|
Archiwum sesji z działu Postapokalipsa Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Postapo (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
13-04-2020, 17:03 | #281 |
Reputacja: 1 |
__________________ Evil never sleeps, it power naps! |
14-04-2020, 09:57 | #282 |
Reputacja: 1 | Marian wszedł na tył auta dając kierownicę Mervinowi. |
16-04-2020, 23:23 | #283 |
Reputacja: 1 | Kość palca wskazującego wygiętego mocno poza zwykły zakres ruchu wyskoczyła ze stawu z suchym trzaskiem. Krzyk bólu odbił się echem od ścian obskurnego baru, śmierdzącego starym tłuszczem, zapoconymi ubraniami i butwiejącą drewnianą podłogą. -Ichi – powiedział spokojnie człowiek z wytatuowaną małą gwiazdką na policzku, a następnie chwycił kolejny palec właściciela przybytku. -Ni – powiedział łamiąc palec serdeczny. –Dwa dni Saito. Za dwa dni tu wrócę i chcę zobaczyć pełną kwotę za ochronę. Nie zawiedź mnie – po czym wyszedł, zostawiając właściciela z pokiereszowaną ręką i wyrazem bezsilnej wściekłości na twarzy. Kiedy kierował swoje kroki ku wyjściu, klienci unikali jego wzroku. Dla nich ta scena się nie wydarzyła. Koichi chwycił trupa za prawą dłoń i trzymając ją w żelaznym uchwycie sięgnął drugą ręka po palec wskazujący i wprawnie go odłamał. Zmumifikowana kość poddała się łatwo, a odgłos jaki przy tym wydała przypomniał Japończykowi o wydarzeniach z poprzedniego życia. Wydarzeniach od których miał uciec przez hibernację. Kolejnym palcem był prawy kciuk. -O ile dobrze rozumiem, Sigrun, to do autoryzacji w tym komputerowym systemie wykorzystywane były odciski palców. Jeżeli tak, to najprawdopodobniej palca wskazującego lub kciuka. Jak nie, to zobaczymy palce lewej ręki. Pewnie trzeba będzie nieco namoczyć skórę, bo jest sucha jak pergamin i odciski mogą być zdeformowane. A jeżeli chip jest jednak gdzieś w nadgarstkach, to miażdżenie ich może go uszkodzić. Trzeba wyłamać je nieco precyzyjniej. Koichi wyjął tanto i najpierw wprawnymi, delikatnymi ruchami porozcinał skórę na wierzchu dłoni zmumifikowanego denata, po czym powoli odchylił okrywająca kości i stawy tkankę – od palców do nadgarstków. Chip nie powinien być zbyt głęboko. Gdy wstępne oględziny spełzły na niczym, zdecydował się na odłamanie obu dłoni, a raczej na oderwanie ich od wysuszonych przedramion. Starał się przy tym, aby skóra na wewnętrznej części dłoni pozostała w miarę nietknięta. Mogła wszak zawierać choć szczątkowe linie papilarne, na co w sumie liczył. -Gotowe. Spróbujmy z palcami, dłonią a jak nie wyjdzie to wtedy połamię śródręcze na kawałki i znajdę ten chip – Japończyk odezwał się do Szwedki. Pochłonięty ostatnimi wydarzeniami Koichi niemal zapomniał o tak podstawowej sprawie jak jedzenie. Po skończonej pracy z trupem wytarł dokładnie ręce i posilił się jedną z niesionych konserw. Jedzenie nie było wykwintne, ale w tych okolicznościach smakowało jak najlepszy stek z wołowiny Kobe. |
28-04-2020, 04:18 | #284 |
Majster Cziter Reputacja: 1 | Tura 40 - Zastoje i postoje Instytut Po powrocie do apartamentów informatyków każde z trójki hibernatusów znalazło sobie jakieś zajęcie. David szukał ładowarki do znalezionego w bagażniku laptopa.Bo gdy po prostu wcisnął przycisk startowy to nie było żadnej reakcji. Tak samo jak w poprzednich takich sytuacjach znów nie było wiadomo czy po prostu wieki temu bateria się rozładowała czy laptop jest po prostu zepsuty. Ale na szczęście w tym nieszczęściu byli w pracowni informatycznej więc tych wszelkich komputerów, holo usprawniaczy do pracy, kabli, ładowarek było całkiem sporo. I chociaż ani pierwsza ani druga wtyczka nie pasowały albo nie wywołały żadnego efektu na znalezionym kapie to któreś z kolei pasowała i laptop chociaż cicho bzyknął na znak, że coś zaczęło się dziać. No ale na razie ekran dalej pozostawał czarny. W tym czasie Szwedka buszowała w tym laptopie znalezionym w archiwum. Podładował się na tyle, że ledwo zipał. Ale póki był podpięty do ładowarki nie stanowiło to zbyt wielkiego problemu. Tak smao jak to, że ten też był zabezpieczony hasłem. Dla wprawnego informatyka wyjście do programu bazowego i restet wszystkich ustawień nie stanowiło zbyt poważnego wyzwania póki nikt nie strzelał jej nad głową ani nie próbował rozpruć pleców. Wkrótce więc Sigrun ujrzała jak laptop rozjaśnia się ekranem startowym ale już zabezpieczony jej własnym hasłem. I zaraz potem mogła wreszcie zajrzeć co jest w środku. Na ekranie pojawiła się cała masa ikonek. Widocznie laptop był używany przez właściciela całkiem gęsto i często. Sporą część Szwedka rozpoznawała jakie różne programy użytkowe używane przez informatyków. Właściwie dość szybko się zorientowała, że może ich użyć do zhakowania innego komputera czy laptopa. Chociaż trzeba by jej jakoś połączyć no a co wyjdzie to już trochę kwestia jak ten drugi sprzęt byłby zabezpieczony. Japończyk zaś zajął się dawnym właścicielem laptopa jakim zawładnęła Sigrun. Operował swoim tanto i samymi dłońmi. Gdy miał okazję je zbadać wyczuł pod palcami pewną nierówność w nadgarstku. Właściwie to nawet dostrzegł ją wzrokiem. Rzucała się w oczy niewielką, kwadratową płaskością jakby pod skórą był zaszyty idealnie kwadratowy paznokieć. Gdy już miał namiar na cel bez większych trudności wydłubał go nożem spod skóry. Po chwili miał na czubku noża różowe, plastikowe coś. Coś co Sig zidentyfikowała jako szukany chip. Jeszcze tylko trzeba było go jakoś podładować. Ale do tego powinna pomóc któraś z ładowarek. Gorzej było z pobraniem odcisków palców Malcolma. Co prawda smartfon jaki znaleźli w sali obok zeskanował odciski dość dobrze. Ale system Instytutu traktował je jako niewłaściwie. Gdy na skanie pojawiło się porównanie linii papilarnych gołym okiem widać było dwie rzeczy. Pierwsza, że oba, i te zeskanowane i te w pamięci są bardzo podobne. I druga, to to, że mimo to nie nachodzą na siebie. Głównie dlatego, że te w pamięci wydawały się “pulchne” przy tych wysuszonych. Te od obecnego Malcolma pasowały mniej więcej na długość ale boki już były poza skanem. Wyglądało na to, że te wysuszone dłonie są zbyt zdeformowane aby brać z nich odciski. Pozostawała nadzieja, że gdzieś udałoby się zeskanować tym telefonem malcolmowe odciski z tego czy innego pomieszczenia. Do czasu gdy Sig ogarnęła swój laptop ten który z samochodu zabrał David rozjarzył się ekranem startowym. Ale znów pojawił się problem nieznanego hasła. Koichi zaś usiadł i zaczął jeść swoją konserwę. Zostały mu jeszcze trzy w zapasie. Ale ta którą jadł smakowała… No jak konserwa właśnie. Jednak przynajmniej syciła głód. Trochę gorzej było z wodą. Zapasy zabrane w butelki z wolna zaczynały się kończyć. Po wypiciu reszty i uzupełnieniu manierek Davidowi zostało może z pół jednej butelki a Japończykowi cała. Szwedce zostało tylko to co w manierce. Mervin i Marian Furgonetka jechała dość wolno. Ale jak na razie jechała. Jechała dość wolno z kilku powodów. Po pierwsze nie było przedniej szyby. Co powodowało ciągły przeciąg i wysuszanie oczu jak przy permanentnie wiejącym wietrze w twarz. Tym mocniejszym im samochód zwiększał prędkość. A po drugie to teren nie sprzyjał zbyt szybkiej jeździe. Co prawda najpierw mocno całą maszyną zarzuciło i coś zgrzytnęło metalicznie aż ciarki przeszły przez trzewia obu wędrowców gdy zjeżdżali z dość wysokiego peronu. A potem jeszcze zawieszenie ciężko zajęczało protestując przed takim traktowaniem. No ale potem jakoś było lepiej i równiej. Co nie znaczy, że łatwo. Gdy Mervin wykręcił pojazd na bardziej cywilizowaną drogę ta wyglądała na tak samo zapchaną jak to oglądał wcześniej z peronów stacji. Czerwona mgła pochłaniała stopniowo wszystkie detale tak, że widać było dość dobrze na kilkanaście samochód przed maską i może część tego tak trochę gdy już się zamazywały kontury i detale aż wreszcie było widać tylko jednolitą czerwień mgły. Dlatego o ile czerwień nie przesłaniała bliższej okolicy to już przesłaniała dalszą przeszkadzając zorientować się w okolicy. Dlatego Mervinowi jechało się tak sobie. Wydawało się, że ten monotonny sznur różnorakich pojazdów nigdy się nie skończy. Że z kawałka przejechanej ulicy jeden zestaw różnorodnych aut zostaje jak na taśmie zastąpiony przez kolejne. I ta taśma ma chyba niewyczerpalne zapasy tych wraków. A te wraki wyglądały dość przygnębiająco. Niemi świadkowie dawnej, masowej tragedii. Zagłada która dosięgła wszystkich. I te rodziny w swojskich kombiakach, i służbowe furgonetki, ciężarówki i cała masa różnorodnych typów i modeli. Niczym przekrój społeczny przez londyńską motoryzację. Marki, modele i roczniki z całego świata. I wszystkie takie… Porzucone. Ciche. Bezpańskie. Martwe. Zwłaszcza, że było widać ciała. Wciąż wewnątrz samochodów. Niektóre obok. Czasem chyba ktoś stał przy otwartym bagażniku, czasem ciało leżało obok. W większości były to zasuszone, może nawet nieco zmumifikowane ciała. Ale wciąż było widać włosy, zęby czy ubrania jakie ich okrywały za życia. Garnitury, marynarki, garsonki, dresy, panterki i zwykłe ciuchy w jakich chodziło się po domu czy do sklepu za rogiem. Wszyscy oni teraz leżeli lub siedzieli w samochodach albo obok. Czasem ciała padły kawałek od drogi jakby za życia chciały przed czymś uciec czy skryć się. Ale nie zdążyli. Podobnie po właścicielach zostały różnorodne torby, pakunki i walizki. Wyglądało to podobnie jak ten miszmasz jaki mieli u siebie na pace pojazdu. Tam gdzie teraz spał Polak. I dlatego Mervin musiał jechać dość wolno. Poboczem, chodnikiem, trawnikiem bo rzadko był na tyle wolny kawałek drogi by przez niego przejechać. Przez to, że koncentrował się na tym jak minąć kilka najbliższych trupów ludzi, zwierząt i pojazdów nie bardzo wiedział jak daleko czy długo już jadą. Paliwa rzeczywiście zostało niewiele. Nie był pewny ile tak jeszcze dadzą radę pojechać. Silnik momentami krztusił się i wydawał dziwne, metaliczne dźwięki. Brytyjski kierowca aż tak na samochodach się nie znał by stwierdzić czy to z kończącego się paliwa czy to jakaś usterka czy jeszcze coś innego. Ale na razie wóz jakoś się toczył do przodu. Z pomysłu Mariana by w telefonie sprawdzić mapy GPS nic nie wyszło. Co prawda mapy były ale nie było GPS. Gdy uruchomili mapkę pojawiał się ciągle sygnał o braku sygnału. A gdy się go minęło owszem mapy były. Ale dawnego świata. I bez braku namierzania GPS nie było wiadomo gdzie na tej mapie znajduje się sam telefon. Marian zaś postanowił się przebrać i zasnąć. Jak na przygody i warunki w jakich ostatnio podróżowali to wnętrze vana było dość komfortowe. Mieli większy zapas butelkowanej wody niż byłoby sens dźwigać na własnych plecach to część tej wody można było wykorzystać by doprowadzić się do względnego porządku. Co prawda do choćby przelotnego prysznica się to nie umywało ale i tak pomagało się odświeżyć. Podobnie jak nowe ciuchy jakie znalazł w licznych torbach. Chyba z połowa bagaży musiała należeć do mężczyzn bo ubrań było całkiem sporo. Nie bardzo jednak wiedział jak wyjaśnić zmianę swojego wyglądu. Czy we wstecznym lusterku czy potem jakimś mniejszym znalezionym w którejś z kosmetyczek zorientował się, że Mervin nie żartował. Chociaż nadal zasadniczo jego twarz się nie zmieniła i dalej od razu rozpoznawał siebie to jednak twarz była jakaś inna. Jakby o dekadę czy dwie starszego bliźniaka. Policzki trochę się zapadły więc kości policzkowe zrobiły się bardziej wydatne. Przy kącikach oczu dostrzegł kurze łapki jakich wcześniej nie było. Podobnie wyraźniej zarysowały się bruzdy na czole. No cholera wyglądał jakby mu przybyło z dziesięć lat. Albo nawet trochę więcej. No ale w końcu zdecydował się zdrzemnąć. Miał do wyboru dłuższą ławkę wzdłuż ślepej ściany furgonetki albo podłogę. Ponieważ poprzednia załoga szykowała się chyba na dłuższy biwak to znalazł nawet kilka śpiworów i karimat więc przynajmniej o to nie musiał się martwić. I tak ululany przez mozolną jazdę furgonetki w końcu zdołał zasnąć. Obudził go bezruch. I tępy zgrzyt silnika. Mervin próbował go uruchomić ale słabo mu to wychodziło bo chociaż coś tam się kręciło w silniku to jednak nie przeradzało się to w uruchomienie go. Brytyjczyk też nie wiedział co się stało. Jechał sobie spokojnie, spacerowym tempem mijając kolejne fragmenty zagraconej drogi gdy nagle coś stuknęło od spodu jakby jakiś kamień wyleciał spod kół i zaraz potem silnik po prostu zgasł. A może paliwo się skończyło? Bo wskazówka pokazywała prawie 0. Nie był pewny jak jest precyzyjny ten wskaźnik. Wiele już pewnie nie zostało. Właściwie to może i lepiej, że stanęli. Bo od paru chwil nie był już taki pewny czy jadą wzdłuż torów jak to pierwotnie planował. Droga oddaliła się od drogi kolejowej. Najpierw w czerwonej mgle znikały sunące obok słupy z przewodami a potem ogrodzenie. No niby dalej jechali tą samą drogą no ale na razie nie było widać ani tego ogrodzenia ani torów. Za to w czerwonej mgle przed oczyszczoną maską, wśród tych wraków pojazdów majaczyło coś większego. Chyba jakaś ciężarówka. Nie był pewny bo widział tylko zarys. Ale czy mu się wydawało czy za szoferką ten kształt był obły. Jak jakaś cysterna. Ale nie był pewny czy dobrze to widzi. A nawet jeśl to by była cysterna to z czym i w jakim stanie. Za to zorientował się, że Marian się obudził. Joe No to ruszyli. Można było odnieść wrażenie, że Cleo jest bardzo rada z odpowiedzi i zachowania swojego gościa. Szła obok niego, wyraźnie niższa i drobniejsza. Szła i zachowywała się tak naturalnie, że gdyby nieco nie prześwitywały przez nią kontury mijanych elementów to pewnie z większej odległości naprawdę można by ją wziąć za żywą osobę. Za szczupłą, drobną, młodą kobietę o czarnych włosach. No i otwierała przed nim drzwi. Nie swoim awatarem tylko po prostu otwierała drzwi. Co w praktyce wyglądało jakby same się otwierały ledwo się do jakichś zbliżyli. - Pokażę ci gdzie są te czujniki. Są proste w obsłudze. Ale gdybyś miał z czymś kłopot to proszę daj znać. Postaram ci się pomóc jak tylko będę mogła. - Cleo mówiła wesoło i uprzejmie. Zupełnie jakby miała dobry humor. Przeszli właśnie przez te drzwi od stołówki i Cleo nawigowała swoim gościem przez pomieszczenie o podobnej wielkości. Tutaj po prawej były jakieś biurka jakby jakaś recepcja czy coś podobnego. Naprzeciwko stołówki były jedne drzwi a po lewej para innych. Cleo poprowadziła go do tych drzwi naprzeciwko nad którymi Joe dojrzał napis “Magazyn 4”. Za nimi był krótki korytarzyk a może znów po prostu hermetyczna śluza pomiędzy parą drzwi. A potem zdecydowanie mniejsze pomieszczenie. Wielkości może standardowego living room w standardowym mieszkaniu. Tylko wyposażenie było inne. Spor było różnych szaf, szafek, regałów i stojaków. - Są w tej szafce. - Cleo bez wahania wskazała na niczym nie wyróżniającą sie szafkę. Gdy ją otworzył ujrzał trochę różnych pudełkowatych urządzeń. Bez trudu rozpoznał o które chodzi bo wcześniej w stołówce fantomowa dziewczyna pokazywała mu jak owo urządzenie wygląda. Wyglądało trochę jak nieco grubszy smartfon czy ręczny kalkulator. O wiele lżejsze niż pistolet czy choćby pełny mag do niego. Chociaż na gabaryty mogło zabierać podobne miejsce w kieszeni. Ponieważ urządzenie było podpięte do stacjonarnej ładowarki no to ożyło w ręce Xero gotowe do działania. Na ekranie wyświetliły się jakieś cyfry i symbole. Wtedy właśnie Joe usłyszał jakiś huk. I kolejny. I znowu. Kilka szybkich huków. Jakoś dziwnie kojarzących się z wystrzałami z broni palnej. Chociaż zniekształcone i wytłumione. Jeśli to była broń palna to pewnie jakaś broń krótka. Chyba, że gdzieś dalej to było to może mógł być nawet samopowtarzalny karabin. Ale raczej żaden automat ani strzelba czy czterotakt. Automaty strzelały ogniem ciągłym lub tripletami. Strzelby i czterotakty zaś były zbyt wolne na te odgłosy jakie właśnie usłyszał. Cleo zdawała się nie słyszeć albo nie zwracać uwagi na te wytłumione hałasy. Ale jak jeszcze Joe trzymał ten podręczny skaner usłyszał też inne dźwięki. Odgłos odginanej blachy. Dochodził z przewodu wentylacyjnego. Jakby ktoś czy coś się tamtędy przeciskało. I chyba było już całkiem blisko kratki wentylacyjnej zamontowanej w ścianie tego magazynku.
__________________ MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić |
02-05-2020, 10:31 | #285 |
Reputacja: 1 |
__________________ Evil never sleeps, it power naps! |
06-05-2020, 22:37 | #286 | |
Markiz de Szatie Reputacja: 1 | Po kilku szarpnięciach, wynikających z braku wyczucia prowadzenia furgonetki, auto ze zgrzytem wydostało się z peronu. Kierowca miał wrażenie, jakby koła lub elementy zawieszenia miały za chwilę się rozsypać, szczęśliwie były to tylko wyolbrzymione obawy. Mervin starał się utrzymać kierunek odpowiadający linii torów. Nastręczało to sporo trudności, bowiem okolica zasiana była wrakami, niczym jakiś nieskończony skład złomu. Czerwonawa mgła utrudniała koncentrację i ogląd trasy. Bał się, że nieostrożność może doprowadzić do sytuacji, że zostaną zablokowani przez wszechobecne wrakowisko. Marian siedział na pace i chyba kimał, doktor chwilowo nie mógł na niego liczyć jako nawigatora. Widok wokół ponownie obudził plagę niewesołych myśli. Brak szyby powodował dyskomfort nie tylko fizyczny. W razie jakiejś nieprzewidzianej sytuacji, a o taką w strefie nietrudno, brakło jakiejkolwiek ochrony i nie było to w żaden sposób pocieszające. Brytyjczyk zmusił się jednak do szukania pozytywów. Obaj wędrowcy, w przeciwieństwie do pasażerów mijanych aut, czy trupów na ulicach, żyli jeszcze i nie zamierzali poddać się bezwzględnemu dyktatowi zony. Tamci nieszczęśnicy nie mieli tyle szczęścia. Zastanawiał się jaka część populacji ucierpiała? Czy wszyscy znajdujący się w aglomeracji stracili swoje życie? Czy były miejsca gdzie strefa nie zadziałała, aż tak destrukcyjnie? Do tego ta niewyjaśniona anomalia czasowa? Nie dawało mu to spokoju. Spojrzał w lusterko, by ocenić czy on sam, nie padł ofiarą przemiany? Razem z Marianem był przecież na stacji. Ostatnio edytowane przez Deszatie : 06-05-2020 o 22:43. | |
07-05-2020, 14:21 | #287 |
Administrator Reputacja: 1 | David na komputerach znał się na tyle, by móc z nich bez problemu korzystać, a w razie poważnych problemów - korzystał z pomocy fachowca. Włamywać się do cudzych komputerów nigdy nie musiał, więc ten temat był mu w zasadzie obcy. Dlatego też pozostawił tę kwestię w rękach Sigrun, która zdawała się być w swoim żywiole. - Może na laptopie będą jakieś porządne odciski? - zasugerował. - W końcu musiał go mieć w rękach. Podczas gdy Sigrun i Koichi zajmowali się swoimi czarami-marami David wybrał się do łazienki. Posiłek przywrócił im siły, ale równocześnie uświadomił wszystkim, że powoli kończyły się im zapasy wody. A woda, o czym David się przekonał, była niedaleko. W końcu osobiście wodą walczył ze żrącą śliną, którą obsypał go potwór grasujący pod oknami Instytutu. Woda była... jak to powiadano "za gęsta do picia, za rzadka do orki", innymi słowy picie jej mogło się okazać bardziej ryzykowne niż wędrówka przez Strefę. Ale, jak powiadano, na bezrybiu i rak ryba, więc warto było coś z tą wodą zrobić. COŚ to było słowo-kluczowe. Najprostszym sposobem na oczyszczenie wody było jej odfiltrowanie, czyli przepuszczenie jej przez kilka warstw różnych różności - jakiś fartuch złożony kilka razy, warstwa piasku, kolejna warstwa materiału. Potem przegotować to, co przeciekło przez filtr, a na koniec dorzucić tabletki odkażające, które - zdaje się - posiadał Koichi. David wybrał się więc na poszukiwania potrzebnych materiałów, w tym jakiegoś naczynia, w którym można by przegotować wodę. Bo ognisko można było zrobić choćby z mebli. |
07-05-2020, 23:41 | #288 |
Reputacja: 1 | Koichi nie znal się na sprzęcie komputerowym. Zresztą z każda nauką ścisła był nieco na bakier. Jako członek gangu nie miał czasu na szkołę. –Znajdę odciski palców koło miejsca, a którym leżał trup. I rozejrzę się – Japończyk wziął przezroczystą taśmę klejącą z szuflady biurka, nożyczki i kilka białych kartek do drukarki. Następnie znalazł starą, wysłużoną drukarkę laserową, z której wyjął kartridż z proszkiem węglowym. Potrząsnął pojemnikiem, otworzył go i wysypał zawartość na jedną z kartek. Następnie udał się do pokoju, gdzie znalazł trupa, któremu właśnie połamał nadgarstki. Na korytarzu szedł wolno, po cichu, rozglądając się bacznie dookoła. Wyjrzał też ostrożnie za okno. Niedawno tędy przechodził, jednak to była strefa i nie mógł być pewny, czy czasem coś się nie zmieniło na gorsze. W pomieszczeniu biurowym poszukał przy komputerach jakichś tabliczek z imionami, podpisanych notatników czy innych oznaczeń, które pomogłyby mu zidentyfikować miejsce, gdzie siedział Malcolm. Potem zamierzał nieco pobawić się w daktyloskopię – zdmuchnąć pył, posypać biurko i/lub klawisze komputera czarnym proszkiem, zdmuchnąć ponownie i za pomocą naklejania pasków taśmy klejącej zebrać odciski. Przy odrobinie szczęścia da się odzyskać chociaż jeden, ale czy komputer go przyjmie… to miało się dopiero okazać. Wychodząc z pomieszczenia ponownie zlustrował korytarz, zerknął za okno i zajrzał na klatkę schodową. Wolał wiedzieć wcześniej o nadchodzącym niebezpieczeństwie. |
09-05-2020, 10:01 | #289 |
Reputacja: 1 | Marian zbył komentarze kolegi będąc zbyt zmęczonym, żeby zareagować. Umyty, czy raczej przemyty, przebrany w podarte na kolanach jeansy, świeżą szarą koszulkę z Yodą zakrył się śpiworem i momentalnie usnął. Czuł się jak w letargu, niby głębokim śnie, ale niepewnym, bezsennym, naznaczonym czyhającą niepewnością. Obudził się gdy poczuł, że samochód się zatrzymał. |
10-05-2020, 13:02 | #290 |
Majster Cziter Reputacja: 1 | Tura 41 - Kod dostępu i wrakobranie Instytut Cała trójka rozeszła się po okolicznych pomieszczeniach. Więc każdy z hibernatusów był sam. Szwedka zajęta nowym laptopem została sama w pomieszczeniu informatyków. Japończyk poszedł do pomieszczenia za ścianą aby zebrać odciski palców. A Australijczyk wrócił do łazienki aby sprawdzić co się da zrobić z tą wodą. Pierwszy ze swojego zadania wywiązał się Koichi. Ale miał względnie mało czasochłonne zajęcie. Posypać proszkiem tu i tam i przykleić taśmę. Pomysł okazał się na tyle skuteczny, że z tej taśmy dało się zebrać smartfonem skany tych odcisków. Natomiast wadą było to, że zbierał te odciski w ciemno, nie wiedząc do kogo należą i czy to są te jakich potrzebowali. Ale sam z siebie nie miał jak tego sprawdzić. Wracając do sąsiedniego pomieszczenia wyjrzał przez okno. Od razu dostrzegł ruch w okolicy obszabrowanego Mercedesa. Kręciło się tam jakieś małe stworzenie. Wielkości dawnego szczura. Albo kilka w sumie nie był pewny bo często znikało pod albo wewnątrz samochodu myszkując po tym wozie jaki niedawno odwiedzili. Ale Japończykiem ani budynkiem to coś nie wydawało się zainteresowane. Nie był pewny czy w ogóle go dostrzegło. Więc wrócił do pokoju informatyków i mógł pomóc fance rakotwórczych pałeczek znaleźć ładowarkę. Coś znaleźli co pasowało do tego czipa i wkrótce ładował się on jak na grzeczny czip przystało. Chociaż wciąż nie mieli pewności czy w ogóle działa. Słyszeli jak David gdzieś kręci się w sąsiednich pomieszczeniach i nawet czasem go widzieli jak przechodził korytarzem no ale widocznie miał swoje zajęcie. A Australijczyk rzeczywiście miał swoje zajęcie. Skoro przekonał się, że jakaś woda w kranie jest i raczej po przegotowaniu powinna nadać się do picia no to musiał przygotować aparaturę do oczyszczenia i ugotowania tej wody. Szybko się przekonał, że ani zlewy ani toalety łazienki nie są w tej materii zbyt pomocne. Musiał szukać dalej. Zwiedził w ten sposób okoliczne pomieszczenia. Cudo znalazł w tym korytarzu gdzie to wielkie coś za oknem rzygnęło kwasem. Teraz chociaż na podłodze wciąż były wypalone kwasem rozbryzgi to stworzenia nie było ani widu, ani słychu. Za to tam za obiecyjącym napisem “JANITOR” znalazł prawdziwy skarb do sporządzenia filtra wody. Tu musiał być kiedyś składzik z rzeczami do czyszczenia. Obecnie światło nie działało więc był dość mroczny. Wpadało tylko tyle światła co przez otwarte drzwi. Ktoś tu pewnie buszował wcześniej albo po prostu pomieszczenie już swoje przeszło przez ten nie wiadomo jak długi czas. Bo jedna z półek była przewalona. Ale było zbyt mało miejsca by mogła upaść swobodnie więc tak zaryglowała się po skosie utrudniając dostęp a przy okazji zawalając podłogę tym co wcześniej było na niej. Gdzieś pod na podłodze chyba leżał jakiś trup. Bo w tych ciemnościach David dostrzegł fragment potylicy, barku i ramienia. Reszta tonęła w ciemnościach i tych gratach. Ale w tych gratach, dostrzegł wciąż wiszące ubrania i ręczniki. Z takich materiałów jakby je upchać i może pociąć to powinien wyjść przyzwoity filtr wody. No i wśród gratów były jeszcze jakieś wiadra. No ale o ile po te ubrania wystarczyło wejść do środka i je zabrać to po te wiadra już trzeba było wczołgać się obok tego trupa pod ten przewalony regał by je wydostać. A wiadra by się przydały do odcedzania tej przefiltrowanej wody. A tymczasem gdy surwiwalowiec był zajęty szukaniem materiałów do odfiltrowania wody Sigrun uporała się z samochodowym laptopem. Oczywiście też nie miała hasła by się zalogować. No ale te same sztuczki programisty co poprzednio pozwoliły jej sie po jednym szlugu zalogować jako właściciel. Jeśli jakieś odciski poprzednich właścicieli zostały na tych laptopach to teraz i tak musiały być przykryte przez odciski jej i jej kolegów. Samochodowy laptop okazał się być chyba prywatnym sprzętem. Bo było tu sporo ikonek do gier oraz spory zasób programów do obróbki i montażu zdjęć i filmów. Do tego kolekcja zdjęć, filmów i muzyki jaką miał chyba każdy prywatny laptop. Wreszcie jednak można było podjąć próbę zalogowania się do głównego systemu i sprawdzić czy mają właściwe komponenty. Jak sprawdzić czy czip działa właściwie nie mieli. Wyglądał jak zwykły czip, kawałek plastikowej płytki wielkości małego paznokcia. Może nawet mniejszy. Nie miał żadnych ekranów ani wskaźników naładowania. Można było po prostu spróbować czy już się naładował czy nie. I liczyć, że jednak się naładował i jednak działa. Koichi zebrał całą kolekcję odcisków palców na smartfonie. Ale też nie było wiadomo czy to te właściwe. Można było tylko skanować kolejne i mieć nadzieję, że któryś z nich okaże się właściwy. No i któryś z kolei musiał być ten właściwy bo komunikat o niewłaściwych danych logowania który wyskakiwał już któryś raz z rzędu zmienił się i pojawiła się ramka na wpisanie hasła. Czyli mieli właściwy odcisk a czip jednak działał! Oczywiście nie mieli hasła. Ale tutaj już Sigrun znów mogła użyć swoich sztuczek, wyjść do ustawień startowych tak samo jak przy obu poprzednich laptopach i ustawić własne hasło. I w połowie szluga ekran startowy wreszcie znikł a ukazały się trzewia znajomego windowsa i sporo ikonek. Jeszcze ani Japończyk ani Szwedka nie zdążyli ich nawet ogarnąć gdy zjawił się jeszcze ktoś. - Oj nie powinniście tego robić. Nie jesteście Malcolmem i nie macie jego uprawnień. Bardzo was proszę byście się wylogowali. Inaczej będę musiała uruchomić odpowiednie procedury. - aparatura holograficzna komputera wyświetliła popiersie młodej, czarnowłosej dziewczyny. Trochę półprzezroczystej. Cleo mówiła zmartwionym tonem i miała podobnie zmartwione spojrzenie. Mervin i Marian Cały zastygły nie wiadomo od kiedy korek okazał się istną skarbnica fantów. Często łącznie z ich zmumifikowanymi, poprzednimi właścicielami. Natomiast to czy po tak długim czasie to były jeszcze do czegoś użyteczne fanty to już był osobny temat. Paliwa nie znaleźli ani kropli. Wyglądało na to, że przez te lata czy dekady wszystko zdążyło odparować. Przynajmniej te wraki jakie sprawdzili. Polak znalazł coś co się w pierwszej chwili wydawało się dobre do jedzenia ale gdy to wziął do ręki musiał jednak zweryfikować to pierwsze wrażenie na niekorzyść. Za to Brytyjczyk znalazł coś co mogło im się przydać. Wraki wydawały się podobne do tej furgonetki jaką do tej pory jechali. Też widocznie ludzie pakowali co się dało z domu czy okolicznych sklepów. Ale te tutaj wyraźnie nosiły piętno czasu, strefy i opuszczenia. Wszystko wydawało się stare, zakurzone, zetlałe, sparciałe i zardzewiałe. Jak po kilku dekadach garażowania pod chmurką. A nawet pod tą enigmatyczną, czerwoną mgłą. Więc głównie ubrań w torbach, ręczników, spiworów, karimat mieli do wyboru pod dostatkiem. Jeśli pominąć zwietrzały, trochę zatęchły zapach i dotyk to nadal spora część takich rzeczy nadawała się do użytku chociaż dawniej pewnie przeciętny przechodzień kręciłby nosem jeśli miałby używać coś takiego. Sprawdzając okoliczne pojazdy Marian dostrzegł inną furgonetkę z całą przednią szybą. Na oko wydawała się podobnych rozmiarów chociaż trzeba by ją dokładniej sprawdzić czy by pasowała do ich furgonetki. Ale gdyby mieli dalej nią jechać to by można się z nią spróbować. Poza tym w oko wpadł im rdzawy pył jaki pokrywał samochody i okolicę. Ciemnoczerwony, prawie brązowy pył. Jak taka ciemnoczerwona mąka. Łatwo go było przegapić na asfalcie czy ciemnej karoserii. Taka tam posypka tam i tu. Ale dopiero przy którymś wraku zorientowali się, że jednak te trochę tam a trochę tu to jednak chyba jest na każdym samochodzie. Okazało się, że łażąc po wrakach i między nimi też mają na sobie ten pył. Mervin w pewnym momencie dostrzegł dziwną kulę. Sięgała by mu pewnie do pasa, może trochę niżej. Pewnie była większa no ale z połowa była zagrzebana w przydrożnym trawniku. Znaczy kiedyś to pewnie był trawnik, teraz to niewiele, szarej trawy zostało. Kula leżała w zagłębieniu przypominającym lej. Dlatego jej czubek był mniej więcej na poziomie ulicy stąd dostrzegł ją gdy był jakieś ze dwa wraki od krawędzi tego leja. Przez ten lej łatwo było odnieść wrażenie, że ta kula spadła z góry, wbiła się w ziemię i stąd ten krater. No ale czy to tak było czy inaczej pewnie było dość dawno temu. Kula miała dość ciemny, ziemisty kolor więc trudno było dostrzec więcej szczegółów. Marianowi też coś wpadło w oko. Ze trzy czy cztery wraki przed nim jeden z samochodów stał podwoziem do góry. Co było zastanawiające dlaczego całe rzędy stały na kołach, może czasem któryś się wtarabanił w lampę czy nawet jeden leżał na poboczu na boku. Jakaś furgonetka. A ta jedna osobówka stała w rzędzie jak inne ale do góry kołami. --- Mecha: znaleziska Mariana: Kostnica paliwo: 2 > nic żywność: 4 > prawie fanty: 8 > nic znaleziska Mervina: Kostnica paliwo: 2 > nic żywność: 7 > nic fanty: 3 > coś jest --- Joe No to ruszyli. Można było odnieść wrażenie, że Cleo jest bardzo rada z odpowiedzi i zachowania swojego gościa. Szła obok niego, wyraźnie niższa i drobniejsza. Szła i zachowywała się tak naturalnie, że gdyby nieco nie prześwitywały przez nią kontury mijanych elementów to pewnie z większej odległości naprawdę można by ją wziąć za żywą osobę. Za szczupłą, drobną, młodą kobietę o czarnych włosach. No i otwierała przed nim drzwi. Nie swoim awatarem tylko po prostu otwierała drzwi. Co w praktyce wyglądało jakby same się otwierały ledwo się do jakichś zbliżyli. - Pokażę ci gdzie są te czujniki. Są proste w obsłudze. Ale gdybyś miał z czymś kłopot to proszę daj znać. Postaram ci się pomóc jak tylko będę mogła. - Cleo mówiła wesoło i uprzejmie. Zupełnie jakby miała dobry humor. Przeszli właśnie przez te drzwi od stołówki i Cleo nawigowała swoim gościem przez pomieszczenie o podobnej wielkości. Tutaj po prawej były jakieś biurka jakby jakaś recepcja czy coś podobnego. Naprzeciwko stołówki były jedne drzwi a po lewej para innych. Cleo poprowadziła go do tych drzwi naprzeciwko nad którymi Joe dojrzał napis “Magazyn 4”. Za nimi był krótki korytarzyk a może znów po prostu hermetyczna śluza pomiędzy parą drzwi. A potem zdecydowanie mniejsze pomieszczenie. Wielkości może standardowego living room w standardowym mieszkaniu. Tylko wyposażenie było inne. Sporo było różnych szaf, szafek, regałów i stojaków. - Są w tej szafce. - Cleo bez wahania wskazała na niczym nie wyróżniającą sie szafkę. Gdy ją otworzył ujrzał trochę różnych pudełkowatych urządzeń. Bez trudu rozpoznał o które chodzi bo wcześniej w stołówce fantomowa dziewczyna pokazywała mu jak owo urządzenie wygląda. Wyglądało trochę jak nieco grubszy smartfon czy ręczny kalkulator. O wiele lżejsze niż pistolet czy choćby pełny mag do niego. Chociaż na gabaryty mogło zabierać podobne miejsce w kieszeni. Ponieważ urządzenie było podpięte do stacjonarnej ładowarki no to ożyło w ręce Xero gotowe do działania. Na ekranie wyświetliły się jakieś cyfry i symbole. Wtedy właśnie Joe usłyszał jakiś huk. I kolejny. I znowu. Kilka szybkich huków. Jakoś dziwnie kojarzących się z wystrzałami z broni palnej. Chociaż zniekształcone i wytłumione. Jeśli to była broń palna to pewnie jakaś broń krótka. Chyba, że gdzieś dalej to było to może mógł być nawet samopowtarzalny karabin. Ale raczej żaden automat ani strzelba czy czterotakt. Automaty strzelały ogniem ciągłym lub tripletami. Strzelby i czterotakty zaś były zbyt wolne na te odgłosy jakie właśnie usłyszał. Cleo zdawała się nie słyszeć albo nie zwracać uwagi na te wytłumione hałasy. Ale jak jeszcze Joe trzymał ten podręczny skaner usłyszał też inne dźwięki. Odgłos odginanej blachy. Dochodził z przewodu wentylacyjnego. Jakby ktoś czy coś się tamtędy przeciskało. I chyba było już całkiem blisko kratki wentylacyjnej zamontowanej w ścianie tego magazynku.
__________________ MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić |