Łowca nagród odruchowo wręcz wyciągnął blaster i błyskawicznie skierował lufę w kierunku nadciągającego zagrożenia. Wystrzelił. Niecelnie. Błędnik wciąż podejmował wysiłki mające na celu określenie położenie ciała po krótkiej serii obrotów.
Nyrhe natychmiast wprowadził korektę i ponownie wystrzelił. Usłyszał przeciągły, zawodzący, cichnący szybko dźwięk. Nie wiedział co on oznacza. Być może stwór nie posiadał pancerza chroniącego przed pociskami lub udało mu się trafić w miejsce niechronione. A może tylko go zranił.
Jakkolwiek nie było i jakkolwiek nie wyglądał, miał dość sił, by uderzeniem podrzucić cały śmigacz. Druga ręka początkowo po omacku, a następnie wspomożona dwoma szybkimi spojrzeniami spojrzeniami naprowadzającymi znalazła włącznik silnika repulsorowego. Zarzęził, zazgrzytał uruchomił się i... zdechł ponownie. Nyrhe spróbował ponownie. Zaczęło się identycznie, ale tym razem stukotanie i klekot nie ustał, zaś pojazd wznosił się posłusznie w powietrzu.
Ruszył do przodu... w ostatniej chwili. Nagle coś wystrzeliło spomiędzy traw za pojazdem. Bardziej usłyszał to i odczuł niż zobaczył. Stworzenie otarło się o śmigacz zmuszając łowcę do podjęcia krótkiej walki o odzyskanie pełnej kontroli nad pojazdem.
Kiedy się obejrzał zobaczył rogaty łeb wielkości dorodnego arbuza z pojedynczym rogiem wychodzącym znad poczwórnych nozdrzy wężowego pyska. Krótka, szeroka narośl wyrastała ku górze i zakręcała w kierunku ciała. Za nim opadł gruby na dwa męskie uda tułów z czterema zakończonymi pazurami masywnymi łapami jedynie o połowę szczuplejszymi od całego ciała.
To nie był trafiony przez niego osobnik. Jego ciało było zbyt wąskie, by utworzyć widoczny efekt płynącej w jego kierunku wyspy w morzu zieleni.
Zapadła cisza. Ansionianin w czarno-fioletowym stroju spojrzał ponownie na Neri, choć palce rąk wciąż uparcie się poruszały. Zamrugał kilkukrotnie. Spojrzał ponownie na ekran. Ostatni raz. Najwyraźniej był czymś po prostu zajęty i chciał sprawę dokończyć, ponieważ tym razem twi'lekanka zyskała pełną uwagę. Trójpalczasta dłoń bez słowa odebrała datapada.
Łowczyni wydawało się, że jest to osobnik względnie młody. Purpurowy irokez przechylał się to w jedną, to w drugą stronę, kiedy przekręcał głowę wchodząc w różne ustawienia urządzenia. Pokręcił głową, wymruczał coś i położył je na blacie obok wyświetlacza. Jego palce ponownie zaczęły pracować.
W wąskim, długim pomieszczeniu słychać było tylko okazjonalne piknięcia o różnej wysokości. Informatyk przestał się ruszać. Zamrugał kilkukrotnie i spojrzał na klientkę.
-
No... Powinno dać radę. Nie ma nigdzie kopii zapasowych ani plików tymczasowych, więc nie zrobię tego od ręki. Sto kredytów. Za dwa dni powinien być gotowy.