Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-04-2020, 09:48   #291
Kolejny
 
Kolejny's Avatar
 
Reputacja: 1 Kolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputację
Wiadomość od Attona sprawiła, że zaświeciły mu się oczy. Bitwa z głównymi siłami Kryata na Dxun! Najprawdopodobniej największy ich otwarty konflikt z nimi od Zonju V, ale tym razem nie mogło być mowy o porażce, nie po takim czasie żmudnych treningów i przygotowań. Zwizualizował siebie u boku Mistrzów oraz padawanów ramię w ramię ścinających kolejnych Czerwonych… Nie wątpił, że zwycięstwo będzie okupione ogromnym wysiłkiem oraz ofiarami, dlatego tym bardziej potrzebowali każdej możliwej pomocy. Szczególnie jednego z Rycerzy. Odpłaci się za wszystko co stracił i pokaże przy okazji tym idiotycznym mandalorianom, na co naprawdę go stać!
Dalsza część wiadomości jednak szybko ostudziła jego zapał. Rohen nie mógł nic o tym wiedzieć, a Jon według zaleceń powinien wciąż go niańczyć. Zamyślił się, czytając jeszcze raz wiadomość, rozważając swoje opcje. Była jeszcze sprawa siostry Laurienn. Z tego co zrozumiał mógł w to włączyć swojego mirialańskiego towarzysza. Zamknął dokładnie terminal i ruszył z powrotem ku swojemu celowi. Skupił się na twardych faktach - miał około pięciu dni na decyzję, a niewielu osobom ufał tak jak Mistrzowi Randowi. Skoro on uważał, że jego obecność była bardziej potrzebna tu niż tam, nie mógł jej zignorować. Mimo że miał ochotę już teraz wskoczyć do najbliższego myśliwca i odlecieć, dając sobie i Morlanowi wolną rękę. Teraz jednak nie musiał podejmować tej ciężkiej decyzji, więc wchodząc znowu w rolę odpowiedzialnego mentora, nie chcąc zdradzić niczego przed Rohenem oczyścił umysł i skupił się na tym, co miała przynieść następna misja.

Uważnie wysłuchał zamiarów padawana. Zdecydowanie jego apetyt rósł w miarę jedzenia, ale Jon dużo się nie różnił. Wiedział, że powinien zaprotestować, w końcu w tym ataku mogło ucierpieć zbyt dużo osób postronnych a za decyzje zapewne polityków zapłacą zwykli żołnierze, ale… Z tego co rozumiał, przełomowe bitwy były tuż za rogiem. A takie dane o Kryacie lub chociażby rozproszenie jego uwagi, zmuszenie do oddelegowania tutaj kilku oddziałów mogło tylko pomóc na Dxun. Za miesiąc, dwa, Czerwoni mogą być tylko złym wspomnieniem, zmiażdżeni pod butem Republiki i Zakonu. Jeśli kiedykolwiek był odpowiedni moment na trochę brawury, było to teraz. Widział jednak parę luk w planie.
- Rzeczywiście, zapowiada się na zdecydowanie większy opór niż ostatnio. Ale nagroda też może być proporcjonalnie większa. - spojrzał na Rohena - Pomogę Ci. Albo raczej chciałbym Ci pomóc. Ten desant jest kluczowy, jednak jak tylko pokażemy się tam z naszymi mieczami i twarzami na widoku, będziemy w kłopotach. I to nie tylko my, ale cały Zakon. Nie możemy oficjalnie zaatakować kogoś, kto nieoficjalnie wspiera Czerwonych, nawet jak jesteśmy tego pewni. Proponuję albo zostawić to twoim żołnierzom… Albo wymyślić dobrą przykrywkę.
Chodził mu po głowie pewny ryzykowny pomysł, ale był ciekawy, co zaproponuje Morlan.

Rohenowi mina sczezła gdy Jon wspomniał o możliwych reperkusjach, gdyby ktoś powiązał “piratów” z Jedi.
- Właśnie to mnie najbardziej wkurza w polityce… - zazgrzytał zębami. - Wszyscy wiedzą o co chodzi, ale każdy prędzej da się zabić niż pozwoli na zburzenie pozorów, że każdy każdego lubi. Fałsz na każdym kroku - był naprawdę zły.
Założył ręce za plecy i zaczął chodzić tam i z powrotem po mostku intensywnie oddychając przez nos.
- Mam ochotę tak im wszystkim natłuc… ale nie możemy zaszkodzić Akademii - westchnął w końcu. - Masz jakiś pomysł Jon?
- Słuchaj… To może Ci się wydać zbyt ryzykowne, ale myślę, że mogłoby zadziałać. Wiem o tym z własnego doświadczenia. Może pamiętasz, że zanim przerzuciłem się na obecny miecz świetlny korzystałem ze zdobycznego o czerwonym ostrzu. Powinieneś go pamiętać z tej imprezy kilka lat do tyłu - uśmiechnął się mimowolnie na to wspomnienie, choć z tego co wiedział Rohen mógł ją nieco gorzej pamiętać - Nikt raczej się tym nie przejmował, w końcu zostali tylko Jedi… Lub przynajmniej tak myśleliśmy. W każdym bądź razie mimo, że nie sprawiało to nam różnicy nie oznaczało, że całej reszcie galaktyki też. Więcej razy niż chciałbym brano mnie za Sitha. Nikt nie chciał uwierzyć, że tak naprawdę trenuję w Akademii Jedi na Coruscant. Wiesz do czego zmierzam? - spojrzał porozumiewawczo - Największym problemem oczywiście jest wymagany ekwipunek, dla mnie w tym momencie przeszkoda nie do przeskoczenia, ale pomyślałem, że może ty posiadasz coś odpowiedniego. To twoja decyzja, ale jestem pewien, że wtedy nikt nie połączy tego ataku z Zakonem.
Rohen pokiwał głową ze zrozumieniem.
- Pomysł świetny. Tylko by to zrealizować potrzebujemy mieczy świetlnych o czerwonych ostrzach. Nie posiadam takich kryształów by choćby przerobić nasze. Pamiętasz może jak można je zdobyć? Czekaj… - zamyślił się. - Jeśli dobrze pamiętam z wykładów Mistrza Micala one były wytwarzane sztucznie?
- Tak, wszystkie naturalne źródła były obstawione przez Jedi, więc musieli znaleźć sposób na ich replikację. Na pewno używali jakiejś maszyny, ale nie jestem inżynierem, nie wiem jak dokładnie wyglądał ten proces. W końcu w naszej zbrojowni tyle tego leży… Mogłem zabrać parę na zapas, byłoby prościej. Nie przychodzi mi do głowy nikt, kto mógłby nam pomóc. Chyba, że znasz kogoś kto mógł walczyć u boku Sith i wie coś na ten temat. Zapytałbym się nowej Mistrzyni, ale sam wiesz…
- Rozumiem. Wicekapitanie Suzecco - przywołał swojego pierwszego oficera. - Walczył pan w Wojnach Mandaloriańskich, a później w Wojnie Domowej Jedi po stronie Imperium Malaka. Czy jesteśmy w posiadaniu wiedzy o technologii produkcji mieczy świetlnych, bądź czy ktoś z naszych podwładnych nie posiada przypadkiem jakiejś pamiątki z tamtego okresu?
- Nie wydaje mi się, kapitanie Morlan. Jestem jednym z ostatnich weteranów. Jeśli takie pamiątki ktoś posiada to raczej są one na Mirial w skarbcach. Mogę wysłać wniosek o dostawę, ale nawet jeśli się coś znajdzie, to realizacja potrwa kilkanaście dni.
- Zrozumiałem, dziękuję… - Rohen westchnął. - Czyli z tych ostrzy nici… Może po prostu będziemy się zachowywać jak Sith? To znaczy wiesz… brutalność i tak dalej… Trzeba będzie się postarać by ewentualni świadkowie byli pewni, co mają przekazywać dalej.

Jon pogładził czoło. Innego wyjścia nie widział, Morlan i tak zaatakuje, a to był jedyny sposób na zatajenie tożsamości i ograniczenie konsekwencji.
- Jedi pozujący za Sith pozujących za Jedi. Ciężko będzie to dobrze sprzedać, w końcu mamy tylko udawać… Jednak jak pojawimy się tam przynajmniej w czarnych zbrojach i maskach lub hełmach może zadziałać. Może nie od razu połączą nas z jakimiś ocalałymi Sith, ale po całej akcji już jak najbardziej. Nad mieczami można popracować później, może odwiedzić jakieś miejsce bądź handlarza posiadającego gotowe egzemplarze. Teraz tylko pytanie, czy w tak krótkim czasie zdołasz zebrać te potrzebne rzeczy.
- Nie powinno być problemu. Mamy na okręcie kowala od nagłych i niespodziewanych napraw, więc jakieś maski wykuje jak będzie potrzeba. Możemy też przerobić kombinezony pilotów myśliwców, są w kolorze czarnym, dodać tylko jakąś pelerynę i będzie pasowało - uśmiechnął się. - Hmm, to dla nas brzmi jak jakieś żarty, ale pomyśl dla tych kogo zaatakujemy to będzie naprawdę przerażające - ewidentnie humor mu się poprawił. - Zaraz wydam odpowiednie rozkazy. Przygotuj się, za kilkanaście godzin rozpoczniemy akcję!
Chciał jeszcze upomnieć padawana, że nie było w tym nic zabawnego, ale wiedział, że ten szybko się o tym przekona w prawdziwej walce. Koniec końców wrogiego najemnika nie obchodziło, kim byłeś. Zbroja stylizowana na Sith czy nie, zbłąkany strzał z blastera mógł tak samo zakończyć twoje życie. Choć sam czuł sporą dozę satysfakcji, że znalazł takie rozwiązanie problemu, nie dawał tego po sobie poznać. To był tylko pierwszy krok.
- Jeszcze jedno... - zatrzymał padawana - Jeśli już tworzymy drugie tożsamości to będą też potrzebne pseudonimy. Każdy bardziej znany Sith miał swój tytuł. Darth czy Lord raczej byli odpowiednikami Mistrzów w Zakonie Jedi, więc nie wiem czy to nie byłaby przesada... Ale z drugiej strony czemu nie? Im większą strach wzbudzimy we wspierających Krayta tym lepiej. - położył rękę na ramieniu Morlana - Daj znać, gdy zbroja będzie gotowa. I Rohen… Nie wchodźmy w rolę bardziej niż to konieczne. Wiesz, co mam na myśli.

***

Cytat:
OD: RYCERZ JON BAELISH
DO: EMILY HAYES

Mistrz Atton Rand przesłał mi twoje dane kontaktowe. Jestem gościem kapitana okrętu wojennego, któremu w razie potrzeby mogę przedstawić szczegóły misji i najpewniej namówić do działania. Aktualnie stacjonujemy w systemie Eriadu, jednak w okolicach Zonju V moglibyśmy zjawić się najwcześniej za dwie, trzy doby od otrzymania przez ciebie tej wiadomości. Na pewno zwrócimy na siebie dużo uwagi, więc możemy być świetną dystrakcją. Czekam na wiadomość zwrotną, jak możemy się przydać.
Zatwierdził wiadomość, odszedł od terminalu i stanął przed lustrem w swojej kajucie, mierząc samego siebie wzrokiem. Musiał przyznać, że bez względu na kolor miecza nie wyglądał jak Jedi. Czuł, że mało osób nie poczuje w środku niepokoju na widok tej zbroi. Ale przecież o to chodziło - wzbudzanie strachu w sercu swojego wroga od zarania dziejów było efektywną taktyką. Dziwnie się z tym czuł, ale w tej sytuacji to było jedyne wyjście. Zresztą, to była tylko rola do odegrania, taka jak negocjator lub szpieg, misja jak każda inna. Nie było już czasu na zawahania. Założył ostatni, najważniejszy fragment układanki na swoją twarz. Teraz rzeczywiście mógł uwierzyć, że złowieszcza nazwa Darth Noxus należała do sylwetki przed nim.

 
Kolejny jest offline