Northside, 3 listopada 2021, 15:45
Vadim przebijał się przez popołudniowe korki z trudem i rosnącą frustracją. Okolice wjazdu na most do Westbrook były jak zwykle zatarasowane, ciężarówki wyjeżdżające z portowych magazynów w Marinie przemieszały się z osobówkami bobrów próbujących wyskoczyć w czasie lunchu na przeciwną stronę zatoki, na dodatek na podjeździe od strony Górnego Eastside doszło do jakiejś stłuczki i interweniująca tam policja wyłączyła z użytku dwa z sześciu pasów. Co gorsza, zaraz potem okazało się, że ulice wokół sądu stanowego zostały zamknięte dla ruchu kołowego ze względu na kolejny dzień procesu Kordiana Bleinerta, okrzykniętego przez media „Wampirem z LI”. Pomalowane na czarno MRAP-y antyterrorystów zablokowały dojazd do gmachu sądu, bo fanatyczni wyznawcy Bleinerta od początku procesu psychopatycznego artysty grozili władzom atakami bombowymi i podkładaniem ognia.
Uaz przewlókł się w żółwim tempie przez Miejskie Centrum, po czym wjechał w mniej zakorkowane ulice Northside. Siedzący z tyłu Arthur, Sidney i Abi dzielili swój czas pomiędzy ożywioną dyskusję na temat kefirowego marketingu oraz szaleńczą pracę na smartfonach. Sam Vadim też wykonał kilka telefonów, rozesłał tu i ówdzie wstępne informacje, pogadał ze znajomymi. A potem tknięty jakimś przeczuciem skręcił w stronę hotelu Sandorf.
Promenada Uptown ciągnęła się wzdłuż hotelowego kompleksu Sandora oraz sąsiadujących z nią bloków Jamy. Trzydzieści tysięcy metrów kwadratowych na trzech piętrach oraz jednym poziomie podziemnym, podzielonych pomiędzy ponad setkę sklepików, hurtowni, zakładów usługowych i rzemieślniczych oferujących wszystko, co było w Night City legalne, a także mnóstwo dóbr nielegalnych. Ściągające haracze bądź biorące aktywny udział w handlu cybergangi kontrolowały cały ten gwarny kolorowy biznes, ustawicznie wchodząc sobie wzajemnie w drogę. Gdzieś tutaj, w tym labiryncie przejść, kramów i stoisk kręcili swoje interesy krewniacy Wonga i grasowali Los Patatos.
Żyła przyjrzał się Promenadzie zza szyb Uaza, mruknął coś pod nosem, po czym dodał gazu zawracając sąsiednią ulicą w stronę mieszkania.
- Pamiętajcie, że o ósmej jesteśmy umówieni - przypomniał kompanom - Nie zamierzam się spóźniać. Trzeba żółtkom pokazać klasę. I pierwszy zaklepuję prysznic. I żadnych numerów tym razem. Tak, do ciebie mówię, Dick. Nie pakuj mi się na klopa jak prysznic biorę, kapewu?