Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-04-2020, 03:19   #173
Driada
 
Driada's Avatar
 
Reputacja: 1 Driada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputację
- Ah, to ty. - facet wyraźnie ją także rozpoznał i nawet się trochę uśmiechnął. - To znów chodzi o wynajęcie sali? To zapraszam do mojego biura. - wskazał zapraszającym gestem w tą samą stronę co ostatnio a sam wrócił na zaplecze. Czekał na nie w wejściu do korytarza na zaplecze i niedługo potem znów we trójkę wylądowali w jego biurze. Tylko zamiast Eve obok Lamii siedziała teraz Diane.

- Sonia wstępnie mnie wprowadziła w sprawę. Więc jak rozumiem chodzi o wieczór w tą niedzielę… I o błękitny basen… Z obsługi zamawiacie Sonię, Anitę i Melisę… Basen do zapasów w kisielu… I kieliszek… - facet chyba robił notatki jak rozmawiał z rudowłosą bo teraz po kolei czytał z tego notatnika. Na koniec spojrzał na swoich gości by sprawdzić czy wszystko jak na razie się zgadza. No i czy trzeba jeszcze coś.

Dziwnym trafem Mazzi ucieszył widok pingiwnka. Poprzednim razem jego ekipa spisała się na medal, wyszło idealnie i grupa szturmowa kociaków dostała dokładnie to, o czym sobie zamarzyła. Teraz za to przyszła pora na drugą turę.

- Jeżeli się uda to do kieliszka gąbkę w kształcie wielkiej oliwki, albo kostki cukru. - podjęła wesoło, przyciskając płaczący portfel mocniej pośladkiem do fotela - Poza tym standardowo catering, zapas alkoholu na około trzydzieści osób które naprawdę sporo piją. Połowa gości to specjalsi - wzruszyła ramionami jakby to wszystko tłumaczyło i już nawijała dalej - Jakieś puffy, leżaki, fotele i coś do siedzenia na sucho, nie tylko w wodzie. Zawsze przy takiej grupie robią się grupki, niech będzie im wygodnie. Poza tym chciałam spytać czy macie projektory nieba… takie żeby wyświetlały gwiazdy na ścianach. Rozumiem że kolor ogólnego oświetlenia jest kwestią paru naciśnięć guzika, albo wymiany żarówek. Celujemy w błękit, do tego te ruchome światła na ścianach. Dmuchane materace do basenu, ze dwie piłki, boombox aby dało się potańczyć jeśli któregoś z gości najdzie ochota… hm, macie maszynę do baniek mydlanych i suchy lód? - spytała nagle, całkowicie poważnie.

- Hmm… tak, tak… no tak… - wyglądało na to, że zwierzchnik tutejszych kelnerek intensywnie myśli nad tym zamówieniem. Chyba zapisywał wszystko to co mówiła klientka i teraz coś tam sobie podkreślał, zakreślał i główkował przy okazji.

- Ten kieliszek… Żeby do środka mogła wejść jedna osoba… - postukał ołówkiem pewnie tam gdzie zapisał ten punkt zamówienia. - W tej chwili nie jestem na 100% pewny czy mamy coś odpowiedniego. - powiedział podnosząc wzrok na drugą stronę biurka. - Powinniśmy mieć. Ale dawno tego nikt nie zamawiał więc nie jestem pewny w jakim jest stanie. No ale jeszcze jest parę dni to może uda się coś zorganizować. - oświadczył jak to się mają rokowania na ten olbrzymi kieliszek.

- Teraz oliwka albo kostka do tego kieliszka. Jak rozumiem to ma być coś by wyglądał ten kieliszek jak drink? No myślę, że to też powinno być do zrobienia. - pokiwał głową na znak, że ten fragment jest łatwiejszy do realizacji niż poprzedni.

- Alkohol i jedzenie to podstawa. Jeśli macie jakieś preferencje co do potraw i alkoholu to proszę je podać. - od strony gastronomicznej to chyba był jeszcze mniejszy problem.

- Puffy, leżaki i tak dalej, jak rozumiem coś do siedzenia i leżenia. Oraz pływania w basenie. Naturalnie, dostarczymy to w ramach standardowego wyposażenia sali. - pmachał ręką jakby chodziło o jakąś oczywistą drobnostkę.

- Teraz projektor nieba… - zmrużył oczy i zastanawiał się chwilę machając w tym czasie ołówkiem na wszystkie strony. - Myślę, że da się zrobić. Chociaż będe musiał jeszcze porozmawiać z ekipą techniczną. Proszę się dowiadywać. Jutro albo w sobotę powinienem już coś wiedzieć. Postaramy się zorganizować by były panie zadowolone. - z tym punktem nieco łysiejący mężczyzna trochę nie był pewny tak od ręki czy to wyjdzie a jak tak to jak. Ale wydawało się, że powinno to leżeć w ramach możliwości tego lokalu i ekipy jaka nim zarządzała.

- No i muzyka, bańki i suchy lód. Oczywiście. Z tym nie będzie żadnych problemów realizujemy takie dodatki całkiem często. - wreszcie skończył tą listę podniósł głowę i popatrzył na swoich gości.

- Czy jeszcze coś? I jak się podobała ostatnia impreza? Czy wszystko było w porządku? Były jakieś trudnosci? - skoro miał okazję to zapytał gdy chyba zależało mu by klienci byli zadowoleni jak to tylko możliwe z usług tego lokalu i roznieśli renomę lokalu dalej.

Oczywiście, że były trudności… następnego dnia, gdy trzeba było się podnieść z wyra jakoś próbować żyć - tę kwestię saper przemilczała, bo po co się kompromitować?

- Och, wyszło cudownie! Kotara, stół i cała reszta, po prostu bajka. Dokładnie tak sobie wyobrażaliśmy! - zamiast tego roześmiała się szczerze, poprawiajac włosy które opadły jej na twarz - Było idealnie, Sonia już o to zadbała. Naprawdę dziewczyna jest nieoceniona i chyba czyta w myślach. Wiedziała dokładnie kiedy się pojawić, co podać i była na wyciagnięcie ręki gdy potrzeba. Poza tym robi najlepszy Manhattan jaki w życiu piłam! - dorzuciła całkowicie szczerze - Czuliśmy się zaopiekowani na najwyższym poziomie, dlatego wracamy ponownie i z tego powodu prosimy właśnie o nią na niedzielę, oraz Anitę i Melisę. Sonia je rekomenduje, a ufamy całkowicie jej osądowi, nie tylko w tej kwestii. - spojrzała na rudzielca z czystą sympatią i parsknęła - Poza tym z tego co słyszałam, wszyscy goście byli zachwyceni i nie mogą przestać gadać o tych cudach, które tutaj macie… a przekąski - wróciła na moment do zamówienia - Coś lekkiego, co da się wziąć do ręki na raz. Bez sztućców i konieczności łażenia wszędzie z talerzem. Ach, właśnie… co do stylizacji kieliszka… tak, chcemy aby drink wyglądał jak martini. I jeszcze parę butelek szampana na start… jeśli się da niech dziewczyny mają na sobie srebrne ubrania. Kostiumy. Chyba wszystko, co? - łypnęła na Diane - Zapomniałam o czymś?

- Chyba wszystko. Tym razem nie potrzebujemy chyba haka pod sufitem. A jak coś nam się urodzi to ja mogę podjechać i zamówić. No i Eve zostaje w mieście to pewnie też by mogła. - kobieta w skórzanej kurtce zaśmiała się cicho na wspomnienie o roli sufitowego haka w ostatniej turze.

- Aha, czyli jeszcze szampan… I ten kieliszek jako martini… - manager pokiwał głową, że nie ma z tym żadnego problemu i dopisał na swojej liście. - I srebrne kostiumy dla dziewczyn… I ręczne przekąski… - ołówek tylko śmigał po papierze zapisując kolejne pozycje w zamówieniu. W końcu podniósł głowę by jeszcze o coś zapytać.

- A te zapasy w kisielu… - zapytał stukając pewnie tam gdzie miał na kartce ten punkt. - Czy mamy dostarczyć ręczniki do czyszczenia czy wolicie mieć swoje? - zapytał jakby obie wersje były mu na rękę.

- Skoro już i tak wszystko u państwa zamawiamy, prosimy też o ręczniki na miejscu. - saper pokiwała głową do słów Indianki, po czym popatrzyła na managera pogodnie - Standardowo zostawię listę gości przy barze, aby każdy wiedział gdzie iść i aby go w odpowiednie miejsce oddelegowano… i wie pan co? - wyszczerzyła się - Pan dorzuci gdzieś pod ścianą ten stół co ostatnio, tak na wszelki wypadek. Bez krzeseł, sam blat… i chyba to będzie wszystko. - sięgnęła po torebkę.

- Aha jeszcze tamten stół z góry… - manager uniósł do góry palec na znak, że rozumie o co chodzi i dopisał kolejną pozycję. Chwilę jeszcze rozmawiali i została tylko kwestia ceny. Nad tym gospodarz z zakolami siedział dłuższą chwilę nim podliczył wszystko i przedstawił swoją szacunkową wartość.

- To na tą chwilę dość pobieżne szacunki. Jeszcze parę rzeczy z tej listy jest do ustalenia czy da się załatwić. Ale jestem raczej pozytywnej myśli. Ostateczny kosztorys myślę będzie do odebrania od soboty wieczorem. Można go opłacić w dowolnym momencie przed rozpoczęciem imprezy. - szef zmiany podsunął wyliczenia na drugą stronę stołu aby obie kobiety mogły się z nim zapoznać. Teraz albo do czasów tej imprezy. Sumarycznie wyszło podobnie jak poprzednio. Chociaż wtedy znaczną część kwoty wyniosło honorarium dla gwiazdy estrady. Teraz co prawda tego punktu nie było ale była za to miało być prawie dwa razy więcej gości, trzy dziewczyny z obsługi a nie jedna no i sala była dużo większa niż dwa sąsiadujące ze sobą pokoje. Więc portfele musiały to odczuć. No ale Karen wspomniała wczoraj, że coś się dorzucą chociaż na tą chwilę nie było wiadomo ile. Jutro miała powiedzieć jak przyjadą na weekend. Wraz z szacunkową liczbą gości z ich oddziału. Mazzi wiedziała jedno: wyłożyłaby to co miała, byle podziękować. Chłopaki i Karen zasługiwali na podziękowania, w końcu uratowali im życia.


Ostatnim punktem wycieczki krajoznawczej przed powrotem do domu był dobrze utrzymany apartamentowiec, wzięty za królestwo przez jedną łaskawą panią. Podjeżdżając pod budynek Lamię kuło w boku i nie chodziło o obite żebra. Co miała powiedzieć kasztance? Cała prawdę, czy zmilczeć aby nie denerwować jej zbytnio czymś, czym denerwować się nie powinna? Zadawała sobie te pytania ciągle i ciągle, wchodząc powoli po wąskich, tak dobrze znanych schodach. W dłoniach miętosiła bukiet karminowych dalii i ciemnoburgundowych astrów, kupiony po drodze… bo przecież nie wypadało przychodzić z pustymi łapami.

- Ogarnij się - mruknęła cicho do siebie, pukajac energicznie w drzwi.

Stała może chwilę gdy usłyszała zgrzyt zamków a w drzwiach stanęła gospodyni. Widząc kto stoi w drzwiach i co trzyma w dłoniach na twarzy okularnicy zagościł zaskoczony uśmiech.

- Księżniczko! Dobrze cię widzieć. Wejdź proszę. - kasztanowłosa pielęgniarka odsunęła się aby gość mógł wejść.

- Jeszcze ja! - zawołała Di która widocznie skończyła parkować motocykl i teraz dogoniła Lamię. Więc gospodyni cofnęła się od drzwi aby motocyklistka też mogła wejść do środka.

Saper chętnie skorzystała z zaproszenia, ładujac się do przedpokoju. Tam poczekała na Indiankę i dopiero gdy tamta zamknęła drzwi, wyciągnęła rękę po rękę gospodyni.
- Jak zawsze olśniewająca - pochyliła się, całując delikatną dłoń. Prostujac się, to samo uczyniła z kasztankowym policzkiem - Cieszę się, że cię widzę… proszę, to dla ciebie - wyciągnęła bukiet zza pleców - Mamy nadzieję, że nie przeszkadzamy? Jak ci minął dzień? Zapewne znowu przegonili twój majestat po tych cholernych piętrach. Jeśli znajdziesz dla nas parę minut, myślę że podczas takiej rozmowy znajdzie się wierna sługa, aby zająć się odpowiednio umęczonymi nogami łaskawej pani.

- Oh Księżniczko, jesteś niemożliwa! - zaśmiała się Betty przyjmując komplementy i kwiaty. Wzięła je w ręce, spojrzała z bliska, powąchała i znów się zaśmiała ze szczęścia. Teraz sama objęła swoją faworytę i czule pocałowała ją w usta.

- Chodźcie gołabeczki! Musimy znaleźć miejsce dla tych prześlicznych kwiatków! - gospodyni ruszyła przodem zapraszając słowem, gestem i przyjaznym uśmiechem.

- Ojej jakie ładne kwiaty? Cześć dziewczyny! - zwabiona głosami pokazała się Amy i jej uwagę przykul niesiony bukiet kwiatów. Betty zatrzymała się aby blondynka mogła się też nacieszyć tymi pięknościami.

- Nie stójmy tak, chodźmy do kuchni, muszę znaleźć odpowiedni wazon na takie piękne kwiaty. - gospodyni promieniała radością gdy tak wezwała dziewczęcą gromadkę do kuchni. Tam pozwoliła potrzymać bukiet Amy a swoim gościom się rozsiąść gdy sama szperała w jakichś szafkach.

- Macie na coś ochotę? Napijecie się czegoś? - pytała okularnica podczas tych poszukiwań.

- Ja zaraz wrócę tylko po coś skoczę do pokoju. - oświadczyła motocyklistka i ruszyła do dawnej sypialni Lamii którą teraz zajmowała razem z Madi i różnymi przygodnymi dziewczynami.

Mazzi za to zamarła w progu kuchni, mając problem aby oderwać wzrok od Amelii. Wydawała się taka krucha, delikatna. Dobra i jasna. Nie zasłużyła na to, co ją spotkało.

- Wódki… - wychrypiała, robiąc krok do przodu i ruszyła prawie pędem, łapiąc blondynkę w ramiona i uścisnęła ją mocno, przytulajac do siebie jakby chciała ją ochronić przed całym tym popierdolonym światem. Stała tak, zaciskając pulsujące szczęki i gładząc delikatnie jasne włosy, póki coś się w niej nie odblokowało.

- Hej… też się cieszę, że was widzę. Kocham was, wiecie o tym, prawda? Jesteście cudowne, a ja jestem pieprzoną farciarą, że was spotkałam - pocałowała czubek głowy przed sobą - Amy rezerwuj sobie wtorek koło południa. Idziemy na lody… i do ZOO… i gdzie tylko będziesz chciała. Betty… może jednak poproszę herbatę, jeśli to nie problem.

- Ojej… Lamia… Już dobrze… - Amy chyba była trochę zaskoczona tym napływem czułości. Okularnica która akurat znalazła wazon i nalewała do niego wody też na chwilę spojrzała na Lamię jakoś tak uważniej. Ale chwilowo wazon dał jej inne zajęcie. Zaś blondynka uśmiechnęła się delikatnym ale ciepłym uśmiechem.

- Pójdziemy na lody? We wtorek? Tak jak ostatnio? Dobrze! Bardzo chętnie. - uśmiechnęła się wesoło jakby wpadła starsza siostra i obiecała wspólny wypad z młodszą.

- To świetny pomysł gołąbeczki. - Betty pochwaliła je obie gdy sama wstawiła bukiet do wazonu a ten ustawiła na środku stołu. - To teraz herbaty tak? Dobrze, już robię. A dla ciebie Amelio? - zapytała blondynkę.

- Ja też poproszę herbaty. - poprosiła cicha blondyneczka.

- A ja chcę coś zimnego. Może ten kompot co tak magicznie kaca leczy? - dołączyła się powracająca do kuchni Indianka. Minęła Lamię siadając u szczytu stołu a po drodze złodziejskim sprytem wsadziła coś do kieszeni na tyłku jej spodni.

- Zaraz będzie. - obiecała gospodyni odwracając się od kuchenki i patrząc z czułym uśmiechem na swoje trzy gołąbeczki.

W międzyczasie saper usiadła przy stole, zgarniając najmłodszą z ich grupy na swoje kolana. Usadziła dziewczynę bokiem, aby mogła rozmawiać z resztą będąc frontem do stołu. Obejmując ją w pasie wreszcie dało się przestać myśleć o rozmowie z Ramsayem. Dziś nie zamierzała psuć maleństwu dnia, we wtorek ją urobi. Teraz jeszcze mogły pogadać jak zwykła rodzina i bez podtekstów.

- Wpadłyśmy się przywitać i zapytać jak mija wam tydzień. Trochę nas tu nie było… zwłaszcza mnie. Stęskniłam się, mam też oczywiście biznes do łaskawej pani. Wywaliłam się na schodach i stłukłam żebra, rzuciłabyś potem okiem? Donnie stękał że dobrze, aby to zobaczył ktoś bardziej ogarnięty od niego Nic wielkiego, pewnie by to sam ogarnął, gdyby się bardziej nie skupiał na cyckach - zaczęła nadawać weselej, puszczając dyskretne oczko Indiance, Betty posyłając całusa, nim nie wróciła do blond twarzy nad sobą - Nie wtrynię ci się w plany z Jackiem tym wtorkiem? Jeśli coś jego też bierz pod pachę… nie pogryzę go, ani nie pobiję - cmoknęła ją w policzek - Obiecuje.

Gdy tylko Lamia siadła z miejsca poczuła to niewygodne uczucie gdy się siada na jakiejś “szyszce”. W tym wypadku dopiero teraz odczuła, że to co jej Di wsadziła do tylnej kieszeni to jednak jest jak najbardziej w 3d. Chyba jakieś małe pudełeczko.

- Oczywiście Księżniczko zaraz rzucę na to okiem. - Betty zmrużyła oczy gdy padło imię wojskowego sanitariusza ale poza tym nic nie powiedziała. - A kobiece piersi no cóż, chyba mężczyźni tak mają jak je widzą tuż przed sobą. Chociaż chyba nie tylko oni. - dodała odwracając się by zalać wrzątkiem kubki z herbatą. Chwilę trwał ten obrządek nim gospodyni postawiła przed Lamią i Amy dwa parujące kubki. Sądząc po zapachu jakaś leśna, owocowa mieszanka. Mówiła jakby miała wiele zrozumienia dla takiego zachowania Darko o jakim wspomniała jej faworyta.

- O tak, cycki rulez. Też się lubię nimi bawić. I nie tylko swoimi! - zaśmiała się lubieżnie Indianka może nawet trochę zbyt głośno. Jakby też chciała odwrócić uwagę od okoliczności w jakich kumpela zarobiła tego siniaka.

- A ja wtorek mam wolny. - Amelia uśmiechnęła się całkiem chętnie goszcząc się na kolanach swojej szpitalnej kumpeli i obejmując ją jednym ramieniem. Bo drugim sprawdzała jak goraca jest ta herbata. No ale jeszcze miała temperaturę wrzątku.

- Zwłaszcza w dzień jak Jack jest w pracy. - uśmiechnęła się odpowiadając na pytanie kobiety jakiej siedziała na kolanach.

- Tak raz czy dwa wspomniałam mu o tych lodach z tobą. Że było fajnie i w ogole. Ale się chyba nie domyślił, że ucieszyłabym się jakby on mnie tam zabrał. Tak jak w weekend Steve zabrał ciebie i Eve. - westchnęła cicho blondyneczka gdy zwierzyła się ze swojego małego marzenia na ten temat a tą najlepszą lodziarnię w mieście i wspólne wizyty widocznie dobrze wspominała.

- Ale dlatego chętnie z tobą pojadę jeszcze raz! - zaśmiała się wesoło jakby nie chciała by powstało jakieś przykre wrażenie o jej nowym chłopaku. - A właśnie a co tam u ciebie, u Steve’a i u Eve? - zapytała też ciekawa wieści co się dzieje u Lamii w związku i nie tylko.

- Faceci są czasem tępi, nie przejmuj się - saper poklepała pocieszająco drobną rączkę - Trzeba im łopatologię walić. Na przykład: Ej kochanie, zjadłabym lody. Uwielbiam lody! Znasz tą lodziarnię przy ratuszu? W życiu lepszych nie jadłam. Pójdziemy tam w weekend? Zobaczysz że warto i sprawisz mi tym ogromną frajdę - powachlowała na blondi rzęsami i odchrząknęła - Poza tym jak zabierzesz mnie na lody na podwieczorek, to ja zabiorę cię na lody po kolacji… ostatniego nie musisz dodawać, ale uwierz mi. Działa za każdym razem parsknęła wesoło, przechodząc do szerszych tematów - A u nas w porządku, żyjemy sobie jak te trzy pąkle na grzbiecie wieloryba. Eve jeździ do ratusza, redagować artykuły… potem się rozbijamy po różnych klubach i dziurach. Steve obiecał że już w piątek się urwie z roboty razem z kumpelą i wpadną do nas, do magazynów. Całkiem niezła ta Karen. Cały piątek wieczór i sobotę rano będziemy mieć dla siebie. Jak dobrze pójdzie do Mason pojedziemy w trójkę: Steve, ja i Willy. Złapałam ją w jednostce. Służyłyśmy razem w Bękartach - mruknęła i aby nie drążyć, zrobiła kocią mordę łypiąc na buźkę Amy - W ogóle to wczoraj byłyśmy z Eve w jego jednostce z samego rana, a jak poszłyśmy on trafił na dywanik do swojego przełożonego… - zaśmiała się i opowiedziała od początku, nie szczędząc szczegółów, całe poranne widzenie, łącznie z jedzeniem tygrysiego ciasta, rozwaleniem stołka, a na sam koniec machnęła ręką, sięgając do kieszeni bo prezent od Di aby go dyskretnie zbadać kątem oka - Trochę się martwiłyśmy że coś mu zrobią, na szczęście miał tylko obiecać poprawę i obiecać że więcej nie będzie nas pukał jak ktoś patrzy.

- Tak? Ojej no tak to jeszcze nie próbowałam…. Ale masz rację Lamia, spróbuję zrobić tak jak mówisz! Ale i tak chętnie pojadę z tobą we wtorek na te lody! To na którą się umawiamy? - drobna blondynka zrobiła wielkie oczy gdy koleżanka zdradziła jej sekret jak można pokierować rozmową z Jackiem by zabrał ją jednak na te lody.

- I udało ci się odnaleźć kogoś z dawnej jednostki? To cudownie Księżniczko! Mam nadzieję, że uda wam się spotkać i wspólnie spędzić czas. - Betty wreszcie siadła razem z nimi, też z parującym kubkiem a sama poczęstowała Indiankę chłodnym kompotem z chyba śliwek.

A potem cała trójka słuchała z zapartym tchem przygód Lamii i Eve jak pojechały wczorajszego poranka w odwiedziny do Steve’a.

- Rżnęliście się przed nie całkiem ukrytą kamerą?! No! I to jest właśnie łamanie systemu! - Indianka zareagowała pierwsza i ze szczerym rozbawieniem oraz pełną aprobatą dla takiego wyczynu. Aż jej okularnica nie posłała ostrzegawczego spojrzenia za ten niewyparzony język.

- Jej Lamia ty to jesteś taka odważna. Ja bym się chyba bała spróbować tak w obcym miejscu. - Amelia za to też wydawała się podekscytowana jakby słuchała opowieści o jakiejś swojej ulubionej bohaterce z komiksów czy podobnej postaci co przeżywa niesamowite przygody w jakiejś opowieści. Tylko Lamia była naprawdę i naprawdę przeżywała te przygody.

- Steve wydał mi się całkiem porządnym i statecznym mężczyzną. Nie sądzy by odgrywał to tylko tutaj na pokaz. Więc myślę, że się wykaraska jakimś głupstwem. W końcu kapitanów jednostki specjalnej pewnie nie mają tam zbyt wielu i raczej nie byłoby im łatwo go zastąpić. - Betty chyba zrozumiała jakie obawy mogą mieć dziewczyny swojego wspólnego chłopaka po takiej porannej przygodzie i starała się je rozwiać jak tylko mogła. A Lamia zyskała w międzyczasie wyjąć to pudełko z tylnej kieszeni. I okazało się, że był to żel do masażu. Całkiem możliwe, że jeden z tych od Madi skoro Di przyniosła go z ich wspólnego pokoju.

Ukryła uśmiech, mrugając konspiracyjnie do gangerki. Podobny prezent był jak obietnica i ostrzeżenie w jednym, zapewnienie, że jutro też saper będzie miała problemy z chodzeniem.
- Takiego drugiego jak Tygrysek nie mają na pewno. Nikt nie da rady go zastąpić. Nigdzie nie ma takiego drugiego - westchnęła, robiąc rozmarzoną minę, gdy tak patrzyła mało obecnie za okno, mając w głowie obraz cholernego oficerka którego blachę nosiła na szyi.

- Tak.. ekhem… - drgnęła, wracajac do kuchni pielegniarki - Właśnie, skoro już przy chłopakach jesteśmy, w niedzielę robimy imprezę w Honolulu. Byłyśmy własnie obgadać sprawę z Sonią i managerem. Musimy im jakoś podziękować, bo wczoraj miałyśmy… taki drobny problem, a oni nam bardzo pomogli. Dlatego w ramach podziękowań ogarniamy balet na całą dwunastkę gniewnych Boltów i nasze dziewczyny. To dla nas ważne, cholernie - popatrzyła na Betty, a przez jej twarz przewinął się szary cień - Oczywiście tylko dla formalności wspomnę, że nie wyobrażam sobie repety bez łaskawej pani. Śni mi się po nocach to, co robiłyśmy tam pod ścianą i nie tylko mnie - wyszczerzyła się - Nie chcę się bawić bez ciebie… zrobisz mi nielichą przyjemność, jeśli zgodzisz się zaszczycić swą obecnością naszą marną parapetówę, sprawiając że wreszcie nabierze porządnego szlifu. Poza tym czułabym się bezpieczniej gdybyś miała mnie na oku, ostatnio szwankuje mi łeb… - wzruszyła sztywno ramionami - Trochę bardziej niż zwykle.

- No tak. A ja tylko dodam, że gdyby Lamia ci się znudziła do takich manewrów pod ścianą to ja się piszę z tobą na takie zabawy bardzo chętnie. - Diane szybko przejęła pałeczkę rozmowy wspierając swoją kumpelę i może chcąc odwrócić uwagę od nieco zakłopotanej końcówki jej wypowiedzi. Betty chyba jednak tego nie przegapiła sądząc po zmarszczonych nad okularami brwiach ale dała się ponieść dyskusji.

- W tą niedzielę? Wieczorem? Ale ty Księżniczko nie miałaś jakichś planów wyjazdowych ze Stevem? - zapytała kasztanowłosa pani zamku pamiętając pewnie rozmowy z ostatniego weekendu o planach na następny.

- No tak ale mają wrócić na wieczór no to będą z nami. To co Betty? Przyjdziesz? Wiesz ile foczek na ciebie tam będzie czekać? Po ostatnim razie to zrobiłyście taki show pod ścianą a potem z Jamie, że teraz będą tylko przebierać ze zniecierpliwienia byś miała na którąś z nich ochotę. Ja naturalnie też. - gangerka szybko zapewniła o rosnącej popularności okularnicy wśród żeńskiej części gości z ostatniej i przyszłej imprezy. To chyba rozbawiło kasztankę bo roześmiała się wesoło.

- No dobrze gołąbeczki. Skoro stara Betty jest wam taka niezbędna to postaram się być. Chociaż aż się boję koleknego poniedziałku już teraz. Ten ostatni był straszny. Ja już nie mam tyle energii co wy młodzi. - Królowa uśmiechnęła się dostojnie ale wyraziła swoją wstępną zgodę na to zaproszenie.

- A teraz gołąbeczki możemy was na chwilę przeprosić z Księżniczką? Chciałabym rzuć okiem na ten upadek na schodach. - gospodyni poprosiła swoich gości o drobne przemeblowanie tak ładnie, że Amelia cmoknęła jeszcze policzek Lamii po czym bez sprzeciwu wstała z jej kolan aby i ta mogła ruszyć się ze swojego miejsca.

- Maleństwo, mogę też mieć prośbę? - wstając saper popatrzyła ciepło na blondyneczkę - Będziesz taka słodziutka i spakujesz mi trochę ciuchów do torby? Są w szafce przy oknie… przecież nie wypada abym ciągle łaziła w cudzych rzeczach, a na razie dekuję u Eve. Właśnie - tu spojrzała na gangerkę - Pod łóżkiem jest mała, czarna torba. Weź ją, ok? Lepiej żebym to zawiozła do magazynów… - przechodząc obok cmoknęła wpierw jasnowłose, a potem czarnowłose czoło i ruszyła za gospodynią wprost do jej królestwa.

Sam pokój nie zmienił się kompletnie, wciąż budzą bardzo pozytywne i bardzo kosmate skojarzenia. Szczególnie drzwi od łazienki, gdzie oczy same uciekały. Miały jednak inne rzeczy do obgadania.

- To nic takiego - Mazzi zamknęła za sobą drzwi i podeszła do łóżka, zrzucajac po drodze koszulkę. Stanęła bokiem do pielęgniarki, krzywiąc się przy podnoszeniu ramienia w górę, aby pokazać żebra.

- Nie chciałam mówić przy Amy - westchnęła, spoglądając na kasztankę zmęczonym spojrzeniem - Wczoraj kręciłyśmy film w starych łaźniach, a po wszystkim napadło nas paru typów. Eve, Jamie, Val… i mnie. Jamie dostała parę razy w twarz, poza tym nic się nie stało, są całe i zdrowie. Związali nas i chcieli wywieźć gdzieś za miasto do burdelu, zrobił się cyrk. Di dała radę zwiać na początku, zawiadomiła gliny. Potem gliny odcięły tych chujków tam w Ruinach i nastąpił impas… więc wreszcie któryś z psów dał cynk wyżej i sprowadzili Steve’a z ludźmi. Odbili nas zanim trafiłśmy jako zabawki do bandy popierdolonych zwyroli… którzy by nas zajebali gdy się znudzą tłuczeniem i jebaniem na wszystkie możliwe sposoby… przepraszam, wiem. Język - przymknęła oczy - Po prostu z jednej strony jestem wściekła, że takie ścierwa chodzą po ziemi. Z drugiej… czy to nie w obronie takich jak oni przeszłam przez maszynkę do mięsa tam na północy? Mam dość Betty, jestem zmęczona. Powoli coraz więcej rzeczy mnie irytuje...łatwo tracę kontrolę i coraz częściej słyszę wybuchy - pokręciła głową, nie wiedząc za bardzo jak to wytłumaczyć - Jedną nogą jestem tutaj, piętą drugiej łażę po Fargo. Mam znowu te sny, przebłyski… za cholerę nie umiem ich poskładać… i jeszcze Wilma. Wyprosiłam w jej jednostce zdjęcie, bo przecież nie wiem jak wygląda. Pamiętam głos, teraz też gadałyśmy przez radio… obawiam się jej reakcji gdy się dowie, że zostałam pierdoloną, wybrakowaną kaleką, która nie ma nawet przeszłości - zaśmiała się gorzko, obraz zaczął się rozmazywać - Jestem też ciekawa za którym razem Steve w końcu będzie miał dość i zrobi to, co każdy normalny facet na jego miejscu by zrobił… pogoni mnie w cholerę. Ma dość problemów w robocie, po co mu kolejny w domu. Taki który nie wiesz czy pójdzie z tobą normalnie na miasto i wróci po bożemu, czy coś odpierdoli bo mu się uwidzi w bani jeden z serii dennych flashbacków z piekła… mam receptę od Brenna, nie chciałam brać niczego żeby nie skończyć jak Daniel. Pamiętam twoje ostrzeżenia… tylko ciężko mi. Po prostu mi czasem ciężko.

- Oh Księżniczko… - Betty z początku chyba zamurowało gdy zobaczyła co jej faworyta skrywa pod koszulką. Ale tylko na moment. W miare jak Lamia opowiadała swój ostatni dzień, dzieliła się obawami okularnica na moment znów przeistoczyła się w siostrę przełożoną. Albo raczej czułą i troskliwą pielęgniarkę. Gdy podeszła do jakiejś szafy, wyjęła z niej zgrabną walizeczkę z zielonego plastiku i namalowanym białym krzyżem pierwszej pomocy a potem usiadła na krawędzi swojego łoża ustawiając pacjentkę tak by stała między jej udami i zranionym bokiem w stronę jej twarzy i dłoni. A sama sprawnymi ruchami przygotywała mazidla, dezynfektanty a potem opatrunki. Odezwała się dopiero gdy już zaczynała zakładać bandaż na ten wolny od tatuaży bok. Lamia zaś miała wrażenie, że nawet od dzisiejszego poranka to ten siniak chyba się rozrósł, nabrał barwy i chyba akurat teraz był w swoim najobszerniejszym stadium.

- Oh Księżniczko… - westchnęła czule jej opiekunka i patronka całkiem nie po pielęgniarsku całując ją delikatnie w sam środek opuchlizny. Zaczęła kończyć go zakładać i dołożyła swój komentarz do tego wszystkiego.

- Wiedziałam o tej akcji wczoraj. Do nas przywieziono ciała zabitych. Na sekcję. W 1-ce mają tylko małą kostnicę na dwa czy cztery ciała. Więc jak coś więcej to przywożą do nas. Stąd wiedzieliśmy o tej akcji i nawet to, że to nasi specjalsi ich wykończyli. Nawet się zastanawiałam czy Steve brał w tym udział. No ale nikt nie wiedział. Wiesz, te kominiarki i reszta. - tłumaczyła sprawnie przykłądając przygotowany opatrunek do zranionego miejsca. Wyglądał podobnie jak te co Amy nosiła na twarzy. Tylko ten okularnica zaczęła przyklejać plastrami.

- Wiedzieliśmy, że chodziło o uwolnienie zakładniczek. Cztery, młode kobiety. No ale do głowy mi nie przyszło, że może chodzić o ciebie i nasze dziewczyny. - przyznała gospodyni sprawnie mocując plaster za plastrem aż uznała, że wystarczy. Wtedy wstała i popatrzyła z bliska na twarz swojej ulubienicy.

- Oh Księżniczko… - znów powiedziała z jakąś taką matczyną troską i pocałowała Lamię w usta. Całowała tak długo, powoli i łagodnie. Jakby tym pocałunkiem chciała dodać swojej Księżniczce sił i otuchy. Wreszcie naikierowała ją czołem do siebie, objęła i częściowo wtuliła się w nią a częściowo przytuliła ją do siebie w tym ochronnym, opiekuńczym geście. Zaczęła delikatnie gładzić jej włosy powolnymi ruchami a Lamia znów miała nozdrza pełne jabłkowego szamponu. Przez chwilę tak po prostu stały ciesząc się sobą nawzajem, swoją bliskością, zaufaniem i uczuciem jakie ich łączyło.

- Ale młoda damo. - Betty chyba doszła do wniosku, że czas na nieco bardziej stanowcze działania. Trochę odsunęła swoją głowę tak, że znów były z Lamią twarz w twarz. Pacnęła palcem w jej szczękę i pogroziła jej palcem.

- Chyba już, żeśmy o tym rozmawiały. Bardzo cię proszę, nie mów a zwłaszcza nie myśl tak o sobie. Że jesteś mentalną i fizyczną kaleką. Bo to nieprawda. Poza tym jestem przekonana. Całkowicie. Że Steve i Eve cię kochają. I na pewno nie chodzi o sam seks. Chociaż naturalnie on też gra w tym istotną rolę. Ale oni cię kochają. A ty ich. Poza tym spójrz na mnie i te wszystkie nasze dziewczyny i chłopaków. Oni są tak różni od siebie a wszyscy przynajmniej cię lubią. - czarna wdowa popatrzyła na trzymaną ofiarę ale chociaż niby słowa były ułożone w reprymendę to jednak dało się wyczuć w głosie i spojrzeniu głównie troskę, miłość i nadzieję.

- No a co do tego. - Betty westchnęła i odkleiła się od Księżniczki. Pochyliła się nad swoją apteczką i szukała tam czegoś. W końću wyjęła jakąś tubkę i listek tabletek.

- Tu masz maść na takie stłuczenia. Posmaruj cienką warstwą. To przyśpiesza gojenie i trochę znieczula. Ale gdybyś potrzebowała czegoś mocniejszego to weź jedną góra dwie tabletki. Lepiej nie częściej niż taki zestaw na pół doby. Zaczynają działać po jakimś kwadransie, w pełni po ok pół godzinie. Działają przez kilka godzin. - Betty niczym prawdziwa pielęgniarka wyjaśniła czym są trzymane medykamenty i jak ich używać. Pocałowała jeszcze raz swoją ulubioną pacjentkę krótko w usta po czym znów objęła ją ramionami.

- I chyba wiem jak poprawić ci humor. - uśmiechnęła się do niej wodząc czule i zmysłowo palcem po jej policzku. - Strasznie dokuczają mi nogi po całym dniu stania i chodzenia. Mogłabyś coś na to poradzić? - zapytała nieco przekrzywiając głowę i patrząc koso na obejmowaną kobietę.
Reakcja była natychmiastowa, jak zwykle zresztą. Sierżant chętnie padła na kolana, oddając należyty hołd swej łaskawej pani... wszak któż lepiej znał się na leczeniu przetrąconych dusz niż ona?
 
__________________
A God Damn Rat Pack
'Cause at 5 o'clock they take me to the Gallows Pole
The sands of time for me are running low...
Driada jest offline