Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-04-2020, 11:05   #27
Aiko
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
PRZEJAŻDŻKA

Inu udało się po spotkaniu z Koi ogarnąć niewielkie zakupy. Do końca nie wiedziała po co… ale w jej pokoju wylądowała maść podobno idealnie nadająca się do masażu. Piorąc swoje ciuchy cały czas spoglądała w kierunku słoiczka zastanawiając się co też jej odwaliło. Toż nie były z Maki parą… po kiego kupiła jej prezent. Może to irytacja po spotkaniu z Kanmi? Blondas i jego debilne gadanie o masażach.

Z resztą ledwie jej się udało coś wszamać i powiesić wyprane ciuchu. Przy nim wbiła się już w ciasne spodnie i koszulkę, która skutecznie zasłaniała tatuaż na plecach. Jeszcze sweterek, płaszcz i była gotowa.

- Zajedziemy do Koi. - Odezwała się gdy już wsiedli do auta. - Odłożyli dla mnie pełne opony do naszej fury. Może byś je podrzucił do warsztatu?

- O! Mają dla nas jakieś opony? A jakie? Dobra to zajedziemy, sam sprawdzę.
- wiadomość tak zaskoczyła jak i ucieszyła kierowcę. Poczekał aż Amanda wsiądzie i ruszył z werwą. Tym razem miał jakąś osobówkę więc widocznie udała mu się ta pożyczka.

- A tak w ogóle gadałem z tym kumplem. Mówił mi o jakiejś szybkiej robótce. Potrzebują kierowcy ale trochę go zbajerowałem myślę, że też byś mogła się wkręcić. Jakaś akcja w dokach. Trzeba tam pojechać i zrobić rozpoznanie. Jakieś magazyny. Mniej wiecej chyba wiem o jakie chodzi. Potem może coś jeszcze, zależy co by wyszło z tego rozpoznania. Piszesz się na takie coś? Mogłoby wpaść trochę kasy i gambli przed wyjazdem. - kierowca mówił i jechał z werwą bez problemu poruszając się w ruchu ulicznym przy tej ponurej pogodzie. Chmury wisiały nad miastem jakby coś z nich zaraz miało zacząć padać. No ale w tym mieście mogły tak wisieć całymi dniami i nie musiało nic z nich lecieć. Ale często jednak leciało.

- Brzmi dobrze. Ayumi dobrze zapłaci jakbyśmy znaleźli jakiś zestaw do herbaty. - Inu ucieszyła się na myśl o kolejnej robocie. Więcej pracy, mniej myślenia o jej prywatnym życiu i tym jak bardzo się ostatnimi czasy pokomplikowało. - Gadałam z ludźmi w warsztacie podobno powinny pasować.

- No zobaczymy zaraz.
- blodnyn skinął głową co do tych opon ale pewnie i tak wolał sam sprawdzić jak to z nimi sprawa wygląda.

- A robota po weekendzie. Jak chcesz to możemy pojechać do niego jutro. I tak muszę mu brykę odstawić. - zerknął w bok na pasażerkę ale już podjeżdżali pod wieżowiec Koi więc zaczął wjeżdżać do wnętrza. Przejechał przez parking i zatrzymał się przed wjazdem do podziemnego parkingu by pokazać się strażnikom, że swój przyjechał. Ci zaraz otworzyli podnoszone do góry wrota aby mogli wjechać w mroczne, chłodne i wilgotne wnętrze.

- Jasne… chętnie poznam typa. A masz jakieś plany na weekend? - Inu cały czas zerkała na siedzącego obok blondyna. Tak… ewidentnie nadal była hetero… no dobra może teraz już bi, po tym do czego doprowadziła ją Maki.

- W niedzielę chciałem iść na mecz z chłopakami. Ale to w dzień. A wieczorem i jutro to jeszcze nie wiem. A co? - zapytał zwalniając i lawirując pomiędzy kolejnymi filarami i zaułkami podziemi. Jak ktoś tu był pierwszy raz to mógł się pogubić w tym mrocznym labiryncie. Ale oboje pracownicy Koi znali najczęściej używane trasy w tym tą do warsztatu. Reflektory osobówki zatrzymały się przed zamontowaną, odsuwaną do góry bramą za jaką był warsztat. Kanmi zgasił silnik ale nie gasił reflektorów gdy wyszedł z auta.

- Byłam ciekawa kiedy możemy się wybrać na te zakupy no i do tego gostka od zlecenia. - Inu także wyszła z auta i podeszła do bramy garażu by w nią zapukać.

- To możemy do niego jutro pojechać. Jakoś w południe. No to po drodze można pojechać i spróbować coś opchnąć. - blondyn dość szybko zaproponował spotkanie na jutro. Ale zgrzytnęła odsuwana brama gdy otworzył ją jeden z mechaników. - My po te opony. Podobno macie coś dla nas. - przywitał się Kanmi uśmiechając się nieco w przyjaznym grymasie.

- No mamy jakieś. Zobacz czy to takie co potrzebujecie. - zachęcił go gospodarz prowadząc w głąb odgrodzonej części między filarami podziemnego parkingu. Szli pomiędzy kilkoma samochodami które chyba faktycznie były na warsztacie bo były mniej lub bardziej rozbebeszone. Tutaj też stały bojowe wozy rodziny używane przy grubszych akcjach. Lub pojazdy specjalistyczne jak przedwojenny policyjny radiowóz NYPD albo furgonetka - ambulans. No krwistoczerwone Porsche jakie mieli dostarczyć do odległego Miami. Ale pracownik w brudnym, roboczym kombinezonie poprowadził ich bez wahania dalej, do tej części gdzie był magazyn na różne części. W tym także opony. Zaprowadził ich do tego samego regału co wcześniej Inu a teraz jej i jej partnerowi zademonstrował jedną z wielu opon jakie mieli w zapasie.

- O bracie… - blondas był pod wrażeniem. Ale uklęknął aby sprawdzić tą oponę. Przesuwał po niej palcami i oglądał uważnie tak bieżnik, boki jak i od środka. - Pokaż inne. - poprosił Japończyka i ten wysunął z dolnej półki pozostałe trzy opony jakie blondas poddał podobnej inspekcji.

- Są w sam raz. Bierzemy je. - zdecydował kierowca Land Rovera i sam wziął po jednej oponie w każdą rękę. - Cholera jakie ciężkie. - zdziwił się i trochę sapnął gdy poczuł ich cały ciężar.

- No mają więcej drutów i gumy to co się dziwisz. - uśmiechnął się mechanik i sam też wziął podobny zestaw. Ale na szczęście nie było zbyt daleko. Musieli przejść tylko znów przez warsztat w drodze powrotnej.

- Dzięki, już sobie dalej poradzimy. - Kanmi skinął głową mechanikowi. Wyglądało na to, że tutaj, w podziemiach jak wszyscy mieli dość niską jak na razie rangę w rodzinie to relacje były bardziej swobodne i mniej sformalizowane niż na wyższych piętrach wieżowca i z wyższymi szarżami. Kierowca otworzył bagażnik i zaczął po kolei pakować opony do środka.

Inu cieszyła się, że nie musi tego nowego nabytku dźwigać i pozwoliła chłopakom wykazać się swoją muskulaturą.

- Zadowolony? - Spytała oparta o auto, patrząc jak Kanmi ładuje ich zdobycz na pakę.

- Pewnie. Co prawda są trochę zleżałe ale nawet jak nie wytrzymają zbyt długo to zawsze mamy komplet zapasowych opon do auta. Jak odbierzemy naszą furę to je zamontuję. - powiedział trochę zasapany ale jednak zadowolony. Wrócił do wnętrza samochodu i tam znalazł jakiś ręcznik w który zaczął wycierać pobrudzone dłonie i tak na głos zastanawiał się nad dalszymi krokami.

- Są pełne, więc podobno nie da się ich przebić. - Mruknęła cicho Inu, wzruszając przy tym ramionami. Sama weszła do auta i usadowiła się na miejscu pasażera.

- No to teraz do Donny. - rzucił z zapałem kierowca odrzucająć ścierkę za siebie. Uruchomił samochód i energicznie wykręcił pojazd na drogę powrotną. Z wprawą samochód mijał kolejne filary, ściany i zakręty aż znów stanęli przed zamkniętą bramą a ci sami strażnicy otworzyli im wyjazd na świat zewnętrzny.

- To o której jutro przyjechać po ciebie? - zapytał gdy już włączyli się do ruchu ulicznego pod ponurym, chmurnym nowojorskim niebem.

- Rano wpadnę do Maki… rano to znaczy pewnie koło południa. - Inu uśmiechnęła się nieco. - Wymasuje mnie i zgarnę kasę.

- To może najpierw pojedziemy do mojego kumpla? Pogadamy z nim i potem już będziemy mieć wolne? Chyba, że się z Maki szybko uwiniesz no to po niej możemy pojechać obgadać tą robotę.
- kierowca jechał całkiem śmiało i ruch uliczny zdawał się go trochę spowalniać, ograniczać i irytować. Przy pustych ulicach radził sobie znacznie śmielej.

- Brzmi dobrze. - Inu zamyśliła się. Cieszyła się, że Kanmi ją odwozi, czuła się dużo bezpieczniej no i… jakby nie było, nie marzła. Teraz gdy.. spotykała się na niby z jedną laską, zaraz miała wypad z drugą… jakoś kusiło ją by wyrzucić z siebie jak najwięcej. - Wiesz, że mi się podobasz?

- No pewnie.
- Kanmi uśmiechnął się swobodnie patrząc wciąż przed maskę. - Gdzie ty byś drugiego takiego kierowcę znalazła jak ja. - roześmiał się na całego z własnego żartu. Wziął jakiś skręt z tą swoją werwą a gdy wyprostował wóz za zakrętem jednak podjął dalej tą rozmowę.

- Też jesteś niezła. - powiedział wesoło i niespodziewanie objął ją za szyję, przyciągnął do siebie i pocałował w policzek. - To co? W sobotę wieczorem robimy powtórkę ostatniej wspólnej nocy? - zapytał jakby to była formalność na jaką już i tak byli wcześniej umówieni.

- Nie o tylko taki podobaniu mówię. - Inu roześmiała się. - Bardzo cię lubię Kanmi i chętnie powtórzę tamtą nockę.

- Świetnie! To jesteśmy umówieni. Wpadnę do ciebie wieczorem.
- kierowca jeszcze raz pocałował skroń obejmowanej kobiety z wyraźnym zadowoleniem. Humor zdecydowanie mu się poprawił.

Inu z niedowierzaniem pokręciła głową. Co ona tak lubiła w tym typie? Mimo szalonej jazdy pochyliła się ponad skrzynią biegów i pocałowała blondyna w usta.



WIECZÓR

- Przepraszam za bałagan, nie spodziewałam się gości! - krzyknęła gdzieś z łazienki gospodyni szykująca się do wyjścia.

- Nie ma problemu. - Inu oparła się o ścianę przy drzwiach do łazienki, w ten pokraczny sposób dotrzymując towarzystwa gospodyni. Sama rozejrzała się po pokoju szukając w typowy dla siebie sposób czego innego.. czegoś co nie pasowałoby do tefgo sielankowego widoku. - Jak ci się tu mieszka?

- No jak widzisz.
- mruknęła pochylona nad miską blondynka która właśnie mydliła sobie włosy więc musiała kucać na podłodze. Kucała tak więc trochę słabo widać było jej twarz. Za to nieźle same nagą linię kręgosłupa i pleców przepasane tylko zapięciem stanika. No i tatuaż na łopatce.

- Pompa strasznie skrzypi i się zacina, tapety chyba poprzedni lokator wziął na rozpałkę a naprawdę ciepło jest tylko w kuchni i sypialni. Jak się już rozpali. No ale to moja pierwsza nora i jak to mówią, ciasna ale własna. - zaśmiała się wesoło chociaż ten największy skrót niedociągnięć tej czynszówki brzmiało jak litania nie dająca zbyt wielu powodów do radości. Mieszkanie faktycznie sprawiało wrażenie z tych ekonomicznych, akurat dla kogoś na początku własnej samodzielności. No ale to właśnie było widać. To chyba już mieszkanie w jakim mieszkała Amanda miało o oczko wyższy standard.

- To jak już tu stoisz to spłuczesz mi włosy? - klęcząca przy taborecie z miską blondynka trochę po omacku wskazała na niewielki kubek obok i chyba na drugą miskę z czystą wodą. Amanda znała tą procedurę z doświadczenia, że samemu włosy spłukiwało się trochę niewygodnie i pomoc drugiej osoby bardzo pomagała.

- Jasne. - Inu weszła do łazienki i zgarnęła wskazany kubek. - A tak z innej paki. Był może Leroy? Coś dawał znać?

- O jak dobrze, że jesteś.
- ucieszyła się klęcząca nad miską blondynką. Amanda zaś mogła czuć raczej zimną wodę jaka była w misce z czystą wodą. Widocznie gospodyni nie chciała tracić czasu na podgrzanie jej. Za to szampon jakiego używała miał całkiem ciekawy zapach.

- A Leroy nie. Mówiłam ci, że taki ważniak i cwaniak nie tłumaczy się zwykłym recepcjonistkom. A dzisiaj go nie widziałam. Dzięki wielkie za pomoc, kochana jesteś. - blondynka wyprostowała się gdy szampon już został spłukany. Wstała i sięgnęła po ręcznik którym zaczęła wycierać swoje włosy.

- Ale chyba wymyśliłam jak można do niego dotrzeć. - rzekła nieco przytłumionym głosem gdy tak pracowicie osuszała swoje mokre włosy.

- Ooo. - Amanda uśmiechnęła się, przyglądając się dziewczynie. - Wal.. jestem ciekawa bo już zaczynam tracić nadzieję do tego typa.

- Jest taka dziewczyna… Drzazga…
- blond rozczochraniec pojawił się gdy Julie wyprostowała się odkładając ręcznik na miejsce. Sapnęła cicho widząc swój roztrzepany widok w lustrze i ilość pracy jaką trzeba włożyć by doprowadzić się do ładu.

- Ona była niezła na arenie. Podobno bardzo dobra. Tak słyszałam. No ale była na tyle cwana by wycofać się z tego interesu póki jeszcze wszystko miała na swoim miejscu. - tłumaczyła detale tego pomysłu gdy sięgnęła po grzebień i zaczęła rozczesywać swoje niezbyt długie włosy.

- A teraz jest szefową ochrony w zachodniej wieży. Podobno to właśnie Leroy załatwił jej tą fuchę. I czasem do dziś coś ze sobą kręcą. Jakieś interesy. Więc jak ktoś by miał coś o nim wiedzieć ciekawego to myślę, że ona. - blondynka rozczesała swoje jeszcze bardziej mokre niż suche włosy i krytycznie oceniła swój wygląd w lustrze. Ale chyba była zadowolona bo posłała odbiciu Amandy wesołego całusa, odłożyła grzebień i wyszła z łazienki.

- Ojej no i ten sam problem co przed każdym wyjściem… W co ja mam się ubrać?! - jęknęła z żalem przed tym odwiecznym dylematem gdy tak stanęła przed otwartą szafą w swojej trochę zagraconej sypialni. Zamiast klasycznego łóżka miała materac przybrany pościelą z nieco skotłowaną kołdrą. Ale poduszki wyglądały na ułożone równo jak do inspekcji. Przy niewielkiej szafce nocnej przy łóżku od strony drzwi był widoczny miszmasz. Lampka nocna była chyba największym elementem i nieco przysłaniała inne. Do tego niewielki budzik jaki testa wskazywał trochę przed 20-tą. Niewielka miseczka na drobniaki jakimi często płaciło się na codzienne opłaty. Książka z zakładką gdzieś pośrodku, chyba jakaś powieść, jednokasetowy boombox i wrzucona gdzieś w to wszystko kartka wyglądającą na ulotkę reklamową chociaż z drzwi nie bardzo wiadomo czego.

- Polecam spodnie bo pewnie klasycznie jak w Zgniłym Jabłku będzie paskudnie. - Amanda weszła za dziewczyną do sypialni i podeszła do stolika niby chcąc zerknąć na książkę, ale sprawdzając też ulotkę. - Da się tą laskę z zachodniej wieży jakoś złapać?

- Spodnie?
- gospodyni chyba na poważnie potraktowała sugestię. Zaczęła przesuwać dłonią po spodniach wiszących w szafie na wieszaku zapewne intensywnie zastanawiając się nad tą sugestią. - No może… - zawahała się wyjmując z szafy dwa wieszaki z zaczepionymi spodniami. Jedne to były jakieś ciemne dżinsy z naszytymi tam i tu drobnymi cekinkami zdradzającymi z miejsca, że to kobiece spodnie, drugie to skórzane spodnie. - Jak myślisz? - zapytała odwracając się frontem do gościa i nieco unosząc w górę oba wieszaki. Amanda zdążyła rzucić okiem na tą ulotkę. Wyglądała dość anarchistycznie, jako wezwanie do walki z tyranią władz i emblematami z charakterystycznym “A” wpisanym w okrąg.

- Mi się skórzane bardziej podobają. - Inu uśmiechnęła się do gospodyni odwracając się do niej. Sama założyła obcisłe dżinsy podkreślające jej wysportowaną figurę. - Co prawda nie wiem gdzie idziemy.

- No. Takie drapieżne i w ogóle.
- roześmiała się wesoło blondynka z niezbyt suchymi włosami. Odwiesiła cekinowe spodnie do szafy a sama wzięła te skórzane. - No to teraz się tylko nie śmiej bo to będzie trochę głupio wyglądać. - uprzedziła gdy schyliła się aby wsadzić pierwszą nogę w pierwszą skórzaną nogawkę.

- A pójdziemy do “Matrixa”. - rzekła trochę zduszonym głosem bo właśnie wsadzała drugą nogę w spodnie. I ostatecznie wylądowała tyłkiem na materacu odbijając się wesoło po czym zaczęła naciągać dół obcisłych spodni. Przy okazji odsunął się kawałek pościeli odsłaniając chyba kawałek skórzanych kajdan.

- Co wolisz robić? Tańczyć, pić czy coś wyrwać? Bo w po to się chodzi do “Matrixa”. - zerknęła unosząc na chwilę głowę aby spojrzeć na stojącą w pokoju Amandę. Teraz gdy pokonała bierny opór dolnej partii nogawek sapnęła wstając i zaczął się etap naciągania góry w stronę bioder.

- Ja to raczej z tych siedzących w kącie i pijących, które czasem dadzą się komuś wyrwać. - Inu zaśmiała się. Inu z zaciekawieniem przyjrzała się nietypowemu obiektowi pod pościelą, gdy gospodyni walczyła ze swoimi spodniami. - A ty jaki masz plan?

- No ja lubię wszystkie trzy sprawy.
- sapnęła blondynka kończąc zabawę w podskakiwane naciąganie spodni i zapinając guzik i zamek. Okazało się, że podobnie jak u Amandy takie spodnie też nieźle podkreślały jej zgrabne nogi i szczupłą talię. Chociaż zestaw skórzanych spodni, biustonosza i wytatuowane ramię stanowiły nietypowy zestaw.

- I daj spokój ja cię zapraszam no to zrobimy po twojemu. Chociaż picie i wyrywanie też lubię. Jaki masz typ do wyrywania? - zapytała blondynka znów wracając do szafy z ubraniami i szukając czegoś do ubrania. Tym razem góry.

- Taki, który mi nie grozi i nie dostaje na jego widok mdłości. - Inu parsknęła. Co miała powiedzieć, że chyba ma słabość do blondynów bo jak narazie jej dwie ostatnie przygody miały ten kolor włosów? Przyjrzała się tatuażowi dziewczyny.


- Tatuaż coś symbolizuje? - Skinęła na znajdujący się na ramieniu dziewczyny wzór. Swój własny tatuaż skutecznie zasłaniała koszulką bez ramiączek. Wiedziała że w niektórych kręgach rybka którą jej tam namalowano była zbyt łatwo rozpoznawalna i nie zawsze mile widziana.

- Spodobał mi się. Przemawia do mnie. Lubię lwy. I lwice. Chyba mam do nich słabość. - gospodyni trochę zaskoczyła zmiana tematu bo przerwała wietrzenie szafy i delikatnie pogłaskała się po wytatuowanym ramieniu. Uśmiechała się łagodnie więc widocznie temat tatuaży lubiła. Przynajmniej te co miała na sobie.

- Właściwie to w ogóle koty lubię. Taką mam chyba kocią naturę. A ty? Masz jakieś? - zapytała wesoło i patrząc na gościa z przyjemnym zainteresowaniem.

- Zwierzaki? Nie.. za dużo podróżuję, ale myślałam o psie. - Inu nie wiedziała jak ugryźć temat swojego tatuażu. - Takie lwice też? - Inu skinęła na odsłoniętą kajdankę, leżącą na łóżku.

- Chodziło mi o tatuaże. - blondynka rzuciła jakoś tak dziwnie zmieszana gdy spojrzała na wskazany gadżet leżący przy materacu. Trochę się zmieszała zupełnie jakby przyłapano ją na oglądaniu rozkładówek czy czymś podobnym. - A to… - rzekła z wahaniem i nieco nerwowym uśmiechem nie bardzo wiedząc co zrobić z rękoma czy powiedzieć. Ale w końcu roześmiała się wesoło. - No tak, tak też lubię się zabawić. - rzuciła wesoło. Podeszła do tych skórzanych kajdanek i schyliła się aby je podnieść. Obejrzała je i zerknęła figlarnie na swojego gościa. - A ty? Lubisz się tak zabawić? - zapytała eksponując ów gadżet przed Amandą aby ta mogła go swobodnie obejrzeć albo nawet sięgnąć.

- Nigdy nie próbowałam, a i nie miałam partnera, którego by to kusiło. - Inu wzięła kajdanki i przyjrzała się im. - Ale serio nie masz czego się wstydzić jak cię to kręci.

- Oj kręci, kręci! A chcesz spróbować?
- Julie zapytała z sympatycznym uśmiechem na swoich przekłutych kolczykiem wargach. Na zachętę wyciągnęła przed siebie ramiona aby Amanda mogła przymierzyć te kajdanki. - Zakłada się normalnie. Można je rozpiąć by poluźnić ale ja zwykle przesuwam przez dłonie. No a potem reguluje się obwód tak samo jak w każdym pasku. No i zapina sprzączki. Też jak w pasku. Żadna filozofia. - machnęła dłonią jakby to było dziecinnie proste dla każdego użytkownika. Te kajdanki połączone łańcuszkiem faktycznie nie miały innych zapięć niż te sprzączki.

- Miałyśmy się wybrać do tego Matrixa, pamiętasz. - Inu roześmiała się i oddała dziewczynie jej kajdanki.

- No tak, Matrix. - blondynka też się uśmiechnęła chociaż trochę z żalem. Wzięła te skórzane pęta od gościa i rzuciła je na pościel. Sama wróciła do szafy i znów zaczęła w niej szukać góry. W końcu wyjęła jakiś bezrękawnik z byle jak oderwanymi rękawami. Gdy go założyła na przedzie okazało się, że jest wydruk fotki jakiegoś zespołu. Czy z dawnych czasów czy jakiegoś współczesnego to już Amanda nie była pewna. Jeszcze na to Julie założyła skórzaną, wyćwiekowaną kamizelkę po czym zamknęła szafę. Podeszła do niewielkiej skrzyneczki i z niej wyjęła skórzane, rękawice z obciętymi palcami i chustę. W takim komplecie wyglądała trochę jak jakaś motocyklistka, punkówa czy gangerka. W ogóle nie przypominała tej biurowo ubranej dziewczyny z recepcji.

- Fajny image. - Amanda przyjrzała się dziewczynie z uznaniem. Nigdy nie miała głowy do takich rzeczy. Cieszyła się też że Julia łatwo zrezygnowała. Jedna dziewczyna to było aż nadto kłopotów.

- Dzięki. Też świetnie wyglądasz. Na pewno będziemy miały niezłe rwanie w “Matrixie”. - powiedziała gospodyni zawiązując sobie chustę jak apaszkę na szyi. Potem jeszcze szybko włożyła te rękawice i była gotowa do wyjścia.

Potem był już standardowy i znasznie krótszy etap odziewania się w płaszcz i zabranie torebki, zamknięcie drzwi, ruch po schodach i czekanie na przystanku.

- Cholera ale pizga. - mruknęła niezadowolona blondyna. Z tego co miała pod płaszczem niewiele było widać. Ale dalej padała ta zimna mżawka co w połączeniu z niezbyt silnym wiatrem i temperaturą sprawiało przykre wrażenie wilgotnego chłodu kradnącego ciepło z każdego odkrytego fragmentu ciała.

- A w ogóle byłaś już w “Matrixie”? - zapytała sąsiadkę dla zabicia czasu. Poza nimi na przystanku stało lub siedziało kilka osób, wszyscy mieli na sobie mokre palta, płaszcze i kurtki dla ochrony przed aurą. Wydawali się żywym ponurym elementem tej ponurej scenerii.

- Tylko słyszałam o tym lokalu, raczej nie bywam w takich miejscach. - Inu gdy tylko wyszły odpaliła kolejnego papierosa i teraz zaciągnęła się nim mocno by nie zgasł od tej całej mżawki. - Teraz sobie wyobraź że jesteś w kiecce z tyłkiem prawie na wierzchu.

- Oj nie strasz! Nawet nie chcę sobie wyobrażać takich strasznych rzeczy!
- roześmiała się blondynka w kapturze. - O. Już jedzie. Chodź, to nasz. - akurat zwróciła głowę w stronę ulicy gdy dał się słyszeć znajomy, monotonny stukot kopyt. Furgonetka ciągnięta przez dwa mokre od mżawki konie zatrzymała się przed przystankiem i parę osób wysiadło a ci z przystanku karnie czekali w ogonku aż się zwolnią miejsca. Po czym ciurkali się do wnętrza. Julie weszła pierwsza i zajęła im obu miejsce.

- To niedaleko. Parę przystanków. Ciekawe co będą dzisiaj grali. I kto dzisiaj będzie. - blondynka chyba już myślami błądziła przy wizycie w klubie do jakiego jechały.

- Ta… ciekawe. - Inu opatuliła się mocniej płaszczem zastanawiając się raczej… mając nadzieję, że nie spotka tych typów z wczoraj.

- A się pytałaś o tą wieżę. - blondynka zagaiła temat o jakim rozmawiały jeszcze w jej mieszkaniu. - No to na zachód stąd. W pobliżu zachodniego przejścia. Jak tam trafisz to każdy chyba już ci wskaże drogę do tej wieży. - skoro siedziały obok siebie i miał kawałek do przejechania widocznie Julie miała czas i ochotę na rozmowy.

Inu przytaknęła.
- To się domyśliłam, ale zastanawiam się, czy tą laskę od Leroya można złapać poza wieżą. - Amanda zwierzyła się ze swoich wątpliwości otulając się ciasno płaszczem.

- No ja bym zaczęła w wieży. - blondynka odpowiedziała po chwili zastanowienia gdy wpatrywała się w obraz widoczny za przednią, zroszoną mżawką szybą. Był równie zimny i mokry jak tam na przystanku na którym dopiero co siedziały. Chociaż wewnątrz kabiny mimo wszystko było chociaż sucho i wiatru tak nie było czuć.

- Ale możesz jeszcze popytać w Arena Cotton Club. Ona tam kiedyś walczyła a to nadal popularnie miejsce nie tylko na oglądanie walk i zakłady ale też załatwianie różnych rzeczy przy okazji. Tak słyszałam ale mnie to nie kręci to tam nie chodzę. - powiedziała dziewczyna siedząca w zbyt obszernym płaszczu. Chyba nawet pelerynie wojskowej. Tylko albo w jakimś dziwnym, spranym kolorze albo ktoś ją może próbował jakoś przefarbować no i wyszedł taki nijaki kolor pośredni.

Amanda skrzywiła się. Arena… też nie przepadała za tym miejscem, nawet jeśli wolała, żeby ludzie odreagowywali w ten sposób nadmiary agresji niż gwałcili dziewczyny na ulicy.
- Dzięki… na pewno popytam. Czasami mam wrażenie, że ten Leroy to taka fatamorgana.

- Nie no nie aż tak. - roześmiała się wesoło Julie. - Widuję go raz na parę dni. Czasem częściej, czasem rzadziej. Po prostu nie przychodzi do roboty regularnie. Aha, no tak, ja go pewnie widuję częściej niż ty. - dziewczyna mówiła jakby chyba chciała przekonać nową koleżankę, że jednak ten Leroy to jednak jest do złapania.

- O, już prawie jesteśmy. Na następnym przystanku wysiadamy. A właściwie to po co ci Leroy? - blondynka wskazała na coś przed przednim oknem. I Amanda miała dość blade pojęcie ale chyba rzeczywiście mogły być już dość blisko “Matrixa”. Krajobraz za deszczowymi oknami się nieco zmienił. Co prawda dalej panowała ta szara, ponura mżawka. Ale widać było, że są w dzielnicy rozrywki. Mimo aury ulicę rozświetlały światła i neony a z mijanych lokalów dochodziło przytłumione echo muzyki. Różnej. Wygawało się jakby na tej ulicy każdy właściciel lokalu starał się skompletować lokal z innej epoki i stylu. Goście też byli różni. Sporo było mundurów ale chyba zdecydowana większość była na przepustce. Było też pstrokate towarzystwo mężczyzn i kobiet, często ze szklankami, butelkami i szlugami w dłoniach którzy stali pod parasolami lub w przejściach gdy wyszli na fajkę czy spotkanie aby pogadać. Aura temu nie sprzyjała więc trzymali się blisko dachów budynków. Tam czy tu były grupki albo kolejki przed wejściem. No tak, w końcu zaczynała się weekendowa gorączka i ludzie pewnie z całego miasta zjeżdżali do dzielnicy świateł aby spuścić parę, zabawić się i przepuścić tygodniówkę.

- Już wspominałam robię dla niego fuchę, ale taki trochę dupa a nie zleceniodawca. - Inu spojrzała we wskazanym kierunku, czując mimowoli narastający ból głowy. Masaże Maki to było jedyne co jej wynagradzało tą sytuację, ale jak już zaczęło to trzeba było skończyć, a ona mimo wszystko jak zwykle czuła idiotyczną potrzebę by doprowadzić Julie bezpiecznie do domu.

- Aha, no tak. No tak, on różne rzeczy załatwia. - dziewczyna skinęła głową jakby to, że ktoś ma sprawę do Leroy’a wcale jej nie dziwiło. - Chodź, tu już wysiadamy. - lekko klepnęła koleżankę w ramię dając jej znać, że czas się zbierać. Za przednią szybą widać było kolejną wiatę przystanku i czekających na nim ludzi opatulonych płaszczami i kapturami.

Inu podążyła za Julie uważnie się rozejrzawszy po okolicy gdy wyskakiwała z ich środka lokomocji. Nie lubiła bywać w takich okolicach… za dużo ludzi, a do tego często pijanych, a o ludziach wiedziała jedno… to najbardziej zdradliwe zwierzęta ze wszystkich.

- Zapowiada się ciekawie. - Odezwała się do swojej towarzyszki przyglądając się zakapturzonym postaciom ściśniętym pod wszelkiego rodzaju daszkami. Pogoda skutecznie uniemożliwiała rozpoznanie kogokolwiek bo pod kapturami, za płaszczami ciężko było dojrzeć nie tylko twarze ale i nawet sylwetki. Przez szum mżawki i aut przedzierały się radosne rozmowy i śmiech… czasami pijacki bełkot. Co by nie było ludzie przybywali tu by się rozerwać i korzystali nawet z tego niezbyt przyjemnego czasu oczekiwania w kolejce.

Inu bywała w okolicy… ale raczej nie w klubach. Matrix znała bo mijała go po drodze do znajomego pubu, gdzie związany z rodziną Chińczyk zapewniał jej szisze w niezłej cenie… Teraz jednak nie szła się odprężyć w tytoniowych oparach, a do tego lokalu, z którego ciężki bit wylewał się na ulice, zapraszając wszystkich, którzy mieli ochotę na drinki i obciskiwanie się z bandą spoconych i wijących się ludzi.

- Masz, weź. - niespodziewanie Julie wyjęła z kieszeni ciemne okulary. Podobne do tych używanych przez bohaterów kultowego filmu sprzed pół wieku. - Jak ktoś je ma wszystko za pół ceny. - wyjaśniła nowa koleżanka gdy zatrzymały się na chwilę aby przejść przez ulicę. Akurat coś jechało.

Fasadę znanego z widzenia klubu zdobił duży ekran zamieszczony za oknem wystawowym. Na tym ekranie wyświetlał się jeden z najbardziej kultowych motywów tej kultowej serii. Opadające z góry na dół, ciągi zielonkawych liter, cyfr i znaczków.

 
Aiko jest offline