Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-05-2020, 17:56   #96
Umbree
 
Umbree's Avatar
 
Reputacja: 1 Umbree ma wspaniałą reputacjęUmbree ma wspaniałą reputacjęUmbree ma wspaniałą reputacjęUmbree ma wspaniałą reputacjęUmbree ma wspaniałą reputacjęUmbree ma wspaniałą reputacjęUmbree ma wspaniałą reputacjęUmbree ma wspaniałą reputacjęUmbree ma wspaniałą reputacjęUmbree ma wspaniałą reputacjęUmbree ma wspaniałą reputację
Dziękuję za dialog, Kerm! :)

Nie cierpiała bezradności i sytuacji, na które nie miała wpływu. Chociaż ojciec Weiss nie wyglądał na takiego, co by miał za chwilę zejść, to i tak chciała mu jakoś pomóc, obudzić. Z drugiej strony sen był najlepszy dla organizmu, pozwalał mu się zregenerować. Oby tak samo było w przypadku kapłana, bo to był prawdziwy cud, że spadając z dzwonnicy nie połamał się, albo nie skręcił sobie karku. Morr albo inne siły musiały tu interweniować, nie miała innego wytłumaczenia. Miała nadzieję, że gdy się obudzi, będzie w stanie wyjaśnić pewne sprawy i odpowiedzieć na parę pytań.

Z rozmyślań wyrwali ją Laura i Bastian, którzy przynieśli z sobą pięknie wykonany miecz. Greta nie mogła oderwać od niego oczu a Hildebrand wyjaśnił im dodatkowo, że broń jest magiczna. Co taki miecz robił w starej świątyni? Czy został tu umieszczony jeszcze w czasach, gdy ściągali tutaj wierni z całego hrabstwa? Jedno było pewne: ta broń mogła im pomóc walczyć z upiorzycą, być może nawet ją pokonać. To był piękny oręż, który zdecydowanie nie powinien pozostać w takim miejscu, jak to.
- Myślę, że jak już sobie poradzimy z upiorzycą, miecz powinien trafić do Katedry - powiedziała z pełną powagą i pewnością w głosie. - To własność świątyni, nie nasza.

Czuła, jak zmęczenie odziera ją z sił, więc ułożyła się na brzegu łóżka, tak, by nie dotykać kapłana i choć sądziła, że ze względu na nowe miejsce, stan kapłana i upiorzycę grasującą na zewnątrz długo jej się zejdzie z zaśnięciem, myliła się. Ledwo zamknęła oczy, a odpłynęła w nicość.


Obudził ją chłód poranka i zesztywniałe plecy oraz kark. Podniosła się i przeciągnęła, zauważając, że Manfred też już jest na nogach. Jemu też nie spało się za specjalnie.

- Dzień dobry. Mogłeś powiedzieć, że się nie wysypiasz w takich pozycjach, to bym ci zwolniła miejsce na rogu łóżka. Miałbyś ciekawe towarzystwo. - Uśmiechnęła się do niego lekko. - Poza tym, wcale taki stary nie jesteś. No może ta broda cię postarza trochę, ale jej zawsze można się pozbyć. - zaśmiała się cicho.
- Zrobiłby się tam tłok... jestem troszkę większy od ciebie - odparł z uśmiechem. - No chyba że kapłana przenieślibyśmy na podłogę - zażartował. - A do brody to się już przywiązałem... Nie poznałbym sam siebie w lustrze - dodał z na pozór poważną miną.
- No właśnie myślałam że to ja bym się na podłogę przeniosła, a ty do kapłana - rzuciła wesoło. - A co do brody, to my też moglibyśmy ciebie nie poznać i mógłby być problem. - Nie przestawała się uśmiechać, choć sytuacja, w jakiej się znajdowali nie należała do najweselszych. - W sumie jakbyśmy kapłana przenieśli, to biedak by się nawet nie zorientował. Ale ja nie sypiam z kolegami z pracy, nawet, jeśli tylko plecami do siebie. - Puściła mu oczko.
- Jaka szkoda... - Manfred pokiwał głową z wyraźnym żalem... trudno powiedzieć, na ile prawdziwym. - Trzeba będzie zmienić pracę... - Stłumił uśmiech. - Nie miałbym serca wyrzucać cię na podłogę - dodał. - Tak nisko jeszcze nie upadłem... mimo że znalazłem się na podłodze. - Uśmiechnął się wesoło.
- Spałam już w wielu dziwnych miejscach, a podłoga to akurat jedno z normalniejszych - rzuciła, patrząc na niego. - Przez te wszystkie lata na szlaku przyzwyczaiłam się, choć na początku nie było łatwo. Pomimo tego, że w nowicjacie dawali mi popalić, to zawsze na noc miałam miękkie łóżko. A potem… wszystko się zmieniło. No ale nie chciałam być kapłanką, to mam, co wybrałam - powiedziała, uśmiechając się. - A ty? Jesteś na etacie u Morrytów, czy po prostu wzywają cię, gdy potrzebują? Bo ostatnio sporo z nami podróżujesz.
- Pomagam im od czasu do czasu - odparł - ale w każdej chwili mógłbym powiedzieć 'żegnajcie' i ruszyć w drogę. Jak na razie taki układ odpowiada obu stronom. Dlaczego Morryci, a nie mąż i dzieci? - Spojrzał na swą rozmówczynię. - Jeśli to nie niedyskretne pytanie - dodał.
- Jak byłam mała, miewałam wizje. Kruki, świątynie… dość typowo dla przyszłych akolitów Pana Zmarłych. Gdy te się nasiliły, matka zabrała mnie do świątyni i opowiedziała kapłanowi o wszystkim. Potem on zamienił ze mną kilka słów i tak zostałam nowicjuszką. - wyjaśniła. - Moi rodzice są dumni, że zostałam naznaczona przez Morra, ale ja wtedy nie byłam jeszcze wszystkiego świadoma. Tak jak mówiłam wcześniej, nowicjat to była droga przez piekło, ale wiele mnie nauczył. Zahartował i pozwolił stać się tą osobą, którą jestem dzisiaj. Co do męża i dzieci, rozmawiałam już o tym nawet z Bastianem. Może kiedyś, chociaż nie wiadomo, kiedy będzie to “kiedyś”. Może nigdy… - Uśmiechnęła się do Manfreda, wzruszając ramionami. - A ty nie myślałeś, żeby gdzieś osiąść?
- Nie wyglądasz na osiłka, który mógł dać w zęby każdemu z kolegów, a jeśli oni nie miewali wizji, to zżerała ich zazdrość, bo byłaś lepsza. Takich nikt nie lubi. - Uśmiechnął się lekko. - Najpierw trzeba mieć powód, by gdzieś osiąść - odparł na ostatnie pytanie. - Potem warto mieć pieniądze, by nie zaczynać od zera. A pomysł, by ożenić się dla pieniędzy, niezbyt mi odpowiada.
- Akurat z kolegami i koleżankami żyłam bardzo dobrze. To nasi przełożeni dawali nam w kość. Byliśmy kimś w rodzaju “przynieś, wynieś, pozamiataj”. Czasem nawet żartowaliśmy sobie, że służki w gospodach mają lepiej od nas - powiedziała. - Ale było, minęło. Przeżyłam, jestem silniejsza psychicznie i pewnie też fizycznie, no i udało mi się wyrwać w świat ze świątyni. Lubię to, co robię, więc nie ma powodu do narzekań. Co do małżeństwa, zgadzam się całkowicie. Moja siostra wyszła za mąż za szlachcica ze Stirlandu, tylko dla pieniędzy. Życie ma dobre, ale co z tego, jak nie ma między nią a nim żadnego uczucia. Znaczy, on ją chyba kocha. Ciężkie tematy, zbyt ciężkie jak na poranek z pustym brzuchem - uśmiechnęła się lekko i poklepała po żołądku.
- Śniadanie czeka w gospodzie - zażartował. - Trzeba było pomyśleć i zabrać coś na wynos - dodał takim samym tonem.
- Śniadanie mamy tam - wskazała palcem na pieczonego szczura zatkniętego na patyku na ruszcie. - Wygląda smakowicie. - zaśmiała się. - Kuchnia brata Weissa, palce lizać.
- W razie czego rzucimy losy, kogo mamy zjeść - kontynuował temat kulinarny. - Niektórzy wyglądają całkiem smakowicie... - dodał z poważną miną.
- Naprawdę? Nie zauważyłam - odparła wymijająco. - Ja akurat w jedzeniu innego człowieka się nie widzę, ale jak ktoś lubi? - uśmiechnęła się szeroko. - A na poważnie, to nie będzie tak źle.

Sięgnęła do plecaka, pogrzebała w nim chwilę, po czym wyciągnęła dwa podpłomyki i kawałek sera. Ser przełamała na pół i podała jedną część i podpłomyk Manfredowi.
- Nie jest pierwszej świeżości, ale lepsze to niż szczur z rusztu - rzuciła wesoło i zaczęła jeść.
Manfred nie chciał jej psuć apetytu sugestią dotyczącą tego, co oferują w niektórych karczmach. Wziął jedzenie.
- Jesteś prawdziwym skarbem - powiedział. - A prawdę mówiąc to nie chciałem od ciebie wyłudzić ostatniego kęsa... Prawdę mówiąc mi też coś zostało... a nawet tego biedaka jakoś odżywimy. - Wyciągnął z plecaka pęto kiełbasy. Połowę schował z powrotem, a resztą podzielił się ze współbiesiadniczką.
- No i śniadanie mamy odhaczone - odpowiedziała, biorąc od Manfreda kawałek kiełbasy. - Też mam jeszcze trochę w plecaku, więc i dla Laury i Bastiana się coś znajdzie, jakby swojego nie mieli. No i dla kapłana Weissa, jak już wspomniałeś - powiedziała i wzięła gryz kiełbasy. - Jak sądzisz, czy w drodze do wioski będzie czekać na nas jakaś niespodzianka? Wiesz, o kim mówię.
- Jest zawzięta na kapłana, słońce jej nie przeszkadza, więc nawet niespodzianką nie można tego nazwać. Trzeba się będzie dowiedzieć, o co chodzi z tym dzieckiem. No i zadziwiające jest to, że mieszkańcy wioski o niej nie wiedzą. Chyba że złożyli nas w ofierze. - Nie wyglądał na zachwyconego ostatnimi wnioskami.
- Kto wie, całkiem możliwe, że wioskowi wiedzieli o wszystkim i pozbyli się kapłana, żeby upiorzyca jego dopadła a nie ich - powiedziała Greta. - Równie dobrze to Weiss mógł chcieć uporać się z problemem sam, by nie ściągać go na wioskę. Dowiemy się, jak już się obudzi. I sprawa dziecka też mnie nurtuje. W tak małej społeczności raczej nie masz możliwości by ukryć coś takiego… Ktoś musiał Rebeckę w ciąży doglądać, ktoś odebrać poród. A sam wiesz, jacy na wsi są ludzie...
- Co do porodu to niekoniecznie. - Manfred potarł dłonią brodę. - Kochanka trudno ukryć w małej wiosce, ale słyszałem o przypadkach, że ciąży nie było widać i nikt o niczym nie wiedział. Ale - zaznaczył - tylko słyszałem. Zwykle kobiety ukrywają nieślubne dziecko, może i tej się to udało? Albo w głupi sposób usiłowała się pozbyć... Najlepszym źródłem będzie nasz kapłan, gdy już otworzy oczy.
Wyciągnął bukłak i podał dziewczynie.
- Dokładnie, nie ma co gdybać - odparła, odbierając bukłak i biorąc z niego kilka łyków. - Poczekamy, wypytamy i będziemy wiedzieć, na czym stoimy.

Skończyli rozmawiać, gdy w sypialni pojawili się Laura z Bastianem, a niedługo potem kapłan obudził się, zupełnie nie kontaktując ze światem zewnętrznym. Dopiero gdy Greta go dotknęła, odskoczył i zmysły mu wróciły. Nie wyglądał jednak na w pełni zdrowego, a z takim do wioski wrócić nie mogli. Po drodze mogli znów trafić na tę paskudną płaczkę, która tym razem mogłaby dokończyć, co zaczęła.
- Przyjechaliśmy z Bechafen, z Katedry. Ojciec Brimfeld mocno się o brata martwił i poprosił, byśmy sprawdzili, co się dzieje w Munkenhof. A dobrze się nie dzieje, z tego, co udało nam się ustalić - powiedziała. Mówiła swoim rzeczowym, niemal beznamiętnym tonem w którym ciężko było odnaleźć tę Gretę z rozmowy z Manfredem. - Wiemy o romansie ojca z Rebecką Schwartz i o waszym dziecku. Wiemy też, że Rebecka stała się upiorzycą. Dlaczego chce śmierci ojca i jak to się stało, że przemieniła się w to "coś"? Co z dzieckiem? Czy nadal jest w Munkenhof? Jeśli mamy pomóc, musimy wiedzieć wszystko, co istotne i pozornie nieistotne. Musi nam ojciec wszystko opowiedzieć. Jak na spowiedzi. - Patrzyła mu prosto w oczy. - I jeśli nie czuje się ojciec dobrze, mam przy sobie miksturę leczniczą, wystarczy słowo...
 

Ostatnio edytowane przez Umbree : 01-05-2020 o 17:58.
Umbree jest offline