Nie wiadomo czy to duszna noc spędzona przez pięć osób w nie za dużym pomieszczeniu schroniska czy też może zapowiedź pięknego dnia sprawiły, że wczesnym rankiem wszyscy byli już na nogach. Po skromnym posiłku tym razem złożonym z podróżnych racji żywnościowych popitych gorącą herbatą ziołową, którą poczęstował
Edorim byli gotowi do dalszej drogi. Opatrunek założony na ranę
Draugdina, która okazała się nie tak poważna jak na to wyglądało, oraz odpoczynek pozwoliły mu na regenerację sił. Czuł jeszcze ból, jednak nawet już nie kulał.
Roegner przekazał na ręce
Mileny list oraz sakiewkę z monetami mówiąc, że chciał im zaproponować połowę tego co sam dostał, ale sto złotych monet nie bardzo się dzieli na trzy. Natomiast on sam powtarzając pod nosem jaki to był nieroztropny zgadzając się na to zlecenie, pożegnawszy się ruszył w drogę powrotną.
Drużyna od razu podzieliła między sobą świeżo zarobione nieco do przodu pieniądze. Równie dobrze mogliby teraz ten list wrzucić do urwiska czy strumienia. Jednak uczciwość, a przynajmniej
Draugdina nie pozwoliłaby mu na to. Był bardzo honorowy. Poza tym chyba wszystkich intrygowała kwota za tak prostą usługę i z samej choćby ciekawości postanowili dostarczyć przesyłkę na miejsce.
Pomimo zapewnień
Edorima, że on ze swoim osiołkiem będzie się strasznie wlókł drużyna postanowiła mu towarzyszyć. To znaczy dwie trzecie drużyny, gdyż
Draugdin pomimo odniesionej dzień wcześniej rany głosował za tym, żeby iść tempem marszowym tym bardziej, że od schroniska droga prowadziła już tylko w dół. Mało tego. Zarówno
Milena jak i
Delamros wpakowali się się na dwukółkę jakby nie mieli zdrowych nóg. Dobrze, że wszyscy byli szczupłej budowy ciała i droga prowadziła w dół, gdyż w innym przypadku pojedynczy osiołek mógłby być biedny.
Ci dzisiejsi poszukiwacze przygód pomyślał sobie wojownik niezauważalnie kręcąc z dezaprobatą głową.
Droga wiła się zakolami w dół doliny. Szybko zauważyli, że z każdym krokiem robiło się jakby cieplej, ale zrzucili to na fakt, że wstawał naprawdę piękny dzień i słońce wznosiło się coraz wyżej. Jednak ku zdziwieniu wszystkich w pewnym momencie minęli linię śniegu i weszli między zielone drzewa i krzewy. Wszystko kwitło i tętniło życiem, latały owady i biegały wiewiórki i inne małe gryzonie. Wyglądało to jak dwa nierealne światy, a jednak byli tu i teraz. Z tyłu za sobą mieli śnieg i zaspy, dookoła siebie wysokie, strzeliste i całkowicie ośnieżone góry. Natomiast przed sobą jak okiem sięgnąć mieli olbrzymią dolinę, tętniącą życiem i mieniącą się wszystkimi barwami wiosny. W oddali widzieli niewielką wioskę, do której bezpośrednio wiodła ścieżka.
Patrzyli na siebie z niedowierzaniem, natomiast
Edorim jedynie uradowany kiwał głową.
-
Mówiłem wam. Specyficzny mikroklimat. - Powiedział nie wyjaśniając niczego więcej.
Ruszyli dalej było nie było nadal w tempie biednego osiołka. Milena siedziała na zydlu obok
Edorima i pogrążona była w niezobowiązującej rozmowie towarzyskiej z nim. Natomiast
Delamros przysiadł na tylnym skraju dwukółki tam gdzie najwięcej bujało na każdym najmniejszym nawet wertepie. Ochłonąwszy z pierwszego wrażenia jakie wywarła na nich wszystkich dolina zaczął się najnormalniej w świecie nudzić. W pewnym momencie zmieniając pozycję na platformie wózka dotknął czegoś twardego. Praktycznie całość powierzchni dwukółki zakryta była szczelnie brezentem i solidnie obwiązana. Łotrzyk nie byłby sobą gdyby nie mógł dać upustu swojej ciekawości.
Wyczekawszy jak mu się wydawało odpowiedniej chwili postanowił zajrzeć co też tam kryje się pod przykryciem. Niestety pomimo starań się i wykorzystania wszystkich swoich umiejętności podczas próby odchylenia materiału brezent potwornie zaszeleścił.
Edorim odwrócił się momentalnie z groźnym wyrazem twarzy.
-
Co się dzieje z tymi ludźmi? Gdzie się podziały zasady postępowania na szlaku? Zawiedliście moje zaufanie, żeby nie powiedzieć o wścibianiu nosa w nie swoje sprawy. - Powiedział głosem pozbawionym co prawda gniewu jednak wyraźnie nasyconym rozgoryczeniem i zawodem.
-
Jestem zmuszony prosić was o zostawienie mnie i ruszenie do wioski w Waszym własnym tempie. To już niedaleko. Ja tu sobie odpocznę i pomyślę o okazanym braku wdzięczności. Potem gdy już ochłonę, ruszę ponownie w drogę. Mi się nigdzie nie spieszy.
Po minie
Draugdina widać było, że chętnie udusiłby
Delamrosa własnymi rękami. Nie znał zbyt dobrze Złotej Doliny jednak wiedział, że to dość mała i zamknięta społeczność i nie było sensu z góry robić sobie tu wrogów. Przeprosił
Edorima w imieniu wszystkich. Poprawił tarczę zawieszoną na plecach i nie czekając na resztę drużyny miarowym krokiem ruszył ścieżką w dół doliny nie oglądając się czy za nim nadążają.