Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-04-2020, 10:37   #30
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 12 2053.IV.12 sb, przedpołudnie , NYC

Czas: 2053.IV.12 sb, ranek
Miejsce: Nowy Jork, Wschodni Pas, Dzielnica Świateł, mieszkanie Julie
Warunki: ciepło, sucho, jasno na zewnątrz mroźno, b.si. wiatr, pogodnie


Amanda już nie pamiętała rano czy w nocy myślała jeszcze by wrócić na noc do siebie czy nie. Chociaż powrót wydawał się mało ciekawym i bezpiecznym rozwiązaniem. Było już po północy, nie było pewne czy jeszcze jakiś publiczny transport jeździ. Może kolejka? Ale to i tak by musiała dojść na piechotę na stację. I jeszcze padało bo słyszała jak krople bębnią o szybę sypialni. No i musiałaby wracać sama. W środku nocy. Tylko z nożem w kieszeni. Jakby wróciła do siebie w dwie czy trzy godziny to byłby dobry wynik jak na tą porę doby i warunki na zewnątrz. A blond alternatywa w obroży sama zapraszała ją do siebie na miejsce obok siebie w swoim łóżku. A raczej materacu.

I w podobnej scenerii obudziła się rano. Też na tym samym materacu, pod tą samą pościelą, w tej samej sypialni i tą samą blondynką z tą samą obrożą na szyi. Nawet te wszystki zabawki jakimi się wczoraj bawiły lub tylko oglądały wciąż leżały w zasięgu ręki. Tylko za oknem było już jasno. A budzik na nocnej szafce pokazywał gdzieś tak połowę drogi między 8 a 9 rano. Za oknem zaś czekały dwie niespodzianki. Jedna przyjemna druga niezbyt. Przyjemna to ta, że było widać błękit nieba. Trochę upstrzony jakimiś chmurkami ale jak na standard tego miasta to powietrze było krystalicznie czyste i przejrzyste. Aż miło było popatrzeć. Ta mniej przjemna to to, że to pewnie ten wiatr. Bardzo silny. Pewnie on przewiał te chmury, smog, mgłę, opary i co tam jeszcze lubiło się kłębić w tym mieście między niebem i ziemią. Ale za to dął tak silnie, że okna trzeszczały jakby mogły strzelić w każdej chwili. A gdy podeszła do okna i wyjrzała dostrzegła jak ludzkie sylwetki idą pod wiatr pochylając się do prozdu by stawić mu opór. I szli z wyraźnym wysiłkiem. A jakieś uschnięte ale nadal solidne drzewo kołysało się jak jakiś młodnik.

- Już wstałaś? Jej ale z ciebie ranny ptaszek. Chodź jeszcze do łóżka, przecież jest sobota. - Julie może wyczuła ruch gdy Amanda wychodziła z gościnnego materaca a może po prostu się obudziła. Wciąż była trochę zaspana ale uśmiechała się zachęcająco i równie zachęcająco zapraszała Inu dłonią.


---



- O rany ale wieje. Na pewno chcesz wyjść? Przecież jak chcesz to możesz zostać ile zechcesz. - gospodyni podniosła się trochę później niż gość ale widocznie poczuwała się do swoich obowiązków dobrej pani domu jaka powinna zadbać o swoich gości by nie wyszli z jej włości głodni czy potrzebujący. Zaczęła się krzątać po kuchni i tam szykować im obu śniadanie. Była w samym kusym szlafroczku jaki ładnie eksponował jej zgrabne chociaż dość blade nogi. I nadal nie zwracała uwagi, że wciąż chodzi w tej obroży jaką jej wczoraj założyła Amanda na początkowym etapie wspólnych zabaw.

- Lubisz bekon i jajka? Trochę się nie spodziewałam gości to nie mam nic specjalnego. - powtórzyła prawie dokładnie co wczoraj gdy obie po raz pierwszy przyszły do jej mieszkania. Ale zrobiła owe jajka i bekon a także usmażyła grzanki bo jak mówiła toster jej zdechł już jakiś czas temu. Ale koleżanka jej sprzedała przepis, że chleb można zwyczajnie usmażyć. I jak się jeszcze na to położyło ser to nawet powstawała ciekawa kompozycja. No i jeszcze była kaszka z mlekiem. W tymczasie brunetka mogła skorzystać z łazienki albo też pomóc przy śniadaniu. Tak zasiadły wspólnie do tego pierwszego posiłku nowego dnia. O ile budzik gospodyni dobrze chodził a Kanmi okazałby się w miarę słowny to patrywaczka miała tak sobie czasu. Z jednej strony nie musiała się zrywać i lecieć na łeb i szyję. Z drugiej strony niezbyt mogła sobie pozwolić przeciągać tą wizytę. Ot tak w sam raz by na spokojnie zjeść, pogadać, ubrać się, naszykować na ten kolejny dzień i może jeszcze trochę pogadać.

- To może jakiś szybki numerek na pożegnanie? - zaproponowała wesoło blondynka kusząco wgryzając się w grzankę i nie tracąc kontaktu wzorkowego z oczami Amandy. Siedziały praktycznie obok siebie, tylko róg stołu ich oddzielał. W kuchni brunetka zorientowała się, że Julie chyba nie ma zadatków na wzorcową panią domu. Chociaż mniej więcej kuchnia i reszta mieszkania jaką do tej pory widziała były ogarnięte to jednak można było się przyczepić do paru rzeczy. Ale recepcjonistka się tym chyba niezbyt przejmowała. Bardziej interesowała się swoim gościem i świeżymi wspomnieniami z ostatniej nocy.

- No nie dziw się! Wczoraj było cudownie! - zachichotała rozweselona więc ta ostatnia noc musiała ją nakręcić bardzo pozytywnie. Tak do świata, nowego dnia a zwłaszcza Amandy. Pokiwała jeszcze blond głową i znów spojrzała na swój talerz aby ukroić kawałek bekonu.

- Ale mi zrobiłaś numer wczoraj! - roześmiała się już na całego gdy widocznie przypomniała sobie coś bardzo przyjemnego. Szybko przełknęła to co miała w ustach by móc swobodniej mówić. - To jak cię prosiłam byś mi to wszystko wyjęła. A ty się nie zgodziłaś! - pisnęła chyba tak radośnie jak wczoraj była zaskoczona taką odpowiedzią tej drugiej. - To było takie zaskakujące! No i jeszcze tak mnie ładnie zapakowałaś w to wszystko, że ojej… No z każdej strony… - rzekła rozmarzonym wzrokiem bujając gdzieś w suficie jakby tam łatwiej ją nachodziły wspomnienia z poprzedniego wieczoru.

- A z tym Miami to przepraszam. Ja wiem, że mam hopla na tym punkcie i strasznie bym chciała tam pojechać. A jak jeszcze powiedziałaś, że stamtąd jesteś i tam jedziesz no to ojej! Poniosło mnie trochę. Przepraszam jeśli byłam namolna i natarczywa. Masz rację pewnie tylko sprawiłabym kłopot i miejsca pewnie nie macie. - położyła przepraszająco dłoń na dłoni Amandy i na twarzy też jej wykwitła mieszanina zakłopotania i przeprosin jakby zdała sobie teraz, że jej zachowanie mogło zostać uznane za niestosowne.

- No i pewnie jesteś bardzo zajęta co? No pewnie tak. Ale wiesz jakbyś miała ochotę na wspólne zabawy z taką jedną blond rcepcjonistką to ja bardzo chętnie. Wczoraj było cudownie! No i wcale nie musisz przyjeżdżat taki kawał. Jak w weekendy to ja mam wolne to mogę przyjechać do ciebie. Tylko byś mi musiała powiedzieć gdzie i kiedy. Albo możemy się gdzieś umówić. Znaczy jakbyś chciała oczywiście. - gospodyni siedziała za swoim stołem w kusym szlafroczku i obrożą na szyi i chyba była trochę stremowana gdy składała swojemu gościowi taką niemoralną propozycję.




Czas: 2053.IV.12 sb, przedpołudnie
Miejsce: Nowy Jork, Brooklyn, Ruiny; wnętrze samochodu
Warunki: ciepło, sucho, jasno, gwarno na zewnątrz ziąb, um. wiatr, ulewa






- Kurrwaa nic nie widać przez ten schlauch! - po raz któryś Kanmi powtarzał coś podobnego praktycznie odkąd Amanda wsiadła do pożyczonego samochodu. No ale rzeczywiście. O ile ranek był bardzo wietrzny ale przejrzysty to zaraz potem gdy wiatr się zmienł przygnał chmury a z nich lunęło podwójnie. Jakby pogoda odpuściła miasto o tym poranku to próbowała sobie to zrekompewnsować zaraz potem. Efekt widać było na szybach osobówki. Właśnie tak to wyglądało jakby na zewnątrz ktoś oblewał samochód szchlauchem. Lało tak mocno jakby w końcu natura postanowiła urządzić potop temu miastu. Uliczne studzienki nie nadążały z odpprowadzaniem wody więc prawie wszędzie jechało się przynajmniej przez głębokie kałuże. Pewnie ich Land Rover bylby odpowiedniejszy na takie warunki ale mieli tylko tą osobówkę zorganizowaną przez jakiegoś znajomego kierowcy który właśnie wślepiał się przez przednią szybę usiłując cokolwiek dostrzec co jest przed nimi. Mimo używania wycieraczek non stop wszystko było rozmazane przez tą nieodłączną taflę wody jaka spływała po szybie i całej reszcie.

- Wiesz co? - powiedział nieco spokojniej chociaż nadal był spięty. Jechał dość powoli przez te wszystkie bajora, kałuże i strumienie. Teraz całe miasto wyglądało jak błotny off road! Więc blondyn coś nie wyglądał by był w dobrym humorze. Ale to raczej z powodu paskudnej pogody od samego rana. Najpierw wichura a teraz ulewa. Ani jedno ani drugie nie sprzyjało przebywaniu na zewnątrz. Ani jeździe samochodem.

- Masz ostatnio takie chody u Ayumi. - zaczął na krótko zerkając na kobietę siedzącą obok. - Może by mogła nam załatwić zezwolenie na spluwy? Przydałoby się. Za miastem to nie ma problemu. No ale sama widzisz, że tak prędko stąd nie odjedziemy. No a może potem dałoby się te licencje przedłużyć czy co? - mówił znów wpatrozny w przednią szybę. Do tego na przeman albo przystawiał twarz prawie do samej szyby albo unosił ją pod sam sufit gdy chciał dojrzeć co tam jest na drodze przed nimi. Zapewne miał na myśli takie sytuacja jak ta. Gdy wyjechali ze względnie bezpiczengo centrum na Manhattani i jechali przez ziemię niczyją nim mieli wjechać w nieco gęściej zaludnione enklawy Brooklynu. A ten rejon miał mocno nieciewaką reputacją. Ponoć buszował tu tylko popromienny wiatr i niemrawe mutki. Przynajmniej tak to malowały rządowe “Times” i “Prawda”. No ale powszecnie uważano je za źródło prezydenckiej propagandy. No i jak już trochę przepatrywaczka mieszkała w tym mieście to zdążyła się zorientować, ze choćby w takim Booklynie to mogą mieszkać nie tylko niemrawe mutki i popromienny wiatr. I Kanmi to właśnie potwierdzał bo właśnie tam miał mieszkać ten kumpel do jakiego jechali. Ale na ziemii niczyjej nie chroniło żadne prawo ani siła. A przez te utrudnienia poruszania się z bronią po enklawach gdy człowiek znalazł się między nimi, i to na jakimś pustkowiu to mógł mieć co najwyżej jakiś nóż, pałę czy kamień. Więc taka licencja była bardzo przydatna. Przez te zamazane szyby Amanda nie była wcale pewna gdzie właściwie są i dokąd jadą. Ale kierowca powoli ale zdawał sięwiedzieć dokąd jechać.

- Cholera jakbym wiedział, że pogoda tak się spieprzy to bym ugadał się z nim na kiedy indziej. Ale teraz już bez sensu wracać. - prychnął wciąż zirytowany blondyn. Do tego ogrzewanie w samochodzie działało dość symbolicznie. Więc wewnątrz pojazdu było dość chłodno.

- Aha, właśnie. Byłem wczoraj popytać o tą furę i typa co go spotkałaś. - zaczął i zaraz urwał bo na w pół po omacku musiał przejechać przez dość głębokie bajoro. A nie wiadomo co było w niej utopione. Lepiej było nie myśleć co by się działo gdyby przebili oponę. Zmieniać oponę w taką ulewę… Zresztą Amanda nawet nie była czy fura jest wyposażona w takie luksusuy jak zapasowe opony.

- Ogólnie to coś jest na rzeczy. Z tą furą. Podobno wśród Psów Piekieł ktoś ma coś takiego. Ale cholera wie czy to właśnie ta fura co widziałaś. Czarny muscle car. I typ z jakim gadałem nie zna właściciela tylko samą furę kojarzy. Mam namiar na ulicę i oklicę jeśli to cię interesuje. - rzucił nieco luźniej gdy przejechali przez ten głęboki kawałek i wyjechali na mniej głęboki.

- A jak tam twoje randki z dziewczynami? - zapytał wreszcie okazując jakiemuś tematowi zaciekawienie a nie tylko irytację na tą cholerną trasę i pogodę. Temat randek z dziewczynami chyba go zarówno bawił jak i intrygował.

W końcu jednak dojechali. Gdzieś. Bo osobówka przedzierająca się przez tą ulewę zwolniła i wreszcie ztrzymała się przed jakąś bramą w ogrodzeniu. Po bokach były ponure wieże strażnicze. Chwilę czekali aż pewnie ktoś wewnątrz założy pelerynę i świecąc sobie latarką wyjdzie sprawdzić kto i po co przyjechał.




Czas: 2053.IV.12 sb, przedpołudnie
Miejsce: Nowy Jork, Brooklyn, enklawa Leaslear, wnętrze
Warunki: ciepło, sucho, jasno, gwarno na zewnątrz ziąb, um. wiatr, ulewa


- Niezłe. Co to jest? - Kanmi zamerdał szklaneczką a potem wystawił ją pod światło aby spojrzeć na barwę. Faktycznie mogło smakować. Jakby płynne owoce, trochę akby śliwka, trochę jakby jabłko i barwa też taka jakby bardzo jasna whisky ale w smaku w ogóle nie jak whisky.

- Nasz firmowy produkt. Jak ci smakuje to sobie weź, mam tego pełno. - znajomy blondyna okazał się całkiem żwawym chociaż szczupłym mężczyzną. Dla odmiany miał cieme włosy. Przywitał swoich gości w biurze do jakiego zaprowadził ich Kanmi który widocznie bywał już tu wcześniej.

Sama enklawa zajmowała jakiś dawny kompleks. Cholera wie co to było kiedyś. Może jakaś fabryka, może jakiś magazyn. W każdym razie miejsca było tam sporo pod tymi halami. Wewnątrz obecni mieszkańy pobudowali różne ścianki i przepierzenia dzieląc ta ogromne hale na znacznie mniejsze klitki rozmiarami przypomnianające bardziej swojskie mieszkania. Blondas jednak zdradził jej pewną ciekawsotkę. W tych mieszkaniach nie było dachów. Raz, że to trochę oszczędzało światło jakie wpadało przez dawne świetliki w sufice lub lampy jeśli były włączone. A dwa dla bezpieczeństwa. Taka panowała zasada w tej społeczności.Buduj sobie co tylko chcesz jeśli masz miejsce i materiały ale ma być bez dachu. Wówczas na pomostach pod sufitem po jakim stali lub chodzili strażnicy nie było żadnej ochrony przed ich wzrokiem. Ale też mogli natychmiast interweniować w razie awantur czy napaści z zewnątrz bo trudno by było się przed nimi ukryć. Tak to sobie tutaj tubylcy mieszkali. Bezpieczeństwo kosztem prywatności. No i w jedno z takich mieszkań zajmował Sean.

- Cześć Kanmi. - przywitał się ów ciemnowłosy chudzielec gdy w tym labiryncie pomieszczeń i korytarzy blondyn odnalazł właściwe drzwi.

- Cześć Sean. To jest właśnie Amanda, ten spec o jakiej ci mówiłem. - kierowca przedstawił przepatrywaczkę a gospodarz obrzucił ją zaciekawionym i chyba raczej życzliwym spojrzeniem. Ale szybko zaprosił ich do środka i tak sobie siedli przy wspólnym stole i tym owocowym bimberku. Kanmi pozwolił sobie odreagować tą pogodę na co gospodarz zgadzał się, że nie było pośpiechu i jakby przeczekał tą ulewę i przyjechał po niej to też by się nic nie stało.

- Aj tam wiesz jak z tą pogodą. Może tak lać pół dnia albo cały. - blondyn machnął z niechęcią na tą chlapę na zewnątrz kończąc wreszcie temat pogody. No i zaczęli rozmawiać o interesach.

- To co to właściwie za robota? - zapytał blondyn patrząc na siedzącego obok czarnowłosego mężczyznę. Z bliska jak mu się Amanda przyjrzała to pierwsze wrażenie było trochę mylne i wydawał się nieco starszy niż ona i jej kierowca. Ale jeśli nawet to niewiele.

- No ten, magazyn o jakim ci mówiłem. Wiesz gdzie. Mówiłeś, że wiesz. - Sean wskazał na blondasa palcem aby przypomnieć mu o czym rozmawiali widocznie poprzednio.

- Tak, wiem. Ale właściwie o co chodzi z tym magazynem? - wyglądało na to, że poprzednio chyba rozmawiali bardzo ogólnie bo teraz pojawiło się więcej szczegułów.

No więc na południowym cyplu Manhattanu była dzielnica różnych gildii. Ale, że tam robiło się już ciasnawo to jakiś czas temu otworzyli nowy magazyn właśnie tutaj, w Brooklynie. Tylko oczywiście przy samej rzece. No i Sean ze swoją ekipą planowali skok na ten magazyn. Potrzebowali kierowcy. Dobrego. Taki który “umiałby jeździć dynamicznie” jak to zgrabnie oreślił kierowca. Zamierzali załatwić sprawę po cichu no ale gdyby się coś spieprzyło trzeba było się liczyć z reakcją władz i właścicieli. Stąd właśnie potrzebny był sprawny kierowca co mógłby poprowadzic ciężarówkę wyładowaną zładowanymi fantami.

- Bo ten nasz się wziął i skasował. Z całą furą. Z fury zbyt wiele nie zostało ale co najgorsze on nam odpadł. Więc mógłbyś go zastąpić Kanmi. - ciemnowłosy gospodarz wskazał palcem w jakim trzymał szluga na siedzącego po drugiej stronie stołu blondyna. Ten z wolna skinął głową chociaż trochę zbyt enigmatycznie czy uznać to za przyjęcie do wiadomości czy zgodę na taą rolę.

- A Amanda? Mówiłeś, że potrzebujecie szperacza. - kierowca po chwili namysłu wskazał głową na siedzącą obok kobietę.

- No tak, przydałby nam się ktoś taki. - gospdoarz znów przyjrzał się kobiecej sylwetce jakby starał się oszacować co ona umie i na co ją stać. No i teraz odezwał się bezpośrednio do niej bo dotąd raczej rozmawiali ze sobą we dwóch.

- Dobrze by było jakby ktoś tam obejrzał sprawę osobiście. Zwłaszcza od środka. Mieliśmy tam naszego człowieka jak to szykowali i robili renowację. No ale jak skończył się remont z miesiąc temu no to właściwie mieliśmy żadnej aktualizacji co tam się dzieje. Obserwujęmy bramę no i ruch w interesie jest więc będą bogate łupy. Pewnie wiecej niż jedna ciężarówka no ale jedną ciężarókę możemy jeszcze w miarę szybko załadować i zwiać. - Sean dość szybko przedstawił w największym skrócie jak to się sprawy mają z wiedzą o obiekcie planowanej akcji. Od siebie sugerował albo jakąś przebierankę. Tamci mieli ekipę tragarzy i ładowaczy. To wydawało się najłatwiejsze aby się podpiąć. Może coś bardziej finezyjnego ale to już musieliby pomyśleć sami. Ewenualnie jakaś skradanka. Może od strony wody? Wydawała się najmniej pinowania. Ale to już zostawiał pole do popisu Amandzie i wolną rękę jak by miała to sobie zorganizować.

- No ale wiesz Sean nasza fura jest w warsztacie a jak tą mamy ci oddać trochę ciężko będzie nam się rozglądać. - Kanmi przypomniał o tej niefortunnej niedogodności ale czarnowłosy chudzielec roześmiał się tylko niefrasobliwie.

- Nie ma sprawy! Możesz ją zabrać znowu. Możemy się umówić… Hmm… No już przed następnym weekendem to chciałbym coś wiedzieć. Chociaż tyle czy wchodzicie w to czy nie. Więc środa? Możemy umówić się na środę. Odwieziecie furę i jak nie chcecie się w to mieszać to zapomniamy o sprawie i rozstajemy się w zgodzie. Wtedy będę musiał zorganizować kierowcę i to rozpoznanie dlatego nie mogę dłużej czekać. No a ja wchodzicie to wtedy w środę powiedzcie co się dowiedzieliście o tym magazynie. Może być takie coś? - Sean zastanawiał się chwilę ale znów szybko zaczął mówić z typową dla siebi werwą i żywiołowością. Albo po prostu już wcześniej przemyślał co powiedzieć skoro spodziewał się, że dzisiaj go odwiedzą.

- A co my będziemy z tego mieć? - kierowca zanim udzielił odpowiedzi za siebie zadał to zasadnicze pytanie. Gospodarz roześmiał się ale widocznie też to miał przemyślane. Za samo pożyczenie osobówki był gotów potraktować jako koleżeńską przysługę. Jeśli odstawią furę w jednym kawałku i bez suchego baku to właściwie byliby kwita. Za samo rozpoznanie podwórza, drzwi, bram magazynu dostaliby a właściwie Amanda setkę dolców. Plus bonus jeśli dowie się coś ekstra jak jakieś alarmy, sposoby podejścia strażników i takie tam rzeczy jakie mogły być przydatne. Jakby udało się jej dostać do środka, nieważne jak to doszłaby druga setka. Też z bonusami jeśli trafiła na coś ciekawego. No a jeśli wzieliby aktywny udział w akcji to po setce na głowę za sam udział. Plus procentowy podział z puli łupów jakie uda się wywieźć z magazynu. Do tej pory rozmawiali głównie Kanmi i Sean no ale teraz przyszła kolej na Amandę.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline