Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-04-2020, 04:18   #284
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 40 - Zastoje i postoje

Instytut



Po powrocie do apartamentów informatyków każde z trójki hibernatusów znalazło sobie jakieś zajęcie. David szukał ładowarki do znalezionego w bagażniku laptopa.Bo gdy po prostu wcisnął przycisk startowy to nie było żadnej reakcji. Tak samo jak w poprzednich takich sytuacjach znów nie było wiadomo czy po prostu wieki temu bateria się rozładowała czy laptop jest po prostu zepsuty.

Ale na szczęście w tym nieszczęściu byli w pracowni informatycznej więc tych wszelkich komputerów, holo usprawniaczy do pracy, kabli, ładowarek było całkiem sporo. I chociaż ani pierwsza ani druga wtyczka nie pasowały albo nie wywołały żadnego efektu na znalezionym kapie to któreś z kolei pasowała i laptop chociaż cicho bzyknął na znak, że coś zaczęło się dziać. No ale na razie ekran dalej pozostawał czarny.

W tym czasie Szwedka buszowała w tym laptopie znalezionym w archiwum. Podładował się na tyle, że ledwo zipał. Ale póki był podpięty do ładowarki nie stanowiło to zbyt wielkiego problemu. Tak smao jak to, że ten też był zabezpieczony hasłem. Dla wprawnego informatyka wyjście do programu bazowego i restet wszystkich ustawień nie stanowiło zbyt poważnego wyzwania póki nikt nie strzelał jej nad głową ani nie próbował rozpruć pleców. Wkrótce więc Sigrun ujrzała jak laptop rozjaśnia się ekranem startowym ale już zabezpieczony jej własnym hasłem. I zaraz potem mogła wreszcie zajrzeć co jest w środku.

Na ekranie pojawiła się cała masa ikonek. Widocznie laptop był używany przez właściciela całkiem gęsto i często. Sporą część Szwedka rozpoznawała jakie różne programy użytkowe używane przez informatyków. Właściwie dość szybko się zorientowała, że może ich użyć do zhakowania innego komputera czy laptopa. Chociaż trzeba by jej jakoś połączyć no a co wyjdzie to już trochę kwestia jak ten drugi sprzęt byłby zabezpieczony.

Japończyk zaś zajął się dawnym właścicielem laptopa jakim zawładnęła Sigrun. Operował swoim tanto i samymi dłońmi. Gdy miał okazję je zbadać wyczuł pod palcami pewną nierówność w nadgarstku. Właściwie to nawet dostrzegł ją wzrokiem. Rzucała się w oczy niewielką, kwadratową płaskością jakby pod skórą był zaszyty idealnie kwadratowy paznokieć. Gdy już miał namiar na cel bez większych trudności wydłubał go nożem spod skóry. Po chwili miał na czubku noża różowe, plastikowe coś. Coś co Sig zidentyfikowała jako szukany chip. Jeszcze tylko trzeba było go jakoś podładować. Ale do tego powinna pomóc któraś z ładowarek.

Gorzej było z pobraniem odcisków palców Malcolma. Co prawda smartfon jaki znaleźli w sali obok zeskanował odciski dość dobrze. Ale system Instytutu traktował je jako niewłaściwie. Gdy na skanie pojawiło się porównanie linii papilarnych gołym okiem widać było dwie rzeczy. Pierwsza, że oba, i te zeskanowane i te w pamięci są bardzo podobne. I druga, to to, że mimo to nie nachodzą na siebie. Głównie dlatego, że te w pamięci wydawały się “pulchne” przy tych wysuszonych. Te od obecnego Malcolma pasowały mniej więcej na długość ale boki już były poza skanem. Wyglądało na to, że te wysuszone dłonie są zbyt zdeformowane aby brać z nich odciski. Pozostawała nadzieja, że gdzieś udałoby się zeskanować tym telefonem malcolmowe odciski z tego czy innego pomieszczenia.

Do czasu gdy Sig ogarnęła swój laptop ten który z samochodu zabrał David rozjarzył się ekranem startowym. Ale znów pojawił się problem nieznanego hasła. Koichi zaś usiadł i zaczął jeść swoją konserwę. Zostały mu jeszcze trzy w zapasie. Ale ta którą jadł smakowała… No jak konserwa właśnie. Jednak przynajmniej syciła głód. Trochę gorzej było z wodą. Zapasy zabrane w butelki z wolna zaczynały się kończyć. Po wypiciu reszty i uzupełnieniu manierek Davidowi zostało może z pół jednej butelki a Japończykowi cała. Szwedce zostało tylko to co w manierce.



Mervin i Marian



Furgonetka jechała dość wolno. Ale jak na razie jechała. Jechała dość wolno z kilku powodów. Po pierwsze nie było przedniej szyby. Co powodowało ciągły przeciąg i wysuszanie oczu jak przy permanentnie wiejącym wietrze w twarz. Tym mocniejszym im samochód zwiększał prędkość. A po drugie to teren nie sprzyjał zbyt szybkiej jeździe. Co prawda najpierw mocno całą maszyną zarzuciło i coś zgrzytnęło metalicznie aż ciarki przeszły przez trzewia obu wędrowców gdy zjeżdżali z dość wysokiego peronu. A potem jeszcze zawieszenie ciężko zajęczało protestując przed takim traktowaniem. No ale potem jakoś było lepiej i równiej. Co nie znaczy, że łatwo.

Gdy Mervin wykręcił pojazd na bardziej cywilizowaną drogę ta wyglądała na tak samo zapchaną jak to oglądał wcześniej z peronów stacji. Czerwona mgła pochłaniała stopniowo wszystkie detale tak, że widać było dość dobrze na kilkanaście samochód przed maską i może część tego tak trochę gdy już się zamazywały kontury i detale aż wreszcie było widać tylko jednolitą czerwień mgły. Dlatego o ile czerwień nie przesłaniała bliższej okolicy to już przesłaniała dalszą przeszkadzając zorientować się w okolicy.

Dlatego Mervinowi jechało się tak sobie. Wydawało się, że ten monotonny sznur różnorakich pojazdów nigdy się nie skończy. Że z kawałka przejechanej ulicy jeden zestaw różnorodnych aut zostaje jak na taśmie zastąpiony przez kolejne. I ta taśma ma chyba niewyczerpalne zapasy tych wraków.

A te wraki wyglądały dość przygnębiająco. Niemi świadkowie dawnej, masowej tragedii. Zagłada która dosięgła wszystkich. I te rodziny w swojskich kombiakach, i służbowe furgonetki, ciężarówki i cała masa różnorodnych typów i modeli. Niczym przekrój społeczny przez londyńską motoryzację. Marki, modele i roczniki z całego świata. I wszystkie takie… Porzucone. Ciche. Bezpańskie. Martwe.

Zwłaszcza, że było widać ciała. Wciąż wewnątrz samochodów. Niektóre obok. Czasem chyba ktoś stał przy otwartym bagażniku, czasem ciało leżało obok. W większości były to zasuszone, może nawet nieco zmumifikowane ciała. Ale wciąż było widać włosy, zęby czy ubrania jakie ich okrywały za życia. Garnitury, marynarki, garsonki, dresy, panterki i zwykłe ciuchy w jakich chodziło się po domu czy do sklepu za rogiem. Wszyscy oni teraz leżeli lub siedzieli w samochodach albo obok. Czasem ciała padły kawałek od drogi jakby za życia chciały przed czymś uciec czy skryć się. Ale nie zdążyli. Podobnie po właścicielach zostały różnorodne torby, pakunki i walizki. Wyglądało to podobnie jak ten miszmasz jaki mieli u siebie na pace pojazdu. Tam gdzie teraz spał Polak.

I dlatego Mervin musiał jechać dość wolno. Poboczem, chodnikiem, trawnikiem bo rzadko był na tyle wolny kawałek drogi by przez niego przejechać. Przez to, że koncentrował się na tym jak minąć kilka najbliższych trupów ludzi, zwierząt i pojazdów nie bardzo wiedział jak daleko czy długo już jadą. Paliwa rzeczywiście zostało niewiele. Nie był pewny ile tak jeszcze dadzą radę pojechać. Silnik momentami krztusił się i wydawał dziwne, metaliczne dźwięki. Brytyjski kierowca aż tak na samochodach się nie znał by stwierdzić czy to z kończącego się paliwa czy to jakaś usterka czy jeszcze coś innego. Ale na razie wóz jakoś się toczył do przodu.

Z pomysłu Mariana by w telefonie sprawdzić mapy GPS nic nie wyszło. Co prawda mapy były ale nie było GPS. Gdy uruchomili mapkę pojawiał się ciągle sygnał o braku sygnału. A gdy się go minęło owszem mapy były. Ale dawnego świata. I bez braku namierzania GPS nie było wiadomo gdzie na tej mapie znajduje się sam telefon.

Marian zaś postanowił się przebrać i zasnąć. Jak na przygody i warunki w jakich ostatnio podróżowali to wnętrze vana było dość komfortowe. Mieli większy zapas butelkowanej wody niż byłoby sens dźwigać na własnych plecach to część tej wody można było wykorzystać by doprowadzić się do względnego porządku. Co prawda do choćby przelotnego prysznica się to nie umywało ale i tak pomagało się odświeżyć. Podobnie jak nowe ciuchy jakie znalazł w licznych torbach. Chyba z połowa bagaży musiała należeć do mężczyzn bo ubrań było całkiem sporo.

Nie bardzo jednak wiedział jak wyjaśnić zmianę swojego wyglądu. Czy we wstecznym lusterku czy potem jakimś mniejszym znalezionym w którejś z kosmetyczek zorientował się, że Mervin nie żartował. Chociaż nadal zasadniczo jego twarz się nie zmieniła i dalej od razu rozpoznawał siebie to jednak twarz była jakaś inna. Jakby o dekadę czy dwie starszego bliźniaka. Policzki trochę się zapadły więc kości policzkowe zrobiły się bardziej wydatne. Przy kącikach oczu dostrzegł kurze łapki jakich wcześniej nie było. Podobnie wyraźniej zarysowały się bruzdy na czole. No cholera wyglądał jakby mu przybyło z dziesięć lat. Albo nawet trochę więcej.

No ale w końcu zdecydował się zdrzemnąć. Miał do wyboru dłuższą ławkę wzdłuż ślepej ściany furgonetki albo podłogę. Ponieważ poprzednia załoga szykowała się chyba na dłuższy biwak to znalazł nawet kilka śpiworów i karimat więc przynajmniej o to nie musiał się martwić. I tak ululany przez mozolną jazdę furgonetki w końcu zdołał zasnąć.

Obudził go bezruch. I tępy zgrzyt silnika. Mervin próbował go uruchomić ale słabo mu to wychodziło bo chociaż coś tam się kręciło w silniku to jednak nie przeradzało się to w uruchomienie go. Brytyjczyk też nie wiedział co się stało. Jechał sobie spokojnie, spacerowym tempem mijając kolejne fragmenty zagraconej drogi gdy nagle coś stuknęło od spodu jakby jakiś kamień wyleciał spod kół i zaraz potem silnik po prostu zgasł. A może paliwo się skończyło? Bo wskazówka pokazywała prawie 0. Nie był pewny jak jest precyzyjny ten wskaźnik. Wiele już pewnie nie zostało.

Właściwie to może i lepiej, że stanęli. Bo od paru chwil nie był już taki pewny czy jadą wzdłuż torów jak to pierwotnie planował. Droga oddaliła się od drogi kolejowej. Najpierw w czerwonej mgle znikały sunące obok słupy z przewodami a potem ogrodzenie. No niby dalej jechali tą samą drogą no ale na razie nie było widać ani tego ogrodzenia ani torów. Za to w czerwonej mgle przed oczyszczoną maską, wśród tych wraków pojazdów majaczyło coś większego. Chyba jakaś ciężarówka. Nie był pewny bo widział tylko zarys. Ale czy mu się wydawało czy za szoferką ten kształt był obły. Jak jakaś cysterna. Ale nie był pewny czy dobrze to widzi. A nawet jeśl to by była cysterna to z czym i w jakim stanie. Za to zorientował się, że Marian się obudził.



Joe



No to ruszyli. Można było odnieść wrażenie, że Cleo jest bardzo rada z odpowiedzi i zachowania swojego gościa. Szła obok niego, wyraźnie niższa i drobniejsza. Szła i zachowywała się tak naturalnie, że gdyby nieco nie prześwitywały przez nią kontury mijanych elementów to pewnie z większej odległości naprawdę można by ją wziąć za żywą osobę. Za szczupłą, drobną, młodą kobietę o czarnych włosach. No i otwierała przed nim drzwi. Nie swoim awatarem tylko po prostu otwierała drzwi. Co w praktyce wyglądało jakby same się otwierały ledwo się do jakichś zbliżyli.

- Pokażę ci gdzie są te czujniki. Są proste w obsłudze. Ale gdybyś miał z czymś kłopot to proszę daj znać. Postaram ci się pomóc jak tylko będę mogła. - Cleo mówiła wesoło i uprzejmie. Zupełnie jakby miała dobry humor. Przeszli właśnie przez te drzwi od stołówki i Cleo nawigowała swoim gościem przez pomieszczenie o podobnej wielkości. Tutaj po prawej były jakieś biurka jakby jakaś recepcja czy coś podobnego. Naprzeciwko stołówki były jedne drzwi a po lewej para innych. Cleo poprowadziła go do tych drzwi naprzeciwko nad którymi Joe dojrzał napis “Magazyn 4”.

Za nimi był krótki korytarzyk a może znów po prostu hermetyczna śluza pomiędzy parą drzwi. A potem zdecydowanie mniejsze pomieszczenie. Wielkości może standardowego living room w standardowym mieszkaniu. Tylko wyposażenie było inne. Spor było różnych szaf, szafek, regałów i stojaków.

- Są w tej szafce. - Cleo bez wahania wskazała na niczym nie wyróżniającą sie szafkę. Gdy ją otworzył ujrzał trochę różnych pudełkowatych urządzeń. Bez trudu rozpoznał o które chodzi bo wcześniej w stołówce fantomowa dziewczyna pokazywała mu jak owo urządzenie wygląda. Wyglądało trochę jak nieco grubszy smartfon czy ręczny kalkulator. O wiele lżejsze niż pistolet czy choćby pełny mag do niego. Chociaż na gabaryty mogło zabierać podobne miejsce w kieszeni. Ponieważ urządzenie było podpięte do stacjonarnej ładowarki no to ożyło w ręce Xero gotowe do działania. Na ekranie wyświetliły się jakieś cyfry i symbole. Wtedy właśnie Joe usłyszał jakiś huk. I kolejny. I znowu. Kilka szybkich huków. Jakoś dziwnie kojarzących się z wystrzałami z broni palnej. Chociaż zniekształcone i wytłumione. Jeśli to była broń palna to pewnie jakaś broń krótka. Chyba, że gdzieś dalej to było to może mógł być nawet samopowtarzalny karabin. Ale raczej żaden automat ani strzelba czy czterotakt. Automaty strzelały ogniem ciągłym lub tripletami. Strzelby i czterotakty zaś były zbyt wolne na te odgłosy jakie właśnie usłyszał. Cleo zdawała się nie słyszeć albo nie zwracać uwagi na te wytłumione hałasy.

Ale jak jeszcze Joe trzymał ten podręczny skaner usłyszał też inne dźwięki. Odgłos odginanej blachy. Dochodził z przewodu wentylacyjnego. Jakby ktoś czy coś się tamtędy przeciskało. I chyba było już całkiem blisko kratki wentylacyjnej zamontowanej w ścianie tego magazynku.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline