Wychodząc z wieży Geldmann wyciągał spod ubrania ostatnie, najbardziej zawzięte robaki. Rozejrzał się po dziedzińcu. Główny budynek zamkowy płonął oświetlając całe podwórze i najwyraźniej zaczynał się walić. Leonard złapał się framugi, gdy kolejny wstrząs poruszył skałą, na której zbudowano zamek. Jego towarzysze rozbiegli się w różne strony, a część – rozsądnie zresztą – ewakuowała się już. Baronowa schowała się w jakimś przeszklonym budynku, a że był on po drodze do zwodzonych mostów, wydawał się ten kierunek najbardziej obiecującym. Pokazał go zresztą ostatniemu z atakujących zamek, który tak jak on pozostał z tyłu.
- Bernhardt! Czas już, nic tu po nas!
Potworny Frank mógł być silny i wytrzymały, ale nie był szybki. Można było go bez problemu ominąć. Gdyby jednak przeklęta Magritta wychyliła się choćby na cal ze swojego schronienia...