Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-04-2020, 13:31   #290
Phil
 
Phil's Avatar
 
Reputacja: 1 Phil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputacjęPhil ma wspaniałą reputację
Śmiałkowie zadawali ciosy, jedni z grzbietów koni, inni stojąc pewnie na swych nogach. Ostrza cięły to pająki, to ich jeźdźców. Koniec końców pokonali wszystkich wrogów, nie odnosząc żadnych ran. To była dobra wiadomość, skonstatowali, patrząc na jakąś zielonkawą ciecz spływającą po kłach potworów.

Zła wiadomość też była, a jakże. Gonitwa przez skalny labirynt sprawiła, że nie wiedzieli gdzie są. No, przynajmniej nie do końca wiedzieli. Nie było jednak innego sposobu na opuszczenie tego miejsca, jak dalsza wędrówka. Udało się jednak, dotarli jakoś do wyjścia, choć po drodze musieli usiec kilku kolejnych goblińskich jeźdźców i ich wierzchowce. Może wreszcie uśmiechnęło się do nich szczęście, może Goromadny im odpuściły, któż mógł to wiedzieć? Najważniejsze, że droga na równiny stała otworem, nie było widać żadnych zielonoskórych, trolli, drzew obwieszonych martwymi Ungołami czy ludzi o czarnych oczach. Gdzieś na stepie czekało Medvednyj.

Taką mieli nadzieję.

Dwa dni zajęła im droga, sporo więc mieli czasu na myślenie o tym, co zastaną na miejscu. Z daleka wyglądało na to, że wszystko w porządku. Osada stała tam, gdzie wcześniej, proporce powiewały na wietrze, a palisada była nienaruszona. Dodał im ten widok otuchy.

Do bram Medvednyj zostało jednak sporo do pokonania, a za sobą usłyszeli znajome już klikanie odnóży i chrzęst chitynowych pancerzy. Ruszyli w te pędy, ale wiedzieli, że nie zdążą, nie mieli na to szans. Odwrócili się w stronę stworów coraz bardziej zmniejszających odległość między nimi. Gobliny na ich grzbietach najpierw wydały okrzyki tryumfu, poganiając pająki, ale po chwili jakby straciły rezon, a w ich pokrzykiwania wkradła się nuta niepewności.

Ziemia za plecami czwórki gotującej się na śmierć zaczęła drzeć, a powietrze wypełnił furgot skrzydeł. Jedno spojrzenie w tył wystarczyło, by wiedzieć co się dzieje. Z Medvednyj ruszyła odsiecz, i to jaka! Elitarny oddział husarii Królowej Lodu nabierał rozpędu, skrzydła doczepione do pleców wojowników dumnie powiewały, a ostrza włóczni błyszczały w słońcu. Jeźdźcy rozdzielili się na dwie części omijając ich niczym wody opływają kamień w potoku i zaszarżowali. Gnimnyr, Rusłan, Yarislav i Furgil ruszyli za nimi.

To nie była walka, to była masakra.
 
__________________
Bajarz - Warhammerophil.
Phil jest offline