nadal kilkakrotnie większy od standardowej wanny. Bez kłopotu mogło się tam pomieścić z pół tuzina osób a jakby się postarać to pewnie by weszło i drugie tyle. Chociaż o pływaniu już tutaj nie było mowy.

- A tam dalej są szatnie i prysznice. Można się przebrać i zostawić swoje rzeczy. Szafki też działają jeśli jest klucz w zamku. - wskazała na wejście chyba wciąż oznaczone jak dawniej. Tabliczki informowały gdzie są szatnie, toalety, prysznice i inne udogodnienia. No i całe rzędy szafek gdzie można było niegdyś zamknąć swoje rzeczy gdy się korzystało z tego basenu.

Chodząc i oglądając salę saper cisnęło się na usta swojskie i jakże pasujące do sytuacji “o żesz kurwa”. Potrafiła sobie wyobrazić dlaczego Karen i reszta ekipy tak lubią to miejsce, było w pytę! Wyglądało jak ze starych filmów, gdzie banda dekadenckich, bogatych dzieciaków urządza sobie niezapomniane wieczory, gdzie kazdy lata półnagi, mokry i roześmiany, a alkohol leje się strumieniami.

- No cóż… - zerknęła na Indiankę, odczuwając ulgę, że być może nie rozkrwawią sobie portfeli do końca… a nawet jeśli, do jasnej cholery, absolutnie było warto!
- Bierzemy - powiedziała do rudzielca, nie wiedząc na co patrzeć, bo chciało się obejrzeć wszystko jednocześnie. W głowie już widziała te stoły z alkoholem i żarciem, obsadzone przez całą gromadę frywolnie wyluzowanych ludzi - Jak jest ten twój manager zagadamy od razu. O tobie jako naszej przewodniczce po tym cudzie równie… i o kieliszku. Kurde, basen z kisielem też będzie potrzebny. Do tego dwie pozostałe kelnerki. - zerknęła na Sonię kontrolnie - Masz tu jakieś ciekawe foczki do zarekomendowania?

- Już nas widzę w tym jacuzzi. Rany tu naprawdę jest woda z bąbelkami?! - Diane ganiała po różnych zakamarkach tej sali tak samo zafascynowana i podekscytowana jak jej kumpela. A Sonii chyba przyjemnie się słuchało tych komplementów pod adresem tego miejsca i swoim własnym.

- Oj to jak chcecie mnie na swoje usługi to poproście managera, że jesteście ze mnie zadowolone i takie tam. To wtedy znów będę wam mogła służyć całą noc. - kelnerka roześmiała się wesoło ale mówiła tak dwuznacznie, że aż włoski stawały na karku z wybraźni jak taki rudy kociak mógłby służyć. I to całą noc!

- A basen z kisielem żaden problem. Prawie co drugi weekend ktoś to zamawia. Mamy taki nadmuchiwany basen to żaden problem. Tylko no trzeba dopłacić za niego. To też możecie zapytać managera. - przewodniczka w białej koszuli i małą, czarną muszką pod kołnierzykiem wróciła do bardziej standardowego stylu mówienia jaki wypadał reprezentantce renomowanej firmy.

- A koleżanki… Takie fajne? Co lubię? I na takie zabawy by były chętne? - gdy już były gotowe do powrotu do sali głównej po tym zwiedzaniu kelnerka. Zastanawiała się tak przez dobre parę kroków. - Melisę lubię. Wcześniej była na mojej zmianie ale teraz jest na dziennej. Lubię z nią imprezować. Myślę, że by nie miała nic przeciwko takiej imprezie. No ale musiałabym z nią pogadać czy się zgodzi. No i z szefem bo musiałby zamienić jej grafik na niedzielę albo ona musiałaby przyjść na sam wieczór. - zdecydowała w końcu gdy przewinęła w głowie cały plik koleżanek z pracy.

- I Anita. Chociaż ona jest dość nowa i jeszcze trochę ją słabo znam. Ale wydaje się gorąca i wesoła babka. Ona chyba powinna nawet teraz być tylko pracuje na innej sali niż ja. - machnęła ręką gdzieś przed siebie pewnie tam gdzie była owa sala z Anitą.

- To może do niej najpierw uderzymy? To chociaż z jedną coś będziemy wiedzieć jak pójdziemy gadać z krawaciarzem? - Diane zaproponowała proste rozwiązanie zerkając na nie obie. Ruda głowa dała znać, że nie widzi z tym żadnego problemu.

Poparł ją entuzjastyczny, przytakujacy ruch głowy sierant. Dobrze, że miały Sonię - z nią kompletowanie załogi i atrakcji okazywało się dziecinnie proste.

- Dawajcie, zobaczymy co Anitka powie. Obetniemy ją też… jak dobrze, że mamy tu eksperta - objęła Indiankę ramieniem - Z drugą zagadaj, zawsze możemy truknąć pingwinowi że chcemy ciebie, Anitę i Melisę bo je polecasz. Masz dużo do gadania, w końcu nam ogarniałaś poprzednią imprezę, a byłyśmy tak zadowolone, że bez ciebie teraz nie wyobrażamy sobie kolejnego baletu. Znasz nasze gusta, zdążyłaś się zorientować na czym polegają nasze balety… nie ma lepszej kandydatki na kierwonika sekcji technicznej w niedziele.

- Oh, dzięki dziewczyny, jesteście bardzo miłe. - Sonia wyraźnie ucieszyła się z tej opinii o sobie, swoich zasługach i roli. Więc gdy wróciły na sale główne rudzielec znów je przeprowadził jak przewodnik ale meta była w innej sali niż tej gdzie pracowała Sonia.

- To poczekacie chwilę? Czy mam ją tylko poprosić i same chcecie z nią porozmawiać? - zapytał gdy już stanęły przy barze a ona uniosła ruchomą część by przejść za barmańską połówkę.

- Jasne, leć. Nigdzie się stąd nie wybieramy - saper szybko ją uspokoiła, kotwicząc przy kontuarze zaraz obok Di - Tylko wracaj razem z nią. W końcu razem ogarniamy ten melanż, nie? Jak sobie niby poradzić mamy bez naszego dyrektora technicznego? - spytała, szczerząc się profesjonalnie.

Sonia też się uśmiechnęła, pomachała im jeszcze rączką na pożegnanie i zniknęła za kotarą prowadzącą gdzieś na zaplecze. - Ciekawe co to za Anitka. - mruknęła cicho Indianka opierając się o blat baru. Czekały tak chwilę aż kotara poruszyła się i wyszły dwie kobiety. Znajoma już rudowłosa kelnerka i druga dziewczyna o pełnych wargach i z tak krótkim i jasnym meszkiem na głowie, że w pierwszej chwili wydawała się łysa.

- No to to jest Lamia i Di. A to jest Anita. - Sonia przyjęła na siebie rolę przedstawienia obu stron. A obie strony zdawały się wodzić po sobie z naturalną ciekawością. Druga z kelnerek przywitała się z dwiema klientkami a rudzielec szybko streszczała przebieg rozmowy na zapleczu.

- Powiedziałam Anicie, że jest ekstra fucha w tą niedzielę. No i można się przy tym nieźle zabawić i zarobić. - szybko powiedziała rudowłosa kelnerka.

- Tak. To wy organizowałyście imprezę w zeszłą niedzielę? Tą na pierwszym piętrze, na dwa pokoje i z Tashą Love? - Anita pytała jakby coś już słyszała o tamtej imprezie ale chciała się upewnić czy dobrze trafiła.
Saper bardziej niż z przyjemnością omiotła dziewczynę, zaczynając od zgrabnej talii, a kończąc na naprawdę ładnej twarzy o harmonijnych rysach i niesamowicie hipnotyzujących oczach. Co najlepsze przystrzyżone aż do skóry włosy jedynie dodawały dziewczynie uroku.
- W rzeczy samej, to był nasz wymysł i robota - potwierdziła zarówno słowem jak i kiwnięciem głowy - W tę niedzielę robimy coś podobnego, tyle że bez Tash… za to z parszywą dwunastką Thunderbolts i kilkunastoma kumpelami. Potrzebujemy zaufanych, ogarniętych dziewczyn do pomocy w ogarnięciu tego stada. Drinki, żarcie… a potem się bawimy wszyscy razem, bo nie wyobrażam sobie abyśmy my chlali i się rypali, a ktoś stał pod ścianą - prychnęła wesoło - Sonia mówi że cię lubi, wydajesz się w porządku. Masz ochotę dołączyć do naszego pool party? Byłoby ekstra móc poznać cię lepiej - powachlowała rzęsami - I bliżej.

- Tak? Lubisz mnie? - Anita uśmiechnęła się sympatycznie do koleżanki z pracy. Trochę zbliżyła się do niej a rudzielec odpowiedziała uśmiechem ale się nie odsunęła.

- I mamy się poznać lepiej? I bliżej? - Anita pozezowała na dwie kobiety za barem gdy kontynuowała powolny ruch aż właściwie przylgnęła swoim przodem do przodu koleżanki z pracy. Przytuliła się policzkiem do jej policzka i obie popatrzyły na klientki. Zaś dłoń Anity przesunęła się na biodra aż zatrzymała się na pośladku rudzielca owiniętym w krótką, czarną spódniczkę. Sama zresztą miała podobną.

- Oj, przestańcie bo zaraz tam wejdę. - trudno było powiedzieć czy Di mówi o tej drugiej stronie baru czy o pośladkach rudowłosej na których rozgościła się dłoń koleżanki. Obie kelnerki roześmiały się no ale i odkleiły od siebie stanęły bardziej w standardowy sposób czyli frontem do klienta.

- No ale ile osób mówicie? Ze dwa tuziny? Ale co my mamy tam robić? Rypać się z nimi wszystkimi? - Anita chyba miała niezbyt jasne pojęcie jak właściwie miałaby wyglądać ta impreza z kelnerskiego punktu widzenia.

- Oj ze wszystkimi to chyba nie. - Sonia spojrzała pytająco na Lamię i Diane. - Jak byłam ostatnio to była dowolność. Po prostu jak z kimś chciałam to z nim albo z nią szłam na numerek. A i tak nie zaliczyłam chyba nawet połowy gości. Zresztą wątpię by komuś się udało. A ta impreza ma być chyba jeszcze większa. - lokalna weteranka ostatniej imprezy zaczęła uspokajać koleżankę wspominając ostatnią imprezę w tym gronie i stylu ale też zerkała na Lamię i Diane aby sprawdzić czy ta nadchodząca impreza ma podobne rokowania.

- Docelowo będzie około trzydziestu osób - saper zaczęła wyjaśniać - Nie chodzi o to, abyś każdemu robiła dobrze, tylko czasem podeszła z drinkami, a tak pełna dowolność. Ktoś ci się spodoba, ty się spodobasz jemu… jesteśmy dorośli, nie? - zatrzymała wzrok na ściskanych pośladkach rudej - Poznasz się bliżej z tymi, na których będziesz miała ochotę… w sposób w jaki bedzięsz miała ochotę. Żadnego zmuszania do niczego, a z drugiej strony żadnego świętego oburzenia jeśli nagle gdzieś w basenie albo przy stole zacznie się regularny, wieloosobowy numerek. - rozłożyła bezradnie ramiona - Różnie bywa, zwłaszcza że towarzystwo mamy bardzo aktywne i rozrywkowe. To też taka trochę impreza w ramach podziękowania, więc i my będziemy latały wokół chłopaków. Naprawdę bardzo przyda się nam ktoś w naszym klimacie, aby pomóc z ogarnianiem i jednocześnie był jednym z nas. Więc jak? Zgodzisz się razem z Sonią być w niedzielę tam na dole?

- Dobra. Czemu nie. Sonia mi ciekawe rzeczy opowiadała o tej waszej ostatniej imprezie. - kobieta z drobnym meszkiem na głowie uśmiechnęła się na luzaku i wskazała na stojącą obok niej koleżankę z pracy.

- No i jeszcze może będzie Mel. Jak się zgodzi. Właśnie idziemy gadać z mangerem. - Sonia wyjaśniła jeszcze jedną kwestię po czym cmoknęła koleżankę w policzek a sama znów uniosła ruchomą część baru i wróciła na tą stronę dla klientów.

- Ale Mel przecież ma na rano. - Anita zmrużyła oczy na znak, że coś jej się tutaj nie zgadza.

- No wiem. To też właśnie idziemy ustalić z szefem. Może da się jakoś zamienić na tą niedzielę czy coś. - wyjaśniła jej koleżanka a sama w międzyczasie podeszła do Lamii i Diane aby znów robić im za przewodniczkę.

- Jeszcze pare takich wizyt i ten wasz pingwinek będzie się na mnie dziwnie patrzył - pomruk Mazzi wyszedł wyjątkowo kosmaty i wesoły. Grzecznie ruszyła na rudzielcem, patrząc jak na firmowych szpilkach uroczo kręci kuperkiem - Chociaż z drugiej strony pewnie nie takie rzeczy widział…

- Oj tak. Dzieje się tu całkiem sporo. Zwłaszcza przy weekendach. Dlatego z takimi imprezami pasujecie tutaj w sam raz. - rudowłosa kelnerka pokiwała radośnie głową na znak, że w takich zabawach w tym lokalu nie ma nic niestosownego i od tego to miejsce właśnie jest. W tym radosnym nastroju wróciły do sali gdzie zazwyczaj pracowała Sonia. Tam zostawiła dwójkę gości a sama poszła poprosić szefa. Ten po chwili wyszedł za bar i Lamia zorientowała się, że to ten sam z jakim ostatnio z Eve ustalały detale przed poprzednią imprezą.
 
__________________
A God Damn Rat Pack
'Cause at 5 o'clock they take me to the Gallows Pole
The sands of time for me are running low...

Ostatnio edytowane przez Driada : 24-04-2020 o 03:12.
Driada jest offline