Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-05-2020, 11:27   #124
Aiko
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Post tworzyli Aiko, MG i Lua Nova

20 Martius 816.M41

Mimo dobrych wieści z mostku Bel wracała do sektora chóru walcząc z narastającym smutkiem. Nie mogła się poddać emocjom, zbyt wiele jednak wyczuła ich w umysłach swych podopiecznych. Wyjątkowo szum statku nieco koił jej nerwy. Jego szepty przypominały jej, że jest tu z wyższych powodów.

Przyspieszyła kroku. Malchediel zajmował się już organizacją pożegnania Lorna. Widziała mury świątyni łącząc się z jego jaźnią, wiedziała, że też tam go znajdzie.


Świątynia


[MEDIA]http://conceptartworld.com/wp-content/uploads/2017/03/steve-shi-concept-art-coronation-680x349.jpeg[/MEDIA]

Dym kadzideł i świec wypełniał nozdrza Belitty. Klęczała tuż przed odprawiającym obrządek kapłanem śpiewając cicho. Słyszała głosy reszty chóru, stojącego za jej plecami. Gdzieś tam stało też owinięte całunem ciało Lorna. Wpatrując się w postać imperatora, to właśnie to ciało miała Bel przed oczami. Kilka godzin wraz z Melchadielem i Sanielem czyściła je i powoli szepcząc modlitwy owijała haftowanym materiałem.

Dziękowała wtedy Lornowi za jego poświęcenie, teraz jednak prosiła Imperatora by przyjął go do siebie. Jej własny głos przytłaczał ją. Nazbyt melodyjny i wyrazisty wybijał się na tle innych odbijając się od ścian świątyni, wibrując w wypełnionym aromatami powietrzu.

Gdy kapłan zakończył. Nasunęła na głowę kaptur i chwyciła oparty obok kostur zwieńczony symbolem imperatora. Teraz zdobiły go długie pasy w żałobnych bawach.

Obróciła się. Służący przybrani w czarne szaty unieśli, spoczywające na ozdobionej misternymi rzeźbami płycie, ciało Lorna. Bel zaczekała aż kapłan przejdzie na czoło pochodu. Na chwilę otoczył ją zapach kadzidła, miała wrażenie, że otoczył pętlą jej szyję zabierając oddech. Przypomniał o tym jak ulotne i kruche jest jej życie. Rozchyliła wargi wznosząc oczy ku sklepieniu świątyni i dziękując Panu za to iż pozwolił jej dalej kontynuować posługę.

Powoli podążyła za niesionym ciałem słysząc jak wraz za nią rusza reszta chóru. W ciszy podążyli korytarzami statku. Czuła, że ktoś za nią uniósł wstęgi ozdabiające jej kostur, jej uszy wypełniały ciche modlitwy kapłana, służby i podążających za nią astropatów, a każdy krok zdawał się być coraz trudniejszy, przypominał o kruchości ich losu. Bel coraz mocniej zapierała się o ściskany w dłoni kostur. Nie mogła pozwolić by zapanowały nad nią emocje. Musiała być dla nich wzorem… opoką. Szła więc wyprostowana, w ciszy, dodając sobie otuchy jedynie chłodem ściskanego metalu.


Gdy dotarli do zewnętrznej powłoki statku, zaczęła dostrzegać coraz więcej kryjących się w cieniach postaci. Nie wiedziała co je to sprowadziło. Ciekawość? Współczucie? A może po prostu nuda? Spojrzała na niesione ciało Lorna. Pozostała jej jedynie wiara w to, że choćby część z tych ludzi czuła wdzięczność dla poświęcenia tego chłopaka.

Zatrzymała się obok kapłana patrząc jak słudzy składają ciało w jednej z setek śluz znajdujących się w kadłubie statku. Gdy kapłan zamilkł Bel znów zaśpiewała pieśń ku chwale Pana. Cicho, choć w tej że niedostosowanej do śpiewów przestrzeni jej głos odbijał się, wirował i wypełniał całą przestrzeń.

Słyszała jak inni odchodzą. Kapłan, pozostali astropaci. Wiedziała, że będą kontynuować modlitwy w przestrzeni Chóru. Patrzyła jak wewnętrzne drzwi śluzy zamykają się i po chwili usłyszała charakterystyczny świst. W tej jednej chwili, stojąc sama tuż przed metalowymi drzwiami pozwoliła sobie na uronienie łzy.

Gdy uspokoiła się i obróciła plecami do śluzy dostrzegła znajome sylwetki. Christo, Dalia… stali razem na uboczu. Oboje skinęli zdawkowo głowami, kiedy Mistrzyni Chóru odwróciła w ich stronę twarz. Utrzymywali pełen respektu dystans, będąc obcymi pośród ludzi obdarzonych psionicznym talentem.

Za Barcą i jego adiutantką stała Amelia. Ubrana była w swój prosty, czarny mundur i włosy miała gładko zaczesane z tyłu, jak zawsze. Twarz Amelii, zwykle surowa i groźna, była teraz łagodna i smutna. Spojrzała na astropatkę ze współczuciem i zrobiła kilka kroków w jej stronę.
- Moje kondolencje Bellitto… - Zaczęła trochę nieporadnie. - Zarówno ty jak i cały Chór odnieśliście ogromną stratę. Ale wiedz, że poświęcenie Lorna nie zostanie zapomniane. A Bóg - Imperator z pewnością wziął go pod opiekę.- Spojrzała niepewnie na Bel i po chwili dodała z pewnym wahaniem, bardzo cicho, tak by tylko astropatka słyszała. - Ja… Jeżeli byś potrzebowała porozmawiać z kimś… uczucie straty, żałoba nie jest mi obca. Zawsze chętnie cię wysłucham…

Bel nieco zaskoczona podchodzącą Amelią nieco uniosła kaptur by dało się zobaczyć jej twarz. Słysząc jej słowa uśmiechnęła się delikatnie.
- Dziękuję. - Astropatka przyjrzała się kobiecie zdając sobie sprawę, że tak niewiele o niej wie. - Wierzymy, że jego śmierć była konieczna i teraz wstawi się za nami u Imperatora.

Amelia odwzajemniła uśmiech.
- Z pewnością tak będzie. Oby Święty Imperator czuwał nad nami wszystkimi. - Przez chwile Pierwsza wyglądała jakby chciała coś jeszcze powiedzieć, ale zamiast tego wycofała się. - Nie będę więcej mitrężyć twojego czasu Bellitto. Zapewne czekają na ciebie w Chórze. - Skinęła jej głową na pożegnanie i ruszyła w głąb korytarza.

Bel odprowadziła kobietę wzrokiem. To było nieco zaskakujące. Odruchowo sięgnęła w kierunku oczu, tak bardzo przywykła, że raczej przeraża ludzi, że… Ścisnęła mocniej kostur i ruszyła w kierunku swoich komnat.
 

Ostatnio edytowane przez Aiko : 07-05-2020 o 08:41.
Aiko jest offline