Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-04-2020, 00:53   #423
druidh
 
druidh's Avatar
 
Reputacja: 1 druidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputacjędruidh ma wspaniałą reputację
Anna podeszła do księdza i niepewnie położyła dłoń na jego przedramieniu, prosząc pana o łaskę spokoju dla tego człowieka.
- Niech… niech ojciec zrozumie my nie mamy czasu. - Powiedziała cichutko

Ksiądz poczuł delikatny dotyk zakonnicy na swojej dłoni. Tymczasem druga kobieta przypadkiem popchnięta przez tłoczących się mężczyzn nieomal wpadła na księdza wydając przy tym delikatne westnienie. Kapłana owiał odległy zapach róż.
- Ja… ja przepraszam najmocniej wielebnego księdza. Ksiądz zapewne nie wie dlaczego tu przybyliśmy…
Kapłan spojrzał na nią obojętnie. Zdać się mogło, że wcześniejszy dotyk siostry Anny wygasił w nim wszelkie uczucia. Patrzył obojętnie na Franciscę.
- Nie. Nie wiem.
Francisca złapała delikatnie księdza za ramię odciągając go od przejścia.
- W kaplicy spoczywają zwłoki naszego brata i siostry. Byliśmy tu dzisiaj pomodlić się w intencji ich rychłego zbawienia. To byli dobrzy ludzie. Wspaniali słudzy Pana…
Kapłan nadal mierzył wzrokiem Wenecjankę. Kobieta zrobiła zatroskaną minę.
- Wydaje mi się że ktoś właśnie chce wykraść ich ciała. Był w podziemiach. Tam nikogo nie powinno być, prawda? - jej głos nagle stał się stanowczy.
- Czy tak?
- Tam nikogo być nie może. Zapewniam was - odpowiedział obojętnie kapłan.
- Musi to ocenić inkwizycja. - Anna wtrąciła się w rozmowę i zwróciła do swoich towarzyszy. - Wchodźcie.
Gdy ponownie spojrzała na księdza z jej oczy popłynęły łzy, a na ustach pojawiła modlitwa do Pana by też utorował im drogę.
Ksiądz Janusz chciał zaprotestować. Chciał wrócić do przejścia, które chciał zasłonić własnym ciałem. Z drugiej strony chciał biec na plebanię prosić o pomoc. Tymczasem nie mógł oderwać stopy od błota przy kapliczce.
- Co jest? - spojrzał na swoje stopy.
- Idziemy - zakomenderował Walter i ruszyli w głąb.
Anna czuła łzy spływające po policzkach. W ciszy obserwowała księdza, pozwalając swym towarzyszom wejść do środka.
Francisca ukłoniła się uprzejmie księdzu i podążyła za Walterem.
Kolejni zbrojni wchodzili do kaplicy ignorując kapłana. Tylko Anna cały czas spoglądała na niego. Wewnątrz ewidentnie brakowało dla nich miejsca. Opłacone wcześniej płaczki były w trakcie wylewania łez za dusze Fyodora i Klary.
W ścisku Francisca dotarła do kotary i poczuła zimny dreszcz.

'Uważajcie. Przygotował się na wasze przybycie. Cienie. Dużo cieni. Korytarz ciasny. Jego sługa głęboko.'

Eberhard zatrzymał się przy Franciszce.
- Wszystko dobrze? Gdzie on?
Wenecjanka spojrzała na Eberharda.
- Wie, że tu jesteśmy. Jest przygotowany.

'Co znaczy, że się przygotował?' zapytała ducha. 'Jest groźny. Pomóż nam. Co nas czeka?'
'Cienie… cienie ostre jak brzytwy.'

- Cóż, do broni zatem! - rzekł Eberhard.
- Pójdę przodem - powiedział Walter.
Francisca jęknęła. Czym innym jest przygotowywanie, a czym innym nadciągająca wielkimi krokami walka.
- Cienie ostre jak brzytwy - szepnęła mężczyznom - Co to może oznaczać? Walczyliście z czymś takim? - chciała odwlec moment spotkania i niemal bezwiednie zaczęła się modlić.
Eberhard, który wcześniej zdał się ignorować wzmianki o duchy teraz się uaktywnił.
- Jest pewna moc piekielna, którą władają niektóre wampiry. Moc ta jest wypaczeniem tego co boskie. Wampiry te zdają się kształtować cienie jak tylko zechcą.
Przełknął głośno ślinę.
- Mogą uczynić je materialnym. Więc to zapewne stanie przeciw nam. Dajcie więcej pochodni!

Walter wszedł za kotarę jako pierwszy.

Francisca czuła jak modlitwa wlewa odwagę w jej serce. Odwagę i mądrość Pańską. Już wiedziała kogo widziała w ciemności. Sługę. Szlachcica. Kogoś, kto w życiu stracił bardzo wiele. Kogoś, kto szedł do kościoła by wyznać grzechy, a znalazł potęgę. Znalazł młodość i siłę. Jej przeciwnik był człowiekiem. Człowiekiem, który został związany przez coś większego. Przez coś, co teraz chronił. Tam, niżej był ktoś, komu służył. Ktoś, dla czyjego dobra nie zawaha się poświęcić życia.Czekał na nich człowiek, którego jedynym pragnieniem było jak najlepiej służyć. Służyć i spijać krew z lodowatych i martwych nadgarstków. Krew i posłuszeństwo. Dwa pragnienia, które napędzały tę potępioną duszę. Strażnik na drodze do prawdziwego przeciwnika. Tego, którego wilkołaki nazywały Żmijem. On spoczywał w tej krypcie. Jak głęboko? Jak głęboka była krypta? Z zamyślenia Franciscę wyrwał fakt, że oto za kotarą zniknął własnie Walter ze swym młotem i szedł na spotkanie z owym strażnikiem.
Kobieta westchnęła i szybkim krokiem dobiegła do Waltera jednocześnie pociągając za ramię brata Eberharda.
- To człowiek… szlachcic... - szepnęła - chyba ghul. To powiedział mi Pan. Głębiej w krypcie jest sam Żmij, który karmi go krwią. - Wyglądała na przerażoną - Żmij krwawi, chociaż jest martwy. Co to znaczy? - pytanie skierowała do Eberharda.

Walter zamarł w pół kroku. Eberhard zaś rzekł:
- To dowodzi mych podejrzeń. Wampir ma w sobie krew. Krew niewinnych. Krew, którą wypił ludziom. Nosi ją w swym ciele i wypacza piekielną mocą. A później ofiaruje takim ludziom jak człek o którym mówisz. Zyskując kontrolę nad ich umysłem ofiarując w zamian iluzję siły.
Francisca zauważyła, że wszelkie niepokoje opuściły Eberharda a teraz fanatyzm napędzał jego działania.

- Ghul, czy nie ghul młotem zmiażdżę jego łeb. Tak jak było ze sługami Germańskiego szlachciury - wtrącił do rozmowy Walter.

Wenecjanka złapała potężnego mężczyznę za ramię i ścisnęła je najmocniej jak mogła. Trudno było stwierdzić, czy Walter w ogóle to poczuł.
- Musimy być czujni i uważni. Niebezpieczeństwo przyjdzie ze strony, której się nie spodziewamy. Cienie oraz potężna siła to może nie być wszystko. Żmij jest mocny, mocniejszy niż wampir, którego zabiliśmy, a i tamten prawie przyprawił nas o śmierć. Pamiętaj o tym bracie. Ty też - spojrzała na Eberharda - Roztropność i pokora, to cnoty u Pana - przygryzła wargę i spuściła oczy - To mówi mi Pan.
Kiwnął głową na znak, że zrozumiał słowa kobiety. Powiedział też:
- Pani, racz poczekać tu z niewiastami. Na dół wejdziemy my.

Kobieta kiwnęła głową.
- Bądźcie ostrożni. Przygotuję się i dołączymy do was.

Walter ruszył pierwszy. Eberhard szedł zaraz za nim. Potem kolejni ludzie kanonika schodzili i znikali w cieniu.
 
__________________
by dru'
druidh jest offline