Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-04-2020, 12:46   #174
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 38 - Bonus - Thunderbolts 1/3

Czas: 2054.09.23; śr; ranek;
Miejsce: Sioux Falls; Wild Water Barracks
Warunki: wnętrze biura, jasno, ciepło, sucho, cisza na zewnątrz jasno, umiarkowanie, pogodnie, powiew


Wciąż nie mógł uwierzyć, że to zrobiły. Tak bez ostrzeżenia przyjechały do niego. Znowu. Chociaż tym razem o poranku a nie jak ostatnim razem o północy. Ale też w środku tygodnia i bez ostrzeżenia. No tym razem jednak jak dostał wezwanie z 1-ki to chociaż wiedział, że chodzi o nie. Więc szedł spokojniejszy niż wtedy w nocy w zeszłym tygodniu. Ale i tak niepokoił się, że coś się stało. A tu niespodzianka. Stęskniły się! Ba! Przywiozły ciasto i bułki z tej cukierni naprzeciwko apartamentowca Betty. Cholera! A ciasto to nawet z życzeniami i to takie osobisty. No i one same. No cholera jak zobaczył co mają pod tymi płaszczykami…

Ale teraz się spieszył. Już pojechały a mózg zaczynał mu wracać na normalne tory. Cholera już prawie 8-ma… Ale zeszło… No ale z takimi dwoma kociakami to nie szło się nudzić i czas po prostu znikał. Zwłaszcza jak się odstawiły w te czarne pończochy, szpile i koronki… No a nawet obroże i smycze…

- Cholera, człowieku, opanuj się… - mruknął sam do siebie przechodząc przez drzwi. Cudnie było. Ale się skończyło. Musiał teraz skupić się na odprawie. Zaraz miał ją przecież poprowadzić. A miał już czas tylko zostawić te ciasto i bułki a zabrać materiały na odprawę i musiał już lecieć.



Czas: 2054.09.23; śr; południe;
Miejsce: Sioux Falls; Wild Water Barracks
Warunki: wnętrze biura, jasno, ciepło, sucho, cisza na zewnątrz jasno, umiarkowanie, zachmurzenie, powiew


Zdawał sobie sprawę, że to musiało nastąpić. Tak był ten świat ułożony. Najpierw były jakieś akcje, potem reakcje a w końcu konsekwencje. Że też musiał zapomnieć o tej cholernej kamerze! No ale jak zobaczył co mają pod tymi płaszczykami, jak dotarło do niego po co naprawdę przyjechały no cóż… Trochę go poniosło. Cholera! Chyba poniosło ich wszystkich. Pewnie by im się upiekło i chłopakom z 1-ki najwyżej by flachę postawił i byłoby po sprawie. No ale ta cholerna kamera…

- Jesteś Krótki. No to idź. Czekają na ciebie. - Ces przywitał go nieco ironicznym uśmieszkiem. Obaj byli kapitanami no ale on był dowódcą jednostki specjalnej a Ces był adiutantem starego. Ale dogadywali się nieźle mimo, że Cesar raczej opuszczał służbowo koszary tak jak on je opuszczał często. No ale Ces stanowił świetny barometr nastrojów starego no i swoisty bufor bezpieczeństwa. To właśnie od niego przyleciał rano dyżurny z informacją, że zaraz po zajęciach ma się stawić tutaj. Nie robili rabanu więc pewnie nie chcieli rozlewać mleka w jeszcze większą kałużę. No ale jednak trzeba było wziąć szmatę i posprzątać. Właśnie dlatego był tutaj.

- Oni? - zdziwił się trochę. Spodziewał się wezwania dywaniku odkąd Eve zapytała o tą kamerę. Ale spodziewał się samego starego. Wolałby by był sam stary. Wtedy jeszcze była realna szansa, że sprawa rozejdzie się po kościach. Stary był weteranem starej daty. Prawdziwym spadochroniarzem ze 101-ej. Z czasów jak jeszcze była 101-sza i spadochroniarze naprawdę skakali z prawdziwych samolotów z prawdziwymi spadochronami. Potem brał udział w walkach już po tym jak spadły bomby ale jeszcze dawny system działał jakoś siłą inercji. I stary tam był. A wówczas miał właśnie szarże i obowiązki podobne jak on teraz. Dlatego i on sam i reszta wojaków szanowała go i traktowała jak swojego. Nawet jak nie był już dziarski ciałem to nadal był dziarski duchem. No i zazwyczaj stawał po stronie swoich żołnierzy. Na to po cichu liczył teraz. Ale kim byli “oni”?

- Gruby i Żelazny Łeb. - Ces nie owijał w bawełnę. Steve westchnął nie tylko w duchu. No tak. Gruby. Właściwie to był podpułkownikiem. Zarządcą kadr. Gryzipiórkiem. To była całkiem ważna i odpowiedzialna fucha. Był jedną z najważniejszych osób w bazie. Ale był ulepiony z całkiem innej gliny niż stary, on czy ktoś z oddziału Krótkiego. Cholerny karierowicz. Ale zazwyczaj nie musiał mieć z nim zbyt wiele wspólnego bo papierologią zajmowali się inni. A Żelazny Łeb był zaś szefem żandarmerii. Typowy służbista. Trudno mu było coś o nim powiedzieć. Jakiś taki… suchy? Mimo, że służyli w tej samej jednostce to jakby żyli obok siebie. Po prostu mijali się i rzadko ich obowiązki zazębiały się by z jednym lub drugim musiał kontaktować się osobiście. Z jednym gdy zazwyczaj Gruby odkrył, że coś się w czyichś aktach albo druczkach nie zgadza i oczywiście musiał zgłosić taki nieporządek z drugim gdy któryś z jego podwładnych spsocił w jednostce lub na mieście i MP musiała interweniować.

- Stary ich wezwał? - Steve trochę w to nie dowierzał. Stary jakby miał mu coś do powiedzenia to by go wezwał i powiedział. I nie potrzebował do tego innych. Obecność szefa MP sugerowała, że mogą być wyciągnięte jakieś środki dyscyplinarne. Niby jakie? Aresztują go? W to absolutnie nie wierzył.

- Masz pecha. Gruby o coś się przychrzaniał u chłopaków w cieciówce. No więc sam mu się podłożyłeś. I pewnie wezwał Żelaznego bo przyszli razem. - Ces rozłożył ręce na znak, że już nic nie dało się z tym zrobić.

- No widzę. Co mi radzisz Ces? - Steve zapytał patrząc na drzwi do gabinetu starego przez jakie zaraz musiał przejść. Drugi kapitan o latynoskim czy jak on sam o sobie mówił iberyjskim, typie urody też spojrzał na drzwi zastanawiając się chwilę. W końcu wzruszył ramionami i spojrzał na kolegę.

- Idź i załatw to jak mężczyzna. Nie odkręcisz tego. Widzieli nagrania. Nie ściemniaj bo stary uzna, że kpisz z niego a to go wkurwi. A to jedyny twój sojusznik za drzwiami. I jest najważniejszy. Jak powie, że nie ma problemu to nawet Gruby nic nie zrobi. Będzie się ciskał i dusił ale nic nie zrobi. A Żelazny sam wiesz. Wykona otrzymane rozkazy i nie będzie się wtrącał. - Cesar w końcu przedstawił swoje rokowania. Krótki pokiwał głową na znak zgody. Brzmiało sensownie. Sam doszedł do podobnych wniosków ale Ces właśnie jakoś zawsze umiał przedstawić klarowną esencję. Przynajmniej jeśli chodziło o starego.

- Dzięki Ces. - skinął głową, poprawił mundur i ruszył w stronę drzwi ale zatrzymało go jeszcze pytanie kolegi.

- Hej Krótki? - adiutant dowódcy bazy patrzył na niego z nieco kpiącym uśmieszkiem.

- No? - zapytał krótko wiedząc, że nie może już zbyt długo zwłóczyć.

- Co to za cizie? - iberyjskiej urody oficer zapytał z żywym zainteresowaniem.

- Moje dziewczyny. - kapitan odparł z lekkim uśmiechem i musiał przyznać także i z dumą. Widział, że kolega mimo wpadki i kłopotów jednak zazdrości mu takich kociaków.

- Obie? - mimo wszystko Ces wyglądał na zaskoczonego.

- No. - Krótki skinął głową i sięgnął do klamki drzwi.

- Krótki? - Latynos zdążył zapytać zanim nacisnął klamkę.

- No? - Steve odwrócił do niego głowę.

- Daliście czadu! - Ces wyszczerzył się promiennie i w geście gratulacji uniósł dwa kciuki do góry.

- Dzięki Ces. - mimo szykującej się awantury Mayers zdołał ciepło się uśmiechnąć i do niego, i do porannych wspomnień, do dwóch kobiet z jakimi się wiązały. Ale teraz już przestał się uśmiechać, spoważniał i otworzył drzwi.

- Chciał się pan ze mną widzieć pułkowniku? - wszedł do środka gabinetu i zasalutował jak na paradzie przepisowo patrząc ciut ponad swoją głową. Więc kątem oka widział siedzącego za biurkiem starego i dwóch mężczyzn po swoich dwóch flankach.

- Tak kapitanie Mayers. Domyśla się pan dlaczego pana wezwałem? - start wyglądał na zirytowanego. A raczej tak brzmiał jego głos. Steve myślał gorączkowo czy mu coś nie powiedzieć, że właśnie przyszedł się dowiedzieć ale mając w pamięci słowa Cesara postanowił się nie zgrywać.

- Tak jest panie pułkowniku. - odpowiedział dziarskim, mocnym głosem. Stary rzucił pióro którym dotąd się bawił na biurko i oparł na nim swoje ramiona.

- No więc dlaczego pana wezwałem? - stary nie zmienił tonu ani trochę. Ale za to stojący obok major aż się gotował aby przejąć pałeczkę rozmowy. No a Żelazny jak zwykle udawał nieruchomy mebel.

- Przypuszczam, że chodzi o moje niestosowne zachowanie dzisiejszego poranka. - gorączkowo myślał jak numerek jaki odstawili dziś rano przed kamerą można by ująć w regulaminowe ramy. No ale właśnie przecież chodziło o to, że nie bardzo się chciał ująć. Ale te “niestosowne zachowanie” tak na szybko wydało mu się najmniej niewłaściwe.

- Niestosowne zachowanie?! Nie to już jest jakaś kpina! Panie pułkowniku sugeruję aby przeprowadzić gruntowne dochodzenie! Takie rzeczy w naszej jednostce?! I to od oficera dowodzącego całą kompanią?! Przecież takie wybryki są niedopuszczalne! Jaki to wzór stawia wśród podwładnych i kolegów oficerów? - Gruby gotował się, gotował aż wreszcie się wygotował i wylał swoją złość razem z oskarżeniami. Stary popatrzył na niego jakby widział go pierwszy raz w życiu. Żelazny zwracał na niego uwagę podobnie jak na pozostałych dwóch oficerów. Czyli prawie wcale. Nie lubił takich sytuacji i żałował, że dał się w to wciągnąć.

- Słyszał pan kapitanie? Co ma pan na swoje usprawiedliwienie? - stary wskazał dłonią na pieklącego się majora i przedstawioną przez niego akt oskarżenia.

- Nie mam żadnego panie pułkowniku. - odparł krótko kapitan. Wiedział, że to prawda. Dał się złapać jak żółtodziób. Teraz po prostu trzeba było wziąć winę na klatę i odpracować swoje. A skoro Gruby zrobił aferę no i jeszcze były nagrania to nawet stary musiał pokazać, że coś w tej sprawie zrobił. I wcale nie miał mu tego za złe. Tak po prostu działał ten system.

- Może chwilowa niepoczytalność? To się zdarza. Nawet weteranom. - Gruby nagle uśmiechnął się przymilnie i od ręki podsunął gotowe rozwiązanie.

- Nie sądze panie majorze. - Steve minimalnie zacisnął usta. Chwilowa niepoczytalność! Chciałbyś! Pierwszy kamyk by zepchnąć dowódcę polowego na boczny tor. O tak, na pewno by Gruby chciał mieć w swoich aktach, że kapitan Mayers miewa czasem ataki chwilowej niepoczytalności. Akurat!

- Skąd pan jest tego taki pewny kapitanie? Jest pan wykwalifikowanym psychologiem? Mamy w jednostce wykwalifikowanych psychologów. Może zostawimy ocenę specjalistom? - major kadr podszedł bliżej stojącego na baczność kapitana i mówił słodko - szydzącym głosem. W końcu spojrzał na dwóch pozostałych oficerów, głównie na starego oficera który był w tej bazie najważniejszy.

- Może najpierw dajmy odpowiedzieć kapitanowi. Kapitanie? - stary spadochroniarz z protezą zamiast jednej nogi brzydził się takimi karierowiczami jak major. Ale byli oni niezbędni do funkcjonowania armii. I w swoim fachu był całkiem dobry. Ale te jego śliskie metody najzwyczajniej w świecie wkurzały go. I sercem był po stronie swojego podwładnego. No ale ten musiał dać mu jakiś pretekst by mógł to jakoś załatwić polubownie.

- Nie działałem pod wpływem chwilowej niepoczytalności. - Krótki już wyczuł na czym polega pułapka Grubego. Ale odkąd zrozumiał, że chce z niego zrobić czubka adrenalina zaczęła krążyć mu szybciej. Zwłaszcza, że zorientował się, że tak to sprytnie ustawił, że wszystkie opcje były złe.

- Czyli co chce nam pan powiedzieć kapitanie? Że zrobił pan to z premedytacją? - major uśmiechnął się ironicznie czując, że ten przemądrzały, nadęty kapitanek wreszcie przegiął strunę. I to akurat gdy dzielny i sprytny dowódca kadr był na posterunku i czuwał. Sam się wystawił.

- Tak jest panie majorze. Z premedytacją i miłością. Tylko zapomniałem o tej cholernej kamerze. - skoro się już wtopił i to tak, że dał się złapać to trudno! Stary parsknął. Chociaż tak cicho i krótko, że nie był pewny co to oznacza. Rozbawienie? Irytację? Wkurzył się? A wciąż przepisowo trzymał głowę tak, że patrzył gdzieś w górne rejony okna gabinetu starego więc jak ten siedział za swoim biurkiem to niezbyt dokładnie go widział. Gruby też przez moment zastanawiał się jak zareagować. Albo sprawdzał i czekał na reakcję starego. Ale żadnej więcej nie było więc uznał, to za zielone światło.

- Z premedytacją i miłością kapitanie? - major zaatakował z jawną drwiną. Podszedł do biurka dowódcy i przekręcił ekran tak by i gość mógł zerknąć co na nim widać. A było widać całkiem ciekawe rzeczy. Chyba jeden z ostatnich kadrów spotkania. Blisko finałowego momentu. Kamera pokazywała scenę trochę z boku i od góry. Najpierw były plecy i profile klęczących przed nim dziewczyn a tuż za nimi on sam. Cała trójka właściwie na golasa. No nie. Nie mógł się z tego wykaraskać. Był tak winny, że sam siebie był gotów uznać za winnego wobec tak twardych dowodów winy.

- Czy tak według pana wygląda miłość kapitanie? - major pytał wskazując oskarżycielskim tonem na nieruchomą scenę na ekranie. Ale właściwie nie czekał na odpowiedź. - Albo proszę spojrzeć tutaj! - mówił szybko biorąc pilot do ręki i trochę cofając taśmę. - O! Widzi pan pułkowniku!? Właśnie zniszczyli armijną własność! A proszę spojrzeć tutaj! Ta kobieta chodzi nago i robi im zdjęcia! Oni się tym wręcz puszą i robią sobie pamiątkowe zdjęcia! To jawna obelga dla całej jednostki! A zadawanie się z ladacznicami to coś niegodne honoru oficera naszej jednostki! - Gruby znów pieklił się na całego pokazując wszystkim zebranym jawne dowody winy wyprężonego na baczność kapitana.

- Pozwolę sobie zauważyć, że to nie są ladacznice. - kapitan rzucił krótką, cierpką odpowiedź. Ponieważ ani stary ani Żelazny się nie odezwali czekając co wyniknie z tego ping ponga szef kadr kontynuował swoją myśl dalej.

- To nie są ladacznice? - zapytał ironicznie wskazując na nieruchomy znów obraz z trzema nagimi sylwetkami. - Proszę nie kpić kapitanie! A kto jak nie ladacznice się tak ubiera? Kto się tak zachowuje? Co tamta blondynka ma na szyi? Obrożę? Smycz? No to przecież wiadomo czym się zajmuje! Jak to się mówi na takie kobiety w waszych kręgach? Prostytutki? Dziwki? - major z każdym szydzącym zdaniem zbliżał się do wyprężonego kapitana trochę ściszając głos na cichszy ale bardziej zjadliwy.

- Dziewczyny. Narzeczone. Partnerki. Tak to się u nas nazywa. Panie majorze. I prosiłbym o więcej szacunku gdy pan o nich mówi. - Krótki żałował, że nie są z Grubym sami. W bardziej kameralnej scenerii. Bo miałby mu ochotę do wyjaśnić dokładniej. Niekoniecznie słowami. No ale gdyby dał się sprowokować na dywanik u starego to jednak to oskarżenie o chwilową niepoczytalność może by jednak znalazło się w jego aktach. Ale obiecał sobie, że jak się z tego wykaraska to porozmawia sobie z grubasem. Bardziej kameralnie.

- Szacunku? Jaki szacunek ma dziwka? Jaki można jej okazywać szacunek? Albo komuś kto się z nimi zadaje. I jeszcze przy tym robi pośmiewisko z całej jednostki i plami mundur oficera? - Gruby prychnął szyderczo gdy już czuł, że ma zwierzynę w garści. Z takimi twardymi dowodami ten oficerek nie miał szans się wykaraskać. Stary nawet jakby chciał nie mógł zamieść sprawy pod dywan. Ale musiał go pilnować by wydał sprawiedliwy wyrok. Najlepiej taki jaki mu zasugeruje szef kadr.

- Panie majorze. Po raz kolejny proszę by mówił pan o moich partnerkach w stosowny sposób. - padła głucha odpowiedź kapitana. Zbyt głucha. Stary bez trudu wyczuł zbliżający się wybuch. Poza tym sam miał już dość przedstawienia serwowanego przez szefa kadr.

- A może przedstawić nam pan jakieś dowody na te związki z tymi kobietami? I coś nam o nich opowiedzieć? Bez zbędnych szczegółów oczywiście. - dowódca zabrał wreszcie głos więc dwaj oficerowie spojrzeli na niego a potem na kapitana który miał dać mu odpowiedź.

- Są wpisane w rejestrze moich gości. - Steve odparł bez wahania ciesząc się, że stary przejął inicjatywę bo chyba mimo wszystko zaraz by go szlag trafił jakby jeszcze raz ta nadęta ropucha nazwała Lamię i Evę dziwką.

- Bardzo dobrze. - stary pułkownik jakby ucieszył się na taką odpowiedź. Podniósł słuchawkę telefonu i wykręcił jakiś numer. - Ces? Proszę mi przynieść rejestr gości kapitana Mayersa. Dziękuję. - odłożył słuchawkę i czekał. Major zaś zrobił niepewną minę. Cholera! Nie miał czasu sprawdzić tego rejestru! O tym nie pomyślał. Gorączkowo zastanawiał się co teraz zrobić.

- Pan pułkownik pytał o te kobiety kapitanie. - szef kadr przypomniał młodszemu oficerowi o co jeszcze prosił ich dowódca.

- Ta blondynka to Evelyn Anderson. Jest dziennikarką i fotografem. Prowadzi studio fotograficzne koło starego kina oraz pisze i robi zdjęcia dla gazety. - Krótki starał się mówić krótko i rzeczowo. Raz, że spadochroniarz po drugiej strony biurka o to prosił a dwa, że przy dłuższej wypowiedzi nie był pewny czy zapanuje nad głosem i nerwami.

- Ona? Dziennikarką. Jakiej gazety? Chyba takiej z panienkami. - prychnął ironicznie grubas. Ale akurat uwieczniona na kadrze dziennikarka, w samych szpilkach, pończochach i obroży ze smyczą no faktycznie trochę słabo wpisywała się w stereotyp dziennikarza czy fotografa.

- W Daily Sioux Falls. - odparł kapitan czując, że wreszcie ma szansę na zdobycie punktu. Nazwa lokalnego ale popularnego dziennika zrobiła wrażenie na obu oficerach. Bo Żelazny był beznamiętny jak zwykle. - Może pan pamięta pan pułkowniku ten artykuł z tych manewrów z okazji 4-go lipca jaki się ukazał w gazecie. - kapitan pozwolił sobie wreszcie spojrzeć na twarz dowódcy aby nawiązać kontakt wzrokowy. - Zdjęcia, artykuł i wywiady przeprowadzała właśnie Eve. To były jej artykuły. - pamiętał tamte artykuły sprzed paru miesięcy. Zapewne nie tylko on. Właśnie dlatego o nich wspomniał. Pamiętał wrażenie jakie wywołały te artykuły w jednostce.

- Tak pamiętam. Te artykuły przedstawiały nas w bardzo pozytywnym świetle. - stary spadochroniarz pokiwał głową i nawet jakby się uśmiechnął na wspomnienie tamtych artykułów. Krótki czuł, że Eve zdobyła dla niego pierwszy punkt. Mimo, że w lecie gdy pisała tamte artykuły była dla niego tylko nazwiskiem autora artykułu.

- A ta czarna? - major wyczuł, że zaczyna tracić wypracowaną wcześniej przewagę ale miał jeszcze nadzieję, że może chociaż jedna z tych dwóch pogrąży tego nadętego dupka.

- To starsza sierżant Lamia Mazzi. - odparł kapitan bez wahania celowo ustawiając taką a nie inną kolejność swoich dziewczyn.

- Starsza sierżant? - wiarus - kuternoga przywitał znajomy, wojskowy stopień drugiej z kobiet z żywym zainteresowaniem.

- Tak jest panie pułkowniku. Lamia jest weteranem. Frontowcem z 7-th Independent Battle Engineer Company. Została krytycznie ranna podczas letniej ofensywy na froncie i trafiła do szpitala gdzie całe lato przeleżała w śpiączce. Obudziła się niedawno i do tej pory cierpi na częściową amnezję i PTSD. Z tego względu komisja lekarska uznała ją za niezdolną do dalszej służby wojskowej więc dziewczyna próbuje na nowo ułożyć życie w naszym mieście. - kapitan mówił szybko i zdecydowanie jakby bał się, że ktoś w każdej chwili może mu przerwać. Ale też zależało mu na streszczeniu i uderzenie w czuły punkt dowódcy. Wiedział bowiem, że pułkownik sam będąc weteranem i frontowcem darzy dużą estymą innych weteranów i frontowców. Zwłaszcza takich co tak samo jak on nie wyszli z walk bez szwanku.

- Frontowiec? Saper? No tak, biedna dziewczyna. Mam nadzieję, że jakoś ułożycie sobie razem życie w tym mieście kapitanie. - stary patrzył w ekran na ową nagą sylwetkę starszej sierżant w stanie spoczynku. Ale odwrócił się do podwładnego i wreszcie się uśmiechnął. Całkiem sympatycznie i z aprobatą. Więc Mayers wiedział, że Lamia zdobyła dla niego kolejny punkt w tej rundzie.

- Mimo wszystko panie pułkowniku takie zachowanie na terenie jednostki nie może być tolerowane. Sugeruję powziąć odpowiednie kroki. - major zdał sobie sprawę, że może nie odnieść druzgocącego zwycięstwa. Przez te cholerne dziwki! Ale nie znaczyło, że nie ma szans na taktyczne zwycięstwo. Przecież wszyscy tutaj widzieli te cholerne nagrania! A ten zarozumiały bubek przyznał się do winy!

- Dobrze panie majorze. Jakie kroki pan proponuje? - dowódca bazy rozłożył i złożył dłonie jakie oparł na blacie biurka i teraz dla odmiany spojrzał na swojego szefa kadr.

- Myślę, że kara dyscyplinarna z wpisaniem do akt byłaby odpowiednia. - major natychmiast uprzejmie i gorliwie podsunął dowódcy właściwe rozwiązanie. Może i mógł lubić tego durnego kapitanka. Ale musiał działać według regulaminów! A to co się zdarzyło o poranku przy głównej bramie łamało regulamin jak jasna cholera!

- A na jakiej podstawie ta kara dyscyplinarna? - dowódca pytał dalej tym samym tonem.

- Chwilowa niepoczytalność i niezdolność do czynnej służby. Zalecam badania psychologiczne. Do tego czasu proponuję zatrzymać kapitana Mayersa w bezpiecznym miejscu. Myślę, że kapitan Adams może się tym zająć. Dla bezpieczeństwa kapitana Mayersa oczywiście i jego podwładnych. Taka zdecydowana reakcja dowództwa na pewno dobrze by wyglądała w aktach. Góra wiedziałaby, że u nas nie ma żartów i prawo jest takie samo dla każdego. - Gruby był dobry w takie gierki i miał w tym spore doświadczenie. Więc znów z miejsca podał gotowe rozwiązanie. Teraz on mówił szybko jakby bał się, że ktoś mu w każdej chwili przerwie. Ale jedyna władna w tym pomieszczeniu osoba by mu rozkazywać wysłuchała go do końca. I chwile się zastanawiała kręcac przy tym młynka kciukami.

- Więc mówi pan panie majorze chwilowa niepoczytalność i niezdolność do służby… - spadochroniarz za biurkiem mówił z namysłem jakby się nad tym na poważnie zastanawiał chociaż patrzył głównie na swoje wirujące kciuki.

- Tak jest panie pułkowniku, myślę, że to byłby odpowiedni paragraf do zaistniałej sytuacji. - Gruby podszedł do biurka i nachylił się nieco by być wyraźniej słyszanym. A przy sytuacji wskazał na nagą trójkę zastygłą na czarno - białym obrazie. Dowódca też spojrzał na tą “sytuację”.

- Panie majorze… - pułkownik zaczął mówić patrząc na ten ekran. Ale zaraz spojrzał na pulchnego rozmówcę. - Czy jest pan wykwalifikowanym psychologiem? Albo lekarzem? By ocenić stan pacjenta w profesjonalny sposób. I to bez żadnych badań i testów. - im dłużej pułkownik mówił i patrzył na szefa kadr tym widział jak ten się coraz mocniej czerwieniał i prostował. Nie mógł znieść takiego upokorzenia. Jak on śmiał! Użyć jego własnych słów przeciw niemu!

Drzwi otworzyły się i ukazał się w nich adiutant dowódcy z ciemno fioletowym skoroszytem w rękach. Bez wahania podszedł do biurka, obszedł je i położył przed zwierzchnikiem te dokumenty otwarte na odpowiedniej stronie. A nawet pokazał palcem odpowiednią linijkę. Steve co prawda nie widział ze swojego miejsca co tam mu pokazuje ale rozpoznawał skoroszyt gości i domyślał się co tam się znajduje.

- No tak, rzeczywiście. Może pan spojrzeć majorze? - dowódca popatrzył na szefa kadr i zaprosił gestem dłoni do rzucenia okiem na tą lekturę.

- Oh nie ma potrzeby panie pułkowniku. Zdaję się na pana osąd. - Gruby machnął ręką jakby chodziło o jakąś drobnostkę. Już domyślił się, że zapewne jest tam potwierdzenie słów Mayersa ale nie miał ochoty tam patrzeć. Zwłaszcza teraz.

- Nalegam. - rzekł dowódca już nieco cierpkim tonem. Major miał dobrze rozwinięty instynkt samozachowawczy więc wolał nie podpaść bezpośredniemu zwierzchnikowi głupim uporem. Podszedł do skoroszytu i spojrzał nad wycelowany palec przy nazwisku.

- No widzę. - skinął głową i znów miał zamiar stanąć obok ale zatrzymał go głos starszego stopniem.

- Może pan to przeczytać? Na głos. - poprosił pułkownik. Ale taka prośba i tak w rzeczywistości była rozkazem.

- Mazzi, Lamia. - przeczytał z wyraźną niechęcią. Ale palec nie odpuszczał i przesunął się na trzeci wyraz w tej linijce. Gdy kadrowiec milczał palec dobitnie stuknął w papier domagając się kontynuacji. - Partnerka. - wysapał z trudem jakby go nagle zęby zaczęły boleć. Palec jednak nie skończył i zjechał linijkę niżej. - Anderson, Evelyn. Partnerka. - przeczytał szybciej by mieć to już za sobą.

- Cieszę się, że mamy wyjaśnioną tą kwestię. - uśmiechnął się dowódca zarówno do majora jak i kapitana. Zamknął skoroszyt i oddał go adiutantowi.

- Jest jeszcze to panie pułkowniku. - niespodziewanie drugi z kapitanów podał mu niewielką karteczkę. Treść z miejsca przykuła uwagę dowódca.

- Kiedy to przyszło? - zapytał wciąż wpatrzony w niewielki arkusik. Na oko Mayersa to wyglądało jak jakiś skrócony meldunek pewnie z ostatniej chwili.

- Przed chwilą jak już tu szedłem. - odpowiedział szybko Cesar. Szef bazy skinął głową i chwilę stukał papierkiem w swoją dłoń i zastanawiał się co z tym fantem zrobić. Major i dwóch kapitanów czekali na jego decyzję.

- Kapitanie Mayers. Skoro już pan tu jest to mam dla pana robotę. Właśnie przyszło z łączności. Policja prosi o wsparcie. Jakieś bandziory wzięły zakładników na mieście. Potrzebna jest wsparcie drużyny przeszkolonej do odbijania zakładników. Proszę zrobić co pan uzna za konieczne by uratować tych zakładników. - pułkownik wyciągnął dłoń aby podać kapitanowi sił specjalnych otrzymany meldunek. Ten wreszcie ruszył się z miejsca aby sięgnąć i przeczytać ten meldunek. Rzeczywiście był dość krótki i było niewiele więcej niż to co powiedział dowódca. Ale w łączności pewnie dowie się więcej jak pogada z nimi i z tymi gliniarzami co prosili o wsparcie.

- Chwileczkę! Panie pułkowniku czy chce pan oddać tak odpowiedzialną akcję tak nieodpowiedzialnemu oficerowi? Złamał regulamin! Proszę z tego wyciągnąć jakieś konsekwencje! - major był poruszony. Wiedział, że jeżeli nie załatwi sprawy teraz to potem szanse na to maleją. Zwłaszcza jak Mayers wróci w aurze zwycięzcy. Wtedy nikt nie będzie mu pamiętał porannych wybryków. No chyba, że tym razem powinęła by mu się noga. Ale szanse na to wydawały się dość małe.

- No tak, racja panie majorze. - pułkownik westchnął jakby czekał go jakiś przykry obowiązek do wykonania. - Kapitanie Mayers! - zwrócił się do podwładnego a ten znów wyprężył się na baczność jak na defiladzie. - Zachował się pan nieodpowiedzialnie. Naruszył pan przepisy obyczajowe i wprowadził pan na teren jednostki osoby nieupoważnione. Oraz doprowadził pan do zniszczenia naszej ławki dla gości. - pułkownik przedstawił swój akt oskarżenia jakim rzucił w oskarżonego oficera. Ale w porównaniu do wersji majora to brzmiało jak same błahostki.

- Dlatego koszty nowej ławki zostaną panu potrącone z żołdu. To wprowadzenie osób cywilnych na teren jednostki… Ile to tam było czasu? - dowódca ferował wyrok ale jeszcze spojrzał pytająco na swojego adiutanta.

- Pół godzin przed godzinami otwarcia. Może nawet niecałe. - kapitan o ciemniejszej karnacji szybko pośpieszył z podpowiedzią.

- Pół godziny? Może nawet niecałe? No cóż, myślę, że można do zakwalifikować jako uchybienie. Dobrze. Chyba dobrze panu zrobi powrót do korzeni. Do końca przyszłego tygodnia będzie pan do dyspozycji kadry szkoleniowej dla naszych dzielnych rekrutów. - pułkownik obwieszczał swoją wolę a podwładni w skupieniu go słuchali i milczeli. Chociaż jeden z nich aż kipiał z wściekłości na takie kpiny w żywe oczy a drugi był gotów podskakiwać z radości, że jednak się rozeszło po kościach.

- Tak jest panie pułkowniku! - Steve odkrzyknął służbiście bardzo chętnie wykonać takie rozkazy.

- Aha no ale padło podejrzenie o chwilowej niepoczytalności. No i niegodne zachowanie. Dobrze. Do końca tygodnia zgłosi się pan na konsultację do naszych psychologów. - wskazał palcem jakby było mu obojętne do kogo ale też chciał mieć podkładkę, że nie zignorował ewentualnych problemów psychicznych podwładnego.

- Ale panie pułkowniku doktor Lorenz wraca z urlopu dopiero pod koniec przyszłego tygodnia a Davis jest na szkoleniu. - rzucił jak zwykle dobrze poinformowany adiutant dowódcy.

- Ah tak? No dobrze no to do końca przyszłego tygodnia chcę mieć na papierze opinię profesjonalisty na pański temat kapitanie. - stary spadochroniarz postukał palcem w blat biurka aby pokazać gdzie chce mieć te dokumenty do końca przyszłego tygodnia.

- Tak jest panie pułkowniku! - gromko krzyknął kapitan Mayers ciesząc się w duchu, że tak tanio się wykpił. Nowa ławka mogła kosztować tyle co nic. Wizyta na konsultacje u psychologa w sprawie opinii to był pryszcz w porównaniu do oficjalnego oskarżenia o chwilową niepoczytalność. Niespecjalnie przepadał za ganianiem żółtodziobów no ale trudno, jakąś karę przecież ponieść musiał.

- Świetnie. Dziękuję wam panowie za to owocne spotkanie. - gospodarz spojrzał na Żelaznego i Grubego dając im znać do odmaszerowania. Szef MP skinął głową i odszedł. Major właściwie też chociaż z wyraźny ociąganiem.

- A pan kapitanie Mayers niech się bacznie pilnuje. Nie tylko ja będę miał na pana oko. Taka sytuacja nie może się powtórzyć. Mam na głowie całą bazę i nie mam ochoty zajmować się oglądaniem przygód miłosnych młodszych oficerów. Rozumiemy się panie kapitanie? - stary pułkownik popatrzył na prowodyra całego tego spotkania patrząc na niego ostrzegawczo i wskazując go palcem w równie ostrzegawczym geście.

- Tak jest panie pułkowniku! Taka sytuacja już się nie powtórzy! - krzyknął dziarsko wyprężony młody oficer ciesząc się w duchu, że stary stanął po jego stronie i obszedł się z nim tak łagodnie. No ale tym razem. Nie mógł ryzykować powtórki bo to już byłoby kuszenie losu.

- Znakomicie. A teraz kapitanie ma pan chyba coś pilnego do zrobienia. - mężczyzna za biurkiem skinął z zadowoleniem głową słysząc taką odpowiedź. Wskazał na drzwi wyjściowe. Kapitan zasalutował, odwrócił się sprężyście po czym opuścił gabinet szefa. O tak, miał jeszcze coś do zrobienia.

- Hej Ces! Nie wiesz gdzie polazł Gruby? - zapytał drugiego kapitana który znów zajmował strategiczną pozycję cerbera dowódcy za swoim biurkiem. Cesar uśmiechnął się wesoło i bez słowa wskazał mu kierunek. - Dzięki stary. - Steve uśmiechnął się do niego i szybkim tempem ruszył we wskazanym kierunku. Po schodach prawie zbiegł i już na dole dostrzegł zawalistą sylwetkę szefa kadr. Jest!

- Panie majorze! - zawoła do jego pleców nim energicznie ruszył w pościg. Tamten jednak udał, że go nie słyszy i śpieszył do drzwi wyjściowych. Dogonił go dopiero na zewnątrz przy bramce jaka prowadziła do tych wewnętrznych rejonów bazy.

- Pomogę panu panie majorze. - zawołał tuż zza jego pleców wyprzedzając go i sięgając do panelu bramy. A przez to właściwie zablokował tamtemu odwrót. Gruby rozejrzał się niespokojnie. Niby środek bazy, środek dnia a jak na złość w pobliżu nie było nikogo! Nikogo by wziąć na świadka albo jakoś odwrócić uwagę od siebie.

- No to niech pan przechodzi kapitanie. Śpieszę się. Mam ważne sprawy do załatwienia. - major odchrząknął i zebrał się w sobie na tyle by przybrać oficjalny, urzędowy ton.

- Oczywiście, chciałem skorzystać z okazji i bardzo panu podziękować. - Krótki uśmiechnął się do niego. Całkiem sympatycznie. Chociaż tak naprawdę uśmiechał się widząc jak tamten się zaczyna pocić. I tego co stanie się za chwilę.

- Podziękować? A za co? - zdziwił się Gruby zdając sobie sprawę, że to musi być jakiś podstęp. Tylko jeszcze nie był pewny na czym on ma polegać.

- Za to, że tak dzielnie trzyma pan pieczę nad naszymi aktami. No naprawdę, wszystkie dokumenty co od was przychodzą to zawsze wszystkie są w najlepszym porządku. Wzorcowym nawet bym powiedział. - Krótki nie zmienił tonu ani uśmiechu chociaż odwrócił się by wbić właściwy kod na panelu. Diodka zmieniła kolor i zamek bzyknął cicho zdejmując blokadę.

- Oh, to tylko nasza praca. Robimy co możemy. - major zmrużył oczy wciąż starając się zorientować w co gra ten tępy, chutliwy mięśniak. Ale już widział jak otwiera się brama co oznaczało wypłynięcie na szerokie wody placu. Tam już znów będzie miał wielu świadków i ten dupek nie ośmieli się go ruszyć przy wszystkich. No niechby spróbował! Już on się postara załatwić go wreszcie na amen! Z tylu świadków to już by się nie wyw…

- Aauuu! - syknął nagle major gdy już mijał tego szczerzącego się kapitana i miał wyjść przez tą bramę a ten go nawet przepuścił ale niespodziewanie złapał go za nadgarstek i zaczął go wykręcać jakimś cholernym chwytem. Jak bolało!

- Ale jak się dowiem, że mi moje dziewczyny oczerniasz to ci gnoju ryja skuję! - kapitan wysyczał całą złość i wściekłość jaka się mu wezbrała od początku spotkania u starego na tego spaślaka. Z satysfakcją obserwował jak ból wykrzywia pulchną twarz. A potem równie niespodziewanie go puścił, minął i ruszył w stronę centrali łączności sprawdzić o co gliniarzom chodzi z tymi zakładnikami.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline